- Opowiadanie: Szeptun - Krew na złotych maskach - Prolog

Krew na złotych maskach - Prolog

Autorze! To opowiadanie ma status archiwalnego tekstu ze starej strony. Aby przywrócić go do głównego spisu, wystarczy dokonać edycji. Do tego czasu możliwość komentowania będzie wyłączona.

Oceny

Krew na złotych maskach - Prolog

Krew na złotych maskach

Autor: Piotr Grochowski

 

 

 

„Nimic vedea cand pastra laterna” – (ces.) Niewiele widzisz, gdy trzymasz pochodnię

 

 

Prolog

 

 

 

Na dachu pokrytym ciemnorudą dachówką usadowił się ich łucznik – Hamit znad Żółtej Wody. Powiadali o nim, że jest wytrwały, cichy i opanowany. W to ostatnie wielu zdawało się nie wierzyć, gdyż czwarta część jego krwi była orczego pochodzenia.

 

Dwóch następnych strzelców pilnowało pozycji Hamita. To byli najemnicy, nie tak pewni jak reszta kompanii, ale musieli wystarczyć.

 

W kamienicy po przeciwnej stronie ulicy, w połowie wschodniej części placu ukryła się czarodziejka, Maecja Dan Caten, ich uzdrowicielka. Strzegł jej jeden z żołnierzy – Gep.

 

Drugi magik, Kohor z Bentozi, wmieszał się w tłum. Ludzie wymieniający towary na targowisku pochodzili chyba z każdego możliwego zakątka cesarstwa, a wielu zapewne spoza jego granic, więc ciemny kolor skóry czarodzieja nie wzbudzał szczególnego zainteresowania.

 

Yarlo, olbrzym w szarej tunice przepasanej ozdobnym skórzanym trokiem, obserwował wydarzenia z bocznej uliczki. Berdysz osadzony na długim trzonku zawinął w kawałek tkaniny. Potężny mężczyzna, porywczy i niezwykle wytrwały w walce, sam stanowił ogromne zagrożenie. Jeśli wziąć dodatkowo pod uwagę jego oręż, szanse przeciwnika spadały do zera. Uparł się, że zostanie na wybranej pozycji sam, czekając na rozwój wypadków.

 

Ostatnich trzech kompanijnych żołdaków, Parios, Maric i Berto, towarzyszyło De Trivezowi. Pochodzący z Północnego Narbonu szermierz był doświadczonym żołnierzem. Niektórych śmieszyło, że pielęgnacja długich wąsów była dla niego ważna w takim samym stopniu co codzienny trening długim, wąskim mieczem z nezańskiej stali.

 

Na całym placu targowym przebywali dodatkowo najemnicy, których opłaciła kompania – było ich trzy tuziny. Kręcili się w grupkach, wypatrując kłopotów.

 

Powinno się udać. Plan, choć przygotowany szybko, zdawał się wystarczający. Iben Guderion poprawił pas z mieczem i starł pot z czoła chustką z delikatnej tkaniny. Powietrze wypełniające tę część miasta zwiastowało popołudniową burzę, było ciężkie i duszne. Ciepły prąd morski niósł je z zachodu aż od Cieśniny Ban Merenge. Chociaż północne dzielnice czasami bywały chłodniejsze, tutaj na Copii Abis, Placu Nad Otchłanią, prawie zawsze panował skwar.

 

Guderion, choć szczycił się szlachetnym urodzeniem doskonale znał tę ubogą część miasta. Uważnie wpatrywał się w mozaikę kolorowych straganów. Lustrował wzrokiem kłębiących się ludzi i układał w myślach dziesiątki możliwych scenariuszy. Miejsce, na które patrzył, zostało przemyślanie dobrane. I dawało przewagę przeciwnikom kompanii.

 

Rynek był olbrzymi i miał nieregularny kształt. Jego cztery ściany tworzyły zabudowy kamienic, piątą kamienny mur, niski i zniszczony przez upływ czasu. Za nim znajdowała się rozpadlina – słynna Abis, która była skalnym kominem o głębokości ponad dwustu metrów. W dole kotłowały się wody dostające się z północy i północnego zachodu licznymi podziemnymi kanałami i siecią jaskiń. Po dwóch stronach Otchłani ciągnęły się kamienne schody wycięte w litej skale. Za nią znajdowały się dzielnice biedoty, nazywane Kieszeniami Nędzarzy. Cała bogata i średnio zamożna Konstanza zbudowana była z kamienia, a jej biedne dzielnice z drewna.

 

Dziewczyna, tak uważała większa część kompanii, była przetrzymywana właśnie tam, gdzieś pod Zachodnim Grzbietem, gdzie nie docierały cesarskie legiony i gwardia.

 

Porywacze zażądali połowy okupu zapakowanej w solidne worki i umieszczonej w oślich jukach. Nie chcieli wozu, więc zamierzali zabrać złoto i kosztowności w niedostępne rejony miasta. Iben wietrzył podstęp, ale póki co nie mieli więcej wskazówek. I pozostawało czekać. Aż do południowych dzwonów.

 

Gdy zabrzmiał ich dźwięk – wyraźny i czysty, bo jedna ze świątyń znajdowała się nieopodal – kompania wzmogła czujność. Do objuczonych pakunkami zwierząt, pilnowanych przez De Triveza i trzech żołnierzy, zbliżył się niepozornie odziany mężczyzna.

 

Jest sam i jest opanowany, ani śladu zdenerwowania. – Głos należący do Kohora odezwał się w głowie Guderiona. Już wiele razy wcześniej czarodziej nawiązywał z nim mentalny kontakt, ale Iben za każdym razem czuł się nieswojo, zezwalając obcej osobie na wniknięcie do swojej jaźni.

 

– Obserwuj go i utrzymuj więź z Trivezem – odpowiedział w myślach. – Czekamy na umówiony znak.

 

Jakby odczytując oczekiwania kompanii, niepozorny mężczyzna wyciągnął przed siebie kawałek szmacianej kukiełki: główkę lalki z żółtymi włosami. I zbliżył się do Triveza, wypowiadając kilka słów.

 

Kolejne wydarzenia potoczyły się z ogromną szybkością. Iben usłyszał w myślach zaniepokojony głos Kohora. Słowa były niezrozumiałe. Mag szeptał w swoim rodowitym języku. W tym samym momencie w centralnej części placu wybuchła jakaś głośna kłótnia.

 

De Trivez zerknął w bok i zatoczył się, opierając o jednego z osłów. Niedoszły łącznik, drobny, niepozorny mężczyzna przyciskał się do ciała narbońskiego szermierza, zadając jeden za drugim szybkie pchnięcia solidnym zakrzywionym nożem. Trivez ciężko osunął się na bruk, obficie brocząc krwią, gdy napastnika sięgnęły ciosy Marica i Berto. Wtedy jednak z tłumu wyskoczyła garstka chłopców odzianych w łachmany. Kilku miało kije, a dwóch trzymało w dłoniach kamienie. Rozgorzała krótka walka. Parios próbował opanować przestraszone zwierzęta. Dwaj pozostali żołdacy zdołali zranić łącznika, ale pojawienie się wyrostków dało mu czas na ucieczkę. Potknął się i rzucił między stragany.

 

Iben był już na dole, z powodzeniem zeskoczył na wóz z sianem ustawiony wcześniej pod balkonem. Pobiegł naokoło, próbując ocenić trasę ucieczki łącznika. W głowie słyszał wyjącego czarodzieja. Coś było straszliwie „nie w porządku”.

 

Na dachu kamienicy po drugiej stronie placu pojawił się Hamit, naciągając cięciwę mongrellskiego[i] łuku. Szukał celu. Wypatrzył go i z niebywałą szybkością wypuścił dwie strzały. Iben Guderion uśmiechnął się pod nosem i zmienił trasę biegu.

 

Trafił. – Znając strzelca bardzo dobrze, miał pewność, że łącznik jest unieszkodliwiony, ale żyje.

