Autorze! To opowiadanie ma status archiwalnego tekstu ze starej strony. Aby przywrócić go do głównego spisu, wystarczy dokonać edycji. Do tego czasu możliwość komentowania będzie wyłączona.
CZAS RZECZYWISTY
W nocy kładę rękę na ścianie, jest twarda i chropowata; śnię…. Śni mi się świat miękki, bez kształtów.
Trafiam ręką na ścianę, jest elastyczna.
Ma wnękę.
Budzę się, pokój jakby inny.
Poruszyłem ręką i ukazał się obraz . Przedstawiał świat, który na pewno nie był Ziemią.
Pomyślałem…śnię…
Obrazy się zmieniają, ale wszędzie jest ten pokój i ściana z wnęką.
Wstałem i wyjąłem rękę, wtedy nagle znalazłem się w ostatnim świecie, który wypełniał pokój.
Właściwie pokoju już nie było.
Leżałem na trawie, niezwykłej, bo o niebieskim kolorze.
Spoglądam na roślinność – jest niebieska. „Niby” drzewa, z granatowymi pniami i trójkątnymi liśćmi, w błękitnych kolorach.
Z daleka było widać figury, zapewne budynki.
Ruszyłem w ich stronę i przestraszyłem się. Nie wrócę.
Spojrzałem na ścianę, włożyłem rękę do wnęki, tak samo wyglądającej jak ta w pokoju. Pierwszy obraz jaki był, to mój pokój, wyjąłem rękę i znalazłem się u siebie. Odetchnąłem……
Wyszedłem z domu do sklepu, po drodze spotkałem kolegę.
-Cześć
-Cześć, co słychać?
Zastanawiam się co odpowiedzieć, przecież on nie chce nic wiedzieć, tylko uświadomić mi, że jestem nudny i mam nieciekawe życie.
-Nic nowego, to na razie.
Trafiłem wreszcie do sklepu, młoda dziewczyna przy kasie, patrzy na mnie z uśmieszkiem, idę po masło i za sobą słyszę: „ jego to bym kajzerką zajebała”.
Schowałem zakupy, powiem jej do widzenia, choć i tak pewnie nie rozumie tego zwrotu.
-Do widzenia.
-Do widzenia.
Usmażyłem jajecznicę na boczku i zjadłem patrząc się na wnękę.
Jestem niepełnosprawny, takie coś mnie spotkało. Szczęście czy przekleństwo związane z moją chorobą. Nikt mi nie uwierzy, a jak to prawda, każdy mnie oszuka, by na tym jak najwięcej zarobić, być sławnym. Mnie odsuną od tego „urządzenia”, czy, czymkolwiek to jest. Pozostaje mi tylko milczeć i uważać by, nikt nie zarzucił mi choroby umysłowej.
Do tego ustawiła się już kolejka chętnych, tylko nie mają powodu, by „zamknąć i wyrzucić klucz”. Nie dam go im.., tym „zdrowym”.
Poszukałem plecaka , spakowałem się; żywność, ubrania, latarka, palmtop, i chciałem zabrać pieniądze-po chwili zostawiłem kasę, wyjąłem z kasetki złotą monetę.
Znalazłem ten sam świat i przeniosłem się tam.
Udałem się w kierunku figur-zabudowań. Przechodziłem przez las, za drzewami pojawiły się, cienkie pale, gładkie i wysokie na 20 metrów.
Dotykam jednego, wtedy pal elastycznie wygina się w tym miejscu, usłyszałem dźwięk UUUUUUU…. był to niski dźwięk.
Cofam rękę, pal z powrotem wyprostował się i błysnął błękitnym światłem.
Po chwili znowu znieruchomiał, a ja spojrzałem w ten las pali, rosły rzadko i można było przejść między nimi, nie dotykając.
Za lasem pali wyrastały krzaki, a podłoże było pokryte „niby” błękitnym mchem.
Stanąłem na nim, był nie tylko miękki, ale też bardzo sprężysty.
Z trudem i z sercem na ramieniu szedłem, uważając by się nie zapaść.
Gdy wychodziłem z tych zarośli, z ulgą stanąłem na twardym gruncie. Rozejrzałem się, zobaczyłem miasto, było czyste i pełne rozmaitych budowli.
Zaskoczyła mnie piramida leżąca na boku. Były też budowle na palach, a za podstawę miały półkule lub stożek– pomyślałem sobie raj dla matematyka interesującego się geometrią.
Na skraju miasta i lasu, błyszczała tablica. Świeciła, zmieniała co chwile napis, w jakimś obcym języku.
Na dole tablicy, migał przycisk wielkości pięści -migał tak razem z tablicą– na czerwono.
Nagle zobaczyłem „Witamy w Kortlandii -naciśnij czerwony przycisk”.
Nacisnąłem i przeczytałem:
-„Zapraszamy do naszego biura, wyjmij plan z drukarki”
Po chwili z otworu tablicy wyskoczyła folia. Wyjąłem ją, co za ulga nie jestem tu obcy pomyślałem.
Mimo to chciałem uciec.
Czy jestem bezpieczny?
Mam o sobie zdanie, że jestem odważny więc idę.
Gdzie ja tak właściwie jestem?
Spojrzałem na plan, ku mojemu zdziwieniu nie był to druk, lecz hologram który świecił i pokazywał przestrzennie budynki, ulicę. Znalazłem na planie najbliższy budynek, niepewnie zacząłem zmierzać do celu.
Ulice były niby takie same, ale pieszy chodnik był na środku jezdni. Pojazdy kołowe i powietrzne poruszały się, po obu stronach chodnika, w odwrotnych kierunkach. Ulice były szerokie, a istoty były różne , niektóre, podobne do ludzi, inne w skafandrach próżniowych. Widziałem takie, które szły w urządzeniach kroczących, jakby w zbrojach.
Dotarłem do biura zaznaczonego na planie.
I tu zaskoczenie!
Nie znalazłem klamki w drzwiach. Chcąc pchnąć drzwi, wleciałem do środka (drzwi nie było, tylko hologram).
Osoba, która stała przy drzwiach zabrała mi plan.
Obejrzała go i nacisnęła na szyi urządzenie. Usłyszałem
-Cześć, podoba się w Kortlandii.
-Jest inaczej niż w Polsce.
Przyjrzałem się tej kobiecie, była podobna do człowieka, tylko błękitna i w różnych odcieniach. Miała dwoje oczu, lecz szerzej rozstawione. Dłonie były dużo ciemniejsze niż ciało.
-Idź za mną. – Usłyszałem i zauważyłem, że głos dobiega z małego urządzenia na szyi. Dotarliśmy do celu, usłyszałem:
-Zaczekaj.
Stałem pod drzwiami około 20 minut. Recepcjonistka wyszła, słyszę:
-Masz 15 minut.
W środku zobaczyłem piekielnie chudego, czarnowłosego osobnika. Miał włosy na całej twarzy, a dolna warga składała się z dwóch warg. Tworzyły one usta w kształcie odwróconego trójkąta. Jak mówił wyciekała mu ślina, którą nieustannie wycierał, w dyskretny sposób.
-Słuchaj.
Powiedział na wstępie, robiąc tajemniczą minę.
