
Autorze! To opowiadanie ma status archiwalnego tekstu ze starej strony. Aby przywrócić go do głównego spisu, wystarczy dokonać edycji. Do tego czasu możliwość komentowania będzie wyłączona.
Nie mamy dość siły, aby całkowicie iść za swoim rozumem.
François de La Rochefoucauld
Wszedł do całkowicie białego pokoju, pomieszczenie miało kształt sześcianu o długości boku około 10 metrów. Było absolutnie cicho, spokojnie i pusto. Rozglądając się mimowolnie, Bartek spojrzał w prawo. Ujrzał tam kartkę, która lewitowała nieruchomo na wysokości około jednego metra. Na plecach poczuł nieprzyjemny dreszcz. Podchodzą bliżej dostrzegł jednak, że kawałek gęsto zadrukowanego papieru spoczywa na niewyobrażalnie cienkim blacie szklanego stołu, którego konstrukcja opierała się na szklanej nodze usytuowanej na środku. Podpora ta była ledwo widoczna, z racji tego, że jej przekrój poprzeczny nie mógł mieć więcej niż milimetr średnicy. Zaczął czytać:
Alow & Anlow Company prezentuje zupełnie nową metodę motywacji, zwalczania lenistwa oraz bardziej satysfakcjonującego życia. Przedstawiamy nasze najnowsze urządzenie – Rozsądek Plus. Dzięki zastosowaniu najnowszych zdobyczy naukowych, w sposób kontrolowany zaburza się funkcjonowanie wybranych ośrodków mózgowych, dzięki czemu zwiększana jest racjonalność podejmowanych decyzji.
Oferujemy bezpłatny dobowy test urządzenia Rozsądek Plus. Na drugiej stronie znajdziesz gotową do podpisania umowę dotyczącą okresu próbnego. Wraz z chwilą podpisania zostanie rozpoczęty przez naszą firmę proces implementacji i synchronizacji urządzenia z Twoim organizmem.
Bądź rozsądny – podpisz się pod własnym szczęściem!
„Co to z bzdury… Co ja właściwie tu robię? Na pewno to kolejny numer Maksa, to w jego stylu. Ale jak się bawić, to się bawić!” – płynnym ruchem wydobył z wewnętrznej kieszeni marynarki stylowy długopis i złożył na umowie zamaszysty podpis.
Nagle poczuł, jakby grunt jakby zachwiał mu się pod nogami. Wzrok zaczął tracić ostrość a jasne światło pomieszczenia zaczęło szybko blednąć. W końcu pogrążył się w całkowitej ciemności. Być może nie podpisałby się równie prędko, gdyby doczytał cokolwiek zastanawiający tekst wieńczący treść umowy, z jakichś powodów napisany dwukrotnie mniejszą czcionką:
Alow & Anlow Company zastrzega, iż pełną odpowiedzialność za wszelkie czyny dokonane podczas wykorzystywania sprzętu ponosi Klient, który pod względem prawnym, pozostaje autonomicznym i w pełni odpowiedzialnym podmiotem.
Dobrze ubrany mężczyzna około czterdziestki, patrzył na miasto, delektując się porannym powietrzem. Znajdując się na dachu swego wysokościowca miał wspaniałe warunki, aby podziwiać pierwsze promienie słońca.
W pewnym momencie słychać było delikatnie skrzypnięcie zawiasów i przybliżający się stukot nóg, który w pewnym momencie ustał. Przez dobrą chwilę, obaj mężczyźni stali w milczeniu.
– Jak myślisz, ile nam jeszcze brakuje?
– Jestem przekonany, że osiągniemy nasz cel szybciej, niż się tego spodziewamy.
– Tak… Wczoraj czytałem raporty – w każdym przypadku udało się przekroczyć plany.
– Będziemy działać tak, jak dotychczas. Powoli, systematycznie i rozważnie. Musimy pozostać w cieniu, społeczeństwo nie jest dojrzałe. Potrzebujemy jeszcze tylko dziesięć czy dwadzieścia lat, a potem…
Najbliższa Ziemi gwiazda stała już naprawdę wysoko na niebie. Nieśmiałe pomarańczowe promyki przeistoczyły się w wielkie świetlne morze, które całkowicie zatopiło miasto.