 

Nim wbiegł między stragany, jeszcze raz spojrzał na Hamita, który strzelał teraz cięgiem, mierząc po dachach. Guderion poczuł ucisk w żołądku. W jednej chwili w pierś ćwierć-orka wbiły się dwie czerwonopióre strzały. Kolejna, o czarnych lotkach trafiła go w ramię. Szlachcic zamarł. Następny pocisk trafił Hamita w głowę. Strzelec przewrócił się, uderzył o dach i spadł między domy.

 

– Kohor! – Iben Guderion przedzierał się przez tłum, wrzeszcząc. Gdzieś słychać było polecenia wydawane przez dowódcę gwardii. Jakaś kobieta krzyczała rozdzierająco wysokim, piskliwym głosem.

 

Gdy szlachcic dotarł na miejsce, na mały placyk między owocowymi straganami i towarami sukiennymi, zobaczył łącznika z przestrzelonymi nogami, któremu pomagali wstać dwaj młodzi chłopcy. Wyszarpał miecz z pochwy i warknął:

 

– Precz, psie syny! – Wskazał na rannego. – Ty opowiesz mi dokładnie…

 

Nim zdołał dokończyć, spadł na niego cios. Zadźwięczał metal, gdy Iben odruchowo odbił uderzenie ostrza i przeturlał się w bok. Dwóch zamaskowanych mężczyzn w brunatnych tunikach i spodniach szytych na południową modłę obchodziło go z obydwóch stron. W dłoniach trzymali wygięte szable.

 

Między straganami zrobiło się luźniej. Zza delikatnych tkanin rozwieszonych na drewnianych konstrukcjach wyglądali nieliczni ludzie, ciekawi wyniku starcia. Po rannym łączniku i jego pomocnikach nie było już śladu.

 

Walka nie rozpoczęła się jednak. Spomiędzy stoisk z owocami wypadł ciemnoskóry mag, trzymając się obiema rękami za głowę. Przewrócił się i z przerażeniem rozejrzał dookoła. Zrobiło się dziwnie cicho. Do uszu Guderiona dobiegł wyraźny niski głos:

 

– Jesteście na mojej ziemi, przeklęci. – Słowa padały w języku cezaryjskim, ale wypowiadane były z brzydkim, plebejskim akcentem. – Śmieliście mnie oszukać? Miało być złoto i błyszczące kamienie…

 

Mówiący znajdował się za straganem, po lewej stronie Ibena. Szlachcic podbiegł do magika, cierpiącego i zwiniętego w kłębek na środku placu. Mężczyźni uzbrojeni w szable nie atakowali, tylko krążyli dookoła.

 

Gdzie ta cholerna gwardia, gdzie moi najemnicy?

 

Ale był tylko tłum, dwóch zbrojnych i odziany w biały lniany strój nieznajomy, który wychylił się zza kotary. Był w średnim wieku. Na policzku miał tatuaż. Wymierzył palcem w maga.

 

– Próbowałeś mieszać w głowie moim ludziom? Chciałeś przejrzeć mój plan? Proszę bardzo, czytaj! – Dotknął skroni dwoma palcami, ale Kohor nawet na niego nie spojrzał, ślinił się tylko z wyrazem obłędu w oczach. – Cóż, chyba to, co zobaczyłeś i usłyszałeś, lekko cię zaniepokoiło. Bliżej prawdy będzie, jak powiem, że to „namieszało ci w głowie”…

 

Obcy roześmiał się i przeniósł palec wskazujący na Ibena.

 

– Może wy, panie szlachcic, chcecie dowiedzieć się, cóż ujrzał w swoim umyśle ten biedak? Zawsze wiedziałem, że mężczyznę można całkiem łatwo zatrwożyć, krzywdząc… kobietę. Ale w pierwszej kolejności… – Nieznajomy wykonał szybki ruch lewą, skrytą w obszernym rękawie dłonią. W oczodole Kohora z Bentozi utkwił zdobny trzonek sztyletu. Głową czarodzieja szarpnęło, a ciało przeszyła krótka konwulsja. Guderion przełknął ślinę.

 

– Nienawidzę, kiedy przestają kontrolować plwociny, szczają pod siebie. – Odziany w biel wydął wargi w grymasie obrzydzenia. – W ogóle te wszystkie „magiczne” dolegliwości są odrażające. Zaraz… wspominałem o kobiecie?

 

Szlachcic zacisnął szczękę. Mierzył wzrokiem przeciwników, planował i skupiał się.

 

Mów dalej. Daj mi czas – syczał w myślach, ale niepokoił się kolejnymi słowami nieznajomego.

 

– Mój oddany sługa, telepata posiadający zarazem jeszcze kilka innych talentów, jest na swój własny dziwaczny sposób „pobożny” i w tej jakże ślepej wierze nienawidzi innych magików, takich jak ten negr[ii] i ta wasza dziewka. Użył swoich „zdolności”. To było – mężczyzna szukał słowa – raczej odrażające… i dosyć krwawe. Tak po prawdzie, to nie jest z nią dobrze…

 

Iben skoczył w prawo i ciął zamaszyście, trafiając pierwszego z wrogów końcem miecza w okolice głowy. Na bruk bryznęła krew, a szlachcic rzucił się na nieznajomego w lnianym odzieniu. Zaatakowany okazał się niezwykle szybki. Zręcznie uniknął pierwszego ciosu, a kolejne cięcie zostało sparowane przez szablę. Guderion starł się z drugim z zamaskowanych zbrojnych. Udało mu się przyprzeć przeciwnika do drewnianej palisady, po czym kopnął go mocno w okolice brzucha. Ten stracił rytm i zwolnił na moment. To wystarczyło. Iben ciął od dołu, odrąbał dłoń zbrojnego i trafił go w szyję. Rozejrzał się. Odziany w biel oddalał się, przeciskając przez ciżbę, więc szlachcic puścił się w pogoń.

 

Krzyczał i rozdawał ciosy głownią miecza, odpychał stających mu na drodze i roztrącał przeszkody. Ale z każdym krokiem zdawał sobie sprawę, że tłum wokół niego gęstnieje. Otaczali go ludzie o twarzach wykrzywionych niechęcią i wściekłością. Kilku plunęło w jego kierunku. Potem wyciągnęli ku niemu dłonie. Szybko stało się jasne że miecz jest nieprzydatny. Zresztą w następnej chwili wyrwano mu broń z dłoni. Szarpał się, kopał, sięgnął po sztylet zawieszony u pasa. Ale wtedy właśnie pochwycili go za ramiona i nogi, a ktoś zarzucił mu na szyję kawałek grubego sznura. Szarpnięciem obalili go na ziemię, wykrzykując przekleństwa. Poczuł kopniaki. Mrowie ludzi zamknęło się nad nim, gdy nagle z dali usłyszał niewyraźnie stanowczy niski głos.

 

Odziany w biel.

 

Mężczyzna przedarł się przez tłum i spojrzał Ibenowi Guderionowi w twarz, wydał kilka poleceń. Szlachcica podniesiono i odarto z odzieży. Motłoch niósł go na dziesiątkach rąk. Sznur zaciskano mocno, więc szlachcic zaczął tracić świadomość. Nigdzie nie widać było gwardzistów ani cesarskich żołnierzy. Zobaczył za to swoich ludzi, przerażonych i błagających o litość. Przy jednym z kramów trzech zamaskowanych mężczyzn podrzynało gardło Marica. Drgające ciało rzucono zaraz na inne, leżące w pyle i kałuży krwi. To chyba były zwłoki Berto. Ludzie odziani jak nędzarze trzymali też za ręce kilku wyzutych z kubraków najmitów, którym płaciła kompania. Ich los tez wydawał się przesądzony.

 

Świat stał się dla Ibena pozbawionym barw, a kontury rozmywały się. Wydało mu się, że gdzieś obok widzi ciało potężnego mężczyzny wleczone po bruku i pyle. Zwłoki zostawiały za sobą krwawy ślad.

