- Opowiadanie: pallek - Parowa rewolucja - alterhistoria/steampunk.

Parowa rewolucja - alterhistoria/steampunk.

Autorze! To opowiadanie ma status archiwalnego tekstu ze starej strony. Aby przywrócić go do głównego spisu, wystarczy dokonać edycji. Do tego czasu możliwość komentowania będzie wyłączona.

Oceny

Parowa rewolucja - alterhistoria/steampunk.

(czołg w/g projektu Leonardo da Vinci )

 

 

TAKI JAKBY WSTĘP.

 

Witam wszystkich. Od jakiegoś czasu zaglądam na ten portal, coś tam czytam, coś sam próbuję pisać. Obawiam się, że prawdopodobnie pisanie nie jest moja mocną stroną,więc postanowiłem umieścić coś w sieci aby ostatecznie rozwiać me wątpliwości :) Jeśli jednak widzicie dla mnie światełko to powiedzcie nad czym musiałbym popracować a w niedalekiej przyszłości umieszcze inne historyjki w alternatywnej przeszłości.

 

ZAPRASZAM DO LEKTURY.

 

 

 

Maciejowice. Rok 1794.

 

Słońce wskazywało już południe gdy do polowego namiotu wpadł zdyszany adiutant. Po kilku głębszych wdechach wyprostował się jak struna i zasalutował.

 

– Obywatelu Naczelniku. Właśnie przybyła dywizja pancerna regimentarza Głowackiego.

 

– Doskonale. Niech przegrupują oddziały i będą gotowi do zajęcia pozycji na południowym zachodzie od zamku, tuż nad Okrzejką. Potrzebujemy dużego pola by w pełnym pędzie rozbić prawe skrzydło korpusu Fersena. Z resztą, Bartosz doskonale wie jak działać. Wezwijcie generała Slaskiego. Wykonać!

 

Dowódca, poprawił mankiety i podszedł do stołu z makietą okolicy. Przesunął kilka flag symbolizujących poszczególne oddziały. Bacznie przyglądał się znacznikowi korpusu Fersena, zastanawiając się jakie działania przedsięwziąć.

 

– Melduję się na rozkaz, obywatelu Naczelniku! – od wejścia zasalutował Slaski.

 

– Jaką przewagę ma wróg na północnym zachodzie?

 

– Cztery do jednego – po chwili kalkulacji odpowiedział.

 

– Zwiadowcy potwierdzili stan gruntu?

 

– Tak jest. Mamy wspaniałą złotą jesień. Nie padało od tygodnia. Ziemia idealnie nadaje się na szarżę.

 

– Rozumiem. Razem ze swoimi kosynierami zajmiesz pozycje na lewym skrzydle Fersena i odetniesz drogę wycofującym się oddziałom. Bronicie się pod słońce, ale po szarży Głowackiego nie powinno być ich wielu. A gdyby nawet… – Głównodowodzący przez chwilę zawahał się, po czym przewrócił znacznik oddziałów rosyjskich. – Nie brać jeńców. Wykonać!

 

Opatrzność sprzyja(myśli z reguły wyróżniają się kursywą), pomyślał gdy został sam w namiocie. W ciągu kilku godzin przyszłość Rzeczypospolitej powinna stać się jasna. A gdy Katarzyna podkuli ogon i wycofa wojska do Moskwy, przyjdzie kolej na Fryderyka. Zadufani, francuscy głupcy nie dawali mi szans. Ale wkrótce oni również zapłacą za zdradę.

***

 

 

Paryż. Rok 1771.

 

Po ukończeniu z wyróżnieniem Szkoły Rycerskiej dalszą naukę postanowiłem kontynuować w Paryżu. Niestety królewskie stypendium naukowe było zbyt niskie by studiować umiłowaną geometrię i miernictwo, zatem wstąpiłem na Akademię(do Akademii) Malarstwa i Rzeźby. Chciałem pozyskać znajomości i sponsorów, którzy przysłużyli by się mojej sprawie. Dzięki ogromnym postępom w nauce oraz nadzwyczajnemu szczęściu szybko zyskałem wsparcie bardziej wpływowych profesorów. Miałem okazję poznać takie wybitne sławy jak Jan Jakub Rousseau czy Voltaire. Nie ukrywam, wywarli oni na mnie ogromny wpływ i w dużej mierze ukształtowali moje liberalne poglądy. Nie zapominałem jednak o rozwoju bardziej praktycznych umiejętności. Prywatni nauczyciele z najlepszych oficerskich szkół w Paryżu pomagali mi zdobywać wiedzę z dziedziny fortyfikacji, inżynierii oraz strategii. Wszystko po to, aby pewnego dnia wrócić do ukochanej Rzeczypospolitej i wyzwolić ją z jarzma zaborców.

 

Europejski układ sił wymagał reorganizacji. Magnaci, baronowie i biskupi nierzadko posiadali władze większą niż król, cesarz czy sam papież. Wszystko kosztem uciskanych, najniższych warstw społecznych, które zyskując coraz większą świadomość tylko czekały na okazję by uderzyć w swych ciemiężców. Konieczne byłyby lata na wprowadzenie stosownych zmian. Niestety nie było czasu na powolną ewolucję. Europa potrzebowała rewolucji! Powstające ideologie zawsze wyjaśniały panujące nastroje i dotyczyły tylko tych najwyżej postawionych na społecznej drabinie. Zaś gdy zrządzeniem losu trafiały na jej niższe szczeble ludzka zawiść, chciwość i głupota potrafiły wypaczyć nawet najbardziej szczytne cele. Potrzebna zatem była rewolucja, która raz rozpoczęta, nigdy się nie skończy i będzie odporna na ludzkie ułomności. A cóż mogło spełniać wszystkie te funkcje lepiej niż myśl techniczna? Rozwój inżynierii i technologii przyniósłby korzyść absolutnie wszystkim, bez względu na pochodzenie czy status. Europa zdecydowanie potrzebowała rewolucji technicznej. Iskry, która rozpali serca i umysły.

 

Pierwszy płomyk rozbłysnął latem 1771 roku. Wtedy to, tłumy Paryżan wyległy na ulice obserwować niesamowity metalowy wehikuł, dzieło niejakiego Mikołaja Cugnota. Oczywiście w gęstniejącej od wczesnych godzin tłuszczy nie mogło zabraknąć i mnie. Pochłaniałem wszelkie informacje o najnowocześniejszych osiągnieciach, próbując wykorzystać je we własnych projektach. A cóż mogłoby zainspirować mnie bardziej niż wspomniany pojazd? Wyglądem przypominał wóz zaprzężony w ogromny kocioł, podtrzymywany na pojedynczym kole. W dolnej części dostrzegłem niewielkie palenisko, do którego kilku mężczyzn sypało węgiel. Przy górnej części maszyny krzątała się kolejna grupa asystentów wlewających wodę do przytroczonego zbiornika i regulujących połyskujące zawory. Dalej znajdowało się siedzisko i kilka drążków oraz pokręteł. Niestety, nie dane było mi wtedy dojrzeć więcej szczegółów, a próba przepchnięcia się przez kordon gwardii królewskiej mogła w najlepszym przypadku skończyć się na poturbowaniu. Narastający gwar co rusz wzbogacany był krzykami i nieodzownymi inwektywami, za pomocą których karłowaty człowieczek o bujnej, ognistej czuprynie próbował nadzorować przygotowania do pokazu.

