
Autorze! To opowiadanie ma status archiwalnego tekstu ze starej strony. Aby przywrócić go do głównego spisu, wystarczy dokonać edycji. Do tego czasu możliwość komentowania będzie wyłączona.
Prolog – Dzieci Cienia
Czy szedłeś kiedyś sam, w ciepłą, wietrzną noc? Kiedy wiatr wieje niczym
niezmącony, szybko, mocno,…odwieczny samotnik. Wiatr którego bratem jest smutek.
Gdzieś tam też wieje wiatr, pamiętam to…, wiatr który patrzy w twoją duszę, który
przenika całą twoją istotę i na zawsze ją zmienia. Jedni potrafią go pokochać, inni
znienawidzą na zawsze. Ja kocham ten wiatr i kiedy tylko mogę wracam na te zalane nocą
stepy. I tam pod tym poprzecinanym wstęgami barwnych łun ciemnym niebem, jestem
naprawdę szczęśliwy. Prawdziwie wolny, pan własnego losu. To tam narodziłem się po raz
drugi, to tam odnalazła moją duszę pradawna Iskra i zlała się z nią w jedno.
Jestem Nienarodzonym, bo chociaż rodziłem się dwa razy, pozostaje martwy dla
świata. O moim istnieniu wiedzą jedynie nieliczni mi podobni…
Jesteśmy dla was obcy, chociaż to właśnie my bronimy was przed sługami Pustki,
naszego jedynego wroga.
W ciemności rozległ się krzyk. Krzyk przenikliwy, przepełniony smutkiem i rozpaczą.
Brzmiał przez jedno uderzenie serca, uderzenie pierwsze i ostatnie. Uderzenie serca którego
nigdy nie było,…któremu nie pozwolono być. Tak krzyczeć mógł tylko ktoś kto
nieodwracalnie stracił coś cennego, coś co należało tylko do niego.
Tak właśnie krzyczą Nienarodzeni. Bo cóż może być cenniejszego niż życie? Życie
któremu nie pozwolono zaistnieć, odebrano możliwość oglądania świata własnymi oczami,
nie pozwolono go poznać,…nie pozwolono żyć…
Ale to nie koniec. To jeszcze nie może być koniec, bo chociaż krótka nić życia została
przerwana tak szybko, to coś po niej jednak zostało…
Nienarodzeni nie odchodzą przecież. Nienarodzeni muszą powrócić, muszą dopełnić
swojego przeznaczenia. Nie jest im dane odejść w szczęśliwe miejsca, tak jak pisane jest to
zwykłym ludziom. Dla nich wszechwładny Los przygotował inną drogę.
I tak niewielka cząstka tego co kiedyś miało stać się istotą ludzką, a teraz zostało
ograniczone do niewielkiej, zwiewnej cząstki świadomości, rozpoczęło swoją pierwszą
wędrówkę. Stało się Iskrą świadomości, która kiedyś znów będzie mogła się narodzić.
Kierowana jakimś nieziemskim przewodnictwem trafiła tam, gdzie trafiają jej podobne,
zabłąkane płomyki ludzkiej świadomości naznaczone piętnem jeszcze przed swoim
narodzeniem. Trafiła w miejsce poza czasem i przestrzenią.
I tam, w tym mrocznym świecie, maleńka Iskra zobaczyła Światło skąpane w Mroku. I
zobaczyła Cień leżący za Odwieczną Mgłą, który widzi wszystko i jest Strażnikiem Snów.
Niestety wtedy dojrzała także Pustkę…swojego śmiertelnego wroga, a Pustka spojrzała na tą
niewielką część ludzkiej duszy i na maleńką chwilę, która mogła trwać całą wieczność,
rzuciła ją w wir Szaleństwa które jest jej sługą.
– Teraz już wiesz co cię czeka, gdy staniesz mi na drodze mały wędrowcze –
powiedziała Pustka, swoim cichym jak szept głosem. – Lepiej byłoby dla ciebie gdybyś
spokojnie odszedł. Ale skoro już tutaj jesteś, trafisz tam gdzie inni tobie podobni, prosto do
świata rozpaczy.
