
Autorze! To opowiadanie ma status archiwalnego tekstu ze starej strony. Aby przywrócić go do głównego spisu, wystarczy dokonać edycji. Do tego czasu możliwość komentowania będzie wyłączona.
Powoli dochodził do przytomności. Najpierw usłyszał szum, a następnie zrozumiał, że w pobliżu płynie strumyk. Leżał i był czymś przykryty. Otworzył oczy i zobaczył, iż znajduje się w grocie. Po jego prawej stronie żarzyło się małe ognisko. Oparł się na łokciu, skrzywił i opadł na skóry, którymi został opatulony.
– Uważaj na swoje rany – upomniał go głos z głębi groty.
Przekręcił głowę do góry trzymając się za zabandażowany bok. Na tle skały zobaczył ciemną postać postawnego mężczyzny. Zauważył, że mężczyzna ściągnął coś ze ściany i podszedł do ogniska. Cały czas czujnie go obserwował. Mężczyzna przyklęknął przy żarze, dołożył kilka gałązek i polan, a następnie rozdmuchał ogień. W świetle płomieni widać było, że ma długie, ciemne włosy, a ubrany jest w krótką tunikę.
– Powinieneś odpoczywać i nie próbować wstawać – rzekł mężczyzna patrząc w ogień – Udało się uniknąć zakażenia twojej rany, lecz minie trochę czasu zanim będziesz w pełni sprawny.
Przez chwilę słychać było tylko szum strumyka rozbryzgującego się na kamieniach. Mężczyzna poprawił polana i uśmiechnął się półgębkiem. Spojrzał na rannego.
– Skąd się tu wziąłem? – szepnął leżący.
– Znalazłem cię. Wybacz mi, że nie pozwoliłem umrzeć ci w spokoju – leżący zauważył szczegóły tatuażu na jego prawym policzku i ponad brwią – Jestem…
– Borg…
Mężczyzna odsłonił zęby w uśmiechu.
– Tutaj nie jest to ważne, Sergi.
Tym razem ranny odwdzięczył się tym samym.
– Wygnany Borg jest gorszy od Sergi. Już wiem, czemu żyję.
– Czy aby na pewno? – Borg przysunął sobie kawałek skóry i usiadł na niej – Czy twoja śmierć w tym miejscu uwolniłaby twoją rodzinę?
Sergi spoważniał. Bezwiednie zacisnął dłoń na opatrunku. Skrzywił się. Borg podał mu bukłak.
– Pij. To pozwoli ci zasnąć i złagodzi ból – uniósł go trochę i Sergi pozwolił napoić się.
~~*~~
Mały chłopiec stał przy ogrodzeniu. Patrzył na idący drogą oddział. Mężczyźni ubrani byli w skórzane kaftany i nogawice. Ich bronią były miecze i toporki. Żaden z nich nie trzymał tarczy, ani nie miał na sobie pancerza. Ich gołe ramiona pokrywały identyczne tatuaże, których znaczenia jeszcze nie znał.
– Kto to? – zapytał stojącego obok młodzieńca, który był jego bratem.
– Sergi – odparł ten krótko.
Chłopiec zafascynowany dalej patrzył za oddalającym się oddziałem.
– Gdzie oni idą?
– Na śmierć.
– A dlaczego?
Młodzieniec spojrzał na swego braciszka. Ukląkł przy nim i spojrzał mu prosto w oczy.
– Czy wiesz co oznacza słowo Sergi? – tym razem on zapytał.
Chłopiec przytaknął z entuzjazmem.
– Sergi znaczy grzech – odpowiedział, ale widać było, że są to dla niego tylko słowa.
– Właśnie dlatego – odparł jego brat poważnie.
~~*~~
Obudził się. W grocie zrobiło się jaśniej.
– Wiedziałeś co się stanie – szepnął, przykrywając dłonią oczy – Wiedziałeś jakie będą konsekwencje…
– Mówisz do siebie? – usłyszał głos Borga.
Mężczyzna właśnie wszedł do groty trzymając w jednej ręce jakieś oprawione zwierzę, a w drugiej jego skórę. Futerko położył w słońcu, które wpadało do jaskini. Usiadł w cieniu przy wejściu i zaczął odkrawać płaty mięsa.
– Jak się czujesz? – zapytał.
Sergi uniósł się na łokciach i zdołał usiąść.
– Lepiej – przyznał.