Znajdował się w całkowicie białym pokoju, rozmawiając w najlepsze z atrakcyjną blondynką o białej skórze i oczach barwy błękitnego letniego nieba. Lewitujące w całym pomieszczeniu prostokątne fragmenty papieru, tworzące różne kształty stale się przemieszczając, ułożyły właśnie serce. Atmosfera stawała się coraz bardziej intymna. W pewnym momencie zdecydowanym ruchem zbliżył dziewczynę do siebie a ich usta zetknęły się.
Niespodziewanie, z jej uszu zaczęły wyskakiwać śmiejące się wesoło klucze wiolinowe. Na jednej ze ścian ukazała się spora pięciolinia, którą poczęły wypełniać kolorowe nuty w rytmie zewsząd płynącej muzyki. Stanął zaskoczony, czując tym samym, że coś się załamuje, kończy. Wizja rozpłynęła się, a on – obudził się. „Dlaczego naprawdę przyjemne sny muszą się zawsze kończyć w takim momencie?” – szybkim ruchem wyłączył organową Fantazję G-dur Bacha ustawioną jako budzik i już myślami wracał do sennego białego pokoju z ponętną zawartością. Jednak coś mu kazało momentalnie wstać, przemyć lodowatą wodą twarz i natychmiast wziąć chłodny poranny prysznic. „Co się do cholery ze mną dzieje?! Sam nad sobą nie panuje? Ja chce spać!” Zaraz potem zjadł śniadanie, złożone z płatków z jogurtem 0%, który jakimś cudem znalazł się wcześniej w lodówce – całości menu dopełniła woda mineralna. „Ja zaraz oszaleję, chcę usmażyć kiełbasę albo jajecznicę na boczku! I do tego dajcie mi kawy!”. Czuł się bardzo nieswojo i jakby obco. Przeczuwał, że czeka go ciężki dzień.
Pracował bez przerwy już trzecią godzinę. Robił pięciominutowe przerwy między każdymi trzema kwadransami, aby wzorcowo dostosować się do krzywej koncentracji. Żadnych filmików w sieci, gazet, słuchania muzyki czy niepotrzebnych książek. Wszystko przebiegało tak, jakby chciał, żeby zawsze przebiegało. Jednym słowem działał zgodnie z planem. „Dwa dziwne sny, czy jawa? Jawa czy sen?” Zaczął gorączkowo przeglądać listę kontaktów w komórce, aby znaleźć numer do dziewczyny z białego pokoju.
Gdy jego żołądek przemówił do niego, postanowił coś przekąsić. Wziął sobie na cel tak zwanego „Maca”. Uśmiechając się w duchu, żywił złudne przekonanie, iż już za kilka minut będzie delektować się słynnymi hamburgerami.
Gdy znalazł się przed charakterystycznym żółtym szyldem, raptownie zatrzymał się. Wewnątrz własnego mózgu, usłyszał głośne „NIE!”. Próbując odpędzić natręctwo, usłyszał kroki. Oto on sam począł oddalać się od upragnionego wnętrza. W drodze do domu nabył marchewkę, pory, pomidory, cebulę, brokuły oraz czosnek. Przyrządził potem z tego uroczy, bezsmakowy posiłek na parze.
Błyszcząca, czarna limuzyna z przyciemnianymi szybami podjechała pod jeden z najbardziej okazałych budynków w mieście – słońce zwielokrotniało się w każdym z tysięcy wielkich szyb okrywających konstrukcję. Oficjalnie był to luksusowy biurowiec, zbudowany pod wynajem – kilka szyldów światowych marek usytuowanych w eksponowanych miejscach pozwalało uwierzyć, że tak jest w rzeczywistości. W tle słychać było uliczny szum – setki toczących się pojazdów oraz spieszących się przechodniów.
– Nie wiem, po co tam leziemy. Zdzierają z nas wszystko, co zarobimy! Kto by pomyślał, chcą 50% zysku?!