 

W pewnym momencie stalowa bestia buchnęła kłębami pary. Tłoki łączące przednie koło z kotłem powoli zaczęły się poruszać wydając przy tym przeciągłe, szumiące odgłosy. Przestraszony tłum nagle się cofnął. Korzystając z chwilowego zaskoczenia rudy karzeł wskoczył na przygotowaną skrzynkę i przekrzykując hałasującą machinę rozpoczął przedstawienie:

 

– Ja, Mikołaj Cugnot, z dumą przedstawiam wam arcydzieło najnowocześniejszej myśli inżynieryjnej – wskazał usmarowaną ręką pojazd po czym dodał. – Już niebawem, marzeniem każdego Paryżanina, a co mi tam, każdego Europejczyka będzie samojezdny wóz parowy mojej konstrukcji!

 

Zaciekawiony tłum westchnął i ścisnął się wokół gestykulującego mówcy.

 

– Zastosowany przeze mnie termodynamiczny silnik najnowszej generacji napędzany jest tanim, ogólnodostępnym, a przede wszystkim nieszkodliwym hydropaliwem, którym po skończonej przejażdżce możemy zaparzyć herbatę! Posiada komfortowe drewniane siedzisko dla dwóch osób! Wersja rodzinna dostępna będzie z dodatkowymi ławkami dla waszych pociech!

 

Tłum przycichł, zapewne nie do końca rozumiejąc o czym jest mowa.

 

– Panie, a po co nam to?

 

– Yyy, jak to po co? – Mikołaj został zbity z tropu. – Od teraz powożenie będzie czystą przyjemnością! Nie potrzeba koni, dzięki czemu zwiększyła się manewrowość i wydajność. Prędkość maksymalna 40km/h i udźwig do 40 ton ułatwią i przyspieszą transport lądowy! Dzięki powszechnej mechanizacji powstaną nowe miejsca pracy w manufakturach i fabrykach! Dorożki będą rozwozić jeszcze większą ilość pasażerów! Można by nawet utworzyć specjalną sieć połączeń parowozowych, a jej pojazdy pomalować na żółto, żeby każdy przechodzień je widział i mógł szybko z nich skorzystać! Po krótkim szkoleniu niemal każdy będzie mógł prowadzić. Wprowadzimy specjalne kursy i prawa do jazdy! Oczywiście powstaną stosowne kodeksy, zapewniające porządek na ulicach! Dla powszechnego bezpieczeństwa zakazana będzie jazda po gorzałce!

 

Zszokowany tłum zamarł.

 

– To jak woźnica ma się rozgrzewać zimą? – padło nieśmiałe pytanie.

 

– Powtarzam, dla powszechnego bezpieczeństwa…

 

– Powinniśmy zniszczyć tę diabelską machinę! – wtrącił przepychający się do Cougnota proboszcz pobliskiej parafii. – Bracia i siostry, strzeżmy się przed zakusami Złego! Czyż nie jest diabelską sztuczką wóz, który jeździ bez konia? Po to Bóg stworzył te stworzenia aby pracowały dla człowieka! Zabraniam zbliżać się do tego bestialstwa! Spójrzcie tylko jak ten szatański wynalazek bucha parą z piekielnych kadzi! Każdy z was tu zebranych będzie się w takim gotował, jeśli czym prędzej się nie wyspowiada!

 

– Co ksiądz pieprzy, ta maszyna jest stuprocentowo bezpieczna! – Rozpieklił się Mikołaj. – Poczyniłem..

 

Nim przebrzmiały te słowa, kamień z ulicy, rzucony przez proboszcza z hukiem grzmotnął w blaszany kocioł i opadł na panel kontrolny pojazdu. Zabezpieczenia poczynione przez Cugnota nie wzięły pod uwagę tak daleko posuniętej boskiej interwencji. Machina pełną parą skoczyła do przodu.

 

Wybuchła panika. Przerażony tłum bezmyślnie rozbiegł się po placu, tratując wszystko i wszystkich. Samojezdny wóz parowy wymknął się spod kontroli i pędził wprost na pozostawione bez opieki dziecko. Szczęśliwym trafem stałem niedaleko. Przepychając się przez tłum ruszyłem na ratunek. W ostatniej chwili wyciągnąłem spod kół pędzącego parowozu jego niedoszłą ofiarę. Sekundy później rozpędzony pojazd zakończył swój żywot na kamiennej ścianie.

 

Gdy ulotniła się para z rozbitego kotła podbiegło do nas kilku mężczyzn z wąsatym jegomościem w prawniczym żakiecie na czele.

 

– Napoleonie, nic ci nie jest? – Objął zapłakanego malca. – Przysięgam, nie daruję temu hochsztaplerowi! Zaś tobie młodzieńcze winny jestem dozgonną wdzięczność. Nie wiem co bym począł, gdyby coś mu się stało. Proszę, weź tę wizytówkę. Jeśli będziesz potrzebował kiedyś pomocy zgłoś się, a przysięgam na Boga, Karol Bonaparte nie odmówi ci pomocy.

 

Podobnych, często niespodziewanych, znajomości nabyłem całkiem sporo. Prawnicy, politycy, naukowcy i wojskowi. Łączyło ich coś więcej niż skrywane, republikańskie idee. Jak się później okazało spora ich część przynależała do tajemniczej loży.

