
Autorze! To opowiadanie ma status archiwalnego tekstu ze starej strony. Aby przywrócić go do głównego spisu, wystarczy dokonać edycji. Do tego czasu możliwość komentowania będzie wyłączona.
Zbiór opowieści o Wampirze, Wiedźmie i Fakirze. Ich losy splotły się nieoczekiwanie – z czego nie są zbyt zachwyceni. Dzięki talizmanowi, razem przemierzają przeszłość, przyszłość i teraźniejszość, z nudów, braku innych zajęć i chęci dogryzania sobie na wzajem nie cofną się przed niczym. Tym sposobem powstała Wielka Księga Triskela czyli zbiór opowiadań widzianych moimi oczyma Fakira – ucznia,pomocnika, osobistego „ciecia” Mistrza Aidana Cassa, jak również strażnika potężnego Talizmanu
Cz. I Czas próby.
A.D. 2011 Gdzieś, w ciemnych zakamarkach zamku Mistrza Aidana.
Dzisiaj właśnie, mija ósmy rok, kiedy złożyłem przyrzeczenie, iż służyć wiernie będę memu Mistrzowi Wampirowi. Od moich narodzin minęło kilkadziesiąt wiosen, lecz dzięki Mistrzowi mam 21 lat i tak już pozostanie po wsze czasy. Mówią na mnie Fakir, lecz mój Mistrz woła na mnie ….. .. no niestety, woła jak mu się podoba.
Odpaliłem świecę i zacząłem schodzić kamiennymi, krętymi schodamił. Tylko dwie osoby znały to przejście i bezbłędnie się poruszały, w tym ciemnym labiryncie.
Z tym miejscem związanych jest wiele ciekawych opowieści, a do jednej z nich, niestety i ja się przyczyniłem.
Kiedy zaczynałem służbę u Mistrza Aidana, uczył mnie rozpoznawania każdego, najmniejszego szczegółu kamiennej posadzki, tak aby swobodnie poruszać się po labiryntach jego zamku.
Niestety, nigdy nie przykładałem się do głoszonych filozofii czy nauk Mistrza. Przeważnie znajdowałem lepsze tematy do rozmyślań, lecz w tym akurat przypadku, niesłuchanie Aidana było dla mnie zgubne.
Podszedłem do stojącej na wprost ogromnej beczki i pociągnąłem zapadnie. Przód beczki nieznacznie się odchylił, a po chwili byłem już w jej wnętrzu. Wystarczyło jedynie teraz dotknąć zimnej ściany, aby odchyliła się w górę, na tyle, żeby się prześlizgnąć i znaleźć się na początku labiryntu.
Pod zamkiem mieściły się dwa piętra podziemnych pomieszczeń i labiryntów. Pierwsze było ogólnodostępne dla wszystkich, nawet służby. Na tym poziomie znajdował się cały asortyment do wyrobu win i piwa, które tak mistrz uwielbiał, a którymi ja również nie gardziłem. Mieściły się tutaj trzy ogromne beczki zawsze zapełnione, oraz jedna spreparowana tak aby wszyscy uważali iż jest zapełniona. To właśnie ona była tajemniczym przejściem do Mistrza, śpiącego w zamkniętej skrzyni, ukrytej w niedostępnych labiryntach.
Wąskie korytarze przecinające się z sobą, tworzyły istną, misternie utkaną pajęczynę, przy której zawsze gdzieś nieopodal ukryty jest cichy zabójca.
W moim żołądku rozlegało się przeraźliwe burczenie i mimowolnie zacząłem zastanawiać się jakie wyśmienite potrawy mogły by temu zaradzić, lecz z zamyślenia wyrwał mnie ostry głos Mistrza:
Aidan:
– … tak to właśnie wyglądać powinno. Już tylko kilka znaków i jesteśmy na miejscu. Pamiętaj iż parzyste symbole to znaki runiczne, a nieparzyste….
Ooooo wiem ! – pomyślałem – zabiłbym za jajecznicę z zasmażaną kiełbasą i szczypiorkiem z odrobiną cebuli. Doleciał do mnie krzyk Mistrza:
Aidan:
– Jasna cholera ! Słuchasz mnie cieciu ?
Fakir:
– Ależ oczywiście Mistrzu, jeszcze kilka symboli i jesteśmy na miejscu, mam pamiętać o parzystych i nieparzystych symbolach, abym nic nie pomylił i takie tam
Doszedłem właśnie do pierwszego symbolu i zaśmiałem się w myślach. Mądry człowiek uczy się na cudzych błędach, a głupiec na własnych. Gdybym wtedy słuchał Mistrza nie musiałbym uczyć się na własnych błędach. No cóż nikt nie jest idealny.