– Wiesz przecież, że gdyby nie oni, tego zysku mogłoby w ogóle nie być…
– „Mogłoby, mogłoby!” Ta ich propaganda już doszczętnie cię ogłupiła. Może twój mózg też jest w sieci?
– Nie żartuj. Znasz realia – przypomnij sobie wzrost przychodów, gdy rozpoczęliśmy kooperację przed pół wiekiem. Człowieku, oni są gwarantem naszej pozycji na rynku!
Gdy szofer otworzył drzwi, obaj mężczyźni natychmiast skierowali się do wejścia budynku. Po kilkukrotnej kontroli bezpieczeństwa, dostali się windą na czterdzieste piętro. Chwilę później siedzieli już w małym biurze z widokiem na miasto a rolę gospodarza pełnił pewny siebie, trzydziestoletni mężczyzna ubrany w jasny garnitur. Jego bystre oczy zdawały się przewiercać na wylot a żaden z przybyłych nie mógł dłużej wytrzymać tego wzroku.
– Rozumiem, że dostali państwo nasze pismo? – goście nieruchomo patrzyli w stół. – Doskonale. Zatem powody nieznacznej modyfikacji warunków naszej współpracy są jasne. Dla przypomnienia dodam, iż chodzi przede wszystkim o konieczność zatrudnienia nowych specjalistów, unowocześnienie infrastruktury, zwiększenie skutecz…
– Niemal dwukrotne zwiększenie haraczu nazywa pan nieznacznym?! – starszy z przybyłych mężczyzn stracił panowanie nad sobą, drugi błagalnym wzrokiem spojrzał na niego. Na czole szkliły mu się kropelki potu.
– Przypominam panu, że nasze spotkanie ma charakter jedynie grzecznościowy. Jeśli nowe warunki państwu nie odpowiadają, nic nie stoi na przeszkodzie zakończenia współpracy. Przygotować stosowne dokumenty?
– Nie, nie… Nie o to chodziło. Przepraszam, źle się dziś czuję. Co pan powie na 40%?
– Tutaj nie chodzi o negocjacje. Proszę po prostu podpisać dokumenty.
Z rezygnacją, prezes wraz z pełnomocnikiem umieścili swoje podpisy na podsuniętym świstku. Odtąd nie jedną trzecią, a połowę całorocznego zysku przedsiębiorstwa i wszystkich spółek córek rozsianych po całym świecie będę przekazywać na rzecz Firmy.
Gdy było dobrze po dwudziestej, siedział przy biurku, zastawiając się nad mijającym dniem. „Wstałem wcześnie, pracowałem dziesięć godzin, dałem radę mdłemu żarciu. Co jest grane? Mniejsza o to, trzeba się nieco odprężyć…” – chciał spotkać się z kumplem, wypić w knajpie jedno czy dwa piwa lub po prostu wsłuchać się w tawernianą masę rozmów i śmiechu. Zadzwonił szybko, wymieniając kilka zdań. Uśmiechając się do samego siebie myślał, że spotka go wreszcie coś normalnego.
Gdy obaj spotkali się na miejscu, chciał zamówić dwa piwa, niestety nie udało się.
– Co to ma być?! – twarz przyjaciela wyrażała zarówno niedowierzanie, jak też silny szok.
– No przecież, mówiłeś coś, że dzisiaj będziesz prowadzić? No wiesz, nawet jedno piw…
– Pogrzało cię?
– Zrozum, tak dla odmiany! – próbował jakoś wybrnąć z sytuacji, widząc jednak wiele karcących spojrzeń wyglądających znad spienionych szklanek, zdawał sobie sprawę ze swego beznadziejnego położenia. W jednym z wielu luster ujrzał również własne oblicze. Odwrócił wzrok.
Towarzysz odpuścił, podszedł do lady i zamówił kufel spienionego napoju. Tymczasem Bartek, z poczuciem rezygnacji, pociągnął kilka łyków mineralki.