 

Wczesną wiosną 1775 roku jeden z bliskich mi wykładowców, Jan Bailly, zaproponował spotkanie w nieformalnym gronie przyjaciół. Z radością przyjąłem zaproszenie licząc, iż uda mi się w ten sposób pozyskać etat na uczelni. Tego samego wieczoru spotkaliśmy się niedaleko Bastylii. Długi płaszcz z wysokim kołnierzem jednoznacznie wskazywał, że mój towarzysz nie chce się rzucać w oczy. Skryci w mroku, przemykaliśmy błotnistym labiryntem wąskich uliczek by po kwadransie dotrzeć na miejsce. Piętrowa kamienica niczym na pierwszy rzut oka nie różniła się od sąsiednich budynków. W przylegającym ogrodzie rosły akacje a całość przyozdobiona była potrójnymi kolumnami. Nad wysoko umieszczonymi oknami widniały symbole murarskie, cyrkiel oraz węgielnica. Do głowy przyszła mi myśl, iż właściciel budynku był architektem i chciał w ten sposób poinformować potencjalnych klientów o swym fachu. Podeszliśmy do solidnych drzwi. Jan zastukał kilkakrotnie, odczekał chwilę, po czym zakołatał ponownie. Drzwi uchyliły się nieznacznie. Szeptem zadano jakieś pytanie, na które równie cicho padła odpowiedź. Po tej intrygującej weryfikacji zostaliśmy wpuszczeni do środka. Szybko otoczyło mnie dwóch rosłych pachołków, jednak na znak wydany przez mego towarzysza odstąpili. W milczeniu zostaliśmy poprowadzeni do wysoko sklepionej piwniczki. Kilkunastu mężczyzn, przybranych w różnokolorowe fartuchy bacznie mi się przyglądało. Niestety światło kilku pokątnie rozstawionych świec nie pozwalało mi rozpoznać kogokolwiek. Przerażony okolicznościami w jakich się znalazłem pomyślałem, że to chyba nie jest grono rektorskie a plany zdobycia etatu na uczelni będę musiał odłożyć na później.

 

– Deszcz pada na Świątynię – rzekł siwy mężczyzna w czarno-złotym fartuchu, wychodząc przed szereg.

 

– Bratem on mi, chociaż jeszcze tego nie wie – odparł spokojnie Jan.

 

– Zatem niech Płomienista Gwiazda, której światło jaśnieje nad naszym Zakonem – zwrócił się do mnie – pozwoli dojrzeć ci wieczystą prawdę, jaką głosimy światu: Wolność, Równość, Braterstwo. Czy przysięgasz w imię Najwyższego Architekta Wszystkich Światów nie ujawniać nigdy sekretów, znaków, słów i nauk używanych przez Zakon i zachowywać co do tego wieczne milczenie? Rozważ swe słowa. Jeśli przysięga daremną będzie, ręka twa odjęta zostanie, wargi spalone, język wyrwany, a szyja przecięta, by hańbę krzywoprzysięstwa z ciebie zmyć.

 

Poczułem się strasznie nieswojo a fale gorąca i nieprzyjemne drapanie w gardle tylko potęgowały mój niepokój. Chciałem wydostać się z piwniczki i wybiec na ulicę, jednak znów poczułem za sobą obecność pachołków. Gdy ja byłem w szoku, Bailly cały czas zachowywał spokój i tylko ledwo widocznym skinieniem głowy dał znać, abym potwierdził. Z trudem przełknąłem ślinę.

 

– Przysięgam.

 

– Niech się tak stanie – z ledwo wyczuwalną ulgą odrzekł starzec.

 

– Napij się. – Poczułem w dłoniach chłód kielicha, wypełnionego aromatycznym winem. – Niebawem wszystko zostanie ci wyjaśnione.

 

Piwniczka okazała się być dużo większa niż przypuszczałem. Pod ścianą naprzeciwko schodów postawiony był spory stół z przygotowaną wieczerzą. Wyjaśniono mi, iż najpierw musimy uczcić moje odrodzenie, a dopiero później zostaną mi przedstawione szczegóły. Po smacznej, chociaż przepełnionej dziwnymi rytuałami kolacji starzec ponownie zabrał głos.

 

– Drogi bracie, jesteśmy starożytnym Zakonem, a naszym doczesnym zadaniem jest stać na straży Wolności. W tej chwili, po drugiej stronie Oceanu, nasi towarzysze wprowadzają kolejny etap walki o niezależność od Korony Brytyjskiej. Niebawem będą potrzebowali pomocy specjalistów od strategii i inżynierii wojskowej. A z tego co nam wiadomo, jesteś w tych kwestiach solidnie przygotowany. Skąd to zdziwienie na twojej twarzy? Obserwowaliśmy cię od dłuższego czasu. Znamy twe pobudki i uznaliśmy, iż najwyższy czas byś wstąpił w nasze szeregi.

 

– W takim razie po co cała ta maskarada? Składanie przysięg? Stowarzyszenia? – byłem naprawdę zirytowany.

 

– Może i Ludwik planuje wesprzeć dążenia amerykańskie do niepodległości, ale nie robi tego dla idei tylko na przekór Koronie. Możesz mi wierzyć lub nie, lecz gdy nadejdzie czas próby, będzie bronił swego tronu niczym lew i nie odda go ludowi. Zważywszy na wysokie stanowiska co poniektórych członków Zakonu działanie pod przykryciem jest zatem mocno uzasadnione. Tobie też zalecam konspirację. Nie chcielibyśmy stracić tak utalentowanego oficera jak ty.

 

– A co gdy odmówię? – nie zdążyłem ugryźć się w język.

 

– Nie odmówisz. A to z tej prostej przyczyny, że potrzebujesz naszego wsparcia. – Starzec wstał od stołu, rzucając na odchodnym – Twoja ukochana Rzeczpospolita też go potrzebuje.

 

Piwniczka szybko opustoszała. Wkrótce i my znaleźliśmy się na ulicy. Bailly odprowadził mnie na stancję. Całą drogę milczeliśmy. Dopiero gdy dotarliśmy na miejsce rzekł półgłosem.

 

– Załatw swoje sprawy jak najszybciej i szykuj się do wyjazdu. I pamiętaj…

 

– Tak, wiem – przerwałem. – Ręka odjęta, szyja przecięta.

 

W niespełna tydzień od przedziwnego wieczoru znalazłem się na statku do Ameryki. Zakon na opiekuna i mentora wyznaczył mi Mikołaja Cougnota. Początkowo karzeł traktował mnie jak kulę u nogi, szybko jednak dzięki umiłowaniu techniki nawiązaliśmy specyficzną nić porozumienia. Mikołaj postawił sobie za punkt honoru realizację wszystkich projektów Leonarda da Vinci. Obiecał także, pod warunkiem pomocy w ich realizacji, wtajemniczenie w projekty, o których nie wiedział nawet Zakon. Zaintrygowany tajemniczą wizją Cougnota złożyłem uroczystą przysięgę i w duchu konspiracji przystąpiłem do kilkumiesięcznego szkolenia pod okiem, jak się potem okazało, najwybitniejszego inżyniera wszechczasów.

 

 

***

 

Maciejowice. Rok 1794. Późne popołudnie.

