- Opowiadanie: jimmor - Interes życia

Interes życia

Autorze! To opowiadanie ma status archiwalnego tekstu ze starej strony. Aby przywrócić go do głównego spisu, wystarczy dokonać edycji. Do tego czasu możliwość komentowania będzie wyłączona.

Oceny

Interes życia

Edward „Mudd" Collins zastopował napęd swego frachtowca i wywołał ścigającą go korporacyjną korwetę.

– Mówi kapitan Adam Peters z CS „Nashhorn". Stopuję silniki i czekam na przybycie grupy abordażowej.

– Dziękuję, kapitanie, proszę o wyłączenie wszystkich systemów poza systemami podtrzymania życia.

Collins przerzucił na konsoli kilka przełączników, wyłączając aktywne czujniki i redukując część źródeł emisji swego statku. Nie łudził się, że zdoła oszukać na dłużej korpów, ale każda zyskana sekunda zwiększała jego szanse. Robiąc to, puścił oko do swojego pierwszego oficera – Aishy i zmusił się do szelmowskiego uśmiechu. Nie chciał straszyć swych dziewczyn, sytuacja wcale nie była wesoła. 'Jak ja się w to wpakowałem?' pomyślał.

 

***

Wszystko zaczęło się przed dwoma miesiącami w jednej z tysiąca małych knajp na New Connect. W zadymionej spelunie noszącej z nieznanych powodów miano „Okruch Edenu" poznał człowieka, który zaproponował mu „interes życia". Kilka tygodni wcześniej w należącej do Strefy Wolnego Handlu kolonii Nowa Diuna wybuchła epidemia APAS. Ceny szczepionek poszybowały w górę, korporacje rządzące Strefą dysponowały monopolem na handel lekami w rejonie i cynicznie manipulowały podażą, by zmaksymalizować swe zyski. Zamiast szczepionek miliony mieszkańców planety otrzymały jedynie inhibitory wstrzymujące rozwój choroby i uzależniające ich od leku. Na Nowej Diunie miało dojść do zamieszek, a nawet regularnego powstania przeciw korpom. Collins o tym wszystkim wiedział – w SkyNews temat epidemii na Nowej Diunie niemal przez tydzień nie schodził z ramówki. Lokalni politycy trzęśli się w holo ze świętego oburzenia, pomstując na niehumanitarne praktyki Strefy i nawołując do wprowadzenia sankcji ekonomicznych. Potem temat przycichł, a uwagę holowidzów przykuł siedemnasty rozwód biseksualnej gwiazdy serialu „Kosmiczna Epopeja: W poszukiwaniu Ziemi". Nieznajomy z „Okruchu Edenu" twierdził, że ma kontakty w ruchu oporu na Nowej Diunie. Przedstawił się jako Sanders, ale Mudd nie wierzy,ł by było to jego prawdziwe nazwisko. Rzekomy Sanders szukał kogoś, kto dysponowałby zdolnym do skoków frachtowcem i byłby skłonny do umiarkowanego ryzyka. Ze szpitali w całym New Connect wyprowadził niemal dwadzieścia ton leków i szczepionek na APAS – wszystkie formalnie zostały zutylizowane jako przeterminowane. Na ironię zakrawał fakt, że w 100% były to środki importowane ze SWH. Collins wysłuchawszy całej historii, podrapał się z frasunkiem w zarost maskujący dość nieudolnie jego podwójny podbródek.

– Panie Sanders, świetnie rozumiem, że ma pan towar, na który tuż za rogiem jest gigantyczne zapotrzebowanie. Tylko nie bardzo wyobrażam sobie moją rolę w tym wszystkim. Nie przewieziemy przez kontrolę celną leków do strefy, a nawet gdyby nam się jakimś cudem udało, to sama Nowa Diuna jest otoczona kordonem sanitarnym.

– O transport na Nową Diunę niech się pan nie martwi, ruch oporu to załatwi. Pan musi tylko przeskoczyć celników.

