
Autorze! To opowiadanie ma status archiwalnego tekstu ze starej strony. Aby przywrócić go do głównego spisu, wystarczy dokonać edycji. Do tego czasu możliwość komentowania będzie wyłączona.
Cienie tańczyły wokół świecy, której blask desperacko starał się przegonić ciemne macki mroku, jaki panuje w piwnicach. Nie bez przyczyny miejsca te kojarzone są z wszelkimi strachami, poczynając od popularnych monstrualnych pająków, poprzez meduzowate potwory, włochate bestie, bezcielesne duchy, upiory i co tylko jeszcze wyobraźnia potrafi stworzyć. Ta piwnica zyskałaby standard pięciogwiazdkowego hotelu dla wampirów. Pachniała stęchlizną, pleśnią i szczurzymi odchodami, jak na porządną piwnicę przystało. Ciemność nie tylko była brakiem światła, zdawała się przytłaczać swym istnieniem, posiadać osobowość.
Obrazą dla tak dramatycznego i mrocznego klimatu, było umieszczenie tam świecy. Zbrodni tej najprawdopodobniej dokonała dziewczyna opierająca się o beczki z niezidentyfikowaną zawartością, której rozsądny człowiek wolałby się nie domyślać. Ubrana byłą w czerwoną koszulę w kratkę, a dokładnie w coś, co kiedyś było czerwone, ale w skutek wieloletniej służby stało się raczej różowo-czarno-brązowe. Aby zobrazować odzienie dziewczyny, należy wyobrazić sobie trochę smętnego materiału, który została zaatakowany przez tysiące rodzajów błota i wszelkiego paskudztwa, po czym odbył niefortunne spotkanie z rozwścieczonym bykiem i może rojem pszczół. Spodnie nie prezentowały się lepiej. Były bardziej szare niż czarne. Prawa nogawka od kolana w dół już dawno temu postanowiła zacząć samodzielne życie i teraz spod poszarpanego materiału widać było chudną nogę dziewczyny. Butów w ogóle nie posiadała – świat patrzył na czarne od brudu stopy. Choć w tym miejscu jako takim światem był tylko ten szczurzy, a on raczej nie przejmował się stopami, może najwyżej ich smakiem.
Dziewczyna była rozczochrana… Nie, więcej. Stan rozczochrania zdawał się być nieodzowną częścią niej samej. Człowiek mógł próbować wyobrazić sobie ją uczesaną, lecz nie był w stanie utrzymać tej wizji. Odczuwał wtedy niepokojący brak, jak gdyby oglądał burzę z piorunami bez piorunów. Poza tym wywoływało to uczucie, że dokonuje się niejakiej obrazy perfekcyjnego chaosu, jaki prezentowała fryzura dziewczyny. We włosach tkwiło życie. Nie tylko to małe i wywołujące swędzenie.
– Henry? – spytała, usłyszawszy hałas, dobiegający z ciemności.
– Nie rozumiem, dlaczego upierasz się, żeby tu zostać – wysoki chłopak zbliżył się i usiadł przy świecy.
Miał czarne, długie włosy i smukłą twarz. Łachy, które nosił były raczej połączeniem kilkunastu niekompletnych strojów, niż jednym. Ktoś wspaniałomyślnie pozszywał ze sobą niektóre z nich, lecz w większości zwisały poszarpane, nadając całości wygląd wylinki węża. Henry Jajecznica patrzył na nią szarymi oczami, przepełnionych zmęczeniem.
– To miejsce nie gorsze od innych – usprawiedliwiła się. – Poza tym jestem prawie pewna, że znaleźliśmy się we właściwej piwnicy.
Cała ta sprawa z piwnicami. Od kilku miesięcy wędrowali od jednej do drugiej. Dziewczyna uparła się, nie potrafił jej przekonać, żeby zrezygnowała. On sam dawno stracił nadzieję, że kiedykolwiek odnajdą właściwą… a może, tak naprawdę, nigdy nie wierzył, że ona istnieje.
