
Autorze! To opowiadanie ma status archiwalnego tekstu ze starej strony. Aby przywrócić go do głównego spisu, wystarczy dokonać edycji. Do tego czasu możliwość komentowania będzie wyłączona.
– Boisz się? – Pytanie Dougha Ericssona rozbrzmiało w ciasnej, sterylnej komorze lądownika tak, jakby było zdolne rozerwać lekkie poszycie, zsyłając na nich szybką, ale niezwykle bolesną śmierć. Marcus Schneider, jedyna obecna w kapsule, poza Doughiem, żywa istota, głośno wypuścił powietrze z płuc.
– Za późno, by się bać – odpowiedział.
– Co wcale nie oznacza, że się nie boisz. Możesz mi nie wierzyć, ale trochę cię już poznałem. Boisz się.
– Skoro wiesz lepiej, to po co pytasz? – Schneider z irytacją poprawił po raz setny złącza kombinezonu. – Każdy by się bał. Ja na ten przykład bałem się, kiedy wsiadaliśmy do tego złomu. To było jakieś dziewięć miesięcy za późno, żeby się wycofać. Pozostało już tylko siedzieć i patrzeć. I sprawdź skafander, nie chcę wracać z trupem.
– Dobra, dobra. – Dough skapitulował, stwierdziwszy, że nie uda mu się nawiązać rozmowy. On też się bał. Miał nadzieję, że rozmowa z Niemcem odciągnie go od ponurych wizji. Nie czuł się dobrze, kiedy musiał powierzać wszystko maszynom. Chwilę rozglądał się po kabinie, nie znalazłszy jednak niczego godnego uwagi wbił wzrok w podłogę. Kolejne minuty ciągnęły się w nieskończoność.
Nagle kapsuła zawibrowała. Migająca na czerwono lampka na wyświetlaczu kokpitu zmieniła kolor na zielony i przestała migać. System rozpoczął sekwencję hamowania.
– RSS Houston, lądownik Ares wchodzi w fazę drugą. Silniki dwadzieścia procent, odczyty w normie, wszystko idzie zgodnie z planem – zaraportował Marcus. – Trochę trzęsie.
– Tu RSS Houston, przyjęliśmy. W kierunku Ziem Tyrrhena, gdzie Ares powinien usiąść, idzie burza piaskowa. Do momentu lądowania nie przejdzie. To raczej nie problem, jednak zgłaszajcie wszelkie anomalie. Powodzenia, Ares.
Ericsson westchnął. Jasne, że spodziewał się utrudnień, ale burza piaskowa? W tej chwili tym bardziej należało się bać. Duże ilości pyłu oznaczały ograniczoną komunikację ze statkiem badawczym Houston i zwiększone prawdopodobieństwo katastrofy. W końcu wiadomo jak wszędobylski potrafi być piach i jakiego spustoszenia w sprzęcie wtedy dokonuje.
– No i zaczyna się chrzanić – podsumował.
– No i zaczynasz pieprzyć bez sensu – odparł Schneider. – Przecież takie problemy to normalna rzecz. Spróbuj się czymś zająć. Pamiętasz co masz mówić po wylądowaniu?
– „Może kroki Armstronga były duże. Nie wiem. Człowiek na Marsie stawia krótsze…” – Słowa wyuczonej na pamięć przemowy uwięzły Doughowi w gardle. – Nie, to się nie uda, coś jeszcze się zaraz…
– Nic się nie stanie – przerwał mu Schneider. – Wylądujemy, nagadasz się, zbierzemy parę pamiątek, zatkniemy flagę, wrócimy. Nie wywołuj paniki. Gdzie się podział ten chojrak z Houston? Weź się w garść, chłopie, bo to ty zaraz coś odwalisz, że nie wyjdzie.
Dough zwiesił głowę i nie odpowiedział. Marcus miał rację, swoją paniką mógł wszystko zepsuć. Poza tym nic nie zapowiadało katastrofy, której się obawiał.
Zapaliła się druga lampka, kapsuła zadrżała, a załogę Aresa w końcu zaczęło dociskać do foteli. Schneider nadał kolejną wiadomość.
