- Opowiadanie: Altair Black - Opowieść o zapalonym czytelniku (Latająca Polska)

Opowieść o zapalonym czytelniku (Latająca Polska)

Autorze! To opowiadanie ma status archiwalnego tekstu ze starej strony. Aby przywrócić go do głównego spisu, wystarczy dokonać edycji. Do tego czasu możliwość komentowania będzie wyłączona.

Oceny

Opowieść o zapalonym czytelniku (Latająca Polska)

Nie chcę nikogo rozczarować, ale tym razem kraje latają jedynie w domyśle.

 

 

Opowieść o zapalonym czytelniku

 

 

 

Miała na sobie tylko gorset i stringi, a była przy tym tak piękna i zmysłowa, że jedyne, co można było zrobić, to paść jej do stóp i błagać o sekundę uwagi. Od jednego jej spojrzenia – niemal zawstydzonego gorącem, jakie w niej płonęło – można było dojść i to lepiej niż ktokolwiek mógł sobie wymarzyć.

 

Pretty patrzyło na nią, na Belle Helene, na jej nogi, jej uda, jasną skórę i ciemny materiał koronki, na kontrast między nimi. Niemal fizycznie czuło wszystkie głodne, rozpalone spojrzenia innych ludzi, artystów, jak zwykli siebie nazywać. Uśmiechało się przy tym lekko, krzywo i ironicznie, kalekie, więc we własnym sumieniu upoważnione do niszczenia tego cudownego momentu. Patrzyło na jej piersi, częściowo ukryte pod gorsetem, przez to tylko bardziej pociągające, i wiedziało, że nie mogłaby być bardziej pożądana, gdyby stanęła nago.

 

Sam lokal potęgował to wrażenie, zaciemniony, duszny, z dymem papierosowym wijącym się wokół na wpół szalonych, na wpół pięknych postaci paryskiej bohemy. Pretty patrzyło na nie z równą przyjemnością, co na Helene, jedno i drugie znało doskonale i od jednego i drugiego dzieliła je cienka granica formy bezosobowej.

 

– Czy słyszałoś historię Aleksandra Kawki, który ratował książki? – usłyszało głos za plecami, niski, hipnotyczny, rozpełzający się po ciele. W połączeniu z widokiem Belle Helene sprawiał niemal fizyczną przyjemność.

 

Nie obróciło się, kontemplując ból w swoim pustym, okaleczonym oczodole i akcent właściciela niesamowitego głosu. Na pierwszy rzut oka było z nim wszystko w najlepszym porządku, a jednak Pretty czuło w tym jakąś obłudę, bezczelną doskonałość oczywistego fałszu.

 

– Czy jest to historia dla mnie? – zapytało, wciąż zwrócone ku scenie i Helene, nie mając pojęcia, z kim rozmawia. Nie uważało tego za wielką przeszkodę w konwersacji, bo chociaż młode i niedoświadczone, wiedziało, że niektórzy rozmówcy nie mają twarzy.

 

Przez chwilę panowała między nimi cisza wypełniona zmysłową muzyką i szumem rozmów. Pretty rozpoznawało akcent tamtego głosu, ukryty za fasadą doskonałości wymowy – doskonałości zdradzieckiej, bo przecież nieistniejącej naturalnie.

 

Wschodnia Europa, pomyślało nagle. To było to.

 

Przywiodło mu to na myśl tworzącą się Rzeczpospolitą Prawdziwą i drobne, dyskretne sugestie, że należałoby rozłożyć w niej siatkę szpiegów. Oczywista oczywistość, bo przecież nie można zostawić samopas takiego kuriozum, państwa przesianych, wyselekcjonowanych obywateli, spełniających określone warunki: Polak, katolik, konserwatysta… Pretty nie rozumiało tylko, dlaczego akurat ono miałoby się tym zająć. Było do tego najlepsze, owszem, ale to oznaczałoby pozbycie się własnego życia, które w tej chwili nie istniało, ale mogłoby… kiedyś.

 

W tamtych latach Pretty miało jeszcze tę naiwną, złudną rysę niewinności i nadziei, mimo okrutnego okaleczenia, którego doświadczyło. To tylko potwierdzało, że jak nikt inny nadawało się do tej roboty.

