
Autorze! To opowiadanie ma status archiwalnego tekstu ze starej strony. Aby przywrócić go do głównego spisu, wystarczy dokonać edycji. Do tego czasu możliwość komentowania będzie wyłączona.
Matt Hamil siedział w fotelu i oglądał wieczorne wydanie programu informacyjnego. Ekran telewizora pokazywał martwe ciała gangsterów i przypadkowych ludzi, leżące w kałużach krwi, na ulicy dużego miasta. Okna witryn sklepów były porozbijane. Kamera zrobiła zbliżenie na samochód należący do jednego z dwóch gangów, który stał rozbity o słup latarni. W jego otwartych przednich drzwiach zwieszało się z siedzenia, głową w dół, na asfalt ulicy, martwe ciało gangstera w garniturze. Obszar starcia był odgrodzony od tłumu gapiów. W jego obrębie uwijali się policjanci, służby porządkowe oraz medyczne, opatrujące rannych.
– Obrazy krwawej jatki – mówił spiker zza kadru – które państwo widzą, pochodzą z dzielnicy znajdującej się w centrum Georgtown. Jednak początek starcia miał miejsce w innej, peryferyjnej dzielnicy tej metropolii, po którym doszło do brawurowego, pościgu samochodów ulicami miasta, w trakcie którego dochodziło do wymiany ognia. Była to – w kadrze kamery pokazał się ten sam spiker z mikrofonem, który nadawał z miejsca finału zdarzenia – śmiertelna, bezkompromisowa, jazda, która nie oszczędziła nawet niewinnych przechodniów. Ogółem w strzelaninie poniosło śmierć pięć przypadkowych osób, a sześć zostało rannych. Wśród gangsterów zginęło piętnaście osób. To już drugi raz w tym roku na ulicach Gregtown, odbyło się krwawe starcie między dwoma zwalczającymi się gangami: „Garniturami i „Azjatami”. Mimo zapewnień burmistrza Goldofiniego o ukróceniu przestępczej działalności gangów jest coraz gorzej. Według komendanta policji…
Matt wyłączył telewizor. Nie mógł dłużej oglądać i słuchać niczego na temat wojny gangów, która trwała już kilkanaście lat. Przez jego ciało przeszedł dreszcz. „ Mógłbym dzisiaj leżeć martwy na zimnym asfalcie zamiast jednego z nich”– pomyślał. Był jednym z „Garniturów”. Cztery lata temu, chcąc zmienić swoje życie, uciekł z gangu. O swoim zamiarze nikomu nie mówił. Zbyt bał się o swoje życie. Przybył do Merbery, miasta, jak miał nadzieję, wystarczająco oddalonego od Gregtown, aby czuć się względnie bezpiecznie. Znalazł pracę jako księgowy w „Electriconie”. Była to korporacja produkująca części do elektrycznych urządzeń. Wynajmował mieszkanie na pierwszym piętrze, w kamienicy.
Nazwa gangu „Garniturów” powstała od eleganckiego ubrania jakie zwykle noszą jego członkowie. Nazwa dla drugiego z antagonistów przyjęła się od jego założycieli, którzy byli azjatyckimi emigrantami. Później gang przekroczył granice azjatyckiej dzielnicy, w jego składzie pojawili się ludzie innych ras, lecz nazwa „Azjaci” już na stałe do niego przylgnęła.
Nagle rozległo się pukanie do drzwi mieszkania. Matt wstał z fotela i niechętnie ruszył ku drzwiom. Nie miał pojęcia, któż mógłby przyjść o tej porze.
– Cześć Matt . – W drzwiach ukazał się David Franco. Był to gangster, kolega Matta z „Garniturów”. W prawej ręce, na wysokości biodra, trzymał wymierzony w Matta pistolet z tłumikiem. Miał na sobie długi ciemny płaszcz, jego wzrok skrywał cień ronda kapelusza. Franco zdecydowanie ruszył do przodu, chcąc przekroczyć próg. Zaskoczony Matt cofnął się tak niezdarnie, że upadł z rozmachem siadając na podłogę.
– Proszę, nie zabijaj mnie – wybełkotał błagalnie Matt . W tym momencie czuł, że gangster dokona na nim egzekucji, lecz Franco opuścił pistolet i odwróciwszy się, zamknął drzwi.
