- Opowiadanie: pawelkorzuch - Kilon i Mlanka

Kilon i Mlanka

Autorze! To opowiadanie ma status archiwalnego tekstu ze starej strony. Aby przywrócić go do głównego spisu, wystarczy dokonać edycji. Do tego czasu możliwość komentowania będzie wyłączona.

Oceny

Kilon i Mlanka

 

 

-Co chcesz mi powiedzieć? No co? Jutro też jest dzień, zdążysz się jeszcze nagadać. A teraz idź do swojego łóżka i spróbuj się kimnąć. – stwierdziła Nitam.

 

Walad posłuchał był młodym kilonem, mógł rozmawiać tylko w dzień. Partnerka jest makanką i ma dużo swobody w wypowiadaniu się i ma radochę z tego.

 

Żyją w zgodnym związku, często w związkach koniec dnia kończy się bójką i jest to normą.

 

Drugim życiem jest sen realny i udowodniony został, ten Świat, on istnieje.

 

Zbudowane zostało urządzenie do obserwacji tego Świata, jednak zużywa tak dużo energii, że zaniechano jego powszechnego wykorzystania. Jak ktoś umrze w śnie to odradza się jako inna istota i w rzeczywistości musi się do tego przystosować. Kobieta po śmierci w śnie często odradza się jako mężczyzna. Czasem to jest trudne, być w obu rzeczywistości.

 

Ta druga planeta nazywa się Ziemia i żyje nieświadoma wpływu tych istot, nawet wtedy gdy się zmieniają – budzą.

 

Na Ziemi żyją ludzie, przeczuwają obecność innych istot. Nazywają je między innymi aniołami, nie wiedzą jak istotny wpływ mają na ich postępowanie. Są na tyle oswojeni, że nie widzą w tym różnicy myśląc, że to oni tak pragną postąpić, pomyśleć, ocenić.

*

 

 

 

Widać było łunę nad okolicznym lesie, Wojtek spojrzał, pali się? Niby tak, tylko dlaczego na niebiesko? – Idź tam powiedział Kilon, to na pewno ciekawe, zaimponujesz Jurkowi.

 

-Jurek, coś się dzieje w lesie.

 

-Pewnie ktoś podpalił torfowiska, jak chcesz weź swój samochód i poparz sobie.

 

-Wezmę aparat, może zrobię dobre zdjęcia. – Kilon – Uważaj Jurek jest wredny, nie spojrzał w tamtą stronę, odpysknij mu.

 

Malanka – Powiedz mu tak, by zrozumiał po kilku tygodniach, że jest głupi frajer.

 

-Leć.

 

Wojtek nie posłuchał, pojawiły się silne emocje, związane z przygodą. Ma od kilku lat problem z emocjami. Był dużo młodszy od Jurka, ale bardzo chce mieć brata w rodzinie mimo, że Jurek jest szwagrem, a właściwie mężem siostry ciotecznej , w dodatku 15 lat starszym.

 

Wojtek pojechał, był ciekaw co się tam dzieje, renta nie daje satysfakcji z życia tak jak praca i często się nudził do tego stopnia, że było to bolesne. Może zobaczy kogoś w nieszczęściu większym niż jego, trochę go to pocieszy. Nie lubił się wczuwać w problemy innych, ale nie był też psychopatą i czuł jak niektórym ludziom jest ciężko.

 

Jurek , zapatrzony w siebie mechanik samochodowy, przekonany, że Świat bez niego by zginął i udowadniający każdej osobie swój pogląd. Mając przy tym silny charakter i nic poza tym.

*

 

Wielka polana na której był przed chwilą staw zajęta była przez stojący statek. Widać go było niewyraźnie, bo przysłaniała go niebieska łuna. Na łunie były wyświetlane obrazy, nikt nie zwracał na nie uwagi. Zebrało się kilkanaście osób, przyjechali samochodami rowerami skuterami i na piechotę. Zrobiły się grupki znajomych i jedna większa gdzie gorąco dyskutowano. Gorącym tematem był staw, był malowniczy ozdabiał okolicę, niedaleko był pomnik poległych w wojnie, ścieżka rowerowa – a teraz co, stoi takie coś.

 

Zepsuta okolica, ktoś stwierdził:

 

-Ja tu już nie będę przychodził z wnukami, a było tak pięknie, a teraz ktoś zrobił sobie kino.

 

-Zobaczmy co wyświetlają?

 

-Nic, w kółko to samo, przez pięć minut, jak się skończy to od nowa.

 

-Ja idę do domu, młodzi coś wyprawiają, wnuk mi to wszystko wyjaśni.

 

Podjechał żółty maluch, wysiadł z niego Wojtek nie zwracając uwagi na ludzi podszedł do łuny. Chciał ją przekroczyć, ale usłyszał z tyłu:

 

-nie da się, próbowaliśmy, to jakaś niebieska i gruba folia, nie da się nawet przeciąć „kosą”.

 

On spojrzał, na tą grupkę. I próbował się przedrzeć przez poświatę

 

, nie udało się.

 

-O, głupi – usłyszał na koniec.

 

-Spoko, teraz i ja wiem.

*

 

-No i co… warto było jechać? Zużyłeś tylko benzynę. Hi…hi… – stwierdził Jurek, widząc zdyszanego Wojtka. – Malanka – nie daj mu odpocząć, niech się nie zastanawia. On pędzi „za króliczkiem” nie jeden klient będzie śmiał z tego, pamiętaj z tego są pieniądze. Inaczej będziesz musiał opowiadać stare „kawały”.

 

-Idę wypożyczyć film video na wieczór. Dobrze zrobiłeś – stwierdził Kilon – pokazujesz, że jesteś lepszy od niego, kulturalny, a on pokornie też obejrzy i zapłaci za połowę filmu.

 

Malanka – nie zgadzaj się pod żadnym pozorem, jesteś na to za mądry. Wtedy będzie nagroda, nie miał czasu pomyśleć, pełne zaskoczenie, zobaczysz jaki będzie zdziwiony. Za godzinę przyjeżdża po pompę przedsiębiorca firmy transportowej. No i masz historie o głupim Jasiu.

 

-Ja dziś nie oglądam, nie mam czasu.

 

-To nie złożysz się na kasetę? Zamówiłem dzisiaj sensacje – nowość.

 

-Dziś nie zdążę, mam dużo pracy.

 

-No… o 20.00, będę jechał do domu.

 

-To jadę.

 

Wojtek w nocy nie mógł spać, patrzył przez okno na łunę. Postanowił rano o 6.00 pojechać jeszcze raz i usnął.

 

Przyjechał nad staw po szóstej, dokładnie obejrzał projekcje kilka razy.

 

 

 

 

 

Wyświetlane były nieregularne i kolorowe plamy, ale było jeszcze coś. Lekka wibracja zmieniająca swój dźwięk, to muzyka. Zaczął mimowolnie ją nucić, ot tak dla zabawy i by się skupić. Nie zauważył jak wszedł w trans i na początku nogami, później całym ciałem zaczął tańczyć. Nikogo w okolicy nie było, nikt go nie zatrzymał, nie zauważył jak niebieska powłoka się przesunęła i pochłonęła go. Tańczył tak prawie godzinę, było mu dobrze, nic nie widział poza plamami.

 

-Widzę, że lubisz się bawić i nie znasz lęku. Odważny jesteś.

 

Kilon – Nie odpowiadaj to ktoś stoi za drzewem i mówi. Chcesz być wioskowy głupek. Odwróć się, nie oglądaj za siebie i pędem do samochodu. Cicho wejdź do domu , bo jak to się rozniesie, to będą się śmiać przez pięć lat z ciebie.

 

Wojtek nie posłuchał myśli, jakie kłębiły się w jego umyśle. Zdał się na intuicje i pomyślał sercem.

 

I wtedy wszystko się zatrzymało, nie było projekcji i wibracji. Wojtek zobaczył statek bez poświaty, a naprzeciw jego stał on sam nawet tak samo ubrany, tylko się uśmiechał.

 

Wojtek się nie zdziwił miał otwarty umysł i zamiłowanie do robienia rzeczy nowych i niezwykłych, był głodny tego. Na co dzień nie zdarzały się takie sytuacje, stwierdził tylko.