 

– Historia dla ciebie, Pretty – zapewnił głos, a istotę przeszedł dreszcz, kiedy usłyszało imię. Nieprawdziwe, bo już wiedziało, że nazwy nie są ważne, ale własne. – Znam Aleksandra Kawkę lepiej niż ktokolwiek inny, chociaż tak naprawdę nie dał się poznać nikomu…

 

 

 

Musisz o nim wiedzieć, że jedyne, co kochał, o co dbał i czego pragnął w całym swoim życiu, to książki. Czy był szalony? Nie bardziej i nie mniej niż my wszyscy, ale miał w sobie coś bezdusznego, tak chłodnego i beznamiętnego, że nikt nigdy nie chciał mieć z nim nic wspólnego.

 

Kawka to nie jest jego prawdziwe nazwisko, ale tego z pewnością się już domyśliłoś, skoro wszyscy posługujemy się pseudonimami. Zmienił je, bo prosił go o to brat, wtedy kiedy został politykiem. Nie chciał, by ich kojarzono, Aleksander był dla niego niewygodnym dodatkiem, ujmującym punktów w sondażach. Mieszkali razem, w wielkim domu pełnym najdziwniejszych książek, czytanych tylko przez jednego brata. Tego, który nigdy nie wychodził, którego pochłaniało czytanie i który nie umiał żyć.

 

Nie miej go jednak za głupca albo kalekę! Aleksander był niesamowicie inteligentny, a do tego posiadał wiedzę z najróżniejszych dziedzin, wyczytaną i zapamiętaną z książek. Potrafił zachowywać się jak człowiek – mógłby nawet siedzieć tutaj teraz, a ty byś go nie rozpoznało. Potrafił, ale nie chciał, odrzucał to, bo nie potrzebował tego.

 

Jego brat, chociaż oficjalnie odcinał się od niego, w jakiś sposób go kochał. Zapewniał mu bezpieczeństwo i, w miarę możliwości, troszczył się o niego. Potem został premierem, wyprowadził się i nie miał dla Aleksandra więcej czasu. Nie martw się jednak o niego – wcale go to nie obeszło.

 

Aleksandra, jak już powiedziałem, obchodziły tylko książki. Nie tylko w sensie czytania – choć pochłonął ich więcej niż mogłobyś sobie wyobrazić – ale również w sensie istnienia. Traktował je tak, jak najwięksi humaniści traktują ludzi. Kochał je. Wszystkie, niezależnie od tego, jak złe by nie były. Nienawidził, gdy ktoś książki krzywdził, a rozumiał przez to wszelkie zniszczenia, od zostawienia plamki przez podkreślenie czegoś ołówkiem aż po darcie stron.

 

Musisz więc zrozumieć, jak wielką furię wywołała w nim informacja, że jego rodzony brat pozwala – a nawet zleca! – niszczenie książek.

 

W istocie, pan premier robił to. To on wymyślił, zapragnął i wprowadził w życie Rzeczpospolitą Prawdziwą, a teraz pociąga za wszystkie sznurki. Wtedy jednak, w trakcie polonizowania Polaków, likwidował zagrożenie płynące z obcojęzycznych książek, zagranicznych przewodników i tym podobnych. Pozbywał się ich, a było ich zaskakująco wiele.

 

Aleksander dowiedział się o tym, bo jakżeby nie, skoro rzecz dotyczyła książek, a on wiedział o nich wszystko, zupełnie tak, jakby były organicznymi istotami, połączonymi z nim świadomością. Dowiedział się i wpadł w furię.

 

– Jak śmiałeś?! – wrzasnął, wpadając do gabinetu premiera.

 

Jego brat zdziwił się ogromnie, naprawdę nie mając pojęcia, o co może mu chodzić. Dla niego książki nigdy nic nie znaczyły.

 

– Zamordowałeś je!

 

– Słucham?

 

I, faktycznie, słuchał, ale było to bardzo bolesne słuchanie, bo Kawka w furii był nieobliczalnym żywiołem. Niemal wyrządził bratu krzywdę, kompletnie niszcząc przy tym gabinet. Pałał wręcz namacalną nienawiścią.

