- Opowiadanie: M.K. - Noc Próżności

Noc Próżności

Autorze! To opowiadanie ma status archiwalnego tekstu ze starej strony. Aby przywrócić go do głównego spisu, wystarczy dokonać edycji. Do tego czasu możliwość komentowania będzie wyłączona.

Oceny

Noc Próżności

 

 

Nadszedł czas, aby rozpocząć Noc Próżności, pomyślał Relis.

 

Drzwi do sali balowej otworzyły się z hukiem. Po chwili pojawił się w nich książę Zeret z świtą. Widowiskowemu wejściu towarzyszył gwar rozmów gości, który szybko został zagłuszony przez grę muzyków. Przy pięciu długich stołach zasiadała elita księstwa. Na coroczny Bal Magów przybyli najważniejsi urzędnicy, a także lordowie poszczególnych prowincji oraz czarodzieje i czarodziejki. Przyjęcie zawsze wydawano na cześć czarowników, którzy ukończyli wieloletnie szkolenie, pozwalające na samodzielną pracę w fachu.

 

Relis, będąc członkiem Gwardii Książęcej, miał obowiązek pilnować porządku podczas zabawy. Stał wraz z Seurem, swoim kompanem, pod zachodnią ścianą i obserwował tłum gości. W ciągu wielu lat służby brał udział w bitwach, pilnował granic księstwa podczas tygodniowych patroli, a także uczestniczył w kilku misjach zagranicznych, lecz nigdy nie został oddelegowany do pilnowania bandy pijaków. To zadanie było zdecydowanie najgorszym, jakie do tej pory mu przydzielono. Nie miało większego celu i służyło wyłącznie zaspokojeniu kaprysu księcia, który chciał pokazać się gościom od jak najlepszej strony. Na sali, oprócz ich dwóch, znajdowali się także inni gwardziści porozstawiani dwójkami w różnych miejsach.

 

– Paranoja – mruknął pod nosem, obserwując jak książę wita gości.

 

– Już narzekasz? Masakra dopiero się zaczyna – zaśmiał się cicho Seur.

 

Relis spojrzał na przyjaciela. Seur miał już swoje lata i trzeba było przyznać, że jak na człowieka po ponad pięćdziesięciu latach służby, trzymał się całkiem nieźle. Dziś jednak trwanie w jednym miejscu musiało go męczyć, ponieważ często przestępował z nogi na nogę i ledwie zauważalnie podpierał się na reprezentacyjnym mieczu, który gwardziści mieli trzymać przed sobą. Stali na baczność już trzecią godzinę, czyli od momentu, gdy tylko zaczęli przybywać pierwsi goście. Relis często zastanawiał się skąd ten staruszek bierze tyle siły.

 

– Mam nadzieję, że szybko się spiją i popadają.

 

– Czarodzieje? Zwariowałeś? Oni mogą balować kilka dni bez przerwy.

 

– Nie rozumiem w ogóle idei tego balu – Relis zamilkł na chwilę, gdy któryś z czarowników przechodził obok – przecież nowi adepci magii i tak są ignorowani. – Lekkim skinieniem głowy wskazał na najdalszy stół.

 

Dwie młode osoby siedziały przerażone na samym skraju ławy. To na ich cześć była ta zabawa, lecz nikt nie zawracał sobie głowy jakimiś nowymi czarodziejami. Liczyły się stare wygi, które coroczny bal traktowały jako okazję do pokazania się. Te kilka dni, które spędzali w stolicy, to był istny karnawał próżności. Wszędzie trwały spory o to, kto ładniej się ubrał bądź kto przywiózł hojniejsze dary.

 

– Nie wszyscy ich ignorują. Spójrz, lordowie Heres i Asjos czasem nawet na nich patrzą – powiedział Seur. – W sumie nic dziwnego. Mag Heresa zmarł kilka tygodni temu, a ten od Asjosa ponoć jest już tak stary, że nie może się o własnych siłach z łoża podnieść. Książe pewnie tych nowych przydzieli do ich prowincji.

 

– I co? Całe życie będą im na posyłki? – parsknął Relis. Nigdy nie lubił magów, byli zbyt aroganccy.

 

– Prawdopodobnie tak.

 

– Nie mogą działać na własną rękę?

 

– Książę rzadko daje na to zezwolenie. Obecnie mamy chyba tylko trzech takich w księstwie.