 

-Przyjechałem by zobaczyć, to co się tutaj dzieje i nie chce odgrywać jakiejś znaczącej roli, to tylko ciekawość.

 

-Spójrz w górę – bezpośrednio na nimi pojawiły się gwiazdy, potem planety zamieszkałe jak z orbity widać było miasta inne niż na Ziemi. Pokazał zjawiska jakie dzieją się w kosmosie, wszystko było piękne i intrygujące. – Wojtek zaczął z sobą rozmawiać, a właściwie z Kilonem.

 

-To też cię interesuje?

 

-O co ci chodzi?

 

-O ten tramwaj co nie chodzi… Posłuchaj sam siebie. Szwagier często tak ci mówił i miał racje…noo.

 

W końcu Wojtek jakimś sposobem wyłączył umysł i zaczął rozmowę:

 

-Oglądałem „Gwiezdne wrota”, chcesz mi wszczepić jakiegoś robala do głowy?

 

-A czy ja wyglądam na upośledzonego co nie może się poruszać?

 

-Nie wiem kim jesteś?

 

-Jak ci wytłumaczyć, jestem maszyną która żyje i ma takie same potrzeby jak ty. Po ludzku, potrzebuje towarzystwa, ale jak statek się uszkodzi i nie będzie zasilania ktoś musi mnie ratować.

 

-To takie banalne.

 

-Życie czasami nie jest cool… czasami trzeba pracować, to nie video, nie oczekuj wartkiej akcji. Możesz wrócić do domu i to przemyśleć?

 

-Powiedział co wiedział, jak wyganiasz to idę, nie martw się potrafię myśleć.

*

 

Elżbieta, macocha Wojtka, żona wuja , była wręcz opanowana przez „wściekłą” rasę tumów, Tumanka właśnie „zbawiała” się, sugerując – nikt Cię nie słucha, to ty masz rządzić, jesteś do tego stworzona, rozkaż Wojtkowi wytrzepać dywan, zdobędziesz szacunek i poważanie innych. Zajmij się tym nierobem.

 

-Zwinęłam dywan jest na górze pomóż mi znieść na trzepak i wytrzepiesz, tylko szybko. – stwierdziła stanowczo Elżbieta do stojącego na podwórku Wojtka, krzycząc przy tym niemiłosiernie. I nieśli ten dywan, a Wojtek wytrzepał.

 

-Ja wychodzę, za godzinę będzie klient z wałem napędowym, weź od niego i schowaj za schodami. Później możesz jechać do tego swojego lasu na zdjęcia i nie zapomnij mi zrobić takiego ładnego krajobrazu, nie takie byle co jak robisz. – bardzo dobrze niech wie, że bez ciebie, to by się nie urodził i to nieważne, że ty go nie urodziłaś. To on buntuje ludzi, nie dawaj mu czasu na pomyślenie. –Dodała Tumanka.

 

-Ja dostałem nagrody za zdjęcia.

 

-A co mieli robić, narzucałeś się, to dali dla świętego spokoju. – no i dobrze, ale nie rozgaduj się i tak ma myślenia o twoich sprawach przez kilka tygodni, będzie wiedział jaka jesteś wspaniała.

 

Wojtek był posłuszny, w końcu macocha dała na samochód sporą sumkę. Kilon aż spocił się przekonując Wojtka by wziął pieniądze i nie pytał się, jak ma zwrócić, czy odwdzięczyć się. Miał dużą moc przekonywania i udało mu się. Wojtek zostawił tą sytuacje w „próżni”, ta chora sytuacja nieraz dawała, Wojtkowi w kość.

 

Ma jutro jechać na wieś po przybranych dziadków. Ciągle powtarzał, że ma 25 lat i chce mieć własne życie. Zbywano go uśmieszkiem, przypominając, że są bardzo zajęci i by nie przeszkadzał.

 

Niestety rzucał się na wszystkich naraz, to nie był dobry pomysł, a wystarczyło znaleźć nowe środowisko i w nim rozpocząć nowe życie. Statek dawał taka szanse, ale dość radykalne to było, przecież są stowarzyszenia choćby fotografów. Wojtek nie dojrzał do tego, komputer na statku też z uczuciami był niedojrzały, według kilona – i co dalej?

 

Postanowił przywieźć dziadków i wyemigrować poza Ziemię, do lepszego Świata, ale co go tam go czeka? Miał wątpliwości, nie lubił drastycznych decyzji, był zachowawczy.

 

-Już zabrałam wszystko możemy jechać. – powiedziała Elżbieta zamykając drzwi samochodu. – Tumanka nie spała, na swojej planecie przyrządzała posiłek, dlatego Elżbieta była łagodna i Wojtek mógł trochę odpocząć.

 

-To ruszamy.

 

I ruszyli w 100 kilometrową podróż.

 

W połowie drogi Wojtek zobaczył przed sobą mały helikopter długości metra, robił ewolucje przed nim, w trakcie jazdy. Pomyślał nie słyszał o takich śmigłowcach, to musi być statek, przypomina o sobie. Jakie to miłe.

 

-Co to jest, no przed nami, Wojtek?

 

-No co śmigłowiec zabawka, teraz takie rzeczy produkują i ludzie mają pieniądze na to, pewnie droższy od mojego samochodu.

 

Zapadło grobowe milczenie, spokojnie Wojtek przywiózł dziadków do miasta, helikopter, jak wracał, odleciał już do statku.

 

 

 

Wieczorem Wojtek spakował się i ruszył do lasu, niestety statku nie było już miał jechać zawiedziony, gdy zobaczył jak las dziwnie się porusza, a właściwie poruszają się pnie u nasady. Uśmiechnął się, krzyknął:

 

-Ukrywasz się przede mną?

 

-Nie, sprawdzam twoją spostrzegawczość, no dobra nie potrzebuje się już ujawniać, czekam na twoją decyzje. Byłoby dużo chętnych, gdybym wylądował w centrum miasta.

 

-Statek jest wielkości naszej stacji kosmicznej, długo podróżować się nie da. Kiedy wracamy?

 

-Masz prawo zawsze, co do wielkości się mylisz, to tylko prom. Ja mówię ze statku z orbity Jowisza, nie powiem ci o wielkości. Mam dużo przestrzeni, ale jest jeden problem – jak będziemy w innej galaktyce to podróż powrotna może trochę potrwać.

 

-Potrwać , potrwać, to potrwa, lecę. Jeden warunek, podlecimy na łączkę przed domem i się pożegnam z rodziną, bo będą przeczesywać las i uznają, że ktoś mnie zamordował i zakopał.

 

– To nie jest wskazane, musisz z pożegnania zrezygnować, cool?

 

– No dobra cool.

 

– Z boku jest właz musisz się wdrapać i lecimy.

 

Wojtek miał szczęście dla kilona był dzień i nie było go przy nim.

*

 

Kilon i Malanka, zorientowali się, że przez przypadek są w jednej rodzinie i omawiają to:

 

-Ja bym go przytemperowała, najlepiej poważając jego podmiotowość. No, zrób z niego bezrozumne zwierzę.

 

-Powiem mu tak: Bądź lepszy od niego i nie reaguj na zaczepki, pokaż, że uwzględniasz jego zdanie, ale nic nie jest warte. Nie zwracaj uwagi na wyizolowanie ciebie. Rób swoje. Widzę, zyskasz na tym wcześniej, czy później. Pomyśl, myśl długo co może ci to zjawisko dać. Zdjęcia ok., może też coś więcej. Zdecyduj sam. – hi. hi. Będzie robił zdięcia, to go zajmie na kilka lat, nie wie sam , po co…

 

A ja powiem tak, Malanka.

 

-Wykorzystaj mądrze jego przywiązanie do ciebie. Ale, niezależny ci i tak mają, okoliczni ludzie to rozumieć. Wytłumacz siłą, swojego charakteru i mocy psychicznej. Zyskasz więcej niż miałby za darmo dla ciebie pracować.

 

-Też dobre. Z poważaniem stwierdził Kilon.