– To dobrze. źle by było tracić tyle energii na marne.
Siedzący mężczyzna zadrżał od podmuchu wiatru, który wpadł do groty.
– Połóż się jeszcze – powiedział do niego Borg nie przerywając – Za chwilę dam ci coś do jedzenia, ale musisz jeszcze trochę poleżeć.
– Gdzie moje ubranie?
Borg podniósł głowę i spojrzał na niego niewiarygodnie jasnymi oczami. Sergi zadrżał tym razem nie z zimna.
– Nie dostaniesz go teraz. Gdybym ci je dał, zacząłbyś chodzić. A nie jesteś jeszcze na tyle sprawny. Czyż nie mam racji?
Sergi przyznał mu rację i posłusznie położył się z powrotem na posłaniu. Zaczął przyglądać się ścianom, gdyż do tej pory nie miał ku temu okazji. W skale wykute były różnej wielkości wnęki, niczym półki, a w nich różne skórzane worki i sakiewki. Jedne były mocno wypchane jakimiś drobnymi rzeczami, na powierzchniach innych odbijały się kanty umieszczonych w nich przedmiotów. Usłyszał jak Borg przyklęknął obok niego. Ten pomógł mu usiąść i wręczył drewnianą miskę do połowy wypełnioną gęstą, ciemnozieloną papką.
– Jedz – powiedział wręczając mu łyżkę.
Młody mężczyzna zerknął w miskę i zauważył, jak porusza się w niej kilka małych, białych robaków. Szybko zjadł papkę zerkając co chwila na Borga, który czekał cierpliwie, aż skończy. Ten wziął od niego pustą miskę i wyszedł z groty. Sergi usłyszał plusk wody i po chwili mężczyzna wrócił z czystą miską. Położył ją w jednej z wnęk i usiadł naprzeciw niego.
– Co tu robisz?
Sergi przykrył pokryte tatuażami ramiona skórą i oparł się o skałę.
– Co robię?
Borg uśmiechnął się.
– Sławna sergijska ironia. Podobno uczą was jej od pierwszego dnia, kiedy znajdziecie się w świątyni – jego oczy śmiały sie przez moment w milczeniu – Pytam w jakim celu zawędrowałeś aż tutaj. Nie jesteśmy na pograniczu.
Sergi uśmiechnął się krzywo.
– Nie muszę się tłumaczyć Borgowi. Tym bardziej wygnanemu. Ja przynajmniej wierzę w Nią i Panów światów – warknął wrogo.
Uśmiech pozostał na ustach Borga, lecz jego wzrok przeszywał ciało Sergi na wskroś. Przez chwilę patrzyli sobie głęboko w oczy, aż starszy mężczyzna roześmiał się szczerze. Ranny spojrzał na niego niepewnie.
– Podobasz mi się, Sergi. Jesteś wojowniczy, nieustępliwy. Z pewnością nie zawiedziesz swojej rodziny.
Wstał i spojrzał na niego z góry nadal się śmiejąc.
– Idę sprawdzić sidła, niedługo wrócę i wrócimy do rozmowy.
Podszedł do wyjścia i odwrócił się do niego.
– Byłbym zapomniał – pstryknął palcami i zapłonęło ognisko – Ja również w Nią wierzę.
I poszedł.
~~*~~
Chłopiec stał uczepiony sukni swej matki u przedbramia świątyni Azar. Był zdenerwowany, czuł, że stanie się coś niedobrego. Ostatnie wydarzenia w jego domu rodzinnym również nie były najszczęśliwsze, więc bał się tym bardziej. Zniknął młodszy z jego dwóch braci, ojciec leżał chory w domowej izbie i nikt nie pozwalał mu tam wchodzić.
Wrota rozwarły się bezdźwięcznie i matka przeszła obok dwóch Sergi, którzy zamknęli je za nimi. Jeden z nich ukłonił się przed nią i poszedł przodem, prowadząc ich przez kręte korytarze świątyni. Chłopiec ze strachem rozglądał się wokoło. Korytarze sprawiały wrażenie ciężkich i ponurych. Przez niewielkie okna wpadało niewiele światła, a kamiennych ścianach brak było ozdób. Mocniej przywarł do matki, a ta pogładziła go po głowie. Od czasu do czasu mijali solidne, drewniane drzwi. Niepokojąca również była cisza jaka panowała w korytarzu. Zupełnie jakby nikt tu nie mieszkał. Słyszał tylko kroki swoje, matki i prowadzącego ich Sergi, odbijające się echem.
