
Autorze! To opowiadanie ma status archiwalnego tekstu ze starej strony. Aby przywrócić go do głównego spisu, wystarczy dokonać edycji. Do tego czasu możliwość komentowania będzie wyłączona.
IX
Zwykle biografia zaczyna się nieśmiertelnymi słowami: urodził się. Widocznie fakt, że ktoś był i żył, a żyjąc tworzył, to za mało, by uwiarygodnić jego istnienie. Z zakończeniem natomiast jest już inaczej. Mamy tu do czynienia z pewną dowolnością. Po szczegółowym wyliczeniu ważnych dokonań delikwenta albo kwituje się całość: umarł, albo zaznacza się, jak wybitną był postacią.
Cóż. Biografia Mecyzora nie może zacząć się tradycyjnie. Pewnie dlatego, że Mecyzor był, potem zaistniał i teraz JEST. Także dlatego, że żadne cyfry (takie jak data urodzenia na przykład) nie są w stanie zamknąć, określić bytu Mecyzora. (Właśnie dlatego każdy przejaw życia Mecyzora tak denerwuje i niepokoi ludzi, kochających logikę: przypuszcza się, że ich umysły są tak przepełnione racjonalizmem, że nie ma w nich miejsca na Mecyzora, Klachę i ich wzajemne relacje).
W związku z powyższym jedyny sensowny wstęp, jaki przychodzi mi do głowy, brzmiałby tak: ” Kiedy spotkałam pierwszy raz Mecyzora, bardzo się zdziwiłam. Pewnie dlatego, że zupełnie nie przypominał Klachy. Szybko jednak naszła mnie refleksja: czemu miałby przypominać Klachę, skoro Klacha to Klacha, a Mecyzor to Mecyzor…?”.
Ale ponieważ to historia ogólnie znana, a biografia ta, to wersja skrócona, od razu przejdę do sedna: tym, co zdeterminowało ostatecznie losy Mecyzora, był moment, w którym poznał Klachę. Według podań, ich pierwszemu spotkaniu towarzyszył błysk białego światła. Dzisiaj powiemy: iluminacja. To właśnie wówczas powstał świat: świat różnic i jedności. Świat, posiadający drugie i dziesiąte dno. Świat niedomówień i niejasności. Świat, który można próbować ogarnąć obrazem, uczuciem, wyobraźnią. Powiedziałam: który można próbować ogarnąć. Można próbować. Ale po co? Naszym zadaniem jest wskazywać kierunek, a nie tłumaczyć zasady działania rzeczywistości. Naszym zadaniem jest pozwalać ludziom czuć, a nie rozumieć. Dlaczego ta różnica jest tak ważna? Ponieważ żyjemy w czasach, w których walka o ludzkie dusze jest wyjątkowo zażarta, a konkurencja nie przebiera w środkach. W czasach, w których płaska i przewidywalna rzeczywistość oblepia szczelnie każdego, kto na to pozwoli. A że ludzie w większości śpią, więc oblepia bezradną i niczego nieświadomą większość.
Pierwsze spotkanie Mecyzora i Klachy – tak brzemienne w skutkach – było więc naturalną odpowiedzią Wszechrzeczy na owo zakłócenie równowagi.
Ponieważ – jak już wiemy – czas nie istnieje, a przynajmniej nie w uznanej ogólnie formie, świat Mecyzora i Klachy zaistniał i jest – a równocześnie był niemal zawsze.
Co warunkuje istnienie Mecyzora? Podobnie jak Klachy – wiara, płynąca z naszego wnętrza. A ponieważ jest ona gorąca i rozpaczliwa, jest równocześnie wystarczająca, by stać się niezachwianą pewnością, na której można zbudować nie tylko Mecyzora, ale całe nieskończoności. I w związku z tym Mecyzor jest równie złożony jak świat, który współtworzył, a omówienie jego wielowarstwowej postaci oraz prześledzenie zawiłej biografii przysparza niezliczonych problemów.
