- Opowiadanie: jetosz - Kolonia (SF krótkie)

Kolonia (SF krótkie)

Autorze! To opowiadanie ma status archiwalnego tekstu ze starej strony. Aby przywrócić go do głównego spisu, wystarczy dokonać edycji. Do tego czasu możliwość komentowania będzie wyłączona.

Oceny

Kolonia (SF krótkie)

Naczelnik spoglądał na tłumy uchodźców wypełniających wąwóz ulicy. Młodzi i starcy, mężczyźni i kobiety, dzieci … Dźwigając tylko najcenniejsze drobiazgi, wymęczeni, niewyspani, często prawie umierający z głodu uparcie dążyli w stronę kosmodromu.

 

Adiutant stanął w drzwiach niezdecydowany. Nie miał odwagi przerwać naczelnikowi jego, być może ostatniej, chwili zadumy. Wódz drgnął, odwrócił się.

 

– Już czas? – pytanie zawisło bez odpowiedzi. Przez chwilę.

 

– Wojska Rady weszły już do miasta.

 

Naczelnik podszedł do pulpitu głównego komputera. Usiadł. Spokojnymi ruchami zdradzającymi wieloletnią praktykę wykonywał konieczne czynności. Wreszcie położył jeden z paradysków na gnieździe transmitera, wybrał kilka wcześniej przygotowanych pakietów. Skopiował. Uważnie wsunął paradysk do zamaskowanej skrytki w infonotesie. Schował do kieszeni.

 

– Usuń wszystko – powiedział powoli.

 

– Czy jesteś pewien? – zdziwił się system.

 

– Tak.

 

Zawartość pulpitu zniknęła niemal natychmiast, odsłaniając mozaikę w odcieniach brązu. Adiutant rozpoznał ulubione tło swojej żony – starożytną Intarsję… Zatem wódz też był sentymentalny.

 

Naczelnik przekroczył rząd pionowych paneli prezentacyjnych i zbliżył się do czerwonej kolumny stojącej w środku pustej przestrzeni za nimi. Dotknął jej obiema rękami. Środek kolumny stał się przezroczysty odsłaniając starodawny, naprawdę mechaniczny przycisk, Nacisnął go wymawiając półgłosem jakieś słowo…

 

Intarsje na ekranach zastąpiło jednolicie czerwone tło. Adiutant wpatrywał się w nie czekając co będzie dalej, ale Naczelnik przerwał jego otępienie.

 

– Pora na nas kapitanie – powiedział.

 

*

 

Blaszaki toczyły się ospale środkiem centralnego, szybkiego chodnika, teraz nieruchomego. Tetrady ich panoramicznych oczu przeglądały otwory okienne, dźwigające różnorodną broń ramiona powtarzały ten ruch z cichym skrzypieniem elektromagnetycznych mięśni. Uchodźców ignorowały, dopóki poruszali się we właściwym kierunku. Nagle jeden zatrzymał się i obniżył trzymaną w chwytaku rurę celując nią w biegnącego z przeciwnej strony nastoletniego chłopca. Ten zamarł w pół kroku. Pozostałe automaty obojętnie ich ominęły.

 

– Tam gdzieś został mój dziadek! – powiedział chłopak. Dwoje z oczu maszyny skierowały się na niego, a ukryty głośnik wysyczał – Łączenie rodzin nastąpi na miejscu zbiórki, proszę zawrócić.

 

Chłopiec stał wyraźnie niezdecydowany. Spróbował raz jeszcze – Dziadek nie może sam się poruszać! – wykrzyknął.

 

– To nie jest możliwe – odparł robot. Nie wiadomo czy taka możliwość nie mieściła mu się w uproszczonym oprogramowaniu, czy argument był niewystarczający. Koniec rury zbliżył się do piersi człowieka.

 

W tym momencie gdzieś niedaleko rozległ się silny wybuch. Oczy robota przez chwilę zatańczyły, jakby w panice. Wtedy na ścianie bliższego budynku coś drgnęło a może błysnęło. Troje z oczu skierowały się w tamtą stronę, ale ich ruch przedłużył się jakoś i po chwili wszystkie cztery zaczęły spadać z równo odciętymi szypułkami. Chłopak nie czekał, co stanie się dalej, niemal jednym skokiem wyminął maszynę. Jedno oko upadło tuż za nim. Z rury trzymanej przez blaszaka ze stłumionym łupnięciem wydobyła się porcja obezwładniającej masy, ale cel był już poza jej zasięgiem. Zanim robot wysunął z korpusu kolejny kwartet czułek, chłopak pełnym pędem rzucał się już w najbliższą przecznicę.