-Ja tu rządzę i masz mnie słuchać! Masz tu radiostacje, działa ona na drodze mlecznej i ościennych galaktykach i nie pytaj mnie jak działa. Nie mam siły ci tłumaczyć i tobie…. nie muszę. Jest dla ciebie tabletka, wyleczy ona twoją chorobę.-
Podał mi kubek z wodą i zwykłą białą tabletkę. Zażyłem, a co mi szkodzi, jeszcze coś mi zrobi? A on kontynuował:
-Masz mnie informować o swoich i innych poczynaniach. Rozumiesz? Raportować.
Byłem przerażony.
Czy mogę się jeszcze wycofać?
Usłyszałem nagle swój głos.
-Dobrze tak zrobię, będę informować.
-To wszystko.
Powiedział osobnik wycierając ślinę. Wyszedłem z postanowieniem, że wrócę do domu i nigdy się tu nie pojawię; wyprowadzę się, zapomnę…
Za plecami usłyszałem tupot stóp w biegu, odwróciłem się.
Zobaczyłem chudą kobietę z tego samego gatunku, co mój niedoszły szef. Słyszę jak wydobywają się słowa z translatora.
-Proszę poczekać…! Niech pan nie wierzy w słowa Kada, jest trudny, ma wieczne problemy z Naczelnikiem, za nadużywanie władzy i mobing .
Zastanowiłem się i zapytałem.
-Do do czego służy radiostacja?
-Mam na imię Lama, a ty?
-Łukasz, a na nazwisko Damancki.
-Radiostacja jest potrzebna, gdy będziesz miał problem lub potrzebował informacji.
Mam też dla ciebie obezwładniacz, działa tak, że usypia, każdą istotę na około 4 godziny. Czyści myśli, zatrzymuje na mikrosekundy prąd w ciele i wysyła identyfikacje głębokiego snu.
Wziąłem, wyglądał jak mały młoteczek z krótką rączką, a na rączce dwa przyciski. Dowiedziałem się później, że zielony to odbezpieczenie, a czerwony spust.
Lama powiedziała mi jeszcze, o włączeniu mnie do programu, integracji istot żyjących w 11 galaktykach. Wykorzystano technologie Kortlandczyków i oni nadzorują przebieg prac nad zjednoczeniem. Dwadzieścia jeden ras istot z kilkuset zostało odrzuconych, przez tych co się już zintegrowali. My jesteśmy w końcówce ze względu na izolacje do tej pory. Jednakże jesteśmy jednymi z niewielu, że za jednym razem możemy dowiedzieć się o istotach pozaziemskich i dołączyć do nich, jako wspólnoty. Wszystko zależy od kilkudziesięciu osób, między innymi ode mnie. Powód jest logiczny, razem są większe szanse na eksploracje wszechświata, ich krańców i co jest poza nimi.
Nie wiedziałem o tym, bo z Ziemi, jest na razie kilka osób i należy traktować program jako poufny. Dostałem też torbę z akcesoriami i instrukcjami obsługi do używania w podróżach. Poradziła mi bym poświęcił miesiąc, na naukę obsługi. Mam od dzisiaj możliwość i prawo konsultowania się przez radiostację.
Wróciłem przez portal do domu, ku mojemu zaskoczeniu minęło jedynie 5 minut. Byłem w Kortlandii co najmniej 6 godzin.
*
Dzisiaj upłynęły dwa dni, jak przeglądam różne światy i znalazłem jeden.
Był pustynny, życie było pod ziemią co kilkaset metrów były windy wiozące do cywilizacji. Zawsze chciałem znaleźć się na pustyni. Szedłem po pustyni, piasek był szaro – zielonkawy, dotarłem do windy i nacisnąłem przycisk. Trwało to chwilę jak drzwi się otworzyły, spodziewałem się tuneli skalnych i dużo stalowych umocnień. Byłem zdziwiony, bo ściany były miękkie, podłoże trochę twardsze, lecz się uginało pod moim ciężarem.
Dotarłem do sali stało tam kilka istot podobne do ośmiornic, ale nie mówiły nic tylko porozumiewały się gestykulując mackami i grymasami twarzy.
Podszedłem do pierwszej stojącej osobno, zobaczyła mnie, włączyłem translator i z niego usłyszałem:
-Podróżnik?
-Tak i Ziemianin. – translator świecił kolorami w różnych odcieniach.
-Ja jestem matematykiem, dyskutujemy nad wielkością sali do rekreacji. Ja osobiście jestem za mniejszymi salami, inni chcą wybudować jedną olbrzymią, ze względu na integrację gości.
A jakie jest twoje zdanie?
-Ja uważam…, wielka sala będzie lepiej wpływała na poczucie wspólnoty i doniosłości tego co tam będzie się robiło.
-U nas poczucie doniosłości odczuwamy w małych salach, przy rekreacji nie potrzebna jest doniosłość. Dobrze, to jest ciekawe co mówisz. Powiem to innym. Cześć, miłego zwiedzania.
Dołączył do pozostałych w dyskusji i nie dowiedziałem się czy go przekonałem, widocznie tacy są.
Dotarłem do dużej sali, siedziało tam tysiące istot, różnych i jedna na podwyższeniu mówiąca w nieznanym języku.
-To my decydujemy kto jest istotą myślącą, nie ma zwierząt, problem polega na tym, by nauczyć się języka, którym się te istoty porozumiewają. Jestem zdania by zwiększyć środki na ten cel, nie ma rzeczy ważniejszej od zrozumienia życia tych istot i ich potrzeb do osiągnięcia szczęścia…
Jest to wartość dodana dla nas wszystkich i filar naszej wspaniałej cywilizacji.
Wyłączyłem translator bo nie chciałem się włączać w ten panel dyskusyjny, na razie za mało znam Ich cywilizacje. Włóczyłem się po tej podziemnej planecie, aż zgłodniałem ze zmęczenia.
Zaczepiłem jedną z istot i zapytałem o posiłki, dowiedziałem się o kulach w niektórych salach wysokich na trzy metry, należy w nią wejść.
-To drzwi do jadalni.
Ponieważ jestem podróżnikiem bez statusu, nie jestem włączony w system na posiłki trzeba czekać. Po otrzymaniu statusu czas będzie krótszy i będą smaczniejsze.
Jadalnia była olbrzymia, zamówiłem schabowego z ziemniakami i kapustą, czekałem godzinę później dowiedziałem się jak długo trwało znalezienie na jakie związki przerobić sztuczną bazę do wyrobu posiłków. Nikt tu nie hoduje kapusty jak też innych produktów do jedzenia tylko sztucznie z tak zwanej bazy wytwarza się każdy rodzaj jedzenia. Problem polegał na tym, że nikt nie wiedział co to jest kapusta. Zanim zaczęto program włączania Ziemian, wytworzono bazę posiłków jakie będziemy chcieli jeść.
Już syty i zadowolony z siebie zwiedzałem w dalszym ciągu tą planetę. Dostałem się do szybkiego „pociągu” i dostałem się na drugą półkulę. Mało tam było korytarzy większość to olbrzymie przestrzenie podziemne, zastanowiło mnie to, dlaczego nie ma tam filarów. Sufit przez kilka kilometrów nie był niczym podtrzymywany, piękna przestrzeń nie miałem wrażenia bym był pod ziemią.
Spojrzałem na zegarek upłynęły prawie dwie doby, wracam do pokoju i zdrzemnę się.
Już nie wracałem do punktu wejścia na planetę tylko wyjechałem na powierzchnię i włączyłem jedno z urządzeń.
Pokazał się pokój, wszedłem do niego, wyłączyłem urządzenia i włączyłem kamuflaż, pokój zaczął wyglądać jakby nic się nie wydarzyło.
