- Opowiadanie: tomekh10 - Spotkanie

Spotkanie

Autorze! To opowiadanie ma status archiwalnego tekstu ze starej strony. Aby przywrócić go do głównego spisu, wystarczy dokonać edycji. Do tego czasu możliwość komentowania będzie wyłączona.

Oceny

Spotkanie

Tego lata chmury często przykrywały miasto jednolitą taflą. Napływały dostojnie, i pochłonąwszy cały błękit dnia, przez długie dni niechętnie go oddawały. Mężczyzna często wyobrażał sobie, że to za nim tu płynęły, przynosząc wszystko to o czym nie chciał pamiętać. Teraz siedział przed otwartym oknem, smakując wilgotne powietrze. Czasami zdawało mu się czuć trudną do określenia woń. Tak pachniało to, co było kiedyś. Teraz rzeczywistość wydawała się tylko ulotnym oddechem, wypełniającym go rozkoszą, aby wraz z wydechem wymieszać się z wilgocią dnia. Mężczyzna powoli wstał. Jego ruchy zdradzały zmęczenie. Podszedł bliżej do okna. Na ulicy nie było przechodniów. Na chodniku stało kilka samochodów, którymi właściciele, z różnych powodów, nie zdołali odjechać. Wiatr lekko poruszał gałęziami, co jakiś czas przynosząc zapach gryzącego dymu. Mężczyzna sięgnął do klamki.

 

– Nie zamykaj – usłyszał za sobą.

 

Mężczyzna zamarł. Nie spodziewał się tego głosu. Jedynego, którego nie chciał słyszeć. W jednej chwili strumień myśli zalał jego umysł, aby zostawić kompletną pustkę. Powoli odwrócił się.

 

– Śmierdzi – powiedział niepewnie Mężczyzna.

 

– Niech śmierdzi. Niech śmierdzi – powtórzył Przybysz i wszedł do pokoju. Nie rozglądał się. Stanął po środku przeszywając wzrokiem Mężczyznę.

 

– Tutaj piszesz? – zapytał.

 

– Nie zawsze. Ale tutaj najbardziej lubię pisać – Mężczyzna ciężko usiadł w fotelu – Ile się nie widzieliśmy? Pięć lat?

 

– Być może… Co za różnica.

 

Dopiero teraz Przybysz rozejrzał się. Po lewej stał spory regał z książkami. Po przeciwnej stronie kominek i łóżko. Pod oknem biurko. Małe drzewko w doniczce. Niewiele jak na tak duży pokój. Przybysz podszedł do zdjęcia wiszącego na ścianie. Wyciągnął rękę i przeciągnął palcem po zdjęciu.

 

– Brakuje mi tego miejsca – powiedział.

 

– Było po prostu tam pojechać – Mężczyzna odzyskiwał pewność siebie.

 

– Tak po prostu? – Nieznajomy nie odrywał wzroku od zdjęcia – Nadal słuchasz tej muzyki co kiedyś?

 

– Tak – Mężczyzna uśmiechnął się – Szkoda, że nie ma prądu.

 

– Szkoda. Te twoje rzępolenia były nawet fajne – obaj się roześmiali.

 

– Co cię sprowadza po tak długim czasie? – Mężczyzna poprawił się w fotelu – Niezbyt sprzyjający czas na odwiedziny – popatrzył przez okno na pustą ulicę.

 

– Nie zbyt sprzyjający. Ale zawsze lepiej późno…

 

– Czasem lepiej w ogóle niż późno – przerwał Mężczyzna.

 

– Mam wyjść?

 

– Nie. Zostań.

 

Przybysz podszedł do regału z książkami. Wodząc palcem po grzbietach, czytał w milczeniu tytuły.

 

– Wszystkie na podobny temat… Ile jest twoich? Poczekaj, znalazłem – przykucną – Na ile języków tłumaczone?

 

– Na wiele – Mężczyzna mówiąc to, nadal nieruchomo patrzył w okno – I ciągle mam wrażenie, że na języki nieznane nikomu…

 

Mężczyzna przerwał i podniósł lekko wzrok. Narastający szum bezlitośnie zaczął świdrować uszy, aby urwać się po chwili. Sekunda ciszy i głuchy dźwięk eksplozji. Najpierw zadrgały okna w budynku naprzeciwko. Następnie w pokoju gdzie siedzieli. Mężczyzna odruchowo skulił się. Kilka roztrzaskanych wybuchem szyb z kamienicy naprzeciwko z głośnym brzękiem rozsypało się po ulicy.