Wziąłem do ręki pochodnię i zbliżyłem do niej świecę. Światło zatańczyło, przygasło by po chwili rozbłysnąć pełnym blaskiem. Już niewiele czasu pozostało do wybudzenia Mistrza i lepiej bym był przed czasem niż miałbym się spóźnić na takie widowisko.
Szybkim krokiem minąłem pierwszy symbol i udałem się na wprost gdzie 50 metrów dalej był następny symbol, potem w prawo, lewo w prawo itd. No tak teraz to ja już znam na pamięć i wiem żeby od początku labiryntu iść według odwróconego znaku krzyża – czyli odwrotnie się żegnając: zaczynając od złożonych dłoni „Amen”, a kończąc na czole „w imię Ojca”.
Aidan:
– Nie takie tam ! Dzięki symbolom trafisz do celu ! – grzmiał niezadowolony Wampir.
Znaki są umieszczone w różnych odstępach ale jeśli dobrze przeczytasz znaki dowiesz się za ile jest następny i gdzie masz skręcić. Z każdej opresji jest jednak wyjście. Jeśli cokolwiek by się przydarzyło to pamiętaj by od początku tego labiryntu …
Nagle rozległo się burczenie w brzuchu. Nieeee, żadnej jajecznicy ! Smażona kiełbasa z grilla ! Z pajdą suchego chleba i musztardą. Mimowolnie uśmiech pojawił się na mojej twarzy.
Aidan:
– Ja na twoim miejscu bym się tak nie cieszył, bo znając ciebie to nic nie da, że są dwie opcje wydostania się stąd
Fakir:
– Niby dlaczego Mistrz tak uważa ?
Aidan:
– Bo takiego rozkojarzonego idioty, świat jeszcze na swej powierzchni nie nosił ! Jutro będzie twój wielki test i zobaczymy jak sobie poradzisz.
Pogmerał w kieszeni skórzanego płaszcza, wyciągnął zapalniczkę i położył ją na drewnianą skrzynię.
Aidan:
– Jutro wejdziesz do labiryntu i przyniesiesz mi tą zapalniczkę
Mistrz myśli, iż faktycznie ma do czynienia z wielkim imbecylem. Może faktycznie nie zwracałem większej uwagi na słowa Wampira, lecz miałem w zanadrzu pewien plan. Otóż, z każdej sytuacji jest jeszcze jedno wyjście: zdać się na swój umysł. Po cholerę mam pamiętać jakieś symbole co do czego, jak i kiedy, skoro najlepsze i sprawdzone rozwiązania to te najprostsze. Nie ma nic prostszego niż zwykła nitka. Nie na daremno mówi się: „po nitce do kłębka”.
Fakir:
– Jak sobie Mistrz tego życzy, tak zrobię
Po czym z kieszeni wyciągnąłem szpulkę z nitką i koniec zaczepiłem o wieko skrzyni.
Aidan:
– Jeszcze nikomu nie udało się dotrzeć do tego miejsca i wyjść na zewnątrz po pierwszym oprowadzeniu, i opowiedzeniu co i jak. Wychodzimy stąd, a jutro sam postarasz się tu trafić.
Idąc w stronę wyjścia potajemnie rozwijałem cienką nitkę, tak aby Aidan niczego nie zauważył.
Pomyślałem sobie, że niczym Tezeusz znajdę hmmm… zapalniczkę i po nitce wyjdę zwycięsko z labiryntu. Jednak los sprawił, iż nie będzie to takie proste.
Bez problemu dotarłem na miejsce. Pochodnię wetknąłem w zaczep w ścianie i podszedłem bliżej skrzyni. Nie dochodziły mnie żadne dźwięki, więc pozostało jeszcze trochę czasu do wybudzenia Wampira.
Wdrapałem się na skrzynię i przysiadłem na niej. Można by tu wstawić chociaż jedno krzesło – pomyślałem– bo nie ma nawet gdzie usiąść, a od zimnych kamieni, w tyłek ciągnie niemiłosiernie.
Podkuliłem nogi, objąłem je rękami, a po chwili zrobiło się odrobinę cieplej i znów odpłynąłem we wspomnienia.
Nadszedł dzień próby. Cały świat dawał mi znikome sygnały, iż dzisiaj będzie mój dzień triumfu.