Wiedziałem, na Ziemi minęło zaledwie 5 minut jest to standard w takich wyprawach, wiedziałem o tym z lektury jednego z urządzeń.
Spałem dziesięć godzin, wyszedłem do sklepu po śniadanie, spotkałem tam tą samą zblazowaną ekspedientkę, tłumaczyła koleżance jak żyje jej się „na poziomie”.
Kupiłem pieczarki jaja i chleb na jajecznicę i znowu musiałem znosić jej pogardliwe spojrzenia.
Po obfitym śniadaniu, wybrałem inny Świat do obejrzenia, zastanowiło mnie to i zaciekawiło.
Planeta była pokryta jednym oceanem, gdzie niegdzie wystawały małe wysepki z metalu i z zabudowaniami, zobaczę co ona pod sobą kryje.
Zabrałem swój plecak i znalazłem się na jednej z wysepek, przypuszczając, że gdzieś musi być winda jadąca pod wodę. Pierwsze zabudowanie było wielkości niewielkiego domu, w środku panował półmrok, niedużo widziałem. Usłyszałem spokojny i zdystansowany głos:
-Człowiek?
-Tak, dlaczego tu tak ciemno?
-Jak chcesz być wśród nas, to nie zobaczysz światła. Włóż na głowę, aparaturę przez nią będziesz widział, ciepło i kształty.
-Możesz widzieć więcej, ale bez twojej zgody mogę zmienić twoich oczu i operacja trwa kilka dni. Zgadzasz się?
-Może nie tym razem.
-Prawie każdy tak mówi, no dobra idź już, w ostatnim domu jest winda do podwodnego świata.
Wyszedłem z domku, minąłem kilka podobnych do siebie, różniących się tylko wielkością domków. Ostatni był największy, nie dali mi skafandra do tego podwodnego Świata, może będzie przy windach.
W środku półmrok i tylko winda, mam nadzieję, że się nie utopię. Winda jechała szybko, dużo wody kilkaset metrów wody, już nie widziałem światła słonecznego tylko mrok. Na dole zauważyłem, w szklanej podłodze światło, powiększało się, dopiero po pewnym czasie zorientowałem się, widzę przez przystawkę na głowie. To jest ciepło, po kilku minutach rozróżniałem poszczególne osoby i… byłem na miejscu.
Podszedł do mnie jakiś stwór i oznajmił:
-Jestem twoim przewodnikiem, widzisz… światło nam szkodzi, nie lubimy fotonów. Na początku jest trudno, ale da się przyzwyczaić.
-Spodziewałem się wody, byłem przygotowany by pływać, a tu się okazuje, wykorzystujecie wodę jako izolację.
-Nie chwalimy się swoim Światem, lubimy spokój, jak wybrałeś nasz świat to jesteśmy zadowoleni, że też lubisz miejsca tajemnicze.
-Miło mi, jestem trochę głodny, formalności trochę zajęły, pewnie tu dużo ryb, z chęcią zjem jakąś na gorąco.
-Mogę zaproponować solonego śledzia, ogień to światło, którego unikamy, bo nam szkodzi, ale dość rozmów.
Idź za mną.
Wędrowałem tak za swoim przewodnikiem, na początku starałem się nikogo nie potrącić, dużo zapachów; przyjemnych. Zjadłem śledzia z cebulką w oleju z chlebem. Zaskoczony Ziemskimi potrawami dowiedziałem się, że to nic dziwnego a on sam uwielbia śledzika. I to, że śledzik lubi pływać; śledzik i wódeczka, nic więcej nie trzeba.
Zamilkłem zaskoczony, zacząłem się odważniej rozglądać. Powietrze świeże, dobra wentylacja, momentami czułem mocny wiatr.
On ma więcej zmysłów to, to miejsce wydaje mu się bardziej interesujące.
Momentami nie wierzyłem mu, mówił:
-Świat podwodny zajmuje całą planetę i różni się; są państwa; duże skupiska osób.
Po następnych kilku godzinach mimo zachęty ze strony przewodnika opuściłem ten świat, jak stał się nieciekawy.
Przewodnik trochę się obraził i mówił, że zmarnował tylko czas.
Jestem w domu, minęło 5 minut, a byłe poza domem ponad dwadzieścia godzin.
Spać… jestem zmęczony, znudzony, ale szczęśliwy.
Wstałem rześki mimo 12 godzinnego snu, był wieczór powinienem coś zjeść, jak zwykle do sklepu, za plecami usłyszałem „o to ten dziwak”. Kupiłem składniki na naleśniki z dżemem, mam ochotę na pracę w kuchni, dobrze mi to zrobi, lubię gotować.
Smażyłem naleśniki i zastanawiałem się gdzie się wybrać. Plaża, las, czy metropolia…
Doszedłem do wniosku – a dlaczego nie wszystko po kolei, przecież nie muszę koniecznie wracać do domu za każdym razem.
Te ograniczenia są we mnie, tak jak w tej kasjerce.
W pewnym momencie mogę dojść do takich samych wniosków co ona: „żyje na poziomie”. Dziwi mnie ona sama, jak ona żyje, jak myśli, co ma w środku.
Czy świadomie wypowiada myśli tworząc słowa, o tym co chce przekazać, może to co pomyśli to wypowiada.
Tak jak sarenka, poczuje głód to pochyla głowę i gryzie trawę do nasycenia się.
Nie dłużej, bo po co?
Zjadłem pyszne naleśniki i w drogę.
Plaża była cudna, więcej niż cudowna, zabrałem kocyk i zaraz położyłem się na nim, morze szumiało, leżałem tak ponad godzinę. Wstałem wrzuciłem kocyk przez portal do pokoju. Wybrałem się wzdłuż plaży, nie wiem czy na południe, może północ, zastanawiałem się gdy wstało drugie słońce. Było czerwone i nie grzało zbyt mocno. Nagle obraz przede mną się rozmazał, stanąłem, zrobiłem krok, poczułem opór, bezbarwną ścianę. Poszedłem wzdłuż pustyni i ściany szukając przejścia, po kilku minutach wróciłem nie odnajdując nic. Skierowałem się nad brzeg morza, tuż przy brzegu ściana urwała się i zobaczyłem miasto. Piękna panorama, dużo wieżowców, nie widziałem, co mnie zaskoczyło, zwykłych domów ani roślinności.
Nie było też morza, urwało się i było za mną.
Ruszyłem w stronę miasta, brak jakichkolwiek istot.
Doszedłem po godzinie, zdaje się do centrum, bo wieżowce były tak wysokie, że nie widziałem ostatnich pięter.
Usiadłem i gapie się, myślę, czy wejść do jednego z nich?
Wieżowce są z luster, tak jak u nas, tylko przez nie nic nie widać.
Dopiero po chwili zauważyłem połączenia między wieżowcami wysoko nad ziemią.
Było ich dużo, na różnej wysokości.
Znalazłem wejście, jestem w środku, widzę przed sobą bramkę i dwie tarcze po bokach, nagle poczułem ukłucie w całym ciele.
Jestem w pomieszczeniu, ale innym, przede mną siedzi mężczyzna podobny do mnie. Mówi do mnie po polsku:
-Proszę nie zwracać uwagi na mój wygląd, na czas pobytu u nas, będzie nas pan tak widział. Zmieniliśmy trochę pański umysł, a konkretnie odczytywanie świata przez wzrok. To nie jest trwałe. Mamy swoje prawa, należy się do nich stosować, nas obowiązują inne.