 

– Coraz bliżej – stwierdził Przybysz – Nie boisz się?

 

– Dzisiaj to nic. Gdybyś wczoraj tu był…

 

– Wiesz, to nie dzieje się w twojej powieści. Jak pamiętam twoi bohaterowie z takich sytuacji zawsze wychodzili bez szwanku.

 

– Nie czytałeś mojej ostatniej książki – powiedział Mężczyzna – Niewielu z nich dożyło do ostatniej strony.

 

– Podobno. Nie chciałem czytać…

 

– Bo? – zapytał Mężczyzna – Chciałbym wiedzieć.

 

– Też mam sporo pytań.

 

– Nie dziwię się. Siadaj.

 

Przybysz wziął spod ściany krzesło i postawił naprzeciwko biurka. Stąd dokładnie widział ulicę oraz Mężczyznę. Przez jakiś czas uważnie mu się przyglądał, następnie wyjął coś, co kiedyś było chusteczką i przetarł spocone czoło.

 

– I jak twoja ucieczka w książki? – Przybysz popatrzył na Mężczyznę – Udało się?

 

– Jak widzisz – pomieszczeniem znów wstrząsną odgłos wybuchu – Tylko, że rzeczywistość już jest całkiem niedaleko…

 

– Warto było? Warto było ten cały czas uciekać?

 

– Nie uciekałem. Ostrzegałem ludzkość przed przyszłością – Mężczyzna zaczął się śmiać – Przed tą przyszłością.

 

– Tak. Twoje książki były znane. Tajemniczy autor, którego nikt nie widział. Świetny chwyt marketingowy. Wielki działacz na rzecz pokoju i innych bzdur.

 

– Zawsze to były dla ciebie bzdury. Nie musisz mi tego mówić – Mężczyzna odwrócił się w kierunku okna.

 

– Dla mnie? I co jesteś szczęśliwy? Tak?! – Przybysz energicznie wstał i podszedł do mężczyzny.

 

– Przestań!

 

– Za każdym razem przestawałem. Zawsze. Ale teraz nie chcę… Po co mam znów kłamać, że wszystko jest tak jak należy.

 

Przybysz jeszcze przez chwilę wpatrywał się w Mężczyznę, po czym lekko opuścił głowę i ciężko usiadł na krześle. Nieruchomy wpatrywał się w podłogę. Czekał na ten dzień, a kiedy on nastąpił, nie panował nad tym, co się działo. Nie tak to spotkanie miało wyglądać. Z rozmyślań wyrwał go przeciągły świst. Obaj mężczyźni podnieśli wzrok i z napięciem patrzyli w sufit. Cisza a potem potężny łoskot. Obaj upadli na podłogę. Szary pył wypełnił pokój.

 

– Cholera jasna – Przybysz zaczął kasłać – Blisko.

 

– Może szkoda, że nie bliżej… – Mężczyzna powoli podnosił się z podłogi, otrzepując ubranie.

 

– A co? Masz dość naszego spotkania?

 

– Tak – westchną Mężczyzna – Już myślałem, że uda się zapomnieć. Ale nie. Musiałeś przyjść.

 

– Dlaczego nie uciekałeś z innymi?

 

– Co cię to obchodzi…

 

Przybysz podszedł do okna.

 

– Wolałbym, żeby nie obchodziło.

 

– To po co, po tylu latach, przyszedłeś? Żeby mnie wkurwiać? Tak? Nie miałeś nikogo koło siebie?

 

– Wyobraź sobie, że miałem, ale wkurwianie ciebie sprawia mi zdecydowanie największą frajdę – Przybysz oparł dłonie na szarym od pyłu parapecie. – Powiedz mi tylko jedno? – powoli rysował palcem na parapecie przypadkowe wzory – Po jasną cholerę te książki? Po co? Ludzkości nie wybawiłeś – zaśmiał się – Nie warto było po prostu być szczęśliwym? Ot tak po prostu… – zacisnął dłoń.