– Mówisz tak za każdym razem – przypomniał z wyrzutem w głosie. – Obudź się, głupia, gonisz za marzeniem!
– Och, znowu zaczynasz – przewróciła oczami. – To nie był zwyczajny sen, zrozum…
Kiedyś rozumieli się bez słowa. Co takiego się wydarzyło, że przestali? Czuła się, jakby ktoś wyrwał kawałek jej duszy i zdeptał go bezlitośnie. Znali się od dziecka. Nigdy się nie rozłączali. Zawsze umiał ją pocieszyć, a przede wszystkim wysłuchać, ale tak naprawdę wysłuchać, nie tylko słyszeć, jak to jest z większością ludzi. Wiedział wszystko o jej marzeniach, uczuciach. Nigdy jej nie zwiódł. Aż do teraz.
Sen, wszystko zaczęło się od niego. Pewnej nocy, zobaczyła scenę ulotną jak mgła. Stała na środku piwnicy, świeca na beczce dopalała się już, a w drzwiach stał chłopak o bursztynowych oczach. Mówił coś, lecz słowa rozpraszały się, nie dolatując do niej. Mały statek z papieru zalśnił w jego dłoniach. Poczuła, że ten przedmiot jest ważny, tą niezachwianą pewnością, charakterystyczną dla snów. Wzięła go, a ściana rozwarła się, kiedy do niej podeszła. Odwróciła się…
Zadrżała. Nigdy nie widziała niczego bardziej przerażającego.
– Sny są tylko snami – warknął – Niedawno śnił mi się klaun. To przeznaczenie! Powinienem zacząć jeździć po cyrkach, szukając go, czy nie tak? Chyba zacznę jutro z samego rana!
– Przestań. To było zbyt mocne, zbyt namacalne… to wizja, nie złudzenie.
Nie zrozumie tego, wiedziała za każdym razem, gdy próbowała wyjaśniać to, co wyjaśnić się nie da. Było to jakby starać się wytłumaczyć ślepemu jak wygląda niebieski. Zawsze uważała za bzdurę sny, które miały być przepowiednią przyszłości, dopóki jeden z nich nie przyśnił się jej.
– Zobaczysz, jeszcze dziś przyjdzie tu chłopak o bursztynowych oczach, stanie w tych drzwiach
– Nie, Foli – przerwał jej. – Oszukujesz samą siebie. Nie przyjdzie, bo nigdy nie istniał. A ja nie zamierzam tu siedzieć i bawić się w twoje wariacje.
Zdenerwowała się. Nie miał prawda jej zostawiać, nie on.
– A więc idź! – warknęła, bo bała się, że zaraz się rozpłacze albo, co gorsza, zacznie błagać, żeby został. – Bądź tym całym klaunem, zawsze się do tego nadawałeś. Wynoś się!
Zawahał się, ale słowa zostały już wypowiedziane. Odwrócił się więc i odszedł.
* * *
Ubranie przesiąkało krwią, cieknącą ze świeżej rany. Biegł, czy raczej kuśtykał, w labiryncie piwniczek, zostawiając za sobą szkarłatny ślad. Ściek, błoto, beczki, mrok – wszędzie to samo. Słyszał odległe szelesty, wyczuwał obecność wrogów, tam za plecami. Niedługo go dopadną, nie miał co do tego złudzeń. Siły opuściły go już dawno, a oni nawet nie odczuli zmęczenia. Tak samo jak nigdy nie oddychali, nie jedli i nie spali. Od samego początku skazany był na porażkę. Mogliby go zabić, trudno. Właściwie nie miało to już znaczenia. Liczył cię tylko chiave. Nie mógł pozwolić, żeby wpadł w blade ręce Kawowej Pani. Nigdy.
Przyspieszył. To, że wciąż poruszał się dalej, zawdzięczał zapewne jedynie sile woli. Mięśnie dawno już opadły z sił. Szepty nasiliły się, były raczej dźwięczną ciemnością niż słowami i bardziej skrzypieniem drzwi w nawiedzonym domu niż czyimkolwiek głosem. Zdawało się, że Cienie są tuż, tuż… Jeśli się odwróci, będzie zgubiony.