Dostałem kartkę z tekstem, usiadłem na kanapie, był po polsku:
Prawa przybyszów wizytujący świat Numanów.
-Nie wolno się odzywać .
-Wszystkie wypowiedzi jeżeli są niezbędnie konieczne zapisywać na kartce i podawać do przeczytania.
-Posiłki są co cztery godziny w niebieskich salach.
-Można podejść do każdej z osób rozmawiających i słuchać wypowiedzi, bez prawa głosu. To prawo obowiązuje wszystkich.
-Obowiązkiem jest przebywanie w naszym świecie minimum dobę, zdrzemnąć się można w pomarańczowych salach. Niezależnie od pory dnia, czy nocy.
-Można wejść wszędzie.
-Obowiązkiem jest wydanie opinii, z pobytu w naszym świecie na minimum dwóch kartkach.
-W przypadku zakłócania porządku, zostanie gość wydalony ze skutkiem natychmiastowym, bez prawa powrotu przez minimum pół roku. Zostanie też wyczyszczona pamięć, z całego pobytu w świecie Numanów.
Po przeczytaniu podszedłem do biurka, zobaczyłem długopis i bloczek z kartkami. Podpisałem się pod prawami i zostawiłem recepcjoniście. Usłyszałem :
-Miłego pobytu u nas.
Podszedłem do drzwi, po ich pokonaniu zobaczyłem salę, a w niej dużo ludzi. Stali w grupach, do jednej z nich najbliższej podszedłem, mówili o jakiejś planecie. Planeta była bagnista na całej swej powierzchni, dwoje rozmówców chciało ją w jednej trzeciej osuszyć przez przerzucenie ziemi. Ziemia spowodowała by powstanie morza z czystą wodą, skąd ją zabrano, a jej nadmiar byłby potrzebny do wytworzenia suchego lądu.
Dwie kobiety sprzeciwiały się tej koncepcji, ich zdaniem lepiej by było postawić pola siłowe i wypompować wodę. Dało by to suchy ląd, choć jego poziom byłby niższy, od poziomu bagien.
Jeden z dyskutantów wyjaśnił, ze najprostszym rozwiązaniem jest wywołanie serii wybuchów. Spowodowały by one wgłębienia, w których woda zbierała by się, jednocześnie osuszając pozostałe tereny.
– to może naprowadzić meteoryt na planetę. – wtrąciła się kobieta, zwolenniczka pól siłowych.
-Nie, rośliny by wymarły po zlodowaceniu, ładunki jądrowe odpadają ze względu na promieniowanie, antymateria jest czysta, powinna się nadać. – odpowiedział zwolennik takiego rozwiązania.
-Wybuch Etolu, byłby najlepszym rozwiązaniem, ma dużą energie i łatwo nim sterować. Choć jestem za kopaniem jako najskuteczniejszym rozwiązaniem, choć żmudnym i trwającym lata. – dodał zwolennik kopania.
-Mamy gościa, niech on napisze na jaki sposób głosuje. – zwolennik wybuchów zwrócił się do mnie.
Napisałem na kartce, jestem za polami siłowymi i wypompowaniem wody z pewnego obszaru. Dlatego bo jest to najmniej inwazyjna metoda.
-Dziękujemy i zapraszamy dalej.
Rozejrzałem się wokoło i postanowiłem zobaczyć gdzie jestem. Nasze wieżowce mają niskie sufity, tutaj strop był na wysokości około sześciu metrów. Wpadało dużo światła, było tak jasno jak na zewnątrz, nie wiem jaka to jest klimatyzacja, ale poczułem lekki wiaterek. Świeże powietrze i zapach morza.
Niektórzy ludzie mieli w rękach napoje, atmosfera luźna udzieliła się też mi.
Zgłodniałem, może dlatego, że zobaczyłem migające niebieskie światło i udających się tam ludzi.
To na pewno sala niebieska i czas na posiłek.
W Sali dużo stolików i chodzących kelnerów chodzących wokół nich, byli niebiescy, niebieska była nie tylko skóra, lecz też ubrania. Po zastanowieniu usiadłem w wolnym stoliku, kelner podszedł do mnie.
-Dla pana mamy naleśniki z serem lub gołąbki z ryżem i ziemniakami.
-Poproszę gołąbki. – oczywiście napisałem na kartce.
Doszedł do okienka i wrócił już z gotowym daniem. Cudnie!
Danie było pyszne i dało mi dużo energii.
Postanowiłem pojechać na ostatnie piętro i zobaczyć panoramę miasta. Tylko jak to zrobić?
Widzę kogoś kto siedzi na czymś, nie rozmawia. Piszę na kartce:
-Chcę obejrzeć panoramę miasta. Podaje tej osobie, nie potrafię określić płci, jest bordowa.
-Podejdź do zielonego światła i naciśnij dwa razy przycisk z dwoma zerami i raz przycisk z kwadratem. Znajdziesz się osiem kilometrów stąd, na najwyższym budynku i na zewnątrz.
Wskazał mi kierunek, przeszedłem spory kawałek piętra i zobaczyłem pionowy panel trzy metrowej wysokości z przyciskami z kamienia. Światło nad nim było czerwone, nie widziałem źródła tego światła, powietrze miało czerwony kolor. Po prostu jarzący się sześcian, wszedłem w niego i wykonałem operacje na dwóch przyciskach.
Przez chwilę pomyślałem, coś źle zrobiłem, bo nic się nie działo.
Czekam i nic, już miałem zrezygnować, gdy nagle znalazłem się na wietrznym dachu wieżowca.
Stałem na środku tarasu widokowego, pomijając to co na nim było, uderzyło mnie to…, że to nie było miasto, ale co?
Wieżowce ciągnęły się po horyzont, nie widziałem ich końca. Podszedłem po pewnym czasie okrawędzi budynku, był tam panel z odciskiem ręki, wyciągnąłem dłoń i przyłożyłem. Po pewnym czasie usłyszałem głos po polsku. Dowiedziałem się, że budynki są na obszarze 400 na 500 kilometrów, jest to jedyne państwo z zabudowaniami reszta planety jest podzielona na sektory: rolniczy, przemysłowy i wypoczynkowy. Sektor badawczy i zarządzający był w Państwie. Przede mną w powietrzu ukazał się obraz trójwymiarowy, był to obraz Państwa trzydzieści kilometrów ode mnie, niczym specjalnie się nie różnił. Przyciskami wybrałem obszar dwieście kilometrów stąd – to samo.
Bawiłem się tak przez kilkanaście minut, potem znudzony usiadłem, krześle przy stoliku. Chciałem tylko wiedzieć jeszcze, ile istot tu mieszka, ale nie było nigdzie takiej informacji, a ja nie miałem komu wręczyć kartki z pytaniem.
Przypomniałem sobie o radiostacji jaką dostałam na początku, wyciągnąłem ją z plecaka, włączyłem.
-Dzień Dobry chciałem rozmawiać z Kadem.
-Jestem przy słuchawce, co ciekawego się dzieje?
-Mówię od Numanów i zastanawiam się ilu ich jest?
-Sprawuj się dobrze, nie narażaj się im, większość istot za pierwszym razem jest tylko dobę, to dobre rozwiązanie i zrób tak. A, o co pytałeś? Już wiem, jest ich czterdzieści jeden miliardów, nie lubią o tym mówić. Dobrze, że się skontaktowałeś, tylko rób to trochę częściej.