– RSS Houston, lądownik Ares rozpoczął fazę trzecią lądowania. Na razie wszystko w porządku.
Przez dłuższy czas znowu panowała cisza. Dough rozglądał się po kabinie znów próbując znaleźć jakiś interesujący szczegół, na którym mógłby skupić chociaż na chwilę uwagę, nic ciekawego jednak nie znalazł. Na wyświetlacz starał się nie patrzeć. Miał wrażenie, że dłuższe zatrzymanie wzroku na odczytach spowoduje jakieś nieoczekiwane zdarzenie, które pozbawi życia jego i Marcusa, powodując tym samym zakończenie misji krytycznym niepowodzeniem, za które, jak podpowiadała mu wyobraźnia, będą obwiniać właśnie jego. To by oznaczało, że poza śmiercią zostanie ukarany za wścibskość wieczną niesławą. Na szczęście kontrolowanie sytuacji, o ile mieli jakąkolwiek nad nią kontrolę, było obowiązkiem Schneidera.
– Tu RSS Houston – odezwał się nagle komunikator. – Wejdziecie w burzę piaskową za około dwie minuty. Usłyszymy się po lądowaniu. Ares, powodzenia. Cały świat na was patrzy.
Tym razem odpowiedział Dough.
– RSS Houston, Ares nie zawiedzie, cały świat będzie miał co oglądać. – Co jeszcze mógł powiedzieć? – Do zobaczenia.
– Po cholerę mówił o tym „całym świecie”? – zapytał, gdy zakończył transmisję. – Jakby bez tego presja nie była zbyt wielka…
– Na Ziemi to będzie wielki show. Pamiętasz co się działo, kiedy Armstrong skakał po Księżycu? Teraz będzie jeszcze lepiej.
– No tak. – Ericsson wyszczerzył się pod przesłoną hełmu. – W końcu mają mnie.
– Humor wraca? To dobrze. Sprawdź w końcu ten skafander, lądujemy za cztery minuty.
Około trzech minut później, kiedy Dough sprawdzał po raz drugi systemy podtrzymywania życia swojego kombinezonu, lądownik zawibrował w odpowiedzi na chwilowe zwiększenie ciągu silników do stu procent wydajności, co wgniotło pilotów w fotele, po czym przestał drgać zupełnie.
– Ciąg zero, zgodnie z planem. – Zameldował Marcus.
– Aha.
– Proszę?
– No, teraz tylko ja cię słyszę.
– Zapomniałem. Balony amortyzujące gotowe – dorzucił, gdy szarpnęło. – Lądujemy.
Moment przyziemienia trudno jednak było nazwać lądowaniem. Uderzenie w powierzchnie pomimo balonów było na tyle silne, że wszystkie systemy przeszły w tryb awaryjny. Zieloną poświatę w kabinie zastąpiła wściekła czerwień raportów o uszkodzeniach i ponownym rozruchu komputerów pokładowych. Kiedy wszystko się uspokoiło, Dough zerknął w końcu na wyświetlacz.
– No, nie było tak źle – powiedział Marcus, odpinając pasy bezpieczeństwa. – Jesteśmy na miejscu.
– Dwa z czterech zbiorników z tlenem się rozszczelniły, straciliśmy wizję, a z czujników zewnętrznych sprawny mamy tylko analogowy termometr.
– Z takimi uszkodzeniami na pewno wrócimy. Temperatura?
– Pod nami trzysta stopni Celsjusza. Nieźle nagrzaliśmy.
– Wyjdziemy jak ostygnie do pięćdziesięciu. RSS Houston, Ares wylądował – powiedział do komunikatora. Nikt nie odpowiedział.
– Chyba dalej jesteśmy zasypani. Szlag, dlaczego nie możemy nawet tego sprawdzić?
– Sprawdź skafander.
Teraz, kiedy byli względnie bezpieczni, czas zwolnił jeszcze bardziej. Nie mając co robić raz po raz dokonywali ostatnich przeglądów sprzętu, patrzyli na siebie, na wyświetlacze i na termometr. Temperatura spadła poniżej pięćdziesięciu stopni już parę minut wcześniej, jednak ze statku-bazy dalej nie było żadnych sygnałów. Wiedzieli, że mogą wyjść dopiero jak będą mieli łączność z Houston, w końcu „cały świat” na nich patrzył.