 

– To idziemy spać?

 

-Idziemy.

 

Rano odezwał się Kilon.

 

– Jak noc, wieczorem dałaś czadu, podopieczny pewnie ostry? Cieszę się na nasz wspólny byt. Nie mam, żadnej połamanej kości. To już trzy cykle jesteśmy ze sobą, chce jeszcze dłużej.

 

-Ja bym się nie cieszyła, mam potwornego kaca moralnego. Hm… mówię już po Ziemsku. Tylny płat mózgu mnie tak swędzi, jak nigdy, mam okropnego podopiecznego. Robi wszystko co mu sugeruje. Nie myśli wcale, jakby był ze mną jeden wieczór.. na żywo.. byłby wtedy lepszym człowiekiem, zrozumiał by.. Ja Malanka ci to mówię.

 

-Gadanie i gadanie, trochę jest niedobrze, powinniśmy się widzieć i wiedzieć o sobie na tej planecie. Nasi podopieczni powinni wiedzieć o nas.

*

 

Kilon

 

-Nie wiem czy dobrze zrobiłeś, wchodząc tam? Wyjdź natychmiast.

 

-I co Wojtek, co tam kombinujesz? Zapytał Statek.

 

-Mam wątpliwości, czy lecieć.

 

-Poczułeś ukłucie, to organiczny „robak”, tak byś „to” nazwał. W moim języku to tłumacz i informacja o moim ludzie. Ja jestem żywy, nie maszyna. Nie zanudzisz się podczas lotu. Możesz zobaczyć co jest na zewnątrz. Ziemi już nie, za daleko polecieliśmy.

 

-I tak będziemy podróżowali latami?

 

-Co ty! Tygodniami.

 

-To i tak dużo czasu, za dużo.

 

-Mogę cię wysłać, jak to nazwiecie? Myślolotem.

 

-Co ma statek na myśli?

 

-Mniej więcej.. poleci twoja świadomość, jaźń. Niestety będziesz widział i słyszał, ale nie poczujesz innych zmysłów. Potrwa kilka chwil i kiedy chcesz wrócisz.

 

-Na Ziemię też? By sprawdzić co się dzieje?

 

-Tam nie możesz być widoczny, do zrobienia. Na początek odwiedź planety na które lecimy.

 

-A właściwie to po co?

 

-Po to, żebyś pytał, matołku. Właśnie wyemigrowałeś na Ziemię dwa.

 

-Dobra, pokaż mi lepiej, coś fajnego w kosmosie. Szkoda, że nie mogę robić zdięć?

 

Kilon.

 

-Lepiej milcz, zawsze ci mówiłem, nie bądź taki wylewny. I bardzo dobrze. Zrobiłeś ze zdjęć sztukę dla sztuki. Starasz się, by nikt ich nie widział, nawet na facebooku, dla innych znajomych. Masz złudzenie, że to są twoje skarby..

 

-Hm..

 

Wojtek zobaczył jak żyje gwiazda, jak się rozrasta i buzuje w niej plazma. Nie wiedział co to plazma. W jednej chwili znalazł się w środku ognia. Odwrócił się i widział jak zielono – niebieska planeta się gotuje. Roślinność spala się w kłębach pary.

 

-Widzisz dobrze, ta plazma, żyje. Przełącz się na to, co twoje oczy nie widzą.

 

Wojtek zobaczył. Wszystko co żywe nie znikło po spaleniu. Uciekały z planety kolorowe obłoki. Nie były podobne do wyglądu za życia, niektóre jednokolorowe, inne wielobarwne.

 

Leciały przez plazmę, z wybuchu, jednym strumieniem w kosmos.

 

-Gdzie one podążają?

 

-Tego nawet ja nie wiem.

 

Kilon.

 

-Pytaj, pytaj. Dowiedz się jak najwięcej! – zrobił to niefachowo, bo uniosły go emocje i Wojtek nie usłuchał.

 

-Chcę dotrzeć na planetę docelową mojej podróży.

 

-Jest ich kilka, pewnie chcesz zobaczyć pierwszą i najbardziej odmienną od Ziemi?

 

-No. Odmienną, Ziemię dwa; pewnie wszystko skopiowane z oryginału.

 

-Dla mnie, Ziemia jest bardzo dziwna. Mówisz, żebym wybrał?

 

Chyba cię pogięło. Moja ty atrakcjo, nie zmieniaj ról? Mi się zbyt często nudzi. Mogliśmy zrobić łapankę. Wybieramy ludzi, znikają z życia i nikomu nie przyjdzie do głowy by robić aferę, poszukiwania.

 

-Masz o mnie marne zdanie.

 

Kilon.

 

-Gość ma racje. Za Wojtkiem; mało kto zwróci uwagę, a tym bardziej nie będzie szukał. Pomyślą, wyjechał, bo tu miał marne życie. Po prostu, miał dość, jeden dzień się zasmucą z wyrzutami sumienia. Następnego dnia poszukają następnej „ofiary losu”. Wróć, będzie po staremu.

 

Kilon, silił się i mocno sugerował w myślach Wojtka. Coś osłabło, zdziwił się, dawniej by posłuchał.

 

-A może sprawdzę się, w nowym miejscu, bez przeszłości, lekkoducha i nieudacznika?

 

Wojtek, tak pomyślał i powtórzył Statkowi.

 

-Ok. Dam ci szansę, ale musisz wykonać wiele prac, nie tylko nad sobą, też wokół siebie. Tam na Ziemi dwa.. Jesteś fotografem, jest dużo zdjęć do zrobienia, jest potrzeba opisania naszych działań. Fotografia jest uniwersalnym językiem. W kolejnym etapie ujawnimy się, potrzebna będzie dokumentacja, na folder zachęcający do emigracji.

 

-Ja chcę mieć drugie życie. U nas w oceanach, pływają ryby i ssaki, z tamtąd wyszło życie. Czy wytworzyły się tego typu istoty i cywilizacje, podobne do Ziemskiej?? Chciałbym to zobaczyć.

 

-Mówisz, masz. Skontaktuje cię z nimi, czy cię przyjmą? Nie są rybami, czy ssakami. Musisz poczekać, nie mam władzy nad czasem. Powiem im o tobie i oni zdecydują, jakieś pół godziny twojego czasu.

 

Wojtek myślał o drzemce i już przysypiał, jak zobaczył planetę z orbity. Trwało to kilkanaście minut, jak okrążył ją całą. Nie widział tam lądu, tylko jeden wielki ocean. Dotarł na platformę, nie wiedział z czego jest, unosiła się na oceanie. Stały tam cztery postacie, miały po jednej nodze i trochę skakały, dwie kończyny górne. Zamiast twarzy maski, prześwitywała, przez nie woda, która płynęła przez przezroczyste rury, do zbiornika na plecach. Była tam cała aparatura, dowiedział się później, że natleniała ona wodę. Istoty miały grubą łuskę, trochę przypominały dinozaury, ale cywilizacyjnie na wyższym poziomie niż ludzie. Mówiły „rękami”, podobnie jak głuchoniemi. To co słyszał, to był język, bardzo dokładny, nie hasłowy.

 

-Witamy milusińskiego, my też pochodzimy z innej planety. Cywilizacja Tachunów uratowała nas przed wyginięciem. W stronę Ziemi, milusiński leci gwiazda i zderzy się z waszym księżycem, a część jego i gwiazdy spadnie na Ziemię. Jest jeszcze czas, milusiński.

 

-Jak żyjecie, cały czas w wodzie? Dobrze jest wam?

 

-U nas, nie ma takich jak ty, każdy jest potrzebny i ma dużo pracy do zrobienia. Nikt, milusiński nie jest deprymowany. Żyjemy w miastach, nie pokazujemy ich. Mamy do tego prawo, milusiński. No, to zobaczyłeś nas,. Jesteś fotografem, świetny zawód, twórczy. To do zobaczenia.

 

Wojtek wrócił na Statek, był trochę niepocieszony, krótko, ale.. czy mógł się czegoś spodziewać? Nie, był zaskoczony i tak miało być.

 

Kilon.

