
Autorze! To opowiadanie ma status archiwalnego tekstu ze starej strony. Aby przywrócić go do głównego spisu, wystarczy dokonać edycji. Do tego czasu możliwość komentowania będzie wyłączona.
Witam
Przesyłam moje pierwsze "dzieło" ;) Proszę o komentarze zarówno te pozytywne jak i negatywne.
Pozdrawiam Piotr.
Aleksandrów Kujawski, zwyczajna trzynastotysięczna mieścina w kujawsko-pomorskim, gdzie jedynym zajęciem dla młodzieży jest wypicie piwa na ławce. Krótko mówiąc jest to po prostu dziura zabita dechami, gdzie nic ciekawego się nie dzieje. Jedyne, co ciekawi miejscowych to, kto, z kim i dlaczego. Temat plotek zmienił się od momentu, gdy do kostnicy zaczęły trafiać osoby z dziwnymi objawami. Wyglądali jak gdyby „uszło” z nich życie. Nie mogła być to zwykła śmierć. Ich całe ciało było sine, spod skóry widniały fioletowe, naprężone do granic możliwości żyły a z oczu każdego z nich można było odczytać przeraźliwy strach. Wszyscy zamarli w dziwnych pozycjach. Niewątpliwie przed śmiercią dobrze wiedzieli co ich czeka. Napięcia w całej sprawie dodawał fakt, że wszyscy mieli na piersi ciętą ranę w kształcie litery „V” Na jej obrzeżach znajdowała się czarna, wciąż gorąca spalenizna. Słyszeli o tym chyba wszyscy mieszkańcy Aleksandrowa jak i jego okolic.
Michał nie był od tej reguły wyjątkiem. Wracał właśnie z pracy. Spojrzał nerwowo na zegarek, było kilka minut po godzinie 23:00. Na ulicy, którą szedł nie było widać ani jednej żywej duszy. Nie wiedział czy to zły znak czy wręcz odwrotnie.
– Jeszcze tylko kilkadziesiąt metrów i będę w domu – powtarzał przerażony i co chwilę oglądał się wokoło czy na pewno nikt za nim nie idzie.
Ten dzień nie należał do jego najlepszych. Najpierw mało co nie wyleciał z pracy za dyskusje z szefem a następnie spóźnił się na pociąg z Torunia do Aleksandrowa. To dlatego musiał iść ulicami miasta o tak późnej godzinie w tych nieciekawych czasach.
Skręcił pospiesznie w krótką, ciemną uliczkę. Mimo, że panował już mrok to widział jak przez mgłę czerwoną blacho-dachówkę swojego domu. Przyspieszył, chciał już zacząć biec w stronę swojej ostoi, gdy nagle poczuł silny ucisk na ramieniu. Stanął jak wryty, czół dreszcze przebiegające po całym ciele. Przełknął gęstą ślinę, odwrócił się powoli i niepewnie. Zobaczył przed sobą rosłego mężczyznę. Osobnik nie wyglądał na więcej niż trzydzieści lat. Ubrany był jak przeciętny obywatel Rzeczypospolitej. Nie wyróżniał się niczym poza jednym szczegółem – ten pusty wzrok mógł doprowadzić do zawału. Z jego oczu nie można było odczytać żadnych uczuć, jedyne co było w nich widać to pustą głębię.
Michał próbował wyrwać się i uciec, lecz z każdym szarpnięciem nieznajomy ściskał jego ramię coraz mocniej. W pewnym momencie ścisnął z taką siłą, że słychać było zgrzyt pękających kości Michała. Ból był przeszywający. Nieszczęśnik padł na kolana.
– Czego Pan ode mnie chce?! Proszę mnie zostawić, oddam wszystkie pieniądze! – krzyczał w cierpieniach z resztką nadziei w sercu, że ktoś go usłyszy i przybędzie na pomoc.
– Chcę od Ciebie niewiele. Pieniądze możesz sobie zostawić, tak prawdę mówiąc to nie będą one Ci już potrzebne. – odpowiedział grubym, mrożącym krew w żyłach głosem nieznajomy.
– Czego więc żądasz? Oddam wszystko co mam, tylko puść mnie!
– Tak, masz rację, oddasz wszystko co masz. To czego chcę od Ciebie, jest bardzo cenne, jednak w dzisiejszych czasach nie przywiązujecie już do tego tak dużej wagi jak kiedyś.
Michał spojrzał zaskoczony na nieznajomego.