 

Bitwa była niezwykle szybka i wyjątkowo brutalna. Korpus Fersena został całkowicie rozbity w starciu z brygadą parowych wozów bojowych pułkownika Głowackiego. Nim rosyjska artyleria zdążyła wprowadzić nową pozycję celu została zasypana pociskami z moździerzy pokładowych. Piechota również nie miała szans w bezpośrednim starciu z pędzącymi pojazdami i została całkowicie rozbita. Reszty dopełnili kosynierzy, którzy uniemożliwili przeciwnikowi wycofanie się i przegrupowanie. Oddziały generała Suworowa zgodnie z przewidywaniami planowały wsparcie od południa, jednak przybyły na miejsce zbyt późno by odmienić losy bitwy. Wozy bojowe zdążyły nawrócić i w pełnym pędzie starły się z kawalerią konną, tratując przerażone konie i ich jeźdźców. Po raz kolejny strategia błyskawicznego ataku przyniosła oczekiwany skutek. Gdyby tylko Rosjanie stawili wystarczająco długo opór, zwycięstwo byłoby po ich stronie. Lekka, drewniana konstrukcja wozów nie nadawała się bowiem do dłuższych starć. Stalowe płyty stanowiące główną osłonę stożkowatych pojazdów idealnie chroniły przed jednorazową salwą z muszkietów czy dział. Jednakże po unieruchomieniu wozu nie zapewniały dostatecznej ochrony trzyosobowej załodze znajdującej się w środku. Zmniejszony silnik parowy nie był w stanie ponownie rozpędzić maszyny do tego stopnia by stanowiła ona realne zagrożenie dla przeciwników. Jedyną bronią, która pozostawała wtedy na wyposażeniu obsługi były pistolety oraz długie bagnety, którymi można było razić wrogów przez otwory strzeleckie w górnej części wozu.

 

Grupa inżynierów polowych szybko pojawiła się na pobojowisku. Kilka maszyn zostało na tyle mocno zniszczonych ogniem artyleryjskim, że nie nadawało się do dalszej walki. Naprawa w tak ciężkich warunkach również nie wchodziła w grę. Procedura w takich sytuacjach była jasna. Zdemontować silniki, układy napędowe oraz moździerze pokładowe. Pozostałość należało doszczętnie zniszczyć. Za wszelką cenę nie można było dopuścić aby ta technologia dostała się w ręce wroga. Głównodowodzący osobiście nadzorował ten proces. Nagle, tuż przy jego koniu, pojawił się rosły mężczyzna o bujnej czuprynie. Twarz, ręce i podwinięta za łokcie chłopska koszula były całe ubrudzone sadzą i prochem.

 

– Obywatelu Naczelniku – zasalutował. – Melduję wykonanie rozkazu!

 

– Regimentarzu Głowacki – generał był zaskoczony wyglądem swojego podkomendnego. – Wyglądacie jak sam diabeł, pewnie to było przyczyną waszego sukcesu!

 

Obaj zanieśli się szczerym śmiechem. Generał zsiadł z konia i mocno uściskał dawno niewidzianego przyjaciela.

 

– Jak zdrowie? Co u Jadwigi i dziewczynek? No opowiadaj wreszcie Bartoszu – głównodowodzący strasznie się niecierpliwił.

 

– Ah, urwanie głowy z tymi babami – strapił się regimentarz. – Zatrzymać mnie w chałupie chciała. „Ledwo coś wydobrzał po tej bitce pod Szczekocinami a już się znów w kamasze pchasz”, krzyczała. Ale co ja mogę, zaprzysiągłem z generałem ruskich pod samą Moskwę gnać. To ona w ryk. A tu kolejnych pancernych szkolić trza było. To grozić zaczęła, że mnie do domu nie wpuści jak wrócę.

 

– Faktycznie może cię nie wpuścić, jak wrócisz ozdobiony szeregiem medali i cię nie rozpozna – stwierdził żartobliwie Naczelnik. – A jak się sprawują nowe wozy? Poprawki są skuteczne? Przyczepność wzrosła?

 

– Jest zdecydowanie lepiej niż pod Szczekocinami. Gąsienice znacznie ułatwiły jazdę w terenie. Dodatkowy pancerz również się sprawdza. Gdybyśmy zastosowali go wcześniej, to pruska artyleria mogłaby strzelać na wiwat.

 

– Jeszcze będziesz miał okazję do odwetu. Niebawem kolejne dywizje wozów opuszczą fabryki. Wykorzystamy je do umocnienia granicy i odbicia wschodnich kresów. A my tymczasem uderzymy na Wilhelma i zdobędziemy Pomorze.

 

– A później dobierzemy się do rzyci Austriakom? Te wozy pozwolą podbić nam całą Europę – Bartoszowi na samą myśl oczy zapłonęły.

 

– Nie potrzebujemy całej. Ale misja stabilizacyjna we Francji będzie konieczna. Ciągłe zamachy stanu i terror, który tam panują strasznie mnie niepokoją. To tylko kwestia czasu aż jeden czy drugi generał przejmie władzę i postanowi mianować się cesarzem. Trzeba ukręcić żmii łeb, zanim zacznie kąsać. Lożę w jej obecnym kształcie również nie może dalej istnieć.

 

– A czy oni aby nie przysłużyli się naszej sprawie? – regimentarz był zaskoczony tą deklaracją.

 

– To jest dużo bardziej skomplikowane, pozwól do mojego namiotu a wszystko ci wyjaśnię – odpowiedział Naczelnik. – Tylko wcześniej doprowadź się do porządku, bo zaiste jakbyś z piekła uciekł.

***

Paryż, wrzesień 1790r.

 

Drogi Bracie,

 

 

z radością otrzymywaliśmy informacje o Twych sukcesach w walce o amerykańską niepodległość. W duchu Wielkiego Architekta i pod pilnym okiem Mikołaja Cougnota poczyniłeś ogromne postępy. Nasi bracia zza oceanu wzrastają w siłę gospodarczą, polityczną i militarną, z którą Brytyjczycy już na zawsze będą musieli się liczyć. Liczne raporty, które do nas docierały potwierdziły, iż powszechna Wolność, Równość i Braterstwo stały się bliskie Twemu sercu. Świadczą także o tym zmiany wprowadzane w Twojej ukochanej Rzeczypospolitej po powrocie z Ameryki. Ograniczenie pańszczyzny i polityczna działalność na rzecz naprawy państwa mają nasze pełne poparcie. Mamy nadzieję, iż odniesiesz sukces i zrealizujesz swoje plany.

 

W tych trudnych dla Francji dniach będziemy czerpać przykład z Twojego oddania i poświęcenia. Czeka nas wiele wysiłku w drodze do ukonstytuowanie państwa. Jednakże włożymy w to całe nasze siły i osiągniemy cel, zostając pierwszą monarchią konstytucyjną w Europie. Mamy nadzieję, iż pozostałe narody podążą za naszym oświeconym przykładem i również wkroczą na nową ścieżkę historii. To jedyny sposób aby zmienić oblicze Starego Kontynentu i uchronić nas przed kolejnymi wojnami.

