
Autorze! To opowiadanie ma status archiwalnego tekstu ze starej strony. Aby przywrócić go do głównego spisu, wystarczy dokonać edycji. Do tego czasu możliwość komentowania będzie wyłączona.
user: nstephenson timestamp: 2274 01 23 17 21 35 28
Stworzyłam nowy log i daję prawa do zapisu do niego wszystkim członkom załogi. Jest on nieoficjalny i nie będzie transmitowany z powrotem do kontroli misji w Jiuquan. Liczę na to, że wpłynie to pozytywnie na morale załogi, pozwali im uporządkować swoje myśli i obserwacje, szczególnie podczas długich okresów samotności w dalszych etapach naszej podróży. Ale zacznijmy od początku. Nazywam się Nora Stephenson i jestem głównym psychologiem na pokładzie Itineris. W chwili, gdy piszę te słowa mijamy właśnie orbitę Marsa. Większość załogi ukończyła już przeglądy systemów statku i została zahibernowana. Laboratoria i magazyny są zapieczętowane do czasu osiągnięcia naszej pierwszej planety docelowej. Za godzinę włączamy główny silnik, aby skierować statek na trajektorię, która zabierze nas poza Sol. Morale załogi jest wysokie. Stosunkowo niewielkie opóźnienie czasowe jakie dzieli nas od domu pozwala na łatwe rozmowy z bliskimi. Cały czas dostajemy też bieżące wiadomości z Ziemi. Od naszego startu minęło niewiele czasu, media nie zdążyły się jeszcze nasycić tematem naszej wyprawy, więc cały czas czujemy na sobie wzrok 10 miliardów ludzi. Działa to niesamowicie motywująco. Za chwilę rozpoczynam pre-hibernacyjną sesję z ostatnią grupą zasypiającej teraz załogi. Zanim sama się zamrożę, postaram się rozesłać informację o tym logu do jak największej ilości ludzi.
user: ipfreely 2274 01 24 23 11 59 03
Nora robi maślane oczy do Dario z labu Kseno ;)
user: nstephenson 2274 01 25 13 45 46 35
Wiedziałam, że prędzej czy później pojawi się jakiś dowcipniś. Teraz, gdy mamy już obowiązkowy dowcip zaliczony, moglibyśmy utrzymywać kolejne wpisy w profesjonalnym tonie? Zastanawiam się, czy nie umożliwić edycji wpisów, ale chyba ludzie będą czuć się swobodniej wiedząc, że nikt nie będzie zmieniał ich słów.
Za chwilę moja kolej na sen. Nie pamiętam ile razy powtarzałam na sesjach, że nie ma powodów do obaw, technologia hibernacji jest niezawodna, a całe przeżycie przypomina dobry, głęboki sen bez marzeń sennych. Problem w tym, że sama do końca w to nie wierzę. Wszystkie zapewnienia specjalistów, że tak jest przypominają mi lekarzy twierdzących „to nie będzie boleć” chwilę przed wbiciem człowiekowi kilkucalowej igły. To moja pierwsza hibernacja, a w ciągu tych kilku miesięcy lotu nasłuchałam się historii o ludziach uwięzionych na wiele lat w koszmarze, z którego nie są w stanie się obudzić. Najgorsze w tym wszystkim jest to, że do tej pory nie mogłam się z nikim podzielić moimi wątpliwościami, bo jedna plotka o mojej słabości mogłaby zniszczyć moją wiarygodność w trakcie pozostałych sesji. A teraz nie śpi jeszcze tylko garstka załogi, do tego oprócz Toma nikogo z nich nie znam na tyle dobrze, żeby rozmawiać na tak osobiste tematy. A on ma pełne ręce roboty. Tak naprawdę nie powinnam nawet pisać o tych zmartwieniach, ale nie mam innego sposobu żeby trochę uspokoić nerwy.
Właśnie dostałam wiadomość, że mam zgłosić się do sekcji krio. Do zobaczenia po drugiej stronie. Dario, jeśli to czytasz, chętnie wybiorę się na drinka któregoś wieczoru. Napisz do mnie.
user: jjobs timestamp: 2274 01 26 13 41 22 97
Witam, panie i panowie, tu wasz kapitan, jeśli ktoś jeszcze nie domyślił się po loginie. Chciałem tylko zaznaczyć, że log mimo że jest publiczny (i być może zostanie kiedyś dołączony do archiwum ekspedycji, ale to jeszcze perspektywa wielu, wielu lat) nie będzie używany przeze mnie ani przez innych oficerów w jej trakcie do rozpoczynania jakichkolwiek procedur dyscyplinarnych, czy porządkowych. Informacja o tym powinna też niedługo dotrzeć jako oficjalne rozporządzenie, nie musicie więc martwić się o to, że wasze słowa zostaną użyte przeciwko wam. Miłego pisania!
user: xliu timestamp: 2274 12 08 09 09 30 78
Xiao Liu, zastępca głównego inżyniera napędu, drugi po Bogu w maszynowni. Kapitan rozkazał mi … przepraszam, poprosił mnie żebym napisał o postępach naszej podróży. Ciekawe po co, skoro wszystkie parametry naszej trajektorii są w głównym dzienniku nawigacyjnym, a media w domu cały czas trąbią o każdym szczególe wszystkiego co tu się dzieje. Ale nie-rozkaz jest rozkaz, więc piszę i marnuję swój cenny czas.
Zaczynamy od wiedzy którą posiada każdy przedszkolak:
Przedszkole zaliczyliśmy, teraz podstawówka:
i. Ziemia – Saturn, lecimy na silnikach pomocniczych rozpędzając się do około 50 km/s, ten etap właśnie zakończyliśmy
ii. Asysta grawitacyjna wokół Saturna dzięki której zyskujemy niezłą prędkość, (względnie) krótki impuls z głównego silnika, który rozpędzi nas do 0.0015c i później roczny lot do zewnętrznej krawędzi pasa Kuipera
iii. Przekroczenie heliopauzy, pełny ciąg silników aż do osiągnięcia prędkości kursowej 0.5c a później 9 dekad spokojnego rejsu ku Gliese
Poziom szkoły średniej: na tym poziomie już wszyscy powinni potrafić samemu znajdować informację, polecam poczytać jeden z miliona artykułów o naszej podróży w mediach publicznych.
Przed niespełna dwoma tygodniami zakończyliśmy manewr asysty grawitacyjnej wokół Saturna i jako jeden z nielicznych przedmiotów wytworzonych przez człowieka poruszamy się po trajektorii międzygwiezdnej. Wszystkie systemy są już w trybie pełnej autonomii i jeśli nie przydarzy się nic niespodziewanego, to tak będzie do czasu hamowania w sąsiedztwie kolejnej gwiazdy. Aktualnie poruszamy się z prędkością… 0.001c – kolejny rekord , do tego bijemy go z każdą kolejną sekundą przyspieszenia. W zasadzie moglibyśmy rozpędzać się tak bez końca, ale planiści misji uznali, że nie warto ryzykować przejścia przez pas Kuipera na pełnej prędkości, żeby nie przeciążać systemów obrony przeciwmeteorytowej. Moim zdaniem to bzdura, systemy są zaprojektowane z takimi marginesami bezpieczeństwa, że chyba dopiero Plutona czy Eris by były dla nich wyzwaniem. No ale decyzja nie była moja. Starczy chyba klepania tych trywializmów, dołączam plik z danymi telemetrycznymi statku i wracam do ważniejszych zajęć.
user: tpether timestamp: 2274 12 24 19 28 52 94
Obawiałem się tej chwili, od kiedy opuściliśmy orbitę Ziemi. Przespacerowałem się dziś wzdłuż głównego korytarza transportowego. Jeszcze do niedawna tętniąca życiem arteria (w końcu ludzi na pokładzie wystarczyłoby na zapełnienie niewielkiej metropolii) teraz nieodparcie kojarzy mi się z mauzoleum. Panuje tam grobowy bezruch i cisza, przerywane tylko z rzadka cichym brzęczeniem robota serwisowego. Chociaż może mauzoleum to nie do końca najlepsze określenie. Tak, już wiem – bardziej jak muzeum po zamknięciu. W powietrzu czuć, że niedawno to miejsce było pełne aktywności i niedługo znów takie będzie, okres spokoju w trakcie sztormu.