– Oddasz mi tylko swoją duszę. Niewiele prawda? – uśmiechnął się nieznajomy i spojrzał swoim pustym wzrokiem ofierze prosto w oczy.
– Co, co Ty bredzisz? Ty, ty jesteś nienormalny, naćpałeś się czegoś. – wymamrotał ze łzami w oczach Michał.
– Eh, znów to samo. Jesteście tak zajęci sobą, swoim nędznym życiem i tym jak zdobywać coraz więcej pieniędzy, że zapomnieliście już kim są Pogromcy Dusz.
– Kto? – zapytał z niedowierzaniem. – Ty sobie chyba jakieś jaja robisz?. Koniec tych żartów! – Próbował wstać, zaczął już podnosić z ziemi, lecz nagle jego kolana znów uderzyły o powierzchnię płyt chodnikowych.
– Gdzie leziesz? – ścisnął Michała jeszcze mocnej, aż ten zawył z bólu. – Dobrze poinformuję Cię co za chwilę przeżyjesz, a raczej czego nie przeżyjesz, hehe. Nazywam się Derick, Pogromca Dusz z rodu Verietta. Niestety ostatni z rodu Verietta – westchnął z żalem. – Żywię się ludzkimi duszami, dziś przyszła pora na Twoją. – uśmiechnął się.
Następnie szybkim ruchem wbił szeroki, srebrny nóż w pierś ofiary. Powolnie przecinał warstwy tkanek ofiary tak, aby powstał wzór litery „V”. W tym samym czasie wypowiadał formułę:
– „Na chwałę wielkiego rodu Verietta! Twoja dusza należy od teraz do mnie i będzie służyła ku poszerzaniu świetności i siły Pogromców Dusz.”
Po wypowiedzeniu sekwencji przez Dericka nóż zapłonął błękitnym ogniem. Po chwili żyły Pogromcy przybrały identyczną barwę. Jednocześnie ciało Michała zaczynało stopniowo „usychać”.
– Ahhh, od razu lepiej – odetchnął, czuł przypływ sił witalnych skradzionych z ciała ofiary. Wyjął nóż z piersi Michała i odepchnął jego ciało na ulicę. Ofiara wyglądała zupełnie tak samo jak osoby z kostnicy, o których tyle się mówiło.
– Ej Ty! Nie będziesz Ty mi tu kurwa ludzi bez pozwolenia ciął na dzielni! – Derick usłyszał głos zza swoich pleców.
Odwrócił się leniwie i spojrzał na wysokiego, ogolonego na łyso mężczyznę w dresie z dwoma paskami, który w prawej ręce trzymał nóż sprężynowy.
– Widzę, że mamy dziś kolację dwudaniową – uśmiechnął się Pogromca i skierował w stronę kolejnej ofiary.
Dres zaczął biec z krzykiem w jego stronę. Zamachnął się, lecz Derick zrobił szybki obrót i wymierzył silny cios w łysą czaszkę oponenta. Przeciwnik wylądował nieprzytomny na chodniku. Pogromca po raz kolejny chwycił za nóż, chciał już wbić go w pierś, gdy narzędzie wypadło mu z dłoni. Towarzyszył temu huk wystrzału. Zdezorientowany po chwili wstał i rozejrzał się. Po prawej stronie ujrzał wysoką, szczupłą kobietę ubraną w długi, skórzany płaszcz, na głowie miała czarny kapelusz z szerokim rondem, który rzucał cień przysłaniając część jej twarzy. Na plecach miała żelazny miecz, podobny do tych, które były używane w Japonii przez Samurajów, a w prawej ręce trzymała dubeltówkę.
– Witaj Dericku, poszukiwanie Twej osoby zajęło mi sporo czasu. Na szczęście bardzo dużo ostatnimi czasy mówi się o ofiarach z ranami na piersi. Nie potrzebowałam więcej wskazówek.
– Kim jesteś człowieczku i po co mieszasz się w nie swoje sprawy? Pewnie jeszcze tego nie wiesz, ale wydałaś właśnie na siebie wyrok śmierci.
– Ehh, byliście, jesteście i będziecie tępi, choć Ciebie ta wizja przyszłości już niedługo nie będzie dotyczyła. Widzę, że Pogromcy Dusz mają bardzo krótką pamięć. Jestem Jasmin. Jasmin z rodu Crippend. Rodu, który walczy z Twoją nędzną rasą od wieków. Zresztą sami do tego doprowadziliście wiele wieków temu. Wybiliście ogromną część mej rodziny, zaczęliśmy na Was polować żądni zemsty. Zresztą sami nazwaliście nas Mścicielami.
