
Autorze! To opowiadanie ma status archiwalnego tekstu ze starej strony. Aby przywrócić go do głównego spisu, wystarczy dokonać edycji. Do tego czasu możliwość komentowania będzie wyłączona.
Strawiński obudził się w dziwnym pomieszczeniu. Ściany w białym kolorze przypominały mu te znane z zakładów dla obłąkanych. W dodatku były chropowate. Przed nim rozciągała się szyba, bardzo gruba szyba, przy której znajdował się interkom – urządzenie, które musiało zostać skradzione z muzeum. Architekt szybko domyślił się, że jego celę zaprojektowano tak, żeby nie przepuszczała żadnych dźwięków. Martwił go brak Karoli. Mógł tylko mieć nadzieję, że przetrzymują ją gdzieś w pobliżu lub, że nie mają jej w ogóle. To jego chcieli złapać. On dla nich stanowił wartość. Myśl, że mogli jej zrobić coś złego przerażała go.
Strawiński chodził nerwowo. Przechodząc szybko kilka metrów kwadratowych, na których został zamknięty, poznawał swoje obecne mieszkanie kawałek po kawałku. Chciało mu się palić. Licząc na łut szczęścia, sprawdził kieszeń marynarki. Serce zabiło mu szybciej, ponieważ porywacze nie zauważyli schowanej w wewnętrznej kieszeni kości pamięci. Brak papierosów przestał mu doskwierać.
– Amatorzy – pomyślał z pogardą.
Strawiński musiał grać na czas. Znalezienie człowieka po jego przekaźnikach biotechnicznych nie należało do łatwych zadań. Każdy zostawiał swój ślad, zabarwiony nieco przez DNA. Pojedynczych nitek nie dało się sprawdzić. Miało to taki sens jak szukanie samochodu na całym świecie przez jedną osobę. Ścieżki również były naznaczone kwasem rybonukleinowym, ale ślad zostawiały mizerny. Prawdziwy obraz rzeczy przedstawiały urządzenia, telefony, logarytmy połączeń czy zakupów, Awatar, jeśli go uruchomiono rzecz jasna, no i kość, która dawała nieco słabszy blask.
Kilka następnych godzin przechodził myśląc o Karoli, ucieczce i tym, kto go porwał. Pewnie ekstremiści, pytanie tylko: od kogo? Kilka frakcji nie przepadło za nim. Na przykład Unia Watykanu. W końcu Strawiński położył się. Nie mógł zasnąć przez jakiś czas, jednak Morfeusz w końcu zwyciężył.
----------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Zimno i mokro. Lodowate igły zalały falą twarz Strawińskiego. Szybko próbował łapać oddech. Topił się jednak i nie wiedział dlaczego. Ciemność potęgowała to wrażenie. Szczególnie w kontraście ze śnieżnobiałą celą. Coś przykleiło mu się do twarzy. Poczuł ból pod żebrami. Doszły do niego w końcu strzępy słów.
– …adaj kurwa! – ryczał nosowy głos. – Nie słyszysz czy jesteś niepełnosprawny?! No kurwa!
– Słyszę – zaskrzypiał. – Nie bij, powiem.
– Już skamli, widzieliście go chłopaki – zarechotał. – Nie mówiłem gadaj, tylko wstawaj. Bierzcie go!
Strawiński nie mógł się zorientować gdzie jest. Dwie osoby wzięły go pod ramię, mocnym brutalnym uściskiem. Wlekli go. Nogi odbijamy mu się od wszystkich wystających po drodze elementów. Posadzili go na stołku, ciasno skrępowali nadgarstki i stawy skokowe. Zrobili to umiejętnie. Przy każdym ruchu więzy zacieśniały się.
– Jak się nazywasz? – pierwsze pytanie padło, kiedy oprych z tyłu ściągnął mu kaptur, a oczy architekta zatopiły się w rażącym świetle. Tak mocnym, że chciało mu się wyć.
– Strawiński GRZEGORZ! Wyłącz lampę! Błagam!
– No dobrze. Następne pytanie: czym się zajmujesz?
– Wyłącz lampę! Błagam!