Nagle korytarz doprowadził ich do drzwi większych, niż do tej pory mijane. Sergi otworzył przed nimi drzwi i pochylił głowę. Matka wraz z chłopcem weszli do ogromnej sali. Spojrzenie chłopca natrafiło najpierw na ogromny posąg przedstawiający stojącą Boginię. U jej stóp na wpół leżeli Panowie Światów uczepieni jej nóg. Podług komnaty stali w dwóch rzędach Sergi. Byli rozebrani do pasa i każdy z nich trzymał przed sobą broń. Tatuaże oplatały czarnymi wzorami ich ramiona i piersi.
Kobieta przeszła wolno kilkanaście kroków i stanęła na środku sali. Odczepiła chłopca od swej sukni i ustawiła przed sobą. Uklękła i patrzyła w podłogę.
– Niech Bogini i Panowie Światów przebaczą memu Rodowi grzech – powiedziała wolno, lecz słychać było w jej głosie powstrzymywane drżenie.
– W jaki sposób twój Ród chce odpłacić swe winy? – rozległ się głos.
Chłopiec zobaczył stojącego przed pomnikiem Sergi w średnim wieku, który oprócz tatuaży właściwych dla siebie posiadał również na twarzy tatuaż Borg.
– Sergi Rodu Błękitnych Szponów zmazane zostanie krwią jednego z Rodu – matka wypowiedziała rytualne słowa trzęsąc się na całym ciele.
Sergi-Borg stanął przed chłopcem i położył mu dłoń na głowie.
– Niech tak będzie – odpowiedział i rozebrał go do naga – Chodź Sergi Rodu Błękitnych Szponów. Od tej pory należysz do Pana świata Umarłych.
~~*~~
Gdy się obudził było już ciemno. Borg siedział przy ognisku zastygły w bezruchu. Sergi machnął powoli ręką mu przed oczami. Nawet nie mrugnął. Usiadł i zauważył, że miał już ściągniętą część opatrunku. Czarny tatuaż był już tylko gdzieniegdzie przysłonięty bandażami. Do jego nozdrzy dotarł zapach czegoś co stało w misce obok ogniska. Tym razem była to trudna do zdefiniowania brunatna papka, która w tej chwili była zaledwie letnia. Zerknął na znieruchomiałego Borga i zjadł zawartość miski. Następnie udało mu się znaleźć bukłak z wodą, który prawie całkowicie opróżnił. Wstał pokonując ból. Podszedł ostrożnie do wejścia do groty. W ciemnościach zauważył jedynie wszechobecne drzewa, płytki strumień i kilkanaście owadów, atakujących jego nagie ciało. Opróżnił pęcherz i wrócił na posłanie. Przykrył ramiona skórami i oparł się o skałę. Przez jakiś czas zastanawiał się nad wspomnieniami powracającymi do niego w snach. Bardzo dawno do nich nie wracał.
Z zamyślenia wyrwało go poruszenie się Borga. Nagle zdawał się być bardzo zmęczony. Spojrzał na niego zamglonym wzrokiem i sięgnął tam, gdzie znajdował się przedtem bukłak z wodą. Gdy go tam nie znalazł, jego brwi zmarszczyły się. Sergi uśmiechnął się i podał mu go. Borg wypił resztkę wody i spojrzał na niego.
– Widzę, że tobie również doskwierało pragnienie.
– Nie bardziej niż tobie – odpowiedział.
Borg sięgnął za siebie i odkorkował drugi bukłak. Pociągnął z niego kilkanaście długich łyków, opróżniając go na raz do połowy. Uśmiechnął się do towarzysza, przyciągnął sobie drugie posłanie i położył na nim. Tym razem miał na sobie oprócz krótkiej, pozbawionej rękawów tuniki również skórzane nogawice. Położył sobie ręce pod głowę i westchnął.
– Jak się czujesz? – zapytał.
– Dobrze – odpowiedział Sergi, przyglądając mu się.
Leżący wybuchnął śmiechem.
– Ale mogłoby być lepiej?
– Mogłoby – przyznał.
Borg ponownie roześmiał się szczerze.
– Jesteś rozbrajający, wiesz? – spojrzał na siedzącego – Dawno nie rozmawiałem z nikim kto by Ją znał. Od kiedy musiałem opuścić Świątynię Loar czuję się niczym umarły.