 

-Powiedz, że chcesz wracać, uprzyj się, że też jestem uwięziony w tym ciele, a jak nie wrócę. Nie chce tak żyć.

 

Wojtek nie słyszał już tego.

 

-Pewnie będzie ciężko. Trzeba zbudować dom, na Ziemi dwa i zdobyć coś do jedzenia.

 

Statek odpowiedział:

 

-Tak, jest tam już wielu ludzi, pomogą ci. Będziecie żyć na poziomie takim jak na Ziemi.

 

Po namyśle..

 

-Spoko, jestem pewien, że czeka mnie tam lepsze życie. Wyrosną mi najwyżej większe mięśnie. Teraz jestem zmęczony, chciałbym pospać ze 12 godzin.

 

I Wojtek zapadł w długi i spokojny sen.

 

Statek wprowadził do krwioobiegu Wojtka kilka związków, które pozbyły go niepotrzebnych chorób. Pospał sobie dobę i obudził się rześki, gotowy na życie.

 

-Statek, daleko jeszcze? Przypomnij mi lecimy na Ziemię dwa?

 

-Nie ma moją planetę. Tam poznasz moją rasę nazywamy się Tachunami, poznasz historię naszych działań dla podtrzymania takich cywilizacji jak twoja.

*

 

U Kilona i Malanki stan przygnębienia, jest ranek i Kilon zaskoczony snem, próbuje przekazać partnerce co się wydarzyło na Ziemi.

 

-Posłuchaj mnie, mój człowiek wywędrował z Ziemi na jakimś obcym statku. Zabrał się z jakąś istotą.

 

-Co ty bredzisz?

 

-Posłuchaj mnie! Są inne cywilizacje, nie tylko nasza i ludzi. Jest ich dużo, a ja nie mam narzędzi by się ujawnić. Nikt by mi nie uwierzył, a właściwie Wojtkowi; trzeba powiedzieć przełożonym. Nie wiem, nawet, komu? , to się nigdy nikomu nie wydarzyło.

 

-Jak ta wszystko prawda, to mój też może zniknąć.

 

-On mnie już nie słyszy. Chciałem by pozostał na Ziemi, potem miał zrezygnować z dalszej podróży. Jak grochem o ścianę, ignorował mnie, potem już nie słyszał. Ostatnie godziny snu nie miałem kontaktu z Wojtkiem, nie wiem gdzie jest?

 

-To tylko mniejszy wpływ na niego, zobaczysz jutro wróci do ciebie.

 

-Tym bardziej trzeba to zgłosić namiestnikowi, albo kierownikowi III stopnia.. A było tak dobrze, jak ktoś pluł na niego, to mówiłem mu, że deszcz pada. Odreagowywałem ciebie. Teraz jak będzie..

 

-Nie wiem, u mojego duże przybicie, młody bez słowa wyprowadził się, odszedł.. Po śniadaniu, zgłoś to kierownikowi, może uruchomią maszynę.

*

 

– No to upłynął czas podróży, niedługo będziemy na Astranie, przygotuj się psychicznie i duchowo na spotkanie z przewodnikiem. Będzie cię pilotował, na planecie, bez niego się nigdzie nie ruszaj.

 

-Jestem gotowanie musisz mi mówić. Czekam od momentu wejścia na statek, tam w lesie.

 

-To zdrzemnij się, do momentu wejścia na orbitę. Podam ci środek regenerujący, w śnie będzie skuteczniej działał.

 

Wojtek nie wiedział, że mógł zrezygnować z Ziemi dwa. Statek by go odtransportował z powrotem. Warunkiem była tęsknota, niewymuszona, za dawnym życiem. Zdał egzamin. Po kilku dnach obudził się i zobaczył zielono-czerwoną planetę z fioletowymi oceanami. To był już czas i pomyślał, już bez Kilona, sam.. spoko człowieku..

 

Wylądowali.

 

-Witamy na planecie Astran, jesteśmy podobni do ludzi, ale tylko z zewnątrz. Wiem, dziwisz się? fioletowy kolor to wynik dużej ilości związku, na planecie, nazwa ci nic nie powie. Brak owłosienia i mięśnie w małej ilości, to wynik cywilizacji. Rozmnażanie, jest poza nami, załatwiane i co jeszcze.. nie mamy hormonów. Jesteśmy rasą antropologów, to jest nasza fascynacja i cel istnienia. Mam na imię Kadu, jestem twoim pilotem.

 

Wojtek spojrzał wokół, widział las, poprzecinany ostrosłupami ze szkła, wysokimi na kilkaset metrów. Wskazał ręką i zapytał Kadu.

 

-Co to jest?

 

-To nieważne, tam mieszkamy i nie będziemy tam wchodzić.

 

-Tu jest tylko las, nawet widzę sosnę.

 

-O właśnie, mamy roślinność z różnych planet, też z Ziemską. Uczyliśmy się je uprawiać, by sadzić na Ziemi dwa.

 

-Zobaczę coś jeszcze?

 

-Poczekaj.

 

Kadu wyjął z kieszeni czarną kostkę, nacisnął i rzucił pod nogi. Rozrosła się do wielkości autobusu, weszli w nią i polecieli. Wzniosła się nad las i wyżej. Wojtek zobaczył budowle inne niż się spodziewał, wielkie hale ciągnące się po horyzont. Sztuczne jeziora i istoty w nich, takie same jak Kadu. Pływały.

 

-Jest tak, jak na Ziemi na wczasach.

 

-Niezupełnie, tam pływają dzieci, kiedyś nie pływaliśmy. Jak podpatrzyliśmy was, to i u nas się przyjęło.

 

-To dzieci? , nastolatki? Wyglądają jak dorosłe.

 

-ze względów praktycznych, tworzymy je tak by nie rosły, a skupiły się na przyswajaniu informacji, potrzebnych do życia.

 

-Lećmy wyżej i dalej.

 

Wojtek zobaczył wschód słońca, drugiego, było jaśniej, wręcz raziło. Widział roślinność, gdzieś w oddali i nie była ziemska. Przypominała palmy, tylko duże, jak sekwoje, tam cos się ruszało między nimi. Kadu stwierdził, stanowczym tonem.

 

-Już czas na posiłek i drzemkę, jest to wymóg tej planety. Drugie słońce jest za jasne i szkodliwe. Lecimy tam. – Wskazał olbrzymią halę.

 

Wojtek z Kadu podeszli do wielkich hangarów. W środku okazało się, że mają dwumetrowe ściany i dach z betonu. Kadu wyjaśnił.

 

-Drugie słońce jest niestabilne, często są rozbłyski. Jest to dla nas szkodliwe, ale po ponad godzinie zachodzi. Chronimy się w podziemiach, zaraz zobaczysz.

 

I Wojtek zobaczył, tunele w dół, jak plaster miodu i wchodzące do sześciokątnych wind dzieci. Sami zjechali na sam dół, właściwie, winda była pomieszczeniem do przeczekania. Było coś do zjedzenia i można było usiąść. Dla niego było za gorąco, trochę się zmęczył, warunki nie były dla ludzi. Kadu nie narzekał. Pod koniec godziny, powiedział Wojtkowi, że wraca na statek i leci na Ziemię dwa. Nie chce go zarzucać informacjami, z gruntu niepotrzebnymi, dla niego.

 

-Jest taki zwyczaj, w waszej historii, a właściwie Rosji, by przed podróżą, usiąść i poczekać w milczeniu. Pożegnać się duchowo, z miejscem w którym się było i przygotować do długiej podróży.

 

-Ok. słyszałem o tym.

 

I kilkadziesiąt minut siedzieli i milczeli.

*

 

Kilon po napisaniu raportu, o zmianach w snach, udał się do naczelnika. Wnioskował, uruchomcie maszynę. Na piśmie dostał odpowiedź, zbyt duże koszty. Przypomniał, że Ziemianie zmienili, erę na nową, jak wysłali tam jednego z nas. Nie pomogło nawet to, że się urodził i był człowiekiem. W końcu stracili z nim kontakt, a jak odzyskali, to zażądał, wpływania na życie ludzkie. Do tej pory są uzależnieni od ludzi. I podrzędny Kilon.. chce powtórki, bo mu źle?