– Tylko? – Collins uśmiechnął się ironicznie. Jego nawigator, Meg, kusząco przeciągnęła się na barowym stołku. Tania zagrywka przewidziana na potrzeby ich rozmówcy najwyraźniej okazała się skuteczna. Ten przez chwilę nie mógł oderwać wzroku od atrakcyjnych kształtów dziewczyny. Taka dekoncentracja w czasie negocjacji mogła go kosztować wiele…

– Tak tylko… bo ja mam współrzędne, to jest ja mam informacje, gdzie dostarczyć towar poza Strefą…

– Słuchamy…?

– Jeżeli mnie zabierzecie razem z towarem, pokażę wam tylne wejście, nie pilnowany układ na tuż za granicą SWH, gdzie jest skrzynka kontaktowa z tymi z Diuny. Daję za kurs 170 tysięcy.

 

Collins cicho westchnął. Na szczęście Sanders znów zapatrzony w prężącą się na stołku Meg nie zwrócił na to uwagi. Kupa szmalu jak za jeden kurs. Znaczyło to, że zysk z imprezy musiał być naprawdę astronomiczny.

– Meg, idziemy – dziewczyna doskonale odegrała minę rozczarowanej i posłała Sandersowi smutne spojrzenie. Nie po raz pierwszy Collins zadał sobie pytanie, czy jego nad niezwykle atrakcyjna załoga z taką samą wprawą nie manipulowała przypadkiem swym nieustraszonym kapitanem.

– Jak to? – Sanders był naprawdę zdezorientowany.

– Nie jestem zainteresowany.

– Proszę poczekać, proszę się zastanowić, mogę dać 200, nie 220 tysięcy…

– Niech pan mnie nie obraża. Jestem kupcem, nie szmuglerem.

– Ale… – facet desperacko próbował znaleźć jakieś argumenty. Collins doskonale zdawał sobie sprawę, że ten walczy nie tylko o interes, ale także o zatrzymanie przy stoliku jego nawigator. Meg właśnie wstała i z trudem zapinała suwak w obcisłej kurteczce.

– Chyba że… przez celników mogę przewieźć tylko własny towar. Odsprzeda mi pan te lewe leki i informacje o miejscu spotkań z ludźmi z Diuny.

– To niemożliwe…!

– Zatem żegnam. Życzę powodzenia w poszukiwaniu przemytnika. Skończy pan pewnie na pokładzie jakiegoś pirata albo handlarza żywym towarem, który godzinę po załatwieniu przez pana interesu wywali pana w próżnię.

– Proszę poczekać…

Ostatecznie dogadali się. Collins kupił za 130 tysięcy lekko przeterminowane leki, kolejne 400 tysięcy miał zapłacić po powrocie za informacje o systemie. Według Sandersa ruch oporu z Diuny za transport był gotów zapłacić niemal dwa miliony, co dawało całkiem przyzwoitą sumkę.

 

„Tylne wejście" Sandersa okazało się nieskatalogowanym układem brązowego karła leżącym w odległości dwóch lat świetlnych od Nowej Diuny. Jak to z gwiazdami tej kategorii zwykle bywa, jej masa była niedostateczna do podtrzymania znaczącej fuzji w jądrze. Reakcja tliła się ledwie, podgrzewając gazową kulę, okresowo zamierając. Brązowego karła otaczał pas asteroid i na jednej z nich miał mieścić się posterunek rebeliantów. Edward Collins po wejściu do układu skierował swą „Jaskółkę" zgodnie z wytycznymi prosto na boję sygnałową. Jej obecność napawała nadzieją na zakończenie całej awantury. Gdy tylko weszli pomiędzy pierwsze asteroidy, sprawy zaczęły się raptownie komplikować.

– Szypeer! Wywołują nas otwartym tekstem! – ciszę panującą na mostku przerwał okrzyk Katheriny, najnowszej członkini załogi, wyciągniętej seksownie na fotelu przy stanowisku łączności.

– Używają kodu, który podał Sanders?

– Nie, walą otwartym tekstem. I nie zgadza się częstotliwość.

– Kotku, przedstaw nas jako „Nashorn" Petersa i pozdrów bojowników o wolność z Diuny – Collins zaczął mieć paskudne przeczucia – Aisha, cała stop, zawracamy.