 

Paryż krwawi. Ale ofiara ta nie pójdzie na marne. Nie zatrzymamy się gdy zwycięstwo jest tak blisko. Zmiany nadchodzą wielkimi krokami a Francja jest już gotowa by je przyjąć. Ufamy, iż zrozumiesz naszą obecną sytuację i wesprzesz nas tak jak my wspieramy Ciebie. A gdy Wielki Architekt stworzy nowy lepszy świat wyciągniemy dłoń by Rzeczypospolita, nasza młodsza siostra, kroczyła dumnie u naszego boku.

Wolność, Równość, Braterstwo

Wielki Wschód Francji.

 

 

***

 

 

Warszawa, październik 1790r.

 

Drogi Mikołaju,

 

stało się to, o czym przestrzegałeś mnie jeszcze w czasie podróży do Ameryki. Loża postawiła swe własne interesy ponad górnolotnie deklarowaną równość i braterstwo. W liście sprzed kilku miesięcy poprosiłem o pomoc w odbudowie Rzeczypospolitej i przygotowaniach do wojny, która niebawem może ją pogrążyć. Zamiast przysłać specjalistów otrzymałem odpowiedź, iż Francja ma teraz inne priorytety.

 

Stary dłużnik, Karol Bonaparte, pomógł mi spieniężyć majątek otrzymany przez Kongres Amerykański za pomoc w wojnie. Otrzymałem też spore wsparcie finansowe od tamtejszych przyjaciół. Zebrane środki w zupełności powinny wystarczyć na utworzenie wojsk zdolnych do obrony wschodnich granic. Jednak samą obroną wojny nikt nie wygrał. I tu proszę o Twą pomoc. Przybądź możliwie jak najszybciej do Siechnowicz. Zapewnię Ci dostęp do najlepszego warsztatu jaki kiedykolwiek istniał. Otrzymasz pomoc fachowych rzemieślników. Razem zrealizujemy projekt broni idealnej, nad którym tyle pracowaliśmy w czasie rewolucji amerykańskiej. Jeśli to nie wydaje Ci się wystarczająco kuszące to zaklinam na wszystko co przenajświętsze, przybądź spłacić dług spod Saratogi!

 

Czekam zatem z niecierpliwością na twe przybycie, by po raz kolejny wspólnie przystąpić do pracy. Tylko razem możemy rozpocząć techniczną rewolucję, o której rozmawialiśmy w każdej wolnej chwili! Tylko MY możemy zmienić świat i rozpocząć nową erę w dziejach ludzkości! Wiek pary i postępu!

Twój oddany sługa i przyjaciel

Tadeusz Kościuszko.

Koniec

Komentarze

Obywatelu Naczelniku... Nie pamięta się już, że Kościuszko formalnie wprowadzil ten wyraz do oficjalnej terminologii insurekcyjnej. Świadomie starano się nie używać podczas insurekcji w wojskach powstańczych tytułu "pan" w rónych formach. Wpływ Wielkiej Rewolucji Francuskiej , a wyraz "obywatel",  odpowiednik franuskiego wyrazu "citoyen", demonstrował równość.

Ciekawe, że po 1989r, wprowadzając nowe godło narodowe, obowiazujące do tej pory --- orla w koronie --- pozbawiono orła pięcioramiennych gwiazdek na skrzydlach, jako reliktu komunistycznego. No... Ten element także wproadzil Kościuszko i funkcjonował na orle po 1918r. Tak to jest, jak się nie zna historii --- usuwa się coś, co wprowadzil Naczelnik w sukmanie chłopskiej.   

Najpierw Lewandowski ze swoimi czołgami pędzonymi naftą, teraz Ty z parowymi... Ech...  

Nie, nie mam zamiaru zgryźliwie komentować, odradzać. To było tylko westchnienie, że nowa moda nadchodzi. OK, niech będą parowe czołgi. Bardziej to prawdopodobne od silnika spalinowego w czasach Łukasiewicza. Tylko wiesz co? Przemyśl wszystko od początku. Sprawdź, od kiedy wytapiano i stosowano stal. Bo chyba jeszcze nie w czasach monsieur  Cugnota. Nie pamiętam, szukać nie mam teraz czasu, research to sprawa autorów... Poza tym prrzysiądź fałdów nad językiem. Na łapankę czasu brak, ale błędy robisz --- gdy sam dojdziesz, jakie, szybciej przestaniesz je robić. Powodzenia.

@Roger

Obywatel został wprowadzony przez Tadeusza? Nie miałem pojęcia:) Dzięki za kolejną ciekawostkę.

@Adam

Nie wiem czy to moda czy przypadek. Tekst nabazgrałem blisko pół roku temu a kłębił się w głowie już od 2-3 lat.

Co do wykorzystania silnika parowego to mamy Richarda Trevithicka, który parę lat po opisywanych wydarzeniach (rok 1801) publicznie zademonstrował pojazd przewożący ludzi. Natomiast stal była znana powszechnie kilka lat później. Dotarłem do informacji o firmie Friedrich Krupp AG, która zajmowała się odlewaniem stali od 1811 r. czyli wcale nie tak odległe czasy:) Wcześniejsze opisy produkcji stali nowoczesnymi metodami pochodzą z 1740r. a zajmował się tym Benjamin Huntsman.

Największy problem to błędy, o których mówisz a nie mogę ich odnaleźć. Czytałem tekst na głos i dawałem do przeczytania kilku osobom. Część rzeczy wykryłem ale widać nie wszystkie...

Niekoniecznie stal... Wystarczyłyby płyty żelazne. Ówczesna broń palna i armaty miały niewelką siłę przebijającą. Trzeba pamiętać, że z armat strzelano wtedy okrągłymi pociskamia żeliwnymi lub kartaczami, z karabinów - okrągłymi kulamia ołowianymi, używając czarnego prochu dymnego. Płyta żelazna dawała aż nadto wystarczającą ochronę, a technologicznie wtedy produkcja takich płyt/płytek nie stwarzałaby problemów. 

Dobry jest pomysł możdzierza jako uzbrojenia insiurekcyjnego tanku -- wszystkie armaty były wtedy ładowane odprzodowo, podobnie jak karabiny i pistolety. Ciekawe, jak wyjdzie z tego Lewandowski, chcący  uzbroić w swoej powieści powstańcze tanki i rosyjskie krązowniki lądowe w armaty?

Tylko ---  tank musiałby mieć odkrytą górę, żeby strzelać z moździerza.  Trzech ludzi załogi to za mało --- jeden kieruje, jeden doklada paliwa do pieca silnika parowego, dwóch (w tym dowódca) obsługuje możdzierz / obserwuje tereni / określa kierunek jazdy /strzela. 