Moja rodzina zasiada pewnie właśnie do Wigilii. Wysłałem im życzenia, powinni je dostać akurat, gdy będą kończyć. Niestety ponad półtorej godziny opóźnienia wyklucza jakąkolwiek rozmowę w czasie rzeczywistym. Jedyne co możemy robić, to przesyłać sobie wiadomości nie będące w rzeczywistości niczym więcej niż ruchomymi pocztówkami. Zresztą o czym moglibyśmy rozmawiać? Wszelkie wspólne punkty odniesienia i doświadczenia należą już do przeszłości. Ziemia od dawna stanowi niewielki jasny punkcik na niebie, nie odróżniający się od tysięcy podobnych światełek. Niedługo nie będzie nawet tym, jej blask zostanie przyćmiony przez Słońce.
Nie mogę się dziś opędzić od wątpliwości. Nie czy powinienem w ogóle brać udział w tej misji, bo tą decyzję podjąłbym znów bez wahania. Mam wątpliwości, czy warto było tak zaciekle walczyć o pozycję szefa zespołu krio. Gdyby nie moja ambicja, spałbym teraz spokojnie z pozostałymi, a przy odrobinie szczęścia nie wylosowałbym warty jeszcze przez kilka etapów podróży. Oczywiście nie mogę kłócić się z logiką decyzji o przydzieleniu pierwszej warty głównemu specjaliście od hibernacji. W końcu jeśli z komorami hibernacyjnymi jest jakiś problem, którego do tej pory nie wykryliśmy, to prawdopodobnie ujawni się w ciągu kilku pierwszych miesięcy ich działania. Ale minęły dopiero dwa tygodnie mojego 3-miesięcznego czuwania, komory działają idealnie, a moje nerwy są już na wyczerpaniu. Może złym pomysłem było pozostawianie tylko jednej osoby przebudzonej, trzeba było zostawić jeszcze jakiegoś specjalistę od psychologii? Chociaż z rozmów z Anną z logistyki pamiętam, że musimy oszczędzać zasoby. W końcu nie wiemy kiedy i czy w ogóle będziemy w stanie uzupełnić zapasy. I nawet mimo, że teoretycznie jesteśmy zamkniętym, samowystarczalnym ekosystemem, to obawiam się, że na hydroponicznej sałacie długo nie pociągniemy.
Czas na wieczorny przegląd systemów. Jak to mówią nasi amerykańscy koledzy, Merry X-mas.
user: tpether timestamp: 2275 01 12 12 36 37 43
Najgorsze chyba już za mną. Ostatnie tygodnie były ciężkie, ale od jakiegoś czasu samotność przestała mi przeszkadzać. Nawet polubiłem ciszę i spokój, która tu panuje. Jako że ciężko jest prowadzić badania w samotności i bez laboratorium, które nadal jest zapieczętowane, aby chronić sprzęty przed przyspieszeniem, spędzam czas w bardziej prozaiczny sposób. Od wielu lat nie miałem czasu na książki, kino czy rozrywkę elektroniczną, ale teraz powoli nadrabiam zaległości. Pokładowe banki danych zawierają pełną bazę utworów audio / wideo z ostatnich kilkudziesięciu lat (ciekawe ile kosztowała licencja na to wszystko, muszę pamiętać żeby sprawdzić to w dokumentacji projektu). Co najlepsze proces utylizacji papieru ma praktycznie 100% wydajności, nie podlega więc racjonowaniu. Dzięki temu mogę w kilka minut zamówić i dostać egzemplarz dowolnej książki. Oczywiście mógłbym je czytać na dowolnym przenośnym terminalu, ale w tej kwestii jestem ogromnym tradycjonalistą i brakowałoby mi przewracania stron.
Samotność doskwiera mi jeszcze tylko w trakcie posiłków. Tęsknie za naszym małym kółkiem dyskusyjnym i tworzeniu fantastycznych scenariuszy tego, co czeka nas w przyszłości. Mimo to nie obawiam się już, że nie dotrwam do końca swojej wachty. I to pomimo niewielu wyzwań zawodowych – komory działają bezproblemowo, kilka z nich wymagało drobnej regulacji parametrów, bo nie potrafiły do końca dostosować się do metabolizmu ich lokatorów. Były to jednak rutynowe czynności, poradził by z nimi sobie dowolny członek mojego zespołu. Oby tak do końca.
user: tpether timestamp: 2275 02 18 20 05 10 41
Przeliczyłem się. Wczoraj mieliśmy drobną awarię systemu regulacji temperatury w jednej z sekcji krio, przez co temperatura otoczenia spadła poniżej zakładanych norm. Sama w sobie awaria była niegroźna, ale pech chciał, że komory w tej sekcji akurat przechodziły cykl kontrolny, w kodzie którego znalazł się wcześniej nie wykryty bug. W przeciągu kilku sekund, wszystkie te komory uznały, że temperaturę w ich wnętrzu trzeba obniżyć o dodatkowe 10 stopni, poniżej przedziału w którym procesy metaboliczne są tylko spowolnione, a nie całkowicie zatrzymane. Na szczęście niezależne wątki monitoringu powiadomiły mnie o tym na czas, a że znałem dobrze ten fragment kodu, udało mi się zrobić poprawkę i wypchnąć ją na rdzeń kontrolny zanim tkanki 5 tysięcy osób uległy nieodwracalnemu uszkodzeniu.
Niestety nie wszystko poszło idealnie. Metabolizmu dwóch osób nie udało się przywrócić do normy. Być może ich organizmy więcej w życiu przeszły lub miały po prostu niższą tolerancję na zmiany temperatury. Niezależnie od przyczyny pomimo ustabilizowania komór ich funkcje życiowe nigdy nie wróciły do normy i po kilku minutach obaj byli martwi. Umyślnie nie podam ich imion, gdyż według ich akt osobowych obaj mają na pokładzie rodzinę, lepiej gdyby ich bliscy dowiedzieli się o tym od kogoś bardziej wykwalifikowanego niż ja.
Przeczytałem ostatni akapit i brzmi on bardzo sucho, jakbym zdawał relację z meczu krykieta. W rzeczywistości ledwo panuję nad drżeniem rąk. Nigdy wcześniej nikogo nie straciłem. Nie potrafię też wyperswadować sobie, że to nie była moja wina. Niby wiem, że nie mogłem być w stanie osobiście sprawdzić każdej z milionów linii kodu komór… Ale gdybym tylko spojrzał na ten fragment, albo przewidział odpowiedni scenariusz testowy, ci nieszczęśnicy nadal by żyli. Prawie wykorzystałem limit leków uspokajających i antydepresyjnych, które są w stanie przepisać mi algorytmy automedu. A jeszcze został mi najgorszy obowiązek – utylizacja ciał. Weź się w garść, Tom. Byłeś gotowy na taką ewentualność, musisz stanąć na wysokości zadania.
Złożyłem wniosek o zmianę rotacji wacht, tak aby następna obudziła się Nora, kilka dni przed końcem mojej zmiany. Muszę z kimś porozmawiać, a z Norą zdążyłem się zaprzyjaźnić, do tego jest w końcu psychologiem.
user: nstephenson timestamp: 2275 03 14 08 10 27 85
Nie spodziewałam się, że będę musiała obudzić się jeszcze zanim opuścimy nasz układ słoneczny. Tom potrzebował mojej pomocy po tym incydencie miesiąc temu. Ale to wszystko co napiszę na ten temat – tajemnica lekarska.