 

– A ty byłeś? – Mężczyzna uważnie popatrzył na Przybysza.

 

– Nie, nie byłem – Przybysz odwrócił się – Ale przynajmniej próbowałem.

 

– Sam widzisz, że czasem to jest trudniejsze od ratowania świata.

 

– Ratowanie świata? Co te twoje książki mogą teraz dla mnie czy dla ciebie zrobić?

 

Obaj zamarli w bezruchu. Mężczyzna zastanawiał się, gdzie zaprowadzi go to spotkanie. Nie, nie jego ale ich obu. Fala gorąca zalała całe jego ciało. Podniósł lekko głowę i otworzył usta, chcąc powiedzieć, coś, co po chwili wydało się całkowicie nieistotne. Zacisnął wargi, zastanawiając się, czy to wszystko, co zrobił miało sens. Czy był w stanie przewidzieć to, co się wydarzyło? Nie potrafił znaleźć w sobie winy, a jednak z każdą chwilą czuł się bardziej odpowiedzialny za to co się stało…

 

– Masz to tutaj? – Przybysz przerwał milczenie.

 

– Po to przyszedłeś?

 

– Masz to… Widzę to po twoich oczach. Zawsze jak rozmawiałeś o tym, patrzyłeś w ten sam sposób – Przybysz uśmiechnął się – Zawsze…

 

– Nie zawsze…

 

– Zatem to tu jest…

 

– Tylko po to przyszedłeś? Tak długo mnie szukałeś i tylko o to pytasz?! – słowa Mężczyzny odbiły się echem po pokoju.

 

– Nie chcę pytać o nic więcej. Nie dzisiaj.

 

– Nie jesteś ciekawy dlaczego zniknąłem?

 

– Gdybyśmy się spotkali wcześniej, to byłbym – Przybysz wyglądał na wiele lat starszego niż był w rzeczywistości. Wydało się, jakby zmęczenie i smutek w jednej chwili poorały jego twarz głębokimi bruzdami – Przekreśliłeś kilka lat mojego życia. Tak po prostu. Poświęciłem temu… – wziął głęboki

oddech – Wszystko.

 

– A gdybym ci powiedział, że to nie było tego warte?

 

– Nikt ci nie dał prawa decydować za mnie! – Przybysz zerwał się na nogi – Rozumiesz?!

 

– A jeśli jestem… byłem przekonany, że poznałem prawdę? Jeśli nie miałem najmniejszej wątpliwości, że myliliście się? Co ty byś zrobił w mojej sytuacji?

 

– Nie wiem, co bym zrobił – przerwał mu Przybysz – Nie byłem w twojej sytuacji.

 

– To przychodzisz tu do mnie, oskarżasz mnie, a nawet nie zastanowiłeś się, co ty byś zrobił? – Mężczyzna po raz pierwszy poczuł, że przejmuje kontrolę nad sytuacją – Wiedziałem, że zaszkodzę wielu ludziom…

 

– Zaszkodzę… – burknął sarkastycznie Nieznajomy.

 

– Z drugiej strony – kontynuował Mężczyzna – Nie mogłem zrobić czegoś wbrew sobie, wbrew własnemu sumieniu. Wiedziałem, że nasza praca może… może mieć ogromny wpływ…

 

– Ładnie to ująłeś „ogromny”. Za pomocą tego można kierować losami narodów. To chyba chciałeś powiedzieć.

 

– Tak, właśnie tego się bałem najbardziej – Mężczyzna poprawił się w fotelu.

 

– Tego, że ktoś tego użyje, czy tego, że ty to zrobisz? Powiedz mi jeszcze jedno – kontynuował

Nieznajomy – Kto dał ci prawo decydować o innych? Czy jakakolwiek wielka idea to usprawiedliwia?

 

– Czysto akademicka dyskusja – Mężczyzna za wszelką cenę nie chciał dopuścić do dalszej rozmowy na ten temat. Zdawał sobie sprawę, że nie zna odpowiedzi, a z każdą chwilą był bliższy przyznania się do tego.

 

– No proszę, czysto akademicka. Tylko z tą różnicą, że to co cię stało… Nie, nie „stało się”, ale to co zrobiłeś, mnie i wielu innym… Wiesz, że to czasem cholernie boli.