Po tych słowach wędrowiec nie czuł już niczego,…tylko zapomnienie…i strach.
Część 1 – I narodził się Cień.
W ciemności rozległ się krzyk. Krzyk bólu i prawdziwego przerażenia. Aleks przestał
krzyczeć dopiero w chwili, gdy uświadomił sobie, że nareszcie wyrwał się ze snu, który
znowu przyszło mu śnić. Snu, czy raczej wspomnienia tego co stało się przed jego ponownym
narodzeniem.
– O wszystkie Cienie – wyszeptał, przez ściśnięte gardło.
– Zapowiada się kolejny wspaniały dzień – pomyślał.
Poranna toaleta nie różniła się niczym od wszystkich poprzednich. Znowu ta sama
młoda twarz odbita w lustrze, te same podkrążone oczy i wypełniający je strach. A później już
tylko codzienna rutyna. Kawa, papieros, śniadanie jedzone w jakiejś podrzędnej knajpie. Byle
uciec, byle dalej od własnego mieszkania, w którym znowu przyszło mu śnić ten przerażający
sen. Młody mężczyzna tyle już razy pytał sam siebie, czy właśnie tak miało wyglądać jego
nowe życie. Czy właśnie tak chciał spędzić te wszystkie dni, miesiące i lata, które dopiero
czekały na niego.
I jak wiele razy wcześniej nie potrafił, czy też raczej nie chciał odpowiadać sobie na to
z pozoru oczywiste pytanie. Bał się tego co sam mógł sobie powiedzieć. Bał się konsekwencji
tych słów.
Dlatego znów szedł jakąś ulicą, ścigany wspomnieniami minionej nocy.
Powoli blade jesienne słońce, sługa dnia, wygrywał batalię z przemijającą nocą i
zmuszał służące jej cienie do powolnej kapitulacji. Ale nawet rodzący się dzień nie był w
stanie przegnać z głowy młodego nekromanty wszystkich nocnych majaków, które kryły się
w najciemniejszych zakamarkach jego umysłu. Aleks szedł więc bez celu, jak wiele razy
wcześniej. Szedł ulicą, którą z wolna zaczynali wypełniać ludzie. Wszyscy oni wokół
spieszyli do swoich obowiązków, wszyscy oni mieli swoje, znane tylko sobie sprawy. Tylko
Aleks szedł jak zawsze bez celu. Szedł, ponieważ bał się bezczynności, bał się jej
konsekwencji.
I pomyśleć, że jeszcze nie tak dawno Amelia prosiła go, aby wrócił do pozostałych
nekromantów. Przekonywała go i obiecywała pomoc.
Zdobyła się na to pomimo tego co zrobił, pomimo tego jak bardzo ją zranił. Niestety
uświadomił to sobie zbyt późno. Teraz wiedział, że z drogi którą wybrał zapewne nie będzie
mu już dane zboczyć. Dręczące go wspomnienia nadal nie będą pozwalały mu spokojnie żyć,
jednak pozostanie to już wyłącznie jego problemem.
Aleks nie potrafił wrócić.
Doskonale zdawał sobie sprawę jak bardzo zranił Amelię swoim nagłym odejściem,
ale po prostu nie potrafił inaczej. Zawsze był samotnikiem i nawet ta pamiętna noc tego nie
zmieniła. Wiedział, że odrzucanie jej propozycji było czystym idiotyzmem, ale przecież nikt
nie potrafi cofnąć czasu. Odszedł raz, nie chciał teraz wracać, nie chciał się przyznać do
swojego błędu, nie potrafił zaakceptować własnej słabości. Po tym, kiedy Mistrzyni Trucizn
zaprzestała swoich starań, młody nekromanta wiedział doskonale, że spalił za sobą ostatni
most. Teraz pozostała mu jedynie wszechogarniająca samotność, zwątpienie i strach. Strach
przed tym co się z nim dzieje. Strach i niepewność przed tym, na ile zmienił się odkąd opuścił
bezpieczne mury siedziby Loży. Niepewność w którą stronę podążyła ta przemiana.