– Mściciele?! To Wy jeszcze istniejecie w tym kraju? – niedowierzał Derick. – Myślałem, że już dawno Was stąd wypędziliśmy.
– Wypędziliście? Od wielu lat jestem tylko ja. Nie potrzeba było w Polsce więcej niż jednego Mściciela. Na ogół Polacy radzili sobie z Wami, raczej nie byliście dla nich większym problemem. To twardy naród i nie tacy jak Wy im podskakiwali. Nie to co inne narody z zachodu. Ich trzeba ciągle ratować z tarapatów bo sami sobie nie dadzą rady.
Spojrzała na Dericka z uśmiechem.
– Jesteś już jedynym Pogromcą Dusz w tym kraju i mam się zająć tym, aby tę liczbę wyzerować.
– Poradziłem sobie z wieloma Mścicielami takimi jak Ty. – Zaśmiał się. – Jestem więc pewien, że Ty nie będziesz dla mnie żadnym problemem.
Powolnie jakby od niechcenia zdjął bluzę. Na nadgarstkach miał grube, metalowe osłony, z których po chwili wysunęły się długie, ostre jak brzytwa szpony. Przy boku widniał mały arsenał złożony z Uzi, Glocka i kilku granatów.
Nagle Mścicielka wystrzeliła z dubeltówki, jednak Derick zdążył paść na ziemię i trafiła jedynie w ścianę domu. Po nieudanym strzale zaczęła nerwowo ładować naboje do dwururki. W tym czasie oponent rzucił się w jej stronę. Mścicielka wyjęła miecz i próbowała ciąć zezłoszczonego oponenta. Ten jednak sparował uderzenie osłoną lewego nadgarstka a następnie zadał cios szponami umieszczonymi przy prawej ręce. Jasmina poczuła ból w przedramieniu. Miała na nim dwie długie, lecz na szczęście dla niej płytkie rany, z których powoli spłynęło kilka kropli czerwonej posoki. Mścicielka czym prędzej uskoczyła, dzięki czemu uniknęła drugiego dźgnięcia.
– Liczyłem na ciekawszą walkę, a z Ciebie już ulatują soki – zaśmiał się Derick. Ostatnia Mścicielka a tu taka porażka. Ta Wasza nadludzka zręczność to były jednak tylko zwykłe plotki. Miałaś rację licznik się wyzeruje. Błąd tkwił jednak w tym, że będzie to licznik nie Pogromców Dusz a Waszego nędznego rodu – Derick uśmiechał się z ironią.
Wyjął zza pasa Uzi, wycelował i wystrzelił serię w kierunku Jasminy. Wszystkie kule wbiły się w mur. Tylko kątem oka zauważył jak Mścicielka uskoczyła unikając śmierci, wbiegła na ulicę Słowackiego i skierowała się w stronę Aleksandrowskiego Urzędu Miasta. Pogromca pobiegł za nią i po chwili stanął przed ogromnym budynkiem magistratu.
– Pokaż się nędzna istoto! – krzyczał. – Nie przedłużaj tego! Twój ród wcześniej czy później zostanie wybity, to tylko kwestia czasu! Nie zmienisz tego!
Jednak nikt mu nie odpowiadał. Panowała cisza jak w próżni, nie słychać było nawet szelestu liści. Derick zaczął chodzić wokół placu. Czekał tylko aż przeciwniczka się pojawi, jego broń była już przygotowana do wystrzału. Poczuł nagle silne uderzenie w tył głowy, upadł, był zamroczony, słyszał jedynie zbliżające się ku niemu kroki. Mścicielka stała nad nim trzymając dubeltówkę skierowaną lufą w jego stronę. Wystrzeliła, słychać było jak kule przebijające się przez ciało Pogromcy gruchoczą kości jego prawej łopatki.
– To już koniec Derick, koniec Twojego nędznego żywota, zresztą kwestią czasu jest to kiedy Mściciele pozbędą się rodu Varietta na całym świecie.
Pogromca ciężko dyszał, z jego rany spływała zielona ciecz, odpowiednik ludzkiej krwi, która momentalnie zalała bezwładnie zwisającą rękę. Derick nagle zaśmiał się, szybko odwrócił i ciął szponami po twarzy Mścicielki. Na jej twarzy widniały dwie podłużne rany na policzku.
Patrzyli sobie prosto w oczy. Jasmina trzymała załadowaną dubeltówkę, drugą ręką ścierała krople krwi z twarzy. Naprzeciw niej stał Derick. Dyszał ciężko, trzymał się za bezwładne ramię.