 

– Bez sensu.

 

– Jak cała ta ich magia – wzruszył ramionami Seur.

 

Relis przyglądał się dwóm nowym członkom magicznego świata. W tym roku trening pod okiem nadwornego maga ukończył przeraźliwie chudy młodzieniec o imieniu Peler oraz niewysoka blondynka Tejda. Było mu ich żal. Prawdopodobnie do końca życia zostaną marionetkami w rękach lordów.

 

W tym momencie książę wstał od stołu. Był niesamowicie wysoki i szczupły, lecz w jego wyrazie twarzy było coś, co budziło niepokój. Relisowi przypominał węża w ludzkiej postaci, który w każdej chwili mógł zaatakować wroga. Książę, rozkładając ręce w powitalnym geście, powiedział:

 

– Moi mili, cieszę się, że tak licznie przybyliście, aby powitać naszych nowych magów!

 

Gdy to mówił, na jego twarzy widniał ironiczny uśmieszek, a po sali przebiegł niemrawy pomruk zadowolenia. Nikt nawet nie spojrzał na Pelera i Tejdę. Stwarzanie pozorów utrzymywania tradycji stanowiło dla elit wspaniałą rozrywkę.

 

– Zanim będziemy kontynuować ucztę, zobaczmy, co ze sobą przywieźliście!

 

Po sali znów rozległy się przytłumione śmiechy.

 

– Oho! Teraz najciekawsza część! – szepnął rozemocjonowany Seur. – Zaraz zacznie się rozpakowywanie prezentów. W poprzednich latach potrafiło to trwać nawet dwie godziny.

 

Pięknie. Noc Próżności trwała w najlepsze.

 

Relis spojrzał na stos paczek ułożony naprzeciw stołu księcia. Lordowie zwykle przywozili to, co mieli najcenniejsze, aby przypodobać się władcy. Zbyt wiele zależało od jego sympatii, aby ignorować tradycję dawania prezentów. Często otrzymywał szlachetne kamienie bądź mikstury przygotowane przez czarodziei.

 

Przez najbliższe kwadranse Relis był świadkiem najohydniejszej sceny lizustwa, jaką widział w życiu. Lordowie przymilali się coraz to wymyślniejszymi podarkami. Na co księciu hełm ze złota wysadzany brylantami? Czy on w ogóle kiedykolwiek go ubierze? Przecież nie pojawi się na polu bitwy w czymś takim.

 

Całe to przedstawienie zaczynało nużyć Relisa. Czuł się senny, a do tego robiło mu się duszno w grubym, galowym stroju gwardzistów. Widząc malejący stosik prezentów, miał nadzieję, że goście niedługo powrócą do ucztowania. Wtedy będzie mógł niezauważenie poluzować węzeł peleryny pod szyją i oprzeć się lekko na mieczu.

 

Lecz nagle stało się coś niespodziewanego.

 

Giermek podał księciu ostatnią paczuszkę schludnie zawiniętą w papier. Relis z oddali dostrzegł na niej niewielki napis.

 

– No, no, no – zacmokał zdziwiony książę Zeret. – Ten prezent nie jest dla mnie.

 

Natychmiast zapadała cisza.

 

Tym razem nikt na sali nie zaśmiał się. Nie było pomruków ani szeptów. Po raz pierwszy w historii prezent nie był przeznaczony dla władcy. Nikt nie wiedział jak się zachować. Wszyscy zamilkli, wpatrując się w księcia.

 

– Dla najpiękniejszej kobiety! – książę odczytał napis na karteczce.

 

Po sali przemknął nerwowy szept. Chwilę później wszyscy ponownie umilkli.

 

Relis uważnie obserwował zdziwione twarze przybyszów. Sam był nie mniej zaskoczony. Zastanawiał się, jakie mogą być konsekwencje takiego żartu. Czy książę się wścieknie?

 

Nagle z miejsca przy stole podniosła się kobieta ubrana w purpurową suknię. Była niezwykle drobna, lecz patrząc na nią, miało się nieodparte wrażenie, że emanuje potężną siłą.

 

– Kto to? – Relis zapytał szeptem przyjaciela.

 

– To Herada – odrzekł zdumiony Seur. – Czarodziejka z samego dworu księcia. Jej moc jest chyba najpotężniejsza spośród wszystkich. – Gwardzista wydawał się być pod dużym wrażeniem.