Pierwszą rzeczą jaką zrobiłam po zahibernowaniu Toma, było obejrzenie zapisu naszej podróży z kamer zewnętrznych, oczywiście na ogromnym przyspieszeniu. Ponad rok czasu ściśnięty do kilku minut, z planetami zasuwającymi dziarsko po niebie i Słońcem kurczącym się jak samotny balon pozostawiony w rogu sali po balu maturalnym. Chociaż chyba najwyższa pora zacząć nazywać je Sol, mimo że jeszcze długo będzie najbliższą nam gwiazdą. Gdy chcę poprawić sobie humor odtwarzam fragment obejmujący nasze zbliżenie do Saturna. Nieodparcie przypomina mi on mecz uniwersyteckiej ligi koszykówki, gdy rozgrywająca popchnięta w chwili podania rzuciła piłkę w obiektyw kamery rejestrującej spotkanie. Oba ujęcia są zadziwiająco podobne, a brak punktów odniesienia sprawia, że nie czuje się ogromu i masy Saturna.
Dziś cały dzień wpatruję się w widok z rufy Itineris i myślę o tym, co Tom napisał o Ziemi. W natłoku pracy wcześniej nie miałam czasu na rozmyślania, za to teraz mam go pod dostatkiem. Wszystko co do tej pory znałam i uważałam za codzienność zostało daleko z tyłu. Jeśli nawet kiedykolwiek wrócę do domu (czy to nadal będzie mój dom? czy może tylko miejsce z którego pochodzę?), minie wiele lat, w czasie których nie da się przewidzieć jak wiele się zmieni. Nawet jeśli ktoś kogo znam będzie nadal żył, to będziemy mieć ze sobą wspólną tylko odrobinę wspomnień sprzed kilku dekad. Nawet nie wspominając o tym, że przez efekty relatywistyczne i hibernację postarzeję się tylko o kilkanaście lat. Nie będzie to proste, ale najwyższa pora przestać żyć wspomnieniami i skupić się na tym, co na mnie czeka w przyszłości. W końcu wielu ludzi zamieniłoby się ze mną na miejsca w mgnieniu oka.
user: wraszenko timestamp: 2275 11 27 16 45 12 50
Moja poprzedniczka (n jak Nora o ile dobrze pamiętam?) podczas zmiany wachty bardzo zachęcała mnie, żebym tu coś napisał, ale do tej pory nie miałem zbytnio o czym. Dziś wreszcie jest powód. Minęliśmy właśnie pas Kuipera i oficjalnie jesteśmy już na przedmieściach Sol. Dlatego zgodnie z dzisiejszą checklistą obróciłem główną antenę statku – nie spogląda już na ziemię, tylko wzdłuż naszego kierunku ruchu. Niby drobiazg, ale przy pełnej załodze pewnie nie obyłoby się bez godzinnego przemówienia jakiegoś politykiera, jaki to przełomowy moment, przestajemy oglądać się za siebie i mężnie spoglądamy w przyszłość bla bla bla. Na szczęście jestem sam, urządziłem więc tylko malutką, prostą ceremonię, z szampanem, kawiorem i krakersami. A przynajmniej z najbliższymi odpowiednikami jakie mamy na pokładzie, czyli spirytusem z wodą gazowaną, pastą rybną i bułką ze zrobotyzowanego wypieku. A o spiryt musiałem stoczyć niezłą bójkę z komputerem pokładowym. Dopiero argument, że statek poradzi sobie do kolejnej zmiany wachty na systemach autonomicznych bez nadzoru wyższych funkcji trafił mu do rozsądku (czy co tam mają słabe AI).
Dla uczulonych na czytanie innych kategorii dokumentacji projektu niż ich własna słowo na uspokojenie – nie, nie zerwaliśmy zupełnie kontaktu z Ziemią, ale przez odległość kanał komunikacyjny tak się zwęził, że spokojnie radzi sobie z nim jedna z anten pomocniczych.
Woła mnie pół butelki pierwszego szampana wyprodukowanego poza orbitą Marsa. Do nierychłego usłyszenia.
user: wraszenko timestamp: 2275 11 29 22 09 24 99
Gdybym sam nie pisał tych słów, to bym w nie pewnie nie uwierzył. Antena główna odebrała sygnał. Regularny, powtarzający się sygnał. Odpaliłem diagnostykę wszystkich systemów, ale nie brzmi to jak interferencje czy szumy. Zresztą ten złomiasty komputer też twierdzi, że wszystko działa poprawnie. Czy to możliwe, że już w pierwszym odwiedzonym układzie znajdziemy cywilizację? Nawet nie wiem, czy mamy jakiegoś ksenologa na pokładzie. Ksenobiologów owszem, w końcu mamy na trasie kilka planet w ekostrefie, spodziewaliśmy się więc napotkać jakąś florę, a może nawet i faunę. Ale cywilizację technologiczną?
Sprawdziłem szybko bazę załogi i faktycznie nie mamy żadnego ksenologa ani ksenolingwisty. Ktoś beknie za to przeoczenie.
user: wraszenko timestamp: 2275 12 06 09 30 31 53
Przez długą samotność mam chyba halucynację. Od wczoraj przelecieliśmy prawie 0.2 AU, dzięki czemu zrobiłem triangulację sygnału. Wcale nie dochodzi z Gliese 581. Źródło znajduje się w odległości trochę ponad 1.7 AU. Za niecałe 10 dni zrównamy się z nim. 10 dni! Ale to nie wszystko. Komputer przeanalizował wcześniejsze zapisy z anten skierowanych wzdłuż trasy Itineris. Przed obrotem anteny głównej sygnał był bardzo słaby, ale jeśli to stare pudło się nie pomyliło, to jego moc rośnie liniowo dopiero od jakiegoś czasu. Poprosiłem o najbardziej prawdopodobną interpretację tych danych i usłyszałem, że zaobserwowane odczyty bezbłędnie wyjaśnia poruszanie się źródła. Poruszanie się. To… coś, cokolwiek to jest przemieściło się i ustawiło na naszym kursie. Nikogo chyba nie zdziwi, że zastanawiam się czy nie zwariowałem?
To wszystko mnie przerasta. Zadeklarowałem sytuację awaryjną i kazałem komputerowi obudzić kapitana.
user: jjobs timestamp: 2275 12 08 10 29 52
Zablokowałem dostęp do tego dziennika, od tej chwili tylko ja mogę go czytać i edytować. Stworzenia nowego kontrola misji będzie się spodziewać i łatwo by się do niego dostali. Na ten nie powinni zwrócić uwagi. A desperacko potrzebuje prywatnego notatnika, jako że kontrola misji priorytetową decyzją utajniła wszystkie informacje o wydarzeniach poprzednich kilku dni i zabroniła wspominać o nich w publicznie dostępnych dziennikach.
Zaraz po przebudzeniu Wassilij zaatakował mnie nowiną o Obiekcie (automatycznie nadane przez komputer oznaczenie NO-377 wydaje mi się zbyt bezosobowe). Na początku nie chciałem mu uwierzyć, myślałem że to jakiś mało wybredny praktyczny żart i spodziewałem się, że lada chwila przez drzwi wpadnie reszta załogi i zacznie się ze mnie nabijać. Dopiero gdy wszystko potwierdziły zapisy w dziennikach statku zaczęła do mnie docierać powaga sytuacji. Nie ma już wątpliwości, że to sztuczny obiekt – początek każdego cyklu sygnałów to sekwencja liczb pierwszych. Niczego więcej nie udało nam się na razie zdekodować, do tego potrzebni będą specjaliści. Niestety jak już zauważył Wassilij nie mamy żadnego ksenolingwisty, ale mamy wśród programistów kilku specjalistów od analizy sygnałów i kryptografii, być może oni będą w stanie to ugryźć. Są już w trakcie wybudzania, niestety żaden z nich nie miał zaplanowanej w najbliższym czasie wachty i są w środku głębokiego cyklu, więc będą na nogach dopiero za kilka dni. Na tą chwilę nie jestem w stanie powiedzieć wiele więcej, nawet na maksymalnym powiększeniu nic jeszcze nie widać, chociaż odebraliśmy już dość danych, aby ustalić albedo Obiektu. Jest bardzo wysokie – 0.85, prawdopodobnie była to świadoma decyzja konstruktorów.
