- Opowiadanie: umbrachor - Krótko i na temat: różnica między Mecyzorem a Klachą (cz.4)

Krótko i na temat: różnica między Mecyzorem a Klachą (cz.4)

Autorze! To opowiadanie ma status archiwalnego tekstu ze starej strony. Aby przywrócić go do głównego spisu, wystarczy dokonać edycji. Do tego czasu możliwość komentowania będzie wyłączona.

Oceny

Krótko i na temat: różnica między Mecyzorem a Klachą (cz.4)

IV

 

 

 

Kiedy pochyliłeś się nad Klachą, Klacha pochyliła się nad Tobą. Zdezorientowało Cię to, podczas gdy Klacha zdawała się być zaintrygowana. Patrzyliście na siebie w milczeniu. Gdyby nie fakt, że rano widziałeś swoją twarz w lustrze, zastanawiałbyś się teraz, czy ów pyszczek zakończony krótkim dziobem nie należy przypadkiem do Ciebie. Ale widziałeś się przecież dzisiaj podczas golenia, więc wiesz na pewno, że to nie Ty. To Klacha. Ponieważ jednak Wasze ruchy są idealnie zsynchronizowane, a Klacha wykazuje spore zainteresowanie, nie masz pewności czy ona także o tym wie. Wątpliwe jest przecież, by Klacha widziała kiedyś swoje odbicie. Pomijając fakt, że żywot lusterka byłby bardzo krótki, skąd w tej dziczy znaleźć lustro? – zastanawiasz się, a tymczasem Klacha zaczyna rytmicznie podrygiwać, machając przy tym łapkami. W tym samym momencie zaczynasz robić to samo. Podskakując przyglądasz się jej i zauważasz, że jest mniej wyrazista. Zawsze była, ale Ty dopiero teraz zwracasz na to uwagę: mniej wyrazista niż cokolwiek. Po prostu – bledsza jakaś. Wypłowiała. Im dłużej jej się przyglądasz, tym bardziej rozmywa się jej obraz. Trudno już powiedzieć gdzie zaczyna się głowa, a gdzie sukienka. Mrugasz i Klacha staje się plamą, zbyt niewyraźną, żeby rozróżnić szczegóły. Odwracasz wzrok i hopsająca Klacha znowu jest – tam gdzie była przez cały czas.

 

Wciąż podskakując zaczynasz rozumieć, że bladość Klachy ma jakiś związek z jej ulotnością – gdy wyciągnąłeś rękę, by dotknąć łapki Klachy, okazało się, że Wasz uścisk to dotyk strzępu szat. Klacha uśmiechnęła się, więc i Ty się uśmiechnąłeś. Naraz wydało Ci się to tak komiczne, że roześmiałeś się głośno… Po czym zorientowałeś się, że dźwięk dobywa się z Klachy. Jednocześnie dotknęliście otwartych ust – Ty ze zdziwieniem, ona jakby zawstydzeniem.

 

Skaczesz, patrzysz i wydaje Ci się, że Klacha nie jest rzeczywista. Nie może być. Jej istnienie zaprzecza wszystkiemu co znasz i wierzysz. Jednakże Klacha nieznośnie JEST. Obskakuje Cię ze wszystkich stron, zmuszając Cię do tego samego. W związku z tym, ciągle patrzycie sobie w oczy, choć ciekawość żeby zobaczyć jak to drugie wygląda z tyłu, udziela się i Tobie. Teraz okręcacie się wokół własnej osi, ale i to nic nie daje – wszystko robicie równocześnie, więc kiedy Klacha ustawia się zadkiem do Ciebie, Ty w tym samym momencie znajdujesz tyłem do niej.

 

Choć podskakiwanie nadal wydaje Ci się zabawne, nagle zaczynasz się zastanawiać czemu ma to służyć. I w tej chwili Klacha staje nieruchomo. Łapiesz oddech nie przyglądając się jej zbyt nachalnie. W końcu nie chcesz żeby znowu się rozpłynęła. Niby jej istnienie Cię wyprowadza z równowagi, ale zarazem dawno nie czułeś się tak zdrowo. Dobrze Ci zrobi trochę ruchu. Przenosisz spojrzenie na swoje brzuszysko i naraz słyszysz huk. Podrywasz głowę i stwierdzasz, że nie ma Klachy. Wybuchła, a teraz opada na ziemię w postaci tysiąca iskier. Pochylasz się nad nią. A ona pochyla się nad Tobą. Dezorientuje Cię to, podczas gdy Klachę zdaje się to intrygować. Patrzysz w milczeniu na jej kosmatą buzię, zakończoną ruchliwym noskiem i cieszysz się, że rano ogoliłeś twarz. Dzięki temu jesteś pewny, że ta buzia nie należy do Ciebie.

 

Zaczynasz podskakiwać razem z Klachą i wyciągasz rękę by dotknąć jej łapki. Przez chwilę podskoki zmieniają się we wspólne falowanie, ale ostatecznie Wasz dotyk okazuje się muśnięciem strzępów szat.

 

I zrozumiałeś, że nie można tak naprawdę ani ujrzeć ani dotknąć Klachy. Mecyzorze.