 

Wtedy po raz pierwszy i ostatni interweniowało pogotowie, tak bardzo Kawka zapomniał swej roli człowieka. Unieruchomiło Aleksandra i udzieliło pomocy premierowi, a potem – wedle jego rozkazu – zostawiło braci samych, jednego spętanego kaftanem, drugiego zabandażowanego.

 

– Aleksandrze – westchnął premier zbolałym głosem.

 

Jeżeli nigdy dotąd nie spotkałoś polskiego premiera, wiedz, że jest przede wszystkim zmęczonym człowiekiem. Na jednych barkach musi unieść cały kraj, który stworzył. A w tamtym momencie miał na głowie jeszcze brata.

 

Po całej tej histerycznej i niebezpiecznej awanturze wiedział już jednak, co się stało. Aleksandrowi chodziło o fakt niszczenia książek, którego nie mógł ścierpieć, i fizycznie bolała go dotychczasowa strata. Premier, jeszcze zanim zaczął pertraktacje z własnym bratem, wstrzymał akcję utylizowania potencjalnych wrogów polonizowania Polaków.

 

– Aleksandrze – powtórzył, wykonawszy telefon. – O co ci chodzi? Czego się po mnie spodziewasz?

 

Jedynym, czego chciał Aleksander Kawka, było ratowanie książek. I powiedział mu o tym, ale jego brat nie zrozumiał.

 

– Nie mogę ich oszczędzić.

 

– Nie możesz ich zabić.

 

– Co więc mam zrobić? Konkrety! – dodał, uprzedzając kolejne nic nieznaczące zdania typu „Uratuj je”.

 

– Ja je przygarnę. W domu. W jakichś magazynach… kupię magazyn. Albo… bibliotekę. – I już wypowiadając ostatnie słowo, oczy mu się zaświeciły, a serce drgnęło, jak przy zakochaniu od pierwszego wejrzenia.

 

W ostateczności jednak nie kupił ani magazynu, ani biblioteki, ponieważ przybytek zawierający tak bezecne przedmioty, nie mógłby istnieć niezabezpieczony i na widoku w trosce o dobro obywateli. Specjalnie dla brata premier zarządził budowę połączenia dwóch propozycji Aleksandra.

 

Powstała Biblioteka Zakazana, doskonale strzeżony, ale również bezpieczny dla książek ogromny magazyn.

 

Aleksander czuł się tam jak w domu, nawet mieszkał tam kiedyś. Uratował książki, które chciał zabić jego brat (co sprawiło, że Kawka stał mu się nieprzychylny), a także dołożył własne zbiory.

 

Biblioteka Zakazana jest jednak czymś więcej niż zwykłym magazynem obcojęzycznych i niepożądanych książek. To przejście do innego, równoległego świata, a właściwie jego wycinka – Latającej Polski.

 

I tylko brat Aleksandra Kawki nie miał pojęcia, jak cennego sojusznika stracił.

 

 

 

– A teraz Aleksander Kawka zniknął – powiedziało Pretty obojętnie, wciąż się nie odwracając. Belle Helene skończyła występ jakiś czas temu, goście zajęli się sobą, ale ono nadal wpatrywało się w scenę.

 

Kiedy nieznajomy mówił, Pretty nadzwyczaj szybko analizowało sytuację i podejmowało decyzje, rozmawiając równocześnie ze zmarłymi. Jako medium, przychodziło mu to z łatwością, teraz, kiedy oswoiło koszmarny aspekt tej sytuacji.

 

Już na samym początku opowieści Pretty zyskało pewność co do tożsamości głosu i nie to zaprzątało mu głowę. Wahało się co do podjęcia decyzji o szpiegowaniu Rzeczpospolitej Prawdziwej, zastanawiając się, w jaki sposób będzie mogło wykorzystać zawartą dzisiaj znajomość i poznane informacje. A także dlaczego właściwie je poznało i jaką korzyść będzie mogło wywalczyć dla siebie, kiedy głos w końcu przedstawi swoją propozycję. I swoją cenę.