 

Yarlo? Czy to ty, stary druhu?

 

Zdawało się, jakby tłuszcza opanowała całe targowisko, a pospólstwem dowodził ów mężczyzna odziany w białe lniane szaty. Guderion odszukał go wzrokiem, podczas gdy tłum zatrzymał się. Nieznajomy w bieli mówił:

 

– …będzie kres ich władzy, ich monet, ich zdobnych szat, ich arrasów i łodzi o kolorowych żaglach. Nadejdzie czas drewna i kamienia. I zimnej stali. – Iben dojrzał palec skierowany w jego stronę. – Wysyłają tu takich oto szlachetnie porodzonych, bezbożnych, gardzących naszym kultem. Noszą godła Trzynastu? Mówię wam, że to „szlachectwo” z kurestwa się bierze, a „ich” wiara nic wspólnego nie ma z naszymi Patronami.

 

Gawiedź zawyła, w prymitywny sposób potwierdzając zasłyszane słowa. Nieznajomy przemawiał nadal:

 

– Dali nam domy na litej skale, byśmy cierpieli chłód Północnego Morza, gdy oni siedzą w swych ciepłych ogrodach i jedzą owoce zebrane z żyznej gleby. Dali nam jako „towarzyszkę” Otchłań. – Umilkł, by zaraz dodać ciszej: – My jednak nie przeklinamy swojego losu i bierzemy, co nam należne, a naszej Towarzyszce, pięknej Abis, takich jak oni składamy w ofierze.

 

Szlachcic nie zdołał już nic wyrzec, a przywódca tłumu wykonał gest. Ibena Guderiona podniesiono i mocą wielu ramion ciśnięto w powietrze. Nad sobą dojrzał czyste, błękitne niebo. Zaraz jednak, gdy jego ciało obróciło się w locie, zobaczył kamienice, krzyczącą i śmiejącą się masę nędzarzy i kamienny mur. Czuł wiatr na twarzy, gdy spadał coraz szybciej. Na koniec, nim uderzył ciałem o wzburzone fale, zobaczył Otchłań. Jej skaliste, przerażające „piękno”, wysokie ściany i ciemną kipiel. I w tej ostatniej chwili swojego żywota kołatała mu w głowie jedna myśl, dręczyło go pytanie:

 

Kto wydał nas na śmierć?


[i] Mongrellski łuk – odmiana długiego łuku, wyrabiana przez pół-orczych rzemieślników na Równinie Grunfelds, Mongrellami nazywa się półkrwi orków z cesarskiej strony Żelaznych Gór.

 

[ii] Negr – powszechne określenie czarnoskórych mieszkańców Południa Kontynentu.

 

Koniec

Komentarze

Witaj!

 

Muszę przyznać, że tekst od samego początku mnie zainteresował i zainteresowanie to udało Ci się utrzymać aż do końca. Zrobiłeś konkretną wyrzynkę, ale nie zgubiłeś w tym sensu, co bardzo Ci się chwali. Generalnie podobało mi się i to całkiem bardzo.

 

Pozdrawiam

Naviedzony

Ale za to niekiedy Autor gubi podmiot... Ale --- nauczy się.

RogerRedeye

z tym podmiotem to celowy zabieg - dynamika... jestem zdania że można sie połapać co i jak ...

Naviedzony

Dzieki za miłe słowa - to wstęp do mam nadzieję że ciekawej historii - niebawem korekta całości pi puszczę to na portal w kawąłkach - bo sporo stron wyszło :)

Pozdrawiam komentujących...

Nieprawda... Błąd warsztatowy. Taki fragment.

"Powinno się udać. Plan, choć przygotowany szybko, zdawał się wystarczający. Iben Guderion poprawił pas z mieczem i starł pot z czoła chustką z delikatnej tkaniny. Powietrze wypełniające tę część miasta zwiastowało popołudniową burzę, było ciężkie i duszne. Ciepły prąd morski niósł je z zachodu aż od Cieśniny Ban Merenge. Chociaż północne dzielnice czasami bywały chłodniejsze, tutaj na Copii Abis, Placu Nad Otchłanią, prawie zawsze panował skwar."

Dwa pierwsze zdania - wytluszczone. Kto to mówi / myśli? Nie wiadomo... Zgubliśmy podmiot... I trzeba wydodrębniać akapity, jeżeli przechodzzisz do sekwencji opisu. To w ciagu narracji jest później!

" Powinno się udać. Plan, choć przygotowany szybko, zdaje się być  wystarczający - pomyślał  Iben Guderion. Poprawił pas z mieczem i starł pot z czoła chustką z delikatnej tkaniny.

Powietrze wypełniające tę część miasta zwiastowało popołudniową burzę, było ciężkie i duszne. Ciepły prąd morski niósł je z zachodu aż od Cieśniny Ban Merenge. Chociaż północne dzielnice czasami bywały chłodniejsze, tutaj na Copii Abis, Placu Nad Otchłanią, prawie zawsze panował skwar."

Pozdro.



A ja na początku się pogubiłem w bohaterach i potem musiałem wracać dwa czy trzy razy do początku. Ale wciągneło, nie powiem. Pojawiło się o prawda kilka błędów, ale mimo to ciekaw jestem jak to dalej się potoczy, skoro wszyscy bohaterowie zginęli już w prologu ;) (zakładam że Guderion zginął)

RogerRedeye

:) no dobra ... przyznaję, że jeśli chodzi o poprawność warsztatową - zapewne jest to błąd...

Ale i tak uważam, że wiadomo doskonale "kto to myśli"...

Twoja propozycja "myśli" Guderiona brzmi mi jakoś tak "naiwnie" (nie potrafię tego nazwać...) i nie pasuje mi do całości.

Dzieki za zwrócenie uwagi. Gdzies jeszcze "zgubiłem" podmiot? Bo napisałeś "niekiedy" ...

Pozdrawiam!

KaelGorann

"pogubienie się" w bohaterach - było założeniem od początku :) - takie "wrzucenie" w środek wydarzeń ...

Poprosiłbym o wytknięcie mi błędów - w końcu po to dzielę się z Wami tym co napisałem...

Jak napisałem powyżem, mam nadzieję że reszta opowiadania nie zawiedzie - hmm. Guderion raczej już nie powróci (choć kto wie - w końcu to fantasy :))

Pozdrawiam!!!

Błędy, które się przewinęły gdzieś tam, przynajmniej w moim odczuciu, nie są rażące i nie przeszkadzają w zrozumieniu tekstu. Możliwe, że to pomyłki lub niedopatrzenia. Wybacz, ale nie będę się już doszukiwał, Roger Ci już wytknął rzecz chyba najpoważniejszą, choć i ona nie zakłóca zrozumienia.

KaelGorann

:) Dzieki. Idealnie opisałeś moje odczucie co do błędu z "podmiotem". :) Pozdrawiam!

"Wydął wargi w geście obrzydzenia" - Z tego, co mnie nauczono, gest to ruch ręki, a nie warg.

 

Wydaje mi się także, że kurewstwo winno się pisać z "w" w środku.

 

Jest kilka powtórzeń. Literówka w jednym tez (brak kropki nad ż).

 

"My jednak nie przeklinamy swojego losu i bierzemy, co nam należne, a naszej Towarzyszce, o pięknej Abis, takich jak oni składamy w ofierze." - a po co tam to "o"? Przecież on nie zwraca się bezpośrednio do Abis, tylko mówi o niej.

 

Mnie również natłok osób nieco w głowie namącił. Poza tym w pewnym momencie byłam przekonana że Iben i Guderion to dwie różne osoby. Możesz mówić, że to zabieg celowy i Twoim zdaniem jest wszystko zrozumiałe, ale niestety autor zawsze rozumie co chciał powiedzieć, a czytelnik już niekoniecznie. No i czytelnik ma prawo do zdania własnego. Mnie więc ten zabieg bynajmniej nie przypadł do gustu.

