- Opowiadanie: Fakir - Wielka Księga Triskela Cz. III Aidan - kobiety, chleb i śmierć

Wielka Księga Triskela Cz. III Aidan - kobiety, chleb i śmierć

Autorze! To opowiadanie ma status archiwalnego tekstu ze starej strony. Aby przywrócić go do głównego spisu, wystarczy dokonać edycji. Do tego czasu możliwość komentowania będzie wyłączona.

Oceny

Wielka Księga Triskela Cz. III Aidan - kobiety, chleb i śmierć

Z uchylonej trumny wysunęła się ręka, niecierpliwie gmerająca gdzieś po podłodze

Mistrz:

– Na mój krzywy ząb ! Gdzie są te fajki ! ! !

Fakir:

– Po drugiej stronie mistrzu.

 

Wampir jeszcze jakiś czas po wybudzeniu jest słaby, nie ma najmniejszych chęci do wykonania jakiegokolwiek ruchu. Wybudzanie czasem trwa 10 min, a czasem kilka godzin. Oglądanie wybudzania się mistrza zawsze wywołuje u mnie ogromne rozbawienie.

Mistrz:

– Podaj mi papierosa ty nierobie.

Fakir

– A może osinowy kołek, albo czosnku mistrz nie chce ?

Nie miałem najmniejszego zamiaru mu pomagać. Wampir coś bąkną pod nosem i otwarł wieko trumny.

 

Mistrz miał proste, ciemnobrązowe włosy sięgające do ramion, wyglądał na ok 33 lata – oczywiście urodził się dużo, dużo dawniej. Nosił zawsze ten sam, czarny skórzany płaszcz i czarne wysokie skórzane buty, z którymi nawet do snu się nie rozstawał. Dodatkowo miał na sobie wytarty t-shirt i czarne wymięte spodnie, które nie wątpliwie dodawały mu animuszu.

Mistrz z wielkim trudem i wysiłkiem zgiął się w pół, do pozycji siedzącej.

Z jego włosami podczas letargu działa się ciekawa rzecz. Otóż, z prostych włosów robiły się loczki, jak u małej dziewczynki. Loczki były sztywne, twarde i każdy sterczał w innym kierunku.

 

Siedział teraz tak w trumnie ze sterczącymi loczkami niczym sprężyny przymocowane do głowy tu i ówdzie.

Mistrz:

– Kawa zaparzona ?

Fakir:

– Oczywiście Mistrzu

Mistrz:

No to podaj mi ją bezecniku

Wiedziałem, że jak zwykle tylko otworzy oczy będzie wołał o kawę , ale przecież nie będę mu jej nosił taki kawał !

Fakir:

Kawa jest, tylko że na górze w twojej komnacie Mistrzu.

Mistrz:

– Na co mi taki osioł jak ty ?!? Co?!? Wiesz ? Ja cię kiedyś poćwiartuję jak zaśniesz ! ! !

Fakir:

Przecież wiesz Mistrzu, że ja nigdy nie zasypiam, w końcu jestem twoim strażnikiem.

Mistrz:

Ha ! ! ! Dobre sobie Strażnik ! ! ! Ty to cieciem jesteś, a nie strażnikiem!

Grzmiał niezadowolony Wampir. Złapał rękoma krawędź trumny i zaczął wstawać.

Najpierw mym oczom ukazała się dumnie wypięta dupa mistrza, potem obrócił głowę, aby ocenić odległość i wysokość deski za sobą. Oderwał jedną rękę chcąc ją złapać, w tym momencie stracił równowagę i grzmotnął z całym impetem tyłkiem w kamienną posadzkę.

Z niepowstrzymywanym śmiechem i łzami w oczach mówię:

– Niech się Mistrz nie przejmuje, dupa nie szklanka nie pęknie.

Jego wzrok ciskały pioruny

 

Wyszliśmy z labiryntu i gdy już znaleźliśmy się w winnicy, Aidan chwycił pierwszą lepszą butelkę wina i rzekł:

– Właśnie na to tak długo czekałem ! Ten lekki cierpki smak, wykwintny bukiet, który sam wedle starych receptur tworzę. Znam tą winnicę na pamięć, a każda butelka jest mi jak własne dziecko, które spłodziłem, a teraz dbam o to, by odpowiednio dojrzało pod moim bacznym okiem.

Wampir z niecierpliwością gmerał przy korku w butelce, aby jak najszybciej skosztować swoich specyfików.

Już wcześniej zauważyłem małą karteczkę na ciemnej butelce wina, lecz wiem, iż lepiej nie wtrącać się w słowo wypowiedziane przez Mistrza.