– No i widzisz, tu źle odpowiedziałeś – przesłuchujący rozwiązał dłonie swojej ofierze, uniósł palce Strawińskiego i włożył między nie ołówek. Precyzyjnie uderzył. Po pomieszczeniu rozniósł się trzask łamanych przyborów i zmiażdżonych kości. – Wytłumaczę ci coś na początku kochaneczku. Nie istnieją ludzi nie do złamania. Są tylko źle przesłuchujący, a mnie uważają za jednego z najlepszych. Dlatego tutaj jestem. Kiedy każę ci mówić, to masz to robić, kiedy skakać, pytasz się jak wysoko. Jeśli najdzie mnie ochota żebyś lewitował, wykonasz polecenie bez mrugnięcia okiem. Zrozumiałeś?
– Auu… Proszę przestań! Zrobię co chcesz! Przestań!
– No i widzisz, znów popełniłeś błąd. – ciągnął spokojnie. – Zadałem ci pytanie, a ty nie odpowiedziałeś – z całej siły przyłożył książką po zgruchotanej części ciała.
– Auuu… – wyleciało gdzieś z trzewi – zrozumiałem.
– Cieszy mnie to. Zabierzcie go do celi.
-------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
– Co się z nim stało?! – Protagoński nie mógł uwierzyć w to co usłyszał od ochroniarzy. – Jakim cudem mogli go porwać? Płacę wam tyle co rząd Austrii wydaje na utrzymanie armii! jak mogliście zgubić jednego człowieka!
– Dostał pałką w głowę, on i dziewczyna, szybko zawinęli go do środka vana, tego pierwszego i w ciągu pięciu sekund rozjechali się w różnych kierunkach – próbował usprawiedliwiać się szef ochrony.
Tłumaczenia nie zmniejszyły furii dyrektora wykonawczego.
– Macie mi go zaraz znaleźć! Banda pieprzonych darmozjadów! Szukać mi go przez sygnały bio!
– Już zaczęliśmy to robić – referował dwu metrowy dryblas w ciemnych okularach.
– I bardzo kurwa dobrze!
-----------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Strawiński leżał obolały w komórce. Pierwszym dzień wydawał mu się koszmarnym snem. Niestety przyszedł kolejny, potem następny i tak dalej. Teraz nie wiedział ile tu czasu spędził. Miał wszystkiego dosyć, za wszelką cenę chciał się wydostać. Powiedział im wszystko, oprócz jednej rzeczy. Nie podał im kodów dostępu do firmowego Awatara, zabezpieczenia zmieniali co miesiąc, to chyba był jedyny dobry pomysł Protagońskiego. Przydatny dla firmy, nie dla pracowników w potrzebie.
Wtedy przyszli po niego znowu. Rytuał zaczął się od początku. Kaptur na głowę, krępowanie kończyn i mocny, brutalny chwyt pod ramiona. Ciągnęli go szybciej niż zwykle. Kiedy posadzili go na krześle i zdjęli mu kapuzę, architekt doznał lekkiego szoku. Pokoju nie wypełniało rażące światło, a zamiast kata na krześle znajdowała się Karola i jakby nigdy nic robiła kółka z dymu papierosowego.
– Co ty tu robisz? – wykrztusił z siebie.
– Przyszłam porozmawiać o tym jak zniszczysz firmę i zarzucisz jej kretyńskie pomysły odnośnie projektu.
– Oszukiwałaś mnie cały czas?
– Nie cały, jednak dałeś się omotać, Nie sprawiło mi to większego problemu – puściła mu kilka kółek w twarz.
– Kim jesteś, tak naprawdę.
– Jestem oficerem śledczym Inkwizycji Unii Watykanu – posłała mu oczko.
– Przecież to nie istnieje od średniowiecza!
– Mylisz się. Po pierwsze nie od średniowiecza tylko od dziewiętnastego wieku – zaczęła wyliczać odchylając pierwsze wskazujący palec, po czym dodała środkowy – a po drugie nie zostałą zlikwidowana tylko przeniosła się, hmm… do podziemia. Uprzedzając twoje pytanie, zajmujemy się tym, co zawsze, zwalczamy wrogów Kościoła.
– A co z mieszkaniem? Jak się tam dostaliście?
– Haha – dostała ataku śmiechu – sam mnie zaprosiłeś, byłeś tak pijany, że położyłam cię do łózka, nawet próbowałeś się ze mną kochać, ale momentalnie padłeś. Wtedy zadzwoniłam po kolegów. Uwierz mi nasze przeszkolenie jest dużo lepsze niż oprychów wynajmowanych przez Protagońskiego. Juź wieczorem wgraliśmy obraz pustych korytarzy na wasze serwery. Dlatego policja nic nie znalazła w obrazie kamer.