– Wstawaj, weź się w garść. Myślałem, że jesteś odważniejszy. Usiądź na kanapie – rozkazał Franco, po czym usadowił się przy stole, tak, żeby widzieć Matta naprzeciwko. Położył broń na blacie stołu – Radzę ci nie uciekać z tego mieszkania, ani z miasta. W ten sposób tylko pogorszysz swoją sytuację, bo ja cię i tak dopadnę. Po tym jak uciekłeś od nas, McCarthy (był to szef „Garniturów”) wydał na ciebie wyrok śmierci, ale ze względu na naszą dawną przyjaźń, być może oszczędzę ci podróży w zaświaty, jeśli takowe istnieją. Przynajmniej do czasu, gdy się dowiem, że sypnąłeś glinom, żeby ratować swój tyłek… A może przeszedłeś na stronę „Azjatów”? Bardziej prawdobodobne jest chyba to, że stchórzyłeś. Wiedziałeś, że walka z „Azjatami” staje się coraz bardziej zażarta, uciekłeś, bo bałeś się o swoje życie, wolałeś zostawić swoich kompanów, zdezerterowałeś…
– Przysięgam, ja tylko chciałem rozpocząć uczciwe życie. W ogóle nie kontaktowałem się z glinami ani z „Azjatami” – przekonywał Matt załamującym się falsetem.
– Mam nadzieję, że nie kłamiesz, w przeciwnym razie szef poleci, aby również na mnie wykonać egzekucję.– Franco wstał, schował pistolet i rozglądając się, przeszedł się po pokoju– Nieźle się urządziłeś – rzekł i jak gdyby nigdy nic wyszedł z mieszkania.
Jeszcze długo po wyjściu gangstera, w głowie Matta brzmiały jego słowa. Teraz wstydził się swojego bojaźliwego zachowania, mimo, że zaszło ono w skrajnie trudnej sytuacji, w której prawdopodobne było to, że utraci życie. Czuł się okropnie poniżony. Pomyślał o rewolwerze schowanym w szufladzie szafy. Podszedł do szafy, wysunął szufladę i wziął do ręki broń. Miał nadzieję, że już nigdy nie będzie musiał jej używać. Jednak rzeczywistość okazała się inna. Nie da się tak łatwo zerwać z przeszłością. Nagle, we wnętrzu Matta, zaczęła wzbierać złość. „Jak ten skurwysyn śmiał mi grozić śmiercią ?!” – grzmiało jego mocno zranione ego. W wyobraźni przemknął mu obraz gangstera, któremu gnatem, wyrzucając z ust „ fuck ”, rozwalał głowę okoloną chmurą krwi. Ruszył, tknięty nagłym impulsem, chcąc wybiec z mieszkania, by odszukać Franco i go zabić, ale nacisnąwszy klamkę drzwi wyjściowych, dysząc ciężko, opamiętał się, opanował. Wrócił do pokoju, schował broń w szufladzie, po czym usiadł w fotelu. . „Nie…, nie jestem taki jak oni – myślał. – Nie dam się w to wciągnąć. Nie będę zabijał.” Nie zamierzał uciekać z miasta przed gangiem. Nie dlatego, że tak bardzo bał się Davida Franco, ale z powodu bardzo dobrej pracy w Electriconie, której nie chciał utracić.
Nazajutrz Matt siedział za swoim biurkiem w pracy. W pomieszczeniu znajdowały się jeszcze dwóch pracowników za biurkami. Wykonywał typową rachunkową pracę na komputerze, gdy do pokoju weszła panna Ella Rodik – dyrektorka działu księgowości. Była to młoda, atrakcyjna szatynka w wieku Matta. Jeszcze niedawno była jego kierowniczką. Wtedy chciał podejść do niej i zapytać, czy zechciałaby wybrać się z nim na kawę, ale nie starczyło mu na to odwagi. Później niespodziewanie dostała awans na dyrektora i szansa randki, w jego mniemaniu, z nią całkowicie się ulotniła z powodu zbyt dużej różnicy w hierarchii stanowisk w pracy.