– Tu RSS Houston, Ares, słyszycie nas? – komunikator zachrypiał tak nagle, że Dough aż się wzdrygnął.
– Houston, słyszymy. Ares wylądował. Czekaliśmy na was ze spacerem – odpowiedział. – Otwieramy właz. Drugi pilot Dough Ericsson schodzi na powierzchnię Czerwonej Planety.
Kiedy właz zaczął opadać, powietrze szybko uciekło z kabiny, łopocząc flagą w rękach Schneidera. Wysunął się trap i Ericsson zaczął powoli schodzić.
– Pierwszy pilot Marcus Schneider schodzi na powierzchnie Marsa – dorzucił od siebie Niemiec.
Dough, odkąd rozpoczął szkolenie do tej misji, zastanawiał się cały czas jak to będzie zejść na powierzchnię planety innej niż Ziemia. Zaczął nawet marzyć o tej chwili, kiedy jego stopa dotknie rdzawego piasku. Stopa pierwszej żywej istoty na Marsie! A potem miał powiedzieć te parę słów, które uczynią z niego kogoś większego niż Neil Armstrong. Nie wiedział dokładnie czego się spodziewał, ale na pewno nie szarożółtego nieba i brązowego żwiru, przysypanego podobnego koloru piachem. Zrobił parę kroków, które absolutnie nie wydały mu się bohaterskie. Rozejrzał się z rezygnacją. Westchnął.
– Tu nic nie ma!
– To się zmieni – odpowiedział mu szybko Marcus, wbijając flagę Organizacji Narodów Zjednoczonych.
"Pytanie Dougha Ericssona rozbrzmiało w ciasnej, sterylnej komorze lądownika tak, jakby było zdolne rozerwać lekkie poszycie, zsyłając na nich szybką, ale niezwykle bolesną śmierć. Marcus Schneider, jedyna obecna w kapsule, poza Doughiem, żywa istota, głośno wypuścił powietrze z płuc." - być może to tylko kwestia mojego osobistego gustu, ale czy nie byłoby bardziej czytelnie rozbić te dwa zawiłe zdania na, powiedzmy, cztery krótsze? Za duże stężenie informacji w za małym fragmencie tekstu, moim zdaniem.
"- Houston, słyszymy. Ares wylądował. Czekaliśmy na was ze spacerem. – Odpowiedział. – Otwieramy właz. Drugi pilot Dough Ericsson schodzi na powierzchnię Czerwonej Planety." - tu również mogę się mylić, ale czy "odpowiedział" nie powinno być zapisane z małej litery i nie poprzedzone kropką? Wydawało mi się, że właśnie tak należy zapisywać wtrącenia, będące "odgłosami mowy"
Ogólnie rzecz biorąc, twój tekst stoi na wysokim poziomie. Bardzo dobry portalowy debiut. Błędów nie ma i to się chwali, bo rzadko komu chce się tutaj pracować nad własnym tekstem. Jestem naprawdę pod wrażeniem, że nie strzeliłeś ani jednej literówki, błędnej odmiany czy brakującej spacji. Jestem pod wrażeniem. I to nie jest sarkazm.
Czytało się sprawnie i bez problemów. Akcja rozwija się co prawda powoli, ale nie leniwie, tylko raczej z godnością. Mimo braku dynamizmu nie czułem się znużony. A i zakończenie wywołało niewielki uśmiech na mojej twarzy (choć, po prowdzie, spodziewałem się czegoś innego) więc nie jest źle. Ode mnie piątka, bo i dlaczego nie?
Ciekaw jestem, jak długo biegnie sygnal radiowy z Marsa do Ziemi. Z Ziemi do Marsa ovzywiście tyle samo. Już w rozmawoach miezy Warszawą a Waszyngtonem jest chwila przerwy, zanim pytanie spkera dotrze do dziennikarza. To widać i słychać. Ta chwila trwa parę sekund. A do Marsa jest jednak sporo dalej... Jmmm. Autor badał tę sprawę?
Pozdrówko.
