
Autorze! To opowiadanie ma status archiwalnego tekstu ze starej strony. Aby przywrócić go do głównego spisu, wystarczy dokonać edycji. Do tego czasu możliwość komentowania będzie wyłączona.
Klasztor Niebiańskiej Sereamines zdawał się być zwieńczony koroną z purpurowych obłoków. Niebo stopniowo przybierało barwę granatu, świat się kurczył i zaczynał tonąć w półmroku. Zapadł szafirowy zmierzch.
Dwaj akolici przeszli krużgankiem, mijając dormitorium oraz Basztę Północną. Nie chcąc skupiać na sobie niczyjego wzroku, chyłkiem przemknęli przez opustoszały o tej porze ogród botaniczny i zielnik, gdzie padały na nich niepokojąco długie cienie drzew i krzewów. W końcu znaleźli się poza obrębem murów klasztornych i poszli wąską, brukowaną kocimi łbami uliczką. Nie zważali już na to, że łamali regułę zakonu, wszak ich misja miała priorytetowe znaczenie.
Ragnonowi niespecjalnie odpowiadała rola zbawcy, bądź bohatera, ponadto nie mógł przestać myśleć o ubocznym aspekcie znalezienia księgi. W jakm związku bowiem pozostaje ta sprawa z porwaniem Eliany?
Ściemniło się, gdy doszli do rozstaju dróg na rubieżach Winkradu. Według instrukcji Dalmita musieli skierować się na zachód. Wstąpili na wąską, kamienistą drogę wijącą się między niskimi pagórkami. Ziemia była tu jałowa i skalista, toteż z rzadka omijali niewielkie skrawki pól z posianą kukurydzą i fasolą. Anachoreta zgodnie ze zwyczajem mieszkał na odludziu. W końcu natknęli się na domek w kształcie ula, zbudowany ze starannie ułożonych płytek z surowego kamienia. Dotarli na miejsce. Parę metrów od nich kobieta w średnim wieku czerpała wodę z małej studzienki. Poznali po jej szarym habicie zakonnicę z klasztoru Enaenis Miłosiernej.
– Dzień dobry, siostro – Gawid lekko się ukłonił. – Czy tutaj mieszka świątobliwy mąż?
– Owszem, ale ciężko zaniemógł i nikogo nie przyjmuje – kobieta stanowczo stanęła przed wejściem do chatki.
– Mamy pilną sprawę do niego.
– Nawet jeśli zechce was widzieć, to nie w tej chwili. Teraz położył się spać, gdyż jest zmęczony – kobieta ucięła spór, ale jeszcze powiedziała: – Jest tu dwóch takich, co także przyszli go zobaczyć – machnęła ręką w stronę dwóch mężczyzn, siedzących nieopodal na podłużnym głazie.
Gawid i Ragnon podeszli do nich, przedstawiając się jako pielgrzymi. Wyższy nieznajomy, wytwornie odziany, był wysłannikiem króla Baldanny, małego, górzystego państewka na zachodzie. Jego towarzysz, Liwast, niewiele chciał o sobie powiedzieć, Był tangeńskim wojownikiem i przyłączył się do Hogaza podczas jego peregrynacji. Obydwaj udali się z ważną misją do anachorety, zamierzając wysłuchac jego proroctwa odnośnie krain zachodnich, a w szczególności Baldanny. Na tle niedawnych wydarzeń przyszłość ta rysowała się nader niepewnie. W dzikich, odludnych ostępach Gór Sowich i Gór Posępnych Iglic, będących przedmurzem wielkiego łańcucha majestatycznych Haglazarów, przebudziły się stwory, znane dotychczas jedynie z mitów i baśni. W ludzkich obejściach i na pastwiskach zaczęły grasować wilkołaki, gobliny, jaskiniowe karły i czarne smoki. Ale to był dopiero początek.