– Panie Hamil, prezes Lorens chce się widzieć niezwłocznie z panem w swoim gabinecie. Niech pan natychmiast uda się do jego gabinetu – powiedziała, po czym wyszła. Matt był zaskoczony tym poleceniem. Prezes nigdy nie wzywał do swojego gabinetu pracowników z tak niskiego szczebla hierarchii.
– Prezes Lorens oczekuje pana – powiedziała sekretarka, kiedy Matt wszedł do przedpokoju. Przechodząc w stronę drzwi gabinetu prezesa, kiwnął jej zdawkowo głową.
Gabinet okazał się dużym, podłużnym pomieszczeniem. Po przeciwległej stronie zamiast ściany było wielkie okno. Na tle wpadającego przez okno światła, ładnej wczesnowiosennej pogody, siedział za biurkiem prezes Lorens. Był to dobrze zbudowany mężczyzna w wieku około 65 lat. Jego włosy były siwe. Po drugiej stronie biurka, tyłem do Matta, siedział jeszcze jeden mężczyzna.
– Pewnie zastanawiasz się – zaczął powoli grzmiącym głosem Lorens, kiedy Matt jeszcze szedł ku niemu – z jakiego to powodu zostałeś wezwany przeze mnie?
– Siadaj – rzekł Lorens, kiedy zrozumiał, że nie doczeka się odpowiedzi na swoje raczej retoryczne pytanie. Usiadł naprzeciw prezesa, obok nieznanego drobnego człowieczka w okularach wyglądającego na jakieś ponad pięćdziesiąt lat.
– Zrobiłeś duże postępy w pracy – mówił Lorens. – Ten fakt nie umknął mi uwadze. Dlatego sądzę, że zasługujesz na awans na kierownika działu księgowości, ale musisz spełnić jeden warunek – zawiesił głos wpatrując się w Matta.
– Jaki to warunek panie prezesie – bąknął Matt.
– Musisz poddać się darmowej operacji wszczepienia w mózg implantu. Implant pozwoli ci na poszerzenie pamięci i zwiększenie twoich zdolności matematycznych, co spowoduje, że łatwiej będzie ci się pracowało. Ponadto model, który ci oferuję został ulepszony poprzez dodanie tłumika zmartwień, który działa antydepresyjnie.
– Jestem przeciwnikiem ingerencji technologii cybernetycznej w ludzkie ciało, a zwłaszcza w mózg. Z tego względu, panie prezesie, wolę pozostać na obecnym stanowisku pracy – zadeklarował Matt. Twarz prezesa szybko zmieniła się, gdy to usłyszał. Oczy rozszerzyły się ze zdziwienia i omal nie wyskoczyły z orbit. Mattowi wydawało się, że prezes za moment wybuchnie z wściekłości, ryknie na niego wulgaryzmami, ale na szczęście nic takiego nie nastąpiło.
– Mogę pana zapewnić, że wszczepienie implantu mózgowego nie będzie miało ujemnych konsekwencji na pańskim zdrowiu… – odezwał się, dotąd milczący, człowieczek w okularach.
– To doktor Harvey wybitny neurobiolog i inżynier biomedyczny – przedstawił mężczyznę w okularach prezes.
– Powinien pan czuć się dumny i szczęśliwy – kontynuował doktor – że to właśnie pana wybrano na wszczepienie implantu mózgowego, a nie mieć jeszcze jakieś wątpliwości. Posiadanie czegoś takiego w głowie to przepustka do elity społeczeństwa bardzo bliskiej przyszłości.
– Zastanowię się nad tym – odparł Matt.
– Mam nadzieję – mówił prezes – że po tym, co ci tutaj powiedzieliśmy spokojnie rozważysz tą propozycję w domu i zrozumiesz, że źle byś zrobił rezygnując z tego implantu. Możesz już wrócić do pracy.
Matt wrócił do domu z pracy zmęczony i podłamany. Nie dość, że jeden z członków jego byłego gangu odnalazł go, co groziło w każdej chwili wykonaniem na nim wyroku śmierci, to jeszcze pojawił się drugi poważny problem w pracy związany z tak zwanym postępem technologicznym. Już pod koniec dnia pracy zaczął myśleć o butelce czerwonego wina, które stało od pół roku nietknięte, na półce w spiżarni. Od dłuższego czasu nie pił alkoholu w ogóle, ale teraźniejsze okoliczności mocno skłaniały do napoczęcia trunku. Usiadł w fotelu i sącząc wino z kieliszka zaczął się zastanawiać nad swoją sytuacją.
