- Opowiadanie: An-Nah - To wina romansów (PARANORMAL 2012)

To wina romansów (PARANORMAL 2012)

Autorze! To opowiadanie ma status archiwalnego tekstu ze starej strony. Aby przywrócić go do głównego spisu, wystarczy dokonać edycji. Do tego czasu możliwość komentowania będzie wyłączona.

Oceny

To wina romansów (PARANORMAL 2012)

TO WINA ROMANSÓW

 

 

 

Dziewczątko świergotało w najlepsze, wdzięczyło się, prezentowało biust obciągnięty co najmniej rozmiar za małym T-shirtem. Krystian czuł zmęczenie i narastającą migrenę. Cóż, czułby tę ostatnią, gdyby migreny go dotyczyły. Niestety, ból głowy nie chciał nadejść, a może wtedy byłaby jakaś wymówka, jakiś sposób wykręcenia się.

 

Kolacja. Myśl o kolacji, Krystian. Po to zaprosiłeś tu to stworzenie, prawda?

 

Dziewczyna uśmiechnęła się szeroko znad swojego talerza.

 

– I… o rannyyy… nigdy dotąd nie byłam w tak eleganckiej restauracji…

„I nie umiesz się zachować ani trochę” – myślał zniechęcony Krystian. Powinien był ją uprzedzić, gdzie idą, a teraz świecił oczyma za ten jej przyciasny T-shirt. Choć z drugiej strony, pewnie swoją pierwszą wieczorową sukienkę dziewczyna kupi dopiero na studniówkę. Może powinien się poświęcić i sprawić jej coś…?

 

Nie, nie ma mowy! Jakby to wyglądało, gdyby nastolatek nagle kupił nastolatce elegancką kreację?

„Następnym razem trzeba będzie iść gdzie indziej” – myślał, wyprowadzając w końcu dziewczynę z lokalu. „Kino. Spacer. McDonald. Pizza Hut w najlepszym wypadku. Dyskoteka. Żadnych eleganckich miejsc. Żadnych muzeów”

Poprzednią zabrał na wernisaż. Też nie miała porządnej kreacji i wynudziła się śmiertelnie. A przy okazji upiła… Nie, to bzdura, że pijane dziewczyny są łatwiejsze w obsłudze: lecą przez ręce, wpadają w histerię i smakują alkoholem. Okropieństwo.

 

– Gdzie teraz?

 

Dziewczę przykleiło się do krystianowego ramienia, zatrzepotało rzęsami. Cholera, panienka była ładna. Młoda, ciepła, miękka. Tylko tak koszmarnie, koszmarnie bez wyrazu…

– Spacer – zadecydował, wiodąc ją pogrążonymi już w mroku uliczkami.

 

Och, mieć to już za sobą, mieć już za sobą to wszystko, wrócić do domu i zająć się czymś… bardziej konstruktywnym niż głupia panienka.

Kilka metrów dalej latarnia nie działała, a między starymi kamienicami był cichy, mroczny zaułek. Tam właśnie Krystian przyszpilił zaskoczone dziewczę do ściany.

***

 

– To wszystko wina literatury.

 

– To znaczy? – Nauczycielka patrzyła na niego z zaciekawieniem.

 

Przykuwał jej uwagę i musiał przyznać, że lubił to robić. Lubił, kiedy zaczynała z nim dyskutować, na lekcji czy na przerwie, raz nawet w autobusie, kiedy jechali w tę samą stronę.

 

– Proszę sobie wyobrazić: romanse, romanse wszędzie. Helena Trojańska: wojna o kobietę. Tristan i Izolda, Romeo i Julia… miłość która jest silniejsza od wszystkiego, miłość, dla której poświęca się życie. Co za głupota! Potem mamy całą masę powieści XIX-wiecznych. W tych ambitniejszych mamy pokazane, jak toksyczna może być taka miłość, ale czy ludzie to zrozumieją? Nie, oni już są nakarmieni tanimi romansami, oni już wierzą: miłość aż po grób. A potem? Co potem? Wypalenie. Samotność. Rezygnacja z samego siebie: bo swoje życie społeczne, twoja praca, twoje hobby nie są tak ważne jak absolutne oddanie się drugiej osobie. A kiedy się okaże że ten wymarzony, wyśniony związek nie spełnia twoich oczekiwań, co ci pozostanie? Nic. Ale maszyna jest w ruchu, popkultura podtrzymuje model. I co mamy? Afirmację toksycznej miłości w romansach paranormalnych! Dziewczyny marzą o wiecznej miłości do wampira, żeby choć takiej, jak w „Draculi”… mówię o filmie Coppoli… ale nie, pojawia się Meyer… To nie ma sensu, najmniejszego, ale przecież uczymy się przez mimesis, tak? Więc podświadomie dostosujemy się do fikcji… myślę, że nawet jakiś wampir, gdyby istniał, marzyłby o tragicznej miłości do śmiertelniczki.