Nierówmierna stylicajca języka -- co w tekście robi "panel sterowania"? 

Ciekawy pomysł.

Pozdro.    

Ps. Oczywiście, w artylerii używano także granatów działowych, okreslanych czasami rownież jako "bomby". Czego to ludzie nie wymyślą...

Klasycznej łapanki nie zrobię, bo tekst na to za długi. Za to zwrócę Tobie uwagę na bardziej ogólne niedociągnięcia, które też potrafią wielu zniechęcać do czytania. 

-----------------------------------  

 

Witam wszystkich. Od jakiegoś czasu zaglądam na ten portal, coś tam czytam, coś sam próbuję pisać. Obawiam się, że prawdopodobnie pisanie nie jest moja mocną stroną, więc postanowiłem umieścić coś w sieci ,+ aby ostatecznie rozwiać me wątpliwości :) Jeśli jednak widzicie dla mnie światełko ,+ to powiedzcie ,+ nad czym musiałbym popracować ,+ a w niedalekiej przyszłości umieszcze inne historyjki w alternatywnej przeszłości.

<> Światełko świeci dla każdego bez wyjątku. Rzecz w tym, jak silnie to robi. Obawiam się, że powątpiewanie w swoje możliwości najprawdopodobniej silnie owo światło przytłumia... Tak więc wątpliwości wykop za drzwi, żeby nie psuły Ci humoru i nie przeszkadzały w pracy nad tekstem.

Nad czym musiałbyś popracować? Standardowa i bynajmniej nie złośliwa odpowiedź brzmi: nad wszystkim, co wiąże się z tekstem, który chcesz stworzyć. Historyczne fakty i dopasowane do nich zmyślenia; trochę historii technik wojennych i technologii cywilnych, aby nie palnąć z całą powagą durnoty takiej, jak telegraf elektryczny w starożytnym Rzymie; nie zaszkodzi porcja wiedzy o stosunkach społecznych w danym czasie, i tak dalej i dalej... Zadatki na niezłego researchera masz, jak widać po Twoich odpowiedziach w komentarzach. Ale do tego trzeba dołączyć sprawność językową. To pojęcie zawiera w sobie wszystko, czego tak nie lubimy w szkole — i czego nas w szkole nigdy do końca nie nauczą. Tego trzeba nauczyć się samemu. Dobrze pod względem językowym napisane i zredagowane książki, słowniki różnego rodzaju... Korespondencja i konwersacja ze staromodną, trochę nudzącą, ale elegancko wysławiającą się ciotką też. Serio.

 

Przechodzę do konkretnych szczegółów.

 

Słońce wskazywało już południe gdy do polowego namiotu wpadł zdyszany adiutant. Po kilku głębszych wdechach wyprostował się jak struna i zasalutował.

<> Szczegół; brak przecinka przed „gdy”.

Ogół: akapit do przerobienia. Po pierwsze: słońce samo ze siebie niczego nie wskazuje. Pozycja słońca na niebie, wysokość słońca już na coś może wskazywać. Po drugie: dlaczego namiot polowy? Dla odróżnienia od jakichś innych namiotów? Pałacowych, parkowych, leśnych? Po trzecie: dopiero po kilku głębszych oddechach adiutant zdołał się wyprostować — czyli musiał być solidnie zmęczony biegiem, a Ty o tym ani słowa...

Napisałbym to mniej więcej tak: Było już południe, gdy do namiotu dowódcy wpadł zdyszany i spocony po biegu adiutant. Zasalutował, ale dopiero po kilku głębokich oddechach odzyskał zdolność mówienia.

— Obywatelu Naczelniku, melduję, że pancerna dywizja regimentarza Głowackiego właśnie przybyła.

Uwaga: dywizja przy założeniu, że w tamtych czasach funkcjonował ten termin... Sprawdź!

 

– Doskonale. Niech przegrupują oddziały i będą gotowi do zajęcia pozycji na południowym zachodzie od zamku, tuż nad Okrzejką. Potrzebujemy dużego pola by w pełnym pędzie rozbić prawe skrzydło korpusu Fersena. Z resztą, Bartosz doskonale wie jak działać. Wezwijcie generała Slaskiego. Wykonać!

<> Szczegóły: Przecinek po „pola”, zbędny przecinek po „zresztą”, które w tym zastosowaniu piszemy razem.

Ogół: mam poważne wątpliwości w kwestii „pełnego pędu”. Duże, ciężkie z powodu opancerzenia i wyposażenia w moździerz czołgi, których napęd stanowi silnik parowy, sam w sobie w tamtym czasie ciężki jak diabli, bo i kocioł, i cylindry, zapas paliwa... Gdzie tu miejsce na pełny pęd? Sześć kilometrów dwieście metrów na godzinę i siedem minut chyba... Na moje oko pasowałoby „uderzenie” na skrzydło — albo nawet „rozbicie”, "zgniecenie" skrzydła wojsk Fersena ogniem i zwykłym strachem przed niemożliwymi do unieszkodliwienia maszynami...

 

Dowódca, poprawił mankiety i podszedł do stołu z makietą okolicy. Przesunął kilka flag symbolizujących poszczególne oddziały. Bacznie przyglądał się znacznikowi korpusu Fersena, zastanawiając się jakie działania przedsięwziąć.

<> Ten akapit kwituję uwagą o braku przecinka po „się”. Imiesłowy współczesne wydzielamy obowiązkowo przecinkami.

 

– Melduję się na rozkaz, obywatelu Naczelniku! – od wejścia zasalutował Slaski.

– Jaką przewagę ma wróg na północnym zachodzie?

– Cztery do jednego – po chwili kalkulacji odpowiedział. (A kto, że się grzecznie zapytam, odpowiedział? Z wypowiedzi na wypowiedź zmienia się podmiot, należy to uwzględnić...)

– Zwiadowcy potwierdzili stan gruntu?

– Tak jest. Mamy wspaniałą złotą jesień. Nie padało od tygodnia. Ziemia idealnie nadaje się na szarżę.

– Rozumiem. Razem ze swoimi kosynierami zajmiesz pozycje na lewym skrzydle Fersena i odetniesz drogę wycofującym się oddziałom. Bronicie się pod słońce, ale po szarży Głowackiego nie powinno być ich wielu. A gdyby nawet… – Głównodowodzący przez chwilę zawahał się, po czym przewrócił znacznik oddziałów rosyjskich. – Nie brać jeńców. Wykonać!