Korek wreszcie się poddał, a odgłos otwieranego wina rozniósł się szerokim echem. Aidan przyłożył butelkę do ust i przyssał się do niej robiąc kilka solidnych łyków.

Nagle parsknął z całym impetem i rozbryzgał po podłodze całą zawartość płynu z ust.

Fakir:

– Gratuluję Mistrzowi doskonałego wyboru. Spośród całego dostępnego arsenału win, wybrał Mistrz kwas chlebowy rocznik bieżący.

Aidan:

– A co u licha robi tu to świństwo!

Fakir:

– Służąca Małgorzata poprosiła o ten specyfik, zniósł Mistrz ten kwas tutaj ponieważ, cytuje: „ żeby jakiś idiota tego przypadkiem nie wylał”

Mistrz szybko odkorkował następną butelkę, lecz tym razem dokładnie sprawdził, czy aby nie ma żadnej dziwnej informacji. Solidnie przepłukał gardło prawie całą zawartością butelki, po czym zakorkował resztkę wina i ruszył w kierunku wyjścia z butelką pod pachą.

Wampir:

– Idziemy cieciu ! Nie ma co płakać nad rozlanym chlebem !

No tak – pomyślałem – nie ma to, jak solidny łyk świeżego chleba o poranku.

 

Znaleźliśmy się wreszcie w komnacie Mistrza. Aidan upił łyk wymarzonej, lecz zimnej już kawy. Na jego twarzy pojawił się dziwny wykwit, coś jakby, ledwo zauważalny grymas zadowolenia.

Teraz dopiero dokładnie ujrzałem twarz Mistrza, była blada i cała wygnieciona. Można było na niej znaleźć rozmaitości, od odbitych włosów, poprzez guzik jego skórzanego płaszcza. Widocznie tym razem letarg Mistrza, był lekko ujmując niespokojny.

Zbliżyłem się do okna i zobaczyłem wymarzoną jesienną pogodę. Całe otoczenie przez moment przestało dla mnie istnieć, słuch się przytępił, a oczy nie dostrzegały rzeczywistości – przywołałem obrazy z pamięci:

 

Zamek Mistrza położony był w malowniczej scenerii nad sporym jeziorem. Co jakiś czas wypływałem łódką aby połowić ryby i uciec od codziennej monotonii życia z Aidanem. Uwielbiałem zwłaszcza poranki, kiedy mgła tworzyła się tuż nad taflą wody. Wymykałem się po cichu z zamku i pływałem w iście magicznym świecie, wówczas jezioro stawało się zachmurzonym niebem po, którym szybowałem bez końca. Późną jesienią, gdy słońce pod koniec dnia zamieniało się z płonącej kuli ognia w krwawy okrąg, gdy przyroda szykowała się do snu, wówczas do życia budziła się ona. Nazywałem ją opar Hadesu lub też częściej gazy z dupy belzebuba, opary ze smoczej kopary lub wyziewy Hadesu niczym z sedesu. Kiedy krwawy okrąg krył się za wzgórzami opar przybierał kolor purpury, woda odbijała ogniste resztki światła, a na mej łodzi pojawiała się postać Charona z wyciągniętą ręką, żądającego zapłatę za podróż po Styksie. W sumie tylko raz mi się coś takiego przytrafiło. Widząc tego starego zrzędę i słysząc jego miły głos : „spieprzaj z mej łodzi ! Nie jesteś zmarły !” , szybko się obudziłem.

 

Uwielbiam góry, jeziora i rzeki, o każdej porze roku jest tutaj sporo atrakcji. Kiedy zostałem przydzielony do ochrony talizmanu oraz pilnowania Aidana zdawałem sobie sprawę, gdzie przyjdzie mi zamieszkać i byłem zachwycony tą zmianą, wiedziałem również, z kim przyjdzie mi zamieszkać i w tym przypadku już nie było tak kolorowo. Niestety, mało mam czasu na spokojny relaks i oddaniu się temu co uwielbiam – Mistrz jest jak stary dziad, wiecznie zrzędliwy i wiecznie niezadowolony. Wszystko co dobre, to „on” wszystko, co złe to Fakir, lecz przyjdzie taki czas, kiedy pozna moje prawdziwe oblicze. Jeśli złamie choć jeden najmniejszy paragraf Czarnej Księgi lub użyje talizmanu nie tak jak powinien, zemszczę się na nim za wszystkie czasy.

 

Ocknąłem się gdy, usłyszałem głos Mistrza.

Wampir:

-Dziś Halloween, więc trzeba, by przygotować się na ucztowanie. Strasznie głodny jestem po takim długim zamknięciu.

