- Opowiadanie: bezloginu093 - Rozdział 1. Moje życie to pomyłka cz.2

Rozdział 1. Moje życie to pomyłka cz.2

Autorze! To opowiadanie ma status archiwalnego tekstu ze starej strony. Aby przywrócić go do głównego spisu, wystarczy dokonać edycji. Do tego czasu możliwość komentowania będzie wyłączona.

Oceny

Rozdział 1. Moje życie to pomyłka cz.2

– Pomocy! – krzyk słyszalny był z prawej strony – Szybko! Wypadek w tunelu!

 

Spojrzałam w kierunku krzyku i w bezwarunkowym odruchu pobiegłam na miejsce wypadku. Przed tunelem gromadziło się coraz więcej ludzi, jednak ja z zimną determinacją przeciskałam się między nimi rozpychając się łokciami. To co ujrzałam nie należało do najprzyjemniejszych rzeczy. Poczułam zwykłą ludzką słabość – o mało bym nie zemdlała na widok krwi. Tkanka znajdowała się dookoła mężczyzny, który leżał na ulicy w nienaturalnej pozie.

 

Zbliżyłam się do niego. Jego czarne włosy pozlepiały się od krwi, a pod jego przymkniętymi powiekami zobaczyłam ruch gałek ocznych. Musiał bardzo cierpieć. Czarny garnitur był podarty w kilku miejscach, jednak mimo to nieznajomy wyglądał bardzo przystojnie. Po prostu nieziemsko.

 

Dopiero po chwili dotarły do mnie krzyki kierowcy, który spowodował wypadek.

 

– Nie widziałem go! Pojawił się znikąd! Naprawdę! Ludzie, nie patrzcie na mnie jakbym był nietrzeźwy! Nawet kropli nie wypiłem!

 

– Już policja to sprawdzi kryminalisto! – odkrzyknęła do niego kobieta stojąca z mojej prawej strony.

 

– Ktoś w ogóle sprawdził czy on żyje? – zapytałam tłum ludzi. Nerwowe szepty odpowiedziały mi, że nie, co wywołało jeszcze większą nerwowość.

 

Jakie czasy, tacy ludzie, pomyślałam. Żeby w XXI wieku wszyscy patrzeli, a nikt nie pomógł umierającemu. To jest nie do pomyślenia.

 

Nikt nie odważył się sprawdzić czy poszkodowany żyje, więc podeszłam jeszcze bliżej niego.

 

– Hej! Słyszysz mnie? – próbowałam się dzielnie trzymać, gdy dotknęłam jego zakrwawione ramię. Jednak mężczyzna mi nie odpowiedział.

 

– Czy ktoś zawiadomił lekarza? – zapytałam publiczność stojącą dookoła.

 

– Lekarza? – zapytała ironicznie ta sama kobieta, która oskarżała kierowcę – Chyba pogotowie. Przed chwilą dzwoniłam do nich i powiedzieli, że za chwilę będą.

 

– To dobrze – odpowiedziałam jej. Ujęłam w ręce nadgarstek poszkodowanego i po chwili wyczułam słabe tętno. Jednak postanowiłam sprawdzić czy oddycha. Przystawiłam ucho do jego nosa, twarzą zwróconą w kierunku klatki piersiowej. Potrzebowałam chwili, aby w rozgardiaszu panującym dookoła usłyszeć jak powietrze małymi łykami wpływa do płuc.

 

– Żyje! – krzyknęłam do publiczności, która zastygła w przerażeniu. Niektórzy odetchnęli z ulgą, inny natomiast dalej stali w bezruchu.

 

– Au.. Bo..l..li.. – wychrypiał poszkodowany.

 

– Jak się nazywasz? – pytałam póki jeszcze miał resztki świadomości.

 

– Ca..a.rr…o…? – po czym ponownie stracił przytomność.

 

Z daleka zaczął dobiegać głos syreny pogotowia. Po chwili podbiegło do nas czterech sanitariuszy.

 

– Z tego co sprawdzałam to ma słaby puls i płytki oddech. Przed chwilą próbował coś powiedzieć, ale znowu zemdlał – powiedziałam do najbliżej stojącego sanitariusza, który w ręku trzymał worek z jakimś płynem.

 

– Dziękujemy za informacje, a także w imieniu poszkodowanego za uratowanie mu życia. Coraz mniej ludzi podejmuje się takich działań. A bezczynność jest gorsza niż najsłabsza pomoc – odpowiedział. – Przepraszam… – po czym klęknął i wbił leżącemu igłę w rękę.

