
Autorze! To opowiadanie ma status archiwalnego tekstu ze starej strony. Aby przywrócić go do głównego spisu, wystarczy dokonać edycji. Do tego czasu możliwość komentowania będzie wyłączona.
Słowa mężczyzny zagłuszył głośny jęk przesłuchiwanego, a serce Adama zatrzymało się na chwilę. Znał ten głos. Poznał go od razu, chociaż był zniekształcony bólem i strachem. Przecisnął się do przodu ignorując gniewne krzyki popychanych ludzi i stanął w pierwszym rzędzie. Zobaczył Turka, jak zwykle wspartego na swojej lasce, a obok jakiegoś chłopaka, który na jego polecenie torturował więźnia. Na ziemi kulił się pobity i zakrwawiony ojciec Adama.
Adam stał sparaliżowany patrząc jak chłopak kopie ojca. Znowu te same chrupnięcie, które nie dawało mu spokoju w nocy, ale nie był pewien, czy słyszy je w swojej wyobraźni, czy to naprawdę ojcu pękła jakaś kość. Oby nie, oby miał całe kości, oby mógł chodzić o własnych siłach, jeśli da radę utrzymać się na nogach jest jeszcze jakaś nadzieja, myślał gorączkowo Adam. Wiedział co musi zrobić, nie miał czasu na wahanie. Na razie jednak nie mógł się nawet ruszyć wciśnięty między gapiów i musiał patrzeć na skulonego ojca, próbującego nieudolnie zasłonić się przed ciosami.
W końcu Pieńkowski stracił przytomność. Dwóch mężczyzn wzięło go pod ramiona i zaczęli ciągnąć jego bezwładne ciało korytarzem. Ludzie rozstępowali się, robiąc im przejście. Powoli zaczęli wracać do swoich zajęć. Przedstawienie skończyło się.
-Dokąd go zabrali? – Adam zapytał kobiety stojącej obok.
-Co cię to obchodzi szczeniaku – warknęła mierząc go nieprzychylnym spojrzeniem – nie masz nic do roboty?
Adam nie miał ochoty z nią dyskutować. Odwrócił się na pięcie i odszedł. Myślał intensywnie. Miał pretekst żeby iść do Turka, może od niego mógłby się czegoś dowiedzieć, ale co dalej? Pokręcił się trochę bez celu po Hadesie i poszedł do czarnego namiotu. Tam niespodziewanie spotkał swojego starego znajomego.
– Witaj chłopcze, poznałem cię z daleka po krokach i po zapachu, chociaż mówią, że niedługo zapomnę jak to się robi. Chyba powinienem przyjrzeć się twojej twarzy. – powiedział i uśmiechnął się po praz pierwszy odkąd Adam go poznał – Co cię tu sprowadza?
Adam patrzył zafascynowany na twarz Abrahama, stary mężczyzna zmienił się prawie nie do poznania.
– Szukam Turka, muszę mu powiedzieć coś bardzo ważnego.
– No cóż, tutaj go nie ma i nie wiem kiedy będzie.
– A ty co tutaj robisz? – zapytał Adam.
– Nic ciekawego, pilnuję tego śmiecia – Abraham wskazał ciemny kąt namiotu i dopiero teraz Adam zauważył, że ciemny kształt który tam leży, to jego ojciec, zwinięty w kłębek i nieprzytomny. – Nie mam z nim wiele roboty. Chociaż trudno tutaj siedzieć kiedy dzieją się takie rzeczy.
– Takie rzeczy? Co masz na myśli?
– Nie wiem czy powinienem ci mówić. Chociaż to i tak lada chwila wyjdzie na jaw. Turek kazał aresztować proroka. Poszli po niego jakiś czas temu. Chciał to zrobić po cichu bo bał się jego zwolenników. Niektórym z nas dał jakieś zadania, kazał stać na warcie, albo wysłał za miasto. Dlatego ja muszę tutaj sterczeć.
– I co byś zrobił gdybyś nie musiał tutaj siedzieć? – zapytał Adam, zerkając ukradkiem na ojca i próbując ocenić jego stan.