Brnął więc dalej. Zatęchłe pomieszczenie, smród, zgnilizna… Z jednej z beczek szczur przyglądał mu się czerwonymi oczkami. Dalej, nie zatrzymywać się. Kolejne piwnice, korytarze… Usłyszał szepty, ale tym razem ludzkie, zdawały się mieć źródło przed nim. Może to jedyna nadzieja? Zebrał ostatnie rezerwy energii i ruszył w stronę dźwięku. Wszedł do piwnicy, z pozoru takiej samej jak inne. Jednak w tej, na podłodze wtulona w beczkę siedziała rozczochrana dziewczyna.
* * *
Chłopak pojawił się nagle. Ubrany był w dziwny, czarno-biały strój, brudny teraz i poszarpany. Nie można było też nie zauważyć, że jest ciężko ranny i ledwo trzyma się na nogach. Na smukłej twarzy walczyły o dominację zmęczenie, strach, ale też zaciekłość. Spod złotej, gęstej grzywki spoglądały na nią poważne, bursztynowe oczy.
– Nie mamy czasu – powiedział, zanim zdążyła zadać pytanie. – Nie będę ci streszczał mojego życiorysu. Nie jestem nikim ważnym. Posłuchaj, nie ma jednego świata. Jest ich nieskończenie wiele. Ale wszystkie są zagrożone, bo rozumiesz, miałem coś zrobić, lecz odkładałem to na ostatnią chwilę, bo to było takie wspaniałe, nie potrafiłem wyrzec się tego… Ale to już nie ważne, za późno. Musisz zrobić coś, czego ja nie byłem w stanie.
Nagle zadrżał, jakby usłyszał coś, czego ona nie zdołała. Oczy o osobliwej barwie, które we śnie płonęły blaskiem, niejaką determinacją, teraz przepełniła groza. Oburzyło ją to zbezczeszczenie urody, ale też wywołało niepowstrzymany lęk, gdyż niecodzienny młodzieniec nie wydawał się kimś, kogo byle co wprawia w przerażenie. To tak jakby zobaczyć tygrysa kulącego się w najciemniejszym zakamarku dżungli i desperacko usiłującego schować się pod najbliższy kamień. Potem nadpłynęło wspomnienie dalszej części snu…
– Nie mamy czasu – powtórzył, próbując doprowadzić swoją psychikę do porządku. – Chciałbym ci wszystko wytłumaczyć, porządnie wyłożyć. Ale rozumiesz, to co zaraz się wydarzy…
Zdanie zawisło złowrogo w powietrzu.
– Tak, wiem – oszczędziła mu wysiłku Follia. – Miałam sen.
Kiwnął głową.
– Mogłem się tego domyślić. Chiave zostawia ślady na wybranych, na długo przed ich wybraniem. Czy wiesz cokolwiek?
– Właściwie nic – odparła zgodnie z prawdą, a po chwili dodała ostrożnie. – Ale wiesz, była tam taka ściana i kiedy ja już przez nią przechodziłam, odwróciłam się, a ty stałeś tam na środku, a one… czy oni byli wszędzie…
– To nie ma znaczenia – przerwał jej stanowczo. Jeśli się odwróci, będzie zgubiony. – Musisz go zabrać – mówił, podając jej do ręki papierowy statek.
– Czym on właściwe jest? – spytała. Nadal pamiętała uczucie ważności, jakie wywołał w niej, gdy pierwszy raz ujrzała go śniąc.
– Istnieją różne poglądy na ten temat – odparł nieznajomy. – Nosi nazwę chiave. Czym jest? Jedni mówią, że marzeniem, inni władzą, a jeszcze inni, że przekleństwem. I wszyscy mają rację.
Kiwnęła z uznaniem głową. Była to dobra odpowiedź, nie wyjaśniająca właściwie niczego, ale przecież takich wymaga się od tajemniczego przybysza. Gdyby jakiś powiedział kiedyś coś sensownego, równie dobrze mógłby demonstracyjnie podeptać „tajemniczość”, zostawiając smętnego „przybysza”, a dla takiego nikt nie traciłby czasu.
