
Autorze! To opowiadanie ma status archiwalnego tekstu ze starej strony. Aby przywrócić go do głównego spisu, wystarczy dokonać edycji. Do tego czasu możliwość komentowania będzie wyłączona.
Mistrz kończył właśnie poranną gimnastykę. Wisiał głową w dół z przymocowanymi nogami do drążka. Jak zwykle ze swoim czarnym płaszczem się nie rozstawał, więc wisząc do góry nogami wyglądał jak poczwarka opleciona czarnym, skórzanym kokonem.
Wydłubywałem sobie wykałaczką resztki śniadania z szczelin między zębami, gdy nagle spod skórzanego kokonu usłyszałem jęki :
– yyyyyyaaaaaa…i jeszcze raz… jeeeeszczeee, tyllko jedenn…iiiii… dwa !
Mistrz z wielkim zadowoleniem w głosie oznajmił, że już właśnie zakończył poranną gimnastykę.
Oj, pnie się w górę swoich wyżyn atletycznych ten mój mistrz – pomyślałem.
Jak to jest, że potrafi się poruszać z taką lekkością, szybkością, bezszelestnie i bez najmniejszego wysiłku. Jedną ręką podniesie trzykrotny ciężar własnego ciała, a tu proszę, proste ćwiczenia na mięśnie brzucha sprawiają mu ogromne problemy.
Chyba, że mistrzowi się nie chce ? Po co ma się wysilać, skoro i tak ma nadludzką siłę ?
Z zamyślenia wyrwał mnie głoś mistrza:
– Nad czym tak myślisz bezbożniku ?
Już wcześniej poczułem lekki zamęt w głowie, lecz teraz miałem pewność.
Fakir:
– Twoje sztuczki mistrzu nie działają? Za każdym razem wiem, kiedy próbujesz wykraść moje myśli
Czy naprawdę, aż tak cię interesują ?
Mistrz odsunął krzesło, przysiadł się do stołu i rzekł:
-Jesteś jak mucha albo pająk – z ciekawości urywa się nóżkę lub skrzydełko, aby przekonać się na własne oczy, iż mucha nie poleci, a pająk pójdzie chwiejąc się.
Wiem co myślałeś, kiedy obserwowałeś mnie podczas gimnastyki i odpowiedź brzmi:
z nudów mój drogi strażniku, po prostu ćwiczę z nudów bez żadnej motywacji i chęci.
Nie zawsze potrafię odgadnąć twoje myśli i niestety bardzo żałuję, ale nie mogę urwać ci ani skrzydełka ani nóżki, aby potwierdzić moje przypuszczenia.
Fakir:
– Jako twój strażnik mistrzu, nie mogę być podatny na twoje moce, poniekąd jesteśmy podobni – taaa, pomyślałem, jak Wampir i św. Inkwizycja
Mistrz wymamrotał coś pod nosem, jednocześnie dopijając kawę
Rozległo się pukanie.
Mistrz:
– Wejść!
Służąca:
– Życzy sobie Pan czegoś, Panie Aidanie?
Mistrz:
– Chcę panować nad światem – uśmiechnął się do dziewczyny – ale również możesz przynieść papierosy i butelkę wina, bo my tutaj gadu gadu, a pić się chce.
Po czym klepnął służącą w chudy tyłek, wywołując tym samym rumieniec i uśmiech na twarzy młodej panienki.
Do kobiet mistrz nie miał gustu, zawsze wybierał chude, kościste przeważnie z czarnymi włosami ani za co złapać ani, gdzie klepnąć ze strachu, iż krucha istota rozsypała, by się niczym z porcelany.
Lecz co do wina i piwa podniebienie miał wyśmienite, więc jakbym mógł odmówić szklanicy tak wytwornego trunku.
Mistrz ustawił obok mnie kryształowy kielich, po czym odkorkował butelkę i pochylił się nad stołem. Czerwone niczym krew wino spływało równomiernie po ściance kielicha.
Mistrz rzekł:
– Mam dla ciebie prezent. Ptaszki ćwierkały i wiatr gwizdał, że dziś są twoje urodziny.
Fakir:
– Na to wychodzi, że się nie mylisz mistrzu.
Mistrz:
– Chwila… które to już ?
Z nieukrywanym zadowoleniem w głosie rzekłem:
– Jak co roku – 21 !