Oczywiście, tak jak znaczenie ma jakość naszej wiary, która przekłada się na jakość zaistniałego Mecyzora, tak i znaczenie ma to, w CO wierzymy – a co stanowi filary, utrzymujące wszystko w kupie. W tym miejscu pasuje więc wymienić Główne Prawdy Wiary, na których oparła się egzystencja Mecyzora i świata przez niego współtworzonego. Zatem:
Mimo, że Mecyzor jest współtwórcą absurdu dryfującego po oceanie wyobraźni, jednak pewne fakty dają się z niego wyłowić i poukładać w chronologiczną całość. Po pierwsze: Mecyzor (jak już wspomniałam) był, a następnie zaistniał. Po drugie: poznał Klachę, która zaistniała, a następnie będzie. Ich spotkanie zaowocowało stworzeniem nowego świata, w którym wszystko jest możliwe. Świat ten trwa TERAZ – i to jedyne, co istnieje naprawdę. Prawdziwe istnienie warunkuje stosunek tych dwojga do siebie. Ich specyficzne relacje można opisywać w nieskończoność, ale nam wystarcza sześć ogólnie znanych historii, z których wyciągamy wnioski: Mecyzor i Klacha dzięki różnicom, które ich dzielą, dopełniają się jak sen i jawa. Będąc swoimi przeciwieństwami, stanowią nierozerwalną całość: tak jak zamknięty i otwarty zamek błyskawiczny. Przeszłość i przyszłość.
Można powiedzieć, że stanowiąc JEDNIĘ, Mecyzor i Klacha nie tyle stwarzają świat, co sami są owym światem. I trwać on będzie tak długo, jak długo będziemy pełnić swoją misję – nieść między ludzi okruchy fantazji, chaosu i przekornej mądrości.
A teraz… Rozejrzyjcie się wokół. Jeśli dobrze się przypatrzycie, dojrzycie niewyraźne sylwetki Mecyzora i Klachy, przemykające cichaczem obok Was.
Z zakończeniem natomiast [,-] jest już inaczej.
(...) dokonań delikwenta [,-] albo kwituje (...).
(...) zaznacza się [,+] jak wybitną (...).
(...) dlatego [,-] każdy przejaw życia Mecyzora [,-] tak denerwuje (...).
(...) powyższym [,-] jedyny sensowny (...).
Szybko jednak naszła mnie refleksja: czemu miałby przypominać Klachę, skoro Klacha to Klacha, a Mecyzor to Mecyzor…?”. ---> refleksja nie nachodzi nikogo, bo to nieładnie brzmi. Zreflektowałam się, na przykład. Zbędny wielokropek.
(...) a biografia ta, to wersja skrócona, (...) ---> bez przecinka. Kiepsko brzmi. Biografia ta jest wersję skróconą (dzieła, będącego dopiero w opracowaniu)...
A [,-] że ludzie (...).
(...) owe zakłócenie (...) ---> owo. Zakłócenie --- rodzaj nijaki. Owe to liczba mnoga.
To właśnie dlatego omówienie wielowarstwowej postaci, jaką bez wątpienia jest Mecyzor i prześledzenie jego biografii, nastręcza tylu problemów: ponieważ Mecyzor jest tak złożony, jak świat, który współtworzył. ---> ale namieszałaś... Przede wszystkim przecinek po 'Mecyzor'. Prześledzenie jej biografii. jej, bo biografii postaci, czyli podmiotu. Co tu robi dwukropek i zdanie ni to przypięte, ni to przyłatane? Proponuję odwrócić kolejność, co wyklarowałoby sens. Ponieważ Mecyzor jest tak złożony, jak świat przez niego współtworzony, stąd olbrzymie problemy, na jakie natykamy się, próbując opisać tak wieloznaczną i wieloaspektową postać. Czy jakoś podobnie, bo nie starałem się zachować Twojego sposobu wyrażania się.
(...) podtrzymujące wszystko w kupie. ---> jeżu kolczasty, zaraz w Ciebie zwątpię... Jakie podtrzymywanie? utrzymywanie w kupie, jeśli już życzysz sobie kolokwialnej kupy. A jeśli podtrzymywanie, to na przykład wiary w coś / kogoś...
Ich specyficzne relacje [,-] można opisywać w nieskończoność, (...).
(...) Mecyzor i Klacha [,-] nie tyle stwarzają świat, (...).
A teraz do roboty, poprawek znaczy.
HEJ!!!!!