 

 

 

 

Koniec

Komentarze

Jej istnienie zaprzecza wszystkiemu [,+] co znasz i [w co +] wierzysz.

Bliska znajomość, nawet przyjaźń z przecinkologią potrzebna jak epidemiolog, czyli od zaraz.

Wiesz co? Nie przeciągaj struny. Lepiej chyba dla Ciebie, żeby w pamięci czytelników pozostał obraz udanego żartu, w którym pod nonsensem można znaleźć odrobinę ironii, poezji i filozoficznej refleksji, niż wspomnienie odmienne.

Kiedy pokażesz coś, że tak napiszę, klasycznego?

Chciałam to napisać już przy części trzeciej, ale ponieważ czwarta już była na portalu, postanowiłam ją najpierw przeczytać. A teraz... popieram Adama.

Zmierzasz do czegoś tymi tekstami, czy nie zmierzasz? Bo ja już się czuję nimi zmęczona. Sprawny warsztat nie wystarcza. Najlepszy był tekst pierwszy, bo jednak stanowił jakąś tam maleńką, dziwną, ale całość, był niespodziewany i na swój sposób świeży. Teraz świeżości już brak, a abstrakcja też powinna mieć jakiś cel. Zatem... jeżeli jest to tylko sztuka dla sztuki, to ja zmieniam galerię. Więc?

"Nigdy nie rezygnuj z celu tylko dlatego, że osiągnięcie go wymaga czasu. Czas i tak upłynie." - H. Jackson Brown Jr

:))

Odpisuję dopiero teraz, ponieważ byłam dość obrzucona robotą.

Cóż mogę? Myślę, że do przeciągnięcia struny jest jeszcze bardzo daleko. Cieszę się, AdamKB, że pod pozornym absurdem dostrzegasz to, o co w tych tekstach naprawdę chodzi.

I - tak - te krótkie opowiadania o Mecyzorze i Klachsie do CZEGOŚ zmierzają. Nie chciałam tłumaczyć i obiecywać - wolałam poczekać, aż kolejna historia sama za siebie przemówi. Bo przecież - z każdym kolejnym opowiadaniem dowiadujecie się CZEGOŚ o tych dwojga. A, że niedopowiedziane? A, że balansujące na granicy nonsensu? Czy to źle? Myślę, że wręcz odwrotnie. Jeśli owe teksty zmuszają do refleksji, budzą ciepłe uczucia i wywołują czasem uśmiech na twarzy, to czegóż chcieć jeszcze? Osobiście - mam dość prozy życia, monotonii, przewidywalnych bohaterów i oczywistych zakończeń.

Szanuję jednocześnie Wasze opinie i zdanie. W końcu - każdy lubi co innego. I cudownie.

W odpowiedzi na Wasze prośby (?) wrzuciłam LEMNISKATĘ. Klasyczne. Choć może - nie do końca?

Dzięki joseheim i AdamKB za wskazówki odnośnie interpunkcji. Biorę je sobie do serca i uczę się:)  

No i w ciągu najbliższych dni wrzucę jeszcze dwie historie o M. i K. - bo jak już mówiłam - do CZEGOŚ to zmierza. Jednocześnie nie oczekuję, że okażecie cierpliwość i będziecie je czytać. Wrzucam, bo sześć oderwanych (pozornie) opowiadań, tworzy jedną całość (może nie spójną, ale przecież kto powiedział, że całość ma być spójna?? MOJA nie jest;)). 

Pozdrawiam serdecznie:) 

No dobra, przeczytałem wszystkie części i przede wszystkim nie podoba mi się to, że publikujesz każdą osobno. Nie można byłoby najpierw skończyć wszystkiego, a potem wrzucić razem? Rozumiem ideę podziału na części, ale ma ona sens tylko jeśli tekst ma kosmiczne rozmiary. A tu nawet po zsumowaniu wszystkich części wyjdzie twór o długości co najwyżej średniej.

No nic, z głębszym komentarzem na temat sensowności i fajności twojego literackiego potworka wstrzymam się do publikacji ostatniej części. Obym się nie zawiódł.

Wrzucam, bo sześć oderwanych (pozornie) opowiadań, tworzy jedną całość (może nie spójną, ale przecież kto powiedział, że całość ma być spójna?? MOJA nie jest;)). 

1. Ciężko, żeby tworzyło --- dla przykładu --- pół  całości.

2. Całość z zasady musi być spójna. Inaczej --- zdaje się --- mamy do czyniena z wymówką dla lenistwa i nieprzemyślanego tekstu.

pozdrawiam

I po co to było?

Hej syf.

1. Oczywiście, że sześć opowiadań może tworzyć pół całości - np. jeśli całość składa się z 12... 

2. Całość nie musi być spójna. Osobiście wyróżniam conajmniej dwie: spójną i chaotyczną. I - uwierz mi - ta druga nie ma nic wspólnego z lenistwem. Raczej stanowi niejako rękawicę rzuconą wszystkiemu, co oczywiste. Czyli: nudne. 

I ja Ciebie pozdrawiam, syf.

 

 

 

Nowa Fantastyka