
Autorze! To opowiadanie ma status archiwalnego tekstu ze starej strony. Aby przywrócić go do głównego spisu, wystarczy dokonać edycji. Do tego czasu możliwość komentowania będzie wyłączona.
Komandor Jengings żuł źdźbło trawy, ze złością wpatrując się w monitor. Jego szczupła, pobrużdżona twarz wyrażała rezygnację.
– Tym razem nas pokonali – wyrzekł cichym, zachrypniętym głosem. – Nie wiem jak, ale jestem przekonany, że już po nas.
A kiedy się dowiem, będzie za późno – kontynuował swoje rozważania w myślach. – Jestem jak mydlana bańka, rozprysnę się miriadami kropel i Ziemia będzie bezbronna. Ziemia i jej mieszkańcy, co do jednego. Duzi, mali, szpetni, młodzi, starcy. Byłem ostatnim bastionem, ale uległem, okazałem się słabym ogniwem. Zostałem przechytrzony przez ośmionogie potwory. Podmywany niewidzialnym strumieniem grunt usuwa się spod stóp…
– Tak, tak – powiedział głośno do zastępcy, majora Milskieygo, który z przerażeniem obserwował swego przełożonego. – Zostawią jedynie szewców i ortopedów, reszta w kokon, rurka w pupsko i po nas. Nie powinienem był dzwonić do niej w nocy – zmienił nagle temat. – Przecież już nic nas nie łączy.
Załamany ukrył twarz w drżących dłoniach. Szlochał.
Major wezwał zaufanego lekarza. Sam był roztrzęsiony, nie widział jeszcze dowódcy w takim stanie.
– Panie komandorze, to tylko chwilowa niedyspozycja – starał się opanować panikę. Czymże jest Komisja Etyki Handlu Międzyplanetarnego bez Jengingsa? A czym Ziemia bez jej płaszcza ochronnego? I o co poszło? O zwykły program do tworzenia awatarów. Kolejny produkt, przedstawiony do akceptacji przez Phalangidów, wyglądających jak przerośnięte pająki odpychających kosmicznych handlarzy. A Komisja mogła zezwolić na jego sprzedaż na ziemskich rynkach, jak i odmówić takiej zgody, co zazwyczaj wiązało się z kosztowną, wyniszczającą batalią sądową.
Program, sprawdzony przez fachowców, wykonujący połączenia wyłącznie z oficjalnym serwerem reklamowym Phalangidów, wyglądał na zwykłą, zaprawioną robotą marketingowców zabawę. A jednak komandor dostrzegł w nim coś jeszcze. Nie umiał tego nazwać, ale jego wyostrzone na polu walki z ośmionogami zmysły wyczuły tam jakąś ukrytą wartość dodaną.
Tak jak z Nieziemskim Wibracyjnym Młotkiem Do Rozbijania Mięsa, co do którego Komisja wydała pozytywną opinię, pomimo oporu komandora. Szybko zalały rynek i co się okazało? W czasie pracy wyły psy w całej okolicy. Defekt dotknął niewielką liczbę egzemplarzy, ale jak się okazało, wszystkie nabyte przez ludzi związanych z ziemskim aparatem władzy były wadliwe. Tym właśnie przejawiała się chirurgicznie dawkowana nikczemność i złośliwość tej pajęczej rasy. On również kupił jeden, jak i żona Jengingsa, która zresztą wkrótce potem wystąpiła o rozwód. Nie miało to rzecz jasna związku z owym Młotkiem.
– Będę opiniował pana na moje stanowisko – powiedział komandor, wstając ciężko, wsparty o ramię lekarza.
– Proszę nie podejmować pochopnych decyzji, na pewno szybko się pan wyliże – odpowiedział w puste oblicze zatroskany Milskiey.
Gdy został sam, wyrzekł: Boże, niech szybko tu wraca. Zbyt wiele złożono na jego barkach. Kto nas teraz ochroni przed knowaniami tych bestii? Jutro go odwiedzę. Ciekawe, czy można nabyć kolekcjonerski zestaw specjalnie spreparowanych traw. Przeżuj to sam – zaintonował do melodii starego przeboju. Komandor na pewno znalazłby pociechę w takim prezencie. Trzeba zacząć od dobrze znanych, małych rzeczy.