 

– Pani jest siostrą poszkodowanego? – usłyszałam zapytanie kierowcy ambulansu. Zanim zdążyłam odpowiedzieć już usłyszałam kolejne pytanie – Czy brat przyjmuje jakieś leki lub jest uczulony na jakieś substancje?

 

– Niestety tego nie wiem, bo… – już chciałam się wytłumaczyć z pomyłki, gdy…

 

– Czy pani brat choruje na coś?

 

– Tego też nie wiem, bo…

 

– Czy pani brat mógł mieć powód do tego, żeby popełnić samobójstwo? Problemy w pracy, w domu z rodziną?

 

Zrezygnowałam z dalszego tłumaczenia, że nie jestem siostrą mężczyzny.

 

– Nie wiem. Nie utrzymywaliśmy ze sobą kontaktu.

 

– Pojedzie pani z nami. Dobrze by było, gdyby się obudził i miał przy sobie kogoś bliskiego. A poza tym będzie pani potrzebna w czasie wypisywania danych brata – rzekł do mnie i odszedł.

 

No to koniec, pomyślałam. Po co się zgodziłam na bycie siostrą?!

 

Pod ścianą zobaczyłam kierowcę autobusu. Klęczał, a twarz miał schowaną za dłońmi. Podeszłam do niego i położyłam mu rękę na ramieniu.

 

– Wszystko będzie dobrze, niech się pan nie martwi – powiedziałam do niego.

 

– Nie będzie. Jak ja mam żyć ze świadomością, że zabiłem człowieka – w jego głosie wyczuwałam rozpacz.

 

– Nie zabił pan. On jeszcze żyje. Sama sprawdzałam.

 

– Nie zmienia to faktu, że mógł nie żyć. Jak ja na siebie spojrzę. Jestem czymś mniej niż zwierzę – kontynuował.

 

– Niech pan natychmiast przestanie! – rozkazałam – Użalanie się nad sobą nic panu nie da. To mogło się każdemu przydarzyć.

 

– Skoro każdemu to czemu akurat mnie? Mam na utrzymaniu rodzinę, kredyt do spłacenia, a teraz pójdę do więzienia, za spowodowanie wypadku i śmierci.

 

– To się jeszcze okaże. I nie spowodował pan śmierci.

 

– Proszę pani! Odjeżdżamy! – krzyknął do mnie kierowca karetki.

 

– Przepraszam, ale muszę iść. Niech pan przyjdzie za kilka dni do szpitala jak mój brat odzyska świadomość – powiedziałam do niego i uśmiechnęłam się w pocieszającym uśmiechu.

 

– To ja panią bardzo przepraszam za to co zrobiłem bratu. Powinna mnie pani nienawidzić… – spojrzał na mnie oczami w których tkwiły krople łez.

 

– Proszę się nie zadręczać – powiedziałam do niego i powolnym krokiem ruszyłam w kierunku samochodu.

 

Moją rozmowę z kierowcą autobusu uważałam za przegraną. Nic nie osiągnęłam. Jak przyjdzie do szpitala i zobaczy, że wszystko jest w porządku to się przestanie zadręczać. Do tego potrzeba czasu.

 

Weszłam tylnymi drzwiami do karetki. Sanitariusze co chwilę coś podłączali do ciała nieznajomego.

 

– Jak się nazywa pani brat? – usłyszałam pytanie.

 

– Karol – odpowiedziałam, nawet nie wiedząc czy na pewno się tak nazywa.

 

 

●●●

 

 

 

Biała szpitalna sala. Sterylne warunki, że nawet bakteria się nie prześlizgnie. Na środku łóżko, obok przyrządy medyczne, które miały do wykonywania różne zadania oraz ja na krześle.

 

Siedziałam przy łóżku nieznajomego nazwanego przeze mnie Karola. Ciszę przerywał tylko rytmiczny dźwięk aparatu do mierzenia tętna.

 

Spojrzałam na twarz mojego „brata”. Teraz już była czysta, bez krwi. Włosy nie były pozlepiane, więc miękko opadły na poduszkę. Dla mnie nadal był przystojny, nawet gdy teraz na jego skórze pojawiły się szwy i bardziej widoczne zadrapania.

 

– Kim jesteś nieznajomy? – rzuciłam w przestrzeń.

 

Do sali wszedł lekarz w białym kitlu, więc od razu wstałam.

 

– Dzień dobry. Jestem doktor Żurawski – powiedział, wyciągając w moim kierunku otwartą dłoń. Czyli jednak „Krótki przewodnik(…)” nie mylił się aż tak bardzo?

 

– Dzień dobry – odwzajemniłam uścisk.

 

– Pani jest siostrą poszkodowanego?

 

– Tak – odpowiedziałam, wiedząc że szykują się kłopoty wraz z demaskacją mojej osoby.