– Ty jeszcze nie należysz do Azara – zaprzeczył Sergi.
Jasnooki, chociaż uśmiechały się jego usta, był poważny.
– Zostałem wygnany – zamilkł na chwilę – Dla mnie to gorsze niż śmierć.
Sergi pomyślał o rodzinie Borga. Jednak szybko odrzucił te myśli, on sam był uosobieniem sergi swojego Rodu, grzechu swego brata.
– Kiedy wyzdrowieję? – zapytał po chwili milczenia.
Jednocześnie wyrwał tym Borga z zamyślenia.
– Chcesz już być zdrowy? – młodzieniec skinął głową – Tak bardzo zależy ci na zakończeniu swej misji? Ponowne skinięcie.
– Nie wątpię, że jesteś Sergi z krwi i duszy, lecz taki pośpiech nie jest wam właściwy.
Czarne tatuaże na nagich ramionach i piersiach siedzącego połyskiwały w świetle ogniska. Borg pokręcił głową.
– Jesteś uparty – stwierdził patrząc w sufit – Uparty, lecz nie uporem Sergi. Co innego pcha cię do przodu…
Przez jakiś czas słychać było jedynie trzask polan w ognisku. W końcu Borg poprawił je i dorzucił kilka nowych. Spojrzał w oczy cały czas przyglądającemu mu się rannemu.
– Obiecuję, że bardzo szybko wrócisz do zdrowia…
~~*~~
Młody Sergi rozebrał się i wszedł do sali. Pomieszczenie było nadzwyczaj jasne, jak na świątynię. W środku stał już Sergi-Borg pilnujący każdego rytuału. Obok niego stał starszy już mężczyzna rozebrany do pasa. Nie miał żadnego tatuażu i Sergi zrozumiał, że jest on normalnym człowiekiem, nie obciążonym przez nikogo dożywotnim obowiązkiem. Położył się na ławie stojącej na środku sali, przy słowach modlitwy wypowiadanej przez Sergi-Borga do Pana Świata Umarłych. Starszy mężczyzna wysmarował jego plecy jakimś olejkiem i przystąpił do wykonywania tatuażu. Skomplikowany wzór miękkich krzywizn powoli powstawał na plecach młodzieńca. Po kilku godzinach usiadł na ławie i mężczyzna wykonał malunek na jego ramionach. Następnie położył go na plecach i wysmarował olejkiem jego piersi. Monotonna modlitwa Sergi– Borga przynosiła pewne otępienie, a olejek łagodził trochę ból. Odrętwienie pomagało wytrzymać bez ruchu następne kilka godzin. W pewnym momencie mężczyzna wyszedł a Borg kontynuował rytuał. Pomógł wstać otępiałemu młodzieńcowi i nagle wylał mu na głowę kubeł zimnej wody.
– Sergi Błękitnych Szponów jesteś gotowy do swej roli – powiedział patrząc w nagle oprzytomniałe oczy młodzieńca.
W pomieszczeniu szybko robiło się coraz ciemniej.
~~*~~
Sergi leżał odkryty na swoim posłaniu. Obok siedział Borg trzymając wyciągnięte nad nim ręce. Miał zamknięte oczy i szeptał coś niezrozumiale. Za nim ognisko dogasało powoli. Jego twarz zmarszczyła się w skupieniu zniekształcając tatuaż na twarzy. Na jego ciele perlił się pot. Leżący patrzył na niego badawczo. Czuł mrowienie tuż pod skórą. Zamknął oczy. Dziwne odczucia nie pozwalały mu zasnąć, jednocześnie był nimi wyczerpany.
Po kilku minutach Borg otworzył zmęczone oczy i oklapł widocznie. Spojrzał młodzieńcowi prosto w oczy.
– Usiądź– powiedział.