 

Herada uśmiechnęła się promiennie i zaplatając dłonie, powiedziała:

 

– Mój drogi panie, nie spodziewałam się od ciebie prezentu.

 

– Niestety, moja droga – zaśmiał się Zeret – To nie ode mnie i nawet nie jestem pewien czy to aby na pewno dla ciebie. Czyżbyś ty była tą najpiękniejszą? – Uśmiechnął się przebiegle.

 

Herada spłonęła rumieńcem na tę uwagę, jednak wciąż stała dumnie wyprostowana.

 

W tym momencie figlarny śmiech przerwał ciszę. Relis rozglądał się w poszukiwaniu jego źródła. Pozostali robili to samo.

 

– Herado, biedactwo, kto ci wmówił, że jesteś najpiękniejsza? – zaśmiała się rudowłosa kobieta przy stole księcia. – To powinno być oczywiste, że ta paczuszka nie należy się tobie.

 

Relis patrzył kobietę, która włączyła się do rozmowy. Doskonale wiedział, kim ona była. To Anetta, czarodziejka z prowincji, w której się urodził. Nieraz matka opowiadała mu o niej bajki na dobranoc. Mówiono, że jest najmądrzejszą z czarodziejek. Relis szczerze w to wątpił, jednak musiał przyznać, że czas, od kiedy została przydzielona do prowincji lorda Asera, był najlepszym od wielu dziesiątek lat dla jego ojczystego terenu.

 

– Myślisz, że prezent należy się tobie, Anetto? – zapytał Zeret. Sprawiał wrażenie, jakby cała sytuacja bardzo go bawiła.

 

– Ja nie mam najmniejszych wątpliwości, mój drogi książę – odpowiedziała kokieteryjnie, po czym wstała od stołu.

 

Wszyscy obserwowali ją w ciszy pełnej napięcia. Szła zdecydowanie w stronę władcy, a kroki odbijały się głuchym echem. Powoli mijała obecnych lordów, jakby chciała sprawić, aby każdy przez chwilę mógł podziwiać jej urodę. Gdy mijała Heradę, która wciąż stała dumnie wyprostowana, zatrzymała się na chwilę i obdarzyła ją triumfalnym uśmiechem. Przez moment patrzyły sobie prosto w oczy, po czym Anetta wznowiła swoisty pochód.

 

– Panie – dygnęła przed władcą, patrząc mu w oczy. Książę był coraz bardziej rozbawiony.

 

– Panie! – rozległ się hipnotyzujący głos z oddali sali. – Tej kobiecie czary wypaliły rozum!

 

Przy drugim stole wstała jeszcze inna kobieta. Relis patrzył na nią jak zauroczony. Była to najpiękniejsza kobieta, jaką widział w życiu. Ubrana w obcisłą, ciemną suknię, skutecznie podkreślała swoje atuty, a zbyt duży dekolt przyciągał uwagę wszystkich obecnych. Nie mógł oderwać wzroku od jej twarzy. W figlarnych, brązowych oczach widniały wesołe iskierki, a miodowe włosy kaskadą spływały na plecy.

 

– Opamiętaj się! – Usłyszał szept Seura. – Jeszcze chwila i zaczniesz się ślinić!

 

Relis na chwilę oderwał wzrok od piękności. Rozejrzał się po zebranych i stwierdził, że większość wydawała się być oczarowana jej urodą tak samo jak on.

 

– Pani – Książę skinął głową. – Kim ty w ogóle jesteś?

 

– Fridia, mój panie – dygnęła i ignorując wszelkie zasady dobrego zachowania, podobnie jak Anetta, zaczęła zbliżać się do władcy. – Wierzę, że ten prezent jest przeznaczony dla mnie.

 

– Akurat! – krzyknęła Herada, przypominając tym samym o sobie.

 

– Moja droga Herado, czyżbyś śmiała sądzić, że jesteś piękniejsza ode mnie? – zaśmiała się Fridia.

 

– Jestem tego pewna.

 

– Nie rozśmieszaj mnie! Biedna, twój książę aż tak cię ignoruje, że w ten sposób musisz zabiegać o jego uwagę? Już się wystarczająco ośmieszyłaś jak na jeden wieczór, poza tym…

 

W tym momencie rozległ się potężny huk. Wokół Fridii pojawił się pierścień ognia, który po kilku sekundach zniknął. Większość obecnych krzyknęła z przerażenia, lecz piękna czarodziejka zachowała spokój.