– Znalazłbym kilku takich jak ja i coś byśmy zrobili. Pieniek, ty z nim rozmawiałeś, widziałeś co mi zrobił. – Abraham pokazał palcem swoje nowe oczy. – Nie możemy go tak teraz zostawić na pastwę Turka, rozumiesz?
Starzec złapał Adama za ramię, przyciągnął do siebie i spojrzał na niego wyczekująco.
– Słuchaj, ja nie bardzo chcę się w to mieszać – powiedział Adam próbując wyswobodzić się z uścisku starca – ale jeśli to dla ciebie takie ważne mogę cię zastąpić na chwilę. Idź ja popilnuje więźnia.
-A jeśli ktoś się zorientuję, że się zamieniliśmy?
-Tyle się teraz dzieje, że nikt nie zauważy. Możesz przecież iść na chwilę i zobaczyć jak sprawy stoją.
-Dzięki Pieniek, zawsze wiedziałem, że dobry z ciebie chłopak. – powiedział Abraham i wyszedł z namiotu.
Adam został sam z ojcem. Pochylił się nad nim i delikatnie dotknął jego ramienia.
-Tato, to ja, słyszysz mnie? – zapytał szeptem.
Ojciec drgnął i z trudem podniósł opuchnięte powieki. Jego twarz pokryta zaschniętą krwią wyglądała strasznie.
-Adam… – wychrypiał z trudem.
-Tato, dasz radę iść? To ważne, mogę cię stąd zabrać, ale będziesz musiał iść, rozumiesz? Dasz radę? – Adam szeptał gorączkowo.
-Tak – Pieńkowski spróbował się podnieść.
-Nie, jeszcze nie teraz, musimy chwilę poczekać – powstrzymał go Adam. – Teraz musisz leżeć spokojnie, udawaj że jesteś nieprzytomny.
Abraham wrócił po chwili zdyszany i wzburzony.
-Będą go sądzić! – krzyknął. – Za chwile Turek będzie sądził proroka w głównym korytarzu! Pieniek musimy coś zrobić!
-Przecież nie możemy zostawić więźnia. Idź, ja go popilnuję – odpowiedział Adam.
-Na pewno?
-Tak, idź już. Prorok cię potrzebuje.
Adam czekał cierpliwie słuchając podekscytowanych głosów ludzi, którzy przechodzili torami na drugą stację. Miał nadzieję, że nikomu nie przyjdzie do głowy zajrzeć do czarnego namiotu, za każdym razem gdy ktoś się zbliżał serce podchodziło mu do gardła. Kiedy ostatnie głosy ucichły odczekał jeszcze chwilę i pomógł ojcu wstać. Na szczęście Pieńkowski mógł utrzymać się na nogach.
-Adam, dokąd… – próbował mówić, ale zaschnięte gardło i spuchnięte wargi odmówiły mu posłuszeństwa.
-Tato zabiorę cię stąd, ale musimy być bardzo cicho, dobrze? – wyszeptał Adam. Rozwiązał ojcu ręce, skrępowane zwykłym sznurem i zarzucił swoją kurtkę na jego podartą, zakrwawioną koszulę. Jeśli ktoś ich zobaczy, może nie rozpozna więźnia w kiepskim świetle.
Chłopak rozchylił czarną folię i wyjrzał. Peron był pusty. Wrócił po ojca i pomógł mu wyjść z namiotu. Powoli, ostrożnie weszli po schodach na korytarz. Tak jak Adam się spodziewał, nikogo tu nie było. Pierwszy raz widział podziemia Hadesu zupełnie puste. Zdziwiło go jak bardzo brudne i obskurne wydają się kiedy zostały opuszczone przez ludzi, ale to i tak była tylko część prawdy, żółte, mętne światło żarówek podwieszonych pod sufitem litościwie ukrywało ich prawdziwą nędzę.