 

Kilon po odmowie napisał do wyższej instancji, do pro naczelnika informując go. Jego człowiek wie, że w Ziemię uderzy wędrująca gwiazda i wtedy zginą wszyscy ludzie.

 

Odpowiedź była błyskawiczna, zebrała się Rada, ale nic nie uzgodniła.

 

Członek Rady odwiedził Kilona.

 

-Mamy związane ręce, to za daleko, by ich nawet kilku ewakuować.

 

-Co będzie z nami? Gdzie powędrujemy w snach?

 

-Nie wiem.

 

-Sny, to część mojego życia. Między sobą śnijmy, są przecież strefy czasowe. Zgadzam się nawet na innego Kilona.

 

-Przyjedziesz na posiedzenie Rady. Widzę – ten człowiek nauczył cię myślenia. Ciekawi będą wszyscy twojego zdania. Napiszesz projekt? Byśmy śnili między sobą?

 

-Wojtek mnie nauczył, jak pisać projekty miękkie. Uczestniczyłem w jego szkoleniu. Przygotuje. Zależy mi.

*

 

Wojtek zobaczył Ziemię dwa przez wizjer, dużo się różniła, od jego domu. Przespał całą podróż snem sprawiedliwego. Uwierzył, że jest wybranym. Wyszedł ze statku mając aparat fotograficzny w ręku. Myślał, że zobaczy chaty z bali, jak u dziadków w młodości. Wyobrażał sobie – dziki zachód zastanie.

 

j.. zobaczył wybrukowaną ulicę i kilkupiętrowe budynki, ze szkła i aluminium. Tylko samochodów nie było, tylko dziwne czarne platformy, takie same jak na Astranie. Nie wiadomo z czego, sunące nie tylko ulicą. Ludzie stali na nich nieruchomo. Zachowywały się tak, jak skrzyżowanie poduszkowca z helikopterem. Stanął i otworzył usta ze zdziwienia, obejrzał się, ale statku nie było. Wiedział co robić, fotografował, a umiał robić zdjęcia.

 

Po godzinie jedna z platform zatrzymała się.

 

-Już myślałem, że cię nie znajdę.

 

Powiedział całkiem łysy gościu.

 

-Ja..

 

-Wskakuj, musisz poznać swoje mieszkanie.

 

Przelecieli całe miasto, składało się z kilkudziesięciu domów. Ostatni był tuż pod lasem.

 

-Mam kilka informacji o tobie, lubisz las co?

 

-Dzięki. – Wojtek bez Kilona był mniej rozmowny, ale próbował się wysilić i zapytał.

 

-Co będę tu robić?

 

-Hm.. Masz podstawy i doświadczenie do bawienia się ciekłym metalem?

 

-No, mam, to dla mnie nie trudność. I pewnie archiwizować fotograficznie naszą historię?

 

-Dobrze powiedziane NASZĄ. I to wszystko.

 

-Naprawdę nic więcej? Spoko. Pewnie dużo roboty, co?, jesteśmy na dorobku.

 

-Coś ty taki uprzedzony. No?

 

-Rzadko zdarza mi się coś zyskiwać za friko, zawsze muszę ciężko pracować nad sobą i innymi, by było w miarę dobrze. I tak jest zawsze niedobrze, czasami jeszcze jeszcze gorzej. Dostaje kopa w dupę.

 

-Tu dostaniesz lekko z kolana, na szczęście. Minimum to siedem godzin, ale uczciwej pracy. Resztę czasu jak chcesz.

 

-Rozumiem. Siedem godzin przy gorącym metalu, a foto to hobby.

 

-Coś ty taki uparty. To ty uznajesz co robisz dla nas jako pracę. Piszesz raporty. Miło będzie jak trochę nas podszkolisz, mamy tylko trzech specjalistów. Dwie godzinki dziennie co? Lubisz się targować.

 

-Duchowo nie wierze, ale rozum mówi tak. dużo zmian, to inne życie. Podoba mi się tutaj, już nie kracząc zobaczę za trzy miesiące. To gdzie mój pokój?

 

-Dochodzimy, według informacji o twoim zamiłowaniu do przestrzeni, na piątym piętrze, które zajmujesz, jest jednym pokojem. Jak marzyłeś, będziesz mógł jeździć rowerem, po mieszkaniu.

 

-Ile metrów?

 

– nie wiem. Jakieś 50 na 50 metrów.

 

-To trzeba przyznać, dosłodziłeś mi.

 

Wjechali windą na piąte piętro i bez korytarza, znaleźli się w jego „pokoju”. Dowiedział się, że ma komputer z programami, jakie znał, super kuchnie i wszystko co ma w domu. plus urządzenie do podróży, takie jak na statku. Nie pytał, czy są ograniczenia, bo domyślił się, że nie było. Wiedział jak działa urządzenie, używał na statku.

*

 

Kilon zasiadł do pisania, miał pustkę w głowie i pluł sobie w brodę, że dał się wciągnąć w projekt. Wspominał Wojtka i jego zmagania z życiem. Był niezadowolony ze swego postępowania. Nie wspierał go, dla niego była to zabawa. Przypomniał sobie, o szkoleniu podopiecznego z projektów. Umiał skutecznie go zniechęcić. Teraz jest sam.. Całe szczęście, w trakcie szkolenia był z nim, a Wojtek dobrze przyswoił teorię.

 

I.. ruszyły pomysły jak zacząć, cel i klient były jasne, urządzenia , są. Znaleźć grupę docelową i rozpisać harmonogram. Jak nadzorować? Hm.. Cotygodniowe spotkania.

 

Przypominał sobie, już dwa dni i notował, był przy tym tak nieznośny, że Malanka wychodziła. Odwiedzała sąsiada też Kilona, Tagana. Pocieszała się na jego ramieniu tak, że zbliżyli się do siebie całkowicie.

 

Kilon napisał projekt i był z siebie dumny. Nie było jeszcze powiadomienia o terminie spotkania z Radą, wkurzony chodził po mieszkaniu i szukał zajęcia, demolując przy okazji sprzęty. Zaczął odwiedzać znajomych bez powodu, ot tak sobie, by nie myśleć o projekcie. Bez Wojtka, zupełnie sobie nie radził i zrozumiał, to co robi jest bardzo ważne. W końcu po wielu tygodniach, Rada , była wiadomość, przesłać projekt do czytania.

 

Kilon miał obiecane, że spotka się z Radą. Nie rozumiał, skąd te zmiany. Chciał objaśniać, nie pozwolono mu i parę dni później Rada rozwiązała się. chodziły pogłoski o kłótni, kto ma być inwigilowany. Przedstawiciele ras na planecie, nie porozumieli się, każdy chciał być „opiekunem”, nikt podopiecznym. Kopię projektu krążyły, wśród wszystkich ras. Nastąpiło nasilenie konfliktów i od wielu wieków, wojny między rasami.

 

Nie znaleziono gwiazdy, lecącej na kursie kolizyjnym z Ziemią. Za mało danych, nie znano czasu, ani kierunku, poszukiwano dalej.

 

Utworzyły się koalicje ras i po krótkiej bitwie w której zginęło większość walczących, utworzono granice. Nie było pokoju, a wojna trwała przez urządzenia z Projektu. Nikt nie potrafił, wyprodukować zagłusza czy, niszczono się w umysłach. Ci co niewytrzymywani, popełniali samobójstwa. Kilon ukrył się, bojąc o własne życie. Malanka odeszła nazywając go drugim „aniołem śmierci”. Tak go wszyscy nazywali. Nie mogła znaleźć bliskich i znajomych, zginęli w trakcie Bitwy. Ci do których poszła, nie chcieli z nią być, obwiniając o to, że miała wpływ na Kilona i nic nie zrobiła. Jest współwinna. Raz salwowała się ucieczką, by ujść z życiem. Wiedziała, gdzie jest Kilon i wróciła do niego, ale nie była to już ta sama Malanka. Miała przerzedzone włosy, od wyrywania, jakby zmarło, jej nieszczęśliwie dziecko. Nie kłóciła się z Kilonem. Była cicha na co dzień i wspierała partnera, we wszystkim co robił. Przemieszczali się z miejsca na miejsce. Szybko rozpoznawano ich i wyrzucano. Nikt nie chciał mieć nic wspólnego z „Aniołami śmierci”.