– Głupia, czy Ty naprawdę myślisz, że mnie pokonałaś? To dopiero początek!
Pogromca Dusz zaśmiał się głośno i znów zaczął przemawiać.
– Jak myślisz co stało się z Twoimi współbraćmi, dlaczego nie ma już ich w tym kraju? Nie dlatego, że byli tu byli niepotrzebni, albo inaczej, byli zbędni więc się ich pozbyłem. Nie takie rany mi zadawali, wielu już myślało, że uda im się mnie pokonać a jednak zginęli. Pewnie dlatego, że…
Derick spojrzał na swoje ramie z szaleńczym uśmiechem. Jego rana zaczęła goić się w niebywale szybkim tempie.
– Jak… jak to możliwe? –Jasmina przeraziła się.
– Widzisz słonko, odbierając dusze ludziom przejmuję również ich zdolności. Miałem wiele ofiar, jedni zdolni, drudzy mniej. Kilku z nich posiadało bardzo dobrą odporność. Miałem to szczęście, że właściwość ta skumulowała się. Wielokrotnie uratowało mi to życie.
Derick wyprostował się, po jego ranie nie było już ani śladu. Ruszył powolnym krokiem w stronę przeciwniczki.
– To wreszcie koniec, czas przerwać tą głupią zabawę.
Pogromca wyjął zza pasa dwa granaty, odbezpieczył i rzucił je pod ścianę Urzędu Miasta, pod którą stała Jasmina. Mścicielka nawet nie drgnęła wpatrzona spokojnie w zuchwały uśmiech Dericka. Nastąpił wybuch, budynek zaczął się rozsypywać niczym domek z kart. Dach, ściany zaczęły walić się na ziemię. Gruzy byłego już Urzędu Miasta walały się po całym placu. Kurz i pył unosił się na wysokość kilku metrów. Był tak gęsty, że wokół nie można było niczego dostrzec, panował mrok, przebijały się jedynie pojedyncze promienie lamp ulicznych.
– I to by było na tyle, koniec ery Mścicieli w Polsce. Zresztą mniejsza z tym, czas zająć się moim drugim daniem.
Pogromca uśmiechnął się tylko i skierował w stronę ulicy gdzie zostawił nieprzytomnego dresa.
– A Ty dokąd? – usłyszał pogromca i odwrócił się w kierunku skąd dobiegał głos.
Z tumanów kurzu wyłaniał się zarys postury Jasminy z mieczem w ręce.
– To trochę mało aby pokonać Mściciela. Czas na prawdziwą zabawę.
Jasmina ruszyła na Łowcę Dusz, zadała cios. Derick sparował go osłoną na nadgarstku i chciał zranić oponentkę ostrzami przymocowanymi do drugiej ręki. Ta zrobiła jednak szybki unik i cięła mieczem po plecach przeciwnika. Krew trysnęła obficie na wszystkie strony. Strumień posoki dostał się również do oczu Jasminy przez co na kilka sekund straciła orientację. Pogromca wykorzystał tę sytuację perfekcyjnie. Zanim Mścicielka starła ciecz z twarzy poczuła, że przeciwnik podnosi ją. Zanim zdążyła wykonać jakikolwiek ruch wylądowała na twardej nawierzchni ulicy. Usłyszała dźwięk odbezpieczanej broni. Poczuła jak dreszcze przebiegły po jej plecach. Uświadomiła sobie, że nie ma przy sobie dubeltówki. Przeciwnik ma dużą przewagę, zbyt dużą. Pobiegła tak szybko jak tylko potrafiła w stronę witryn sklepowych. Rzuciła się na szybę sklepu AGD. W momencie gdy rozbijała szybę na drobniutkie kawałeczki i przedostała się do wnętrza budynku usłyszała strzały i poczuła ból w lewym ramieniu. Było przestrzelone na wylot. Ruszyła w stronę filaru podtrzymującego strop i schowała się za niego.
– Wychodź i walcz! Zgiń chociaż z honorem! – krzyczał rozwścieczony Pogromca. – Mogłem się tego spodziewać, potraficie się tylko ukrywać. Tak zginęli wszyscy Twoi współbracia, choć nie powiem, dostarczyłaś mi dziś trochę zabawy.
Derick wszedł do budynku, pod jego butami trzeszczało pękające szkło. Przemieszczał się w głąb sklepu, zwrócił uwagę na ślady krwi na podłodze. Trop kończył się przy jednym z filarów. Podszedł do niego powoli, wyczekał chwilę aż wreszcie skoczył do przodu i wystrzelał cały magazynek w kierunku gdzie miała znajdować się jego oponentka. Jednak nikogo tam nie było. Patrzył przed siebie zaskoczony.