Odkąd zamkniętą Wisłę nikt nie stał na warcie wyszli więc na górę nie zauważeni. Pieńkowski jęczał cicho i szedł z trudem, kiedy wchodzili po schodach jedną ręką wspierał się na synu, drugą trzymał się ściany. Na górze Adam poczuł, że nie ojciec zaraz upadnie, a on nie da rady go utrzymać. Ostatkiem sił odciągnął go na bok. Ukryli się za kupą gruzu leżącą zaraz przy wyjściu z Hadesu. Chłopak miał nadzieję, że jeśli tylko chwilę odpoczną, dadzą radę iść dalej. Odczekali kilka minut. Nikt nie szedł za nimi, ale Adam zdawał sobie sprawę z tego, że za chwilę ktoś może zauważyć ich zniknięcie, a wtedy nie będą mięli żadnych szans. Została im tylko jedna możliwość – jak najszybciej przedostać się na drugą stronę rzeki.
*
Człowiek, kiedyś nazywany Mięcikiem stał przed sądem. Przed nim, na podwyższeniu siedział starzec z surową twarzą, pociętą siecią głębokich zmarszczek. Otaczali ich ludzie, ściśnięci w korytarzu, jeden obok drugiego.
– Kim jesteś? – zapytał podniesionym głosem stary człowiek.
– Jestem wysłannikiem Pana – odpowiedział Mięcik spokojnie.
– Po co tu przybyłeś?
– Żeby głosić Jego słowo i uzdrawiać Jego mocą.
Przez tłum przetoczył się szmer.
– Zaprzeczysz, że jeszcze dwa tygodnie temu byłeś dyrektorem jednej z warszawskich psiarni, że nazywasz się Mięcik? – starzec zapytał głośno, niemal krzycząc. Zgromadzeni odpowiedzieli głośnym pomrukiem gniewu i musiał uciszyć ich gestem ręki. Prorok stał milcząc.
– Czy nie zostałeś tutaj wysłany żeby siać zamęt? Udając proroka, używając sztuczek, miałeś namówić ludzi, żeby porzucili naszą sprawę, żeby zrezygnowali z walki z animalizmem. Czy nie nawoływałeś do odrzucenia przemocy? – starzec wykrzykiwał kolejne oskarżenia, głos niezadowolenia znowu przetoczył się przez korytarz, tym razem dużo głośniej, nie dając Mięcikowi szansy na udzielenia odpowiedzi.
– On jest niewinny! – krzyknął nagle ktoś z tłumu. Prorok spojrzał w tamtą stronę i rozpoznał człowieka, któremu przywrócił wzrok. Wybuchło małe zamieszanie. Ktoś szarpnął Abrahama, ktoś inny go pociągnął, czyjaś pięść zamknęła mu usta i mężczyzna zniknął wciągnięty przez tłum.
– Przyjaciele, jesteśmy o krok od zwycięstwa – powiedział starzec wstając, żeby wszyscy mogli go widzieć i słyszeć – Jutro nasi ludzie wyruszą żeby zaatakować Psiarnię nr Jeden, zniszczyć naszych ciemiężycieli i przejąć władzę nad tym miastem. W końcu po tylu latach będziemy mogli opuścić to zatęchłe podziemie i odetchnąć bez obaw świeżym powietrzem. Ale nasi wrogowie wciąż nie dają za wygraną, wciąż działają przeciw nam posuwając się do najbardziej wyrafinowanych sztuczek. Jedną z nich było wysłanie tego człowieka – wyciągnął rękę i wskazał palcem proroka. – Nie docenili nas, nie tak łatwo nas oszukać. Zwycięstwo będzie nasze! – Tłum odpowiedział okrzykami. – Skazuję cię na śmierć przez powieszenie! – krzyknął starzec w stronę byłego dyrektora. – Wyrok zostanie wykonany jutro o zachodzie słońca.
*
Ojciec pojękiwał cicho i Adamowi zdawało się, że zaraz straci przytomność. Siedzieli w ukryciu od dziesięciu minut, ale Pieńkowski zamiast odzyskiwać siły, słabł coraz bardziej. Nie było czasu do stracenia.