 

– Tylko na tyle cię stać? – uśmiechnęła się kpiąco w stronę Herady, która stała z wyciągniętą ręką. – A mówią, że ponoć jesteś taka potężna.

 

Herada spurpurowiała jeszcze bardziej. Relis gorączkowo zastanawiał się co zrobić. Oto padały groźby pomiędzy uczestnikami balu i powinien interweniować, jednak zdrowy rozsądek podpowiadał mu, że ingerowanie w sprawy magów może być niebezpieczne. Co za koszmar. A to miał być taki spokojny wieczór…

 

– Herado, daj już spokój – powiedział łagodnie książę – bo wystraszysz mi wszystkich gości.

 

– Na to już za późno – zaśmiała się Fridia. – Ona już samym swoim wyglądem wszystkich straszy, a śmiała uważać się za najpiękniejszą!

 

Herada znów chciała rzucić czar, jednak Anetta ubiegła ją.

 

Fridia runęła na ziemię sparaliżowana, a wraz z nią upadło kilku gości obok niej.

 

– Ojej, chyba za mocna ją trafiłam – Wzruszyła ramionami Anetta. – Cóż, zasłużyła sobie. Chyba nikt jej nie nauczył, że nawet największe piękno można tak łatwo zepsuć pychą.

 

– Anetto! – krzyknął książę – chyba trochę przesadziłaś!

 

– Owszem, przesadziła. – Do rozmowy wtrąciła się Herada. – Przesadziła, próbując sięgnąć po coś, co jej się nie należy!

 

Herada, patrząc na Anettę, wyszeptała pod nosem inkantację zaklęcia. Ta jednak zorientowała się w sytuacji i szybko użyła czaru tarczy. Wokół niej pojawiła się ledwie widzialna powłoka, przypominająca wielką mydlaną bańkę. Herada wypowiedziała już jednak zaklęcie. Po chwili rykoszetem odbiło się od tarczy i zmierzało z powrotem w jego twórczynię. Magiczka uchyliła się w ostatniej chwili. Czar trafił w któregoś lorda. Potworny krzyk wypełnił salę, a mężczyzna zaczął zwijać się w konwulsjach spowodowanych bólem.

 

Relis obserwował rosnący dramat z przerażeniem. Kątem oka spostrzegł, że paraliżujące zaklęcie przestało działać na Fridzie, jednak nikt poza nim tego nie zauważył. Wszyscy skupili się na wyjącym lordzie Heresie. Był pewien, że jeszcze chwila i goście nawzajem się wykończą, a mimo to zdrowy rozsądek wciąż odradzał ingerencję w sprawy magów.

 

Fridia wypowiedziała zaklęcie w kierunku Anetty.

 

Relis przygotował się psychicznie na magiczną rzeź, lecz nagle wszystko ustało.

 

– Dosyć! – ktoś krzyknął.

 

Cisza i spokój.

 

Cudowne odprężenie zawładnęło ciałem Relisa. Próbował obrócić głowę i spojrzeć w bok, lecz nie mógł tego zrobić. Każdy, nawet najmniejszy ruch, zdawał się być nadludzkim wysiłkiem. Mózg odmówił współpracy z resztą ciała, ale Relis wcale się tym nie przejął. Wypełniała go błogość i tylko ona się liczyła.

 

Wszystko i wszyscy zastygli.

 

Z wyjątkiem jednej osoby.

 

Zakapturzona postać stała w północnym kącie sali, gdzie znajdował się trzeci stół. Tajemniczy gość trzymał wyprostowaną rękę i mruczał coś pod nosem. Relis starał się skoncentrować na nim wzrok, lecz nie było to łatwe. Wykorzystywał całą siłę woli, aby nie patrzeć gdzie indziej. Nagle ręka tajemniczego mężczyzny powędrowała gwałtownie w górę. Wszystko, co stało się potem, wydarzyło się bardzo szybko.

 

Cudowne odrętwienie minęło tak nagle, jak się pojawiło. W tej samej chwili rozległ się potężny huk, który na chwilę ogłuszył Relisa. Grzmot był tak ogromny, że cały zamek się zatrząsnął. Sklepienie sali zaczęło pękać. Z sufitu, wprost na gości, spadały wielkie kamienne bloki.

 

Relisowi przemknęło przez myśl, że gdyby miał nastąpić koniec świata, to pewnie tak by właśnie wyglądał.