Prywatnie jestem niesamowicie podekscytowany. Ledwo co opuściliśmy nasze najbliższe podwórko, a już dokonaliśmy epokowego odkrycia. Nie mógłbym chyba wyobrazić sobie lepszego sposobu na potwierdzenie, że te wszystkie lata które poświęciłem programowi nie były bezcelowe. A przecież to dopiero początek. Do tego Obiekt to dowód, że inteligencja jest we wszechświecie bardziej regułą niż wyjątkiem i że ktoś gdzieś tam lata pomiędzy gwiazdami (może nawet szybciej niż światło? kto wie)… Chciałbym już się dowiedzieć, co zawiera sygnał Obiektu. Próbowałem zastanawiać się, co ja bym zawarł w takim sygnale, ale szybko stwierdziłem że to bez sensu – w końcu jego autorzy mogli kierować się zupełnie niepojętymi dla nas motywami. Ciekawe od jak dawna on się tu znajduje, z czego jest wykonany, jakiego napędu używa. Same pytania, zero odpowiedzi.
user: jjobs timestamp: 2275 12 12 17 39 12 42
Przez ostatnie kilka dni udało nam się dowiedzieć kilku rzeczy na temat Obiektu. Przede wszystkim jego kształt to dwunastościan foremny. Na ile udało nam się to ustalić, jego powierzchnia jest idealnie gładka (przynajmniej po stronie skierowanej ku nam), nie widać żadnych włazów, anten, wizjerów, niczego. Powierzchnia jest lekko odblaskowa i powoli pulsuje pomiędzy bielą a jasną szarością. Poza sygnałem, który odebraliśmy wcześniej nie ma żadnych emisji, które bylibyśmy w stanie wykryć. Największą zagadką jest napęd. Zmieniłem minimalnie naszą trajektorię, żeby przebiegała trochę dalej od Obiektu, ale ten zareagował błyskawicznie i przemieścił się na taką samą pozycję względem niej jak zajmował wcześniej. Odbyło się to też bez emisji EM czy gazów odrzutowych.
Najciekawszą obserwację zostawiłem na koniec. Dziś Obiekt zaczął poruszać się w tym samym kierunku co my, leci już prawie z połową naszej prędkości. Może tak przyspieszać bez końca, ale mam przeczucie, że po prostu zrównuje się z nami. Gdy patrzę na Obiekt, nie mogę pozbyć się wrażenia, że widzę boję morską – zaprojektowana tak, aby zmaksymalizować widoczność, regularny sygnał. Tylko po co w takim razie ustawiała by się na naszym kursie? I jeśli naprawdę planuje lecieć obok nas to jak długo i czy stanowi dla nas zagrożenie?
Nasz zespół "matematyków" robi postępy w tłumaczeniu sygnału, okazuje się, że jest to prostsze niż się spodziewali. Jego format jest prosty do zdekodowania, zupełnie tak jak nasze protokoły przygotowane na okazję kontaktu z obcą cywilizacją. Nie interesowałem się tym wcześniej, ale teraz sprawdziłem archiwa, okazuje się, że już prawie 3 wieki temu byli maniacy, którzy tworzyli plany na taką ewentualność. Fakt, że sygnał jest łatwy do zrozumienia daje mi powody do optymizmu. Może to jakiś kosmiczny drogowskaz z adresami najbliższych sąsiadów?
user: jjobs timestamp: 2275 12 20 14 25 46 41
Patrzę w migający kursor już dobre 15 minut i zastanawiam się jak opisać to, co zdarzyło się dzisiaj. Prawie osiągnęliśmy maksymalne zbliżenie do Obiektu, więc cała aktywna załoga zebrała się na mostku. Delta v trajektorii wynosiła już tylko około metra na sekundę, mieliśmy więc dużo czasu żeby mu się przyglądać. Z bliska widać, że jego powierzchnia nie jest zupełnie idealna. Widzieliśmy lekkie wybrzuszenia w centrum każdej ściany i na wierzchołkach. Dało się też dostrzec linie pokrywające powierzchnię, układające się we wzór przypominający linie pola magnetycznego, tylko z biegunem w każdej wypukłości. Nadal jednak nie dostrzegliśmy niczego o jasnej funkcji, ani jednej anteny czy wylotu silników. Intuicyjnie czuję, że moja teoria o kosmicznym odpowiedniku boi sygnalizacyjnej jest prawdziwa, więc włazów się nie spodziewałem, ale miło było przez chwilę bawić się myślą o wejściu do środka.
Dokładnie w momencie maksymalnego zbliżenia zawyły chyba wszystkie możliwe alarmy, a Obiekt zniknął (a przynajmniej tak się nam wtedy wydawało). Wszyscy rzucili się do konsol, ale okazało się, że wszystko oprócz systemów nawigacyjnych działa poprawnie. Później zaczęliśmy nazywać ten moment nieciągłością. Ja i pozostali członkowie załogi nic wtedy nie poczuliśmy, widocznie cokolwiek się stało trwało zbyt krótko, żeby ludzkie zmysły mogły to zarejestrować. Ale wystarczyło, żeby przerwać odczyty z czujników na pokładzie, stąd alarmy.
Ale wspomniałem o systemach nawigacyjnych, tu czekało nas największe zaskoczenie. Po krótkiej chwili, jakiej potrzebowały na orientację, okazało się, że Obiekt wcale nie zniknął, tylko znalazł się po drugiej stronie statku. A po kolejnych kilku chwilach ustaliliśmy, że wcale się nie poruszył – to my zawróciliśmy i poruszamy się teraz w drugą stronę! Sprawdziliśmy parametry trajektorii przed i po nieciągłości i nie zmieniła się ani orientacja, ani prędkość statku, zostaliśmy tylko obróceni o 180 stopni. Nie muszę chyba dodawać, że instrumenty nie zarejestrowały niczego, co by mogło wyjaśnić ten fenomen. Obiekt wisiał w poprzedniej pozycji, emitując cały czas ten sam sygnał.
Czeka nas teraz trudna decyzja. Nie mamy dość paliwa, aby zawrócić o własnych siłach – nie osiągniemy trzeciej prędkości kosmicznej. Możemy więc wrócić do domu, albo opuścić Sol w przeciwnym kierunku. To by jednak wymagało ułożenia zupełnie nowego planu podróży, nie wspominając już o tym, że najbliższy układ słoneczny wart zbadania po drugiej stronie jest prawie trzy razy dalej niż Gliese 581. AI już pracuje nad możliwymi planami, za kilka godzin będę musiał je przeanalizować i podjąć decyzję. Reszta załogi zabrała się ze zdwojoną energią za dekodowanie sygnału, być może jego treść wyjaśni nam co się stało.
user: jjobs timestamp: 2275 12 23 09 07 23 58
To ostatni wpis w tym dzienniku. Gdy skończę, każę komputerowi go zablokować, a gdy osiągniemy orbitę Ziemi nadać go na wszystkich możliwych częstotliwościach i nie przerywać nadawania tak długo jak tylko będzie to możliwe. W ten sposób politycy nie zdołają ukryć tych wydarzeń. Cała załoga wróciła do hibernacji, ja jestem ostatni. Wracamy do domu, jak pies z podkulonym ogonem. Zaprogramowałem lot tak, aby zacząć hamowanie dopiero przed orbitą Marsa, pełnym ciągiem – nie ma sensu już oszczędzać paliwa, więc równie dobrze możemy wrócić tak szybko, jak tylko będzie to możliwe.