 

Napęd mikroskokowy frachtowca zamarł i jednostka natychmiast stanęła w bezruchu, wytracając całkowicie pozorną prędkość 6,7 km/s, którą potrafiła rozwinąć wewnątrz systemu. Zamiast tego uaktywniły się silniki manewrowe, obracając frachtowiec o 180 st. Efekt żyroskopowy wywoływany przez wirujące generatory fuzyjne, będące głównym źródłem zasilania frachtowca, powodował, że ten manewr wymagał kilkunastu sekund i sporej ilości energii. Prawie zakończyli zwrot, gdy znowu rozległ się okrzyk Kathriny.

 

– Szypeer! Znowu nas… albo lepiej dam to na główny ekran.

 

Na głównym holo pojawił się oficer w mundurze Służby Celnej SWH.

– Mówi podinspektor Adam Crowley z korpusu Służby Celnej Strefy Wolnego Handlu, dowódca korwety PC 0023. Wyłączcie napęd i przygotujcie się na przyjęcie grupy abordażowej! Jesteście zatrzymani pod zarzutem nielegalnego przewozu towarów z pominięciem wymaganych procedur celnych!

– Aisha, gdzie oni są?

– Jakieś 16500 km w głąb pasa, chowali się za asteroidą. Dlatego ich nie wykryłam wcześniej, przepraszam, Mudd.

– Daj spokój, to ja nas w to wpakowałem. To tylko korweta, nie jest zdolna do samodzielnego tranzytu, możemy jej uciec. Potrzebujemy tylko chwili czasu do naładowania kondensatorów skokowych. Cała naprzód, Meg, zacznij wyliczać kurs do domu!

 

Dwadzieścia minut później stało się jasne, że nie wymkną się tak łatwo. Korporacyjna korweta należała do zmodyfikowanej klasy PC IIc i choć nie posiadała prawdziwego napędu skokowego, napęd mikroskokowy pozwalał jej osiągnąć prędkość niemal 8 km/s. W dwadzieścia minut odległość do ścigającej korwety spadła do niespełna 14800 km. W tym momencie Collins podjął decyzję o wyłączeniu napędu mikroskokowego.

***

– Aisha, rozpocznij ładowanie kondensatorów skokowych.

– Aye, aye, sir! Tylko…

– Tak?

– Są za blisko. Dopadną nas za pół godziny. A potrzebujemy co najmniej 70 minut, by naładować kondensatory dość, żeby im odskoczyć.

– Zdaję sobie z tego sprawę, Aisha. A teraz, kochanie, zacznij ładować te kondensatory. Meg? Zacznij pasywnie namierzać sukinsyna, bądź gotowa odpalić salwę czterech Stingów, gdy tylko dam sygnał.

Odległość do korwety gwałtownie malała. Gdy spadła poniżej 8000 km, podinspektor Crowley zdał sobie sprawę, że emisja z ich generatorów bynajmniej nie wygląda, jakby wyłączyli wszystko poza systemami podtrzymania życia. Zaczął ich zasypywać żądaniami natychmiastowego wyłączenia generatorów i groźbami otwarcia ognia. Mudd go zignorował – nie sądził, by korp był w stanie prowadzić skuteczny ostrzał na odległość większą niż 3000 km. Za to gdy celnicy zbliżyli się na 4000 km, włączył aktywne systemy namierzania i śledzenia celów. Nie miał wątpliwości, że celnicy wykryli ich emisje – ich korweta zwolniła, najwyraźniej Crowley przerzucił część energii na tarcze, szykując się na potencjalne kłopoty. Mudd nie zamierzał go rozczarować.

– Meg, gotowa? Trzy, dwa, jeden… odpalaj!

 

„Jaskółka" delikatnie drgnęła, gdy zewnętrzne zasobniki opuściły jednocześnie cztery pociski Sting. Collins skrzywił się boleśnie, każdy był wart 300$ i niósł głowicę elektroniczną symulującą pocisk MIRV. Sekundę później Mudd wdusił na konsoli przycisk skoku. Aisha miała oczywiście rację – ładowane przez niespełna 25 minut kondensatory skokowe pozwoliły na tranzyt o długości ledwie 10000km – dystans ten korp pokona w mniej niż 20 minut. Mudd jednak nie zamierzał oddawać się ponurym rozmyślaniom.