Na pocieszenie pozostała mu świadomość, że pomimo jego niemądrej decyzji Słudzy
Cienia nie odwrócili się od niego. Nadal mógł liczyć na ich pomoc, której formę sam przecież
wybrał. Telefon tkwiący w jednej z kieszeni spodni, zaczął ciążyć niczym cegła. Dłoń sama
zaczęła sunąć w tamta stronę.
– Nie do cholery – pomyślał Aleks. – Nie tym razem.
Zresztą co by to miało zmienić, sam musiał nareszcie przezwyciężyć swoje słabości,
pozostali nekromanci zrobili już dla niego wystarczająco wiele. Pomimo piętrzących się przed
nimi problemów pomogli mu się ponownie odnaleźć w świecie dla którego miał już na
zawsze pozostać obcy. Szkolili, uczyli, pokazali mu tajemniczy świat Studni, za to wszystko
Aleks był im bardzo wdzięczny, ale swoje problemy chciał nareszcie zacząć rozwiązywać
samodzielnie i tego postanowienia cały czas się trzymał. Jednak czasami to wszystko
zaczynało go przerastać, w takich momentach tęsknił za swoim dawnym życiem, kiedy
wszystko było takie proste, a świat pomimo wypiętrzania przed nim kolejnych problemów,
zdawał się trzymać jasnych, z góry określonych reguł. Teraz natomiast młody mistrz wiedział
już, że świat nie do końca rządził się prawami w jakie kiedyś wierzył. Wiedział, że świat gra z
wszystkimi w bardzo brudną grę, która może stać się śmiertelna dla tych którzy ośmielili się
poznać reguły nią rządzące.
Aleks jednak nie miał teraz zamiaru użalać się nad samym sobą i wszystkimi ze
światów. Przystanął na chwilę w jednej z bocznych uliczek i obserwował jak po raz kolejny
dzień obiera sobie w posiadanie tą cześć świata, a którą za kilka godzin znów odda we
władanie swojej siostrze. Nekromanta wiedział, że dokładnie to samo dzieje się na wszystkich
wymiarach Studni, bo nawet światy cieni musiały jednak rządzić się jakimiś prawami. Dzień i
noc, dwie strony tej samej natury.
– Zupełnie jak my – westchnął młody mistrz.
Następnie włączył odtwarzacz, założył słuchawki na uszy i czekał, aż muzyka, jak
wiele razy wcześniej, pozwoli mu zapomnieć o całym koszmarze minionej nocy.
Kiedy przebrzmiały ostatnie słowa piosenki, młody nekromanta czuł się znacznie lepiej.
Może był nieco dziwny pod tym względem, ale muzyka zawsze działała na niego kojąco.
Zwłaszcza taka, której twórcy nieraz zdawali się być tak blisko prawdy. Prawdy o tym
wszystkim, co tworzyło rzeczywistość w której im wszystkim przyszło żyć.
Teraz potrzebował już naprawdę niewiele, żeby powrócić do względnej równowagi i
móc znowu normalnie funkcjonować.
Naprawdę niewiele, oznaczało w tym przypadku, dokładnie dwa piwa osuszone na
ławce w podmiejskim parku. I kiedy Aleks dopijał właśnie drugą puszkę, nocne koszmary nie
wydawały mu się już tak straszne jak dzisiejszego poranka. Poważnie zaczął też rozmyślać
nad ponowną rozmową z Lydią. Cóż, może jednak Mistrzyni Snów będzie w stanie mu jakoś
pomóc. Szczerze mówiąc, pomimo tego co sądzili o młodej mistrzyni pozostali nekromanci,
gdyby nie pomoc rudowłosej Mistrzyni Snów, Aleks zapewne do tej pory tkwiłby w okowach
Szaleństwa, które trawiło go zaraz po przebudzeniu.
– Przepraszam, ma pan może papierosa? – Zapytał jakiś menel, podchodząc do ławki,
na której siedział Aleks.
Nekromanta obrzucił go niechętnym spojrzeniem, ale ponieważ miał już
zdecydowanie lepszy nastrój niż kilka godzin wcześniej, sięgnął po paczkę i poczęstował
przybłędę. W tym, że coś jest nie w porządku, Aleks zorientował się zdecydowanie za późno.