Bez odbioru, czy jak to się u was mówi.
Zostało mi dwadzieścia godzin, powinienem się dobrze wyspać. Czas znaleźć salę do snu.
Doszedłem do panelu z czerwonym światłem, przyłożyłem rękę i usłyszałem:
-Jeżeli chcesz powrócić do miejsca skąd wyruszyłeś, wciśnij 1.
Nie czekając wcisnąłem i po chwili znalazłem się w Sali z grupkami ludzi dyskutujących o ważkich problemach.
Nauczony doświadczeniami, poszukałem pomarańczowego światła sypialni. Znalazłem na drugim końcu piętra, w środku dość komfortowo, stojące przy sobie łóżka z materacami i pościelą. Materace były wygięte tak, że można było tylko spać na siedząco, wystraszyłem się trochę , ale widząc śpiących normalnie pomyślałem, musi być regulacja i była.
Przespałem dziesięć godzin, jak nigdy wstałem wypoczęty i głodny. Znalazłem pokój jadalny. Nie było wyboru, zjadłem ziemniaki z rybą smażoną i pieczarkami z cebulką. Porcja była duża i bardzo smaczna.
Po zastanowieniu postanowiłem posłuchać rozmów toczących się nieustannie w głównej sali. Zauważyłem grupkę ludzi ubranych w tęczowe ubrania, materiał był w kolorze widma.
-Ja w dalszym ciągu uważam, kolor czerwony jest najważniejszym z kolorów. Jest on używany ze względu na swoją wartość i trzeba go dawkować umiarkowanie.
-Bo jest nielubiany, dlatego w sztuce jest go tak mało, kolor niebieski jest najpopularniejszy i przez to jego waga w sztuce jest olbrzymia.
Mężczyzna i kobieta wypowiadający się stanęli naprzeciwko siebie patrząc groźnie na siebie.
Wtrącił się wyższy mężczyzna.
-To są banialuki, kolor zielony został wybrany przez naturę na kolor roślinności w większości planet. Jest sprawą oczywistą,
JEST KOLOREM NAJWAŻNIEJSZYM.
Odszedłem, zaraz się pobiją, a ja mam się nie narażać.
Postanowiłem przejść do sąsiedniego budynku przez oszklony korytarz jaki widziałem na zewnątrz budynku. Dotarłem do schodów były ruchome, wjechałem na następne piętro. Tam zobaczyłem rząd biurek i pracujących przy nich ludzi. Nikt nie zwracał na mnie uwagi, wędrowałem wzdłuż ścian, znalazłem przejście. Nie musiałem przechodzić, był tam chodnik ruchomy, niestety miało to swoją wadę, nie udało się stanąć, na środku chodnika by się rozejrzeć. Cały korytarz był albo biały, czy bezbarwny. W drugim budynku natrafiłem na trudno nazwać salą, lepiej pasuje nazwa park wodny. Wysoki na kilka pięter, ale w budynku, zjeżdżalnie, wodospad i inne atrakcje związane z wodą. Jestem zachwycony, ale czy mogę skorzystać? Podszedłem do najbliższego siedzącego za biurkiem człowieka i podałem kartkę pytając o zgodę. Nic nie powiedział, zmierzył mnie wzrokiem, przeszedł mnie dreszcz przerażenia, zajrzał pod biurko i wręczył mi nowiutkie kąpielówki. Bawiłem się parę godzin, były napoje też alkoholowe, świetne wakacje odpocząłem rewelacyjnie. W pewnej chwili podszedł do mnie, człowiek od kąpielówek.
-Minęła doba jak jesteś o nas Numanów, masz prawo powrotu i zapraszamy ponownie. Wiedz, że jesteś tu mile widziany, postanowiono wypompować wodę z części planety. Twoje zdanie było decydujące.
Byłem zaskoczony, wiedzieli co robię , albo mam paranoje tak sądząc.
Rzeczywiście wystarczy tej wizyty, posłucham Kada i wracam na Ziemię.
Godzinę później byłem już w swoim pokoju.
Jak zwykle minęło 5 minut.
Wybrałem się na spacer po swojej mieścinie, na koniec zajrzałem na kilka minut do lasu. Zrobiłem tak na wszelki wypadek, czy coś się nie zmieniło, podczas mojej nieobecności.
Postanowiłem zrobić dobową przerwę w podróżach. Wyjechałem do Warszawy i włóczyłem się, nie mam znajomych, żyje sam. Zajrzałem do kilku sklepów pogoda była przyjazna spacerom, tylko trochę nudno, nie dziwie się temu. Dla mnie jest ważne czy będę mógł się ujawnić, może wybrano mnie bo nie mam przyjaciół. Nie porozmawiam, nie będę dyskutował o tym, z kimkolwiek. Po paru godzinach wróciłem i zajrzałem do sklepu, z ciekawości jak wredna jest dziś, znajoma sprzedawczyni. Usłyszałem:
-Taki to dla mnie drobiazg, ja zaraz GO.
Była miła, mówiła słodko jak do dziecka, z nutką pogardy w głosie. Zrozumiałem, że ona tak „może”, bo zna wszystkich ważnych w okolicy. I z uśmieszkiem na twarzy odprowadziła mnie wzrokiem do drzwi, poruszając głośno, jakiś ważki problem sklepowy.
Wyszedłem zmęczony i znudzony, faktem jest wpływa na ludzi, ale czy to są jej słowa, a może w swojej grupie mają specyficzny język. Po prostu wspierają się bo sami nie są w stanie rozwiązać żadnego problemu. A w grupie inteligencja się sumuje. Tak, że w sklepie nie obsługiwała mnie ona sama, lecz kilka, a może nawet kilkanaście osób.
Zmęczony postanowiłem się zdrzemnąć, zwłaszcza, że przyszła już noc. Co przyniesie jutro?, jestem bardzo ciekawy.
Rano wstałem wypoczęty, po śniadaniu zastanawiałem się, gdzie wyruszyć?
Przeglądałem światy i uznałem, przypominając sobie Numanów, należy wybrać bagna, jakie są na jednej z planet.
Przeniosłem się tam, myślałem, będę miał dużo prania, po tej wizycie.
Obok portalu z boku były ubrania z gumy, podobne do słynnych Wojskowych OP-1.
Ubrałem się cały w ten kombinezon, różnił się jednak od tego wojskowego, bo przepuszczał powietrze. To świetnie, nie będę mokry od swojego potu.
Ruszyłem w podmokły las, szukałem jakiś ingerencji istot w roślinność.
Nie znalazłem, ale interesujący był kolor roślinności wszystkie barwy tęczy, też czarny, błyszczący jak kolor kruka. Przedzierałem się dalej nie było głęboko i o tyle przyjaźnie, że nie wpadłem w bagno z, którego nie można wyjść jak z „ruchomych piasków”. Był to raczej podmokły las, jaki był kiedyś w okolicach mojej mieściny, tylko więcej wody.
Wędrowałem po tym podmokłym dziewiczym lesie już kilka godzin.
Podobało mi się, lubię takie klimaty, różnorodność światów jest cudowna.
Już zawróciłem i przede mną z wody wysunął się blok, ale nie skalny tylko z plastiku, wyższy niż ja.
Otworzyły się niewidoczne drzwi, wszedłem do środka, zobaczyłem tylko gładkie ściany. Drzwi otworzyły się ponownie, ja znalazłem się w innym świecie.
