
Autorze! To opowiadanie ma status archiwalnego tekstu ze starej strony. Aby przywrócić go do głównego spisu, wystarczy dokonać edycji. Do tego czasu możliwość komentowania będzie wyłączona.
I
Nazywam się John Cooper i jestem łowcą szczurów.
Świat skończył się 5076 dni temu. Wraz z nim skończyła się trzecia wojna światowa, której nikt nie wygrał. Przegrali zaś wszyscy. Nigdy nie zapomnę tamtego dnia. Była to środa, jak każdy oficer armii Stanów Zjednoczonych zostałem wtedy pilnie wezwany do swojej jednostki. Wszyscy już do tego przywykliśmy, więc jak zwykle ucałowałem żonę i córkę na pożegnanie i pojechałem do pracy. Kathy miała odwieźć naszą małą Lily do szkoły, wyjeżdżając z garażu zobaczyłem, że machają mi jeszcze na pożegnanie.
Wtedy widziałem je ostatni raz.
Gdy po pół godziny jazdy dotarłem do bazy wojskowej uderzyło mnie zdenerwowanie żołnierzy. Mimo, że wojna trwała już prawie dziesięć lat, nigdy nie widziałem w ich oczach strachu. A tamtego dnia było go tak wiele… Okazało się, że Rosjanie wystrzelili w kierunku Stanów kilkadziesiąt pocisków nuklearnych. A nasz system obrony mógł zniszczyć najwyżej kilka… Wnet zadzwonił telefon od prezydenta – z rozkazem zejścia do schronu. Nie było czasu na kontakt z rodziną, do Apokalipsy zostało kilka minut. Nie byliśmy w stanie nikogo uratować.
Potem skończył się świat.
Byliśmy pewni, że nikt nie przeżył. Odnotowane wstrząsy miały siłę 9,8 stopni w skali Richtera, a chmura pyłów i radioaktywnych cząstek była tak gęsta, że straciliśmy łączność satelitarną. Byliśmy pewni, że nikt nie przeżył.
Pierwsze dwa lata spędzone pod ziemią były straszne. Tęsknota za bliskimi, niepewność jutra, monotonne i niewielkie posiłki oraz niemal wyłącznie męskie towarzystwo nam nie służyło. Potem było jeszcze gorzej… Mimo początkowego respektowania hierarchii wojskowej wkrótce zaczęły się bunty i powstały kasty. Trudno powiedzieć, czy bardziej obawiano się tajemniczych szamanów czy bezwzględnych magnatów. Nieco niżej stali strażnicy – łotry w służbie obu najwyższych kast. Najniżej znaleźli się farmerzy. Ich zadaniem było zapewnienie żywności magnatom i szamanom. Gdy skończyły się zapasy dowiedzieliśmy się, w jaki sposób mieli to robić.
Nikt nie chce zostać zjedzony.
Pierwsze powstanie przeciw magnatom upadło. Nie byliśmy w stanie przeciwstawić się ich potędze. Byliśmy tylko zagłodzoną, zdesperowaną masą. Ponadto dla niektórych z nas stało się oczywiste, że obalenie obecnej władzy niczego nie zmieni. Coraz częściej słychać było głosy o chęci wyjścia na zewnątrz. Nie wiedzieliśmy, co możemy tam spotkać, ale nikt nie sądził, by mogło być gorzej niż tutaj.
Wtedy przyszły szczury.
Wśród farmerów zaczęła krążyć plotka, że część strażników zniknęła i drugie powstanie ma szansę powodzenia. Zaczęły się gorączkowe przygotowania, każdy z nas pałał żądzą zemsty. Już mieliśmy ruszać do walki, gdy z głośników rozmieszczonych w całym schronie dało się słyszeć głos jednego z szamanów – wśród farmerów szukano ochotników, którzy zasilą nowo powstające jednostki, gotowe do walki z nowym, wspólnym wrogiem. Wzywano nas do solidarności z ofiarami nocnego ataku. Obiecano możliwość bezpiecznego wyjścia na zewnątrz w kombinezonach przeciwpromiennych. To przeważyło szalę. Wraz z kilkunastoma towarzyszami zgłosiłem się do walki.
Tak zostaliśmy łowcami szczurów.