 

Tajemniczy czarodziej znów coś wyszeptał i nagle wszystkie fragmenty sufitu jakby zawisły w powietrzu. Raptownie przesunęły się w odległy kąt sali, gdzie nikogo nie było i dopiero wtedy gwałtownie opadły. W powietrze wzbiła się potężna chmura kurzu, zawierająca liczne odłamki kamienia. Relis czuł, jak niektóre z nich dotkliwie ranią mu twarz. Nic nie widział. Siła spadających kamieni spowodowała, że upadł na podłogę. Nieprzytomny Seur leżał gdzieś obok.

 

Nagle przed oczami ujrzał fragment czarnej peleryny czarodzieja. W chaosie krzyków i jęków gości, jego miarowy krok był anormalny.

 

– Fridia! – Rozległ się donośny głos. – Fridia!

 

Przerażeni goście, leżący na podłodze, natychmiast umilkli. Opadający powoli kurz pozwalał dostrzec zarys sylwetki maga. Chodził pomiędzy ludźmi, szukając czarodziejki.

 

– Fridia! – powtórzył.

 

– Tu jestem…

 

Czarodziej szybko podszedł w stronę głosu. Relis z swojego miejsca był w stanie dostrzec ich oboje.

 

– Masz! – syknął czarodziej. – Skoro byłaś gotowa zabić pół sali dla tego pakunku to bierz go!

 

Relis widział, jak rzuca w jej kierunku paczuszkę.

 

– No bierz ją!

 

Fridia, z trudem utrzymując równowagę, wyprostowała się. Mimo brudnej sukni, umorusanej twarzy i potarganych włosów, wciąż wyglądała pięknie.

 

– Bierz ją! – krzyknął czarodziej, a głos odbił się echem od ścian.

 

Kobieta chwyciła paczuszkę drżącymi rękami. Musiała wyczuć, że z tym człowiekiem nie ma żartów. Rozpakowała ją.

 

Wewnątrz znajdywał się stary, brzydki, trochę zniszczony naszyjnik zrobiony z miedzi.

 

– I co? Zadowolona z siebie?! Zastanawiałaś się, ilu ludzi by dziś zginęło, gdybym w porę nie zmienił toru twojego zaklęcia?! Ilu niewinnych ludzi zginęłoby w imię czego? Starej błyskotki? Czy po prostu dla twojej próżności?

 

– Nie tylko ja dziś rzucałam zaklęcia, Parsusie.

 

– Ale tylko ty chciałaś nimi zabić – odpowiedział i odwrócił się. Szedł przed siebie, aż zniknął z pola widzenia w chmurze kurzu. Relis domyślił się, że musiał to być jeden z tych potężnych czarodziei, którym pozwalano używać magii nawet wtedy, gdy nie służyli u któregoś lorda.

 

Fridia zapłakała głośno i upadła na kolana. Z powrotem rozległy się krzyki rannych, którzy zostali ugodzeni odłamkami spadającego sufitu. Sala balowa przypominała wielkie pobojowisko.

 

Relis przeczołgał się bliżej czarodziejki. Niedaleko niej znajdował się papier, którym został owinięty naszyjnik. Chwycił go. Wewnątrz widniały trzy słowa.

 

 

 

Z pozdrowieniami, Erysa.

 

 

 

Erysa.

 

Relis doskonale pamiętał tę czarodziejkę. Kilka lat temu została wyklęta z księstwa. Zeret skazał ją na banicję za podjudzanie czarami do kłótni każdego, kogo spotkała. Opuszczając księstwo przysięgła, że się zemści.

 

Dziś dotrzymała słowa.

 

Gwardzista miał dziwne przeczucie, że zemsta jeszcze długo będzie zbierać swoje żniwo. Prowincje, do których należały trzy czarodziejki, prawdopodobnie wypowiedzą sobie wojnę. Ich honor został dziś poważnie nadszarpnięty i ktoś będzie musiał ponieść za to konsekwencje.

 

Noc Próżności zmieni się w domową Wojnę Próżności.

 

 

 

 

 

_________

 

Powyższy tekst stanowi taką dość luźną interpretację mitu o jabłku niezgody.

Koniec

Komentarze

Umiarkowanie gratuluję debiutu na stronie.

Dlaczego umiarkowanie?