– Pudło – usłyszał tylko i poczuł jak ostrze rozcina warstwy jego tułowia.
Zaraz po tym dostał silny cios rękojeścią miecza w tył czaski. Wylądował na kolanach. Spojrzał na ścianę naprzeciw siebie, na której znajdowało się lustro. W jego odbiciu widział siebie klęczącego oraz postać Jasminy w zakrwawionym płaszczu bez lewego rękawa, który służył teraz jako opaska uciskowa tamująca ranę Mścicielki.
Jasmina spojrzała na elektroniczny zegar wiszący nieco ponad lustrem. Wskazywał godzinę 00:00.
– Północ. Idealna pora do wyzerowania licznika.
Jasmina ścisnęła silniej miecz, zamachnęła się i po chwili głowa Pogromcy Dusz leżała na zakrwawionej podłodze. Zakrwawione ciało Dericka padło na ziemię niczym worek ziemniaków. Mścicielka przeszukała ofiarę. Wzięła wszystko co nadawało się do walki. Odbezpieczyła dwa granaty, które znalazła przy zwłokach Dericka. Wyszła pospiesznie przez rozbitą witrynę. Stanęła w bezruchu, tego się nie spodziewała. Ujrzała przed sobą kordon policji. W ciemności połyskiwały koguty radiowozów. Stali za nimi uzbrojeni funkcjonariusze prawa z lufami karabinów wycelowanymi prosto jej osobę.
– Jesteś aresztowana, a wszystko co powiesz może być wykorzystane przeciwko To…
Nastąpił wybuch z wnętrza budynku. Jasmina szybko schyliła się i klęknęła tak aby żaden z odłamków w nią nie trafił a poleciały prosto w policjantów. Kolejny raz, jednej nocy na ulicy Słowackiego zawalił się budynek, kolejny raz kurz i pył pokrył wszystko i zniwelowały widoczność prawie do zera. To była doskonała okazja do ataku. Jasmina złapała za znalezionego przy Dericku Glocka, odbezpieczyła i pociągnęła za spust broni wycelowanej w kierunku światła kogutów przebijających się przez tumany pyłowej zasłony. Nie dało to jednak żadnego efektu.
– Cholera, pusty magazynek. Ten pieprzony Pogromca wystrzelał wszystko. – zaklęła pod nosem Mścicielka.
Zrzuciła z siebie płaszcz, miała już tylko siwą koszulę i spodnie czarnego koloru. Złapała za miecz i ukryła się w gruzach budynku. Opadający pył zamaskował ją wystarczająco. Osłona opadła, widoczność znów się poprawiła, policjanci wyczekiwali w gotowości do strzału. Jednak jedyne co zobaczyli to pozostałości sklepu po wybuchu oraz zakurzony, czarny płaszcz leżący na ziemi. Dowódca oddziału wskazał dwóch podwładnych by sprawdzili teren. Reszta czekała w bezruchu wpatrzeni w szczątki sklepu. Dwaj wybrańcy chodzili po gruzach budynku. Nagle przed pierwszym z nich wyrosła nieznajoma. Pozostali widzieli tylko jak z jego pleców wyrasta zakrwawione ostrze miecza. Jasmina złapała za broń przebitego policjanta i strzeliła prosto w szyję drugiego funkcjonariusza, który przeczesywał gruzowisko. Pozostali na rozkaz dowódcy otworzyli ogień w stronę Mścicielki. Zaczęła biec w stronę resztek filaru przy którym pokonała Dericka. Kule świstały wokół. Skoczyła w stronę jedynej w tym miejscu ostoi. Schroniła się w ostatniej chwili. Nie była to jednak kryjówka, która wystarczyłaby ma długi czas. Kolejne trafienia sprawiały, że filar zmniejszał się o coraz to większe odłamki. Po krótkim czasie świst kul ustał. Słychać było tylko jak funkcjonariusze pospiesznie zmieniali magazynki.
– To moja szansa. – pomyślała Mścicielka.