Wziął laptopa na kolana, odpalił papierosa i wbił magiczna stronę Google.

Spojrzał na mnie i mówi:

– Niedaleko jest organizowana zabawa w klubie studenckim.

Fakir:

– A to ci nowość. Zawsze tam chodzimy Mistrzu.

Wampir:

– Więc i tym razem różnicy ci nie zrobi jak się tam pojawimy

Tym sposobem wylądowaliśmy na zabawie Halloween (jak zawsze) w klubie studenckim.

Aidan nie musiał się przebierać, bo jego trupio blada twarz nadawała się idealnie do klimatu niczym z tandetnego horroru III kategorii. Czarny długi płaszcz, wysokie skórzane buty i wystające kły wampira – jakie to typowe. Kły przeważnie ujawniały się podczas wielkiego głodu oraz ekscytacją polowania. W przypadku Mistrza kły wyglądały nienaturalnie – jeden długi, drugi krótszy i bardziej wystający w przód – jakby sam z sobą toczył wojnę: zostać tu, czy może uciekać?.

Z obawy, iż przypadkiem ktoś może mnie rozpoznać w towarzystwie Aidana, postanowiłem się zakamuflować pod przebraniem. Na twarz położyłem rozmoczony talk do stóp, ponieważ nie miałem pod ręką nic innego, a zwykłą czarną kredką, miałem wymalowane jakieś kreski tu i ówdzie.

Mistrz przed samym wejściem do klubu pociągnął mnie za ramię.

Aidan:

– A skąd wytrzasnąłeś biały podkład do twarzy ?

Fakir:

– trzeba być trochę zaradnym, rozcieńczyłem talk do stóp i nałożyłem maseczkę – dodałem z dumą

Aidan:

– W sumie, to dobry sposób, aby nie dostać grzybicy stóp na twarzy.

Wchodzisz ze mną, czy pękasz ?

Fakir:

– Wchodzę oczywiście.

Aidan:

– Tak tylko wole się upewnić, bo widzę, że się łamiesz.

Po tych słowach zauważyłem jak sporej wielkości płat suchego talku odpada mi z twarzy.

Fakir:

– Trochę wody i będzie dobrze.

Aidan mamrotał coś pod nosem i pchnął drzwi klubu.

Klub studencki, jak to klub pełno w nim studentek. Oj,.. było na co popatrzeć. Diabełki ładne, czarownice ładne, księżniczki ładne tylko Mistrz brzydki.

Fakir:

– Mistrzu, twoja twarz lekko ujmując nie zbyt zachwyca.

Mistrz:

– Moja twarz, to arcydzieło sztuki głupcze.

Fakir:

– No faktycznie jest dziełem sztuki współczesnej.

Mistrz popatrzył na mnie mrużąc oczy:

– Przynajmniej nie mam twarzy jak stopa z zaawansowaną grzybicą.

Przysiedliśmy się do stolika, przy którym siedziała dziewczyna przebrana za czarownicę. Miała jasnoniebieskie oczy, miły uśmiech i życzliwą twarz. Po minie mistrza już wiedziałem, na kogo dzisiaj zapoluje.

Po chwili wszyscy o czymś dyskutowali, zrobiło się dość głośno. Czarownica, mimo iż przyszła z chłopakiem ewidentnie przystawiała się do mistrza. Jak to możliwe nie mam pojęcia. Przeważnie jak jest mi już tak naprawdę niedobrze i potrzebuję ostatniego bodźca do spełnienia, to patrzę na twarz mistrza i po chwili wszystko wraca do normy. No ale tak samemu nie z przymuszonej woli ? ? ? Kobiety są ślepe.

 

Mistrz wyszedł z klubu na zewnątrz, a obok niego radosna niczym skowronek nowo poznana czarownica. Pewnie wyszli na papieroska jak zwykle.

Zamknąłem oczy i przemknęła mi myśl, że być może Mistrz wcale nie wyszedł z nią tym razem na papieroska.

Szybko się ocknąłem i wyszedłem z klubu. Mistrz stał palił papierosa i patrzył zamyślony gdzieś w dal.

Fakir:

– Gdzie dziewczyna ?

Wampir:

– Uciekła.

Fakir:

– Jak to uciekła?!

Wampir:

– Jest ranna daleko nie ucieknie.