 

Poza tym, jak i przy poprzednim opowiadaniu, pozwolę sobie zauważyć, że przypisy w tekście literackim to przesada. Jak będę chciala poczytać przypisy, sięgnę po książkę naukową. A jak będę chciała poczytać trudne słowa, wezmę słownik wyrazów obcych. Nadawanie rzeczom z wykreowanego przez siebie świata dziwnych nazw nie sprawia, że świat się staje ciekawszy ani bardziej oryginalny.

 

Ogólnie tekst napisany nieźle, ale nie mogę powiedzieć, że fabuła mnie zainteresowała.

 

Pozdrawiam.

"Nigdy nie rezygnuj z celu tylko dlatego, że osiągnięcie go wymaga czasu. Czas i tak upłynie." - H. Jackson Brown Jr

Pozwolę sobie nie zgodzić się z joseheim w kwestii przypisów. U takiego Pratchetta przypisy są mistrzostwem, a w takiej "Diunie" jest cały słowniczek pojęć na końcu, nie wspominając już o podobnych komentarzach do mapy na samym początku.

Co do zamętu, to jak już udało mi się wyłapać kto jest kim, to dalej było już nieźle. Też w pewnym momencie miałem zacząłem się zastanawiać, czy Iben to Guderion ;)

kilku wyzutych z kubraków najmitów  --- jak się wyzuwa kogokolwiek z dowolnej górnej części odzieży?  

słynna Abis, która była skalnym kominem o głębokości ponad dwustu metrów. W dole kotłowały się wody dostające się z północy i północnego zachodu licznymi podziemnymi kanałami i siecią jaskiń.  --- skoro za Abis leżała druga część miasta, sama Abis musiała być dość odległa od morza. Jakim więć sposobem wody, wypełniające komin skalny, kotłowały się? Po przepłynięciu sporej odległości podziemnymi kanałami i jaskiniami? Mogły podnosić się i opadać w rytm przypływów i sztormowych spiętrzeń, ale nie "kotłować się". No, chyba że, jak to we fantazy, magia jakowaś tę wodę wzburza...

@Kael - Wiesz, Pratchett w przypisach daje zabawne (naprawdę zabawne) komentarze, a nie wyjasnia zawiłe słowa, które nie mają praktycznie żadnego znaczenia dla fabuły.

"Nigdy nie rezygnuj z celu tylko dlatego, że osiągnięcie go wymaga czasu. Czas i tak upłynie." - H. Jackson Brown Jr

Błąd z przeskokiem narratora /  gubieniem narratora  jest poważnym błędem. Najpierw historię   opowiada narrator zewnętezny ( Autor). Potem narratorem staje się   Iben Guderion --- w pokazanym przeze fragmenice. A dalej znowu przechodzisz do narracji zewnętrznej --- prowadzi ją - wszystkowiedzący autor, z tym jednak, że są passusy, w których  znowu narratorem jest ten gośc,  Iben Guderion.

Narrator ma istotne i kluczowe znaczenie -- okreśsla sposób pisania. Jeżeli narratorem jest Iben Guderion, to piszesz  ---Iben Guderion spostrzegl/ zauwazył/ usyuszał/ dostrzegł/ pomyśląl itr.. że ... Dalej nastepuje opis.

To nie jest zabieg naiwny - to jest zabieg podstawowy, warunkujący to, że tekst sie dobrze czyta. Przeskok podmiotu, prowadzącego narrację powoduje, że czytelnik się  gubi. stąd uwagi o tym, że nie wiadomo, kto jest kto. Słuszne.

Zmiana narratora wymgalaby podzielenia tekstu na akapity i oddzielenia gwaiazdkami --- ale tekst jest krótki... Bez sensu.

Ponadto --- jeżeli narratorem jest osoba z opowiadania, powinna być bohaterem ' jednym z bohaterów. Czasami jest inaczej - tak jest na przyklad w "Moby Dicku".

Tekst warsztatow do przerobienia. Trzeba wybraź ---  albo rybki albo akwarium. Inaczej --- albo rybki albo karaski.

Pozdro.

 joseheim

Dzieki za comment.Bardzo cenię Twoje uwagi i rzeczowe opinie.

"wargi": oczywiście zmieniam na "grymas".  Co co "kurestwa" to pozostawie tak jak jest - chciałbym żeby "Odziany w biel" brzmiał "plegejsko/prostacko".  POwtórzenia postaram sie wyłapać. Odnajdę "tez".

Celna uwaga co do "wołacza" a propos "Abis".

Wielkie dzieki za wytknięcie błędów.

 

Pozwole sobie zauwazyć że wszystko jest ok kiedy pozostajesz "rzeczowa i techniczna (jesli mogę sie tak wyrazić)".

Bo uwagi na temat niezrozumienia ilości osób są (jak dla mnie) zwykłym "czepialstwem":

- narrację prowadzę konsekwentnie jednoosobowo - więc Iben Guderion (szlachcic/rycerz etc.) to jedna i ta sama osoba - długo pracowałem nad tekstem żeby był spójny pod tym kątem... dziwne by było gdybym nagle zaczął prowadzic narrację w dwóch osobach... Przykro mi że ktos tego nie ogarnął... Ciesze się że udało się choc jednej osobie.

Co do "celowego zabiegu" pisałem o kwestiach "braku podmiotu"... i "dynamiki". Więc nie do końca rozumiem o co Ci chodziło. Nie wiem jaki "zabieg" nie przypadł Ci do gustu...

Co do przypisów - ja jeszcze raz napiszę: zawsze można ich nie czytać. Nie ma też żadnych reguł dotyczących ich stosowania w tekście literackim. Możesz uważać że to przesada - sporo osób pisało mi wręcz przeciwne komentarze.

I nie rozumiem też co chciałaś wyrazić przez zdanie: "Nadawanie rzeczom z wykreowanego przez siebie świata dziwnych nazw nie sprawia, że świat się staje ciekawszy ani bardziej oryginalny."

Nie uważam żeby mój przemyślany (uważnie i wnikliwie pracuję nad jego sensownością i spójnością, ale to nie miejsce żeby się nad tym rozwodzić - wystarczy przeczytac opowiadanie)  świat opowiadania cokolwiek tracił na "przypisach" a nazwy były "dziwne". Stąd nie rozumiem Twojego komentarza.

 

Dzięki. I pozdrawiam.

A co się stało z czarodziejką o tak ładnym imieniu? Piszesz - pilnowało jej -  jakby była jeńcem, a przecież czytelnik nie może tego wiedzieć. Lepiej - strzegł jej bezpieczeństwa.

Sam pomysł wyrzynki bohaterów nawet dobry, ale on nie powienien być w prologu, a nieco dalej. Dlatego początek jest chaotyczny, za dużo postaci, niepotrzebnie ponadawane miona zwykłym najemnikom.

a teraz wezmę dla odmiany stronę joseheim:

Bo uwagi na temat niezrozumienia ilości osób są (jak dla mnie) zwykłym "czepialstwem":  - Jeżeli coś komuś zaburza zrozumienie tekstu, powinno zostać rozważone poważnie przez Autora. Piszesz w końcu dla czytelników, więc to Ty musisz się starać, żeby nie było do czego się czepić. Choć nie musisz się zgadzać we wszystkim, w końcu czytelnicy są różni i nie musisz pisać dla wszystkich.

AdamKB

słowa "wyzuc" użyłem poprawnie. Można zedrzeć z kogoś odzienie, lub go tego odzienia pozbawić - czyli "wyzuć".

Co do Abis i budowy geologicznej - naprawde tak istotne jest to dla opowiadania? Czy znowu jest to "czepialstwo" ?

 joseheim

ani myslę porównywac sie do Pratchetta, mam po prostu pomysł aby pewne informacje (nie ma znaczenia czy bardziej czy mniej czy wogóle istotne) przekazać przypisami własnie - ot taki pomysł.