Czym prędzej wychyliła się zza kryjówki i wystrzeliła kilkakrotnie w oponentów. Trafiła trzech funkcjonariuszy. Dwóch dostało kulę prosto w głowę oraz jeden w szyję. Mężczyźni padli na ziemię. Reszta kolejny raz otworzyła ogień w kierunku Jasminy. Cudem było to, że jej kryjówka jeszcze nie rozpadła się w drobny mak. Przeładowała magazynki i czekała na odpowiednią chwilę. Strzały po raz kolejny ustały. Mścicielka wsłuchiwała się w otoczenie. W jej stronę ruszyło kolejnych dwóch wybrańców. Skradali się najciszej jak mogli, jednak drobny gruz trzeszczący pod ich butami zdradzał położenie funkcjonariuszy. Jasmina wydobyła szeroki, ostry nóż ukryty przy kostce. Wyjmując go poczuła, że ma jeszcze przy sobie granaty. Złapała jeden z nich, odbezpieczyła i rzuciła za siebie tak aby doleciał do kolumny radiowozów. Słyszała szamotaninę, a chwilę później wybuch. Zaraz po nim kolejne eksplozje, tym razem płonących samochodów. Musiała wykorzystać sytuację gdy przeciwnicy byli całkowicie zdezorientowani i jedyne co zaprzątało ich uwagę to ochrona swojego życia. Wyskoczyła do jednego z policjantów, którzy mieli penetrować gruzy. Złapała go za twarz i szybkim ruchem przecięła tętnicę szyjną. Policjant zalał się krwią. Drugi funkcjonariusz znajdował się kilka metrów od nich. Unosił już karabin by zastrzelić Mścicielkę, lecz w tym samym momencie stracił dech. Nóż, którym przed chwilą uśmiercono jego kolegę tkwił właśnie w jego szyi. Reszta policjantów w popłochu nawet nie zwróciła uwagi co stało się z ich współpracownikami. Jasmina odbezpieczyła kolejne dwa granaty i rzuciła w stronę przeciwników, którzy przeżyli dotychczasowe wydarzenia. Wybuchy rozrzuciły ich na wszystkie możliwe strony, z wielu nie pozostało już ani śladu.
Ulica Słowackiego w ciągu zaledwie kilkudziesięciu minut zmieniła się nie do poznania. Urząd Miasta przestał istnieć, to samo stało się z kilkoma innymi budynkami naprzeciw niego. Ulica zatarasowana była płonącymi radiowozami, a przy nich leżały ciała funkcjonariuszy prawa.
– Cholera, jeden parszywy Pogromca Dusza a tyle trupów. – wzdychała Mścicielka. – Powtarzali zawsze na kursach „Eliminować świadków, lecz staraj się żeby ofiar było jak najmniej” – Ale jak kurwa skoro sami się narzucają? – pytała z wyrzutem sama siebie.
Jasmina podniosła i schowała miecz, zebrała możliwie jak najwięcej broni i amunicji. Wróciła jeszcze tylko na gruzy Urzędu Miasta po dubeltówkę i skierowała się ulicą Słowackiego w kierunku Torunia.
– Ja pierdolę! Jaka rozpierducha, kobieto coś Ty narobiła? Tyle psów rozpieprzyć! Kozak! – usłyszała głos zza pleców.
Odwróciła się i widziała przed sobą dresa, którego uratowała przed Pogromcą Dusz.
– Kurwa jeszcze ten idiota, sam się pcha na tamten świat. – klnęła z zażenowaniem pod nosem.
Wycelowała w czoło drecha i pociągnęła za spust. Ostatni świadek został wyeliminowany.
– Czas na jakieś wakacje – rozmarzyła się Mścicielka. – W sumie to może Hiszpania, ciepło, plaża i robota na Pogromców Dusz się tam znajdzie. – planowała i szła przed siebie. Słyszała za sobą tylko sygnały straży pożarnej i pogotowia.
Aleksandrów Kujawski, zwyczajna trzynastotysięczna mieścina w kujawsko-pomorskim, gdzie jedynym zajęciem dla młodzieży jest wypicie piwa na ławce. Po prostu dziura zabita dechami, gdzie nic ciekawego się nie dzieje, no poza jednym – w ciągu ostatniej nocy zniszczono pół miasta oraz pozbawiono życia wiele osób.
Zaczęło się bardzo fajnie, ale opisy walk mnie mocno rozczarowały. Zebrało by się tam trochę nieścisłości i niekonsekwencji. Poza tym, brakuje triche przecinków.
Niektóre niedociągnięcia, które wyłapałem:
w kujawsko-pomorskim - mogę się mylić, ale powinno być chyba kujawsko-pomorskiem
oglądał się wokoło - oglądał się za siebie, albo rozglądał się wokoło
Ubrany był jak przeciętny obywatel Rzeczypospolitej. - czyli jak?