Przed północą wrócił do domu – w gruncie rzeczy był zadowolony z tej niespodziewanej abstynencji. Nie będzie przecież problemów ze rannym wstaniem czy z motywacją do działania. Jednak, czy była to faktycznie jego decyzja, czy też coś lub ktoś pomógł mu ją podjąć? Na jaką chorobę zapadł i czy faktycznie jest ona nieuleczalna? Nowotwór mózgu czy raczej choroba weneryczna? Z kim, kiedy, gdzie?!
Niezależnie od tych niewesołych myśli, podszedł zdecydowanym krokiem do dużej, matowo szarej lodówki, żeby tradycyjnie przekąsić coś „na sen”. Znowu to samo.
– Kurwa mać! – chciał krzyknąć, lecz jedynie pomyślał. Albo raczej pomyślał, że pomyślał. Ostatecznie: czy przeklinanie byłoby w tej sytuacji rozsądne?
Wtem, coś odwróciło jego uwagę. Oto na stole jaśniało kilka arkuszy papieru wraz z leżącym na nich wiecznym piórem. Bezwiednie podszedł do papierów i przeczytał. Wzdrygnął się – jakby już przeżył tą sytuację, deja vu było niespotykanie autentyczne. Choć jeden szczegół wyraźnie odbiegał od rzekomego omamu pamięciowego. Tym razem nie było w dokumencie mowy o jakimkolwiek okresie próbnym – wykorzystano zwrot „czas nieokreślony”. Zaczął wpadać w panikę – choć jedynie w swojej własnej głowie, bez oznak zewnętrznych. Z przerażeniem spostrzegł, jak jego ręka szybko po coś sięga a następnie kreśli kilka krzywych linii. Był to jego własny podpis.
Stanął przed budynkiem ulubionego fast foodu, do którego próbował dostać się poprzedniego dnia. Tym razem obyło się bez problemów – zamówił solidny zestaw z dodatkami. Później odwiedził jeszcze kilka sklepów, sprezentował sobie buty do biegania za pół tysiąca złotych oraz kilkanaście ubrań sygnowanych znaczkami renomowanych firm. W supermarkecie również napełnił koszyk po brzegi produktami z kategorii premium. Jak na niego było to dosyć niecodzienne, bo choć nie lubił sobie żałować, wychodził zazwyczaj z założenia, że najdroższe niekoniecznie oznacza najlepsze.
W domu czekała go kolejna niespodzianka. Uważając dotychczas telewizję za jeden z najbardziej szkodliwych wynalazków minionych dziesięcioleci, używał sprzętu jedynie do oglądania filmów z płyt. Tym razem nastawił jeden z kanałów urozmaiconych reklamami przerywającymi wszystkie programy i podziwiał jego uroki przez dobre dwie godziny.
W miarę upływu kolejnych dni i tygodni czuł, że coraz mniej kontroluje swoje ruchy i gesty, a z czasem nawet mimikę i myśli. Gdzieś w głębi siebie, starał się nadać sygnał s-o-s do samego siebie i wykaraskać z tej katastrofy. Chciał wrzeszczeć, rwać włosy z głowy lub pogłaskać się młotkiem po głowie. Było jednak za późno.
Źle się czyta. Starałem się wczytać w tekst, ale nie dałem rady. Pierwsze akapity są strasznie niezręczne i negatywnie nastawiają do całości.
1. Używasz za dużo przysłówków, które psują rytm zdań i zazwyczaj są po prostu zbędne.
2. W związku z powyższym zdania są przeładowane informacjami.
3. Jeden akapit = jedna myśl.
4. Cyferki słownie zapisujemy.
pozdrawiam
I po co to było?
Dzięki za opinię!
Tutaj nie mam już możliwości edycji, ale postaram się, aby następny tekst był bardziej zjadliwy.
Z początku pomysł wydawał mi się fajny i nawet świeży. Spodziewałem się jednak lekkiego humoru lub moralizatorstwa, więc czarny scenariusz nawet mnie zaskoczył. Wiedz zatem, autorze, że potencjał masz. Potrafisz ukazać dobry pomysł, pozostaje więc tylko popracować nad sposobem jego realizacji.
Dziękować za lekturę i ocenę^^