Pozwolę sobie odpowiedzieć zamiast autora: " jednak ze statku-bazy dalej nie było żadnych sygnałów" - wydaje mi się, że transmisje radiowe nie odbywały się między Marsem a Ziemią, tylko między jednym statkiem a drugim. Co innego ewentualna transmisja telewizyjna, ale między przekazami radiowymi nie musiało koniecznie być wiele przerwy.
Tak, chodzi o przekazy między statkami. Zapomniałem wtrącić w pewnym momencie, że RSS (Research-signed Space Ship) "Houston" jest statkiem badawczym, z którego wypuszczono Aresa. Co do błędów w "odgłosach mowy" - miałem z tym problem, ponieważ różni autorzy różnie piszą. Nad warsztatem jeszcze popracuję, co - mam nadzieję - będzie widać w kolejnych moich opowiadaniach.
Marcus Schneider, jedyna obecna w kapsule, poza Doughiem, żywa istota, ---> niezwykle skomplikowany sposób powiedzenia, że było ich dwóch.
Nie czuł się dobrze musząc powierzyć wszystko maszynom. ---> kiepskie zdanie z powodu użycia imiesłowu współczesnego. Gdy już powierzył, poczuł się lepiej? To sugeruje rzeczony imiesłów...
grafika lampki na wyświetlaczu kokpitu ---> czy można prosić o wyłożenie w prostych słowach, czym jest grafika lampki i czym jest wyświetlacz kokpitu? ( Ja wiem, o co chodzi z tym drugim, ale to naprawdę można napisać prosto i zrozumiale.)
wszystko idzie zgodnie z planem .- – Z- zaraportował Marcus. - Trochę trzęsie.
Pamiętasz ,+ co masz mówić po wylądowaniu?
- Nic się nie stanie – przerwał mu Schneider .+ - w- Wylądujemy,
nadał kolejną wiadomość .- :+
rozglądał się po kabinie ,+ znów próbując
- Tu RSS Houston .- – O- odezwał się nagle komunikator.
„całym świecie”? – Z- zapytał,
Pamiętasz ,+ co się działo,
gdy szarpnęło .+ – l- Lądujemy.
- No, nie było tak źle .- – P- powiedział Marcus,
- Wyjdziemy ,+ jak ostygnie ---> lepiej: gdy temperatura spadnie
Ares wylądował .- – P- powiedział do komunikatora. ---> a nie lepiej: do mikrofonu? Powiedział --- odpowiedział zbyt blisko...
w końcu „Cały Świat” na nich patrzył. ---> a po co wersalikami?
Komunikator zachrypiał do nich tak nagle, ---> a do kogo innego miał zachrypieć?
Czekaliśmy na was ze spacerem. – Odpowiedział. ---> to już było, nie zaznaczam.
I to by było na tyle, jak mawiał J.T.S.
Autorze, nic nie stoi na przeszkodzie, żeby na początku dopisać jedno zdanie, informujące czytelnika, że rozmowy toczą się pomiędzy orbitanym marsjańskim statkiem - bazą a kapsułą badawczą.... Masz funkcję " edytuj". I od początku sytuacji stanie się klarowna i jasna.
" Nagle kapsuła zawibrowała. Migająca na czerwono grafika lampki na wyświetlaczu kokpitu zmieniła kolor na zielony i przestała migać. System rozpoczął sekwencję hamowania.
- RSS Houston, lądownik Ares wchodzi w fazę drugą. Silniki dwadzieścia procent, odczyty w normie, wszystko idzie zgodnie z planem. – Zaraportował Marcus. - Trochę trzęsie.
Ericsson/ Schneider z ulgą stwierdził, że nic nie zakłóca łączności ze statkiem - bazą, krązącym po orbicie Marsa. ( coś w tym stylu...).
Tu RSS Houston, przyjęliśmy. W kierunku Ziem Tyrrhena, gdzie Ares powinien usiąść, idzie burza piaskowa. Do momentu lądowania nie przejdzie. To raczej nie problem, jednak zgłaszajcie wszelkie anomalie. Powodzenia, Ares. "
Pozdrówko.