RogerRedeye

co do narratora - w każdym wypadku jest nim Iben Guderion - nie ma "wszechwiedzącego" narratora - to co wie Iben wie, widzi i słyszy lub odczuwa - podane jest w tekście.

 

Dzieki za komentarz.

To byli najemnicy, nie tak pewni jak reszta kompanii, ale musieli wystarczyć.

Skoro najemnicy nie byli lepsi od regularnych żołnierzy, jaki w ogóle był sens ich istnienia? Z tego co mi wiadomo, europejskie rycerstwo przestało istnieć między innymi właśnie przez najemników, którzy dzięki temu, że parali się walką na co dzień i cały czas – byli znacznie lepsi od zwykle dostatniej uzbrojonych, ale mniej doświadczonych rycerzy. Ergo – ideą bycia najemnikiem jest bycie lepszym od żołnierza, inaczej zdycha się z głodu. Znaczy: bzdurne zdanie.

 

Berdysz osadzony na długim trzonku zawinął w kawałek tkaniny

Możesz mi wyjaśnić, po co zawijać, z goła rzecz ujmując, dwumetrowy topór w kawałek tkaniny? W nadziei, że nikt nie zauważy? I po co w mieście używać broni przeciw jeździe? Sam tłok i wąskie uliczki komplikują walkę z konia do tego stopnia, że nikt o zdrowych zmysłach nie będzie jej próbował. Dodatkowo – wspomniany tłok powoduje również, że wymachiwanie berdyszem (bo zapewne tak sobie wyobrażasz walkę tą bronią) traci sens.

 

Niektórych śmieszyło, że pielęgnacja długich wąsów była dla niego ważna w takim samym stopniu co codzienny trening długim, wąskim mieczem z nezańskiej stali.

Mnie za to śmieszy to zdanie. I jego pojawienie się, zgoła z kosmosu.

 

Powietrze wypełniające tę część miasta zwiastowało popołudniową burzę, było ciężkie i duszne.

Rozumiem, że już w innej części miasta, zaraz za miedzą, kończyła się strefa zwiastowania burzy?

 

 Ciepły prąd morski niósł je z zachodu aż od Cieśniny Ban Merenge. Chociaż północne dzielnice czasami bywały chłodniejsze, tutaj na Copii Abis, Placu Nad Otchłanią, prawie zawsze panował skwar.

Ciepły prąd morski -> wilgoć -> chmury -> deszcz. Proponuję przeanalizować ten ciąg przyczynowo-skutkowy i skonfrontować wnioski z informacją o prawie zawsze panującym skwarze. Ewentualnie przeanalizuj sobie klimat Wysp Brytyjskich w kontekście prądu  północnoatlantyckiego. Na tym przykładzie możesz też ogarnąć zasięg oddziaływania prądów morskich. Nie, nie działają tylko przy brzegu, więc różnice klimatyczne w mieście nie mają sensu (chyba, że było to wysoko rozwinięte miasto z dobrze ogrzewanymi budynkami, smogiem, dużą ilością brukowanych dróg, częściowo położone w kotlinie, a częściowo na wzniesieniach (por.: Kraków), wtedy znaczące różnice klimatyczne między dzielnicami mają sens, oczywiście zakładając jeszcze istnie silnych wiatrów okresowych).

 

Za nim znajdowała się rozpadlina – słynna Abis, która była skalnym kominem o głębokości ponad dwustu metrów (…)

Rozpadlina i komin to dwie skrajnie różne formacje. Różnie powstają, różnie wyglądają. Jeśli nie wierzysz, spytaj mkmorgotha, on ma stopnień naukowy z geologii. Co do kotłujących się wód – komentarz Adama.

 

Cała bogata i średnio zamożna Konstanza zbudowana była z kamienia, a jej biedne dzielnice z drewna.

Sądząc z opisów, to miasto siedzi na wapieniu i dolomicie. Używałbym go zamiast drewna. Ewentualnie, jeśli klimat jest odpowiedni (a wychodzi na to, że jest), zbudowałbym tam drugą  Petrę (to już mój własny komentarz, żaden przytyk).

 

 szybkie pchnięcia solidnym zakrzywionym nożem

Zakrzywione noże nadają się do wielu czynności (np. do krojenia sera), ale zadawanie pchnięć z pewnością do nich nie należy.

 

jeszcze raz spojrzał na Hamita, który strzelał teraz cięgiem, mierząc po dachach. Szlachcic poczuł ucisk w żołądku. Z piersi ćwierć-orka sterczały dwie czerwonopióre strzały

Strzelałeś kiedyś z łuku? Nie? To i brak wyobraźni wyjaśniają, dlaczego sądzisz, że da się strzelać mając dwie strzały w klatce piersiowej. Nie potrafię sobie nawet wyobrazić bólu, jaki musiałby odczuwać człowiek naciągający mięśnie klatki roztargane grotami. Nie wspominając o tak prozaicznych czynnościach jak trzymanie łuku i celowanie, kiedy dwa kije plączą się przy cięciwie…

 

Jakaś kobieta krzyczała rozdzierająco wysokim, piskliwym głosem.
Gdy dotarł na miejsce, na mały placyk (…)

Głos dotarł na miejsce?

 

(…) zobaczył łącznika z przestrzelonymi nogami, któremu pomagali wstać dwaj młodzi chłopcy. Wyszarpał miecz z pochwy i warknął: (…)

Wyszarpał łącznik, oczywiście. I on też warknął.

 

Zadźwięczał metal, gdy odruchowo odbił uderzenie ostrza

Metal z odruchami, pierwsze słyszę…

 

Mam jeszcze jedną uwagę zanim skończę (strasznie niedorobiony tekst, męczą mnie  takie wypociny): Negr piszemy z wielkiej, tak samo jak Murzyn (chyba, że ma być wypowiedziane z pogardą). To słowo istnieje i pochodzi z łaciny (bądź jak uważają niektórzy: z hiszpańskiego). Zakładam, że w Twoim świecie ani łacina, ani hiszpański nie istnieją, dlatego odrobinkę śmieszy mnie używanie tego słowa.

 

Pozdrowienia i powodzenia w przyszłości,

M.W.

Agroeling

dobra uwaga z tym "pilnowaniem" . Już poprawiam.

Co do "wyrzynki" - myslę że jeśli ktoś niezrażony tym prologiem dotrze do właściwej części opowiadania - stanie się jasne co i jak. To nie jest short :)

KaelGorann

"czepialstwo": to wrażenie ogólne - moje własne- na tym forum. Ja po prostu licze na konkretne uwagi (jak te które niejednokrotnie otrzymuję, techniczne, kompozycyjne etc) a nie na rozwodzenie się i szukanie "na siłę"...

Oczywiście wiem że moge się mylić - ale skoro moge - wyrażam swoją opinię.

Podsumowując - Jesli ktos (choć jedna osoba) poza mna zrozumiał o co mi chodzi lub nie przeszkadza mu "lekki chaos" w zrozumieniu - to znaczy że napisałem to przynajmniej poprawnie. Jesli ktos czegos nie zrozumiał - nie musi to oznaczać że tekst jest niezrozumiały.

To wszystko. Tak jak napisałeś: " (...) w końcu czytelnicy są różni i nie musisz pisać dla wszystkich."

 

 

exturio

Stylem komentarzy potwierdzasz tylko (moje własne) zdanie nt "czepialstwa" i specyficznego "poczucia humoru" na forum.

Pisanie na temat tekstu innych "niedorobiony" lub "wypociny" jest nie na miejscu. Jak Cię cos "męczy" to sie tym nie zajmuj/nie czytaj/nie komentuj.

Pomijam kwestie "naukowe" przytoczone prze Ciebie. Jesli miały cos udowodnić - Ty na pewno poczułeś sie lepiej.