Teraz najważniejsze. Zdekodowaliśmy sygnał. Tak jak mieliśmy nadzieję, wyjaśnia on wszystko, chociaż w sposób przypominający to jak działa murowana ściana na rozpędzony samochód. Mówiąc "wszystko" mam na myśli nie tylko to, co stało się z nami. Także paradoks Fermiego, dlaczego misja SETI była od początku skazana na niepowodzenie i dlaczego nigdy żadnej sondzie nie udało się opuścić naszego układu.
Poniżej zamieszczam fragment przetłumaczonego sygnału, całość będzie transmitowana razem z tym dziennikiem. Jeśli chodzi o mnie, poddaję się hibernacji, ale już się z niej nie obudzę. Odłączyłem swoją kapsułę od systemów monitoringu i zaprogramowałem ją tak, żeby za kilka dni powoli spowalniała mój metabolizm poniżej wartości krytycznych, aż do całego zatrzymania. Wszystkie moje marzenia, wszystko ku czemu dążyłem całe życie legło w gruzach, a na Ziemi nie czeka na mnie nikt ani nic, dla czego warto byłoby się budzić.
------– EKSTRAKT Z SYGNAŁU ODEBRANEGO Z OBIEKTU OZNACZONEGO NO-377 ---------
WYROK
W IMIENIU SĄDU NAJWYŻSZEGO PRZY {nieprzetłumaczalna nazwa własna}
Dnia {brak daty odniesienia}
Sąd Najwyższy {nieprzetłumaczalna nazwa własna} w {brak punktu odniesienia} w Wydziale Zbrodni Przeciw Świadomości w składzie:
Przewodniczący: {nieprzetłumaczalna nazwa własna}
Sędziowie: {nieprzetłumaczalna nazwa własna}
{nieprzetłumaczalna nazwa własna}
{nieprzetłumaczalna nazwa własna}
{nieprzetłumaczalna nazwa własna}
Protokolant: {nieprzetłumaczalna nazwa własna}
po rozpoznaniu w dniu {brak daty odniesienia} sprawy mieszkańców układu {nazwa własna, prawdopodobnie oznaczająca Sol} oskarżonych o:
tj. o zbrodnie z artykułów {nieprzetłumaczalne}, {nieprzetłumaczalne}, {nieprzetłumaczalne} oraz przestępstwa z artykułów {nieprzetłumaczalne} i {nieprzetłumaczalne}
Czas pozostały do końca kwarantanny: 631 tysięcy pełnych orbit trzeciej planety
Bardzo mi się podobało. Jeszcze się odezwę.
Fajne :) Czekam na ciąg dalszy , jeśli będzie :)
Zaczynam od szczegółów:
ale przez odległość kanał komunikacyjny tak się zwęził, że spokojnie radzi sobie z nim jedna z anten pomocniczych - jak jest dalej, to trzeba więcej mocy, więc dlaczego wystarczy pomocnicza antena?
moc rośnie liniowo dopiero od jakiegoś czasu - słowo "liniowo" jakoś tak natchnęło mnie do przemyślenia. Moc sygnału jest proporcjonalna do odwrotności kwadratu odległości, czyli sonda poruszała się bardzo dziwnym ruchem... Oczywiście to szczegół nad szczegóły :P
nie zmieniła się ani orientacja, ani prędkość statku, zostaliśmy tylko obróceni o 180 stopni - nie pasuje mi słowo 'orientacja'. Czy to było świadoma rezygnacja z fachowego słowa "kierunek"?
Gdy go skończę, każę komputerowi go zablokować - pierwsze "go" to niepotrzebne powtórzenie
Nie podobał mi się wpis wyjaśniający cele misji. Zdaję sobie sprawę, że trudno było tutaj sensownie wkomponować taki opis, ale notka w stylu "ktoś mi kazał i mi się nie chce" jest jednocześnie niewiarygodna i źle brzmi.
Samobójstwo kapitana pod koniec niczego sensownego nie wnosi, a tylko uniewiarygadnia historię.
Punkcik 4. (o FTL-u) mi się nie podoba jako nieuzasadnione wykorzystanie znanego pomysłu. Rozumiem że to jest dodane, żeby wyjaśnić jak sonda obróciła statek (tak?), ale uważam, że niepotrzebnie, bo jeżeli ktoś gdzie indziej słyszał o czymś w stylu FTL, to skojarzy że to był "jakiś skok", a jak ktoś nie słyszał, to skrótu nie zrozumie :P
Oczywiście narzekam, ale ogólny odbiór jest jak najbardziej na plus (i gdybym oceniał, to byłoby 5). Podoba mi się zakończenie, pod koniec niespodziewanie okazuje się, że tytuł jest trafny i człowiek odnosi wrażenie, że opowiadanie jest przemyślaną, spójną całością.
Wrócę do tego, przeczytam ponownie --- z góry uprzedzam, że coś mocno "zjadę", a coś zdecydowanie pochwalę.
Nie będę odnosił tekstu do rzeczywistości (coś gdzieś niewiarygodnym mi się zdało, ale nie wymienię, bo za cienki jestem, żeby o tym dyskutować), ale o nim samym chciałbym kilka słów powiedzieć.
Forma, którą zastosowałeś, otwiera niemałe pole do popisu, jeśli chodzi o bezstronność opisywanego. Tak naprawdę nie ma narratora, a story-telling na tym nie ucierpiał. W kontekście zakończenia, które --- mnie przynajmniej --- poraziło suchością, urzędową obojętnością (serie "nieprzetłumaczalnych" uczucie to wzmocniły), forma bardzo dobrze się sprawdziła. Pozostał niedosyt po tym, że nie została ona wykorzystana w praktycznie żadnej innej fazie opowiadania.
Z ostatnim wiąże się sprawa kompozycji. Pierwsza połowa opowiadania to tak naprawdę budowanie tła. Owszem przewijają się informacje kluczowe, ale są i takie, które w dalszej części nie otrzymują należytego rozwinięcia w części dalszej. Wzmianka o relacji Nory i Toma, wmontowanie do historii awarii chłodzenia --- niczego nie wnoszą, do niczego nie prowadzą. Potem znów --- całkiem sprytnie, ale mnie to nie do końca przekonało --- z potrzeby kogoś w centrum, mocnego narratora, system logów zostaje zredukowany do notatek kapitana. I po to była ta cała polifonia?
Po przeczytaniu dopiero rzuciłem okiem na tytuł. Znalazłem chwilę na refleksję. Jeszcze raz przebiegłem tekst wzrokiem, wyłapałem fragment o paradoksie Fermiego, o planowanym czasie podróży. Całkiem sprytne --- powtórzyłem. --- Jakaś taka grawitacja ludzkiej natury na myśl mi przyszła. Załoga zostawiła świat zupełnie normalny, a tu dzięki efektom relatywistycznym szmat czasu upłynął i takie potworności... Ale nie --- patrzę --- daty są z jednego roku. Zostaje tylko jedna interpretacja. Wydaje mi się ta gorsza --- tym gorsza, że jedyna. Bardzo nieprawdopodobna i nawet nieco śmieszna.
Pozdrawiam
Przepraszam... jednak odniosłem, mimo zapowiedzi :/
Cztery sprawy.
Pierwsza. Nie każdy czytelnik wie i wcale nie musi wiedzieć, na czym polega paradoks Fermiego. Należalo to wyjaśnić. Brak wyjasnienia równa się temu, że opowiadanie staje się hermetyczne. Nłąd podstawowy.