– Aisha, pełen zwrot z maksymalną prędkością. Szybko, póki jesteśmy osłonięci Stingami!

Przez frachtowiec przetoczył się przeciągły jęk, gdy silniki manewrowe wywołały w kadłubie naprężenia walcząc z siłami bezwładności. Po chwili, która wydawała się Muddowi wiecznością, statek drgnął i zawrócił, ustawiając się dziobem wprost na korporacyjną korwetę. Ta była w tym czasie zajęta, próbując zniszczyć coś, co wyglądało jak fala 32 samonaprowadzających głowic z antymaterią. W rzeczywistości były to zwykłe elektroniczne wabiki. Collins cicho zaklął, widząc, że celnicy odpalili niemal sześćdziesiąt antyrakiet. Meg od razu zorientowała się, co to oznacza.

– Użyli antyrakiet, w życiu nie udowodnimy, że był to pozorowany atak.

– Wiem, zatem zróbmy wszystko, by nigdy nie musieć tego udowadniać.

 

W rzeczywistości wcale nie czuł się tak pewnie. Z jednej strony wiara celników w to, że był to prawdziwy atak, zwiększała ich szansę na ucieczkę. Z drugiej… zgodnie z prawem Strefy czynny atak na funkcjonariuszy mógł zostać zaklasyfikowany jako atak terrorystyczny. A terrorystów w SWH nie chroniły prawa człowieka, w chwili uprawomocnienia wyroków stawali się przedmiotami. On sam skończyłby pewnie jako obiekt eksperymentów medycznych w laboratorium którejś z korporacji zasiadającej w zarządzie Strefy. W porównaniu z losem, który czekałby dziewczyny i tak mógłby mówić o szczęściu.

Tymczasem korporacyjna korweta rozprawiła się z fałszywymi pociskami i podjęła pościg. Mudd miał nadzieję, że celnicy nie zauważyli jego manewru – z odległości tysięcy kilometrów dziób „Jaskółki" powinien być nie do odróżnienia od rufy dla niezbyt wyrafinowanych sensorów korwety…

– Aisha, zacznij ładować kondensatory skokowe. Meg, przygotuj kolejną salwę Stingów i… boję AFSG. Nastaw ją na program „Jump and Run", zasięg skoku 8600, prędkość 6,65.

 

Dwadzieścia minut później podisnpektor Crowley znów siedział im na karku. Tym razem Collins dopuścił go na niespełna 3200 km – z tej odległości korporacyjny okręt otworzył ogień z dwóch railgunów, celnik nie bawił się w żadne ostrzeżenia. Mudd nie czekał, aż wystrzelone pociski dotrą do jego statku, wdusił na konsoli klawisz uruchamiający napęd skokowy. Jednocześnie Meg odpaliła Stingi, a rufowa wyrzutnia „Jaskółki" wystrzeliła boję AFSG, która natychmiast dokonała tranzytu.

 

Po skoku frachtowiec znalazł się 8000 km za rufą korwety. Mudd tuż przed skokiem wyłączył wszelkie aktywne sensory i wygasił reaktory fuzyjne. Teraz jego frachtowiec stał się prawie niewidoczny na tle tarczy brązowego karła. Oczywiście „prawie" nie wystarczyłoby, gdyby korpy spróbowały go odnaleźć. Miał jednak nadzieję, że tego nie zrobią – powinni pognać za boją AFSG. Było to elektroniczne cudeńko, które kosztowało go niemal 30.000$. Boja potrafiła dokonać skoku na odległość kilkunastu tysięcy kilometrów, a do tego jej profil emisji doskonale symulował emisje „Jaskółki". Teraz pojawiła się niemal dwanaście tysięcy kilometrów przed dziobem korwety i zaczęła uciekać z prędkością ponad 6,5 km/s. Celnicy nie powinni być w stanie poznać się na mistyfikacji, zanim nie zmniejszą dystansu do jakiś 4000 km. A to wymagało ponad półtoragodzinnego pościgu…