 

*

 

Tłum na pustej płycie kosmodromu gęstniał coraz bardziej. Blaszaki przepuszczały z dróg dojazdowych kolejne grupki uciekinierów, ale dostępu do budynku odpraw i hangarów strzegła linia białych pojazdów desantowych i czołgów ze znienawidzonym błękitnym godłem Rady. Kilku żołnierzy siedziało w otwartych włazach i wpatrując się od niechcenia w tłum zdawało się ze sobą rozmawiać. Gestykulowali mimochodem, kiwali głowami, ale usta wciąż pozostawały zamknięte. Stojące najbliżej starsze kobiety odwracały się w drugą stronę. Na ich twarzach malowało się obrzydzenie.

 

Pomiędzy dwoma transporterami postawionymi w poprzek do pozostałych świecił w powietrzu zapraszający napis. Choć laserowa bramka była wyraźnie zamknięta, uformowała się tam już kilkuset osobowa kolejka.

 

Chłopak pchając przed sobą wózek z trudem przeciskał się w tamtą stronę. Kapitan ubrany już teraz w zupełnie cywilny kombinezon skinął mu na pożegnanie i łokciami zaczął torować sobie drogę w tłum. Jemu się nie śpieszyło.

 

Dziadek sprawiał dotąd wrażenie śpiącego… Był odwodniony i bardzo osłabiony. Otworzył jednak na chwilę jedyne sprawne oko, i po cichu szepnął – No i dopadła nas Równość, Braterstwo i Wolność według Rady…

 

Chłopak pomyślał, że właściwie to prapradziadkowi zazdrości. Niewiele mu życia zostało, ale swojej stodwudziestki dożył w świecie zgodnym z własnymi przekonaniami. On sam, już zbyt duży by jego mózg mógł w pełni zaakceptować implant skazany był teraz we wszystkich światach Rady na życie pariasa…

Koniec

Komentarze

Twoje opowiadanie ma w sobie coś z Avatara i torchę z Terranovy. Jak nigdy nie lubiłam SF to tym razem naprawdę mnie zaciekawiło. Czekam na więcej! Jestem na tak ;)

- Czy jesteś pewien? - zdziwił się system. - Rozumiem, że to była sztuczna inteligencja. Jak inaczej mógł się dziwić?

Nie bardzo rozumiem co właściwie dzieje się w pierwszej części?

Ogólnie nieźle, ale pomysł nie należy do oryginalnych.

Troje z oczu skierowały się - skierowało się

Smutna kobieta z ogórkiem.

kilkuset osobowa --- razem

On sam, już zbyt duży ,+ by jego mózg mógł w pełni zaakceptować implant ,+ skazany był teraz we/na wszystkich światach Rady na życie pariasa…

Chłopak ,+ pchając przed sobą wózek ,+ z trudem przeciskał się w tamtą stronę. --- imiesłowy uwielbiają przecinki...

To nie wszystko, ale za dowód przeczytania wystarczy.

Jeden maluśki problemik: domyślać się można tak wielu teł dla przedstawionej migawki, że staje się ona nic nie mówiącym obrazkiem.

Pomysł interesujący (tak, wiem, często tak piszę), jednak podpisuję się pod słowami Virginii i Adama. Ja też mało zrozumiałem z pierwszej części, ale to z powodu braku szerszych objaśnień. Koncept fajny, szkoda tylko, że nie rozwinięty bardziej.

Ok, chciałem napisać, że fragment prosi się o kontekst, ale widzę, że zostało już napisane.

Czekam na następne :)

Bardzo wam dziękuję za wszystkie komentarze. Pozwolicie, że odpowiem trochę zbiorczo:

Oczywiście, że ten używany przez kolonistów system komputerowy musiał posiadać jakiś rodzaj sztucznej inteligencji – świadczy o tym choćby sam fakt możliwości komunikacji głosowej. Właściwie nie wyobrażam sobie żeby systemy komputerowe mogły istnieć w przyszłości bez sztucznej inteligencji, no chyba żeby zaszło coś w rodzaju Dżihad Bulteriańskiej. A nadanie odpowiedzi intonacji „zdziwienia” byłoby jak najbardziej na miejscu w sytuacji, gdy użytkownik próbuje zrobić coś tak nietypowego jak SKASOWANIE WSZYSTKIEGO.

To, że pierwsza scena jest najmniej zrozumiała, jest po części wynikiem zamierzonym – jak to często bywa w opowiadaniach wyjaśnienie kontekstu miało nastąpić później. No i starałem się tak zdarzenie opisać, żeby już nie musiało na końcu sceny padać straszliwie oklepane „Autodestrukcja za N minut”  Może uda mi się to jeszcze jakoś efektywniej zasugerować, nie odwołując się do tej sztampy.

I faktycznie opowiadanie jest jednym z kilku szufladowanych fragmentów dużo większego zamierzenia a la „Miasto” Simaka, które jako wizja dalekiej przyszłości ludzkości bardzo się już zestarzało. No, ale owa zamierzona kiedyś całość ma raczej małe szanse faktycznie się pojawić, choćby z braku czasu, poświęcanego głównie zajęciom zarobkowym oraz rzucających się w oczy problemów autora z interpunkcją. Jako dyslektyka, w kwestii ortografii ratuje mnie „speler” Worda, ale jego podpowiedzi dotyczące interpunkcji czy kwestii „razem czy osobno” są niezbyt inteligentne.