– Co mam z nim zrobić? – przeszła do rzeczy.
– Zabrać. Ukryć. Chronić – odparł. – Naucz się go używać. Pomoże ci w tym Doppio Ffug, odnajdź go. On ci wszystko wytłumaczy. Kieruj się przeczuciem, kiedy będziesz go szukać.
– Dobrze – zgodziła się i dodała z przejęciem. – Chodź ze mną, nie chce cię tu zostawić. To co widziałam… Nikt na to nie zasługuje. Pomogę ci, razem damy radę.
– Nie, wiesz, że to nieprawda – odparł z uporem. – Znają mój zapach, poza tym krwawię. Ty zgubisz ich bez problemu. Cienie – ….Jeśli się odwróci, będzie zgubiony… – nie mogą dorwać chiave.
Patrzyli tak na siebie w piwnicy, z której mrokiem walczyła jedna wypalona już prawie świeca, przeżywając chwilę, trwającą jednocześnie kilka sekund i setki lat. Nie mogła darować sobie tego, że niedługo bursztynowy blask zgaśnie na zawsze, a ona nic na to nie może poradzić.
– Uciekaj – szepnął.
Podeszła do ściany pewnym krokiem, a ta rozwarła się przed nią, pozostając jednak nadal tą samą ścianą. Cegła zawsze pozostanie cegłą, lecz niekiedy można wmówić jej, że jest drzwiami. Co więcej, gdzieś tam istnieje wszechświat, w którym nimi jest naprawdę. Właściwie przejście przez nią nie sprawiało żadnych trudności.
* * *
Dziewczyna zniknęła. Uśmiechnął się, cokolwiek stanie się teraz, nic już nie zmieni. Chiave został Przekazany. Było mu odrobinę bardziej niż trochę żal tego, że nigdy nie będzie mógł go już potrzymać. Lecz tam, gdzie już zaraz zapewne się uda, nie miało to przecież znaczenia.
Jeśli się odwróci, będzie zgubiony…
Czuł je, jak skradają się za plecami, osaczają go. Nigdy w życiu nie bał się równie bardzo. Gdyby ktoś zaproponował mu teraz szubienicę, przyjąłby ją z największą radością. Szelesty, które słyszał wcześniej były niczym w porównaniu z nieprzeniknioną ciszą, zawierającą sugestię tego, co ma się wydarzyć. Jakby rzeczywistość odśpiewawszy „ta, da, da…” zamarła, czyniąc niepokojącą pustkę, po której człowiek instynktownie czekał na grom brakującego „DAM”.
Nie wytrzymał. Skoro i tak mają go dorwać, postanowił sam wybrać chwilę. Jeśli gdzieś na świecie istnieje sprawiedliwość właśnie ten moment powinien należeć do niego, jako że były jednocześnie jego ostatnim. W ogarniętych strachem, bursztynowych oczach zalśnił ostatni płomień buntu. Odwrócił się, próbując ukryć lęk za nonszalanckim uśmiechem, który jednak natychmiast spełzł mu z twarzy, gdy ujrzał stojące za nim monstra. Z gardła wyrwał się niepowstrzymany wrzask…
Cienie zamigotały złowrogo i zaatakowały.
* * *
Od horyzontu po horyzont ocean roztaczał falujące macki. Nie był naturalny. Zwykle woda nie jest czarna, a przynajmniej nie powinna. Niebo było białe niby czysta kartka papieru. Żadnych chmur, żadnego słońca, żadnego dźwięku, żadnego zapachu… Biel i czerń. Choć nie, było jeszcze coś. Mały punkt wśród bezkresnej czerni. Na kwadratowej skale stała rozczochrana dziewczyna, wprowadzając do świata trochę zabrudzonej czerwieni.
– Aha – mruknęła. – Atramentowe morze i papierowe niebo.
Spostrzegła pióro, leżące obok lewej stopy. Było białe.