 

– Nawet, gdybym ci wtedy o wszystkim opowiedział, prawdę o tym co tworzyliśmy, to posłuchałbyś?

 

– Prawdę, czy to co wtedy tobie prawdą się wydawało? – Mężczyzna otworzył usta ale nieznajomy natychmiast potrząsnął głową – Nie, nie ma sensu teraz rozstrzygać co jest prawdą. Jednak gdybyś mi wtedy o tym powiedział, dałbyś mi szansę podjęcia decyzji. A wtedy nie byłoby mnie tutaj.

 

– A jednak stało się inaczej. Zatem co zamierzasz ze mną zrobić?

 

– Zanim tu przyszedłem mamiłem sporo pomysłów… – Przybysz uśmiechnął się do ciebie.

 

– A teraz?

 

– A teraz wyciągnij tą swoją nalewkę.

 

– Nie sądzisz, że… – Mężczyzna podniósł wzrok – Ty mówisz serio – powiedział do siebie.

 

– No nie mów, że nic nie masz. Nie wierzę.

 

– Sądzisz, że nalewka rozwiąże wszystko?

 

– Być może nie. Ale co zaszkodzi spróbować – Przybysz poprawił się na krześle, wyciągnął nogi i założył ręce – No idź.

 

Mężczyzna bez słowa wstał i wyszedł z pokoju. Stanął pośrodku korytarza. Nasłuchiwał. Z pokoju nie dochodziły żadne dźwięki. Czy pozwolił mu tak po prostu wyjść? Przecież mógł w każdej chwili otworzyć drzwi i wybiec na klatkę schodową. A może Nieznajomy mu ufał… Nie, to było najmniej prawdopodobne. Musiał przewidzieć, że zachce uciec. Mężczyzna wszedł do kuchni, otworzył szafkę pod oknem. Przez chwile przyglądał się miastu spowitemu czarnym dymem, po czym sięgnął po butelkę. Wychodząc, wziął dwie szklanki i przetarł je o spodnie.

 

– Jednak coś zostało – powiedział Mężczyzna wchodząc do pokoju, następnie postawił szklanki na stole, wlał do pełna i podał Przybyszowi. Sam wziął drugą i usiadł w swoim fotelu. Pierwszy łyk rozlał się aromatem przeszłości najpierw po ustach, aby powoli, kropla po kropli przeżerać do mózgu… Pastelowa przestrzeń wiatru… Nagły ból zalał jego ciało. – Nie! – powiedział do siebie i wypuścił z ręki szklankę.

 

Przybysz nie drgną na dźwięk rozbijanego szkła. Z upojeniem patrzył na rozpryskujące się po podłodze błyszczące kawałeczki.

 

– A ja już od dawna chciałem cię spotkać – Przybysz odezwał się z wielkim spokojem w głosie, wypijając łyk nalewki – Pamiętasz, jak umówiliśmy się w kilka osób na wieczór. Kiedy się spóźniałeś zacząłem wydzwaniać. Zresztą nie tylko ja. Telefon nie odpowiadał a potem umilkł na dobre. Najpierw myśleliśmy, że coś ci się stało. Zawiadomiliśmy wszystkich zgodnie z procedurami. I… przez tydzień cisza. Żadnych wiadomości o tobie. Najpierw zabrano twoje rzeczy, następnie wyniki badań. A potem zaczęły się przesłuchania. Długie. Nawet sobie nie wyobrażasz jak długie. I wtedy zdałem sobie sprawę, że uciekłeś, jakby wszystko i wszyscy nagle przestali być dla ciebie ważni. Po dwóch tygodniach kilkugodzinnych przesłuchań chyba uwierzyli, że nie mieliśmy nic wspólnego z twoim zniknięciem. Ale na wszelki wypadek odsunęli nas od badań. Część osób zwolniono, część przeniesiono. I to cała historyjka. Bo to dla ciebie nie jest niczym więcej.

 

– Myślisz, że to było łatwe?! – Mężczyzna gwałtownie wstał i rozgniatając na pył leżące na podłodze szkoło. Podszedł do okna i wpatrywał się w umierające miasto.

 

– Na pewno łatwiejsze niż przed samym sobą udawać, że nie jest się bezsilnym. Nawet nie dałeś znaku życia.