Ale np. co do negra (Negra) - słowo to może "pojawić" się w moim świecie  np. z języka rumuńskiego na którym oparłem język cezaryjski (stosowany w świecie opowiadania) i jest pisane z małej litery tak jak człowiek/krasnolud/ork/nord/sud - w wykreowanym świecie fantasy/sci-fi mogę stosować dowolną konsekwentną zasadę dotyczącą nazewnictwa...

słowa "wyzuc" użyłem poprawnie. Można zedrzeć z kogoś odzienie, lub go tego odzienia pozbawić - czyli "wyzuć". 

Klasyczna nadinterpretacja lub skutki posługiwania się lipnym słownikiem. Może też wchodzić w grę mylne przeciwstawienie sobie wzuć (obuwie) z rzeczonym wyzuć zamiast zezuć.  

---------------------------------------------

wyzuć dk Xa, ~zuję, ~zujesz, ~zuj, ~zuł, ~zuty   rzad. wyzuwać ndk I, ~am, ~asz, ~ają, ~aj, ~ał, ~any
pozbawić kogoś, czegoś (zwykle majątku, rzadziej jakichś cech, zalet), zabrać coś komuś.
Wyzuć kogoś z majątku, z dziedzictwa.  

(Słownik języka polskiego PWN. Pogrubienia dla zwrócenia uwagi moje.)

Jak Cię cos "męczy" to sie tym nie zajmuj/nie czytaj/nie komentuj.


Mnie zaś, widzisz, taki "komentarz" kojarzy się z blogaskami. Zamieściłeś, zmierz się z krytyką, szczególnie że tekst znalazł się na ogólnodostępnym portalu.

exturio

"Zamieściłeś, zmierz się z krytyką," ???

Co mają wspólnego z "krytyką" Twoje "pseudohumorystyczne" wpisy? Nie mogłeś napisac wprost?

Napisałem. Jedyny moment, w którym się uśmiechnąłem, to ten z "negrem". Cała reszta jest w pełni poważna (prócz drugiej  Petry, co podkreśliłem).

Wyraziłem też swoje zdanie o tekście (całkiem poważnie): jest niedorobiony i nieprzemyślany w detalach. Nie od dziś wiadomo, że diabeł tkwi w szczegółach.

Nadużywasz również cudzysłowia. Nie mam pojęcia, co on ma oznaczać, szczególnie w kontekście "pseudohumorystycznych wpisów". 

exturio

widzisz - Ty nadal swoje - o negrze Ci odpisałem. i nie ma w tym nic śmiesznego.

Tak czy inaczej dzięki za poświęcany czas - choć to "męczące" (cytuję - nie nadużywam).

Każdy komentarz -  jest naprawde cenny.

Ależ się ostra dyskusja wywiązała (zauważyliście, że objętościowo przyćmiła opowiadanie?) i ostre słowa poleciały (wiem, że mogły polecieć ostrzejsze) zatem proponuję zakończyć burzliwy spór, zanim zajdzie jeszcze dalej i ktoś się stanie natchnieniem do następnego konkursu błyskawicznego ;)

@KaelGorann

O dziwo, jeszcze nikt nie umieścił mnie w swoim dziele, a zdarzały mi się naprawdę złośliwe komentarze (w przeciwieństwie do tego, który jest w dużej mierze merytoryczny). Przynajmniej nie w dziele "polemicznym". Nie wiem czy się cieszyć, czy jednak żałować, że nikt nie traktuje tak poważnie moich komentarzy. ;P

 

@Szeptun

Odpisałeś. Odniosłem się do pierwotnego komentarza. Czytaj, proszę, ze zrozumieniem.

Nie musisz się zgadzać z moją czysto subiektywną opinią, nawet tego nie oczekuję, więc nie rozumiem, skąd ta obronna postawa. Czy coś z  tego wyciągniesz -- Twoja sprawa.

KaelGorann

:) E tam... ostre słowa. po prostu uważam za nieodpowiednie pisanie o pracy kogoś: "wypociny" i tyle. Uważam że sobie na cos takiego nie zasłużyłem. Stąd moja "obronna postawa" (cytuję).

exturio ma zdaje się specyficzny styl - o czym sam napisał w komentarzu powyżej ("a zdarzały mi się naprawdę złośliwe komentarze") i mam nadzieję że ktoś na tym forum korzysta po ich przeczytaniu (tzn. jest to jakaś konstruktywna krytyka).

exturio - to ty mnie źle zrozumiałeś. Odpisałem Ci o negrze. I liczyłem na odpowiedź, próbując merytorycznie porozmawiać na tematy "techniczne" (nazewnictwo).

A niczego śmiesznego nie było w zastosowaniu przeze mnie małej litery w nazewnictwie.

Nie śmieszy mnie nazewnictwo, tylko wstawki obcojęzyczne w medievalistycznym fantasy. Ma to związek z artykułem bodaj Sapkowskiego na ten temat. Rzeczony tekst chyba jest nawet na jego stronie internetowej.

Sprawę "negra" wyjaśniłeś -- ok, przyjąłem argumentację, więc nie widzę sensu się nad tym rozwodzić. Takie użycie słowa ma sens w Twoim świecie.

Moje wątpliwości wynikały z faktu, że wspomniane słowo już istnieje. To  trochę jakbyś nagle zaczął konia nazywać "Koniem" (po prostu rzeczownik z wielkiej litery, jak w niemieckim, nie jako nazwa własna) i twierdził, że w Twoim świecie po prostu tak jest. Koń jest wielki i już. OK, ponoć licentia poetica daje Ci do tego prawo. Do tego i do wielu innych działań, ale musisz liczyć się z odezwem różnych czytelników: od takich jak ja, czyli czepiających się najmniejszych szczegółów, przez takich, którzy po prostu przeczytają, po wychwalających pod niebiosa. Ty masz swoją licentia poetica, a czytelnik ma prawo zweryfikować ją pod kątem gustu.

Co do "wypocin" -- wybacz. Jeśli Cię to pocieszy, nazywam w ten sposób również swoje teksty oraz twórczość większości polskich (i części zagranicznych) fantastów.

Przeczytałam.

Przypis drugi: 

Negr – powszechne określenie czarnoskórych mieszkańców Południa Kontynentu  

W tekście --- z małej. No i to chodzi. Jeśli przyjmujesz własną konwencję, to stosuj się do niej konsekwentnie, szanowny Autorze... Gdy natomiast o samą konwencję biega, to owszem, licentia poetica i tak dalej, niby wszystko można --- ale z ostrożna. Piszesz w języku polskim, mamy w nim określone zasady użycia wielkich liter i łamanie tych zasad zwraca na siebie uwagę czytelników, którzy rzeczone zasady znają. W dialogach czy cytatach w wymyślonym przez Ciebie języku cezaryjskim faktycznie wolno Tobie stosować dowolne reguły, ale ustalanie własnych "przepisów" dla polszczyzny jest, jakby to napisać, odrobinę nie na miejscu w przypadku debiutanta.

Dodam, że gdyby to był jedyny wątpliwy aspekt Twojego tekstu, rzecz byłaby do przyjęcia --- ale tak nie jest, ponieważ w opowiadaniu znalazło się wiele, zbyt wiele innych pomyłek i niedoróbek. Patrz komentarze...

Tak już jest z czytelnikami, drogi Autorze. Jedni przełykają wszystko jak leci, inni kapryszą i chcą, żeby w tekście nie było niczego, co można skrytykować...

 AdamKB
Zaczynając od końca: zawsze się cos znajdzie. Nawet u wybitnego pisarza - kwestia gustu.
Zastanów się czemu wszystkie przypisy zaczynają się dużą literą ? To akurat wynika z zasad języka polskiego.

AdamKB

Negra zastosowałem w wypowiedzi jednego z bohaterów - trzymając się Twojej argumentacji :)

Uwierz lub nie - ale solidnie i długo debatowałem ze specjalistami od polonistyki na temat stosowania nazw ras i ludów dużą lub małą literą - przyjąłem takie stanowisko - na cos musiałem się zdecydować.