 

Przerwał. Nauczycielka zaśmiała się, przykładając dłoń do ust. Miała śliczne dołeczki w okrągłych policzkach, kiedy się tak uśmiechała.

 

Za plecami Krystian usłyszał pogardliwe prychnięcie. To jego wczorajsza kolacja. Właśnie budował sobie opinię nieczułego, cynicznego drania, nie wierzącego w Prawdziwą Miłość.

 

I dobrze. Miał dość całego tego gadania o Prawdziwej Miłości.

 

– A ty wierzysz w miłość, Krystian? – spytała nagle nauczycielka.

 

Zatkało go. Przecież powiedział, co myśli, czyż nie? Nie wyraził się dość jasno?

 

– Ja… – zaczął, ale na całe szczęście ocalił go dzwonek.

 

Odetchnął z ulgą. Chyba za bardzo dał się ponieść.

 

Przynajmniej Magda nie będzie go więcej męczyć. Uzna te pocałunki w zaułku za cyniczne.

 

– Krystian…

Podniósł oczy. W pustej sali lekcyjnej został tylko on i nauczycielka. Stała przy jego ławce, opierała się o nią dłonią. Kobieta w wieku, jak to się mówi, balzakowskim: trzydziestolatka za okrągła jak na współczesne standardy urody, z pierwszymi zmarszczkami dookoła oczu i ust, delikatnymi liniami na czole. Stonowany sweter, srebrna bransoletka na nadgarstku, tuż nad wyraźnie rysującymi się, niebieskimi liniami żył…

 

– Zdenerwowałem panią?

 

– Ależ skąd – Uśmiechnęła się, szeroko, ciepło. – Po prostu znowu zaskoczyłeś. Mało znam ludzi z podobnymi poglądami, a już na pewno…

 

– …nie spodziewa się ich pani po uczniu liceum, co? – uzupełnił, bawiąc się nerwowo wisiorkiem.

 

– Nie. Choć po tobie powinnam. Nie pasujesz tu.

 

Przygryzł wargę, zgarnął zeszyty do torby. Wstał.

– Wiem – mruknął i ruszył ku wyjściu z klasy.

 

Ten jeden rok. Ten jeden, jedyny rok. Potem studia. Wymarzone studia. Po to ta cała farsa. Dla nauki. Dla wiedzy.

 

Oczywiście, nie zabrał się za to należycie. Trzeba było sobie zrobić od razu świadectwo maturalne i iść na studia bez męczenia się w liceum. Ale kiedy dostał medalion był tak zauroczony nowymi możliwościami, ze nie przemyślał sprawy. Nie myślał, że szkoła średnia będzie tak… koszmarnie nudna.

 

Może liczył na jakieś znajomości. Na świeże spojrzenie współczesnej młodzieży? Może, pod wpływem cholernego imperatywu romansów, liczył na miłość…

– Pierdolę to – mruknął, kierując się w stronę autobusu.

 

Przynajmniej w tych chwilach frustracji lepiej było mu wejść w rolę nastolatka. Zły i nieszczęśliwy bardziej przypominał swoich rzekomych rówieśników.

 

Nie jest dobrze być wykształconym dandysem rodem z dziewiętnastego stulecia próbującym się dopasować do dzieciaków w dwudziestym pierwszym… Najpierw musiał dostosować ubranie, a i tak czasem wyzywano go od „pedałów”… Nie, żeby homoseksualizm uważał za coś złego: po pierwszym stuleciu istnienia różnica płci przestaje mieć tak wielkie znaczenie i to, że kogoś bardziej interesują kobiety, jest raczej kwestią wyboru, niż czegokolwiek innego.