Podniosła je i zaczęła delikatnie obracać w dłoni. Nagle jej uwagę przykuła pewna myśl, która teraz wyraźnie widoczna, zdawała się istnieć od zawsze, jakby tylko czekała na odpowiedni moment, by zostać zauważoną. Pochyliła się, aby zanurzyć końcówkę pióra w czarnej substancji. Potem przyłożyła do bieli nieba i zaczęła rysować. Delikatne pociągnięcie, następnie drugie, kolejne i… armia szybko zakreślonych linii, trójkątny nosek, kilka kółek, łapki, seria kolejnych maźnięć, a na koniec sterczący dumie ogon. Acha, jeszcze wąsy.
Kot otrząsnął się i spróbował pojąć koncepcję trójwymiarowości. Już po chwili mruczące dzieło ocierało się o jej nogi. Follia uśmiechnęła się, próba przebiegła pomyślnie. Pora zmierzyć się z czymś bardziej skomplikowanym. Zanurzyła pióro powtórnie… Linia od samego dołu, dalej do góry, dwa kolejne pociągnięcia i mamy prostokąt wyższy od niej. Teraz kółko, niechaj będzie klamką. Zawiasy, nie zapomnijmy o zawiasach… Hm, to chyba tyle.
Zamknęła oczy i przekręciła klamkę nowo stworzonych drzwi. Stanęła u progu… właściwie czego? Po chwili wahania postanowiła jednak unieść powieki. I tak nic to jej nie dało. Przejście utworzone na białym niebie było tak samo czarne, jak falujące obok morze. Westchnęła i po raz kolejny zanurzyła się w niewiadomą.
"i wszelkiego paskudztwa, poczym odbył niefortunne spotkanie z rozwścieczonym bykiem" - po czym
"Odczuwał wtedy niepokojący bark" - tak, barki są bardzo niepokojące, zwłaszcza te szerokie. Może "brak"?
"W tych włosach tkwiło życie" - we włosach
"Od kilki miesięcy wędrowali od jednej do drugiej" - kilku
"nie potrafił ją przekonać, żeby zrezygnowała" - jej
"On sam od dawna stracił nadzieję" - "dawno stracił nadzieję", nie "od dawna"
Fajne to nawet. Odnoszę tylko wrażenie, że momentami nie możesz się zdecydować czy tekst ma być poważny, czy zabawny. Poza tym polecałbym uważnie czytać własne teksty przed publikacją. To, że mog wynaleźć tu tyle błędów, wcale nie świadczy zbyt dobrze o autorce tekstu.
Niemniej jednak, poza tymi potknięciami jest nawet ciekawie. Trochę pratchettowsko. A nuż pokuszę się o przeczytanie kolejnej części.
Przeczytałem i mam tę samą uwagę co vyzart --- niezdecydowanie co do charakteru tekstu. Dokładamy do tego ogólny chaos i robi się problem. Wydaje mi się, że szwankuje struktura tekstu. Rozpoczynasz wielkim opisem, który jest całkiem fajny, środek to takie szarpane dialogi, a końcówka wydaje się niedopieszczona słownie. Przez to zapada się tempo i napięcie opowieści. Co do formatowania tekstu --- rozdzielanie cząstek znakiem graficznym, numerkiem czy gwiazdką poprawia przejrzystość i ułatwia czytanie.
Ogólnie rzecz biorąc jest całkiem ciekawie, ale wypadałoby popracować nad formą.
I jeszcze jedna uwaga. Ja uważam, że lepiej napisać cały tekst, pozwolić mu odleżeć i wtedy dopiero go wrzucić. Zazwyczaj jest tak, że pierwsze części są zarazem ostatnimi. Ponadto w historii na raty nie zapanujesz nad ogólną strukturą.
pozdrawiam
I po co to było?
Dziękuję za komentarze. Błędy poprawione. Nad formą będę pracowała.
"Odnoszę tylko wrażenie, że momentami nie możesz się zdecydować czy tekst ma być poważny, czy zabawny."
A nie może być w miarę poważny, ale z domieszką humoru? Pisarze, których czytam, tak potrafią. Oczywiście zdaję sobie sprawę, że u mnie to wszytko zgrzyta miejscami, ale przecież dopiero się uczę.