 

– Gdybym tak zrobił, szukano by mnie.

 

– A myślisz kretynie, że oni nie wiedzieli?! Uznali cie tak po prostu za zaginionego?!

 

– I tu dochodzimy do momentu kulminacyjnego – Mężczyzna odwrócił się i zaczął się śmiać – Po co tu jesteś?

 

– Przestań! – powiedział Przybysz, zaciskając zęby.

 

– A co, myślałeś, że będę błagał cię o przebaczenie?

 

– Mógłbyś wyrazić przynajmniej żal.

 

– Mógłbym. I co by to zmieniło? Nie po to tu przyszedłeś. Nie po to, prawda? – Mężczyzna oparł się o parapet.

 

– Dlaczego miałbym się z czegokolwiek tłumaczyć?

 

– Zacznij. Może mi wtedy pójdzie lepiej.

 

– Zrobiłeś się cyniczny.

 

– I to mnie chyba ratuje przed kompletnym szaleństwem – powiedział Mężczyzna i odwrócił się w kierunku okna. Zaczęło sypać. Czarne płatki lekko tańczyły na wietrze i powoli opadały na ulicę. Resztki spalonych domów, samochodów, ludzi pochłaniały wyblakłe kolory miasta.

 

– Jaki ładny wyraz, szaleństwo. Idealny wyraz-alibi.

 

– Tak, całkiem niezły. Zatem jak mnie znalazłeś?

 

– Jak powiem, to poczujesz się lepiej? Tak? – zapytał Przybysz a Mężczyzna delikatnie skinął głową – Powiedzieli, że cię znaleźli. Tylko tyle. A ja mam cię skłonić do powrotu. Bez konsekwencji.

 

– Ale przecież nie dlatego się zgodziłeś – Mężczyzna nie ustępował.

 

– Nie. To mogła być jedyna okazja, aby cię spotkać.

 

– To znaczy? – Mężczyzna wydał się wyraźnie zaniepokojony.

 

– Przestraszyłem cię? – Przybysz uśmiechną się na myśl, że znów tryumfuje – Miałem na myśli, że mogą cię przenieść gdzieś w odludne miejsce lub po prostu, że nie będę mógł z tobą pracować. Pomyślałeś o czymś innym?

 

– Nie, nie – Mężczyzna był zmieszany przebiegiem rozmowy. Z każdą chwilą coraz bardziej stawał się bezbronny. Nie wiedział co zamierza jego… przyjaciel. Przyjaciel? – pomyślał. A może przeciwnik, najgroźniejszy jakiego spotkał… – Oni są blisko. Tak? – zapytał.

 

– Tak.

 

– Dlaczego sami nie przyszli?

 

– Wiesz dlaczego. Masz to – Przybysz utkwił wzrok w Mężczyźnie – Prawda? Nie mógłbyś tego zniszczyć.

 

– Nawet gdybym chciał, to bym nie był w stanie.

 

– Próbowałeś?

 

– Nie. Od początku wiedziałem, że nie będzie to możliwe. Dlatego wziąłem to ze sobą. Udało się, bo niektórzy myśleli tak jak ja. Nie wiedziałeś? Zresztą było niemal identycznie jak przy bombie atomowej. Na początku fascynacja, potem chęć sprawdzenia siebie i pokonania trudności. Niestety, dopiero na końcu pojawia się jakakolwiek refleksja. Często zbyt późno. Tym razem chciałem, aby było inaczej. Myślałem, że mi uda się złamać tą… Dlatego poświęciłem wszystko.

 

– Warto było?

 

– Teraz wiem, że nie. Za późno podjąłem decyzję. Tak naprawdę nie miałem już na nic wpływu. Myślałem, że powstrzymam wojnę. Najtrudniejsze jest to, że cenę za moją decyzję zapłaciłeś ty i pozostali. Wiem, nie było warto. Szkoda, że dopiero teraz to wiem. Niczego nie powstrzymałem. I nie mam wytłumaczenia – powiedziawszy to Mężczyzna zacisnął dłonie na poręczach fotela.

 

– Pokaż mi to – powiedział nagle Przybysz – Nigdy nie oglądałem czegoś, od czego zależy tak wiele. Wiem, że to masz. Tyle lat pracowałem nad elementami układanki, a nigdy nie widziałem jej złożonej w całość.