 

Imperatywy biologiczne nie istnieją już, kiedy nie możesz się rozmnażać, ale imperatywy psychologiczne i emocjonalne pozostają. Jest potrzeba: potrzeba towarzystwa. Nikt bowiem nie został stworzony do życia w samotności i można utyskiwać na te cholerne wizje Jedynej Prawdziwej Miłości, ale kiedy przeszło się nimi na wylot, trudno już od nich uciec. Pozostaje żyć w strachu: a jeśli taka Jedyna Prawdziwa Miłość cię zniszczy, kiedy ją znajdziesz? Co będziesz musiał dla niej poświęcić, a co będzie musiała poświęcić druga strona? Dotychczasowe życie, żeby być z nim na zawsze? Czy może przeciwnie: on będzie musiał patrzeć jak jego ukochana starzeje się i umiera?

***

 

Krystian dzielił z innymi istotami swojego rodzaju jedno szczególne hobby: namiętne pochłanianie książek, które o takich jak on napisali śmiertelni. Książek, filmów, komiksów, gier też. Podkreślanie zarówno bzdurnych, jak i trafnych fragmentów. Dyskutowanie na temat tego, jak zmienia się wizja na przestrzeni wieków… Wampirze kółka dyskusyjne.

 

Przydatne. Wiedziało się, czego oczekują ludzie.

 

Oczywiście tego, że ludzie oczekują chodzenia po słońcu i uczęszczania do liceum Krystian dowiedział się już po tym, jak dostał medalion i zaczął tę nieszczęsną maskaradę. Cóż… medalion był po prostu praktyczny i poszerzał możliwości (za małą cenę większego zapotrzebowania na krew: cóż, kiedy jest się aktywnym całą dobę, trzeba jeść dwa razy więcej, prawda?). I dawał nadzieję na więcej kontaktów z ludźmi, z żywą nauką, nie tylko przez Internet – wspaniały wynalazek nota bene – ale w cztery oczy.

 

W każdym razie, czytając te wszystkie wynurzenia oraz plony fantazji autorów Krystian nie raz trafiał na tezę o wampirze – samotnym drapieżcy, tak odmiennym od ludzi, że niemogącym z nimi żyć. Celowała w tym zwłaszcza literatura bardziej idąca w stronę naukową – interesująca, owszem, ale nie zgadzająca się z osobistymi obserwacjami. Krystian ludzi potrzebował tak samo, jak potrzebował ich krwi.

 

(Och, oczywiście były jeszcze kontakty z własnym rodzajem… twórcy pewnej gry fabularnej doskonale to musieli wyczuć, konstruując wampirze społeczeństwo…)

 

Tego wieczora nie spędzał więc samotnie, a włócząc się po mieście, zaglądając do kawiarni i pubów. Trochę popijał colę, trochę rozmawiał z ludźmi. Chłonął obecność, gwar, ciepło i zapach. Bez nich istnienie wydawało mu się niekompletne. Nie, nie był stworzony do roli samotnego drapieżcy.

 

A poza tym w tłumie lepiej się poluje.

 

Co prawda teraz nie polował, przynajmniej nie planował. Jeśli się trafi ktoś wart zainteresowania, czemu nie. Ale nic na siłę.

 

Siedział przy kawiarnianym stoliku, gdy w głębi sali dostrzegł znajomą twarz. Nauczycielka siedziała w towarzystwie jakiegoś mężczyzny i, co wydało się Krystianowi zabawne, słuchała go z równym zainteresowaniem, co on wczoraj Magdy.

 

A facet był dojrzały, siwiejący na skroniach, elegancki… No dobra, próbował być elegancki, ale szczerze mówiąc, manier nie miał za grosz. Łypał tylko na kobietę, podwijał mankiet koszuli tak, żeby widziała jego drogi zegarek i w ogóle starał się…

 

Uch, co on właściwie chciał zrobić? Złapać biedaczkę na grubość portfela? Żałosne. Dokładnie z tego powodu Krystian musiał się pilnować, żeby nie płacić za wiele za swoje kolacje.