Gdy dwa tygodnie później przedstawiał szefowi ziemskiej faktorii Phalangidów warunki dopuszczenia do obrotu ich programu, czuł promieniujące z ekranu poczucie tryumfu. Połączone ze zwyczajową pogardą i łatwo dającym się wychwycić poczuciem wyższości.
– Przerobili nas – powiedział po zakończeniu negocjacji. – Jengings oczywiście miał rację. Złe ziarno zostało zasiane. Czekajmy na plony. Cóż to będzie? Ryją z każdej strony, aż nic nie pozostanie nasze. I nikt po naszej stronie.
Przyrządził herbatę. Popijając napar, smętnie wpatrywał się w tętniące życiem centrum miasta. Byle nie myśleć o tych potworach, coraz gorszym bilansie handlowym, zamykanych fabrykach. Nagle zapragnął chwycić w usta źdźbło trawy, a samotna łza zwabiona grawitacją zwilżyła blat surowego, dębowego stołu.
***
Wolał, gdy nazywano go Bart. Babcia od razu to zaakceptowała. Kochał ją. Co innego biologiczni rodzice. Ojciec był dziwkarzem. W tym jednym słowie zawierała się też pełna charakterystyka matki. To babcia go wychowała. Nie potrafił inaczej się do niej zwracać, zawsze mówił: "babciu". Gdy odeszła, został sam, bez wsparcia i pociechy.
A teraz siedział podekscytowany przed ekranem komputera. Reklamy nie kłamały. To naprawdę była ona! Zeskanował wszystkie jej zdjęcia, długo opowiadał, jaka była, co mówiła, lubiła, z czego się śmiała. Coraz rzadziej musiał poprawiać program. Wiedział, że to nie ona, że to tylko jego wyobrażenie o niej, ale z każdym dniem trudniej było zachować dystans. Jakby wciąż mieszkała w pobliżu, a on właśnie do niej dzwonił. Jak zawsze złośliwa, inteligentna, wypełniona zabobonami i ciepłem. Chwila reklam, logo Phalangidów z oficjalną pieczęcią KEHM i była gotowa do rozmowy.
Działo się to o zachodzie słońca.
– Popatrz – roześmiała się. – Moje zmarszczki, jakbym miała na policzku pajączka!
– Cała jesteś jak pajączek! – odpowiedział śmiechem.
– Biega po ścianie zajączek, nie ma nóżek ani rączek – zaśmiała się raz jeszcze. Szybko otworzyła i zamknęła usta, jakby była drapieżnikiem, który właśnie upolował beznogiego uszatego.
– Masz refleks, babciu. Jak ninja!
Rozmawiali jeszcze przez chwilę, przekomarzając się. Pożegnał ją i położył się spać. Wezbraną falą wypełniło go uczucie wdzięczności dla istot, które potrafiły tego dokonać. Oto otrzymał piękny dar, niemal za darmo. Cena była znikoma. Wiedział, co czuł do twórców programu – to miłość.
Powróciło wspomnienie dzisiejszej rozmowy. „Ale ta, co ona na siebie włożyła. Koniu ukradła?” – rechotała wesoło, oceniając sąsiadkę. "Ale nie szata zdobi człowieka" – dodała. Właśnie, nieważne jak wyglądasz, ważne, co dajesz innym. I czym możesz się odwdzięczyć. Z taką myślą zasnął.
Pająk plecie sieć – dokładnie w tym samym momencie pomyślał podpułkownik Milskiey, niespokojnie przewracając się na drugi bok. Co wydawać się mogło tylko zbiegiem okoliczności.
Autorze znamienity, zerknij może w ten wątek i oddaj głos w sprawie zakladek... http://www.fantastyka.pl/10,7550.html
Ziemia i ziemianie, co do jednego. - pewności nie mam (przydałby się AdamKB), ale tak na mój nos, to Ziemianie powinno być z dużej literki. Co innego ziemianin jako właściel ziemski, a co innego przedstawiciel naszej wspaniałej planety.
