
Autorze! To opowiadanie ma status archiwalnego tekstu ze starej strony. Aby przywrócić go do głównego spisu, wystarczy dokonać edycji. Do tego czasu możliwość komentowania będzie wyłączona.
I
Kiedy spotkałam pierwszy raz Mecyzora bardzo się zdziwiłam. Pewnie dlatego, że zupełnie nie przypominał Klachy. Szybko jednak naszła mnie refleksja: czemu miałby przypominać Klachę, skoro Klacha to Klacha, a Mecyzor to Mecyzor…? Oj, głupia ja. No nic. Przeżuwszy ową refleksję zaczęłam przyglądać się Mecyzorowi. Trochę go to krępowało. Uciekał wzrokiem na boki, kręcił się niespokojnie w miejscu, wycierał co chwilę spocone łapy o spodnie. Nawiasem mówiąc – zarówno spodnie jak resztę ubrania zdobiły kruszące się już plamy po zupie ogórkowej. Wniosek nasunął się sam: Mecyzor uwielbia ogórkową. Zaraz jednak opatrzyłam tę myśl czerwoną etykietką: dopytać, sprawdzić, upewnić się. W końcu – fakt, że rzeczony Mecyzor utytłany jest zupą, nie oznacza, że tę zupę jadł. Może ktoś w niego rzucił talerzem? Talerz zakręcił się w powietrzu i z rozbryzgiem uderzył w nos zaskoczonego i nieco zmartwionego Mecyzora? Hm.. Bo to, że Klacha jada tylko pomidorową wiem na pewno. Zbadałam to empirycznie: po pierwsze zawsze przychodzi kiedy zaczynam ciąć pomidory. Po drugie: nie przychodzi nigdy, kiedy pomidorów nie tnę.
Po podaniu pomidorowej, chwilę patrzy w talerz, potem na mnie, potem w talerz, a potem zjada tę zupę tak szybko i dokładnie, że przez chwilę dręczy mnie nieprzyjemne wrażenie, że jeszcze jej tej zupy nie nalałam. Że mam omamy. Gwoździem jest jej spojrzenie – patrzy na mnie tymi ślepiami jakby zmieszana pozornym nieporozumieniem: jak to? Ona siedzi przy stole, a zupy jeszcze nie podano? Więc nalewam dokładkę, sytuacja się powtarza. I tak w kółko, aż gar się opróżni. Wtedy wstaje, cicho beka i wychodzi z domu. Zatrzaskując za sobą drzwi. Ciekawe czy Mecyzor też będzie trzaskał drzwiami? No nic. To się jeszcze zobaczy.
Ostatnio, kupując pomidory pomyślałam, że może – przewrotnie – Klacha nienawidzi pomidorowej. Może czując zapach obieranych i ciętych pomidorów dostaje szału i żeby nie zwariować przychodzi, żeby COŚ z tym zrobić? Mogłaby rzucić się na mnie, na pomidory, wyrzucić wszystko, porozwalać po kuchni, ale to nie załatwi sprawy: pomidory wciąż będzie czuć. A poza tym – umówmy się – ona jest za mała. Nie dała by rady mi, nie mówiąc już o pomidorach. Więc pozostaje jej jedno – unictożyć wsjo. A jak najlepiej unictożić? Ano wsząchnąć wszystko. Tak sobie myślałam kupując pomidory. I postanowiłam zapytać ją o to jeszcze dziś. Tylko, że dziś przyszedł Mecyzor i teraz nie bardzo mam możliwość odbyć intymną pogawędkę z Klachą. A Mecyzor czegoś chce. To pewne. Nie znosiłby mojego ostrego spojrzenia dłużej niż to konieczne przy zdawkowym powitaniu, gdyby czegoś nie chciał. Tak myślę. Choć widzę go po raz pierwszy więc pewności mieć nie mogę.
Patrzę więc na Mecyzora, na jego zapaprane ciuchy i zastanawiam się: po co w ogóle mu ciuchy? Cóż takiego mają zasłonić spodnie? Klacha owszem, spodnie nosi, ale u niej to wyraz emancypacji. Podkreśla swoją niezależność, hardość i gotowość do podjęcia dialogu na temat wyzwolenia kobiet w Jugosławii i nadania praw do głosowania kobietom w Serbii. Ja tam nie wiem – wydaje mi się, że kobiety w Jugosławii i Serbii mają co potrzeba, ale Klacha jest na tym punkcie bardzo przewrażliwiona i trudno jej wytłumaczyć ogólnie panujące realia. Stroszy wąsy, mruży oczy, syczy przez zęby, a potem zaczyna MÓWIĆ. Uch. Można wyjść na zakupy, wracając zjeść obiad w barze mlecznym i wrócić, a ona wciąż będzie mówiła. Jedno muszę uczciwie przyznać: jej argumenty są nie do podważenia.