Nad przepastnym urwiskiem w niegościnnych Górach Posepnych Iglic wzniósł sobie warownię czarnoksiężnik Isigineol. W poprzednich latach okrył się złowrogą sławą nekromanty. Został wypędzony z królewskiego dworu Baldanny. Zaszył się w górach, przysięgając zemstę całemu światu. I jakby mało nieszczęść spadło na Baldannę, doszły do nich nietypowe wahania aury. Burze gradowe i ulewne deszcze niszczyły zbiory na polach, a oleista zawiesina z chmur pogrążała kraj w permanentnym mroku. Z trwogą zaczęto szeptać o wielkiej potędze czarnoksiężnika, gdyż tu jego obwiniano o te nieszczęścia. Na mieszkańców Baldanny padł blady strach. Hogaz nie ukrywał, iż spodziewa się od anachorety zbawiennej rady, wszak jego sława wielkiego mędrca dotarła aż do maleńkich krain zachodu. Hogaz powoli sprowadził rozmowę na inne tory, aż zapytał obydwu akolitów o cel wizyty u świętego. Ragnon oatrożnie odpowiedział:
– Przysłano nas tu z klasztoru. Anachoreta ma nam udzielić odpowiedzi na kilka ważnych pytań.
– Miejmy nadzieję, że w ogóle będzie mógł nas przyjąć – ledwie Hogaz wyrzekł te słowa, podeszła do nich siostra Ludmiła i niechętnie oznajmiła, że święty ich oczekuje.
– Tylko nie męczcie go zbędną gadaniną, bo święty mąż jest bardzo chory – upomniała ich jeszcze surowo.
Weszli do chatki. W środku było sucho i przestronnie, z łatwością pomieściłoby się tutaj dziesięć osób. Na ścienie palił się umocowany kaganek, oświetlając nie więcej, niż połowę pomieszczenia. Na posłaniu złożonym z kilku koców i pledu spoczywał w pozycji półleżącej sędziwy mężczyzna. Goście ukłonili się z szacunkiem. Starzec zatopił w nich hipnotyzujące spojrzenie, gestem wskazując, by się rozsiedli wokół niego na klepisku.
– Dobrze, że przybyliście w komplecie – rozpoczął przemowę pustelnik. – Macie wspólną misję do wypełnienia, wspólne przeznaczenie i jedną drogę przed sobą. Jeden z was trzyma księgę i zostanie on klucznikiem, księga bowiem posłuży mu za klucz, otwierający wszelkie bramy – święty przerwał na chwilę, odwrócił wzrok od Ragnona i zamknął oczy, ignorując całkowicie pytające spojrzenie Hogaza. – Proroctwo głosi, że księgi siłą magicznego przyciągania kiedyś zetkną się ze sobą. Istnieją trzy i każda z nich posiada magiczne właściwości. Dwie z nich po wymówieniu odpowiednich inkantacji otwierają wrota do krain, zrodzonych ze snów Nomdisa, Mrocznego Demiurga oraz Kamdosa, Władcy Kręgu Solarnego. Trzecie księga jest pusta. Jej białe stronice mogą przeciwstawić magii dwóm pozostałym własną, niezmierzoną moc. Właścicielem Białej Księgi jest czarnoksiężnik Isigineol. Drugą, Anadarę, macie wy, trzecią zaś, Sagadanę skradł Król Nocy. Połączenie Anadary i Sagadany z Białą Księgą daje zdolność stwarzania, rozszczepianie i unicestwiania światów. Jeśli Anadara wpadnie w ręce Króla Nocy, wtenczas moglibyśmy pożegnać się ze światem, jaki znamy. Wasze zadanie polega na odebranie królowi jego księgi.
Z odrętwienia, wywołanego słowami świętego, pierwszy otrząsnął się Liwast i zapytał:
– Jak zdołamy we czwórkę tego dokonać, skoro wszystkie kraje zachodu są bezradne wobec jego potęgi? I gdzie mamy szukać tej księgi?
Hogaz poruszył się niespokojnie.
– Powiedz, ojcze, cóż przyniesie nam przyszłość? I jaki los czeka Baldannę, nękaną przez czarnoksiężnika, gobliny i smoki? Jak mamy się przed nimi obronić?
– Jak powiedziałem, ostatnią deską ratunku przed nadchodzącą erą ciemności jest wykradzenie Królowi Nocy, który wraz z Isigineolem zawarł przymierze, jego księgi. Trzeba go powstrzymać przed popełnieniem absolutnego, nieodwracalnego zła. Pragną oni przekreślić dorobek całej ludzkości i stworzyć nowy świat na modłę swych koszmarnych snów. Zamierzają ściągnąć z przestworzy na ziemię zaczarowaną krainę Saneana, zamieszkałą przez anioły, bogów i nieśmiertelnych ludzi. Chcą zawładnąć tą eteryczną krainą i atnąć na szczycie hierarchii jej potężnych istot. Jeśli zaspokoją swe szalone, nieobliczalne aspiracje, to przyniosą nam wszystkim nieuchronną zgubę.