Sergi wykonał polecenie. Podniósł ramiona, a Borg zdjął mu opatrunek. Ze zdziwieniem zauważył, że rana prawie całkowicie się zabliźniła. Starszy mężczyzna pomógł mu wstać i wyprowadził go na zewnątrz. Na bezchmurnym niebie jasno świecił księżyc. Podeszli oboje do strumienia. Młodzieniec został posadzony na środku strumienia, gdzie było trochę głębiej. Zimna woda nie sięgała mu nawet do pasa. Chociaż noc była ciepła poczuł jak dreszcz przebiega mu po plecach. Borg ukląkł obok niego i napełnił przyniesioną przez siebie drewnianą miskę wodą. Szepcząc słowa modlitwy wylał jej zawartość na jego głowę. Zmiął w dłoniach jakieś liście i zaczął go nimi nacierać jednocześnie wciąż modląc się cicho. Tonacja szeptu zaczęła opadać i wnosić się przybierając formę śpiewu. Słowa przechodziły gładko jedno w drugie splatając się, mieszając, tworząc nowe znaczenia starej pieśni. Jednocześnie spływająca po ciele zimna woda nie pozwalała poddać się hipnotycznemu rytmowi. Nagle Sergi zdał sobie sprawę, że zna tę pieśń. Słyszał ją nieraz w świątyni Pana Świata Umarłych. Choć wtedy stary Sergi– Borg śpiewał ją odrobinę inaczej.
Nagle śpiew ustał. Sergi spojrzał badawczo na klęczącego obok Borga. Ten podał mu skórzane ubranie.
– Jutro będziesz zdrów– rzekł.
~~*~~
Ściemniało się. Mężczyzna w średnim wieku przygotowywał się do zamknięcia bramy. Ubrany był w skórzany kaftan, na który narzuconą miał zniszczoną kolczugę bez rękawów, sięgającą zaledwie do pasa. U boku miał zawieszony krótki, jednoręczny miecz. Właśnie miał zamknąć wrota, gdy usłyszał kroki. Zobaczył jakąś postać idącą drogą od strony bagien. Odwrócił się w jej stronę. Z powodu pogłębiającego się mroku nie mógł zobaczyć dokładniej kim ona jest. Przyglądał jeszcze przez chwilę, lecz nadal nie rozpoznawał zbliżającego się mężczyzny.
– Stój! – krzyknął w stronę nadchodzącego – Kto idzie?!
Poczuł na sobie spojrzenie nieznajomego.
– Grzech – usłyszał cichą odpowiedź wypowiedzianą z dziwnym akcentem.
Nagle nadchodzący mężczyzna w kilku szybkich krokach znalazł się obok niego. Zanim strażnik zdążył wyciągnąć miecz, ostrze kościanego noża zatonęło w jego sercu, a usta przykryła dłoń nieznajomego. Rzężąc, zbrojny patrzył w zimne, ciemne oczy nieznajomego młodzieńca.
Sergi ułożył na ziemi martwego mężczyznę. Wyciągnął nóż z jego piersi i wytarł go w trawę. Po chwili wahania wziął również miecz. Spojrzał w głąb miasta. Miał zadanie do wykonania. Usta drgnęły mu w słabym uśmiechu, który wcale nie był wesoły. Na wzgórzu w samym środku miasta znajdował się budynek, do którego musiał się dostać i zabić wszystkich jego mieszkańców.
~~*~~
Borg przygotowywał jakąś potrawę z suszonego mięsa i ziół. Wolno mieszał drewnianą łyżką w glinianym kociołku, którego zawartość była dosyć gęsta. Smakowite zapachy nie pozwalały Sergiemu zasnąć. W końcu przekręcił się i leżał tyłem do ognia. Płomienie ogniska odbijały się od skalnych ścian tworząc na nich nieustannie zmieniające się czerwono-czarne wzory.
– Czemu zaszedłeś aż tutaj? – usłyszał głos Borga.
Przez chwilę panowała cisza. Sergi patrzył na krwawe refleksy ogniska.
– Dostałem zadanie – zamilkł zastanawiając się nad czymś – Mam zabić tutejszego księcia i całą jego rodzinę – dopowiedział wreszcie.
Starszy mężczyzna nie odzywał się przez dłuższy czas. Słychać było tylko miarowe szuranie łyżki po dnie kociołka i od czasu do czasu trzaskanie polan w ognisku.
– To poważne zadanie. Świadczy o twoich umiejętnościach. Jest wyróżnieniem – stwierdził wreszcie – Zjesz trochę?
Sergi usiadł na posłaniu i przyjął miskę gęstego gulaszu. Spojrzał na towarzysza z zaskoczeniem. Ten uśmiechnął się tylko lekko i wręczył mu łyżkę. Obaj zaczęli jeść ze smakiem.
– Powiedz szczerze – Borg spojrzał mu głęboko w oczy – Jest coś jeszcze…
Sergi nie uciekł wzrokiem, lecz milczał.