Mór - tu chyba jednak o mur chodziło
Reszta czekała w bezruchu wpatrzeni w szczątki sklepu. - skoro reszta czekła, to wpatrzona
Nagle przed pierwszym z nich wyrosła nieznajoma. - jeszcze jakaś nieznajoma się tu pojawiła. Domyślam się, że chodzi o mścicielkę, ale nie można tak ot sobie zmieniać perspektywy. Cały akapit jest przedstawiony z perspektywy mścicielki, tylko to jedno zdanie z perspektywy policjantów.
Co do komentarza wyżej - dziękuję za opinię, teraz widzę co jest nie tak. Zawstydzony jestem "mórem" a co do wojewódzwta to na 100 % odmienia się "w kujawsko-pomorskim "
Jeszcze raz dziękuję za opinię.
wydaje mi się, że w kujawsko-pomorskim województwie, ale bez województwa będzie w kujawsko-pomorskiem, ale pewnien nie jestem
Tytułów, drogi Autorze, nie kończymy kropką...
Początek jest nieprawdopodobny. Ktoś / coś grasuje w Aleksandrowie Kujawskim. Wampr, duch, piorun wie co, morduje ludzi. Śmierć zbiera swoje zniwo. I to bardzo dziwna smierć. Z tekstu wynika, że Michał o tym wie. I co, Michał idzie sobie sam? Taksówki na dworcu nie ma? Numeru telefonu do postoju nie ma? Jeden gwałciciel w mieście wystarcza, że ludzie zaczęli poruszać się grupami, a przy serii morderstw...
Poicja też nie patroluje małego w sumie miasta? Taka seria zabójstw to informacyjny szlagier ogólnopolski... Zdaje sie, że plicja czasami bierze to pod uwagę.
Może musiał iść samotnie, ale należalo to zaznaczyć - dlaczego tak czyni. Nie ma przyjaćiól, znajomych, pieniądze " wyszły", mial bliziutko, postanowil troszkę zaryzykować, bo ulica dobrze oświetlona, choć ostatni odcinek ciemny etc.
A tak -- wyszedl nieprzemyślanny wstęp.
Dalej już nie czytałem.
Pozdrówko.
Odpowiadam na komentarz wyżej :)
"Taksówki na dworcu nie ma?" - jestem w stanie w to uwierzyć - trzy lata temu miałam wypadek samochodowy między Toruniem a Włocławkiem, odwieziono mnie do szpitala właśnie w Aleksandrowie Kujawskim - w szpitalu nawet rtg nie był sprawny...
I jeszcze słówko do autora - " jedynym zajęciem dla młodzieży jest wypicie piwa na ławce. Krótko mówiąc jest to po prostu dziura zabita dechami, gdzie nic ciekawego się nie dzieje." - takie to trochę stereotypowe. Niby dlaczego jakaś pasja, hobby ma zależeć od miejsca zamieszkania czy też liczby ludności na danym terenie?
Cześć
Wyglądali jak gdyby „uszło” z nich życie. Nie pisz w cudzysłowiu. Dodajesz potem opis tego jak wygladali, wieć cudzysłów jest zbędny.
Nie mogła być to zwykła śmierć. Ich całe ciało było sine, spod skóry widniały fioletowe, naprężone do granic możliwości żyły a z oczu każdego z nich można było odczytać przeraźliwy strach. Wszyscy zamarli w dziwnych pozycjach. Niewątpliwie przed śmiercią dobrze wiedzieli co ich czeka. - powtórzenie. Może zamien ktoreś na zgon?
po godzinie 23:00. - cyfry słownie
Ubrany był jak przeciętny obywatel Rzeczypospolitej. - wykształcenie nakazuje mi się czepiac. Z jakich badań korzystałeś? Skąd wiesz jak wyglada przecietny obywatel RP? Gwarantuje Ci, że strój jest różny w zależności od wielu czynników.
Z jego oczu nie można było odczytać żadnych uczuć, jedyne co było w nich widać to pustą głębię. - powtórzenie
Michał próbował wyrwać się i uciec, lecz z każdym szarpnięciem nieznajomy ściskał jego ramię coraz mocniej. - kiedy go złapał? w jaki sposób do tego doszło? walczyli? zagrodził mu droge? Michał niue próbował biec w drugą stronę?
Chcę od Ciebie niewiele. - w dailogu zapisujemy z małej. Powtarza się kilka razy.
czegoś. – wymamrotał - bez kropki. taki błąd powtrza się też kilka razy.
przez Samurajów - wydaje mi się, że z małej litery.