;-)

Pozostała jeszcze kwestia „we/na wszystkich światach”. Jestem pewny, że „na planetach”, ale jakoś czuję, że życie prowadzi się raczej „w świecie” niż „na świecie”. Jeśli macie polonistyczną pewność, że się mylę to dajcie znać.

Pozdrawiam

Pewności --- co to, to nie, ale polonistyczna arogancja podpowiada mi, że to zależy od tego, co miał Autor na myśli: potraktował "świat" jako planetę (np. Ziemię) czy jako całe uniwersum. Wtedy będzie odpowiednio: skazany był na wszystkich światach, skazany był we wszystkich światach.

Pewność można mieć tylko w kwestii nieuniknioności śmierci i podatków. :-)

Żyć w świecie iluzji --- na pewno 'w'. Żyjemy na najlepszym ze światów --- na pewno 'na'. (...) skazany był teraz we wszystkich światach Rady na życie pariasa --- niejednoznaczność. Mi pasuje bardziej 'na', bo żyć będzie na którymś ze światów (w domyśle świat = planeta, jak nasz świat i Ziemia), kontrolowanych przez Radę. Co z tym zrobić? Napisać inaczej. > Gdzie by się nie znalazł, na dowolnym ze światów kontrolowanych przez Radę, skazany był na żywot pariasa. Był już zbyt dojrzały emocjonalnie i mentalnie, by jego mózg bezkonfliktowo współpracował z implantem... <

------------------------

Dobrze sobie radzisz z dysleksją, moim zdaniem. Pomyśl, czy nie było by dla dalszą Ciebie pomocą "przepuszczanie" tekstów przez syntezator mowy, na przykład "Iwonę".

Nie moje to klimaty, więc nie oceniam. Zostawiam tylko ślad, że byłem.

Zaufaj Allahowi, ale przywiąż swojego wielbłąda.

Mi sie podobało. czwóak na zachętę, bo i czemu by nie? nie uważam też, żeby jakoś pierwsza częśc była niezrozumiała. Zarysował kontekst wkraczania wojsk i upadku danego miejsca. Co do dyslekcji to nie uważam, żeby ona oraz poważna wada wzroku były wymówką. Mam obie przypadlosci, temu w swoich tekstach mam mase literówek. Trzeba byc bardziej uważnym. To tyle.

pozdrawiam

Dysleksja jest o tyle problemem że ja, choć oczy mam jeszcze w miarę w porządku, nie widzę błędów. Może być "porządek" albo "pożądek", przecinek, albo jego brak itd. Słowo jest dla mnie od razu znaczeniem, a nie ciągiem liter. Dopóki komputer nie podkreśli, to mojemu mózgowi jest wszystko jedno... Dopiero nad podkreślonym mogę się świadomie zastanowić. Ale gdy reguły, jak w przypadku różnych "razem czy osobno" są nieprecyzyjne to już całkiem katastrofa. Bez zawodowego redaktora ani rusz.

Pozdrowienia

Witaj!

 

Zgadzam się z przedpiścami. Mogłeś wydłużyć to tylko odrobinkę, dodać kilka szczegółów, ubarwić tło. Zadać pytania o przyszłość świata przedstawionego, które zaintrygowałyby czytelników i pogłębiły treść. Wtedy powyższy obrazek spinałby przeszłość tego uniwersum i jego przyszłość (bo z kontekstu wyczuwam, że chwila jest ważna), a tej doniosłości chwili w ogóle tu nie czuć. Warsztat całkiem niezły.

 

Pozdrawiam

Naviedzony

To jest tak trochę ze środka zamysłu... Przeszłość i przyszłość na razie w większości w postaci zbioru jedno- dwu- akapitowych skrótów do rozwinięcia, ale najwyżej na parę stron każdy - takie migawki z przyszłości ludzkości.

Może kiedyś znajdę czas żeby popisać więcej.

Dzięki za zachętę :-)

Dźwigając tylko najcenniejsze drobiazgi --- co to jest drobiazg?

Kilku żołnierzy siedziało w otwartych włazach i wpatrując się od niechcenia w tłum zdawało się ze sobą rozmawiać. Gestykulowali mimochodem, kiwali głowami, ale usta wciąż pozostawały zamknięte. --- jakoś tak niezręcznie wygląda.

Oraz można by się pozbyć paru zaimków. Tekst jest za krótki i w sumie kończy się, zanim na dobre zainteresuje czytelnika.

pozdrawiam

I po co to było?

http://pl.wiktionary.org/wiki/drobiazg :-)

Nie chciałem wnikać, co też dźwigają ze sobą ludzie zmuszeni do zabrania dorobku życia na plecy. Ale może to lekko rozwinę.

A że krótki... cóż, malutki fragment większej całości.

Nowa Fantastyka