Druga. Odczytanie wyroku. Polecam najlepsze opowiadanie Conan Doyle'a " Znak czterech". Do dekryptażu każdego tekstu konieczny jest jakiś punkt odniesienia. Nie da rady inaczej. Holmes zalożyl, że dziwne wiadomości, zlożone z szeregu rónych figurek ludzi, są pisane po angielsku. Nie pomyłił się. Znając częstotliwość występowania poszczególncyh liter w wyrazach angielskich, powoli doszedł do treści wiadomości. Ciekawe, jak specjaliści z załogi kosmolotu odczytali treść wyroku, jeżeli nie mieli żadnego materiały porównawczego, nawet przy oczywistym założeniu, że wyrok nie został zaszyfrowany?To jest tekst, a nie wzoru! Niemożliwe... Drugi błąd podstawowy. Autor po prostu się wykpił, a nie podał prawdopodobne rozwiąznie problemu.
Trzecia. Opowiadanie jest od początku utrzymane w tonacji lęku, strachu, niepewności członków załogi. Sami bojaźliwcy? Zero eentuzjazmu?. Nie wiedzieli, co ich czeka w trakcie lotu?Trudno przypuścić... Przynajmniej kilku powinno się cieszyć, że uczestniczy w tak ważnej minshi. Błąd.
Czwarta. Czemu całość jest utrzymana w ponurej, patetycznej tonacji? Lecieli za karę i nie sprawiało imto radośc? Błąd.
Średnie.
Pozdro.
Dzięki wszystkim za opinie, krytyczne i nie. Kilka słów komentarza.
@McDb:
Wpis o celach misji faktycznie jest odrobinę na siłę, ale nie miałem lepszego pomysłu jak taki infodump wkomponować w całość, a bez tego brakowało by jakichkolwiek informacji o tym co to tak naprawdę za misja. W dłuższej formie mógłbym to wszystko opowiadać po kawałku, różnymi ustami. FTL jest wspomniany bardziej w kontekście sposobu utrzymania takiej kwarantanny. Sądy mają w zwyczaju orzekać o przepadku majątku, a najlepszym sposobem odizolowania planety wydało mi się odebranie "majątku" pozwalającego taką kwarantannę przerwać. Co do kapitana, zastanawiałem się długo jak by zareagował w takiej sytuacji ktoś, kto poświęcił całe życie zorganizowaniu takiej misji. Zauważ, że pomiędzy dwoma ostatnimi wpisami są trzy dni przerwy, w których z jednej strony miał on mnóstwo obowiązków w związku z nowym kursem, zadbaniem o hibernację załogi itd. A jednocześnie cały czas w świadomości miał, że wszystko nad czym pracował straciło sens, nie dość że ta misja jest przerwana, to nie będzie już kolejnych. No i takimi torami dotarłem do samobójstwa.
@Julius Fjord:
Czasy, prędkości i odległości starałem się z grubsza przeliczyć, na tyle żeby nie machnąć się o rząd wielkości, ale to wszystko amatorskie dywagacje, więc nie wykluczam, że gdzieś się grubo przejechałem. "budowanie tła" jak to nazwałeś było celowe, chciałem wywołać wrażenie, że wszystkie wątki fabuły nagle zostają dosłownie ucięte w obliczu nowych wydarzeń. Zakończenie było wzorowane na prawdziwym wyroku sądowym, stąd "urzędowa obojętność". A co do gorszej interpretacji - gorsza w sensie dla bohaterów? Czy gorszy w sensie można było napisać to ciekawiej?
@RogerRedeye:
Z pierwszymi dwoma opiniami nie mogę się zgodzić. Paradoks Fermiego wydaje mi się na tyle szeroko znaną kwestią wśród fanów s-f, że nie wymaga wyjaśnienia - tym bardziej, że takie wyjaśnienie ni w ząb by nie pasowało do przyjętej formy. Bo jak, psychicznie załamany kapitan, który właśnie ma zamiar popełnić samobójstwo spędza dziesięć minut na tłumaczeniu kto to był Fermi i o jaki paradoks chodzi? Co do tłumaczenia to robisz błędne założenie. Jeśli "boja" miała ostrzegać wszystkich zbliżających się przez milion lat, to komunikat musiał siłą rzeczy byc zaprojektowany tak, aby był łatwy do przetłumaczenia. Czy wykpiłem się z tłumaczenia? Kilka wpisów wcześniej jest wzmianka, o uniwersalnych językach przygotowywanych na potrzeby komunikacji z innymi cywilizacjami - to nie jest informacja wyssana z palca, poczytaj na przykład o Lincos. Skoro my potrafimy, to bardziej zaawansowani kosmici chyba też?
Co do nastroju i tonacji, to już mój wybór. Wydaje mi się, że niezależnie od tego jak ekscytująca miała być misja, w chwili opuszczania domu (praktycznie na zawsze, bo jak pisała na początku Nora, nawet jeśli wrócą, to nie będzie już ta sama planeta) takie nastroje by dominowały. Do tego moim zdaniem osoby w niezłym nastroju (jak Wassilij w swoim pierwszym wpisie) miały raczej mniej powodów, żeby coś zapisywać.
Rozpisałem się niemiłosiernie, zaraz wyjdzie drugie opowiadanie ;) Jeszcze raz dzięki wszystkim za komentarze i czekam na więcej.
No więc opowiadanie jest hermetyczne, bo jest tylko dla fanów s-f, znających -- albo i nie -- paradoks Fermiego... Reszta jest ciemna jak tabaka w rogu. Podobnie z drugą sprawą. Co jest przygotowane? Prezentacja. Jest punkt odniesienia dla obcych cywilizacji. Holmes ucieszyłby się -- ma język, ma pojęcia do badań.
W opwiadaniu tego nie ma, nie ma o tym wzmianki, bo autor nie pamiętal o tym albo zapomniał o tym napisać.
I wszystko.
Już tłumaczę --- chodzi o pewną dwuznaczność, która mi się narzuciła podczas czytania bez zwracania szczególnej uwagi na czas akcji. Ale kiedy teraz o tym myślę, to to drugie rozwiązanie nie pasuje do warunków opowiadania.
Wychodzimy teraz na moment poza sam utwór. Załóżmy, że pierwsze posterunki obcych były znacznie bardziej oddalone od Ziemi, na tyle daleko, żeby w trakcie lotu Itinerisa na Ziemi upłynęła epoka. Załóżmy, że obcy mają możliwość natychmiastowego wglądu do tego, co dzieje się u nas (gdzieś w tekscie pojawia się sugestia na tematy nadświetlne :) ) Wtedy owa dwuznaczność. Wysuwająca się na prowadzenie możliwość taka, że nastąpił na Ziemi przełom technologiczny, a szybka i krwawa ekspansja wywołała oburzenie i natychmiastową reakcję obcych. W związku z tym załoga statku dowiaduje się o wydarzeniach świeżych. I druga możliwość, aluzyjna: skoro teraz zostaliśmy w taki sposób zahamowani, to może... może (ale może malutkie i jeszcze bardzo nieśmiałe) już kiedyś w przeszłości miała miejsce taka sytuacja.
Tak to odebrałem za pierwszym razem. Przyznam, że mnie to zachwyciło. Potem, dokopawszy się prawdy w numerach z logów, uznanie nieco zmalało. Ale wciąż uważam, że tekst był warty przeczytania :)
Do dyskusji, poprzedzających mój wpis, nie będę się włączał. Nie wzrusza mnie, czy i komu jest znany bądź nieznany paradoks Fermiego, czy jest prawdopodobna cykliczność naszej cywilizacji — dlatego, że dobry, mocny pomysł na co najmniej mikropowieść został położony na łopatki.
************
Jest on nieoficjalny i nie będzie transmitowany z powrotem do kontroli misji w Jiuquan.