– O co ci chodzi? Kody dostępu. Tłumaczyłem już temu od ołówków, że są zmieniane co jakiś czas. Wiecie przecież, że zrobię dla was wszystko, tylko mnie puśćcie – głos zaczął mu się łamać – Tylko mnie puśćcie…
– Oczywiście że wyjdziesz na wolność. Myślisz, że nie wiedzieliśmy tego wszystkiego bez ciebie? Podaj rękę – poprosiła słodko. Zmamiony obietnicą podał jej dłoń. Karola szybkim ruchem odwróciła ją do wewnątrz i wbiła strzykawkę – Musieliśmy cię złamać. Ot co.
– Co mi wbiłaś? – cofnął ramię. – Co to jest?
– To nic takiego, mała bomba, żebyś nie zapomniał co nam obiecałeś, a obiecałeś wszystko, Masz zniszczyć BioTech – dodała jakby zniszczenie kariery i pracy życia miało być błahostką. – Radzę nie idź do lekarza, nie rób niczego z ręką, bo mój mały prezent reaguje na zmianę ciśnienia i napięcia skóry. Masz tam zapisane dane kontaktowe, jak skończysz zadzwoń, wtedy rozbroimy bombę
– Czemu tego chcecie? Zmieszczenia firmy? – zniszczenie BioTechu wydawało się mu straszne, ale nie tak okropne jak utrata życia.
– Jak to po co. Nie bądź śmieszny. Chcemy ocalić Boga, takie jest nasze zadanie – tłumaczyła jak dziecku, z miną wyrozumiałej matki. – Teraz lepiej odsuń głowę w bok, bo zartaz wpadną tu antyterroryści, nie chcemy, żebyś oberwał.
– Skąd wiesz?
– Bo sami ich tu naprowadziliśmy, myślałeś, że kość pamięci w twojej marynarce to przypadek, proszę cię nie bądź dziecinny. Masz – nagle rozległ się huk, który zagłuszył sens słów. – czasu…
Karola patrzyła na szybko powiększającą się plamę na jej piersiach, krew uchodziła szybko, a w raz z nią życie z dziewczyny, którą tak niedawno kochał i, która okazała się jego śmiertelnym wrogiem. Przypomniał mu się cytat z Nietzschego: „mężczyzna pożąda dwóch rzeczy najbardziej w świecie: niebezpieczeństwa i igraszki. Tako pożąda kobiety jako najniebezpieczniej z igraszek”. Przez chwilę wydawało się to nawet zabawne. Dopóki nie zauważył, że nie wie ile zostało mu do końca.
– Ile mam czasu? – krzyczał, lecz oczy dziewczyny nie przejawiały żadnych znaków życia, zrobiły się szkliste.
Do pokoju wpadły oddziały specjale, przewróciły Strawińskiego na ziemię. Zabezpieczali pokój, dopiero potem zadawali pytania.
– Panie aspirancie cela czysta.
– Przetransportujecie go do szpitala. Wygląda strasznie. Jak go podkurują, zaczniemy przesłuchiwać. Wychodzimy. Ochraniać „klienta”
– Musi być w strasznym szoku, bo ciągle pyta, ile ma czasu. Nie przejmuj się. Wyleczymy cię. Dojdziesz do siebie – stwierdził nieznajomy człowiek w kominiarce tonem głosu, który miał wydawać się kojący.
-----------------------------------------------------------------------------------------------------------
Strawiński po tygodniu wyszedł ze szpitala. Nowoczesna medycyna potrafi zdziałać cuda. Nowe neuronowe połączenia wyleczyły mu ręce, Elastyczne wstawki kości sprawiły, że potrafił chodzić normalnie. Teraz fizycznie wyglądał nawet lepiej niż przed porwaniem, ponieważ działowi prawnemu firmy udało się dowieść, że wieloletnie zniszczenia wątroby i płuc wynikają z przetrzymywania przez terrorystów.
Policja nie ustaliła, kto stał za porwaniem. Strawiński dostał za to całodobową ochronę kilku goryli i jeszcze większej liczby szpicli. Władza miała go na oku, kiedy pracował, jadł, spotykał się ze znajomymi czy chodził do ubikacji. Tak na wszelki wypadek.
W ciągu okresu rekonwalescencji coś pękło w architekcie. Oszukano go w rzeczywistym świecie. Śledzono, żeby zapewnić ochronę. Nie mógł tego znieść. Postanowił nie dopuścić do tego więcej. Nie chciał, żeby go zastraszano, bito czy, żeby wszędobylskie oczy podążały jego śladem.