*

 

Wojtek dwa dni zwiedzał, zobaczył nowoczesne miasto. Obcych były tylko pojazdy, dziwił się, bo nie widział żadnych urządzeń napędzających. Co widział to nieprzejrzysta czarna tafla, przypominająca szkło, idealnie gładka, ale nie śliska. W większych prędkościach, sama obudowywała się w sześcian, ale w wewnątrz wszystko było widać. Nie sprawdzał prędkości, bo nie było jak, na maksa w dwie sekundy, słyszał grzmot przekraczania bariery dźwięku. Nie odczuwał przyspieszenia, po prostu, w środku nic nie „wciskało w fotel”, stał i mógł swobodnie chodzić. Pojazd słyszał myśli, w ten sposób był kierowany, znał cel podróży. Często, podróżował pojazdem dla zabawy.

 

W końcu wziął aparat i robił zdjęcia. Architektura była ładna, widać było rękę fachowca, przyroda nie tylko ziemska, było super.

 

Postanowił fotografować ludzi w trakcie pracy. Zrobił kilka takich portretów i zdziwiło go to, że wszyscy byli uśmiechnięci. Wszystko było piękne, nawet przy piecu Martenowskim. Wytop stali jest wyczerpujący, mimo to, po pracy ci faceci się śmiali, opowiadając sobie anegdoty. Było cool, wszędzie.

 

Miasto było samo wystarczające, nawet komputery nie składano, lecz produkowano na miejscu. Zawsze był zapas wszystkiego, gdy zaczynało brakować, to opracowywano nowe modele i produkowano dla wszystkich.

 

Wojtek zauważył, coś się zmieniło. Ma mniej myśli i są bardziej konstruktywne, miłe. Nie było w jego głowie złośliwości, podpuszczania samego siebie. Dobrze mu było z tym. Częściej mógł się wyciszyć i lepiej odpoczywał w trakcie snu.

 

Zaczepił swojego opiekuna.

 

-Jestem gotowy, iść na odlewnie i pracować przy odlewaniu, stopów aluminium.

 

-Hm.. Jak chcesz, ale wolałbym byś nauczył, kilku pracowników odlewnictwa.. Od strony praktycznej. Wiem, że umiesz dobrze robić formy piaskowe do odlewania żeliwa. Pokaż nam. Co?

 

-Bardzo chętnie, nie spodziewałem się.

 

-Każdy z nas ma po kilka zawodów i uzupełniamy się. Chciałbyś nauczyć się czegoś?

 

-Kiedyś interesowała mnie elektronika i robotyka.

 

-Ok. Za jakiś czas nauczymy cię. – I opiekun chciał odejść.

 

-Chwileczkę, jak często mogę korzystać z urządzenia? Myślolotu.

 

– Nie ma ograniczeń, a na ziemi jesteś niewidoczny, ale możesz czuć dotyk. Czerwony przełącznik. W trakcie seksu jakiejś pary, jak się „włączysz”, to wszystko poczujesz. No.. wiesz.. nie zorientuje się, ale tylko podczas aktu, nawet jak jest sama.

 

-Nie zorientuje się?

 

-Nie ma takiej możliwości.

 

-To nie fer.

 

-Jest nas ponad dwa tysiące mężczyzn. To konieczność.

 

-Będę miał dużo dzieci?

 

Zabronione i zabezpieczone tak, by nie było to możliwe. To nasza decyzja, wspólna.

 

-No.. to jutro o10, formy do żeliwa? Co?

 

-Super będę. Budynek 6, już się zorientowałem.

 

Następnego dnia Wojtek, pełen obaw stawił się w pracy i zobaczył 7 wystraszonych par oczu. Trema mu przeszła od razu.

 

-To gdzie macie ubijaki?

 

Jeden wskazał na „coś” z drewna. Wojtek westchnął.

 

– No, na dziś wszystko, brak narzędzi. Do jutra odleje z żeliwa porządne ubijaki. I wziął się za zrobienie ręczne kilku form, bez modelu. To dla niego nie problem. W szkole co tydzień, przez trzy lata po 8 godzin dziennie i raz na tydzień, ubijał piasek formierski na ochładzalniki. Do form dla odlewania staliwa. Powiedział do siebie.

 

-I jestem w domu. – podśpiewując sobie w trakcie pracy.

 

Po tygodni, nauczył dobrze robić formy swoich podopiecznych. Ma dar do takiego szkolenia. Później, często koledzy, chcieli się uczyć, też fotografii. Wyrobił sobie renomę i .. szczęście.. bo lubi ludzi.

 

Już się zaaklimatyzował, czegoś mu jednak brakowało. Po kilku dniach zrozumiał, był ciekawy czy jego rodzina żyje i jak. Tam często czuł się jak bity pies przez Pana i kochający go nad życie. To w nowym miejscu było ulotne i nieczęsto się zdarzało. Postanowił skorzystać z urządzenia i zobaczyć jak żyją teraz, jego niestety rodzina.

 

Stanął przed urządzeniem.. patrzył się na nie.. i nie mógł.

 

Po kilku miesiącach udało się, leciał kilka minut, obejrzał kosmos i zrelaksował się. Dotarł wreszcie do swojej mieściny. Zajrzał najpierw nad staw, ale go nie było, został wysuszony, trwała właśnie wycinka drzew. Tablica informowała o nowy chronionym osiedlu, mające być zbudowane w tym miejscu. Westchnął, ostatni jego bastion znika. Bez radości pomyślał, że dobrze jak go tu nie ma. Była sobota po południu, usłyszał hałas, to był festyn w parku. Był koncert, to promocja nowego osiedla, dla potencjalnych kupców i znajomych. Były stoiska: z watą cukrową, hot dogami, dwa banki, proponowały kredyty mieszkaniowe. I parę stoisk ze sztuką, obrazami, drobiazgami robionymi ręcznie. Rozpoznał znajome urzędniczki z ratusza, stały przy tych stoiskach i rozmawiały z artystami – czasem obsługiwały klientów.

 

Postanowił dalej nie patrzeć, zrobiło mu się mdło, a nie wiedział jak urządzanie zareaguje. Piękna pogoda słoneczna i upał. W domu wszystko pootwierane, ale jego pokój był zamknięty, a w środku nic nie zmienione. Na bujaku (metalowa ławka na zawiasach) i taboretach siedziała cała rodzina i pięć koleżanek „mamy”.

 

-No i znalazłaś pasierba? W ilu ambasadach byłaś?

 

-Ja?? Siedzi gdzieś w Berlinie pod mostem i pije. Teraz ciepło, tam tania wóda. To mu dobrze.

 

-Nie mów tak.. –prosi Wuj. Ja. Go znajdę chodźmy w Ameryce, byłem w ambasadzie, znają sprawę. On jest niebezpieczny, a ja umiem z nim rozmawiać. Zaopiekuje się nim, ale najpierw pójdzie na leczenie psychiatryczne. Zostawić taką rodzinę.. bez słowa..

 

-Niewdzięcznik. – Stwierdziła koleżanka, a inne kiwnęły głowami.

 

-Trochę nudno bez szwagra, był zabawny i taki .. nieporadny, nie znał życia. Pewnie wplątał się w coś.. i wykorzystują go. Tyle jest przestępczości na świecie.

 

Siostra cioteczna zapłakała.

 

-To nie moja wina, że go nie ma.

 

Opanowała się zaraz.

 

– Jak.. sobie poradzi, to powinien się odezwać. Ja mam rodzinę i potrzeby.. A, taki przestępca to ile zarabia?

 

-Będzie miał kasę to, na pewno się odezwie. – Stwierdziła druga koleżanka. – Będzie chciał się pochwalić!

 

-Ja rodzinę uprzedziłam, mają mój telefon. Jak tylko się pokaże, natychmiast się o tym dowiem. – dodała siostra cioteczna.

 

Macocha:

 

-Ja wam mówię dyskretnie, dobrze by było, można, tak jak dawniej „pracować” nad nim.