– Coś jest w tym zadaniu… Jest ono dla ciebie ważne, nie tylko z obowiązku.
Młodzieniec patrzył na niego ostro. Po chwili jego usta wykrzywiły się w dziwnym uśmiechu. Prychnął niewesołym śmiechem.
– Tak, masz rację. Coś więcej pcha mnie ku śmierci – ułożył sobie miskę między kolanami i spojrzał w jej zawartość niewidzącym wzrokiem.
Przypomniał sobie rozmowę ze swoim bratem bardzo dawno temu, kiedy nie był jeszcze Sergi i nikt nie wiedział, że będzie musiał się nim stać. Na ustach błąkał mu się słaby niewesoły uśmiech.
– A raczej ktoś – przyjrzał się twarzy starszego od niego Borga – Ktoś, kto stał się przekleństwem mojego Rodu, którego grzech był tak wielki, że nie wystarczyło zwykłe wygnanie – jego spojrzenie na drobną chwilę stało się ostre niczym miecz ofiarny – Którego grzech odkupi dopiero moja śmierć.
Borg opuścił głowę i przytknął kciuki do czoła. Sergi siedział całkowicie zaskoczony. Gest ten wyrażał szacunek dla osób, które uznawało się za szczególnie jego godne, lub które się podziwiało.
– Twa misja jest zatem podwójnie szczególna – powiedział Borg zmienionym głosem – Sergi Błękitnych Szponów.
~~*~~
Młodzieniec ubrany w skórzane nogawice i bluzę bez rękawów wspinał się na wzgórze spokojnym miarowym krokiem. Zapadła już noc. Ulica, którą szedł, prowadziła do bram pałacyku otoczonego nieprzesadnie wysokim murem. Masywne, drewniane wrota były już zamknięte. Minął kilku ludzi, którzy nie zwrócili większej uwagi na ignorującego ich młodzieńca o wytatuowanych ramionach.
Stanął przed bramą. Rozejrzał się. Domy stały w pewnej odległości od muru otaczającego pałacyk. Przeszedł kilkanaście kroków wzdłuż kamiennego ogrodzenia. Zatrzymał się. Przywiązał spory kawałek rzemienia do jelca miecza, a następnie przewiesił go przez ramię, tak, iż ostrze znalazło się na jego plecach. Znalazł uchwyt dla dłoni i podciągnął się. Bez problemów wspiął się na mur. Zeskoczył z niego i znalazł się w ogrodzie. Okrążył budynek nie zwracając na siebie niczyjej uwagi. Po ogrodzie krążyło kilku strażników, których pozbył się bez problemów. Cicho wszedł do budynku. Znalazł się w korytarzu słabo oświetlonym kilkoma świecami. Zza rogu wyszedł jakiś służący. Już otwierał usta, żeby coś powiedzieć, gdy kościana głownia trafiła go w krtań. Zanim upadł, Sergi złapał go i natychmiast wyniósł na zewnątrz. Po chwili ponownie znalazł się w korytarzu. Odwiązał rzemień i trzymając miecz w jednej dłoni, a nóż w drugiej ruszył przed siebie.
~~*~~
Borg prowadził go przez bagna, na których mieszkał. Niedawno opuścili grotę znajdującą się na niewielkiej wyspie suchej ziemi. Sergi spokojnie dotrzymywał towarzyszowi kroku. Rana mu nie dokuczała. Została po niej zaledwie niewielka blizna ciągnąca się przez pierś aż poniżej żeber. Wtem Borg się zatrzymał.
– Zaraz wejdziemy na drogę – uprzedził.
Weszli w gęstsze krzaki i przedzierali się przez nie przez chwilę. Nagle rośliny się skończyły i znaleźli się na kawałku wolnej przestrzeni. Sergi czuł pod stopami twardą kamienistą nawierzchnię. Wzdłuż drogi rosły drzewa i krzaki, tworząc żywą ścianę odgradzającą od grząskiego bagna. Sergi odwrócił się do Borga.
– Jeżeli pójdziesz w tą stronę – starszy mężczyzna wskazał na północny-wschód – dojdziesz do swego celu.
Młodzieniec nadal patrzył na niego.
– Teraz ty mi coś powiedz – stwierdził spokojnie – Dlaczego zostałeś wygnany?
Borg roześmiał się spojrzał rozmówcy w oczy.