Anachoreta otarł pot z czoła. Na skroniach wystąpiły mu żyły, a jego błyszczące oczy gdzieś w dal. Schrypniętym, przyciszonym głosem mówił dalej.
– Już niebawem ziemię zaleją ciemności niby smoła z wywróconej kadzi. Spuścizna starożytnych magów chaosu przyniesie zatrważający plon w naszych czasach. Ten, kto poznał ich wielkie sekrety, gnany nieokiełznaną żądzą dopuści się czynów strasznych, niszcząc wszystko, co było dobre, piękne i szlachetne. Przemieni nasz świat w krainę wiecznego mroku, gubiąc niebiańską światłość na zawsze. Zapanuje wiekuista, czarna noc. Noc grozy, obłędu i śmierci.
Słowa anachorety powoli przeszły w szept, zamierając w stygnącym i nieruchomym powietrzu.Święty wydał ostatnie tchnienie i skonał.
Z samego rana siostra Ludmiła pojechała dwukołową bryczką zaprzężoną w muła do klasztoru Menares. Mnisi z tego klasztoru mieli sprawić anachorecie uroczysty pochówek. Ragnon i Gawid wciąż rozpamiętywali żarliwą przemowę świętego, zsając sobie sprawę z jej doniosłego znaczenia. Powinni teraz dotrzeć do Króla Nocy, aby odebrać mu skradzioną księgę. Wprawdzie reguła zakonu nie wymagała posłuszeństwa wobec świętych mężów, jednakże lekceważenie ich słów było grzechem cięższym niż herezja.
Gawidowi niezbyt uśmiechała się perspektywa odbycia długiej, uciążliwej i najeżonej niebezpieczeństwami wyprawy, lecz Ragnon przekonał go o jej konieczności, dowodząc, że jeśli odstąpią od zamiaru odzyskania księgi, to nie będą mieli po co wracać do klasztoru. Zostaliby wyrzutkami.
Oznajmił Hogazowi i Liwastowi, iż są gotowi wypełnić ostatnią wolę anachorety i dołączą do ich kompani. Wysłannik króla Baldanny skinął głową, jakby tylko na to czekał i niezwłocznie zaczął się szykować do drogi. PO chwili szli już gościńcem prowadzącym do królestw zachodu.
Ragnon został powiernikiem księgi, chociaż wcale nie zabiegał o taki przywilej. Nie miał bowiem najmniejszych wątpliwości, że w twierdzy legendarnego króla czeka go arcytrudne zadanie. Będzie musiał wystąpić w roli czarownika, otwierając magiczne wrota.
Zamiast roztrząsać te zawiłe kwestie, wolał myśleć o Elianie. Żywił nadzieję, że w głębokich lasach czy w złowrogiej fortecy zdoła ją odnaleźć i uwolnić z rąk porywaczy.
Po czterech dniach wędrówki dotarli do podnóża majestatycznych Haglazarów. Na granatowym niebie pojawił się księżyc oblewający oliwkowym blaskiem wzgórza, łąki i lasy. Zmęczeni forsownym marszem, zlegli na miękkiej trwie w zacisznym zagajniku olchowym. Liwast sprawnie rozpalił ognisko. Zjedli posiłek składający się z wędzonego sera i słoniny.
– Jak mamy we czwórkę pokonać Króla Nocy? – Ragnon próbował zagaić rozmowę, spoglądając na Hogaza, ich nieformalnego przywódcę.
– Wszak to ty posiadasz magiczną księgę. Słyszałeś, co mówił święty – odparł Hogaz.
– Chyba nie sądzisz, że zmierzę się z Królem na czary? Przecież to szaleństwo.
– Każdy z nas zrobi to, co będzie konieczne, ale póki co lepiej myśleś o najbliższej przyszłości – uciął dyskusję Liwast.
– Czy grozi nam jakieś niebezpieczeństwo? – zapytał Gawid.
– Na szczęście nie musimy przekraczać gór. Niebawem dojdziemy do płaskowyżu Imanan. Są to dzikie obszary, zamieszkałe przez karły i koczowników. Niejeden już nigdy nie powrócił z tego miejsca.