 

Nie pieniądze od razu, jak mądry, sam powoli odda. Opiekowałam się nim, oczywiście w wolnej chwili, ale zawsze patrzyłam co robi i gdzie jest. Oczami wszystko ocenię.

 

-Dobra, masz rację. – Powiedział chór głosów, każdy na swój sposób.

 

Nastąpiła cisza, trwała z pięć minut.

 

-A co tam u Heleny? – Zapytała koleżanka i rozmowa się znowu ożywiła. Wszyscy podekscytowani alkoholem rozmawiali ze sobą, na bieżące tematy.

 

Wojtek trochę przygnębiony, zaczął krążyć nad miastem. Czuł niesmak, tak nisko mnie cenią? Byłem pieskiem do bicia, to oni byli szczęśliwi. Ja tu nie pasuje. I wyleczył się z kompleksów w jednej chwili.

 

-No cóż. Pora wracać, do lepszego życia.

 

Wrócił, nie żałując, że odwiedził „rodzinę”.

 

Po powrocie Wojtek zajął się zdjęciami i szykował nową lekcje. Temat „Światło”.

 

Pisał z przejęciem, dla niego to najważniejszy wykład, bo światło jest najważniejsze w fotografii i go fascynuje. Przygotował anegdoty, by nauka była twórcza i miła.

 

Pół godziny później, obcy przylecieli statkami. Było ich kilkudziesięciu, rozpierzchli się po Mieście, tylko chrumkali z zadowolenia: hrm, hrm, hrm.

 

Wieczorem zebraliśmy się na sali konferencyjnej, tradycyjnie, jak podczas ich wizyt. Przemówili:

 

-Mieliśmy problem, w związku ze sprowadzeniem kobiet, w końcu macie przetrwać na Ziemi dwa. Potrzeba nam fachowców z doświadczeniem, a wtedy kobiety są za stare na matki, do rozrodu. Nie zrozumcie nas źle, chcemy, a właściwie już to zrobiliśmy. Pobraliśmy DNA i skopiowaliśmy zawartość umysłu, ze wszystkimi informacjami jakie tam były. Sklonowaliśmy, każdą z nich, dając szesnastoletnie ciało, kobietom średnio po 60 – ce.

 

Przeżyją szok, bo będą pamiętały wszystko i dla nich to będzie porwanie. Po jakimś czasie poznają siebie z młodych lat, to będzie plus i złagodzi stres. Pierwsze tygodnie mogą być trudne. Hm.. nie rzucajcie się na nie. Będzie ich połowa więcej, niż was. Mężczyzn będzie systematycznie przybywać. Kobiety raz na jakiś czas.

 

-To nie od razu do łóżka? Ile mamy czekać?

 

-Widzę napalonego. Na pewno znajdziesz napaloną, ale to ona ma zaciągnąć cię do łóżka.

 

Cała sala z obcymi włącznie wybuchła śmiechem.

 

Rozgorzała dyskusja, wszyscy wstali i w kilku grupkach, omawiali powstającą, nową rzeczywistość. Królowała nadzieja u wszystkich, to kamień milowy tego projektu. Antropolodzy przenocowali w zbudowanej przez siebie bazie.

 

W południe następne spotkanie, tych spraw nie da się dopiąć na jednym spotkaniu.

 

Rano po śniadaniu wszyscy mężczyźni zebrali się w Sali konferencyjnej i dyskutowali.

 

-Stare baby w młodych ciałach, zjedzą nas żywcem.

 

-W ciągu tygodnia, zostaniemy niewolnikami i na ich łasce.

 

-Tak, źle może nie będzie?, ale przejmą władzę nad Miastem.

 

-Stare cwaniary, podzielą nas i rozpoczną wojnę.

 

-A ja uważam, że nie popełnią błędów z młodych lat i nie będą nimi kierowały hormony.

 

-Ja też się zgadzam, zaufajmy obcym. Na pewno była selekcja.

 

-I co.. i będą tylko potulne owieczki?

 

-A dlaczego nie..– krzyknął ktoś i sporo mieszkańców tego Miasta potwierdziła to.

 

-U obcych, tysiące lat nie było wojny.

 

-Tak, zaufajmy im.

 

Przed południem było głosowanie, tylko jedna czwarta mieszkańców, nie zgodziła się na projekt.

 

Po południu zostali zaproszeni antropolodzy. Oznajmiono im, a zarazem zapytano, kiedy kobiety się pojawią.

 

-Potrzebujecie czasu by się przygotować, zostanie jeden z nas i jemu powiecie, jak będzie już wszystko gotowe. Następnego dnia będą, teraz są w hibernacji, trzeba będzie je obudzić.

 

-Dobrze, przygotujemy odpowiednią liczbę pomieszczeń, od dawna liczymy się z ich przybyciem.

 

-To nasze „foczki”. – stwierdził domorosły przywódca Miasta, ale nikt nie miał mu za złe. Jest od dawna napalony na seks i mało wybredny.

*

 

Kilon i Malanka zamieszkali na rubieżach, za południkiem i słupami granicznymi cywilizacji. Lecieli z przerwami, mogli sobie pozwolić tylko na lot na własnych skrzydłach. Znali ich wszyscy, przez miesiące tułaczki, nauczył się Kilon z Malalanką żyć z tego co natura dawała. Nowe rośliny jedli w małych ilościach, a jak nie zaszkodziły, to stosowali w diecie. Robaki i inne szkodniki było trudniej zjeść, ale to białko i się przemogli. Na rubieżach było ciepło, tylko.. byli sami. Przestały obowiązywać konwenanse, wieczorami długo z sobą rozmawiali i tak naprawdę, dopiero teraz się pokochali.

*

 

Po kilku tygodniach Miastowi byli gotowi. Dali znać Astranczykowi, a on zażądał trzech wybitnych, był wśród nich Wojtek. Polecieli i przesiedli się na statek z kobietami.

 

-Statek, jest staroświecki, ze stali, ale potrzebny.

 

Zobaczyli na statku wielką halę, stali na antresoli dwa piętra niżej kobiety się budziły.

 

-Policja.. jestem porwana..

 

-Zapłacicie, za to co mi robicie..

 

Wojtek odważył się spróbować zapanować nad wzbierającą się paniką.

 

-Spokojnie drogie panie, nie jesteście porwane. Wokół sali są lustra, przyjrzyjcie się sobie, macie po 16 lat.

 

-Co kurwa, chyba śnie.

 

-To nie sen, żyjecie, powtarzam nikt was nie porwał. Jesteście klonami osób, za które się uważacie. Spójrzcie na dłoń od zewnętrznej strony. Tam jest znak, wasze imię.

 

-Ja mam dwa kółka.

 

-Pomyśl, każda z was ma wszczepiony język uniwersalny, to coś znaczy. Zwróćcie uwagę, że rozmawiamy i rozumiemy się, używamy naturalnie języka, którego nie znałyście na Ziemi.

 

-Już wiem, ginekolog, ale dlaczego jestem taka młoda?

 

-Mówię wszystkim.. zostałyście wybrane jako osadniczki na planecie Ziemia dwa. Jesteście klonami, nikt nie zamordował oryginałów, żyją w dalszym ciągu na Ziemi. – Wojtek spojrzał na Astranina.

 

-Można?

 

I wtedy, ze szczękiem otworzyła się ściana, pokazując w olbrzymim wizjerze, dwa Słońca i zieloną planetę, Ziemię dwa. Wojtek wskazał na planetę, ale i tak nikt na niego nie patrzył.

 

-To teraz jest wasz dom. I wiele lat życia przed sobą. Liczymy na rodziny, pełne.

 

Nastąpiła długa cisza, potem jeden głos z pytaniem, a po chwili cały chór głosów.

 

– Na wszystkie pytania, otrzymacie odpowiedź, jak wylądujemy na planecie. Z ogólnych wiadomości: średnia przypuszczalna liczba wieku do przeżycia, to cztery tysiące lat.

 

Nagle słychać było rozpaczliwy głos, krzyk:

 

-Ja miałam ciężkie życie, nie chce tak długo, żyć, chce umrzeć.!