Planeta jasna, dużo słońca właściwie dwa, nie było gorąco, tylko bardzo jasno.
Przyjemnie mi się zrobiło, zobaczyłem zabudowania, piękne domy z plastiku.
Nie było ogródków, tylko biały piasek bez jakiejkolwiek roślinności.
Tu nic nie rosło!
Między domami krzątały się istoty o błękitno białym kolorze skóry. Nasza jest różowa, a ich błękitno biała. Rozejrzałem się i zobaczyłem wszędzie parterowe domy z plastiku, a w oddali łagodne pagórki świeciły białym piaskiem.
Tak tu jasno, czy to wyobrażenie „nieba”?
Miałem ruszyć na spacer, gdy podszedł do mnie jeden z osobników i wręczył mi opaskę na usta i nos. Wcześniej pokazał migowo jak ją mam założyć. Wydawała się w dotyku z grubej gumy, byłem pełen obaw – uduszę się. Ślepą wiarą założyłem ją i …, nic nie poczułem, oddychałem swobodnie. Istota odeszła ode mnie, pokazując ręką „wolna droga” i udałem się na przechadzkę.
Długo oswajałem się z tą okolicą.
Po jakimś czasie oswoiłem się też z jasnym światłem. Wszędzie idealne domy i wszystko harmonijne, aż zgłodniałem. Wróciłem do wcześniej widzianej wiaty i tubylców z pojemnikami. Raczyli się przy pomocy rurek jakąś kaszką, wyciągnąłem ręce i dostałem pojemnik. Smakowało jak pieczeń z chlebem. Po wypiciu całego poczułem się najedzony do syta.
Chodziłem kilka godzin próbując zagadnąć tubylca, odpowiadali zdawkowo, czasem milczeli. Na horyzoncie zobaczyłem duży budynek, pełen zapału ruszyłem w jego kierunku. To była biblioteka bez książek, tylko z trójwymiarowymi obrazami. Każdy mógł usiąść i na przestrzennym ekranie wybrać pozycje jaką chce „przeczytać”. Ja wybrałem skróconą historię tej cywilizacji, określiłem czas 5 minut. Widziałem obrazy, a dźwięk słyszałem w głowie. Te istoty dążą do doskonałości w każdej dziedzinie, nie wyłączając własnych genów. Na planecie jest sterylnie, ale dawniej mieszkali na bagnach z których tu przywędrowałem. To jest sąsiednia planeta. Ta planeta nazywa się Abak, jest tak idealna, że nie ma tu niczego niepotrzebnego. Mój pobyt też został wyczyszczony co do atomu. No to mieli trochę roboty, ale w jaki sposób? Dostałem odpowiedź:
-Urządzenia czyszczące są na tyle małe, by były niewidoczne i nie kłóciły się to z harmonią tej okolicy.
No to już wiem, nie miałem już ochoty dłużej tu przebywać. Udałem się do portalu i wylądowałem już bezpośrednio w pokoju.
Zastanawiałem się, co wybrać teraz, jaki świat może mnie zainteresować?
Ilu ludzi uczestniczy w tym projekcie?
Jakie są ograniczenia czasowe, by uczestniczyć za darmo w życiu społeczności wybranej planety?
Skontaktowałem się z Kanem, który mnie wysłał na planety, by je zwiedzić. Stwierdził, że czas i pieniądz nie ma znaczenia.
Na Ziemi pieniądz jest od wieków, a te światy, dostępne w moim portalu to bardzo stare cywilizacje. Pieniądz został w nich wyeliminowany z życia społecznego i nie z powodu ustroju typu komunistycznego. Dowiem się o tym później. Najlepiej jak będę we wszystkich światach bez ograniczeń czasowych, bo jak ja czegoś nie zrobię, nie mam się martwić – zrobią to inni. W tej chwili jest kilkudziesięciu Ziemian w projekcie.
Decyzja o przyłączeniu Ziemi do Systemu już zapadła i zostanie ogłoszona już wkrótce.
NIE PRZEWIDUJEMY NIESPODZIANEK, typu wojna, czy rewolucja. Ja mam ochotę tobie zrobić rewolucje, za rzadko raportujesz!
Po tej rozmowie przez radiostacje, postanowiłem odwiedzać światy po kolei, by dostać się do nowych światów na razie dla mnie niedostępnych.
Moja ambicja rozgrzała się i daje mi energię do poważniejszego działania.
Kolejny, to świat przypominający naszą Warszawską starówkę.
Tym razem portal był na placu wokół kamienic.
Dużo istot wędrowało przez niego, ale nikt się nie zdziwił moim przybyciem.
Jestem zadowolony, postaram się szczególnie dokładnie poznać ten świat.
Podszedł do mnie „człowiek” podał mi urządzenie i pokazał by zapiąć na szyi.
Zrobiłem tak i wtedy usłyszałem gwar ulicy.
Okazało się, że „ludzie” mówili w myślach i tak się porozumiewają.
Byli pomarańczowi z szyjami dwa razy dłuższymi od ludzkich. Okolica jest cudowna, dużo światła i piękne kolorowe kamienice. Myślę o zwiedzaniu budowli. Wszystkie mają 6 pięter, lecz nie tej samej wysokości, przypuszczam, że zależy to od wielkości pomieszczeń. Uliczki były wąskie, spacerowali nimi Nanowie, bo tak się nazywają. Przeszedłem kilka przecznic, było co oglądać. Kamienice nie powtarzały się, każda miała inną formę, wzory, kolory. Często pojawiały się rzeźby, ale nigdy więcej niż jedna, przedstawiała patrona kamienicy. Na froncie była informacja o dokonaniach patrona. Translator tłumaczył pismo. Dopiero później zrozumiałem, to jest cmentarz, pomimo to życie tu normalnie się toczy. Wydaje mi się Ziemianinowi to dziwne, jeszcze dziwniejsze okazało się światło. Nie mogłem znaleźć gwiazdy, czy gwiazd, jak nasze słońce. Światło padało zewsząd i było rozproszone. Zjadłem posiłek, odpocząłem na ławce zastanawiając się co dalej robić. Wszędzie było tak samo, kamienice przez 5-6 kilometrów, bo tyle przeszedłem. W końcu zdecydowałem się być cierpliwym i przejść jak największą odległość. Nanowie na moje pytania odpowiadali zdawkowo, część pytań przemilczali. Wędrowałem tak 12 godzin. Zrobiłem kilka przerw na posiłki, zacząłem zastanawiać się, czy tu jest noc? Gdy upłynęło kolejnych 12 godzin zrozumiałem, tu nie ma podziału na pory dnia, nie ma tu czasu? Zapytałem grupkę przechodniów, która jest godzina? W odpowiedzi usłyszałem:
-My nie musimy liczyć czasu. Znajdź czerwony sześcian, przedstaw się i zadaj pytania. Dostaniesz odpowiedź na wszystkie pytania o życiu na naszej Nanani.
Odeszli nie zmieniając nic w swoim zachowaniu. Po godzinie znalazłem sześcian, było widać Go z daleka, bo świecił.
Planeta jest swego rodzaju życiem po śmierci. Nanowie po przeżyciu 300 lat zużywają swój organizm. Mają jednak technologię przekształcania organizmu w nieśmiertelny. Moralnie wszyscy zdecydowali by dać takim Nanom spokojnie żyć, na jednej z planet i utrzymywać ich, nie dając istotnych zadań do wykonania. Planeta została dostosowana do warunków, jakie oni lubią, od światła po posiłki.