Zabrał się do pracy, działał z pasją, a ściany jego świata nabierały kształtów. Stawały się rzeczywiste. Wiedział, co robi i jak ma to wyglądać. Widział już wirtualny kamień filozoficzny. Znajdował się już na ostatniej prostej. Niewiele brakowało, żeby stał się pierwszym mieszkańcem Heventu, krainy szczęśliwości i wiecznej młodości.
I wtedy to się stało. Zaczęło się niepozornie od drobnego kłucia w ramieniu. Ból powoli promieniował na klatkę piersiową, co nie wdawało się dziwne. Długoletniemu palaczowi płuca przypominają się co jakiś czas. Po godzinie musiał usiąść. Odebrało mu władzę w nogach. Drgawki pędziły przez ciało niczym szaleńcze mrówki. Ostatnią siłą woli Strawiński zmusił się do uśmiechu, wszystko zapisał. Dał ludzkości wieczną młodość. Zgasł spełniony.
-------------------------------------------------------------------------------------------------------
Powrót świadomości wydał mu się czymś naturalnym, jak przebudzenie. Czyżby firma go uratowała? Czuł się szczęśliwy, bardzo szczęśliwy. Przechadzał się alejkami, szukał znajomych twarzy, ale nie mógł ich znaleźć. Czyżby była to beta wersja dla pierwszych użytkowników? Może BioTech musiał go podłączyć zanim ustały ostatnie funkcje mózgu? Nagle doznał oświecenia, momentalnego i uderzającego niczym błyskawica.
Strawiński stał się jedyną osobą płaczącą w miejscu wiecznej radości …
Oj, syf ma niestety rację. Obrzydliwie dosłowne zakończenie psuje cały efekt. Mam tu te same uwai, co do części pierwszej, nie będę się powtarzać. Dodam tylko, że fabuła jest całkiem ciekawa, a tekst czyta się przyjemnie. Razi mnie trochę tanei moralizatorstwo i błędy. Ale na początek (o i le to rzczywiście Twój początek), to jest całkiem dobrze. Ode mnie należy Ci się 4.
W sumie ciekawe, ze wyszło mi moralizatorstwo. Jestem ateistą, a takie zwrot akcji wydawał mi się lepszy. Co do tytułu to zmieniam, przeklejałem z Worda, a tam zapisuje tytuły w taki sposób. Pomyslę nad zakończeniem. mam trochę czasu, żeby je przerobić. Tak jest to mój debiut. Pozdrawiam
Cóż to, ateista nie może moralizować? ;)
Dobra poprawiłem trochę. Pomyslę nad zakończeniem i spróbuje je wypracować. Wyciąlem kilka zdań na razie wle wygląda na to, ze przesadziłem w drugą stronę.
Tekst, niestety, bardzo przewidywalny. Nie zrobił na mnie żadnego wrażenia.
Podobnie jak w poprzednim odcinku, warsztat zabrudzony mnóstwem uciążliwych drobiazgów (wiem, że niektóre rzeczy trudno dostrzec, ale żeby znak = zamiast myślnika na początku dialogu...?), a to dla mnie ogromny minus - naprawdę wystarczy przeczytać raz a uważnie, albo poprosić kogoś (znajomego, brata, ciocię, kogokolwiek) o rzucenie okiem na tekst przed publikacją. To działa cuda. ; )
Że to nie moja bajka, nie oceniam.
Pozdrawiam. Do zobaczenia - może pod następnym, bardziej z mojej bajki tekstem. ; )
"Nigdy nie rezygnuj z celu tylko dlatego, że osiągnięcie go wymaga czasu. Czas i tak upłynie." - H. Jackson Brown Jr
Funkcje mózgó? O.o
"Nigdy nie rezygnuj z celu tylko dlatego, że osiągnięcie go wymaga czasu. Czas i tak upłynie." - H. Jackson Brown Jr
Co do przewidywalności tekstów, to powiem Ci, ze jaki,s czas temu miałem w ręku Arcydzieła, pod redakcją Carda, Tam większość tekstów jest do prtzewidzenia. Masz klasyków sci-fi, nową falę i pokole mediów. Teksty, których zakończenia nie byłem w stanie przewidzieć to tylko te, które napisano, żeby rozśmieszyc. Co oczywiście nie oznacza, że teksty były nudne. Wydaje mi się, że jęśli ktoś dużo czyta, to przewidzenie końca nie sprawia mu większych problemów. Po za tym to takie moje pierwsze wstawki, faktycznie tekst miał sporo błedów stylistycznych (przyznaje się bez bicia), dlatego wysłałem go komus do przeczytania.