 

Mężczyzna lekko się uśmiechnął. Jasne, że „to” miał. Wstał bez słowa i wyszedł. Gdy wrócił, miał w ręce niewielki blok błyszczącego metalu. Podsunął krzesło bliżej Przybysza i usiadł. Otwarta dłoń Mężczyzny lekko drżała. – To właśnie nazywaliśmy kością.

 

– To było tak tajne, że nawet nie wiedziałem jak wygląda. – powiedział Przybysz – Zawsze zanim przyszedłem, urządzenia były już gotowe. A to było już w środku. I codziennie kiedy zasypiałem, wyobrażałem sobie to, nad czym pracuję.

 

– Jesteś rozczarowany?

 

– Nie, raczej zaskoczony – nagle oczy Przybysza zapłonęły. Wyciągną rękę w kierunku kości. Mężczyzna zacisnął dłoń – Nie ufasz mi? Myślisz, że to zabiorę i ucieknę?

 

– Przez chwilę tak pomyślałem – Mężczyzna lekko uśmiechnął się – Ale kość reaguje jedynie na moje myśli. Nawet jakbyś wybiegł na ulicę, nadal miałbym nad tym kontrolę. Weź.

 

– Zimne – powiedział Przybysz, jak tylko metal dotknął jego dłoni.

 

– Tak. A teraz dotknij po przeciwnej stronie.

 

– Parzy.

 

– Jest coraz cieplejsze z jednej strony, i coraz zimniejszej z drugiej. Od dwóch tygodni. Wcześniej pojawiały się te zmiany, ale tylko na krótko i bezpośrednio po naszych eksperymentach, kiedy tworzyliśmy soczewkę. Nigdy samoczynnie.

 

– Co będzie dalej? – mówiąc to Przybysz położył kość na stole. Tak delikatnie jakby pod wpływem najmniejszego uderzenia miała się rozpaść.

 

– Trudno powiedzieć. Może eksplodować z takim samym prawdopodobieństwem, z jakim zapadnie się samo w sobie. A tak, nie wspomniałem, że teraz koło tego, czas zwalnia. Zbadaliśmy to jeszcze w laboratorium. Ale wtedy różnice były niewielkie. Jedynie zegar atomowy był w stanie je wykryć. Teraz wystarczy koło tego położyć zwykły zegarek. Na razie są to dwie minuty na dobę. Obszar na który to wywiera wpływ, to najwyżej niecały metr. Niewiele. Masz przed sobą coś, co podważa nasze dotychczasowe teorie. Coś, czego nie opisują żadne znane nam pojęcia. Nauczyliśmy się sterować czymś, czego natury nie rozumiemy.

 

– Co dalej… – nie skończył. Nad dachem sąsiedniego domu przemknęły trzy szare maszyny, trzej drapieżcy szukający swojej ofiary. Nieznośny huk silników wypełnił ulice, nie dając, nawet na chwilę, odpocząć umęczonemu miastu. Zadrżała podłoga. I w tym momencie Mężczyzna zdał siebie sprawę, że wie, co miał dalej mówić Przybysz. Nie słyszał go, ale wiedział o czym on myśli. Ale to było możliwe wyłącznie w soczewce…

 

– Masz inną kość… – pomyślał Mężczyzna.

 

– Tak. Długo mi zajęło nauczyć się otworzyć soczewkę, aby nikt tego nie zauważył.

 

– Ale to… Zniszczyłem wszystkie wyniki badań.

 

– Sądziłeś, że nikt nie będzie ich kontynuował? Że wszyscy nagle zapomną o tym nad czym pracowali? Zajęło nam bardzo dużo czasu aby wszystko odtworzyć. Tak – kiwną głową Przybysz – Ja teraz kieruję projektem.