<> Szczegóły. Po pierwsze — dlaczego wróg? Wiedzą, że to Rosjanie, wiedzą, kto nimi dowodzi. Jaką przewagę może mieć Fersen? Jaką przewagę mogą mieć? To wystarczy, bo wiadomo, kto nad kim tę przewagę ma, ale nie wiadomo dokładnie, w jakiej proporcji. Więc jakim sposobem Slaski kalkulował? Ocenił, i to w przybliżeniu, o czym powinien Naczelnika poinformować. Oceniam, obywatelu Naczelniku, że taką to a taką... Po drugie: jakie, u licha, potwierdzenie stanu gruntu? Sam piszesz, że od tygodnia nie padało, więc każdy cymbał dośpiewa sobie, że jest sucho — więc tu o nierówności terenu bardziej, a nawet wyłącznie chodzi.

Ogólnie: akapit do przeróbki w szczegółach, bo w nich diabeł się kryje...

 

Opatrzność sprzyja(myśli z reguły wyróżniają się kursywą), pomyślał gdy został sam w namiocie. W ciągu kilku godzin przyszłość Rzeczypospolitej powinna stać się jasna. A gdy Katarzyna podkuli ogon i wycofa wojska do Moskwy, przyjdzie kolej na Fryderyka. Zadufani, francuscy głupcy nie dawali mi szans. Ale wkrótce oni również zapłacą za zdradę.

<> A tutaj, za to wtrącenie w nawiasie, należy się Tobie takie nacieranie uszu, że ojojoj. Od kiedy uwagi redakcyjne i techniczne ładuje się do tekstu? No, od kiedy?

Skoro na redakcję i typografię zeszło: kursywa nie jest tu faktycznie potrzebna. Owszem, może być zastosowana, ale — znów szczegół z diabłem w środku — potem używasz (całkowicie poprawnie!) kursywy do wyróżnienia tekstów listów, dlatego do zapisania myśli Naczelnika wystarczy pismo zwykłe, z jednoznacznym poinformowaniem czytelnika, że o myśli chodzi. Na przykład: Po wyjściu Slaskiego Naczelnik ponownie przyjrzał się makiecie przyszłej bitwy. Przebiegł w myślach założenia, jakie przyjęto na naradzie sztabu i pomyślał nie bez zadowolenia, że Opatrzność mu sprzyja. Przyszłość Rzeczypospolitej rozstrzygnie się w ciągu kilku najbliższych godzin, i powinno to być rozstrzygniecie bardzo pomyślne. A gdy już Katarzyna (...).

 ---------------------------------

Jak mawiał J. T. Stanisławski, kończąc swe niezapomniane „wykłady”, to by było na tyle.

Powodzenia w doskonaleniu się — i żadnego myślenia, że mamusiu, ja nie potrafię! Każdy, kto chce, potrafi.

A tak w ogóle, Autorze, czemu nie uzbroić kościuszkowskich insurgentów w kilka baterii  rozwiniętych technicznie rakiet? Lewandowski na to nie wpadl (chyba).   A przecież już w powstaniu listopadowym  w wojskach Królestwa Polskiego istniały baterie "rakietników", wykorzystujących rakiety Congreve'a. Trochę bardziej rozwinięte, większego kalibru, o działaniu odłamkowym, byłyby wtedy przerażającą bronią. Kilka salw rakiet w kierunku korpisu Fersena,smugii w powietrzu, eksplozje, plomienie... Potem  powolna szarża parowych tanków -- i kosynierzy dopełniają reszty... 

Ówczesna manufaktura w Kozienicach prezentowala bardzo wysoki poziom techniczny i produkowała świetne sztucery, oczywiście z lufą gwintowaną. Ktoś mogłby tam wpaść na pomysł budowy polowych rakiet i w najgłebszej tajemnicy opracować taki produkt...   

@Adamie - jesteś polonistą? Czy to doświadczenie w pisaniu? Dzięki za rady. O ile z grzebaniem w czeluściach internetu i porównywaniu różnych źródeł nie mam problemu, prawie 3h spędziłem na samym czytaniu o stopniach wojskowych z tamtego okresy :P, to wiem czemu będę musiał się przyjrzeć w wolnej chwili. Prawdopodobnie czeka mnie totalne przeredagowanie tekstu... albo napisanie innego z uwzględnieniem zaleceń.

 

@Roger - gdy padło stwierdzenie o stali to skojarzyłem to z fragmentem : "W pewnym momencie stalowa bestia buchnęła kłębami pary." Żelazo zbyt szybko koroduje w związku z czym nie bardzo nadaje się do mechanizmów parowych. W późniejszych fragmentach chciałem być konsekwentny i nie wprowadzać zbyt dużej ilości "surowców". 

Co do rakiet to coś mi się kiedyś obiło o uszy i rozważałem tę opcję. Zrezygnowałem jednak z ich "wynalezienia" i skupiłem się na BojowychWozachParowych.

3osobowa załoga wynikała z tego, że obsługa moździerza i kontrola paliwka wykowanywane są przez jedną osobę. Dlaczego? Gdy silnik parowy osiąga pewien stopień sprężenia pary to nie potrzeba na niego zwracać tak bacznej uwagi i można zająć się czymś innym. Wyszedłem z założenia, że BWP w pierwszej fazie manewrów nabierają prędkości i nie strzelają. W drugiej natomiast prowadzą ostrzał i pełną parą nacierają na wrogów.

Hmm.. czyżbyś był miłośnikiem wojskowości, tudzież techniki wojskowej? :)

 

Dzięki za podpowiedzi i sugestie. Obiecuję z nich skorzystać:) 

Mój komentarz jest zbyt wypasiony, by dać się wepchnąć w to rachityczne okienko. Jeśli chcesz go poznać, podaj maila, prześlę. A tak na marginesie - czy ta strona daje jakieś możliwości wysłania do innego użytkowników tzw. priv-a? Poza obrębem dogorywającego forum, rzecz jasna, z którego i tak dawno temu się "wypisałam".

A proszę:

venomyoshi@poczta.onet.pl

W temacie - NF lub coś zbieżnego. Wszystko co dziwnie wygląda od razu kasuję;) 

Ho, ho, widzę, że posypały się tu już ciekawostki i pomysły. Tylko brać i korzystać, autorze. 

Swoją drogą, moda - nie moda, ale mi ten cały steampunk (w rozsądnych dawkach oczywiście) całkiem do gustu przypada. A i alternatywnych historii Rzeczpospolitej też nigdy za wiele. 

Cieszy mnie również to, że autor ma jakieś pojęcie o historii. Spotkałem się już z ludźmi, którzy próbowali cały rys historyczny zastąpić nieskrępowaną fantastyką i polegli na tym sromotnie. Za to plus.