Po pierwsze: prezent od Erysy. Stary, brzydki, wyszczerbiony (?) naszyjnik z miedzi. OK, złośliwa baba z tej Erysy, byle co przeznaczyła na prezent --- ale dlaczego była to paczuszka zawinięta niedbale w papier? Już ten kontrast powinien wzbudzić ostrożność, panie czrodziejki, uważające się za najpiękniejsze, powinny trochę ruszyć głowami, wyczuć prowokację, podstęp, lub chociaż zastanowić się, dlaczego jeden tylko prezent nie jest przeznaczony dla księcia...

Po drugie:

(...) gwar rozmów gości, który szybko został zagłuszony przez akompaniament muzyków. --- A tam ktoś śpiewał?

AKOMPANIAMENT,
muz. partia instrumentalna (rzadziej wokalna) towarzysząca głównej partii solowej lub zespołowej.

(...) nigdy nie został oddelegowany do pilnowania bandy pijaków. --- strażnik ma upilnować magów? Interesujące założenie... Co czarownikom może zrobić gwardzista? Pogrozić palcem?

Kto ładniej się ubrał, kto przywiózł hojniejsze dary i spory o to, czyja prowincja lepiej prosperowała ostatnim czasem. --- znaczy, spory też przywieźli ze sobą? Zdanie do poprawienia.

Gdy to mówił, na jego twarzy widniał ironiczny uśmieszek, a po sali przebiegł niemrawy pomruk zadowolenia. Nikt nawet nie spojrzał na Pelera i Tejdę. Stwarzanie pozorów utrzymywania tradycji stanowiło dla nich wspaniałą rozrywkę. --- dla kogo stwarzanie pozorów stanowiło rozrywkę? Bo napisałaś, że dla Pelera i Tejdy. A logika podpowiada, że dla księcia i jego gości. Do poprawienia.

(...) robiło mu się duszno od galowego stroju gwardzistów. --- hm. Od stroju?

Widząc uszczuplający się stosik prezentów, (...). --- intrygująca właściwość tego stosika prezentów. Sam się uszczuplał. Zaraz, chwila --- uszczuplał? A może malał, topniał, coś w tym stylu?

----------------------

Wystarczy na dowód czytania ze zrozumieniem, przynajmniej częściowym zrozumieniem. Resztę pomyłek, skoro już wiesz, że są, na pewno potrafisz wyłowić sama i poprawisz też sama.

Ogólnie napisane nie tak źle, powyżej debiutanckiej średniej. Dość sympatyczny obrazek, lekko wykpiwający czarowników i panie czarodziejki. Aha --- półtora punktu za prawdziwe myślniki...

Dziękuję bardzo za uwagi, wymienione błędy już poprawione :).  Faktycznie, niektóre z tych rzeczy były dość nielogiczne. Co do samej obecności gwardzistów — specjalnie wymieniłam, że oprócz magów byli także urzędnicy i lordowie, lecz skoro umyka to gdzieś przy czytaniu, to dopisałam zdanie, które powinno troszkę rozjaśnić tę kwestię.

Ale to zostało...

Był strasznie ociężały, jakby zrobiony z ołowiu. Chciał obrócić głowę, jednak nie mógł nic zrobić. Mózg odmówił współpracy z resztą ciała, lecz wcale się tym nie przejmował. --- mózg się nie przejmował?

Relis poczuł wszechogarniające odprężenie. Był strasznie ociężały, jakby zrobiony z ołowiu. Chciał obrócić głowę, jednak nie mógł nic zrobić. Mózg odmówił współpracy z resztą ciała, lecz wcale się tym nie przejmował. Było mu bardzo błogo i tylko to się liczyło.

Co powiesz na coś takiego: >>Razem z wszechogarniającym spokojem pojawiła się ociężałość tak, jak gdyby ręce i nogi miał z ołowiu. Chciał poruszyć głową, spojrzeć w bok, ale nawet takiego drobnego ruchu nie był w stanie wykonać. Mózg odmówił współpracy z ciałem, ale Relis wcale się tym nie przejął. Wypełniała go błogość i tylko ona się liczyła.<<

Mam nadzieję, że podpowiedzi, propozycji, nie potraktujesz jako złośliwości. Bynajmniej nie o nią chodzi.

(...) ociężałość tak wielka, jak gdyby (...)

Przepraszam, nie ma możności edycji komentarzy.

Nowa Fantastyka