 

Mężczyzna skupił się na kości. Myśli powoli wypełniały jego głowę, następnie przestrzeń dookoła. Nie było żadnego podmuchu czy błysku. To, że otworzył swoją soczewkę grawitacyjną, można było poznać wyłącznie po obrazie tego, co było poza nią. Wszystko co na zewnątrz było zniekształcone tak, jakby było oglądane grube krzywe szkło. Był bezpieczny. I nagle na powierzchni soczewki pojawiły się zmarszczki. Rozchodziły się z jednego punktu, przepływały przez całą soczewkę, znikały w przeciwległej stronie, aby znów się pojawić. Nawzajem się wzmacniały. Obraz zaczął drgać. Soczewka się wybrzuszyła, rozciągnęła i znieruchomiała. Po drugiej stronie stał Przybysz.

 

– Zaskoczony? Nie byliśmy w stanie osiągnąć tego co ty. Skonstruowaliśmy kość o mniejszej mocy i potrzebowaliśmy abyś ty uruchomił swoją – pomyślał Przybysz.

 

– Właśnie, o mniejszej mocy – Mężczyzna z całej siły skupił swoje myśli na kości. Soczewka zniekształciła się jakby pączkowała, tworząc nowa mniejszą. Ta na chwilę zatrzymała się na wysokości oczu i pomknęła w kierunku Przybysza, wokół którego nagle przestrzeń się wygięła w kształt wirującego bączka. Mała soczewka uderzyła w nią, ale zamiast zniszczyć, zaczęła krążyć wokoło. Krążyła coraz szybciej aż oderwała się i uderzyła w powierzchnię dużej soczewki. Cała przestrzeń wokół zadrżała wypełniając się zmarszczkami. Mężczyzna poczuł ból.

 

Przybysz był zadowolony. Kość działała doskonale. Jest za słaba aby zainicjować soczewkę, ale to właśnie miał zrobić Mężczyzna. Przybysz skupił swoje myśli na kości. Na powierzchni soczewki, jednocześnie na zewnątrz i do wewnątrz, zaczęły pojawiać się bezkształtne wypustki. Najpierw pojedyncze w przypadkowych miejscach, następnie, coraz liczniejsze, równomiernie pokryły powierzchnię soczewki. Zaczęły drgać. Dało się słyszeć ciche basowe buczenie. Mężczyzna poczuł jak napina się jego skóra i mięśnie. Jego ciało zaczęło się rozciągać jakby był plastelinową postacią z dziecięcej kreskówki. Wiedział co to znaczy. Czyżby tak łatwo przegrał? Nie, nie tym razem. Teraz na niego kolej. Potężny strumień myśli przepływał mu przez głowę, delikatnie łaskocząc jego umysł. Soczewka znieruchomiała. Jej powierzchnia zaczęła jarzyć, wypełniając przestrzeń błękitną poświatą. Ponownie dało się słyszeć niski basowy dźwięk, który zaczął wypełniać całe jego ciało. Przybysz z przerażeniem oglądał swoje dłonie. Między soczewką a nim zaczęły przeskakiwać ładunki elektryczne. Małe święcące punkciki pokrywały coraz szczelniej jego skórę. Krzyczał. Jego myśli przestały być zrozumiałe. Stały się tylko zbiorem szumów i trzasków. Małe migoczące punkciki, niczym robactwo, pełzły po jego ciele. Wciskały się w oczy i usta. To co przed chwilą było człowiekiem stało się bezkształtną święcącą masą, która nagle rozsypała się po podłodze jak iskry. Mężczyzna triumfował. Nie myślał, że tak wszystko się potoczy. Jednak był zadowolony. Nigdy nie uda się im go pokonać. Niepokoiło go jednak, że tak daleko zaszli w pracach nad swoją kością. Przyjdzie czas, kiedy będzie musiał ponownie zmierzyć się ze swoją przeszłością. Ale na razie jest bezpieczny. A teraz czas odejść. Ma już dość tego miasta. Często myślał o surowym krajobrazie Islandii. To będzie dobre miejsce na próbę ucieczki od tego, od czego nigdy się nie wyzwoli. Soczewka wybrzuszyła tworząc długi korytarz. Mężczyzna rozejrzał się i spokojnym krokiem wszedł do tunelu.

Koniec

Komentarze

Tego lata chmury często przykrywały miasto jednolitą taflą. - z tego co wiem, to nie ma niejednolitej tafli. No i jakoś pomysł, by chmury tworzyły taflę, jest... hmm... niezgodny z instynktem.
Napływały dostojnie, i pochłonąwszy cały błękit dnia, przez długie dni niechętnie go oddawały. - pochłonęły go, zatem były błękitne, tak? Do tego powtórzenie dnia/dni.