 

– Jak się pani nazywa?

 

– Kathar…. Znaczy się Katarzyna Fabulska – poprawiłam się w ostatniej chwili.

 

– Mogłaby pani podać dane swojego brata? – zapytał lekarz patrząc znad swoich okularów.

 

– Niestety nie znam wszystkich, ponieważ nie utrzymywaliśmy kontaktu – odpowiedziałam.

 

– Dobrze. Zaczniemy od podstawowych. Imię i nazwisko?

 

– Karol Fabulski – zmyśliłam.

 

– Data urodzenia?

 

O Uwielbieni! Trzeba coś wymyślić!

 

– E… Wiem, że jest starszy ode mnie – próbowałam grać na czas. – O cztery lata, więc ma… – Bogowie! Ja już mam 2000 lat, pomyślałam i próbowałam nie wybuchnąć śmiechem. – Ma około 29 lat, czyli urodził się w 1983 roku. Ale dokładniejszej daty nie pamiętam, gdyż jak mówiłam nie mieliśmy ze sobą kontaktu, a jego życie nie za bardzo mnie interesowało przez ten czas…

 

Lekarz podejrzliwie na mnie spojrzał, lecz po chwili powrócił do zadawania pytań.

 

– Imiona rodziców?

 

Teraz mnie zagiął. Jedyne co mi przychodziło do głowy to imiona moich rodziców. Przecież nie walnę mu starożytnych imion!

 

– Tytus i Helena. – wypaliłam, dostosowując starożytne nazwy do współczesnych odpowiedników – Niestety już nie żyją.

 

– Przykro mi – odpowiedział sucho. – Adresu zamieszkania pani pewnie nie zna. – bardziej stwierdził niż zapytał. – Pan Karol był ubezpieczony?

 

– Nie wiem… – co to jest nawet!, dokończyłam w myślach.

 

– Miał jakąś bliższą rodzinę, oprócz pani? – kontynuował przepytywanie.

 

– Niestety nie wiem. – odpowiedziałam zgodnie z prawdą.

 

– Czy na coś choruje, jakie choroby przebył, na co jest uczulony, czy coś przyjmuje – tego pani też nie wie? – zapytał, a ja potwierdziłam skinieniem głowy.

 

– Za wiele pani nie pomogła, jednak zdołaliśmy ustalić tożsamość. Porozsyłamy tam gdzie trzeba ogłoszenia, może się ktoś zgłosi i udzieli nam potrzebnych informacji. Dziękuję bardzo, pani Katarzyno – powiedział po czym kiwnął głową i wyszedł, zamykając powoli drzwi.

 

Co ja narobiłam? Przecież taki ktoś jak Karol Fabulski nie istnieje! Będą szukać rodzinę nieistniejącej persony, a ich poszukiwania spełzną na niczym.

 

 

●●●

 

 

Przestworza nieba. Dają tyle możliwości. Tyle radości. Poczucie wolności i bezpieczeństwa.

 

Zakapturzona czarna postać siedziała z rozpostartymi ramionami na wielkim kruku, który leciał w stronę zachodzącego słońca. Nieznajomy czuł tą wolność, niezależność. Kończące się poddaństwo. Na jego twarzy widać było radość wywołaną lotem. W jego oczach widać było tylko odbijające się promienie gwiazdy.

 

Kruk znienacka zaczął obniżać swój lot. Zwierzę traciło kontrolę nad własnym ciałem. Jeszcze moment i niebezpiecznie pikował w stronę skał. Czarna postać zaczęła panikować, wyrywała pióra garściami, wyrządzając ból wielkiemu ptakowi. Na nic się to nie zdało.

 

Kruk uderzył w wystającą skałę, zrzucając z dużą siłą swojego pasażera. W umyśle nieznajomego zaczęły tworzyć się niezrozumiałe dla niego obrazy. Serce i umysł na srebrnej wadze. Szala przechylała się raz w jedną, raz w drugą stronę. Po chwili powstał drugi obraz – jaśniejące światło w ciemnym tunelu. Nastąpiła zmiana sceny i znowu zobaczył wagę z narządami, a za nią niewyraźną postać z kosą.

 

Ostatnim obrazem jaki powstał w jego umierającym umyśle to demon, który rzekł do swojego odbicia w lustrze:

 

– Idź do domu i odpocznij…

 

Sen się skończył. Mężczyzna otworzył oczy. Czuł jakby ktoś nasypał mu do nich garść piasku. Próbował szerzej je otworzyć, jednak jasność pomieszczenia w którym się znajdował raziła go.