– Zastanawiasz się, dlaczego cię uratowałem? – zapytał, lecz zanim Sergi zdążył odpowiedzieć ciągnął dalej – Przez wiele lat mieszkałem w świątyni Pana Świata Żywych. Posiadłem kilka jego Darów…
Młody mężczyzna nadal patrzył wyczekująco. Borg westchnął i uśmiechnął się.
– Darów Loara – przerwał na chwilę i jego wzrok posmutniał – Lecz otrzymałem również Dar Pana Świata Demonów.
– Przekleństwo Trzeciego Oka – szepnął Sergi, lecz się nie cofnął.
– Tak – odpowiedział Borg uśmiechając się szerzej – Dlatego wiem kim jesteś, dlatego nie pozwoliłem ci umrzeć – nagle spoważniał całkowicie.
Sergi zauważył to i napiął mięśnie. Wtedy starszy od niego mężczyzna całkowicie go zaskoczył – ukląkł przed nim. Pochylił głowę i wzniósł obie dłonie, na których spoczywał kościany nóż.
– Zabij mnie – powiedział.
– MOIM przeznaczeniem jest śmierć – odparł Sergi ze złością w głosie.
Nóż uniósł się wyżej.
– Zabij, Sergi Błękitnych Szponów.
Po dłuższej chwili wziął nóż. Przyjrzał się jego ostrzu. Spojrzał na nadal klęczącego Borga i jego wzrok stężał. Chwycił mężczyznę za włosy i odsłonił jego szyję.
– Ona jest naszą panią – szepnął nacinając skórę na karku Borga – Panowie Światów są Jej sługami. Jej oddech jest naszym istnieniem – wzniósł nóż – śmierć jest darem życia w świecie innego Jej sługi – kościana głownia opadła.
~~*~~
Stał pośrodku dużej komnaty. Wypuścił z dłoni złamany miecz. Metal zabrzęczał o kamienną posadzkę. Pochylił się nad jednym z sześciu leżących ciał. Podniósł broń o całej głowni. Mężczyzna przed nim wstał trzymając się za prawie odcięte ramię. Cofnął się i oparł o ścianę. Sergi przestąpił nad martwym księciem i jego strażą przyboczną. Powoli zbliżył się do zesztywniałego mężczyzny. Przytknął sztych do jego gardła.
– Jesteś jednym z rodu Błękitnych Szponów – powiedział cicho młodzieniec.
Po wytatuowanym ciele spływała mu krew. Ciemne oczy patrzyły bezlitośnie na ofiarę.
Mężczyzna przed nim przełknął ślinę.
– Skąd wiesz? – szepnął ledwie słyszalnie.
Uśmiech wykrzywił usta Sergi w dziwnym grymasie. Miecz lekko drgnął i arteria starszego mężczyzny została przecięta. Ten padł na kolana i próbował zatrzymać krwotok.
– Wiem – odpowiedział Sergi spokojnie patrząc w dół – Byłeś moim bratem.
Za nim do komnaty wpadło pięciu zbrojnych. Sergi odwrócił w ich stronę. Nadal miał zadanie do wykonania.
~~*~~
– Nie rozumiem – stwierdził po prostu kilkunastoletni chłopak.
Sergi– Borg uśmiechnął się nieznacznie. Ciemne oczy otoczone miał zmarszczkami, a krótkie, czarne niegdyś włosy przeplatane były teraz siwizną. Był najstarszym żyjącym Sergi.
– Nie rozumiesz, że musisz umrzeć?
Chłopiec pokręcił przecząco głową.
– Dlaczego jesteśmy szkoleni na wojowników? – zapytał – Czemu nie możemy tak po prostu zginąć, tylko musimy wykonywać zadanie dopóki jesteśmy w stanie?
– Dopóki tli się w nas życie… – mruknął jego towarzysz patrząc gdzieś przez niego.
Przez chwilę siedział w bezruchu. Nagle otrząsnął się i spojrzał głęboko w oczy wychowankowi. Jego źrenice były rozszerzone i nadzwyczaj żywe.
– A w jaki sposób chciałbyś zginąć? – jego wzrok był niezwykle intensywny, lecz młody Sergi nie dał się zdominować.
– W chwale.
– Czy śmierć Sergi nie jest chwalebna?
Młodzieniec zamilkł. Wolno skinął głową.