Pozdrawiam i dziekuję za rzeczowe podejście do tematu.

Tu nie ma nad czym debatować, określenia takie jak Murzyn czy Negr pisze się wielką literą, gdy są określeniami ras, pisane małą literą nabierają pogardliwego charakteru.

KaelGorann

Ja nie dywaguję. Zresztą wymiana zdań z AdamKB  dotyczy nie samej pisowni ale konsekwencji jej stosowania, bądź niekonsekwencji.

Powtórzę się:

Ale np. co do negra (Negra) - słowo to może "pojawić" się w moim świecie  np. z języka rumuńskiego (Negru to Czarny) na którym oparłem język cezaryjski (stosowany w świecie opowiadania) i jest pisane z małej litery tak jak człowiek/krasnolud/ork/nord/sud - w wykreowanym świecie fantasy/sci-fi mogę stosować dowolną konsekwentną zasadę dotyczącą nazewnictwa...

Oczywiście rumuński wywodzi się z łaciny - stad podobieństwa do "naszego świata".

Plus ciekawostka (choć pewnie wiele osób jest tego świadoma):

A za pogardliwe (obecnie) uważa się wogóle słowo Murzyn/murzyn oraz Nigger (w wolnym tłumaczeniu Czarnuch) a nie Negr/negr. I tyle. Ew. slangowe Nigga/nigga uważane jest za poprawne ale tylko kiedy stosuje je osoba Czarna (Afroamerykanin). Warto zwrócić uwagę ze obecnie ponoc najbardziej poprawnie politycznie jest mówić Czarny.

Powyżej miało być "nie debatuję" a nie "dywaguję" :)

Szanowny Autorze, na zakończenie wiodącej do nikąd wymiany zdań pozwolę sobie zauważyć, że: 

--- nie chodzi mi o gusta, bo na ich podstawie można wdeptać w ziemię noblistów, a pomnik wystawić Paoliniemu, lecz o kwestie typu pokazanych w komentarzach. Czyli o postawienie znaku równości znaczeniowej między skalną szczeliną a takąż studnią, o niepojęcie ostrą granicę stref klimatycznych i tak dalej; 

--- przypis, gdy jest "czystym" przypisem, zaczynamy dużą literą, jak najbardziej, ale gdy objaśniamy słowo / słowa cytowane z tekstu, zachowujemy oryginalną pisownię pierwszego słowa cytatu, a więc w tym przypadku "negr --- bla bla to i tamto". 

Dziękuję za wymianę poglądów, kłaniam się (również Twoim znajomym specjalistom od polonistyki).

AdamKB

Nie będe rozwodził się na tematy geologiczne - studnia czy szczelina - nie ma to dla mnie w tym akurat przypadku znaczenia - jest to szczegół do dyskusji  - watpie czy kogoś poza specjalistami interesuje, nie chcę żebyś mnie odebrał jako ignoranta ale sa rzeczy ważne i wazniejsze (dla mnie).

Co do stref klimatycznych - można sie czepiać i interpretowac po swojemu - nie wiedząc czy miasto jest na wyspie lądzie i jak dużym jest (wspominam o tym we włąściwej części opowiadania), oraz jaki zasięg może mieć burza  - tutaj jak powyżej sa rzeczy ważne i wazniejsze (dla mnie).

Zamieszczam opowiadanie żeby poznac Wasze zdanie na temat techniki i fabuły (to dla mnie ważniejsze). I cieszę się że dostaję całą mase podpowiedzi i wskazówek (tutaj ogromne dzieki), ale rozważania na temat wspomnianych szczegółów rzeczywiście są "wiodącymi do nikąd".

Co do zapisu przypisów - pozostane przy zapisie polskiego zdania - od dużej litery do kropki.

Pozdrowienia!

Jeśli napiszesz "Negr jest to powszechne określenie czarnoskórych mieszkańców Południa Kontynentu." to owszem, możesz zacząć wielką literą, ponieważ jest to rzeczywiście zdanie, jeśli jednak piszesz: "Negr – powszechne określenie czarnoskórych mieszkańców Południa Kontynentu." to niestety negr musi być tak samo pisany jak w tekście.

Co do reszty szczegółów, pamiętaj, że właśnie w nich tkwi diabeł ;)

Nie będe rozwodził się na tematy geologiczne - studnia czy szczelina - nie ma to dla mnie w tym akurat przypadku znaczenia

Dla Ciebie może nie ma, ale dla czytelnika już tak. Przecież od tego jak opiszesz otoczenie zależy to, co czytelnik będzie sobie wyobrażał. Jeśli nie chcesz rozwodzić się na tematy geologiczne -- nie stosuj geologicznej nomenklatury. Napisz: dziura.

Tak samo ma się sprawa ze wspominanym przeze mnie berdyszem -- jak, ja, czytelnik, mam uwierzyć w profesjonalizm wojownika, który do walki w mieście bierze broń stworzoną specjalnie do zwalania jeźdźca z konia i rozbijania zbroi na leżącym wrogu?

Tu nie chodzi o czepianie się bez sensu. Chodzi o kreację -- zarówno świata, jak i bohaterów. 

Weź sobie za przykład Tolkiena -- zanim wykreował Śródziemie, dogłębnie poznał wiele kultur: łącznie z ich sposobem walki, wyposażeniem wojowników, mitologią, architekturą i wieloma innymi szczegółami, które "nie mają znaczenia".

Albo z naszego podwórka: spójrz na Sapkowskiego. W świecie "Wiedźmina" nawet rośliny są dobrane odpowiednio do stref klimatycznych. Można mówić, że to zbędna dbałość o szczegóły, ale między innymi dzięki temu autor tworzy świat, w który można uwierzyć.

Oczywiście nie musisz się ze mną zgadzać. Tak samo jak z Adamem, KaelGorannem i nikim innym. To Twój wybór.

KaelGorann

Nie rozumiem dlaczego pałza (-) ma decydować o jednym lub drugim, można ją zastosowac w zdaniu tak jak ja to robię. Pod względem pisowni w języku polskim jest to poprawny zabieg. Możesz mnie nazwac upartym osłem - ale pozostane przy swoim.

exturio

Dla Ciebie być może wyraz "rozpadlina" jest nomenklaturą geologiczną - dla innych będzie po prostu określeniem - zrobiłem test i postronna osoba czytając opis "rozpadliny i skalnego komina" wyobraziła sobie rzecz (miejsce) podobną do moich wyobrażeń. Na moje potrzeby wystarczy. Osoby które potrzebują bardziej szczegółowego, być może bardziej wnikliwego podejścia do tematu - moga pozostać niezadowolone. Niestety, nie każdemu dogodzę. Zdecydowałem się - mniej opisów - więcej akcji. Jeszcze raz powtórzę: mam świadomość że nie każdemu to "podchodzi".

W kwestii berdysza - miałem ten pomysł (wojownik z potężną bronią na targu, pośród straganów) rozwinąć ale wydarzenia na placu potoczyły sie szybko i Yarlo (ten wojownik) zginął - i czytelnik może go dowolnie ocenić - moze nie był takim profesjonalistą za jakiego go uważasz - pozostawiam to niedopowiedzianą kwestią - dla Ciebie będzie to błąd lub niepotrzebnie wprowadzona postać - dla mnie lub jakiegoś innego czytelnika - moze oznaczac cos zupełnie przeciwnego...

Wiesz, po pierwszym Twoim komentarzu uważałem że piszesz złośliwie - kolejne Twoje wypowiedzi zmieniły moje nastawienie i dziekuje za rzeczową wymianę zdań :)

Przykład Tolkiena - wzór niedościgniony (jak dla mnie) - i wielka inspiracja (z delikatnym bonusem od Petera Jacksona) - nie mnie się z nim równać... ufam że jak przeczytasz może kolejne części opowiadania i kolejne opowiadania osadzone w moim świecie może zmienisz zdanie na temat postrzegania przeze mnie "szczegółów".