Nieśmiertelni, chcieli uczestniczyć w naszym projekcie jako jedni z pierwszych. Nie zauważyłem tego by mnie obserwowali, mimo to dobrze wiedzieli gdzie jestem i co robię ( byłem pod stałą opieką – to miłe! ). Wydawało mi się dawniej, że czas na powrót, teraz uważam należy jeszcze trochę zostać.
-Dzień dobry – zagadnąłem jedną z par wolno spacerującą.
-Dzień dobry, dziś robimy posiłek dla kilku znajomych, przyjdziesz?
-Tak.
-Masz tu adres, my trochę pochodzimy razem, będziesz miał szansę spróbować naszych potraw. Zaręczamy – nie zatrujesz się i powinno ci smakować.
-Jak to określić czasowo, kiedy? Od której godzinie?
-No dobra pospacerujemy innym razem. To chodź do naszego mieszkania.
Wędrowaliśmy dłuższą chwilę, rozmawialiśmy.
Mieszkanie mieli ładne, trzy pokoje i kuchnia. Jeden był wielkości 100 metrów kwadratowych, dwa następne były małymi sypialniami. Sufit w każdym pokoju był na innej wysokości, najwyższy był w kuchni 4 metry. Nie wiem jak robili posiłki, gdy przyszliśmy były gotowe. Na spotkaniu było kilkunastu Nanów, jedzenie było smaczne: kwaśne, słodkie, dające mrowienie w ustach i żołądku. Byłem szczęśliwy, pełny i zadowolony ze spotkania. Jeden posiłek był o smaku curry, lubię tą przyprawę. Kilka potraw było w smaku nie do określenia, ale smaczne. Postanowiłem objedzony przespać się, w miejscu do spania i po 10 godzinach wróciłem na Ziemię.
Zrobiłem zakupy, kupując chałkę masło i miód widziałem oczy ekspedientek wodzących za mną. Zacząłem mruczeć wymyśloną melodie pod nosem i dla siebie. Zorientowałem się, że chcą poznać mimikę mojej twarzy, by rozpoznać w jakim jestem nastroju. Dziś nie było docinek, są w złym nastroju, widzę po minach – dziś spokój uf… Jestem dla kogoś ciekawym człowiekiem, ale to tylko przejściowe. Jutro wrócą do „formy” krytykowania klientów.
Zostały mi jeszcze dwa światy do odwiedzenia: ze szczytami górskimi i składający się z wysp o kilkunastu kilometrowych powierzchniach.
Minęło dwa tygodnie i słyszę dzwonek radiotelefonu.
-Tu Kad, Paweł to dobrze, że zrobiłeś przerwę pozwoliłeś innym się wykazać i jesteś wskazywany na przywódcę polskich podróżników. Jutro na Radomińskiej w Zubkach –w lesie na tyłach supermarketów– będzie uroczystość powitania. Przyjedzie kilkunastu podróżników z polski i jeden z podróżników powiadomił media, niestety tylko gazety brukowe potwierdziły przyjazd. My się nie spieszymy, będziesz ich przywódcą?
-Kadzie zależy mi, zrobiłem tylko odpoczynek przed dalszą wędrówką.
-Jesteś wśród NAS i to tylko się liczy. Bez odbioru.
Co ja? nic nie zrobiłem, dlaczego mam być przywódcą, ja nawet nie potrafię zapanować nad ekspedientkami w sklepie.
Przyjdę jutro, co będzie? Mam wiele wątpliwości nie mówili, że mamy się ujawnić?
Co powiedzą domownicy i rodzina? mówią mi – masz 44 lata sam decydujesz, ale czy serio?
Ja wierzę w to!
Przyjdę i wezmę odpowiedzialność, jest to mi potrzebne, bo takie proste.
Jutro spotkanie, prześpię się.
Rano wstałem o 5.00 by nie psuć sobie nastroju zjadłem stary chleb, już zeschły, odsmażyłem go na patelni. Pojechałem autobusem 299, przespacerowałem się na przystanek innej lini, one się nie łączą, 299 skręca z Zubek, a 290 jedzie z Małek i tam się udawałem.
Czekała duża grupa ludzi, jak podszedłem zobaczyłem poruszenie – to Łukasz.
Podszedłem do nich i uspokoiłem:
– spokojnie, nie została określona godzina przybycia naszych przyjaciół, czekajmy cierpliwie.
Po godzinie usłyszałem trzask łamanych drzew, pod jakimś ciężarem po lini prostej łamały się drzewa, nie było nic widać, poza prześwitami utworzonymi ze złamanych drzew.
Nagle widzę, z nikąd pojawił się statek, krzyżak o długości ok. 150 m i szerokości 50 m, silniki dały huk na 20 metrów przed ziemią. Jak wylądował, pojawił się pożar, został ugaszony ciekłym azotem.
Jesteśmy.
Podszedł do kolegi reporter i chciał spytać go. Podszedłem do nich, powiedziałem z miękkimi nogami.
-Jestem przywódca operacji, proszę mnie pytać?
– Co to jest?
– To przyszłość Ziemi.
-Czy to są kosmici?
-Jestem Ziemianinem i zaręczam, że światów jest tak dużo, że nie jesteście sobie tego wyobrazić.
Było nas tylko w kilkunastu w części światów; kosmici zdecydowali się przyłączyć Ziemię i ludzkość do projektu łączenia i integrowania się niezależnie od postępu technologicznego. My jesteśmy podróżnikami, nie mamy obciążeń na Ziemi, wszyscy mamy problem ze zdrowiem psychicznym. Z łatwością nas się pozbędziecie, a dla nich jesteśmy łakomym kąskiem. Na początku dostałem tabletkę, wyleczyła mnie ona ze schizofrenii, to dla mnie ważne, jestem im wiernym. Na Ziemi nie miałbym takiej szansy, jak większość z nas. Oddaje IM głos.
Ze statku który miał długość kilometra wyszedł Kad.
Od razu podszedł do reporterów. Było dość daleko, za nim rozwinęła się świta asystentek, niektóre były uzbrojone. Ja wiedziałem, znając Kada, że to spotkanie było dobrze zaplanowane i przećwiczone, nie bałem, by coś wyszło nie tak.
-Drodzy Ziemianie. Jedna z asystentek rozda wam, folie przestrzenne, po naciśnięciu czerwonego przycisku, dostaniecie wszelkie informacje, na temat tego projektu. Obraz jest trójwymiarowy. Folia ma port usb, jest on kontatybilny z każdym waszym komputerem, byście mogli mieć dane w dwóch wymiarach. Dane można kopiować. Z mojej strony to wszystko, a… ten statek tu zostanie i będzie naszą ambasadą, zresztą jest już tak stary, że rozleciałby się przy starcie. Zapraszam naszych podróżników do statku bazy.
Odwrócił się, wytarł usta chusteczką by mu ślina nie wyciekła i spokojnie i wolno udał się na statek. Spojrzeliśmy na siebie, wtedy ja powiedziałem:
-Idziemy panie i panowie. I ruszyłem w stronę bazy, wszyscy zgodnie poszli za mną.
Weszliśmy na statek był ponury, ciemno, światło dawały zielone lampy ledwo się żarzące.