----
"Dokładamy do tego ogólny chaos..."
"Dlaczego Chaos zawsze wygrywa z Porządkiem? Ponieważ jest lepiej zorganizowany" (T. Pratchett)
To tak zupełnie na marginesie. Nie mogłam się powstrzymać.
Nie zostałam kupiona. Widać, że jesteś fanką Terry'ego Pratchetta, bo tak bardzo, och tak bardzo starasz się go naśladować. Pierwsze opisy - piwnicy, stroju dziewczyny i jej włosów - są dla mnie strasznie wymuszone i zgrzytają przez to jak nienaoliwione drzwi. A już zwłaszcza zabolała mnie kradzież kwestii, że "ciemność nie tylko była brakiem światła...". Pogódź się z tym, że Pratchett jest tylko jeden i Ty nim nie będziesz. Ale możesz jeszcze być sobą i wypracować własny styl, zamiast ślepo podążać za idolem. Bo niestety naśladować trzeba umieć, a Twoje metafory... ("Aby zobrazować odzienie dziewczyny, należy wyobrazić sobie trochę smętnego materiału, który została zaatakowany przez tysiące rodzajów błota i wszelkiego paskudztwa, po czym odbył niefortunne spotkanie z rozwścieczonym bykiem i może rojem pszczół.") ...pozostawiają wiele do życzenia. Wybacz, jeśli brzmię ostro, ale ja też bardzo lubię Pratchetta, więc to, co zrobiłaś, boli mnie wręcz osobiście.
Poza tym dalej, nie wiem, czy to zamierzony zabieg, pojawia się kilkukrotnie kwestia: "Jeśli się odwróci, będzie zgubiony". A przecież to jest niemal słowo w słowo powiedzenie Daenerys Targaryen!
"...piwnicach. Nie bez przyczyny miejsca te kojarzone są z wszelkimi strachami, poczynając od popularnych monstrualnych pająków, poprzez meduzowate potwory, włochate bestie, bezcielesne duchy, upiory i co tylko jeszcze wyobraźnia potrafi stworzyć. Ta piwnica zyskałaby standard pięciogwiazdkowego hotelu dla wampirów. Pachniała stęchlizną, pleśnią i szczurzymi odchodami, jak na porządną piwnicę przystało." Powtórzenia.
"Obrazą dla tak dramatycznego i mrocznego klimatu, było umieszczenie tam świecy." - Szyk zdania wydaje mi się udziwniony. O wiele lepiej brzmiałoby "Umieszczenie tam świecy było obrazą..."
"Aby zobrazować odzienie dziewczyny, należy wyobrazić sobie trochę smętnego materiału, który została zaatakowany przez tysiące rodzajów błota i wszelkiego paskudztwa, po czym odbył niefortunne spotkanie z rozwścieczonym bykiem i może rojem pszczół. Spodnie nie prezentowały się lepiej." - Abstrahując od okropności opisu samego w sobie, piszesz o "odzieży", a potem piszesz, że spodnie nie prezentowały się lepiej. A co, spodnie to nie odzież?
"Odczuwał wtedy niepokojący brak, jak gdyby oglądał burzę z piorunami bez piorunów. Poza tym wywoływało to uczucie..."
"- Henry? – spytała, usłyszawszy hałas, dobiegający z ciemności." - Zbędny przecinek.
"Ktoś wspaniałomyślnie pozszywał ze sobą niektóre z nich, lecz w większości zwisały poszarpane, nadając całości wygląd wylinki węża. Henry Jajecznica patrzył na nią szarymi oczami, przepełnionych zmęczeniem." - Patrzył na wylinkę, tak? Tak wynika z kontekstu. Poza tym oczami przepełnionymi, a nie przepełnionych.
"- To nie był zwyczajny sen, zrozum…
Kiedyś rozumieli się bez słowa."
"- Sny są tylko snami – warknął – Niedawno śnił mi się klaun." - Brak kropki po "warknął".