Sapkowski - też fajny przykład ale pamiętajmy że jego świat wykreowany do sagi miał byc tylko środkiem do opowiedzenia bardzo "współczesnej" opowieści z masą nawiązań do naszej rzeczywistości etc. W jego Świat akurat jakoś bardzo "nie uwierzyłem" - zawsze był dystans przez stosowanie np. łaciny w rozmowach szpiegów (skąd tam łacina?) lub określeń typu "gerylasi" (guerillas w fantasy?)... Jest tego więcej plus "mruganie okiem" do czytelnika w kwestii żartów, opowiastek przypominających te nasze ...

Wiem że nie musze się zgadzac ani z Tobą ani z nikim innym. Ważne żeby moja praca komuś się podobała.Piszę dla własnej frajdy i miło jeśli dodatkowo komuś dostarczę rozrywki podczas czytania.

Dzięki za konwersację i pisząc to nie mam na mysli że powinniśmy (lub musimy) ja przerywać - bo jest naprawde konstruktywna (dla mnie rzecz jasna).

Pauza decyduje choćby o tym, że stosując ją zdecydowałeś się nie stosować orzeczenia, więc nie może być mowy o zdaniu, a raczej o notce słownikowej, a w słownikach nie zaczyna się haseł wielką literą.


Osoby które potrzebują bardziej szczegółowego, być może bardziej wnikliwego podejścia do tematu - moga pozostać niezadowolone. - Nie możesz mieć takiego podejścia, bo jest ono lekceważeniem czytelników. Dlatego wielu autorów przy pisaniu dopomaga sobie słonikami, encyklopediami, itp.

słownikami oczywiście, nie słonikami ;)

KaelGorann

Ależ oczywiście że moge mieć dowolne podejście i nie oznacza ono że lekceważę czytelników - poprostu określam target mojego opowiadania. Przypominam że nie każdy musi to czytac i nie do każdego musze trafić... Każdy szuka jakiejś odpowiedniej dla siebie fomy komunikacji/sztuki etc. Ja piszę "proste" rzeczy. I tyle. I mam świadomośc że komuś może sie to nie podobac. Nie mam z tym problemu.

Nie chcę żebyś pomyślał że piszę tylko i wyłącznie "z głowy"  . Mam swoje "dopomagacze" :)

Powtórzę: pisze dla swojej frajdy i dobrze jeśli kogoś to jak i o czym (to najważniejsze dla mnie) piszę zaciekawi.

Mam nadzieję że Ciebie zaciekawi ciąg dalszy :)

Dzięki!

Nie będe rozwodził się na tematy geologiczne - studnia czy szczelina - nie ma to dla mnie w tym akurat przypadku znaczenia

Tylko poczekaj aż Cię odwiedzi mkmorgoth. :D

I jeszcze uwaga nt przypisów - z informacji edytorskich (zakres studiów) wynika że:

Na końcu przypisu słownikowego zasadniczo nie stawia się kropki. Inne znaki interpunkcyjne zasadniczo się zachowuje. Jeśli jednak w tej samej publikacji występują przypisy słownikowe i rzeczowe, to słownikowe można zaczynać wielką literą i kończyć kropką.

Przypisy rzeczowe zaczyna się wielką literą, a kończy kropką lub innym znakiem interpunkcyjnym.

Naviedzony

Coraz milej mi na tym forum - chyba byłem źle nastawiony :)

Czekam na mokorgotha (nie przygotowuję sobie żadnej broni za wczasu)... Może się uda przetrwac.

Czytam sobie opinie i czytam. Sporo jest ciekawych, a większość (prawie wszystkie) są nie istotne z punktu widzenia mojej skromnej osoby jako czytelnika. Wygląda, że będę musiał napisać kilka maili do kilka (kilkunastu?) pisarzy SF/Cyberpunk i ich zjechać za to, że wpisują takie głupoty o programowani, hackingi i całej reszcie. Muszę także ochrzanić wszystkich reżyserów za to, że ich bohaterowie ciągle strzelają do monitorów pozostawiając całe jednostki centralne pod biurkami. Tak samo muszę rozliczyć się ze wszystkimi wysadzającymi jedną kulą samochody i powodującymi wybuchy za pomocą kuchenek mikrofalowych ;-)

Przypomina mi ta całą sytuacja pewien odcinek Top Gear, jak ekipa pomagała kręcić film i jaki to miało wpływ na efekt końcowy. Przecież nic nie robili - tylko chodziło o realistykę...

Tolkien - największy nudziarz jakiego czytałem....

No tak, wszystko jest kwestią konwencji i podejścia. Ja, czytając, wychodzę z założenia, że Autor podchodzi do szczegółów tak samo, jak ja (zwykle analiaza źródeł i research zajmują mi kilkadziesiąt (sic!) razy dłużej, niż samo pisanie. Do jednego opowiadania zdarzyło mi się nawet wyliczać trajektorie ruchu planet i czasy okrążeń...), stąd to wytykanie najmniejszych detali.

Na przyszłość będę pamiętał, żeby się od tego powstrzymywać przy okazji Twoich tekstów. Swoją drogą, wywiązała się całkiem ciekawa dyskusja na temat wolności pisarza (wiem, to temat niesamowicie oklepany), którą może warto byłoby pociągnąć w HP. Nawet jeśli nie dla konstruktywnych wnosków, bo w tej materii chyba już wszystko powiedziano, to dla poznania opinii czytelników NF.

Popieram exturia w głoszeniu racjonalizmu i realizmu w tekstach fantasy. Bo to, że coś jest racjonalne i logiczne nie skreśla przecież fantastyki, a wręcz przeciwnie, uwiarygadnia opowieść. Szczegóły i wątki poboczne są ważne. Jak mi cudownie opiszesz miasto w świecie fantasy i jego mieszkiańców, a potem walniesz, że przez rozległą równinę otaczającą miasto przetoczył się halny, to upadnę i już tak pozostanę.

Niestety, kiedy sięgasz po pewne utarte, ustalone, fizycznie niezmienialne rzeczy... to nie można sobie pozwolić na ich zmianę. Nie i już. Jeśli świat fantastyczny nie jest światem wiarygodnym, to znaczy, że autor zawiódł.

"Nigdy nie rezygnuj z celu tylko dlatego, że osiągnięcie go wymaga czasu. Czas i tak upłynie." - H. Jackson Brown Jr

Ja też raczej zgadzam się z exturiem i joseheim. Jeśli do fantasy przenoszone są żywcem rzeczy ze świata realnego, to powinny pozostać takimi, jakie je znamy, bo inaczej wkrada się zamęt, ponieważ autor wie co miał na myśli, a czytelnik już niekoniecznie, jeśli zaś autor zacznie się rozpisywać, czym różni się zjawisko w jego świecie od jego rzeczywistego odpowiednika, wkradnie się do tekstu nuda. Zatem jestem za tym żeby albo kopiować wiernie, albo wymyślać zupełnie nowe zjawiska.

Odwołując się do komentarza Autora, skierowanego do mnie, chętnie przeczytam ciąg dalszy.

exturio

No i wyszedłem na ignoranta niezainteresowanego szczegółami...  Ale cóż - tak to jest przy wymianie zdań na forum (w komentarzach). Zostawiam to jednak - bo każdy ma prawo do własnej oceny każdego innego. Jesli pomimo moich wad :) zdecydujesz sie przeczytać opowiadanie - mój cel zostanie osiągniety... licze na wyłapanie błędów i ich rzeczowe przedstawienie (jesli będziesz miał do tego siłę).

 joseheim i KaelGorann 

Cóż - nie wiem skąd wniosek że nie cenię realizmu etc...  tak jak powyżej - zostawiam takie twierdzenie i skupię sie żeby nie popełniac błędów stylistycznych, rzeczowych i fabularnych.

Pozdrawiam!

Pax vobiscum.

Nowa Fantastyka