A co do opowiadania, to chyba nie do końca je zrozumiałem. Tak już czasem mam z Twoimi dziełami:), zresztą wiesz o tym:).
Pozdrawiam
Mastiff
> Bohdan
Dzięki za Ziemian. Chociaż w zbiorze Ziemian są ziemianie ;)
> A co do opowiadania, to chyba nie do końca je zrozumiałem. Tak już czasem mam z Twoimi dziełami:),
Ech, niedoskonały ja... ;)
dzięki za słów kilka
Mam wątpliwości zo do odmiany nazwiska "Milskiey". Generalnie jak mamy te wszystkie np. amerykańskie nazwiska kończące się na y, to odmieniają się przez a (bez apostrofu) albo ego (z apostrofem). Charley -> Charleya, Gregory -> Gregory'ego. I tak dalej. W związku z powyższym Twoje "Milskieygo" strasznie mnie dziabnęło w oko. Coś jest z nim nie tak, ale nie podejmuję się zaproponować rozwiązania...
"– Tak, tak – powiedział do swojego zastępcy, majora Milskieygo, który z przerażeniem obserwował swego przełożonego." - brzydkie powtórzenie zaimka
"– Będę opiniował pana na moje stanowisko – powiedział komandor, wstając ciężko, wsparty o ramię lekarza.
– Proszę nie podejmować pochopnych decyzji, na pewno szybko się pan wyliże – odpowiedział w puste oblicze."
Odpowiedział KTO? Zdumiona jestem, żebyś Ty, kolego, z podmiotem się zgubił? ; )
"Gdy został sam, wyrzekł; – Boże, niech szybko tu wraca." - winien być dwukropek zamiast średnika
"Jutro go odwiedzę, ciekawe czy można nabyć kolekcjonerski zestaw specjalnie spreparowanych traw." - Przecinek przed czy.
"Właśnie, nieważne jak wyglądasz, ważne co dajesz innym." - przecinek przed co.
Natomiast co do zrozumienia, staję w jednym szerego z Bohdanem. Znaczy, że kosmici nas podbijają niejako od kuchni, cichaczem i podstępem? Zamiast ogniem (lasera) i mieczem (świetlnym)? Czy coś jeszcze? Czy coś innego? ; )
Pozdrawiam.
"Nigdy nie rezygnuj z celu tylko dlatego, że osiągnięcie go wymaga czasu. Czas i tak upłynie." - H. Jackson Brown Jr
Autorze, przemyśl zapis myśli komandora w drugim akapicie tekstu.
> joseheim
Dzięki za czujność. Uwagi uwzględnione. Pomyślałem, że w zalewie tych unijnych organizacji pozapominaliście czym jest KEHM, więc wyklarowałem. Dzięki za komentarz.
> RogerRedeye
> Autorze, przemyśl zapis myśli komandora w drugim akapicie tekstu.
Oj, przemyślałem. Brzydko się kursywi tekst na tej witrynie, a taki zapis jest również poprawny. Za: http://forum.mirriel.net/viewtopic.php?f=8&t=8488, gdzie z Poradni Językowej PWN się ktoś wypowiedział.
Pzdr i dobra robota w HP ;)
Z myślnikami i bez wzięcia w cudzysłów? No, nie wiem. Jedno jest pewne --- komandor w tym momencie nie mówi, tylko myśli.
> RogerRedeye
> Z myślnikami i bez wzięcia w cudzysłów?
Ano, pierwszy myślnik oddziela monolog wewnętrzny od dialogu, reszta normalnie. Tak jak wyszukałem w owym podawanym już linku:
v++
"Monologów niewypowiedzianych można też nie wyróżniać w żaden sposób w stosunku do reszty narracji. Podobnie postępuje się z tzw. mową pozornie zależną, która znosi ścisłe rozgraniczenia pomiędzy wypowiedzią narratora a przytoczeniem słów bohatera.