Znacznie wcześniej powinien zauważyć fakt, że cały park jest dziwnie pusty, a wokół
nieznajomego roztacza się nieprzyjemna woń zwierzęcej sierści. Powinien, ale nie zauważył i
to był jego błąd.
Skowyt uderzył z taką siłą, że rozniósł ławkę na której siedział Aleks, a jego samego
cisnął kilka metrów dalej. Oszołomiony nekromanta nie zdążył jeszcze dobrze stanąć na
nogach, a rozwścieczony wilkołak był już przy nim. Kolejne ciosy spadały na Aleksa istną
lawiną, uniemożliwiając mu jakąkolwiek obronę. Jedynym ratunkiem była teraz dla niego
ucieczka w Studnie.
Aleks wpadł do szarego świata magicznego wymiaru i natychmiast obłożył się
Barierą. Przemieniec był szybki, ale nie mógł poruszać się pomiędzy wymiarami z taką
łatwością, z jaką robił to młody mistrz. Nekromanta mógł nareszcie nieco odetchnąć. W życiu
nie spodziewał się tego, że może zostać zaatakowany przez wilkołaka w środku dnia.
Wszystkie zmysły Aleksa biły teraz na alarm. A w głowie niczym dzwon brzmiała jedna
myśl.
Co się dzieje do cholery? Jest wczesne przedpołudnie, a po parku panoszy się
rozwścieczony przemieniec. Przemieniec, który atakuje nekromantę. Nie żeby takie starcia
były czymś nowym, ale jak dotąd rozgrywały się o zdecydowanie innych porach i w
diametralnie innych miejscach.
– Szlag, szlag – myślał młody mistrz. – Co się tutaj do wszystkich demonów
wyprawia.
Dalsze rozważania przerwało Aleksowi pojawienie się jego przeciwnika. Wilkołak
wpadł do pierwszego świata Studni w pełnej Furii, dlatego pierwsza Szarfa jaką nekromanta
posłał instynktownie w jego kierunku nie wyrządziła mu najmniejszej krzywdy, zwyczajnie
odbiła się od niego i poszybowała gdzieś w szare niebo. Bestia zaprzestała jednak ataku,
gotowa do obrony przed kolejnymi zaklęciami.
Aleks mógł nareszcie przyjrzeć się swojemu przeciwnikowi, wilkołak był stary i
zapewne stoczył już niejedną walkę, o czym świadczyła jego matowa, wyliniała sierść oraz
liczne blizny. Przestała natomiast dziwić nekromantę jego siła i doświadczenie. Nadal jednak
nie rozumiał faktu, dlaczego wilkołak zaatakował za dnia. Co prawda światło słoneczne nie
szkodziło lykantropom w takim stopniu jak wampirom czy ghastom jednak, jak wszyscy
słudzy Pustki, były istotami o zdecydowanie nocnym charakterze.
Wilkołak zachęcony bezczynnością nekromanty, zaczął go powoli obchodzić, jednak
Aleks nie miał zamiaru dać się ponownie zaskoczyć. Chcąc zyskać nieco na czasie, rzucił w
bestię kolejną Szarfę, a sam obłożył się silniejszą Barierą.
– Kiepski jesteś nekrusie – zawarczał przemieniec, bez trudu unikając zaklęcia
rzuconego przez nekromantę. – Spodziewałem się, że będziesz trudniejszym przeciwnikiem.
– Pieprz się – wysyczał Aleks, cały czas zacieśniając swoją obronę.
Wilkołak skoczył w stronę nekromanty z taką szybkością, że tego uratowała jedynie
silna Bariera jaką był obłożony. Aleks wykorzystał jednak sytuację i cisnął wokół siebie Novą
Srebra. Zaskoczony lykantrop odskoczył od młodego mistrza z rykiem bólu, wystawiając się
na dalsze ataki. Nekromanta błyskawicznie rzucił Wstęgę Iluzji, tworząc kopie swojej osoby,
a sam zszedł głębiej w Studnie.