"Nie zrozumie tego, wiedziała za każdym razem, gdy próbowała wyjaśniać to, co wyjaśnić się nie da. Było to jakby starać się wytłumaczyć ślepemu jak wygląda niebieski." - To, tamto, siamto. Formułuj zdania tak, by unikać podobnych niezręczności. Poza tym "to, czego wyjaśnić się nie da", a nie "to, co". No i na koniec brakuje mi słowa "kolor".
"- Zobaczysz, jeszcze dziś przyjdzie tu chłopak o bursztynowych oczach, stanie w tych drzwiach" - Brak znaku interpunkcyjnego na końcu zdania. Zgaduję, że miał to być wielokropek.
"Liczył cię tylko chiave." - się.
"Jednak w tej, na podłodze wtulona w beczkę siedziała rozczochrana dziewczyna." - Szyk zdania. Poza tym "wtulona w beczkę"? Wydaje mi się, że to nieco zbyt sztywna materia, by wtulać w nią, tak samo jak raczej powiedziałabym "przytulony do ściany", a nie "wtulony w ścianę".
Co do szyku: "Jednak w tej siedziała na podłodze rozczochrana dziewczyna, przytulona do beczki", może?
"Nieważne" piszemy łącznie.
Niejaka determinacja?
"Jedni mówią, że marzeniem, inni władzą, a jeszcze inni, że przekleństwem. I wszyscy mają rację." - Brakuje mi tu "że" przed "władzą".
No tak, i tyle krzyku o to, że chłopak jest ścigany, że nie mają czasu, ale jednak ucinają sobie pogawędkę na półtorej strony A4. W ogóle nie ma wrażenia pośpiechu, po prostu stoją sobie i gadają. A wróg grzecznie czeka, aż skończą. Problem wiarygodności.
"Patrzyli tak na siebie w piwnicy, z której mrokiem walczyła jedna wypalona już prawie świeca, przeżywając chwilę, trwającą jednocześnie kilka sekund i setki lat." - Zrezygnowałabym z przecinka po "chwilę".
"Co więcej, gdzieś tam istnieje wszechświat, w którym nimi jest naprawdę." - Szyk. Jest nimi, a nie nimi jest.
"Było mu odrobinę bardziej niż trochę żal..." - No daj spokój. Przeczytaj to zdanie na głos...
"Jeśli gdzieś na świecie istnieje sprawiedliwość właśnie ten moment powinien należeć do niego..." - Brak przecinka po "sprawiedliwość".
"Pochyliła się, aby zanurzyć końcówkę pióra w czarnej substancji. Potem przyłożyła do bieli nieba i zaczęła rysować." - Przyłożyła ją.
"...seria kolejnych maźnięć, a na koniec sterczący dumie ogon." Dumnie. Literówka.
„Acha, jeszcze wąsy.” W tym kontekście pisze się "aha", nie "acha". Są to dwa różne słowa. Tym bardziej dziwne, że wyżej zastosowałaś poprawnie.
„aha «wykrzyknik wyrażający potwierdzenie, zrozumienie, przypomnienie, zadowolenie, ironię itp.»”
„acha – wykrzykiwać „ach”, zachwycać się czymś w sposób nieco afektowany (w trzeciej osobie liczby pojedynczej), on, ona acha.”
(Według słownika języka polskiego PWN).
Tak łatwo narysowała tego kota? Ma jakieś zdolności rysownicze? Jeśli ma, to należałoby o tym wspomnieć, bo wiesz, większość ludzi zrobi kota z dwóch kółek i kilku kresek, a prawa logiki wymagałyby chyba, żeby tenże kot zlazł z nieba w takiej formie, w jakiej został narysowany – czyli mocno pokracznej. Jak na mój gust.
Poza tym ten motyw to ja już w „Zaczarowanym ołówku” widziałam.
Tyle. Nie zachęciłaś mnie do lektury dalszych części.
"Nigdy nie rezygnuj z celu tylko dlatego, że osiągnięcie go wymaga czasu. Czas i tak upłynie." - H. Jackson Brown Jr