 

Kilka minut później stało się jasne, że Crowley dał się nabrać. Po pół godzinie Collins pozwolił sobie na ostrożny optymizm, po kolejnych dziesięciu minutach – gdy celnicy znaleźli się ponad 27000 km od „Jaskółki", zaczął powolny ostrożny rozruch generatorów i ładowanie kondensatorów skokowych. PC 0023 goniła jeszcze przez niemal pół godziny za elektronicznym wabikiem, nim jej załoga zorientowała się, że została wystrychnięta na dudka. Okręt natychmiast zawrócił i ruszył z pełną prędkością ku rzeczywistej pozycji frachtowca, było już jednak za późno. Gdy celnicy dotarli na 4200 km, Collins ładował już napęd skokowy od półtorej godziny. Wystarczało to do skoku na 80000 km. Korweta potrzebowała ponad dwóch i pół godziny na przebycie tego dystansu. Udało im się. Pozostało zminimalizować poniesione w tej niefortunnej eskapadzie straty.

 

– Aisha, masz namiar boi? No to zabieramy nasze zabawki i wynosimy się z tej niegościnnej piaskownicy.

Koniec

Komentarze

'Jak ja się w to wpakowałem?' pomyślał. *** - tutaj chyba zabrakło entera lub enteru (jak kto woli)
- Słuchamy...? - niepotrzebny znak zapytania
(...) nie pilnowany układ na tuż za granicą SWH (...) - chyba Ci się na niepotrzebne wkradło
- Ale... - facet desperacko próbował znaleźć jakieś argumenty. - zdanie po myślniku powinno zaczynać się dużą literą
Zamiast tego uaktywniły się silniki manewrowe obracając frachtowiec o 180 st. - bez skrótu, powinno się napisać stopni.
- Ay, ay, sir! Tylko... - wydaje mi się, że poprawna wersja tego okrzyku to: Aye, Aye, Sir!

Nie czytałem żadnej z książek o Diunie, toteż nie wiem, czy Twój tekst ma z nimi jakiś punkt wspólny. W każdym razie, co mi się nie podobało:
1. Interpunkcja - kuleje i to strasznie, trzeba nad nią popracować. Ale nie przejmuj się, chodzi głównie o przecinki.
2. Akapit zaczynający się po *** jest zdecydowanie za długi, powinieneś go podzielić.
3. Liczbomania - strasznie dużo liczb się pojawiło. Odległości i prędkości co chwilę się zmieniały i na dobrą sprawę trzeba byłoby bardzo dobrze i szybko liczyć w pamięci, aby opanować sytuację "Jaskółki"
Skończywszy z tym, co było złe, przechodzę do tego, co było dobre, a jest to znacznie przyjemniejsza część komentarza. A zatem:
1. Lekko i szybko się czytało - pomimo braku przecinków i trochę przydługich akapitów (niektórych) tekst naprawdę szybko przeczytałem
2. Przystępny język - wszystko napisane prosto, lekko, przyjemnie dla oczu
3. Fabuła - ciekawa opowiastka. Szczerze przyznam, że liczyłem na większe poczucie czarnego humoru kapitana, ale to drobnostka i moja wybredność. :)
Tekst moim zdaniem udany i gdybym mógł wystawić ocenę, to dałbym porządną, zasłużoną 4.
Pozdrawiam i życzę powodzenia :)

teskt łatwy, przyjemny i niezbyt oryginalny - to stanowi jego zalety. zamiast wydziwiania lekkostrawna rozrywka.
błedy techniczne - te musisz poprawić sam. jedna rada ogólna: zaokrąglaj! w opowiadaniu i tak jest zbyt dużo cyferek, więc zrób z 14800 km "prawie piętnaście tysięcy", a z 7,2 km/h, "ponad siedem kafli na budziku", to baaaardzo zaokrągli zdania.
w tej chwili 6/10, ale wierzę, że po poprawkach bedzie 7/10