W dniu Apokalipsy wstrząsy były tak silne, że popękały niektóre ściany schronu. To tamtędy weszły szczury. Wcześniej sądziliśmy, że wszelkie życie na ziemi zostało unicestwione. Myliliśmy się jednak srodze. Potrzebni byli ludzie, którzy wyjdą na powierzchnię, odszukają i zniszczą gniazda szczurów. Veni, vidi i vici. Naszą kilkunastoosobową grupę łowców nazwano więc Cezarem. My sami czuliśmy się jednak jak skazańcy oczekujący na rozszarpanie przez dzikie zwierzęta na arenie cyrku. Ale możliwość wyjścia na zewnątrz… To nas kusiło. Chciałem odszukać swój dawny dom. Zobaczyć go raz jeszcze. I znaleźć jakieś pamiątki po Kathy i Lily… O ile cokolwiek ocalało.
II
Nazywam się John Cooper i jestem łowcą szczurów.
Świat skończył się 5356 dni temu a wraz z nim umarła wszelka nadzieja. Początkowo było nas piętnastu.
Jorge miał meksykańskie korzenie. Wychowywaliśmy się na jednym osiedlu, chodziliśmy do tej samej szkoły i bujaliśmy się w tych samych dziewczynach. Nigdy nie zapomnę widoku Jorge'a, jego ojca i trzech młodszych braci, gdy mieli sjestę. Leżeli w pięciu wzdłuż płotu, każdy z twarzą ukrytą pod sombrero. Nigdy też nie zapomnę jego prośby o skrócenie cierpienia.
Matt zawsze był outsiderem. W szkole wyszydzany i wytykany palcami bez wyraźnego powodu. Podobnie było w wojsku. Patrząc w jego oczy widać było czyhającą na niego śmierć. Odszedł tak samo cicho jak żył, przygnieciony kilkunastoma tonami cierpienia i wieży transmisyjnej.
Andrea i Luca byli wiecznie tryskającymi humorem bliźniakami o włoskich korzeniach, urodzie i manierach. Nigdy nie widziałem żadnego z nich smutnego czy narzekającego na parszywy los. Wszystkie próby przechodzili z uśmiechem. Do czasu gdy Luca zginął w potyczce ze szczurami… Andrea nie był w stanie tego znieść i zabił się następnego dnia.
Miles kochał bluesa. Nie dziwota u kogoś, kto dostał imię po Milesie Davisie i w dodatku był Murzynem. Pewnego dnia, jeszcze w schronie, zdobył w jakiś sposób harmonijkę ustną. Pewnie mi nie uwierzycie, ale ten człowiek potrafił malować za pomocą dźwięków. Siedzieliśmy wokół niego godzinami – jak w transie – on grał i grał, a my czuliśmy się jak w niebie, mimo że byliśmy uwięzieni dziesiątki stóp pod ziemią. Grał i grał a my słuchaliśmy go jak proroka. Umierając dał mi tę harmonijkę. Nie umiem wydobyć z niej dźwięku, ale zawsze gdy trzymam ją w ręku przypomina mi się cudowna muzyka Milesa.
Nigdy nie miałem okazji dobrze poznać George’a, Michaela, Bruce’a i Paula. Wszyscy czterej odłączyli się od grupy tuż po opuszczeniu schronu i ślad po nich zaginął. Jakiś czas temu znaleźliśmy szczątki jednego z nich. Wyglądało to na kolejne dzieło szczurów.
Bjoern przed apokalipsą był Szwedem. Wyglądał jak prawdziwy Wiking, jeździł volvo i miał cudowną żonę. Był bardzo jowialnym człowiekiem, jednak po apokalipsie bardzo zamknął się w sobie. Potrafiłem doskonale zrozumieć, co czuje. Mnie też tęsknota za żoną doprowadzała nieraz na skraj szaleństwa. Bjoern podobnie jak Andrea popełnił samobójstwo. Pewnego dnia po prostu odszedł od obozowiska i strzelił sobie w głowę.
III
Nazywam się John Cooper i jestem łowcą szczurów.
Świat skończył się 5472 dni temu. Podczas naszej wędrówki zdobyliśmy pewne informacje o szczurach. Ciągle jednak nie zdołaliśmy przeprowadzić na nich żadnych badań. Są niezwykle szybkie, sprytne i wytrzymałe. Polują samotnie bądź w małych grupach. Nie chcielibyście spotkać żadnego z nich – ogromne, dwunożne i porośnięte gęstym futrem, od którego odbijają się pociski… A najgorsze są ich oczy… Są zbyt ludzkie. Pełne cierpienia, jakiego i my doświadczyliśmy. Pełne… inteligencji.