To było pierwsze wrażenie, po przejściu labiryntów korytarzy, dotarliśmy do dużej jasnej Sali, światło dawały olbrzymie okna i było to światło słoneczne. Kat krzyknął głośno:
-To miejsce spotkań z Ziemianami i na konferencje prasowe, czyli wasze miejsce pracy. Idziemy dalej.
Zagłębiliśmy się w korytarze i swego rodzaju schody, a właściwie równia pochyła z progami. Zaraz za nią była sala również jasna, ale nie od słońca. W tej Sali był portal; olbrzymi miał wysokość pięciu metrów i szerokość dwudziestu. Kad nam wyjaśnił, statek jest dla Ziemian, za portalem jest planeta przeznaczona dla podróżników z Ziemi, czyli dla nas. Mamy utworzyć nowy lepszy Świat, powoli ale konsekwentnie wyłapywać „wrażliwców nie umiejących odnaleźć się na Ziemi”. Kad pozwolił sobie na przyjemność nazwania nowego Świata, Kalidandia to była jego ostatnia decyzja. Od tej pory staliśmy się autonomiczni, dopiero po kilku miesiącach dotarły do nas informacje, że byliśmy faworyzowani przez Kada. Potrafił poruszyć wiele społeczeństw by dać nam szansę i… udało się to mu.
Ja po kilku dniach, przyjechałem ze świtą do osiedlowego sklepiku nazywający siebie Delikatesami i podeszłem do ekspedientek i zapytałem:
-I kto „żyje na poziomie”?
Do tej pory gardzące takimi ludźmi jak my ekspedientki powiedziały:
-Przepraszam, przepraszamy i spuściły głowę.
Nie powiedziałem nic, odwróciłem się i wyszedłem. I nigdy o tym nie myślałem, gdyby nie moje pisanie, te zdarzenia, zniknęły by w otchłani czasu, jakby nigdy się nie wydarzyły.
Paweł Korzuch.
Zauważyłam, iż wielu komentujących używa, chcąc zapewne wyrazić wrażnia po lekturze, określenia "O jeżu kolczasty". Nie mam zwyczaju wykorzystywać powiedzeń innych, ale tym razem - no cóż, "nie chcem, ale muszem". O JEŻU KOLCZASTY! O JEŻU W JEŻYNACH! O JEŻU W KOLCZASTYCH OPUNCJACH!
O powód powstania tego "dzieła" zapytam Autora cytatem z Jego opowiadania:"Czy świadomie wypowiada myśli tworząc słowa, o tym co chce przekazać, może to co pomyśli to wypowiada. Tak jak sarenka, poczuje głód to pochyla głowę i gryzie trawę do nasycenia się. Nie dłużej, bo po co?"
Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.
Ocena tekstu w dużej mierze zależy od tego, ile Autor ma lat... Nie wiem, więc nie ocenię.
Wszędzie idealne domy i wszystko harmonijne, aż zgłodniałem.
Sens tego zdania oddaje sens tekstu.
Wszystko jest złe i do poprawy, od fabuły po zapis. Natomiast udało Ci się wytworzyć, Autorze, specyficzną i spójną do końca atmosferę, na tyle absorbującą, że doczytałem do końca, choć nie powinienem ze względu na błędy.
Radzę wrócić do najbardziej podstawowych spraw: nauczyć się budować poprawne zdania i je poprawnie zapisywać, nauczyć się porządkować wizje i nadawać im sensowny, logiczny układ. Tylko tyle i aż tyle. I może być ciekawie.
Pozdrawiam
Może Aldus Huxley lub Charles Baudelaire zrozumieliby ten tekst. Ja nie zrozumiałem. Może dlatego, że taki wyrafinowany, a może dlatego, że pisany w odmiennym stanie świadomości.
---> regulatorzy.
:-) Na jeża kolczastego trzeba najpierw wykupić licencję. U mnie. :-)
---> Autor.
Języka polskiego należy uczyć się przed pisaniem i publikowaniem. Przed.
Adamie, jestem zdruzgotana. Nie miałam pojęcia, że naruszam Twoje prawa autorskie. Gdybym jednak pomyślała dłużej niż dziesięć minut, doszłabym do wniosku, że takie ładne powiedzenia, nie powstają w byle jakich umysłach. Jednak po lekturze opowiadania, pod którym wpisałam komentarz, moje zwoje mózgowe wyprostowały się i odmówiły współpracy z resztą człowieka. Już, już chciałam przyrzec, iż podobna samowola nie powtórzy się więcej, poprosić o wyznaczenie pokuty, a w przyszłości samodzielnie wymyślać zwroty na własne potrzeby, gdy nagle spostrzegłam, że autor, który wczoraj wywarł na mnie tak szokujące wrażenie, zamieścił kolejne opowiadanie. I ja je przeczytałam. Wiem, że cena będzie wysoka, ale cóż… Adamie, niniejszym oświadczam: Nie licząc się z kosztami, chciałabym wykupić licencję na Twojego pięknego jeża. Pozdrawiam. :-)
Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.
:-)
Czyni się niniejszym wiadomym wszem oraz wobec, iż regulatorzy w jednej osobie otrzymała prawo przywoływania jeża kolczastego, a przywołania tegoż dotychczasowe, mimo swej bezprawności, w niepamięć puszczone zostają.
Miejscowość, data, podpis, trzy pieczęcie.
:-)
Adamie, bardzo dziękuję. Wdzięczność moja jest bezgraniczna i dozgonna, czyli wieczna, albowiem w o góle nie mam zamiaru "schodzić". :-)
Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.
To tak, jak ja. Pocieszające --- możemy się umówić za dwieście lat o tej samej porze... :-)
Będę przepisywać datę z kalendarza do kalendarza, rok po roku. :-)
Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.
czuje się na 17. mam 48. straciłem właśnie dziewictwo. to moje pierwsze opowiadanie, naiwne, ale mówiące o wyobraźni.
Dużo w życiu przeszedłem, łudzę się, że mam osobowość. tak naprawdę mam, wcześniej zdięcia, ale w latach 90, nie było szans. Teraz opowiadania, też tak jest. Skupię się na powieści beletrystycznej. S-f to też próbuje, ja nie mam czasu, przebijać się przez to...sam nie wiem mówią, że nie znam się na tym. Przeczytałem kilkasert księżek w latach 80, ale nie znam się, to prawda, a zarazem osobowości ludzkie nie są mi obce.Beletrystyka ok.
Paweł, pisz, jeśli masz tyle do przekazania. Na drugiej szali zbyt wielu jest takich, których słowa są puste. Ale jeśli decydujesz się na publikację --- czy to w internecie, czy gdziekolwiek indziej --- miej szacunek dla odbiorcy. W takim sosie jak ten, najlepsze danie byłoby niestrawne. W chwili obecnej wcale nie brak umiejętności jest najbardziej odstręczający, ale niechlujstwo. Żeby choćby przez autokorektę nie przepuścić tekstu...? Dlaczego miałbym ja lub ktokolwiek inny to czytać?
Bardzo, bardzo, bardzo złe opowiadanie. Nawet ZUE, powiedziałabym.
A do tego ten gwałt na języku. O jejku jej.
A gdzie fabuła, to pierwsze opowiadanie, nie pamiętam.
Chodzi o to, że ekspendientka w sklepie sporzywczym jest lepsza od inwalidy z wyobraźnią i jak kupi za 200 zł to jest cool.
To też się w sklepach prywatnych zdarza, TERAZ.
Co powiedzieć opowiadanie marne, ale koncepcja i fabuła właściwe.