 

Z drugiej strony, jeśli ona umawia się z takimi facetami to…

 

Nieoczekiwanie dla samego siebie Krystian poczuł rozczarowanie wymieszane ze złością. Do cholery, lubił tę kobietę. Naprawdę lubił. Miał ją za inteligentną, wrażliwą, ciepłą… gdyby zaczął się zastanawiać, wyszłoby, że myśli o niej w samych superlatywach…

 

Och, może i dobrze, że facet z roleksem na przegubie psuje ten wyidealizowany obraz…

Nagle nauczycielka wstała. Krystian widział, jak opierając dłonie na biodrach mówi coś do mężczyzny – wzburzona, podniesionym głosem. Oho?

 

Rzuciła na stół pieniądze, pewnie równoważność wypitej kawy i zjedzonego ciastka, chwyciła torebkę i ruszyła ku wyjściu.

 

Krystian powinien udać, że jej nie widzi – nie zrobił tego. Chwycił kobietę za ramię.

 

Zatrzymała się gwałtownie.

 

– Pani Rudnicka? Co się stało?

 

Poznała go dopiero po chwili – może przez wzburzenie, może dlatego, że ubierał się inaczej niż w szkole i wyglądał na kilka lat starszego. I cóż, elegantszego też, choć nie tak ostentacyjnie jak ten facet.

 

– Och, Krystian. Ja…

– Chodźmy – zaproponował, widząc, że towarzysz nauczycielki wstaje i chyba kieruje się w ich stronę.

 

Zostawił pieniądze na stoliku i wyciągnął kobietę na zewnątrz, nie mogąc opędzić się od wrażenia, że popełnia koszmarny błąd.

 

Ale, stało się: stali teraz oboje na rynku, kawiarnia i nieprzyjemny facet byli już wspomnieniem.

– Nieudana randka?

 

Nauczycielka kiwnęła głową.

 

– Przyłapałeś mnie, Krystian.

 

– Nie ma się tego co wstydzić. Moje też są nieudane.

Wyglądała, jakby chciała coś powiedzieć. Aluzja do jego urody i inteligencji? Możliwe… Och, naprawdę sądziła, że bycie przystojnym i wygadanym jakoś ułatwia sprawę (pomińmy już fakt wpływu bycia wampirem na szanse randkowe…)? Sama była atrakcyjną jak diabli, zadbaną, błyskotliwą kobietą, musiała wiedzieć, jak to jest!

 

– To dlatego masz takie poglądy na miłość? – spytała, omijając to, co chodziło jej po głowie.

 

– Też – mruknął niezadowolony. Cholera, czemu właśnie ten temat, właśnie tu, właśnie teraz, właśnie z nią?

 

– Szkoda. Taki młody chłopak, a tak… czasem mam wrażenie, że jesteś rozczarowany życiem, Krystian. Zgorzkniały. Jak stary człowiek. Szkoda. Masz całe życie przed sobą.

 

Zdusił śmiech. Całe życie? To ona ma przed sobą całe życie: trzydzieści lat, ile to jest w dzisiejszym świecie? Nic! Tysiąc możliwości… Ona jest młoda, jest przy nim dzieckiem, to tylko jego własna forma, jego nieśmiertelne ciało każą mu udawać nastolatka.

– Nie wie pani, co pani mówi – rzekł, nie mogąc się powstrzymać.

 

I nie mógł się powstrzymać przed chwyceniem jej pod ramię i poprowadzeniem przed siebie.

 

To była noc, jego świat, jego rzeczywistość. Tu on był starszy, bardziej doświadczony. On rządził, on prowadził…

 

– Nie rozumiem… Jest coś, czego nie wiem? Choroba…?

 

– Zaawansowana hemoflia – zaśmiał się.

 

– Ale to nie jest…

 

– Śmiertelne? Nie, oczywiście nie: już na to umarłem. Jestem wampirem.

 

Nie uwierzyła: oczywiście, nie powiedziałby jej, gdyby podejrzewał, że uwierzy.

 

Zaśmiała się. Ależ miała perlisty śmiech! I te dołeczki… i ciepło jej ciała…

 

– Oj, Krystian, Krystian…

 

– Jutro będziemy oboje w szkole. Jutro w blasku dnia pani nawet nie będzie wierzyła, że byliśmy na tym spacerze… Więc równie dobrze mogę teraz mówić, że jestem wampirem, prawda? Głupim wampirem, który miał pecha zostać wychowanym jako skrajny romantyk, przemienionym w wieku siedemnastu lat i dodatkowo – naczytać się bzdurnych książek, które wykrzywiły mu sposób myślenia… może się pani ze mnie śmiać – przywykłem… Znam pewną wampirzycę, która robi to ciągle – swoją drogą, wspaniała, inteligentna kobieta… powinna ją pani poznać. Nie. Chyba pani raczej powinna poznać jakiegoś miłego faceta… co powiedział tamten, jeśli mogę spytać?