Odpowiadając wprost na postawione pytanie, należy stwierdzić: tak, ów pierwszy zapis, ewentualnie w wersji:
To niesamowite – pomyślała z przejęciem
jest poprawny, tak jak oba pozostałe. Najważniejsze jest wszakże, aby w obrębie jednej publikacji bądź serii (cyklu) publikacji stosować jednorodny zapis myśli bohatera."
v--
> Jedno jest pewne --- komandor w tym momencie nie mówi, tylko myśli.
Ha, więc jakaś część tekstu udało mi się przemycić w miarę klarownie ;)
pzdr
Ok. Idę spać. Ale --- powiem tak --- musiałem się w tym akapicie dość długą chwilę zastanowic, o co chodzi. Mówi, myśli? A co do zdań, rozpoczętych od: "Jestem jak mydlana bańka, rozprysnę się miriadami kropel i Ziemia będzie bezbronna." nadal nie mam pewności, czego one dotyczą.
Ale, jeżeli tak twierdzisz, a inni nie protestują...
> RogerRedeye
Dzięki za poświęconą uwagę. Przemyślałem sprawę i przeredagowałem lekko początek, mam nadzieję, iż poziom precyzji wzrósł.
[]=[ Salut ]
pzdr
Ja bym te myśli komandora z trzeciego akapitu zrobiła bez pierwszego myślnika. Bo tak to nie można odróżnić ich od dialogu wypowiedzianego, co jest bardzo niesympatyczne w czasie czytania. (Chwyciło mnie zaskoczenie, widząc link do Mirriel, ho ho.)
" a samotna łza zwabiona grawitacją zwilżyła blat surowego, dębowego stołu." To jest jednak wyrażenie przerażające, bo "samotna łza" to rzecz niesamowicie wręcz kiczowata i użyta w co drugim harlequinie, a już na pewno na każdym blogasku opowiadającym o jakiejś tru loff.
"Koniu ukradła?" Koniu? Naprawdę?
Rozmył mi się gdzieś sens, treść. Może gdyby te scenki rozbudować, wypełnić bardziej sensem, gdyby tę sieć pajęczą naprawdę było widać... W tej chwili można coś tam wykombinować z sensem, ale nie widać tego w tekście. Szkoda, bo pomysł mi się podoba.
Ja nie bardzo ogarniam o co chodzi w tym tekście. Wyłapałem jedynie tyle, że jakieś kosmity produkują rózne rzeczy i akurat w tych przeznaczonych dla ziemian dodają w bonusie różne złośliwe usterki.
A czy było coś jeszcze oprócz tego?
Zaufaj Allahowi, ale przywiąż swojego wielbłąda.
> Altair Black
> To jest jednak wyrażenie przerażające, bo "samotna łza" to rzecz niesamowicie wręcz kiczowata i użyta w co drugim harlequinie, a już na pewno na każdym blogasku opowiadającym o jakiejś tru loff.
Heh, po prostu nie mam styczności ;) Z ciekawostek - Stefan Żeromski w Syzyfowych Pracach też użył tego zwrotu. Jak widać, przyjęło się ;)
> "Koniu ukradła?" Koniu? Naprawdę?
A bo to taka troszkę wiejska babcia była.
> Rozmył mi się gdzieś sens, treść. Może gdyby te scenki rozbudować, wypełnić bardziej sensem, gdyby tę sieć pajęczą naprawdę było widać... W tej chwili można coś tam wykombinować z sensem, ale nie widać tego w tekście. Szkoda, bo pomysł mi się podoba.
Heh, dzięki.
> Fasoletti
> (...) A czy było coś jeszcze oprócz tego?
Wydawało mi się, że tu i ówdzie przemyciłem jakiś okruszek, widać ty po tym dalej głodny ;)
pozdrawiam ciepło
Ja jestem człowiek niedomyślny. Mnie trzeba podać na tacy, a najlepiej jeszcze pogryźć ;)
Zaufaj Allahowi, ale przywiąż swojego wielbłąda.
Uwaga - poprawiona i jedynie słuszna wersja tego opowiadania znajduje się tu: http://www.fantastyka.pl/4,7731.html
Ja, w ramach pokuty już:
- zrobiłem pięć pompek
- przetwór
- na kacu przeszedłem siedem kilometrów.
pzdr