Zostało nas pięciu. A w zasadzie pięcioro. Ja, kanadyjkarz Chris, Walt – wielki fan komiksów i gum do żucia, gej Fred i jedyna w naszym gronie kobieta – porucznik Emily Wallace. Twarda i zimna jak stal, wytrwała jak Szerpa. Nikt poza mną nie wiedział, kim jest naprawdę. Chodziło o bezpieczeństwo. Jedyna kobieta wśród tysiąca mężczyzn to gwarantowane kłopoty. Nikt nie mógł wiedzieć, kim jest.
Teraz już mogę o tym mówić, bo Emily nie żyje. Wczoraj znowu zaatakowały nas szczury. Emily miała wtedy wartę… Zdołała zabić trzy zanim się obudziliśmy i pospieszyliśmy jej na ratunek. Trzy! To więcej niż cała nasza grupa zdołała zabić przez rok! Niestety było już za późno i porucznik Wallace została kolejną ofiarą naszej małej wojny.
Już tylko czterech… Chris, Walt, Fred i ja. Przygotowujemy się na najgorsze. Amunicja jest na wyczerpaniu, słońce zachodzi a bandy szczurów krążą coraz bliżej, gotowe zaatakować gdy tylko zapadnie noc.
IV
Nazywam się John Cooper i jestem łowcą szczurów.
Świat skończył się 5473 dni temu. Nie pamiętam dobrze ataku, wszystko wydarzyło się niezwykle szybko. Moi towarzysze zginęli, ja czułem już na skórze oddech śmierci, gdy nagle pojawiła się dziwna postać odziana w białą szatę. Zdawało mi się, że świeci. Napastnicy uciekli z piskiem, a gdy postać zbliżyła się, dostrzegłem że też jest szczurem. Zamarłem przerażony, modląc się by w magazynku była jeszcze choć jedna kula. Nie dla szczura. Dla mnie.
– Nie lękaj się – powiedział szczur ludzkim głosem – nie chcę zrobić ci krzywdy. Chodź za mną.
Wstałem powoli, cały czas bacznie obserwując szczura. Było w nim coś znajomego, ale nie wiedziałem, co konkretnie. To wszystko było tak niezwykłe, że nie byłem w stanie wydobyć z siebie dźwięku!
Po niedługim marszu dotarliśmy do gniazda. Okazało się, że przez cały rok krążyliśmy tuż obok niego nie mogąc go dostrzec. Mój wybawca odwrócił się i zbliżył do mnie.
– Poznajesz mnie? – spytał patrząc mi głęboko w oczy – Poznajesz mnie, tato?
– Lily? Ale jak to możliwe? – spytałem zszokowany.
– Czekałyśmy na ciebie, tato. Mama codziennie mówiła, że kiedyś do nas wrócisz. Czuła to. No i wróciłeś. Możesz już zdjąć kombinezon, i tak został zniszczony.
Obejrzałem swe ręce i nogi. Wszędzie tam, gdzie kombinezon został uszkodzony zaczynało mi wyrastać gęste futro. Spojrzałem ponownie na Lily a ona się uśmiechnęła.
V
Nazywam się John Cooper i jestem szczurem.
Świat skończył się 9996 dni temu. Odzyskałem rodzinę. I, jakkolwiek ironicznie by to brzmiało, jako szczur powoli odzyskuję człowieczeństwo. Kathy i Lily na nowo uczą mnie życia. Od nowa uczą mnie kochać i się cieszyć. Choć świat został doszczętnie zniszczony, Bóg przetrwał, a wraz z Nim my. Przygotowujemy się do otwarcia schronów. Chcemy przekonać się, czy ktokolwiek pozostał w nich przy życiu.
VI
Nazywam się John Cooper i uczę się, jak być człowiekiem.
Świat skończył się 10000 dni temu. Dziesięć tysięcy dni w ogniu… Dziesięć tysięcy dni to wystarczająco długo. To idealny moment, by zacząć wszystko od nowa.
Świat zaczął się wczoraj. W schronach nikt nie przeżył. Jesteśmy już bezpieczni.