 

Wojtek kiwną głową, na Astańczyka. I stało się, kobieta osunęła się na pokład statku, nie żyła.

 

Pozostałe uspokoiły się i słuchały.

 

-Żyjemy zgodnie, od kilkunastu lat, nie chcemy rewolucji. Ziemia zginie, po uderzeniu gwiazdy. Myślę, że obcy dali nam szanse.

 

I tu pokazał się Astaranin, wszedł na antresole. Wojtek kontynuował:

 

-Nie można jej zmarnować, warunki na planecie są dobre.

 

Nie miał doświadczenia, tylko jak uczył Miastowych, zawodu fotografa i odlewnika, trochę się spocił, pomimo klimatyzacji.

 

-My też mamy dużo wątpliwości. Macie atut, zawody, wykształcenie i doświadczenie, rodzeniu dzieci też, to jest potrzebne. Co Panie ma to?

 

Chwila milczenia była niemiłosierna, albo problemy, albo akceptacja. W myślach Wojtek marzył chociaż częściowa. I usłyszał w języku uniwersalnym, najpierw jeden głos później coraz więcej, w końcu całkiem spory chór:

 

-Akuba. –co oznacza zgodę.

 

Wojtek spojrzał na kolegów i odetchnął.

 

Uspokoiło się, część kobiet ogarnęła „głupawka” i zdejmowały opaski zastępujące staniki, przyglądały się swoim sterczącym biustom, wyraźnie ożywione i zadowolone.

 

-Za godzinę lądujemy na Ziemi dwa. – powiedział obcy.

 

 

 

To był ciężki czas, skończył się stopniowo po 4 tygodniach. Większość kobiet była w ciąży i bardzo się wszyscy cieszyliśmy, z tego stanu.

 

Wojtek myślał o przyszłości. Wymyślił szkołę na kilkaset dzieci, a wcześniej przedszkole, nie w Mieście, ale w buszu. Tam dzieci mają uczyć się cywilizacji, ale też przetrwania w trudnych warunkach. Na Ziemi dwa, nie było zwierząt, czy innych tworów zagrażających człowiekowi.

 

Zrealizował to.

 

 

 

 

 

 

Paweł Korzuch

 

 

 

 

 

 

 

Koniec

Komentarze

Proponuję bardziej uważać na lekcjach języka polskiego. I czytać więcej książek.

Administrator portalu Nowej Fantastyki. Masz jakieś pytania, uwagi, a może coś nie działa tak, jak powinno? Napisz do mnie! :)

Niestety, poległam. Tego czytać się nie nie da. Chaotyczne, dziwaczne skonstruowane zdania, odmiana wyrazów, nieprawidłowy zapis dialogów... a to tylko początek, bo naprawdę przetrzymałam tylko początek.

W Hyde Parku jest podpięty wątek ze wskazówkami dla piszących, radzę tam zajrzeć. I tak - dużo czytać, czytać, czytać...

"Nigdy nie rezygnuj z celu tylko dlatego, że osiągnięcie go wymaga czasu. Czas i tak upłynie." - H. Jackson Brown Jr

Czasem to jest trudne, być w obu rzeczywistości., "W myślach Wojtek marzył chociaż częściowa" i wiele innych zdań:

Kiedyś kupiłem odkurzacz z instrukcją napisaną takim językiem. To jest dalszy ciąg?

TL;DR KLONIE

miałem wątpliwości, w którą stronę, pójść z pisaniem. miałem trzy drogi, teraz wiem. dziękuje za wykonaną, jakąś pracę. oczywiście nad uwagami posiedzę i pomyślę. miłego dnia.

Podpisuję się pod komentarzem Beryla.

jest trudne, ale  dobrze napisane, przecinki kończą jakąś myśl. sprubujcie porwać się myśli.

Drogi autorze, do jasnej cholery, zdanie zaczynamy dużą literą. Piszemy "spróbujcie" nie sprubujcie. Jeśli nie dbasz o takie podstawowe rzeczy to nic z Ciebie nie będzie.

Administrator portalu Nowej Fantastyki. Masz jakieś pytania, uwagi, a może coś nie działa tak, jak powinno? Napisz do mnie! :)

Dbam, mało tego, piszę jak kierował mną Parowski. Nie ukrywam, nie chce sławy, tylko zrozumienia, czyli jak kogoś uniesie opowiadanie, tak , że zapomni  o realnym świecie, to jest o.k.

nie wytykajcie mi błędów formalnych, liczy się treść.ale będe dbał by nie stresować czytelnika, bo po co.

Ciekawam wielce, w takim razie, co Ci Parowski poradził...

"Nigdy nie rezygnuj z celu tylko dlatego, że osiągnięcie go wymaga czasu. Czas i tak upłynie." - H. Jackson Brown Jr

Myślę.. nie jestem obrażony na pana Parowskiego. Jest to tylko droga do nikąd, gdybyśmy pogadali dłużej ze sobą, by to wyszło. Rozmowa to prywatna sprawa i nie jestem upoważniony. Nikt mi nie powiedział co mam dalej zrobić.. poprawić i ponownie umieścić? Mam jeszcze kilka opowiadań. Obawiam się je publicznie umieszczać skoro poprzednie nie wyjaśnione. I co??

Pawle, tekst taki jak ten straszliwie trudno jest próbować poprawić. Właściwie trzeba by napisać go od nowa.

Napisałeś, że nie chcesz, by ktokolwiek wymieniał "błędy formalne", tylko ocenił treść. Tu zaś do treści nie sposób dotrzeć, bo forma ją przesłania i zniechęca do lektury. Warsztat to bardzo ważna rzecz, opowiadanie musi być płynne, musi wciągać, a nade wszystko nie może zawierać podstawowych błędów - ortograficznych, interpunkcyjnych, gramatycznych, w zapisie dialogów...

 

W tej chwili mogę Ci poradzić jedynie tyle - przestudiuj uważnie TEN wątek. I czytaj dużo, dużo książek. Dobrych książek, porządnej literatury. Bo zasad językowych najłatwiej jest się nauczyć w praktyce - im więcej obycia z językiem, tym łatwiej później się nim posługiwać, nauczyć się stwierdzić, czy coś brzmi dobrze, czy nie.

 

Jeśli masz taką możliwość, skorzystaj też z tak zwanej "bety" - czyli pomocy kogoś, kto Twój tekst przeczyta prywatnie, spróbuje ocenić, ewentualnie wytknąć, co należy poprawić.

Dopiero potem publikuj.

 

Treść jest niezmiernie ważna. Ale i opakowanie musi być jadalne, bo inaczej klapa.

 

Pozdrawiam.

"Nigdy nie rezygnuj z celu tylko dlatego, że osiągnięcie go wymaga czasu. Czas i tak upłynie." - H. Jackson Brown Jr

Moja partnerka napisała opowiadanie z błędami ortograficznymi, to był przekaz dla neonazistów, że nie są w stanie dobrze wykształcić dzieci . Moje opowiadanie jest takie i nie jest problemem poprawienie.

Moim zdaniem: jak widzisz z mojej wypowiedzi.

Nie patrze do słownika.

Jest do poprawienia moja wypowiedź?

Może się mylę.

Odrzucać całość?

Moim zdaniem to jest nie tak.

Co do "tego" wątku nie chcesz mnie chyba zniechęcić do pisania.

Nie ma logiki, w zdarzeniach w życiu.

Tym bardziej w pisaniu.

I znaleźć w tym sens niełatwo, poczytaj sobie o literaturze i filozofii.

Pawle, może zamiast robić sobie wymówki, skup się na nauce pisania. Przyda Ci się to bardziej.

Administrator portalu Nowej Fantastyki. Masz jakieś pytania, uwagi, a może coś nie działa tak, jak powinno? Napisz do mnie! :)

Dzięki panie beryl.

Poznaje tajniki polskiego porozumiewania się.

Nikt nic nie napisał o koncepcji, fabuły opowiadania i jest mi z tego powodu smutno.

Parowski żyje swoim życiem i i nic mi do tego, może że nie nadaje się na mentora.

I autorytet.

Nowa Fantastyka