Może kiedys napiszę coś z fantasy, ale na razie mam pomysły na cyber punka.
Wniosek: ten ktoś nie sprawił się najlepiej. Zmienić ktosia! Albo samemu zaprzyjaźnić się z naszym pięknym, trudnym, ale jednak pięknym, językiem.
Wyszło, niestety, naiwnie jak cholera. Jak w pewnym opowiadaniu, w którym facet od mycia pokryw robotów miał sekretarkę. U Ciebie podobnie. Jeden z najważniejszych facetów w firmie nie ma ochrony (dyskretnej, ale skutecznej), wyniki pracy zapisuje ne serwerach firmowych kiedy zechce, w chacie nie ma najprostszego alarmu, spotyka się z nie prześwietloną przez odpowiednie służby dziewczyną... Burdel, kierowany przez pacanów, nie firma, realizująca taki projekt...
Daruj, że tak ostro, ale przyczyną jest szczerość. Tak się nie konstruuje tekstów z wątkiem sensacyjnym. Tal to można któryś tam gatunek strzelanek, w których tylko refleks się liczy, budować. A ponieważ, niejako na dokładkę, interesuję się SI, mocno mnie to w oczy zakłuło.
I to są konstruktywne uwagi. Może się tak nie konstruuje, ale trzeba od czegos zacząć. Może później będzię lepiej, a jak nie to trudno. Tak przy okazji Strawińskiego chciałem stworzyc na wzór dyrektora kreatywnego, i tak sobie myśałęm, że oni raczej ochrony nie posiadaja. Co do tekstu chyba zaliczyłem falstart. Pozdrawiam
Jasne, od czegoś trzeba zacząć. Tylko co ma znaczyć: a jak nie, to trudno? Co to za fatalizm, katastrofizm i kapitulanctwo? Prosimy nie załamywać się, nie załamywać rąk, zakasać rękawy i machnąć tekst jak się patrzy.
@AdamieBK
idąc śladem twoich rad znów przerobiłem tekst, nie każe Ci czytać wieć dodam tutaj o co go uzupełniłem, może znów naiwnie, ale jak już powiedzieałem od czegoś trzeba zacząć:
W rozmowie z Protagońskim z pierwszej części:
- Dobra zaraz przetransferuję dyski do firmowego Awatara. Za tydzień widzę cię w firmie w pełnej gotowości bojowej. Za trzy dni umawiamy się z przedstawicielem buddystów. Lepiej myśl jak wyciągnąć nas z tego bajzlu. Powiedz mi jak złamali kody u ciebie w mieszkaniu? Przecież sam zmawiałem ci specjalistów ze Szwajcarii?
- Pojęcia nie mam... - burknął.- To wszystko jakoś dziwnie wygląda, lada moment dostanę raport policji. Czekaj właśnie wrzucili mi go na logarytm czeka na akceptację.
Architekt szybko przeskanował raport, jego rezultatu nie spodobały mu się. Szefowi nie przypadną do gustu jeszcze bardziej.
- I co?
- Wygląda na to, że po wczorajszej imprezie nie zamknąłem drzwi, alarmu też nie aktywowałem...
- Jezuuu... Jesteś nieodpowiedzialnym dupkiem, tyle roboty szlag trafił, przez twój romans z alkoholem - darł się po nim jak po dziecku, które zrobiło coś złego i nie wie za co dostaje bure. - Ochrony jak rozumiem też nie aktywowałeś? Masz się chyba za jakiegoś plastikowego superbohatera z dwudziestego wieku. Czy ja muszę myśleć za ciebie cały czas?
- Zejdź ze mnie, wiesz, że gdyby nie ja ta firma tworzyłaby tylko jakieś małe softy, dla niekomersyjnych użytkowników. Skończylibyście jak twórcy Linuxa, z dużymi wkładem w programowanie i pod mostem.
- Jesteś nieodpowiedzialnym dupkiem - powtórzył Protagoński. - Ale, jesteś najlepszym dupkiem jakiego mamy. Aha sprawdziłem tą dziewczynę, z którą się spotykasz, wydaje się czysta. normalne dzieciństwo, tatuś jej nie bił, mamusią pracował w księgarni, skończyła zarzadzanie kapitałem społecznym. Kilka razy notowana za posiadanie narkotyków.Nic ciekawego, ale ładna.- Dzięki. Dobra idę główkować co powiemy mnichom.