Perspektywa zostania cyborgiem, co de facto proponował prezes, niezbyt go cieszyła, lecz ten problem był jeszcze bardziej złożony. Sytuacja w kraju była niepewna. Istniały przesłanki, by sądzić, że ustrój w kraju zmienia charakter z quasi demokratycznego na totalitarny. Władzę w kraju posiadał już nie tylko skorumpowany rząd, lecz również korporacje. Prawdopodobnie wpływy swoje miały też dwa zwalczające się gangi. Jeszcze za czasów Matta zaangażowanie mafii w politykę nie było duże. Teraz to mogło się zmienić.
Według informacji podanych w prasie implant mózgowy poszerzający pamięć i stymulujący zdolności matematyczne powstał sześć lat temu. Korporacje wraz z sprzymierzonymi naukowcami oraz rząd próbowali wdrażać w życie produkt najnowszej technologii, co szło dosyć opornie. W telewizji implant przedstawiano jako coś cudownie pozytywnego, wartościowego, co zrewolucjonizuje życie człowieka i społeczeństwa. Jednak duża część społeczeństwa nie ufała temu, co jest podawane w telewizji i innych mediach, ponieważ sądziła, że korporacje i rząd je kontrolowały. W społeczeństwie zaczęły chodzić słuchy, że ludzie, którym wszczepiono implant, żyli w dobrym zdrowiu tylko dwa lata. Po tym okresie, ich osobowość rozpadała się, po czym umierali. Niemoralne działania były zatajane przez korporacje za porozumieniem z rządem z powodu zbyt dużych zysków z pracy „zaimplantowanych” osób. Jednak te wszystkie wiadomości nie należały to wiedzy pewnej, były to mniej lub bardziej prawdopodobne domysły. „ Może obecny model implantu znajduje się w fazie eksperymentu– myślał Matt, trzymając w ręku kieliszek z winem. – Doświadczenia na szympansach i rezusach już im nie wystarczały. Teraz pracownicy służyli jako króliki doświadczalne. Taki uczony, jak doktor Harvey, mógł się dogadać z szefami wielkich korporacji. Korporacje miały większy zysk z pracy „ zaimplantowanych” pracowników, a naukowcy mogli prowadzić skuteczniejsze eksperymenty prowadzące do stworzenia produktu finalnego jakim byłby udoskonalony model implantu, już nie mający szkodliwego wpływu na zdrowie i życie człowieka.”
Po tym jak uciekłeś od nas, McCarthy (był to szef „Garniturów”) --- bardziej subtelnie się nie dało,
Nazajutrz Matt siedział za swoim biurkiem w pracy. W pomieszczeniu znajdowały się jeszcze dwóch pracowników za biurkami. --- masz straszne problemy z takimi niezręcznymi powtórzeniami,
- Cześć Matt . – W drzwiach ukazał się David Franco. Był to gangster, kolega Matta z „Garniturów”. W prawej ręce, na wysokości biodra, trzymał wymierzony w Matta pistolet z tłumikiem. --- czasem trzeba przebudować zdanie, a zaimki nie gryzą,
Możesz już wrócić do pracy. Matt wrócił do domu z pracy zmęczony i podłamany --- znowu,
stało od pół roku nietknięte, na półce w spiżarni --- nadmiar przecinków,
Tekst jest niedopracowany --- wyżej wymienione buble, trochę infantylne napisany --- ten ostatni akapit z odnarratorską charakterystyką świata, ale stosunkowo czytliwy. Gdybyś dość mocno popracował nad stylem, to mogłoby wyjść znośne opowiadanie.
pozdrawiam
I po co to było?
Kolejny tekst w częściach... Ech, jeszcze chyba nie spotkałem się z opowiadaniem, któremu podział na części wyszedłby na zdrowie. Jeśli już decydujesz się zamieścić coś na stronie, niech to będzie chociaż zamknięty fabularnie kawałek prozy.
Tekst sam w sobie nie jest może zły, ale sądzę, że mógłbyś jeszcze wiele w nim poprawić. Chociażby początkowe kwestie spikera telewizyjnego, które brzmią dosyć sztucznie.