Jesteśmy szczurami.
Pozostaliśmy ludźmi.
W niektórych miejscach brakuje przecinków, ale oprócz tego nie mam nic więcej do zarzucenia. Oryginalny pomysł, dojrzale napisane. Spodobało mi się to ^^
Cześć,
Przyjemny tekst. Początek kojarzy mi się z Falloutem, tam na początku strzelasz do szczurów. Trochę zgrzyta mi fragmnet o odbijaniu kól od futra, racej działałoby to na zasadzie wytracania energii kinetycznej, alebo ześlizgiwaniu się pocisków.
To tyle. Pozdrawiam
1. Dlaczego fabuła umiejscowiona jest w Stanach? W sumie prócz imion nic to ze sobą nie niesie.
2. Początek jest strasznie drętwy. Te kasty są totalnie odrealnione. W miejsce wyliczanki postaci lepiej byłoby dać trochę scenek rodzajowych i krótkie opisy poatomowego świata dla klimatu.
3. Przydałoby się pogłębić wątek szczurów.
Pomysł jest fajny, ale zrobiony po łebkach. Gdyby tekst rozbudować, to zamysł rozwinąłby skrzydła.
pozdrawiam
I po co to było?
Dość ciekawa i zarazem dość męcząca kompozycja. Koncepcja też interesująca, ale, niestety, nie sprawdzająca się w tak krótkiej formie. Ograniczenie do suchej relacji sprawia, że trudno widzieć w tym cokolwiek więcej niż szkic, notatkę dla pamięci.
-------------------
9.8 w skali Richtera. I tylko pęknięcie jednej ściany schronu?
Co do samego schronu. Ile było, musiało być schronów, by schodziło do nich zwykłe wojsko? A łączność między schronami? Nie było jej, została w stu procentach zniszczona?
Wojna trwała już prawie dziesięć lat. I cały ten czas, aż do finału, tego ostatniego ataku, posługiwano się bronią konwencjonalną? Jeśli nie, to ze szczerego serca radzę Autorowi zapoznanie się z tematem globalnych skutków masowego użycia broni nuklearnej. Będzie mógł przerobić wstęp na bardziej realistyczny, co podniesie walory tekstu.
Zgadzam się, że to materiał na coś dłuższego i głębszego niż taki plan wydarzeń. Bo podszedłeś do tematu dość hasłowo, przesuwając się po najważniejszych wydarzeniach tylko, przez co brak płynności, możliwości wczucia się i zaangażowania czytelnika.
Mnie osobiście klimat i idea średnio odpowiadają, a wydźwięk jest zanadto moralizatorski (no tak, oczywiście, że musial spotkać żonę i córkę, jakże by inaczej... oczywiście, na dłuższą metę odmieńcy są lepsi niż ludzie, itp., itd. To takie... Amerykańskie ; P)
Nie wiem, czy mam słuszność, ale Apokalipsa jest jednak dla mnie nazwą własną, w końcu chodzi też dosłownie o "koniec jakiegoś świata", więc napisałabym ją wielką literą.
Przesadzone to 9,8 w skali Richtera, podobnie jak to, że pociski wycelowane w same Stany Zjednoczone miałyby od raznu zniszczyć cały świat. Chyba że to też takie Amerykańskie podejście, że świat kończy się na Stanach? ; /
"Odnotowane wstrząsy miały siłę 9,8 stopni w skali Richtera a chmura pyłów i radioaktywnych cząste..." - przecinek przed 'a'. I jeszcze w kilku przypadkach później też brakuje przecinków przed 'a'. Stawiamy je także przez 'że' oraz 'by'. I w kilku innych miejscach też.
"Mimo początkowego respektowania hierarchii wojskowej wkrótce zaczęły się bunty. Wśród żołnierzy zaczęły tworzyć się kasty." - Powtórzenie.
"Nie wiedzieliśmy, możemy tam spotkać, ale nikt nie sądził..." - Nie wiedzieliśmy CO możemy tam spotkać.
"Nigdy nie zapomnę widoku Jorge, jego ojca i trzech młodszych braci..." - Myślę, że pisząc po polsku wypada odmieniać nazwy własne: Jorge'a?
"Pełne… Inteligencji." - inteligencji małą literą, to w końcu kontynuacja zdania, a nie początek nowego.