:)))))))
Ten szeroki uśmiech, to pozostałość po ogólnej wesołości, jaka naszła mnie po przeczytaniu Twoich uwag. No tak. "Przesada" to słowo klucz. Albo za mało przecinków, albo za dużo. Uch. Ale przynajmniej widać, że się staram;))
Nie mogę poprawić niczego w cudzysłowiu, bo to cytat z pierwszej części.
Co do reszty - mam lekko mieszane uczucia. Pomijając poprawność polszczyzny - tak z czysto pragmatycznego punktu widzenia... Filary zwykle coś podtrzymują, prawda? Np sklepienie. A nawet jeśli zabierzemy się do tego sformuowania od strony stylistyki - wszak owo wszystko, co podtrzymują filary, to świat utkany z wiary - czyli pasuje i tak! (nie?). Pośrednio, ale zawsze;))
Oj tam. Droczę się tylko. Poprawiłam przecież.
Oczywiście, że chcę tu mieć kupę. Zwłaszcza kolokwialną. Taka kupa dobrze robi wszędzie tam, gdzie w tekst wkrada się zadęcie;))) Oczywiście - nie musi się podobać. Kupa sama w sobie nie jest ładna, choć bywa śmieszna.
I "jeżu kolczasty"? Nie mogę tutaj na to odpowiedzieć - w końcu to miejsce publiczne. A szkoda;)))
Mogę za to pozdrowić Cię ciepło. I właśnie to robię.
ja
Filary podtrzymują obiekty fizyczne. Strop, przęsła mostów. Gdy mowa o pojęciach, ideach --- coś bywa filarem czegoś. Tak więc podtrzymywanie w kupie nie trzyma się kupy...
Jeże istnieją? Jak najbardziej. Mają kolce? Mają. Wszystkie? Wszystkie. Tak więc jedyne, co możesz mi zarzucić, to nadinformowanie, że jeż jest kolczasty. Reszta jest nadinterpretacją. {:-)}
Oj. Nawet nie wiesz, co ja mogę zrobić z jeżem...;))) I zapewniam Cię, że do nadinterpretacji daleka droga;)
Rzucisz okiem na to karkołomne zdanie? Poprawiam i poprawiam i pewności nie mam czy jest czytelne - bo jak zauważyła trafnie jedna z Czytelniczek - JA wiem, co mam w głowie. I chciałabym, żeby cała reszta świata nie musiała się zbyt długo nad tym zastanawiać.
(A! I nawet mi przez myśl nie przeszło, żeby o cokolwiek Ci zarzucać. Wskoczyłeś na niewłaściwy tor:)).
biografia ż I, DCMs. ~fii; lm D. ~fii (~fij)
opis życia i działalności jakiejś osoby, zwłaszcza kogoś wybitnego, sławnego, często w postaci zbeletryzowanej; życiorys.
(...) a omówienie jego wielowarstwowej postaci i prześledzenie biografii, nastręcza wiele problemów.
Może: a omówienie jego wielowarstwowej postaci oraz prześledzenie zawiłej biografii przysparza niezliczonych problemów.
----------------
A! I wstawiłem w nawiasach taki znaczek: :-) ...
Biografia. No... To się zgadza, prawda? Opisane życie Mezycora (przynajmniej jego najważniejsze aspekty), działalność (stworzenie świata) i jak najbardziej odnosi się do osoby wybitnej (w końcu stworzyciel).
Biografia może mieć postać opracowania naukowego lub popularnonaukowego. Jednak biografią może być również forma literacka w postaci powieści biograficznej – szczególnie w przypadku braku dostępności wystarczających ilości informacji bezpośrednio na temat danej osoby, w celu dokonania jej analizy psychologicznej lub przedstawienia jej wpływu na życie epoki.
Tak to wrzucam - bo nie wiem czy Twój cytat to jakiś zarzut?? Na wszelki wypadek się bronię:)
Zauważyłam uśmiech. Przecież. Ale uśmiech to nie ;)
:)))
Nie masz przed czym chcesz się bronić, to tylko dla jasności, że biografia to pospolity życiorys. Mądrzej nazwany i rozbudowany.
Wersja uzupełniająca: napotyka na rozliczne / niezliczone trudności. Ale może dość przeróbek, skoro już jest nieźle?
Ok.