 

Dopiero ostatnia rzecz, wspomnienie Latającej Polski, wyrwało Pretty z zamyślenia i zwyczajnie, po ludzku wzbudziło jego ciekawość.

 

– Zniknął – przyznał głos zza jego pleców. – I nikt nie wie, co się z nim stało.

 

– Może trafił do Latającej Polski? Opowiedz mi o niej.

 

Głos się roześmiał, nisko, basowo, przyjemnie, aż dreszcz przechodził.

 

– To materiał na zupełnie inną opowieść. A nawet kilka.

 

– Czego chcesz w zamian?

 

– Możliwości odcięcia od świata i nie zaprzątania sobie nim głowy.

 

Pretty uśmiechnęło się lekko, a potem odwróciło. Mężczyzna przed nim był niski, szczupły, z szopą włosów na głowie i wielkimi ciemnymi oczami sowy.

 

– Zgoda – rzuciło – Czytelniku.

Koniec

Komentarze

Hmm... Coś ten tekst w sobie ma, choć "oczywista oczywistość" niemal mnie zniechęciła. Odczuwam odrazę do tego wyrażenia, nieważne czy użytego z rozwagą, czy bezwiednie (choć to drugie jest zdecydowanie gorsze)

Wygląda bardziej jak wstęp, ewentualnie inny fragment, czegoś większego. Albo zlepek różnych "tajemniczości" bez żadnej łączącej je idei. Nie rozumiem zakończenia, to niedobrze.

Trzydzieści prawie godzin bez snu, ostatnie dwanaście ciężkiej pracy. Godzina dojazdu do domu. Marzenie tylko jedno - spać.

I wtedy okazało się, że Altair Black nie próżnował.

No nie mogłam iść spać nie przeczytawszy.Bywają chwile, że bezpłciowość Pretty wprowadza chwilowe zamieszanie logiczne w zdaniu - ale to moze tylko opinia bardzo niewyspanej niezgody.b.

 

Z Niezgodą zgadza się joseheim, a propos zamieszania.

 

Powiem tyle, że przeczytałam bez emocji, bez wielkiego zainteresowania. Pozwolę sobie zauważyć, że dla kogoś, kto wcześniej z Latającą Polską nie miał styczności, całość będzie nijaka i niezrozumiała. Bo to taki ot, bonusik, wyjaśniający to i owo z uniwersum, jak dla mnie zresztą zupełnie zbędny. Zagadnienia, które tu poruszasz, wcale mnie nie frapowały przy Latającej Polsce. Nie odczuwałam potrzeby uzyskania wyjaśnień. Więcej akcji - czy też w ogóle jakąkolwiek akcję... - następnym razem, poproszę. ; )

"Nigdy nie rezygnuj z celu tylko dlatego, że osiągnięcie go wymaga czasu. Czas i tak upłynie." - H. Jackson Brown Jr

No ja właśnie nie miałem do tej pory do czynienia z Latającą Polską, ale po lekturze tego tekstu nabrałem chęci do zaznajomienia się.

Szału nie ma, ale mi szczerze powiedziawszy podoba się każdy tekst o Latające Polsce za sam fakt, że jest tekstem o Latającej Polsce.

Jest to uniwersum godne opisania i rozwinięcia. Zwłaszcza, że twój styl jest całkiem zacny. Jednak chętniej przeczytałbym jakąś konkretną opowieść niż taki mały - jak to słusznie nazwała Joseheim - bonusik.

Cieszę się jednak, że Latająca Polska nie opadła w czeluście niepamięci, tylko wciąż unosi się gdzieś w realiach twórczych.

Popieram. Więcej Latających!

Spasiba za miłe słowa. Bardzo mi były potrzebne w czasie twórczej zapaści. Dziękuję!

W natłoku schematycznych i jednakowych tekstów, ten to prawdziwa perełka, balsam. Wcześniej z Latająca Polską też nie miałam do czynienia, ale sam pomysł i sposób wykonania naprawdę przypadły mi do gustu. Może i jest spokojny, bez fajerwerków i rewelacji, ale znakomicie relaksuje.

www.portal.herbatkauheleny.pl

Nowa Fantastyka