Na nadgarstkach miał grube, metalowe osłony, z których po chwili wysunęły się długie, ostre jak brzytwa szpony. Jak tego uzywał? Nie przeszkadzały mu siegać po broń? Nie krępowały palców?
Walczyli dosyc długo. Nigdzie nie zapalały się światła w oknach? Wścibskie baby nie wyglądały z sadyb, żeby zobaczyc co sie dzieje?
Pogromca ciężko dyszał, z jego rany spływała zielona ciecz, odpowiednik ludzkiej krwi, - ciężko się było domyslić.
Pogromca wyjął zza pasa dwa granaty, odbezpieczył i rzucił je pod ścianę Urzędu Miasta, pod którą stała Jasmina. Mścicielka nawet nie drgnęła wpatrzona spokojnie w zuchwały uśmiech Dericka. Nastąpił wybuch, budynek zaczął się rozsypywać niczym domek z kart od dwóch granatów? Lichy ten urząd:)
usłyszał tylko i poczuł jak ostrze rozcina warstwy jego tułowia.
Zaraz po tym dostał silny cios rękojeścią miecza w tył czaski. Wylądował na kolanach. Spojrzał na ścianę naprzeciw siebie, na której znajdowało się lustro. - chyba było jej łatwiej ciąć przez kark. Weź kijek i sprawdź.
Kolejny raz, jednej nocy na ulicy Słowackiego zawalił się budynek, z czego są tam domy z kartonu, że od dwóch grantów sypią się? Dalej do tego tekstu, wynika, że był w środku, kiedy budynek się zapadał.
Mam wrażenie, że naoglądałeś się sporo mangi i anime. Opis mścicielki przypomina mi Helsinga. Masa powtórzeń i nieścisłości. Domy zapadające się od grantów.Akcje opartena mechanice Jamesa Bonda.Czekam na lepszy tekst Autorze.
na chwilę obecną daje 2
Niestety, nie dotrwałam do końca. Musisz się jeszcze sporo nauczyć, drogi Autorze, począwszy od prowadzenia narracji, poprzez kwestię podmiotów, na interpunkcji i zapisie dialogów skończywszy.
Poradzę Ci dużo czytać, dobrych książek, a na początek zajrzyj tu, zdecydowanie nie zaszkodzi.
Pozdrawiam.
"Nigdy nie rezygnuj z celu tylko dlatego, że osiągnięcie go wymaga czasu. Czas i tak upłynie." - H. Jackson Brown Jr
:-) Miało być tak ładnie, a wyszło jak zwykle... :-)
Niestety, przykro mi, ale tak to wygląda. Sceny walk długie jak anakondy, można się zdrzemnąć w połowie, inne, ciut już mniejsze grzeszki, powymieniane przez przedpiśców... Średnia strefa stanów niskich.
Ale, pociesz się, takie zwykle są początki, Chcesz, naprawdę chcesz pisać? To jest osiągalne. Ale po włożeniu wysiłku w przygotowanie, naukę. Nie musisz wbijać sobie do głowy tysiąca porad i reguł --- wystarczy przeczytać kilkadziesiąt dobrze napisanych książek, które będą jakby wzorem, przykładem, a już będzie lepiej. Plus słowniki poprawnościowe pod ręką... I też bez strachu. Po czterdziestym czwartym sprawdzeniu zaczyna się pamiętać. Od tego momentu już z górki...
Powodzenia.
No cóż, ja również nie dotrwałem do końca. Nie będę powtarzał tego, co moi przedmówcy, ale się z nimi zgadzam.
Administrator portalu Nowej Fantastyki. Masz jakieś pytania, uwagi, a może coś nie działa tak, jak powinno? Napisz do mnie! :)
"Uschnęłam" czytając.
Dotrwałem do połowy. Zasadniczo nie przepadam za tego rodzaju "batmano-iksmenowymi" scenami walki, zwłaszcza , gdy się dłużą. A tu dobija jeszcze ten dialog wg schematu:
-- Zabiję cię!
-- Nieprawda, to ja cię zabiję!
-- A nie, bo ja; jestes beznadziejny!
-- Jak cała twoja rasa jesteś do niczego! Giń!
itd.
Ale pisz dalej, masz potencjał. Język - w porównaniu z większością debiutantów - jest przywoity.Ja k trochę nad nim popracujesz, może być super. Chociaż we mnie fana raczej nie znajdziesz. Nie ten gust, nie ten klimat. Powodzenia. ;)