Teraz rzeczywistość wydawała się tylko ulotnym oddechem, wypełniającym go rozkoszą, aby wraz z wydechem wymieszać się z wilgocią dnia. - oddech to nie to samo co wdech ; ) Druga część zdania („aby...”) nie pasuje w takiej konstrukcji. Wydawała się... aby... ? Nie.
Podszedł bliżej do okna - wystarczy „podszedł bliżej okna”

Za dużo tego „mężczyzny”. Mężczyzna to, mężczyzna tamto...

A zaraz potem przybysz to, przybysz tamto...

Niezbyt razem. Nie rozumiem dlaczego raz zapisałeś dobrze, by potem napisać rozłącznie.
„przykucną” - zgubiłeś „ł”

Mężczyzna przerwał i podniósł lekko wzrok. Narastający szum bezlitośnie zaczął świdrować uszy, aby urwać się po chwili. Sekunda ciszy i głuchy dźwięk eksplozji. Najpierw zadrgały okna w budynku naprzeciwko. Następnie w pokoju gdzie siedzieli. Mężczyzna odruchowo skulił się. Kilka roztrzaskanych wybuchem szyb z kamienicy naprzeciwko z głośnym brzękiem rozsypało się po ulicy.
Trzecie zdanie nie pasuje.

I znowu „mężczyzna”, „przybysz”, „mężczyzna”, „przybysz”. Co i rusz nie ma przecinków tam, gdzie być powinny, albo są tam, gdzie być nie mają prawa.
Drętwy ten dialog. Nieciekawy. Nie czytam dalej. Nudne to jak flaki z olejem.

Administrator portalu Nowej Fantastyki. Masz jakieś pytania, uwagi, a może coś nie działa tak, jak powinno? Napisz do mnie! :)

Zgadzam się z berylem. Poczatkowy opis nieba przepoetyzowany i w dodatku pozbawiony sensu. Dialog cholernie nudny.

Zaufaj Allahowi, ale przywiąż swojego wielbłąda.

Poprzednie komentarze oddają klimat - nuda, drętwota i błędy. Mam nowy tytuł: "Przybysz i Mężczyzna - dialogi dl wytrwałych". Życzę powodzenia następnym razem.

Podzielam zdanie przedpiśców - tekst jest koszmarnie nudny. I niezrozumiały, przynajmniej dla mnie, bo jednak dojechałam do końca (z bólem). Najpierw dwie osoby długo gadają o niczym, na tle nie wiadomo z jakiego powodu zniszczonego miasta, a potem dzieje się coś dziwnego (ni cholery nie wiem o co chodzi z tymi soczewkami). I już, koniec. Słabo. Tekst musi być dynamiczny, plastyczny, ciekawy - inaczej odechciewa się go czytać po trzech akapitach.

 

1. Stosujesz niepraiwdłowy zapis dialogów. Radzę zajrzeć do wątku pt. "Wskazówki dla piszących" autorstwa Seleny, który jest podpięty w Hyde Parku.

2. Radzę też zapoznać się z terminem "zaimek zwrotny".

3. I uważać na powtórzenia, których kilka jest.

4. I na opisy, które poetyckie mogą sobie być, ale nie nielogiczne.

 

Z grubsza tyle.

 

Pozdrawiam.

"Nigdy nie rezygnuj z celu tylko dlatego, że osiągnięcie go wymaga czasu. Czas i tak upłynie." - H. Jackson Brown Jr

Próbowałam przeczytać.

Cóż, moja tolerancja poetyckości jest chyba większa niż u większości komentujących. Poetyzacja prozy w twoim przypadku, autorze, nie jest tak straszna jak można by wnioskować z poprzednich komentarzy. Co nie zmienia faktu, że przed tobą dużo ćwiczeń. 

Musisz popracować przede wszystkim nad zaciekawieniem czytelnika. Cóż z tego, że masz jakiś tam potencjał stylistyczny, jeśli czytelnik zaczyna przewracać oczami i ziewać po kilku akapitach twojego tekstu?

Ale nie poddawaj się. Będzie dobrze.

Nowa Fantastyka