<> Skąd taka pewność? Jeśli główny komputer (umownie jeden i główny) ma w programie (a powinien mieć) przekazywanie wszystkiego do ośrodka kontroli misji, to albo koleżanka Nora liczy na cud, albo umie włamać się i zablokować komputerowi dostęp do logu. Cudów nie ma, próba natomiast zmiany fragmentu programu niedopuszczalna i jako taka powinna być wykryta i zablokowana, a wiadomość o tym przekazana i do kontroli misji, i dowódcy statku. <>
Za godzinę włączamy główny silnik, aby skierować statek na trajektorię, która zabierze nas poza Sol.
<> Trajektoria nie zabiera. Niczego i nikogo, nigdzie. Poza tym: poza Sol. To co, w tej chwili są wewnątrz Słońca? <>
<> Bez cytatu: liczebniki, poza określonymi wyjątkami, w beletrystyce zapisujemy słownie. <>
Za chwilę moja kolej na sen. [...] Tak naprawdę nie powinnam nawet pisać o tych zmartwieniach, ale nie mam innego sposobu żeby trochę uspokoić nerwy.
<> Za długi akapit, żeby go cytować w całości bądź w kawałkach. Komentarz za to będzie krótki: zęby bolą z wrażenia.
Uzasadnienie: pani główna psycholog najpierw troszczy się o morale dyżurujących nawigatorów czy kogo tam, a teraz z rozbrajającą i niedopuszczalną szczerością wyznaje, że na sesjach wciskała ludziom rzeczy, w które sama nie wierzy, których się boi.
Wniosek: postać pani głównej psycholog przestaje być wiarygodna. <>
Chciałem tylko zaznaczyć, że log mimo że jest publiczny (i być może zostanie kiedyś dołączony do archiwum ekspedycji, ale to jeszcze perspektywa wielu, wielu lat) nie będzie używany przeze mnie ani przez innych oficerów w jej trakcie do rozpoczynania jakichkolwiek procedur dyscyplinarnych, czy porządkowych. Informacja o tym powinna też niedługo dotrzeć jako oficjalne rozporządzenie, nie musicie więc martwić się o to, że wasze słowa zostaną użyte przeciwko wam.
<> Och, naprawdę? Taki pan kapitan i jego oficerowie też honorowi? A co, jeśli na logu pojawią się wpisy typu: kierują nami kretyni? Odpowiedzią będzie pochwała w jadłospisie i dyplom?
Wszystko ma swoje granice. Naiwność także. Zarówno autorska, jak czytelnicza. <>
Turlamy się jak bila odbijając się od kolejnych planet, (...).
<> Niezwykle nowatorski sposób nawigowania i nabierania prędkości. <>
W naszym układzie mamy trzy główne etapy lotu:
<> Tak, wiadomo, o co chodzi, ale gdyby tak napisać to zdanie trochę inaczej... <>
(...) prędkości kursowej 0.5c (...).
<> Co to jest prędkość kursowa? Dlaczego kropka zamiast przecinka w zapisie liczby dziesiętnej? Tu jest Polska, tu się przecinka używa. <>
Poziom szkoły średniej: na tym poziomie już wszyscy powinni potrafić samemu znajdować informację, polecam poczytać jeden z miliona artykułów o naszej podróży w mediach publicznych.
<> Niezwykle odkrywcze i dowcipne, poza tym zdanie kulawe, że hej. Wszyscy — samemu, podróż w mediach publicznych... <>
(...) jako jeden z nielicznych przedmiotów wytworzonych przez człowieka poruszamy się po trajektorii międzygwiezdnej.
<> Znaczy, pasażerowie, załoga, są owymi nielicznymi przedmiotami wytworzonymi przez człowieka? <>
Moim zdaniem to bzdura, systemy są zaprojektowane z takimi marginesami bezpieczeństwa, że chyba dopiero Plutona czy Eris by były dla nich wyzwaniem.
<> Przepraszam, nie rozumiem: co dopiero Plutona czy Eris było by wyzwaniem? <>
Nie mogę się dziś opędzić od wątpliwości. [...] I nawet mimo, że teoretycznie jesteśmy zamkniętym, samowystarczalnym ekosystemem, to obawiam się, że na hydroponicznej sałacie długo nie pociągniemy.
<> Uwaga, zaraz coś się stanie. Zapowiedź tego jest tak wyraźna, jak na made in Hollywood horrorach. Po zapewnieniu, że wszystko gra i będzie dobrze — łubudu! <>
Co najlepsze proces utylizacji papieru ma praktycznie 100% wydajności, nie podlega więc racjonowaniu.
<> No, jeszcze nie teraz, ale stanie się na pewno. Co się odwlecze...
Nie podlega racjonowaniu proces utylizacji papieru, bo ma sto procent wydajności. Utylizujmy, ile wola! Ileż przy tym procesie zabawy... <>
Przeliczyłem się. [...] a że znałem dobrze ten fragment kodu, udało mi się zrobić poprawkę i wypchnąć ją na rdzeń kontrolny zanim tkanki 5 tysięcy osób uległy nieodwracalnemu uszkodzeniu.
<> No, nareszcie coś się stało! Ale spokojnie, nasz szef sekcji hibernacji jest fachmanem też rodem z Hollywood, więc ma to obowiązkowo cholerne szczęście, że walnął akurat ten kawałek kodu, który on, fachman, zna najlepiej. <>
Nigdy wcześniej nikogo nie straciłem.
<> Bo nigdy wcześniej nie brałeś udziału w takiej misji. Po co to piszesz, człowieku? A, już wiem: Hollywood. Trzeba popłakać nad swoją dolą. Twardziel też człowiek...<>
Nie potrafię też wyperswadować sobie, że to nie była moja wina. Niby wiem, że nie mogłem być w stanie osobiście sprawdzić każdej z milionów linii kodu komór… Ale gdybym tylko spojrzał na ten fragment, albo przewidział odpowiedni scenariusz testowy, ci nieszczęśnicy nadal by żyli.
<> Tu nie będzie nawet śladu żartów.
Znowu taka kosmiczna, totalna bajęda. Znaczy jak to było? Zamówili program u studentów pierwszego roku, bo najtaniej wypadało, i nie sprawdzili, nie przeprowadzali symulacji, długookresowych, dublujących się, z wariantywnością warunków, bo co tam życie głupich kilku tysięcy zahibernowanych osób? Jakoś to przecież będzie... To już nie Hollywood. To robienie głupka z czytelnika. Nie przewidział odpowiedniego scenariusza testowego... Biedaczek. Sam jeden miał wszystko na głowie...<>
Ale to wszystko co napiszę na ten temat - tajemnica lekarska.
<> To zdanie, tak brzmiące, oznacza, że wszystko, co Nora pisze dalej, stanowi tajemnicę lekarską. Jak to pogodzić z koniecznością dochowania tejże tajemnicy?
No cóż, z jednej strony kiksy każdemu się zdarzają, ale z drugiej strony takie zdarzać się nie powinny. A jeśli zdarzą się, powinny być eliminowane przed publikacją. <>
(...) oficjalnie jesteśmy już na przedmieściach Sol.
<> Dziwnie to jakoś brzmi. Oficjalnie, na przedmieściach gwiazdy... Ale może to tylko ja nie dostrzegam urody metafory. <>
A o spiryt musiałem stoczyć niezłą bójkę z komputerem pokładowym. Dopiero argument, że statek poradzi sobie do kolejnej zmiany wachty na systemach autonomicznych bez nadzoru wyższych funkcji trafił mu do rozsądku (czy co tam mają słabe AI).
<> Chociaż nie jestem A, też mam słabą I, bo nie zrozumiałem, o co chodzi z tym brakiem nadzoru wyższych funkcji. <>
(...) myślałem że to jakiś mało wybredny praktyczny żart i spodziewałem się, (...).
<> Kaleczka z języczka obcego?
To regulamin pokładowy dopuszcza robienie głupich dowcipów? <>
Same pytania, zero odpowiedzi.