Na mrocznym niebie zajaśniała w pełnej krasie konstelacja Gryfa Złocistogrzywego. Liwast uznał to za dobry omen. Nazajutrz zobaczyli błękitną wstęgę rzeki Sanala. Szlak wiódł wzdłuż jej nurtu, wijąc się pomiędzy trzęsawiskami i małymi laskami olszynowymi. Okolica była prawie bezludna, czasem tylko natrafiali na skupisko pokrytych strzechą kilku chat w niewielkiej kotlinie. O zmroku natknęli się na starca, który grał na flecie tęskną melodię. Opodal skubały trawę dwie młode kozy. Hogaz uprzejmie przywitał się z wieśniakiem i wyraził mu uznanie za jego kunszt muzyczny. Staruszek przerwał grę, spoglądając nieufnie na przybyszów. Hogaz z niemałym trudem wciągnął go w rozmowę. Pastuch opowiedział im o napadach goblinów i wilkołaków na osady i gospodarstwa, o gnomach porywających małe dzieci, o watahah wygłodniałych wilków, o monstrualnych nietoperzach gnieżdżących się w jaskiniach i załomach skalnych, i o wielkich sowach, świdrujących nocne ciemności upiornym wzrokiem…
Po usłyszeniu tych nowin znużeni wędrowcy stracili ochotę zapuszczać się w nieprzenikniony las. Rozbili obóz na zacisznej polanie. Z głębii puszczy dobiegło ich wycie wilków. Liwast ponownie rozpalił ognisko i on też jako pierwszy spostrzegł żółte ślepia błyszczące w ciemności. Momentalinie dobył długi, lekko zakrzywiony pałasz.
– Otoczyły nas wilki! – zawołał do kompanów i skoczył pomiędzy kudłate cielska. Hogaz natychmiast poszedł w jego ślady, wywijając krótkim, obosiecznym mieczem.
Ragnon i Gawid z przerażeniem obserwowali zażartą walkę. Ocknęli się dopiero, gdy bezszelestnie podeszły do nich dwa ogromne wilki. Młodzieńcy prędko wyjęli z ogniska płonące polana i zaczęli nimi wymachiwać przed pyskami bestii, osmalając im futra. Wilki musiały trzymać się na dystans. Walka nagle ustała.
Gawid odniósł lekką ranę nogi. Liwast opatrzył ją, lecz z troską powiedział:
– Musimy jak najszybciej dojść do Iwangond. Rana nie wydaje się groźna, ale może się wywiązać zakażenie. Wtedy pomoże tylko uzdrowiciel.
Noc monęła spokojnie. Rankiem Gawid czerwony na twarzy zaczął majaczyć. Liwast przyrządził wywar z ziół i Gawid po jego zażyciu poczuł się znacznie lepiej. Nie tracąc czasu, ruszyli w drogę. Dopiero po południu wyszli z leśnej głuszy. Stanęli przed wysokimi, częściowo skruszonymi murami twierdzy. Brama była otwarta.
Iwangond lata świetności dawno miało już za sobą i nosiło wyraźne ślady miasta niespokojnego pogranicza. Rozglądali się po obskurnych, brukowanymi kocimi łbami uliczkach i niskich domach z wypalonej cegły. Liwast i Ragnon wzięli za ramiona ledwo przytomnego Gawida i dowlekli się do najbliższej gospody, tymczasem Hogaz poszedł szukać medyka. Wkrótce przyprowadził uzdrowiciela. Ten rzucił okiem na Gawida i stwierdził, że ich towarzysz wyzdrowieje za kilka dni. Słysząc to, Hogaz zapłacił medykowi za opiekę nad Gawidem, który będzie musiał pozostać w Iwangond.
– Jest jeszcze coś, co muszę załatwić – oznajmił Hogaz. – Wybieram się na spotkanie z burmistrzem.
Wyszedł sam z gospody, gdyż ani Ragnon, ani Liwast nie mieli ochoty na kolację w gronie dystyngowanych osób. Ragnon wolał zjeść suty posiłek w gospodzie, a potem rzucić się na wygodne wyrko w wynajętym pokoju.
Nie miał powodów do radości. Zapewne na długo rozstał się z przyjacielem, a ponadto czekała go niebezpieczna wyprawa przeciwko legendarnemu władcy ciemności i miał odegrać w niej kluczową rolę, jak chciał tego szalony asceta.
Ogarnęło go znużenie.Odszukał swój pokój na piętrze. Położył się na łóżku i wyciągnął księgę z sakwy. Zaczął czytać przypadkowo wybrany rozdział.