Sama historia też jest ciekawa. Napisana dość zgrabnie (choć dialogi zapisane są błędnie, a przecinki czasem uciekają), ale brakuje jej stylistycznych fajerwerków - a ja lubię stylistyczne fajerwerki.

 

Ode mnie cztery, bo i dlaczego nie?

Dzięki:) 

Chciałbym pisać w stylu określanym przeze mnie science steampunk. Gdzie brak "upiorytu" rodem z deadlands a niemal wszystko można mniej lub bardziej naukowo wyjaśnić.

Co to znaczy stylistyczne fajerwerki? I czy moglibyście polecić jakiś solidny poradnik typu: przycinek - wstaw go sam? 

Jedna osoba do obsługi ówczesnego możdzierza - zdecydowanie za mało. Trzeba pamiętać, że ówcześnie strzelano z broni ładowanej odprzodowo. A więc -- po każdym strzale z działa / możdzierza  przecierano lufę wyciorem  celem usunięcia drobin spalonego prochu, wkładano proch, zwykle z przygotowanego ładunku z odmierzoną ilościa, potem przybitkę, dobijano i wkładano pocisk. Dalej -- ta sama osoba musiałaby przejść do tyłu, wycelowac ( nadać  lufie możdzierza  kąt podniesienia), wziąć tlący się lont i przytknąc do kanału ogniowego w korpusie lufy.Oczywiście podsypać tam też prochu. I to wszystko w ruchu...

Co do plyt żelaznych -- wcale nie. Rzuć okiem na haslo "Monitor" -- pierwszy parowy okręt pancerny, użyty w czasie wojny secesyjnej -- jak został opancerzony i jakiego materiału uzyto? A on jeszcze pływał... 

A z rakietami -- a czemu tanki insurgentów nie mogą mieć  z boku kadłuba po jednej wyrzutni rakiet? Okienko sie otiwera z boku kadłuba, ręka z lontem wynurza, dotyka do lontu zwisającego z tyłu rakiety i... leci! Proste i bardzo efektywne rozwiązanie.

No, kolego pallek, wyróżniasz się, i to jak, na tle przytłaczającej większości... Na plus, żeby nie było, iż pozwalam sobie na żarciki jakieś. Żadnych fochów, konkretne podejście...

Sporządź solidny konspekt, pisz powoli, na spokojnie, bez euforii tworzenia --- wystarczy przyjemność pisania interesującej historii, nadmierne uniesienia wiodą zbyt często w niepożądane strony.

Swoją drogą, nie powinieneś rezygnować z rac kongrewskich, jak je zwano. Udoskonalić, byle rozsądnie, i wykorzystać. Roger ma rację. 

--->  w_baskerville: nie, nie daje takich możliwości. {A może byś sobie o czymś przypomniała, hę?  :-)  }

Poszukaj w księgarniach, antykwariatach, na Alledrogo:  

--- Jerzy Podracki, Słownik interpunkcyjny języka polskiego, Warszawa 1994, Wydawnictwo "Oświata";

--- Artur Dzigański, Nowy słownik interpunkcyjny, Kraków 2009, Krakowskie Wydawnictwo Naukowe; ta pozycja jest obszerniejsza od Podrackiego.

Chociaż w praktyce nie muszę ich nieustannie wertować, bywają przydatne.

W podanym linku glównie chodzi  o HMS "Warrior", całkowicie żelaznej konstrukcji, z opancerzeniem z plyt żelaznych i napędem parowym, a także żaglowym.  Trzeba pamiętać, że ożaglowanie w pierwszych okrętach pancernych wykorzystywano stosunkowo długo, bo stacje bunkrowe wędgla były jeszcze nieliczne.

Śmiało kościuszkowskie tanki mogą być z żelaza...    

Nie zapomnijmy również o naszych forumowych wskazówkach dla piszących, które pozwolą zażegnać problemzłego zapisu dialogów i o zasadach interpunkcji, które mi osobiście pozwoliły znacząco ograniczyć problemy spod znaku przecinka i kropki. 

---> w_baskerville: nie, nie daje takich możliwości. {A może byś sobie o czymś przypomniała, hę? :-) }

Ajaj! Adaś! Ja Ci to wszystko szczegółowo wytłumaczę. Daj mi tylko chwilkę - utłukę komara, który mnie właśnie udziabał i wymyślę jakąś dramatyczną historyjkę!

"A z rakietami -- a czemu tanki insurgentów nie mogą mieć z boku kadłuba po jednej wyrzutni rakiet? Okienko sie otiwera z boku kadłuba, ręka z lontem wynurza, dotyka do lontu zwisającego z tyłu rakiety i... leci! Proste i bardzo efektywne rozwiązanie."

Jedna zbłąkana kula albo przypadkowa iskra i byłoby po tanku :) Chociaż z drugiej strony możnaby to jakoś wklecić zgrabnie. Czas spać, więc w łóżeczku jeszcze przemyślę plusy dodatnie i ujemne takiego rozwiązania.

ninja edit: Właśnie mnie olśniło! Po co kombinować skoro bracia słowianie zza Bugu już dawno wprowadzili idealne rozwiązanie? Katiusza! W wersji parowej ma się rozumieć :)

przemyślę plusy dodatnie i ujemne  

Spadłem z krzesła, odwłok boli, ale wciąż się śmieję. Ty tak specjalnie?

Z czystą i nieskrywaną premedytacją :) Takie motto życiowe - ze wszystkiego można czerpać korzyść. Hmm może kiedyś wplotę to w jakieś opowiadanie?

No dobra, póżno już... Nic nie wyleci -- wystarczy dodać z boku kadłuba osłonę rakiety z cienkiej plyty, mocowanej na wspornikach.Wystarczy. Niewiele ważyłaby. Ponadto --- zasięg karabinu skałkowego i zasięg rakiety znacznie się różnily --- na korzyśc rakiety. Plyta byłaby potrzebna tak na wszelki wypadek. 

 Może tak jeszcze wyposażyc tank kościuszkowski w peryskop? Przydałby się, bo nie trzeba wystawiać głowy. Przy okazji --- link do mało znanej  postaci, wynalazcy pierwowzoru obecnie używanego peryskopu czołgowego-->

http://pl.wikipedia.org/wiki/Rudolf_Gundlach

Widzę, że już wszystko zostało powiedziane, pozostaje mi tylko dać znać, że przeczytałam. Przypomniało mi się, jakim zaskoczeniem napełnił mnie fakt, że jakiś pastor padł w Anglii na zawal, jak zobaczył maszynę parową...

Przy okazji - polecam "Maszynę różnicową", jeśli jeszcze nie czytałeś/aś.

Przeczytałem i w sumie odnoszę wrażenie, że to bardziej szkic tła historii niż samodzielne opowiadanie.

pozdrawiam

I po co to było?

Nowa Fantastyka