"Zostało nas pięciu. (...) Niestety było już za późno i porucznik Wallace została kolejną ofiarą naszej małej wojny.
Zostało nas czterech. Chris, Walt, Fred i ja. Przygotowujemy się na najgorsze. Amunicja jest na wyczerpaniu, słońce zachodzi a bandy szczurów krążą coraz bliżej nas, gotowe rzucić się na nas gdy tylko zapadnie noc." - Zwalczaj zaimki...
"nie chcę zrobić Ci krzywdy" - zwroty typu "ci", "tobie", w tekstach podobnego rodzaju zawsze piszemy małą literą.
"Wstałem powoli z dziwnym wyrazem twarzy." - A skąd wiedział, jaki miał wyraz twarzy?
Uważaj na zapis dialogów. Choć prawie ich tu nie ma, już widać potknięcia. Na wszelki wypadek zapoznaj się z wątkiem Seleny, dialogi są tak ładnie opisane. ; )
"Bóg przetrwał, a wraz z nim my." - Nim wielką literą.
Tyle ode mnie.
Pozdrawiam.
"Nigdy nie rezygnuj z celu tylko dlatego, że osiągnięcie go wymaga czasu. Czas i tak upłynie." - H. Jackson Brown Jr
Dziękuję wszystkim za konstruktywną krytykę :) Chciałem tylko nadmienić, iż miało to własnie być stylizowane na typowo amerykańskie. A konkretniej na zapisy z dziennika stosunkowo prostego żołnierza. To w sumie archiwalny tekst, pierwsza próba napisania czegoś poważnego, mam nadzieję, że następne bardziej przypadną Wam do gustu :)
Pozdrawiam.
W zasadzie nie mam nic do dodania – ten tekst powinien być punktem wyjścia do napisania pełnoprawnego opowiadania.
Pozdrawiam
Smutna kobieta z ogórkiem.
Bjoern przed apokalipsą był Szwedem. To zdanie mnie dziwnie inspiruje...
Promieniowanie jednak powinna zastąpić jakaś złowroga magia. Mało żeby w ogóle we szczura się zamienić (o_O)... to jeszcze w ułamku sekundy? (Ciekawe, w co się przedwojenne szczury w Twoim świecie pozamieniały... hi-hi)
Czekam na kolejne opowiadanie.
Juliusie, zdaniem niektórych dowolna apokalipsa usprawiedliwia i czyni możliwym wszystko.
Zapamiętam :)
Muszę przyznać, że tekst dobry, choć krótki, i jak niektórzy już wspomnieli aż prosi się napisanie dusyego tekstu, ale mi osobiđcie taka krtka forma, mimo wsyzstko, przypadła do gustu. Początek może faktycznie jest troche drętwy, jak już ktoś wspomniał, ale tylko początek. Nim się obejrzałem to przeczytałem całośc, bo mie wciągęło. Nie jestem polonistą i jeszcze nie znam się tak dobrze na interpunkcji, ale też wyłapałem, że brak było gdzieniegdzie przecinków, dlatego też nie chce komentować od strony stricte gramatycznej, a pomówić o odczuciach. W każdym razie czytało mi się to płynnie i szybko. Uwielbiam apokalipse i w tym krótkim fragmencie zawarłeś całą jej esencje: strach, nadzieję, nostalgię, wliczając w to aspekt moralizatorski. Sam pomysł genialny.
Aha, czasami faktycznie zdarzają się powtórzenia, które trochę wadzą, ale nie ma ich wiele. Poza tym czasami powtórzenia są dozwolone, tak jak na początku tekstu:
"Świat skończył się 5076 dni temu. Wraz z nim skończyła się trzecia wojna światowa, której nikt nie wygrał."
Te powtórzenie akurat dodaje zdaniu tego czegoś
A to już niekoniecznie:
"Mimo początkowego respektowania hierarchii wojskowej wkrótce zaczęły się bunty. Wśród żołnierzy zaczęły tworzyć się kasty."
Nie wiem od czego to zależy. Chyba po prostu trzeba byc oczytanym, by poczuc różnicę w szyku zdania.
Pozdrawiam. Przeczytam również i inne Twoje Teksty,a le z góry zaznaczam, że, gdy coś mi się nie podoba, nawet jeżeli jest poprawnie napisane, to piszę o tym, ale konstruktywnie oczywiście:).