PŁOMIENIE NOCY
Z mrocznych odmętów chaosu wyłonił się Kaenos, Syn Przestworzy. Obrał za swoją siedzibę planetę Wana. Zapragnął rozjaśnić ją światłem. Zawiesił na sklepieniu niebieskim latarnię, którą skonstruował przy pomocy Bogów i Duchów. Wkrótce Wanę rozświetlił snop amarantowego światła.
Odtąd wszelaka Ciemność przestała istnieć, zniknęła w wodzie i roztopiła się w ogniu.
Wiekowi mędrcy głoszą, że absolutna ciemność jest esensją światła.
Tymczasem jego wielki przeciwnik, niewidzialny demiurg Ogodon krążył po orbitach planet i księżyców. Kosmiczna próżnia, martwe planety oraz meteoryty i komety przestały zaspokajać jego nienasyconą żądzę władzy nad Wszechświatem. Wpierw podstępem wydarł zarodek Ciemności z trzewi Płomienistej Góry, następnie strącił latarnię z nieboskłonu, rozbijając ją na miliardy kawałków. Promienne światło zniknęło na zawsze. Chmura ametystowych odłamków latarni umknęła w dal, w najbardziej niedostępne miejsce na czarnej, zbolałej Wanie. Gdy tubylcy zobaczyli szczątki latarni, ogarnął ich zabobonny lęk. Nazwali je Panem Mgły.
Ogodon został władcą królestwa, utkanego z pajęczyny mroku, chaosu i odwiecznej, czarnej jak kir nocy.
Syn Przestworzy wypowiedział demiurgowi wojnę.
W pustce Okenda, w najdalszych sferach niebytu, Kaenos zbudował statek. Nadał mu nazwę GAWEGUADAN, co w języku duchów Onerala znaczy Mściciel Światła.
Kaenos poleciał nim w kierunku dominium Ogodona. GAWEGUADAN pochłaniał ciemność, zwiększając tym sposobem swoją moc.
Kaenos wydał bitwę Ogodonowi i odniósł nad nim walne zwycięstwo.
Wrzucił demiurga do krateru Płomienistej Góry.
Jednakże sponiewierane przez demiurga światło uległo rozproszeniu.
Zapanowała nieustanna noc, a na czarnym firmamencie zapaliły się odległe punkciki niebiańskiego światła – gwiazdy.
Ragnon zamknął książkę, gdyż zmogła go senność. Zgasił lampę oliwną i wpadł w otchłań nocy.
Rankiem Ragnon zszedł na parter, gdzie zastał już Hogaza i Liwasta przy śniadaniu. Hogaz powrócił od burmistrza z dziwnymi, niepokojącymi wieściami. Stwory ciemności napadały bezbronne miasta krain zachodu. Uprawne pola obsiadły nieprzeliczone chmary wron i kruków. Czeredy goblinów, wilkołaków i górskich karłów rozzuchwaliły się tak bardzo, że nie dawały sobie z nimi rady straż graniczna. Nieoczekiwanie na pomoc ludziom pospieszyły leśne karły i elfy. Znad dumnych szczytów Haglazarów nadleciały olbrzymie orły i jastrzębie, siejąc popłocg wśród goblinów. Tu i ówdzie dostrzeżono jednorożca…
Myśliwi i traperzy utrzymywali, że te wydarzenia zwiastują nieubłagane zmagania nadprzyrodzonych potęg. Ragnona zastanowiła zbieżność tych nowin z informacjami przekazanymi przez brata Dalmita, anachoretę i staruszka z fletem.
Ale być może gubi się w gąszczu domysłów, albo to Bogini czuwa nad jego tajemniczym przeznaczeniem…
Pytanie: czy tekst masz juz skończony, czy piszesz na bieżąco?
www.portal.herbatkauheleny.pl
Niestety, kończy się na niedokończonym rozdziale 4. A pisałem to jakieś 10 lat temu. Teraz widzę, że nieco przedwcześnie zacząłem pisać swoją pierwszą powieśc. Po prostu przerosła mnie, choć pomysły miałem.
Jaki jest sens wrzucania czegoś, co jest niedokończone?
www.portal.herbatkauheleny.pl
Chyba jeszcze nikt nie wrzucił tu dokończonej { całej } powieści.
Pewnie dlatego, że tu się wrzuca opowiadania...
www.portal.herbatkauheleny.pl