Czy to Twój oficjalny komentarz? "skoro już jest nieźle"??
:-) Na jaki adres wysłać uwierzytelniony odpis aktu akceptacji ostatecznej, podpisany i podpieczętowany w obecności dwunastu zaprzysiężonych świadków? :-)
Jak dobrze wiadomo wszystkim zainteresowanym, poprawiać można w nieskończoność. Ale po co? Od pewnego momentu staje się to jałowym cyzelowaniem tekstu. Jak u Snerga. A czytelnik, nieświadomy ambicji autora, na nic z tego, czemu piszący poświęcił tyle trudu, nie zwraca uwagi...
Oj tam. Przecież mi chodzi o oficjalne stwierdzenie, że Ci się podoba - i jako całość, i jako część całości. Chodzi o pogłaskanie po głowie... No wiesz;)))
Poprawiać nie zamierzam już nic.
No, dotarłem. A z początku jakoś przeoczyłem tę ostatnią część. I może szkoda, że się to zmieniło, bo początek dużo bardziej mi się podobał, niestety. Gdzieś zginął cały absurdalny humor (obecny jeszcze, choć na mój gust nieudanie, w przedostatniej części), a ustąpił miejsca, jakiemuś... Nie wiem sam, jak to nazwać. Narrator zamiast bawić się z czytelnikiem, za nos go wodzić, jak to dotąd miał w zwyczaju, przystępuje do wyłożenia mu kawa na ławę swojej pokrętnej filozofii. Dosyć ciekawej, nie przeczę, ale średnio oryginalnej, a przede wszystkim opakowanej w namiastkę biografii (formalnie tekst nie ma z tym gatunkiem absolutnie nic wspólnego, ale nie czynię z tego zarzutu, gdyż pewnie było to zamierzone), będącą w rzeczywistości jakimś takim ni-tym-ni-owym.
Rany, ależ durnia z siebie robię. Usiłuję uzasadnić coś, czego uzasadnić wlaściwie nie sposób. Nie podobało mi się i już, nic nie poradzę na to. Przykro mi. Chciałbym jakoś podpowiedzieć, wskazać elementy winne temu stanowi rzeczy, ale ciężko. Chodzi o całokształt. Treść tak, całkiem całkiem, ale forma upadła niestety w moim oidczuciu niziutko. A szkoda, bo początek był bardzo dobry. Może jednak za długo to ciągnęłaś?
OK. Przyjmuję na klatę Twoją ocenę.
I wiesz co? Masz rację. (Znowu. To zaczyna być irytujące;)). Nie robisz z siebie durnia próbując wskazać o co Ci chodzi.
A chodzi o to, że pisanie poprzednich części - nie zależnie od tego czy innych śmieszyły i dawały do myślenia - sprawiało mi ogromną radość. Ostatnią część jest odpowiedzią na zarzuty, że to pisanie "sztuka dla sztuki", na pytania "do czego to zmierza". Dobrze, że nikt nie zapytał kim jest Mecyzor i Klacha, bo chyba zaczęłabym walić głową o ścianę (nie z liter, bynajmniej).
I znowu - dzięki Tobie - przeszłam kolejną niezwykle ważną lekcję. NIE PISAĆ NICZEGO DLA NIKOGO, z wyjątkiem siebie.
I od dzisiaj tak będzie.
Biografii nie żałuję - zamyka klamrowo całość, pozwala żyć postaciom w różnych rzeczywistościach - zwłaszcza naszej. Stąd też ten tekst o Kaczyńskim. Jak już wcześniej pisałam - mnie akurat śmieszy - ale powstał głównie po to, by wymieszać światy. Rozumiesz?
Myślę, że mógłbyś zrozumieć - bo to trochę tak, jak z pogańskimi bogami: byli i są, a jak bardzo są, zależy tylko od wiary.
A tak na marginesie - nie myślałeś nad tekstem, w którym wpuszczasz ich (bogów) do dzisiejszej rzeczywistości? To byłby czad.
Rozumiem. Przyznam, że myślałem nad takim tekstem, podobnie jak... ale nie będę zdradzać za dużo. Kiedyś postaram się cos takiego napisać. Ale czasu na pisanie nie mam ostatnioo za wiele, więc nie potrafię powiedzieć, kiedy to nastąpi. :)