Cholera teraz naprawdę zaczynam się martwić. Jeśli dziewczyna przeżyje jakimś cudem i opowie co się wydarzyło, Wampir będzie w poważnych tarapatach. Nie martwię się o ludzi i ich prawo, tutaj chodzi o coś bardziej poważnego – postanowienie Czarnej Księgi. W głowie rozbrzmiewała główna zasada: I żaden gatunek i żadna rasa wyższa nie godzić się powinna, by występkami swymi zwrócić oczy ludzkości ku sobie. Krwią kreślę, na znak akceptacji, iż złamanie przyrzeczenia odpłacę wiecznym potępieniem.”

W sumie nic takiego, by się nie stało, gdyby Mistrz został skazany na wieczne potępienie – uśmiechnąłem się w myślach – lecz z drugiej strony, jak by to wyglądało w moim życiorysie, skoro jako strażnik dopuściłbym do wykrycia odwiecznej tajemnicy istnienia, między innymi gatunku pokroju Aidana ?

Doszedł mnie śpiew Mistrza:

Aidan:

Przybyliśmy o świcie wykonać zadanie,

mamy jeden cel – rozpocząć polowanie.

Nie masz żadnych szans rzucamy ci wyzwanie

jesteśmy uzbrojeni zaczynamy polowanie.”*

 

Jeszcze się nie zdecydowałem co z tym fantem zrobić, a Mistrza już nie było. Usłyszałem stłumiony krzyk i pobiegłem w tamtym kierunku.

 

Mistrz zsunął martwe ciało dziewczyny z ramienia. Zwłoki ułożyły się tak, jakby dziewczyna wygodnie leżała pod drzewem wpatrzona w gwieździstą noc. Oczy kiedyś jasnobłękitne zaczęły wypełniać się pustką. Wampir obrócił głowę w moją stronę, popatrzył na mnie tymi właśnie oczyma i powiedział:

– nie na daremno mówi się, że oczy są zwierciadłem duszy. Wyssałem z tej dziewczyny całe życie. Jedyna rzecz, która po niej pozostanie, to moje oczy.

Widziałem na imprezie jedną dziewczynę z zielonymi oczyma. Chcesz Fakirku mieć zielone oczka ?

Patrzył na mnie błękitnymi oczyma, a na twarzy pojawił się uśmiech.

Fakir:

– Nie dziękuję, nie skorzystam, lubię mój kolor

Mistrz:

– No nie daj się prosić. Zobaczysz jakie będziesz miał ładniutkie, zieloniutkie oczka. To jest lepsze niż szkła kontaktowe – szybko, łatwo i przyjemnie.

Nie zwracałem uwagi na docinki Mistrza. Wiedziałem co się za chwilę stanie i nie ukrywam fascynowało mnie to.

Ciało dziewczyny zapaliło się, jak to zwykle po ukąszeniu mojego Mistrza bywa.

Zielono-rudawy płomień niczego innego nie spalał. Ściółka leśna pod ciałem dziewczyny była nietknięta, nawet powiedzenie, że to płomień czy ogień było błędne. Dookoła panował chód i mrok -jak dusza wampira – chociaż od spalającej się dziewczyny stałem na wyciągnięcie ręki.

Dawno temu mistrz opowiedział mi, że to dar. Martwe ciało znika, nawet najdrobniejszego śladu nie ma, – pozostają tylko oczy. Dlatego Mistrz zwie się Aidan – ogień, płomień, a dzięki swym włosom czasem nazywam go Aidan Cass – z kręconymi włosami z czego jak się domyślacie nie jest zbyt zachwycony. Jak się naprawdę nazywa ? Tego mistrz nigdy nikomu nie wyjawił i pewnie pozostanie to na zawsze tajemnicą.

Mistrz:

– wracamy na imprezę, szkoda życia marnować.

 

* fragment tekstu z piosenki "Polowanie" zespołu DEZERTER

Koniec

Komentarze

Nie ukrywam, że bardzo mi sie podobało ^^ Miałam tylko rzucić okiem, mysląc raczej, że to będzie opowiadanie co najwyżej średnie i nie w moim guście, a tu taka miła niespodzianka ;) Właściwie to jest dokładnie to co lubię, więc gdubym mogła, wystawiłabym zasłużoną 5 ^^

Hmmm, chyba nie ma tu czegos takiego, jak edycja komentarzy ;/ Oczywiście wyżej wkradł mi sie błąd i miało być *gdybym

Nagła zmiana opisu podejścia Fakira do Mistrza, która sprawia wrażenie, że zakończenie poprzedniej części było wymyślone ad hoc, a wcześniej autor nie miał pojęcia o roli głównego bohatera. Za to minus.

Nietypowa relacja "uczeń"-mistrz. Za to plus, pomimo że motyw nienowy.

Odbiór umiarkowanie pozytywny, czekam co będzie dalej :) 

Nowa Fantastyka