 

Nie wiedział gdzie jest, kim jest, a co najważniejsze co tu robi i dlaczego się tu znalazł. Jedyne co wiedział to, to że wszystko strasznie go boli i czuje jakby powietrze napierało na niego z siłą kilku tysięcy ton. Chciał się poruszyć, jednak biała skorupa wokół całego jego ciała nie pozwalała mu na jakikolwiek ruch. Czuł się ubezwłasnowolniony.

 

Oczy wreszcie przyzwyczaiły się do światła i jedyne na co mógł patrzeć to biały sufit i kawałek lampy.

 

– Obudziłeś się w końcu – usłyszał słodki, kobiecy głos, dochodzący z jego lewej strony. Próbował spojrzeć w tym kierunku, jednak gips uniemożliwił mu ruch, a na dodatek szyja odpowiedziała ostrym bólem.

 

– W-woo-dy… – wychrypiał.

 

W Sali rozniósł się odgłos odsuwanego krzesła, a zaraz potem szum nalewanej wody.

 

Przed oczami mężczyzny pojawiła się ona. Anielica.

 

Jej twarz, biła jakby własnym światłem. Twarz, która była słońcem, a jego promieniami, lekko falujące blond włosy. Delikatne i jędrne usta wykrzywione były w miłym uśmiechu, nawet niebieskie oczy migotały odbijanym światłem. Nigdy nie widział tak pięknej twarzy.

 

Dziewczyna niezdarnie podała mężczyźnie szklankę. Ten upił kilka łyków i odwrócił głowę na znak, że więcej już nie chce. Anielica cały czas uśmiechała się do niego i patrzyła mu głęboko w oczy.

 

– Kim jestem? – wyszeptał.

 

– Od kilku dni jesteś Karolem Fabulskim.

 

– Co się ze mną stało i co ja tutaj robię?

 

– Miałeś wypadek. Potrącił cię autobus w tunelu. Miałeś dużo szczęścia, że przeżyłeś. Aktualnie znajdujesz się w szpitalu.

 

Mężczyzna zamilkł na chwilę, próbując wytężyć mózg w celu przypomnienia sobie wypadku. Jednak to nic nie dało.

 

– A kim ty jesteś? – zaczął od początku.

 

– Ja? Kim ja jestem… – anielica zamyśliła się. – Ja jestem nic nie znaczącą osoba w twoim życiu. Nic nie pamiętasz?

 

Kystos pokręcił głową na ile mógł, po czym przymknął oczy.

 

– Od kilku godzin jestem twoją przyszywaną siostrą – dopowiedziała Katharsis, zanim demon odpłynął w świat marzeń sennych.

 

 

●●●

 

 

Mój „brat” właśnie zasnął. Nawet nie jestem pewna czy rozumiał sens słów, które do niego wypowiadałam. Nie chciało mi się już dłużej przy nim siedzieć. To było bez sensu, zwłaszcza że ciągle był nieprzytomny. A zadanie mi powierzone muszę wreszcie zacząć realizować. Nie zwlekając zbyt wiele wyszłam z pomieszczenia, rzucając przez ramię ostatnie spojrzenie na nieznajomego.

 

Podróż do domu zajęła mi godzinę. Nie pamiętałam gdzie dokładnie mieszkam. Taksówkarzowi powiedziałam, żeby zawiózł mnie na ulicę, gdzie znajduje się tunel. Trafił bez problemu.

 

Po schodach w bloku wchodziłam nieśpiesznym krokiem. Drzwi do mieszkania były otwarte! Przeraziłam się, jednak po chwili przypomniałam sobie, że ich nie zamykałam na klucz. Jaka ja jestem głupia!

 

– Amen, moja droga! – usłyszałam głos w przedpokoju, gdy tylko uchyliłam szerzej drzwi.

 

– Ale mnie Mentor przestraszył! – odpowiedziałam i odskoczyłam od drzwi.

 

– A jak ty mnie przestraszyłaś! Wszędzie cię szukałem, a po tobie ani śladu. Czy ja ci nie mówiłem, że trudno znaleźć Uwielbionego na Ziemi? I rada na przyszłość. Zamykaj drzwi na klucz jak wychodzisz. Nie wiem czy zauważyłaś na Werbowaniach, ale w dzisiejszych czasach żyje dużo złodziei – rzekł do mnie.

 

– Przepraszam, że zaginęłam. Moje życie od kilku godzin to pomyłka. Zostałam siostrą, jakiegoś nieznajomego mężczyzny.

– Może porozmawiamy wewnątrz mieszkania, a nie w przedpokoju? – zapytał Mentor i gestem zaprosił mnie do kuchni na rozmowę.

Koniec
Nowa Fantastyka