Dziękuję za uwagi i komentarze, kilka poprawek wprowadziłem. Należy się Wam kilka wyjaśnień:
- tekst powstał jako wprowadzenie do otwartego świata gry RPG w stylu Space Opery, który mozolnie buduję. Na razie głównie samotnie, ale może kiedyś uda się to zmienić. Z tego powodu pojawia się niestety liczbomania - przy okazji fabularnego tekstu przemycam pewne założenia mechaniki. Jeżeli tekst pomimo to pozostał pozostał lekkostrawny - tym lepiej.
- opowiadanie nawiązuje do Diuny w dość przewrotny sposób: nazwa Nowa Diuna nie odwołuje się do prawdziwej Diuny lecz do "Diuny" - książki Franka Herberta. Historię uniwersum mam nadzieję przedstawię kiedyś w kolejnych opowiadaniach, teraz zdradzę jedynie, że jego mieszkańcy znają i z ważnych dla siebie powodów szanują kulturę XXwiecznej Ziemi. Dlatego w galaktyce można znaleźć zapewne kilka pustynnych planet noszących mających w nazwie Diuna
- nawiązań do klasyki jest więcej - kapitan Edward „Mudd" Collins w pełni świadomie i ze swojego wyboru nawiązuje do postaci ze StarTrek The Orginal Series: do  Harcourta Fentona "Harrego" Mudda. Ma swoje wady, do których należą ograniczona zdolność przewidywania i nadmierna pewność siebie. Być może opowiadanie byłoby ciekawsze gdybym zrobił go bardziej błyskotliwym i dysponującym większym poczuciem humoru... ale nie pasowało mi to do koncepcji tej postaci. No i gdyby był inteligentniejszy - pewnie nie wpakowałby się w takie tarapaty i musiałbym wymyślać bardziej skomplikowaną intrygę. A leniwy jestem.

z całym szacunkiem i życzeniami powodzenia - kostkami w opowiadaniu nikogo nie przekonasz do systemu, a z dużym prawdopodobieństwem wręcz przeciwnie.
jeśli mogę coś doradzić - następne opowiadanie "promocyjne" niech posiada limit: najwyżej 1 cyfra na każde 1000 znaków tekstu.
to dobra zasada, zwłaszcza że pozwoli uniknąc paniki czytelnika na widok dwóch dat na jednej stronie lub promienia orbity stacjonarnej lx-651 (ups, zużyłem już limit na 3000 znaków: )

Ja powiem tak: sci-fi to nie jest mój konik, choć zdarzają się teksty z tej kategorii, które czytam z wypiekami na twarzy (np. "Kwantowy nie-byt" exturio, polecam). Ten tekst niestety do nich nie należy, bo poza masą szczegółów technicznych i fabułą "byle by było", nic sobą nie reprezentuje. Nie jest napisany źle, ale skierowany jest chyba tylko do mechaników (na potwerdzenie tezy - liczba lasencji na pokładzie).

www.portal.herbatkauheleny.pl

- Proszę pana nasi czytelnicy to humaniści, którzy w szkole nie lubili fizyki i matematyki. Często wspominają o tym w swoich listach. Może więc napisałby pan coś o parapsychologii lub o poznaniu pozazmysłowym.

- Mówi pan, że to tylko humaniści? - westchnąłem ciężko - Trzeba mi było powiedzieć od razu, że to półinteligenci!

- Myślę, że nie powinniśmy przedłużać tej rozmowy. Nasi czytelnicy kupują "Śmiałą Myśl" dlatego, że pismo daje im poczucie bycia elitą.

Opowiadanie czyta się lekko i przyjemnie, mimo że jest totalnie nie w moim guście i klimacie. Gratuluję. Zgadzam się z przedmówcami w sprawie liczb.

Liczby, zasięgi, prędkości, odległości

- jest to pewna (celowa zresztą) maniera pisania, nawiązujący do stylistyki 'marynistycznej' - por. Cykl Honor Harrington Davida Webera. Jedni to lubią, innych odrzuca. Nie sposób jednak relacjonować bitew nie podając takich danych, tak by nie zamieniło się to w relację merytorycznie ułomną, zbliżoną do reportaży w naszych wiodących stacjach informacyjnych.

Nowa Fantastyka