<> Wysokie rozważania, niskiego lotu kolokwializm. <>
Delta v trajektorii wynosiła już tylko około metra na sekundę, mieliśmy więc dużo czasu żeby mu się przyglądać.
<> Trajektoria zmienia prędkość? Naprawdę trajektoria? No, tego to i Hawking nie ugryzie... <>
Po krótkiej chwili, jakiej potrzebowały na orientację, okazało się, że Obiekt wcale nie zniknął, tylko znalazł się po drugiej stronie statku. A po kolejnych kilku chwilach ustaliliśmy, że wcale się nie poruszył - to my zawróciliśmy i poruszamy się teraz w drugą stronę! Sprawdziliśmy parametry trajektorii przed i po nieciągłości i nie zmieniła się ani orientacja, ani prędkość statku, zostaliśmy tylko obróceni o 180 stopni.
<> Przemyśl to jeszcze raz. Rozrysuj to sobie, przemień w animację... — i napisz od nowa.
zorientować dk IV, ~tuję, ~tujesz, ~tuj, ~ował, ~owany
2. «nadać czemuś odpowiednie położenie; skierować coś, usytuować, ustawić»
Zorientować statek na południe.
Zorientować budowlę według stron świata.
<>
Reszta załogi zabrała się ze zdwojoną energią za dekodowanie sygnału, być może jego treść wyjaśni nam co się stało.
<> A dopiero co czytałem, że format sygnału był prosty, łatwy do zdekodowania... To co, fachowcy nie tacy fachowi, czy format się zmienił? <>
***************
To nie tylko można, to należy napisać od początku, ale porządnie.
To mówisz, że powinienen wysłać te opowiadanie do Hollywood? ;)
A tak na serio, dzięki za uwagi, ostre ale w większości trafne. Głupich sformułowań i literówek nie udało mi się uniknąć pomimo wielu prób. Niektóre zabiegi były zamierzone, jak chociażby pierwszy wpis kapitana - nie ma tutaj obiektywnego narratora, wiemy tylko to co poszczególne osoby napisały. Motywów i ilości prawdy w tych stwierdzeniach można się tylko domyślać.
Z dwoma (a w zasadzie trzema) uwagami będę się kłócił. Naprawdę uważasz, że szef zespołu po utracie dwóch podwładnych nie będzie obwiniał siebie, nawet jeśli błąd nie był jego i nie miał na niego wpływu? I druga powiązana sprawa, za pomocą "symulacji, długookresowych, dublujących się, z wariantywnością warunków" nie ma szans wyłapać wszystkich błędów nawet w średnio skomplikowanym systemie? To mówię z doświadczenia, żadne syntetyczne testy i symulacje nie będą kompletne. Można dzięki nim zaliczać kolejne sigmy niezawodności, ale 100% nie ma nigdy.
I ostatnia sprawa, "delta v trajektorii". Dwóch, statku i obiektu. Jak najbardziej poprawne sformułowanie, oznacza "wysiłek" potrzebny, żeby przejść z jednej trajektorii na drugą, mierzony w jednostkach prędkości.
Z dwiema, jeśli już.
Szefa może dopaść poczucie winy, ale powinien, jako szef, zachować to dla siebie. Log miał służyć podnoszeniu morale, a nie sianiu zwątpienia.
Nie ma szans na wyłapanie, co wiesz z własnego doświadczenia? Zgoda, ale to dotyczy dzisiejszego stanu wiedzy i dzisiejszych możliwości. Gdy wysyła się pięć tysięcy ludzi w trwającą dziewięćdziesiąt lat podróż, nie ma zmiłuj, sposób na dokładną, wszechstronną kontrolę musi się znaleźć. Tym bardziej, że proces nadzoruje nie jakiś Spektruś, ale superhiperprzyszłościowa AI.
Delta v trajektorii. Rozpisz Ty mi to na elementy, bo kto wie, może masz rację, tylko zapominasz, że nie piszesz dla astronawigatorów (bo jeszcze ich nie ma), lecz dla ludzi. A ludzie czytają tak: "v" to, pamiętam ze szkoły, prędkość. "Delta" to symbol przyrostu, co też ze szkoły pamiętam, bo mi fizyczka cztery pały postawiła i musiałem zapamiętać. "Trajektoria"... Co to za cholera? Zajrzę do słownika... jest!
trajektoria ż I, DCMs. ~rii; lm D. ~rii (~ryj)
krzywa, którą zakreśla w przestrzeni poruszający się obiekt traktowany jako punkt materialny, np. pocisk, pojazd kosmiczny; tor.
No to coś mi nie pasuje. Zmiana prędkości staku --- OK. Ale zmiana prędkości toru lotu statku? Nie rozumiem...
"Wysiłku", mierzonego w jednostkach prędkości, naprawdę nie pojmuję. Daj definicję.
-----------------------------
Co do Hollywood... Widzisz, po obejrzeniu iluś tam knotów, nadzianych pierdółami, w które na trzeźwo nie da się uwierzyć ani których za cholerę nie można się naprawdę przestraszyć, stały się dla mnie owe chały punktem odniesienia.
Niech zgadnę... Byłeś ostatnio na Prometeuszu?
Masz rację, słaby to szef, który po pierwszym wyboju się rozkleja. Ale czy to pierwszy raz na odpowiedzialną pozycję trafia ktoś "kompetentny inaczej"? A AI też raczej nie będą nieomylne - im bardziej "rozmyte" algorytmy decyzyjne, tym większy margines błędu. Celowo piszę o "słabym AI". I tu znów racja, to równie hermetyczne jak delta v, może przesadziłem. To już niestety moje prywatne zboczenie - najlepiej czyta mi się autorów, których nie ogarniam za pierwszym podejściem i muszę myśleć, rozszyfrowywać i uzupełniać braki w wiedzy (vide Dukaj, Stross).
Definicja wystarczy z wiki? http://en.wikipedia.org/wiki/Delta_v Mam gdzieś też specjalistyczne źródła, ale podejrzewam, że aż tak ci nie zależy. W dużym uproszczeniu to różnica w prędkościach dwóch trajektorii, o ile trzeba zmienić prędkość obiektu poruszającego się po trajektorii A, żeby znalazł się na trajektorii B.
Althernarze, zaraz stracę zdrowie i cierpliwość. Od kiedy tor lotu ma prędkość? Względem czego mierzoną?
Cały czas mówimy o dwóch torach - A względem B, B względem A. Spójrz na wiki, tam jest to lepiej objaśnione.
P.S. Ze "słabą AI" żadna hermetyczność nie wiąże się. Tyle, że jestem przeciwny tak "słabej ekstrapolacji" dzisiejszego stanu wiedzy i techniki --- zwłaszcza, gdy zakładamy dziesięciolecia pozostawania statku kosmicznego "na łasce i niełasce" owej AI.
W życiu się nie zrozumiemy, czy co?
Z jakąś prędkością porusza się jakieś ciało po jakiejś trajektorii, a nie sama trajektoria. Krzywa balistyczna ma prędkość, czy pocisk, poruszający się po tej krzywej?
"Delta v" jest, moim zdaniem, zbędnym "ozdobnikiem". Ani "Itineris" nikt nie miał zamiaru wprowadzać na trajektorię Obiektu, ani Obiekt nie zamierzał wchodzić na tor lotu statku. Obiekt manewrował celem zajęcia pozycji odpowiedniej do zawrócenia "Itineris", więc jego orbita była chwilową i zmienną. Astronawigatorzy na "Itineris" nie wpadli na to?
-------------------
A tak na ucho, między nami: co istotniejsze, niezbędna zmiana prędkości czy wydatek energii na tę zmianę? Można chcieć a nie móc, bo paliwa za wiele pójdzie, bo stos czy inny energodajny diabeł z przyszłości nie dostarczy aż tylu eksawatów...
Przeczytałam.