Młody mistrz szybko zlokalizował aurę wilkołaka, nadal przebywającego w wyższym
ze światów, otworzył przejście i powrócił do wymiaru który znajdował się nad nim, dokładnie
za oszołomioną bestią. Lykantrop mógł być szybki, jednak zaklęcia rzuconego z niewielkiej
odległości nie był w stanie uniknąć. Szarfa rozerwała mu prawe ramie, a nisko rzucone
zaklęcie Bólu powaliło bestie na ziemie. Aleks powoli i ostrożnie podszedł do leżącego
przeciwnika, ani na chwilę nie zapominając o podtrzymywaniu Bariery. Jednak wilkołak nie
był już zdolny do dalszej walki, leżał w szybko powiększającej się kałuży własnej krwi i
dyszał ciężko.
Nekromanta sięgnął po runiczny pistolet, przymierzył i trzykrotnie nacisnął spust.
Magiczne znaki na jego broni lśniły jeszcze chwilę delikatną błękitną poświatą, po czym
zgasły zupełnie, wilkołak był martwy. Zerwał się wiatr, Studnia już upomniała się o swoją
własność. Ciało przemieńca zaczęło się powoli rozwiewać, za kilka godzin nie pozostanie po
nim najmniejszy ślad.
– Mam nadzieję, że zmieniłeś zdanie odnośnie mojej osoby – powiedział Aleks,
pochylając się nad trupem przemieńca, po czym otworzył przejście do materialnego świata.
Świeże powietrze uderzyło w niego jak obuch, momentalnie pozbawiając go oddechu.
Aleks opuścił z siebie wszystkie zaklęcia i momentalnie tego pożałował. Było z nim
zdecydowanie gorzej, niż przypuszczał. Wilkołak musiał mu połamać kilka żeber, bo teraz ledwie mógł złapać oddech,
nie mógł też ruszać lewą ręką, a krew z rozciętego czoła zalewała mu cała twarz. Jedno było
pewne potrzebował pomocy i to szybko, nie zastanawiając się długo, nekromanta ponownie
otworzył przejście prowadzące do Studni wiedząc, że za niedługo przyjdzie mu się zmierzyć z
innymi swoimi demonami. Demonami, których tak długo udawało mu się unikać. Demonami,
przed którymi przyjdzie mu stanąć zupełnie bezbronnym, w dodatku prosząc o pomoc.
Paskudne przekleństwo które wyrwało się z gardła nekromanty, stłumiło zamykające
się za nim magiczne przejście.
Postać kryjąca się przez całą walkę w cieniu jednego z drzew, powoli podeszła do
roztrzaskanej ławki, starając się przy tym nie wystawiać na promienie jesiennego słońca.
– Wcale nie jest taki kiepski piesku – wyszeptał nieznajomy, uśmiechając się
nieznacznie. – Ale ty już się o tym przekonałeś.
Jednak jego słów nikt już nie mógł usłyszeć.
Pozostaje ręczne formatowanie tego klocka tekstu funkcją "efytuj"...
Przed rozpoczęciem pisania wskazane jest ustawienie w edytorze tekstu takich opcji, jak format papieru, marginesy i tak dalej. Dzięki temu nie trzeba trzepać w enter na wyczucie, co kończy się składem w chorągiewkę, za wąską kolumną i te pe...
Dlaczego następuje zmiana trybu narracji?
mocno,...odwieczny /// pamiętam to..., wiatr /// niczego,...tylko zapomnienie...i strach. ---> czyżby od wczoraj zmieniły się zasady interpunkcji?
Ponownie część pierwsza, ponownie nekromanta...
Ogólnie rzecz ujmując, tekst tutaj zamieszczony jest początkiem całej powieści jaką zacząłem pisać niemal cztery lata temu, a którą skończyłem początkiem poprzedniego roku. Wrzuciłem tak jak stał, po wcześniejszym czytaniu przez kilka osób. Za wszelkie niedorobienia wybaczcie, byłem zwyczajnie ciekaw jak to będzie wyglądało w „szerszej” ocenie.