Złapałem początek nitki, w drugiej ręce trzymałem czekoladę orzechową – jak mówią śniadanie jest najważniejszym posiłkiem dnia – i ruszyłem w głąb labiryntu. Co ten Aidan wygadywał za bzdury o jakiś runach, symbolach i znakach. Minęło raptem kilkanaście minut i już trzymałem zapalniczkę Mistrza w ręce. Z wyjściem z tunelu już nie poszło mi tak gładko. Błądziłem dobrych kilkanaście godzin, a nić po której wszedłem do środka, zdawała się nie mieć końca i przechodziła chyba przez wszystkie możliwe korytarze labiryntu.
Jak się później okazało, w labiryncie nie byłem sam. Krok w krok chodził za mną tajemniczy prześladowca, który bardzo chytrze zacierał ślady i tak zmyślnie przestawiał nitkę, iż droga do wyjścia ciągnęła się w nieskończoność.
Szczur podążył za mną, a właściwie za zapachem czekolady. Niesfornemu zwierzakowi wplątała się nić w nóżkę i w ten sposób biegał po całym labiryncie, a ja jak idiota za nim, nie wiedząc nawet, że nitka notorycznie zmieniała położenie.
Aidan niecierpliwiąc się ( dopiero na drugi dzień, bo jakby inaczej) przy samym wejściu do labiryntu postawił na ziemi gorący obiad. Tym sposobem myślał, że chyba wywącham to jedzenie z kilometra, jednak dobrze, że nieszczęsny szczur zareagował na smakołyki i podążył za jedzeniem. Ja oczywiście po pewnym czasie podążyłem ścieżką szczura.
Wyłoniłem się wreszcie z labiryntu i zobaczyłem szczura ze sznurkiem wplątanym w tylną łapkę, zajadającego w najlepsze obiad z talerza.
Aidan widząc co się stało, tarzał się po ziemi ze śmiechu:
– Mam mądrzejsze szczury w piwnicy niż mojego własnego strażnika!
Spuściłem głowę w dół i tylko odparłem:
– Szczury są bardzo inteligentnymi stworzeniami
Aidan:
– Jeszcze nikomu, podczas pierwszej próby się nie powiodło, więc nie ma co płakać. Jednak wiedz, że jestem pełen podziwu……
Uniosłem dumnie głowę i lekko się uśmiechnąłem – wreszcie mnie ten stary pryk docenił.
Aidan kontynuował:
– …i zachwytu nad inteligencją oraz niesamowitym zmysłem, tego oto szczura. Gdyby nie on umarłbyś w tym labiryncie !
Zobacz, nawet sznurek sobie do nogi przywiązał, abyś mógł wytropić jego ścieżki, bo inaczej pewnie byś go nie dogonił.
Po czym wziął szczura na ręce i odplątał z niewielkiej nóżki nieszczęsny sznurek.
Aidan:
– A ty idioto… ! Nigdy nie zostawiaj za sobą śladu prowadzącego do celu ! Ty myślisz, że po cholerę kilkaset lat temu zrobiono tu labirynt??? Sprayem narysuj ciągłą linię do mojej kryjówki !
Cóż mogłem zrobić? Spuściłem z powrotem głowę w dół, bo w sumie jakby nie było Wampir miał rację.
Jak się okazało, to nie szczur, a szczurzyca uratowała mi życie. Od tej pory zamieszkała ze mną, w mojej komnacie. Nazwałem ją Sunny, jest przy mnie po dziś dzień i notorycznie wyjada mi z talerza.
C.D.N.
Triskel'a [...] Cass'a --- proponuję zgłębić tajniki stosowania apostrofu przed końcówkami fleksyjnymi niepolskich imion i nazwisk.
Późna jesień, dzień przed wszystkimi świętymi. Gdzieś w ciemnych zakamarkach zamku Mistrza Aidana A.D 2011 --- nazwy świąt piszemy dużymi literami. Skrót Anno Domini albo z kropkami po obu literach, albo bez kropek. Poza tym lepiej pasowałby na poczatku zdania, z którego nie tylko można, lecz trzeba wykreślić 'późną jesień". 'Dzień przed' precyzyjnie wyznacza datę. Kropka na końcu zdania.
Zapis dialogów jak w sztuce teatralnej, ale może być. Natomiast nie może być małej litery na początku kwestii dialogowej (są wyjątki, ale mówię o generalnej zasadzie).
Nie dajemy spacji przed znakami interpunkcyjnymi.
Interpunkcja jako taka leży i przedagonalnie pokwikuje.
----------------------------
Natomiast całość, taka, jaką sugeruje zamieszczony fragment, może okazać się przyjemną lekturą rozrywkową.
Styl i składnia wespół poszły podciąć sobie żyły. Poza tym widzę, że ciekawie będzie się działo.