- Mam nadzieję, że wykombinujesz coś ekstra.
Pomiędzy przesłuchaniami:
- Co się z nim stało?! - Protagonski nie mógł uwierzyć w to co usłyszał od ochroniarzy. - Jakim cudem mogli go porwać? Płacę wam tyle co rząd Austrii wydaje na utrzymanie armii! jak mogliście zgubić jednego człowieka!
- Dostał pałką w głowę, on i dziewczyna, szybko zawinęli go do środka wana, tego pierwszego i w ciągu pięciu sekund rozjechali się w różnych kierunkach - próbował usprawiedliwiać się szef ochrony.
Tłumaczenia nie zmniejszyły furii dyrektora wykonawczego.
- Macie mi go zaraz znaleźć! Banda pieprzonych darmozjadów! Szukać mi go przez sygnały bio!
- Już zaczęliśmy to robić - referował dwu metrowy dryblas w ciemnych okularach.
- I bardzo kurwa dobrze!
W ostatniej rozmowie z Karolą:
- A co z mieszkaniem? Jak się tam dostaliście?
- Haha - dostała ataku śmiechu - sam mnie zaprosiłeś, byłeś tak pijany, że położyłam cię do łózka, nawet próbowałeś się ze mną kochać, ale momentalnie padłeś. Wtedy zadzwoniłam po kolegów. Uwierz mi nasze przeszkolenie jest dużo lepsze niż oprychów wynajmowanych przez Protagońskiego. Już wieczorem wgraliśmy obraz pustych korytarzy na wsze serwery. Dlatego policja nic nie znalazła.
ps. Czy końcówka nie jest moralizatorska?
W ten sposób prowizorycznie załatałeś dziury, które najbardziej raziły. Wykazałeś się szybką reakcją --- brawo.
Końcówka? Nie wydaje mi się moralizatorską. Można interpretować na dwa podstawowe sposoby --- i tym bym się nie przejmował. Co kto zechce, wybierze.
Ale w życiu nie pojmę, dlaczego policyjny raport (i nie tylko on) jest wrzucany na logarytm. Zakładam jednakże (na Twoją korzyść) że nadajesz temu słowu nowe znaczenie. Tak też można, ale jeśli się to robi, albo kontekst jednego z pierwszych użyć słowa w nowym znaczeniu musi to znaczenie wyjaśniać, albo wyjaśnienie musi paść w opisie, w dialogu...
Faktycznie słabo dopracowane zpisaneim jest ten problem, że w gowie masz obraz, który próbujesz przenieść na papier, z róznym skutkiem. Logartym, wymysliłem sobie taka telekomunikacyjną wizualizację, ktra pojawia się prze toba, taki multifunkcjonalny sprzed, komputer etc. W przyszłości postram się mniej zgrzytać. Pozdrawiam.
Po raz enty: nie łam się, geniusze z urodzenia to znikomy ułamek procenta, a potencjał ma w sobie każdy, tylko nie każdemu chce się do niego dogrzebywać i sprawdzać, jak duży, bo to dogrzebywanie się wymaga cierpliwości i pracy. Więc spokojnie, krok za krokiem do przodu...
Ze słowami bywa różnie. Poszukujesz nazwy dla uniwersalnego komunikatora, na przykład. Kombinujesz jak koń pod górkę, nic nie wychodzi, nie podchodzi, nagle decydujesz się na coś, co jest dziesiątą wodą po kisielu skojarzeń, i to coś okazuje się zmyłką, jakich mało. Czy wszystko trzeba nazywać jak najoryginalniej? Niekoniecznie. Poczciwy komunikator i pasuje, i tłumaczeń nie wymaga... Co najwyżej, jeśi ustrojstwo wyższej klasy, bogatsze we funkcje, dodajesz spec-, i masz nazwę, której nikomu tłumaczyć nie trzeba.
Komentarz masz pod częścią pierwszą (i tu niestety pojawiają się te same zarzuty), ale zastanawia mnie jedna rzecz. Podobno Strawiński nie czuł bólu, podczas krojenia cebuli się nie zorientował, że dziabnął się w palec, ale na przesłuchaniu wyje jak opętany, jak tylko mu wbiją ołówek ;) To w końcu jak? Czuje ten ból, czy nie?