Ta aaa. Prezent od mistrza – pomyślałem i zacząłem się naprawdę martwić. W zeszłym roku zrobił mi taką niespodziankę, że jeszcze dwa tygodnie po urodzinach chodziłem cały sztywny.
Mistrz zaprosił mnie wtedy na ucztę. Faktycznie postarał się, stoły uginały się od wszelakiego mięsiwa, ciast i wykwintnych potraw. Były również moje ulubione zawijane filety kurczaka ze szpinakiem i czosnkiem. Mistrz doskonale znał moje upodobania kulinarne, więc jego pokręcony plan się powiódł.
Otóż nafaszerował zawijasy z kurczaka nie tylko czosnkiem i szpinakiem, o co, to nie. Zaaplikował do nich (jak się potem okazało) 20 sproszkowanych tabletek Viagry. Odczekał chwilę, klasnął w dłonie i do sali weszło dziesięć niesamowicie pięknych dziewczyn. Tutaj też wstrzelił się idealnie w mój gust – jak się potem okazało niestety dla mojego zdrowia.
Mistrz popatrzył na mnie i powiedział tylko : „ wszystkiego najlepszego cieciu”, po czym wyszedł z sali.
Jaką niespodziankę miał tym razem?
Mistrz widząc moją minę powiedział:
– Nie bój się, chcę cię tylko zabrać do twojej kolebki życia
Fakir:
– Że co takiego?
Mistrz:
– Chcesz być przy swoich narodzinach?
Kto by nie chciał skorzystać z okazji i być przy swoich narodzinach???
Mistrz wypowiedział zaklęcie i Talizman Triskel błysnął oślepiającym promieniem. Po chwili znaleźliśmy się w szpitalu.
W szpitalnym korytarzu zauważyłem moją przyszłą mamę w asyście dwóch pielęgniarek podtrzymujących ją i prowadzących w kierunku sali porodowej. Usiadłem w poczekalni, a Aidan krążył gdzieś w pobliżu. Nie wiem dlaczego zacząłem się stresować i niecierpliwić, w końcu wiem, iż wszystko będzie w porządku, skoro tutaj się znalazłem. Z sali dobiegały krzyki i przekleństwa na wszystko i wszystkich – łącznie z moim ojcem, a kończąc na mnie.
Aidan:
– Jeszcze się nie urodziłeś, a już cie nikt nie lubi.
Drzwi sali się otworzyły i szybkim krokiem wyszła z nich pielęgniarka niosąca na ręce małe zawiniątko. Zatrzymała się przed nami i zapytała:
– Który z panów, to ojciec dziecka ?
Aidan bez zastanowienia się pokazał palcem na mnie, a ja z zaskoczenia nie byłem w stanie powiedzieć ani słowa.
Pielęgniarka odwróciła zawiniątko i ułożyła je w mych rękach.
Więc tak wyglądałem. Małe, brzydkie, pomarszczone coś. Hmmm…. i pomyśleć, że trzymam sam siebie na rękach, przeżycie czegoś takiego jest naprawdę niesamowite.
Przez chwilę wzięło mnie na wspomnienia z okresu dzieciństwa i pomyślałem, ile jeszcze dziecięcych przygód jest przede mną.
” Notoryczne wkładanie różnych rozmiarów koralików do nosa i niemal codzienne odwiedziny w szpitalu. Wkładanie wszystkiego co pod ręką do kontaktu. Sikanie w pieluchy z taką intensywnością, iż nawet broda będzie mokra.
Pierwsze lekcje biologii:
– wymień gatunki ryb słonowodnych
– filet!
Ortografia:
– bardzo dobrze ! To teraz wyjaśnij wszystkim dzieciom, bo tylko ty poprawnie napisałeś słowo siódmy, dlaczego ó kreskowane, bo na co się wymienia?
– na siodło proszę Pani. „
Jeszcze sporo czasu minie i sporo się w moim życiu wydarzy, nim stanę się tym kim jestem.
Pielęgniarka wzięła małego człowieczka i udała się w kierunku sali, gdzie czekała gromada rozwrzeszczanych noworodków.
Przez uchylone drzwi obserwowaliśmy jak mnie przewija i układa w czymś co współcześnie zwie się inkubatorem. Pani w białej szacie, podniosła bransoletki z datą, nazwiskiem i założyła na małą kruchą rączkę.