 

Speszyła się, zaczerwieniła jak pensjonarka.

 

– Zasada trzech randek…

 

– Dupek! – wykrzyknął Krystian oburzony. – Pani z nim była na trzech randkach?

– Na dwóch. I sama nie wiem, czemu… Chyba po prostu… – zawiesiła się. – Zaraz, czy ja się właśnie zwierzam własnemu uczniowi?!

 

Rozłożył ramiona. Cóż, tylko jedno: drugim nadal przytrzymywał ją przy sobie.

 

Głupi. Tyle mógł o sobie powiedzieć.

 

Cóż. Raz kozie śmierć (a wampirowi kołek w to biedne, nafaszerowane romansidłami serce…)

 

– Mam więcej lat niż pani…

– Ty znowu swoje? – spytała, ale zaśmiała się. Dobrze. Idziemy w dobrą stronę.

 

– W najgorszym wypadku: chcę panią rozśmieszyć.

 

– To najgorszy wypadek? A twój wampiryzm?

Uśmiechnął się. W blasku latarni jego zęby musiały błyszczeć, twarz musiała wyglądać starzej.

 

– Och, to wypadek najlepszy, tak sądzę. Dla mnie. Dla pani.

 

Nie wierzyła, oczywiście. Miał to gdzieś. Kiedyś uwierzy – za którymś razem. I pal licho różnicę wieku, którą stworzył sztucznie, przez własną głupotę, przez tę cząstkę nastolatka, która została w nim sprzed przemiany. Kto powiedział, że ma się zadawać tylko z dzieciakami, skoro dzieciaki są po prostu głupie?

 

Przynajmniej on i Ilona Rudnicka umieli zachować jakikolwiek dystans (albo choć udawać, że go zachowują) do tych wszystkich romansideł, które namieszały im w głowach.

 

 

 

 

 

KONIEC

 

 

Kraków, 17-18 sierpnia 2012

Koniec

Komentarze

No przynajmniej była szansa wykorzystać ten pomysł :)
Ale romanse paranormalne i ja nie lubimy się o tyle, że kiedy ostatnim razem próbowałam takowy napisać, wyszło mi coś kompletnie innego...

Wtrącenia w nawiasach. Nowa moda jakaś. A wystarczy zmiana szyku, czasem zmiana jednego, dwóch słów, zastosowanie przecinków lub myślników, i tego paskudztwa nie trzeba stosować...   

No cóż, jestem wrogiem nawiasowych komentarzyków, objaśnionek, żarcików i te pe.  

Poza tym --- w porządku. Na kolana nie powala, ale pomysł jest, moim zdaniem, ciekawy. Fakt, że nie pojmuję, po jakiego diabła odmłodzonemu zewnętrznie wampirowi dyplom wyższej uczelni, ale niech będzie, że własny eksperyment przeprowadza...   


Przynajmniej on i Ilona Rudnicka umieli mieć jakikolwiek dystans (...)  ---> khm, khm... Umieli mieć jakikolwiek? A może potrafili zachować, utrzymać, wyrobili, wypracowali sobie na podstawie doświadczeń dystans? Bez jakiegokolwieka?  

Byłem przeczytałem.

No najsłabszym ogniwem pomysłu była obecność wampira w liceum - nigdy nijak tego motywu nie kupowałam i nie rozumiałam, a tu nagle pomysł który się na nim opiera... Musiałam znaleźć jakieś wyjaśnienie, dość głupie, ale Krystian sam przyznaje, że to był durny pomysł :)

Co do nawiasów, to też za nimi nie przepadam, szczerze mówiąc, ale przestałam widzieć w nich ostateczne zło, kieyd trafiłam na nie u Kay'a. Fakt, w innej funkcji. Ale jeśli Kay może, to znaczy, że nawiasy nie są domeną tylko gimnazjalnej grafomanii :)

 

Dzięki :)

Ciekawe obrócenie najbardziej oklepanego motywu ostatnich lat. No i naprawdę dobrze napisane.

muszę przyznać, że podobało mi się ^^

Myśl pierwsza, na widok nowego opowiadania: An-Nah i romans paranormalny?!