Dziękuję za uwagi, część błędów poprawiłem. @AdamKB - może to lekka arogancja z mojej strony, jednak uważam, że dzisiejsi odbiorcy prędzej zapytają "kto to był Armstrong" niż poproszą o definicję grafiki lampki. Żadnego z wyżej wymienionych nie wytłumaczyłem, gdyż uznałem, że zaburzę tym kompozycję.
Doczytałem... Dość zręcznie napisana scenka. Niewiele z niej wynika, choć nie może wynikać więcej, bo jest króciutka. Wątła fabuła, ale znowuż - więcej akcji w tak krótkim tekście raczej być nie może. Ale problemy załogi nie porywają czytelnika... W sumie - wprawka pisarska. Być może, element większej całości. Jako wprawka pisarska przyzwoita, choć warsztat pisarski do dopracowania, na co zwrócił uwagę AdamKB. Tekst bez fajerwerrków i bez większych wpadek.
Pozdrówko.
3/6
Ja akurat jeszcze pamiętam { :-) } Armstronga, prośba natomiast o definicję była żartobliwym zwróceniem Twojej uwagi na --- daruj szczerość --- bzdurne połączenie. Grafika lampki. Może to skrót myślowy --- ale, daję słowo, nie do rozszyfrowania przez normalnego czytelnika.
grafika ż III, CMs. ~ice
1. blm
dział sztuk plastycznych posługujący się głównie linią, kreską i stopniowaniem walorów obejmujący dzieła wykonane wypukłą, wklęsłą lub płaską techniką powielania odbitek na dowolnym podłożu (zwłaszcza na papierze lub tkaninie) z uprzednio przygotowanego negatywu (np. trawionej płyty metalowej)
Uprawiać różne rodzaje grafiki.
Grafika artystyczna dziedzina grafiki obejmująca dzieła nie mające określonego charakteru użytkowego poza oddziaływaniem artystyczno-estetycznym; całość procesu twórczego skupia się w ręku artysty grafika
Grafika użytkowa a. stosowana dziedzina grafiki obejmująca projektowanie plakatów, ilustracji książkowych, reklam, znaczków pocztowych, banknotów itp., przy czym negatyw i odbitki wykonuje się w sposób mechaniczny w drukarni
2. lm D. ~ik
dzieło sztuki wykonane jedną z technik graficznych
Kupić grafikę współczesnego artysty.
Ozdobić pokój grafikami.
3. blm
rzad. sposób wyrażania na piśmie dźwięków mowy; sztuka pisania
Grafika zabytków staropolskich.
lampka ż III, CMs. ~pce; lm D. ~pek
1. mała lampa
Lampka nagrobkowa, sygnalizacyjna.
Lampka oliwna.
Nocna lampka lampka stojąca, osłonięta abażurem, dająca łagodne, przyćmione światło
rel. Lampka wieczysta lampka płonąca zawsze w kościele przed tabernakulum
2. szklaneczka, kieliszek do wina, miodu; zawartość tej szklaneczki
Zaprosić kogoś na lampkę wina.
Rozumiem, że "lampka" oznacza też "kontrolkę na pulpicie", ale, wybacz, grafika kontrolki...
Kolor chyba. Rytm pulsowania, intensywność świecenia, co tam jeszcze takiego, ale nie grafika.
Tak oto zjedzono moją arogancję. Błąd z tej perspektywy rzeczywiście razi - stosując bardzo uproszczoną (i, jak się okazuje, błędną) definicję grafiki, w tym wypadku jako prostego rysunku uzyskanego techniką komputerową, ja bym tego nie zauważył nawet w czyimś utworze. A w swoim tym bardziej błędów się nie widzi. Dziękuję za lekcję, poprawię.
Dobrze napisane, ale bez puenty, więc jest niedosyt. Ale zapamiętam sobie autora na przyszłość, bo czuję, że będzie co czytać ;)
Dla mnie puentą jest początek bardzo złego filmu "Iron sky". Przepraszam, ale jedno z drugim (opowiadanie z filmem) już zawsze będzie mi się kojarzyć.
PS. Przepraszam, bo opowiadanie mimo wszystko nie zasługuje na powiązanie z tym badziewiem. Ale nie mogę nic poradzić.