Wzięła na ręce małe zawiniątka i ruszyła wzdłuż korytarza. Chwila…gdzie ty ze mną idziesz ?!?! Przecież, to nie ta kobieta mnie urodziła przed chwilą !
Pielęgniarka wręczyła małe zawiniątko innej kobiecie. Teraz zauważyłem brak jednej literki przy nazwisku na malutkiej bransoletce.
Już miałem krzyknąć, lecz Mistrz szarpnął mocno za ramię, przyciągnął do siebie i rzekł:
– factum est– stało się , zawsze mogłeś trafić gorzej. Kto wie jak potoczyły by się twoje losy, gdyby nie pomylono cię w szpitalu? Wiesz doskonale, że nie możemy już nic zmienić, tak być musi.
Może właśnie los, wtedy się do mnie uśmiechnął – pomyślałem. Być może trafiłbym w o wiele gorsze ręce ? Jestem kim jestem dzięki moim rodzicom, tzn. ludziom, którzy mnie wychowali i dzięki temu, że dano mi wolną wolę być może…
Z zamyślenia wyrwał mnie pomruk mistrza:
– Hmmm…
Mistrz uważniej mi się przyjrzał i rzekł:
- Chociaż, kto wie? Teraz jak na ciebie patrzę, widzę, że mógłbyś się urodzić, choć troszkę ładniejszy.
Bardzo, bardzo rzadko odnoszę się do nicków, ale w Twoim przypadku będzie to usprawiedliwione. Czym? Wyjatkowo konsekwentnym dążeniem do sprowokowania ostrych jak igły komentarzy o interpunkcji w Twoich tekstach. Ja jeszcze się powstrzymam tym razem...
Staram się, lecz widać, że jeszcze za mało :(
Za mało, za słabo, gdyż nie widać zmian na lepsze.
Pościągaj sobie odpowiednie punkty ze słownika ortograficznego na stronie poradni językowej PWN. Poszukaj w księgarni, albo na Alledrogo: Artur Dzigański, Nowy słownik interpunkcyjny, KWN Kraków 2009. Całe piętnaście złotych w detalu...
Zauważcie, iż w każdej następnej części jest coraz więcej przecinków, kropek, pytajników itp.
Myślałem, że w cz.4, uda mi się przynajmniej cudem trafić w odpowiednie miejsca, lecz jak widać bez specjalistycznej literatury się nie obejdzie.
No niestety, Kolego, niestety... Ale nie załamuj się. To naprawdę jest do opanowania, nauczenia się. Minie kilka miesięcy i kilka tekstów, a sam się zdziwisz, że to takie proste się stało.
Polecam zapoznać się z zasadami zapisywania dialogów, bo najwyraźniej są Ci kompletnie obce. Wiele pracy przed Tobą.
Sformułowania typu: "pnie się w górę swoich wyżyn atletycznych ten mój mistrz" skutecznie zniechęcają do czytania. Zamiast wrzucać powieść w odcinkach, lepiej zabierz się najpierw za napisanie kilku krótszych opowiadań. Liczebniki w tekście piszemy słownie.
Nie będę się pastwił, ale to się nadaje do napisania całkiem od nowa.
Pozdrawiam.
Nie wiem, Eferelin Rand chodzi o zmianę całości opowiadania, czy wyłącznie cz.IV. Zdaję sobie sprawę, iż tekst jest prosty, jak budowa cepa i takie właśnie było założenie. Wskazanie osoby rozpoczynającej dialog jest celowy. Uważam, iż taki zapis trafia do większej liczby osób, które bez problemów od pierwszego słowa wiedzą, kto rozpoczyna rozmowę. Z doświadczenia wiem, że czytając długie dialogi, po pewnym czasie zastanawiasz się: „ Kto u licha i z kim rozmawia?”. Więc, wraca się kilka zdań wcześniej i czyta uważniej.
Faktycznie mam problemy z interpunkcją, lecz w tej kwestii, niebawem się doszkolę i sam będę mógł udzielać innym porad. Ave.
Ps. Głównej konstrukcji zapisu dialogów nie zmienię :) Cz.IV zostanie napisana od nowa.
Uwaga odnośnie zapisu dialogów, to nie moje widzimisię, tylko Ty to robisz w sposób nieprawidłowy i tyle. Są pewne przyjęte reguły. Jeśli dialog jest dobrze skonstruowany i opisany, to nie ma opcji, żeby nie wiedzieć kto co mówi.