Myśl druga: Przecież to An-Nah, najeży Jej zaufać.

Myśl trzecia, po lekturze: Bardzo porządnie napisane i, moim zdaniem, najlepsze opowiadanie konkursowe.

Pozdrawiam.

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Nie pomyślałaś, że Kay, być może, inaczej nie potrafi? {  :-) }

Regulatorzy: my się znamy z jakichś innych okoliczności, że masz do mnie takie zaufanie?

 

Adam: A pomyślałam. Każdemu się zdarza :P

An-Nah, nie, ale duchy bytujące na stepach bezkresnych twierdzą, że należy Cię zaufaniem darzyć.

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

To muszę podziękować duchom za robienie mi dobrej reklamy :) I wykładowcom, któryz mnie z duchami zapoznali :)

Czemu marnujesz talent na tak zdarty motyw? Trafiasz tylko do fanów. Gdyby to było normalne opowiadanie o nauczycielce, romantycznym chłopaku i zimnym facecie w średnim wieku - jakaś intryga, mogłoby być zupełnie dobe opowiadanie, trafiające do o wiele szerszego grona. Talentu Ci na to doskonale wystarczy. "Wampirów" mamy aż nadto dookoła, wysysajacych krew bez otwierania tętnic.

Pozdrawiam ciepło :)

Gdyby to rozwinąć i psychologicznie uprawdopodobnić postać Krystiana,  byłoby to ciekawe opowiadanie. A tak -- - wyszedł  szkic, pierwszy zarys, pierwsze podejście do tematu. W sumie --- bajka.

Postać Krystina do głębokiego dopracowania, żeby stała się choć w miarę wiarygodna. 

Ale -- napisane sprawnie, choć pierwsza część, dotycząca zapisu myśli wampira, do dopracownia, moim zdaniem. To myśli czy opis?  

Pozdrowko.  

A mi się bohater podobał. Już od początku, od drugiego akapitu pomyślałam "Aha, lubię go". I tak zostało. Dlatego stwierdzam: fajne.

AJ WAJ

Dzięki za komnetarze :) Przyznaję: odgrzebałam z okazji konkursu głupi pomysł który mi kieydś wpadł do głowy i po jakichś czterech stronach odechciało mi się pisać dalej :P

 

Ryszardzie, marnowanie talentu jest kwestią sporną. Napisałam to opowiadanie bo po pierwsze, romans paranormalny był tematem konkursu, a licealne wampiry są w romansach paranormalnych z tego, co wiem, nagminne, po drugie zaś, nie obracam się raczej w środowisku, które byłoby zainteresowane opowiadaniem obyczajowym... No i szczerze: mało mam pomysłów na opowiadania obyczajowe, które mam ochotę pisać.

 

Arctur Vox: no nie ma to jak komentarz na temat...

@ryszard: myślę, że mijasz punkt (przepraszam za brzydką kalkę z angielskiego). Jak dla mnie główną zaletą tego tekstu jest to, że podejmuje interesujący dialog z pewnym oklepanym schematem, trafnie obnaża jego słabości i naiwności, a jednocześnie - przetwarza motyw w sposób, który nie tylko jest strawny i logiczny, ale po prostu przyjemny w odbiorze. Krótko mówiąc, konstruktywna krytyka opakowana w zgrabną fabułę. Na płaszczyźnie meta- spisuje się świetnie. Na każdej innej też. (Choć nie obraziłabym się o jakieś rozwinięcie, jako szkic jest fajne, ale mogłoby być dłuższe. :P I bardziej postmodernistyczno-dekonstruujące, a jakże. :P)

Byłam, przeczytałam. Napisane ładnie, ale dla mnie również to zaledwie szkic, wprawka raczej niż pełnoprawne opowiadanie. 

 

W wolnej chwili postaram się zajrzeć do innych tekstów. Ale niestety na wolną chwilę się nie zanosi...

 

Pozdrawiam.

"Nigdy nie rezygnuj z celu tylko dlatego, że osiągnięcie go wymaga czasu. Czas i tak upłynie." - H. Jackson Brown Jr

Nowa Fantastyka