Stary Sergi– Borg wstał i wyszedł z małej komnaty. Lekcja skończona.
~~*~~
Sergi upadł na kolana. Krew kapała na kamienie drogi z głębokich ran. Wsparł się na mieczu i stanął na nogach. Zachwiał się. Wypluł krew spływającą mu do ust z prawego oczodołu. Wypuścił broń i opierając się o ściany posuwał się ku bramie. Było krótko po północy, lecz nie zwracał na to uwagi. Zostawiał za sobą krwawe mazy, zarówno na drodze, jak i na powierzchniach, o które się opierał. Zauważyło go dwóch strażników przy bramie.
– Stój! – zawołał jeden z nich.
Obaj zbliżyli się ku niemu. Jeden z nich podszedł do niego i chciał go o coś zapytać. Nagle wyprostował się nienaturalnie i zadrgał. Drugi zdążył wyszarpnąć miecz kiedy kościany nóż wbił mu się w gardło. Sergi zwinął się i upadł. Klęczał, podczas, gdy strażnik próbował ratować swoje życie.
Po chwili wstał przezwyciężając ból i ogarniające go zmęczenie. Przeszedł obok mężczyzny, któremu wbił nóż od dołu w szczękę. Na drugiego nie zwrócił nawet uwagi. Zataczając się podszedł do bramy i nie pamiętając nawet jak, otworzył ją. Wyszedł na zewnątrz. Ruszył drogą. Potknął się o wystający kamień. Upadł. Nogi odmówiły mu posłuszeństwa. Zacisnął zęby i wczepił palce w ziemię. Czołgał się przed siebie, powoli, z uporem, przezwyciężając słabość. Nie wolno mu było się poddać. Dopóki tli się w nim życie…
"w pobliżu płynie strumyk. Leżał i był czymś przykryty" - No to płynął, czy leżał?
Dworuję sobie, naturalnie, ale nie bez powodu.
kościana głownia opadła.
kościany ~ni
zrobiony z kości
Kościany grzebień.
Kościana figurka.
głownia ż I, DCMs. -ni; lm D. ~ni
1. palące się lub tlące polano
Płomień głowni.
2. zasadnicza część każdej broni białej, od rękojeści w dół, przeznaczona, zależnie od swego kształtu, do cięcia lub kłucia; klinga
3. rękojeść broni ręcznej, zwłaszcza siecznej; głowica
Głownia miecza.
Miecz z klingą kościaną? Czy z taką tylko głowicą? Pierwsze chyba bez sensu, drugie w tym kontekście śmieszy, bo jeśli opadła sama głownia, to klinga została, gdzie była... Nie dość, że w słowniku zamęt, to Autor go powiększa.
Opowiadanie nie wywarło na mnie większego wrażenia. Który to już tekst o odkupieniu win poprzez zabójstwo i własną śmierć? Poza tym pytaniem, kościanym nożem i takąż głownią nie mam Autorowi nic do zarzucenia, bo zamiar zrealizował sprawnie, praktycznie bez błędów (przynajmniej tych naprawdę irytujących).
Chodziło o nóż wykonany z kości, także i głownia i głowica są z kości. Co w tym niezwykłego?
Mężczyzna przed nim wstał ,+ trzymając się za prawie odcięte ramię.
Dość niezwykłe wydaje mi się to, że kościaną głownią można przeciąć kości ramienia, a co najmniej skruszyć je. To sugeruje zacytowane zdanie. Zaczarowany miecz?
W tym akapicie nie ma nic o kościanym nożu.
Wypuścił z dłoni złamany miecz. Metal zabrzęczał o kamienną posadzkę - co jasno wskazuje z czego jest zrobiony złamany miecz. Jest to nowy akapit, oddzielony od poprzedniego, więc przedmioty z jednego i drugiego akapitu mogą być, i są, zupełnie różne.
Aha. Nowy akapit, nowa broń. Nie zuważyłem, przepraszam.
Ci bohaterowie są strasznie sztywni i przez to odpychający. Siłą --- dla przykładu --- wiedźmina, było to, że obok oryginalnego powołania miał własne przemyślenia, dokonywał wyborów i starał się podchodzić z dystansem do rzeczywistości. Tutaj protagonista to kukła, a ironia pojawia się jedynie w narratorskim komentarzu. Poza tym jest stosunkowo przyzwoicie, ale to wciąż za mało.
pozdrawiam
I po co to było?