Tak wygląda sprawa spodni Klachy. Ale po co – na boga – spodnie Mecyzorowi? Pytam go o to ostrożnie. Nie chcę spłoszyć go nadmiernym wścibstwem. Mecyzor patrzy chwilę przed siebie, poruszając wargami, jakby powtarzał po cichu moje słowa. Potem mówi: żeby mieć w co wycierać łapy. No tak. To ma sens. Chcę zapytać o plamy, ale w tym momencie chodzi Klacha. Rzuca krótkie spojrzenie na Mecyzora i cofa się o krok. „To jest Mecy..” – zaczynam, ale w tej chwili Klacha zrywa się, rusza z kopyta ostrym galopem. Słowa zamierają mi na ustach – widok doprawdy jest niesamowity: w jednej chwili Klacha stoi pod drzwiami, w następnej przypomina niewyraźną smugę. A w następnej dopada Mecyzora i połyka go w całości. Razem ze spodniami, ogórkową i spoconymi łapami. Obciera usta, beka cicho i wychodzi trzaskając drzwiami.
Zostaję sama. W ręce trzymam siatkę z zakupami. Powoli odwracam się i wchodzę do kuchni. Wyciągam nóż i pomidory. Jakoś bez przekonania zaczynam je kroić. Coś mi mówi, że Klacha nie będzie więcej przychodziła na pomidorową.
Tnąc pomidory w plastry, a potem w kostkę wiem jedno: zasadnicza różnica między Mecyzorem, a Klachą jest taka, że Mecyzor nie istnieje całkiem, a Klacha – od czasu do czasu.
(...) unictożyć wsjo. A jak najlepiej unictożić? Ano wsząchnąć wszystko.
Unicztozyć albo unicztożyt'. Wsio. Wtrząchnąć. Przecinek po 'ano'.
Tnąc pomidory w plastry, a potem w kostkę [,+] wiem jedno: zasadnicza różnica między Mecyzorem [,-] a Klachą jest taka, (...).
I jeszcze kilka potknięć na przecinkach.
Nie wiem, co w tym śmiesznego, ale mnie bawiło.
Przeczytałem i przyznam szczerze, że nie wiem zupełnie jak się do tekstu odnieść. Wyobraziłem sobie małą dziewczynkę, którą ponosi wyobraźnia podczas zabaw w kuchni:). Może inni napiszą coś bardziej konstruktywnego, bo ja mam z tym problem.
Pozdrawiam
Mastiff
Uwaga pierwsza - tytuł piszemy wielką literą, a na jego końcu nie powinno być kropki.
"Kiedy spotkałam pierwszy raz Mecyzora bardzo się zdziwiłam." - Przecinek po "Mecyzora".
"Hm.. Bo to" - Wielokropek zawsze ma trzy kropki.
"Bo to, że Klacha jada tylko pomidorową wiem na pewno" - Przecinek po "pomidorową".
"Ciekawe czy Mecyzor też będzie trzaskał drzwiami?" - Po "ciekawie" przecinek.
"Ostatnio, kupując pomidory pomyślałam, ż..." - Po "pomidory" przecinek (wtrące w zdanie wydzielamy przecinkami z obu stron).
"Nie dała by rady mi" - Dałaby razem.
Tego, co napisał Adam, powtarzać nie będę. ; )
"Choć widzę go po raz pierwszy więc pewności mieć nie mogę." - Przecinek przed "więc".
"Chcę zapytać o plamy, ale w tym momencie chodzi Klacha." - Literówka: wchodzi.
"„To jest Mecy..” – zaczynam" - Ponownie: wielokropek ma trzy kropki, nie dwie.
Hmm... prawdę mówiąc, nie mam pojęcia, o co chodzi w tym tekście... Wydaje się sympatyczny, ale też nie podejmę się go obiektywnie ocenić. Bez oceny więc.
Pozdrawiam.
"Nigdy nie rezygnuj z celu tylko dlatego, że osiągnięcie go wymaga czasu. Czas i tak upłynie." - H. Jackson Brown Jr
Tekstowi zarzucić można to i owo, ale napewno nie to, że nie jest oryginalny. Napisany kobieco - dziecęcym językiem, ale poprawnie. I daje do myślenia - przez całą historyjkę człowiek zachodzi w głowę "co autor(ka) ma na myśli".
Ciekawe, ciekawe - i nie poddające się ocenie ;)
pzdr
Złościć się to robić sobie krzywdę za głupotę innych.
Dziękuję za wszystkie komentarze. Głównie joseheim'owi za szczegółowe wytknięcie błędów. Tutaj już nie mam możliwości naniesienia poprawek, ale skorygowałam tekst u siebie. Pozdrawiam serdecznie:))
"ale w tym momencie chodzi Klacha" - chyba "wchodzi".
Ten tekst jest bardzo zakręcony. Często spotykam an tym portalu opowiadania, czy raczej "opowiadania", które są pozbawione sensu i nie należą do najlepszych. Tu jednak wystąpiło zjawisko nieco inne, bo twój tekst jest ... absolutnie dziwny, ale ma w sobie coś, co sprawia, że przeczytałem go bez problemów i nie czułem się odrzucony. Kilka razy nawet się uśmiechnąłem. Literacka abstrakcja nie jest moją broszką, ale mimo to przeczytałem z zainteresowaniem.
Kurcze. Bardzo dziękuję, vyzart. Nie wiem co powiedzieć. Jest 5.36, właśnie skończyłam pisać kolejne opowiadanie i Twoje słowa idealnie pasują do nastroju chwili. (I tak - w tekście jest literówka, ale nie mogę już tego zedytować). Pozdrawiam ciepło:)