– Tato, musimy iść – powiedział Adam. Dźwignął go do góry i objął ramieniem, ale ojciec stał oparty bezwładnie o gruzowisko, więc zarzucił sobie jego ręce na szyję i zaczął wlec za sobą. Poczuł strużki spływające po plecach, dopiero po chwili zorientował się, że to nie pot, a krew ojca. Pieńkowski był ciężki. Adam co chwilę potykał się o coś w ciemnościach, ale kiedy zaczął opadać z sił, wyobraził sobie Abrahama, który odkrywa że więzień uciekł i Drzazgę z chłopakami uzbrojonymi w pałki, ruszającymi w pogoń. Odkrył w sobie nowe pokłady sił.
Powoli, krok za krokiem, dowlekli się do mostu. Chwila wahania – czy przywita ich seria z karabinu? Czy zginą natychmiast, czy będą musieli konać długo, wykrwawiając się do Wisły? Może lepiej od razu skoczyć do rzeki? Wszystko wydawało się Adamowi lepsze, niż dać się zatłuc na śmierć drewnianymi pałkami. Wzdrygnął się na myśl, że ostatnią rzeczą jaką zobaczy w życiu będzie uśmiechnięta morda Anki.
Na moście paliły się latarnie, snopy żółtego światła kreśliły wyraźną granicę między życiem, a śmiercią. Adam zaczerpnął powietrza jak przed skokiem na głęboką wodę, zamknął oczy i ruszył przed siebie najszybciej jak mógł. Jasne światło przebiło się przez zaciśnięte powieki. Nic się nie stało, przywitała ich cisza.
– Jeden, dwa, trzy… – liczył kroki – pięćdziesiąt cztery, pięćdziesiąt pięć, pięćdziesiąt sześć… – Otworzył oczy. Byli już w połowie drogi. Nadal cisza. – Pięćdziesiąt siedem, pięćdziesiąt osiem, pięćdziesiąt dziewięć… – najdłuższa podróż jego życia.
A może nie ma żadnych karabinów na drugim brzegu? Może to wszystko kłamstwo wymyślone przez Turka, żeby ich przestraszyć i zatrzymać w Hadesie? Zaczął się zastanawiać kiedy ostatnio widział lewy brzeg, nie mógł sobie przypomnieć żeby cokolwiek tam budowali. Teraz wszystko przed nim tonęło w kompletnych ciemnościach, ale prawie przeszli na drugą stronę i na razie nic się nie stało. Adam prawie uwierzył, że historia z zamykaniem przejścia przez Wisłę była zmyślona, kiedy usłyszał terkot. Zamarł przerażony, czekając aż kule podziurawią jego ciało, nic takiego jednak nie nastąpiło, a dźwięk stawał się coraz głośniejszy. Rozejrzał się i zobaczył światła na wodzie, pomyślał więc, że to jakaś łódź, ale zaraz zorientował się, że to tylko odbicie reflektorów unoszących się w powietrzu nad jego głową. Silny podmuch wiatru rozwiał Adamowi włosy i dosłownie kilka metrów przed nim usiadł helikopter. Widział taką maszynę po raz pierwszy w życiu, ale wiedział, że wojsko ma kilka, oszczędzanych na wyjątkowe sytuacje.
Z helikoptera wyskoczyło dwóch uzbrojonych mężczyzn w wojskowych mundurach, Adam na chwilę wstrzymał oddech, ale nie sięgnęli po broń. Podbiegli i chcieli mu coś powiedzieć, ale nie byli w stanie przekrzyczeć hałasu pracującego silnika i wirujących śmigieł. Zdjęli nieprzytomnego ojca z jego pleców i zaczęli nieść go do helikoptera jednocześnie dając znaki Adamowi, żeby poszedł z nimi.
Lecieli. Świat zmienił się w czarną plamę, rozjaśnioną rzadkimi skupiskami światełek, tam gdzie w blokach wciąż działały instalacje elektryczne. Na niebie płonęły miliony gwiazd uwolnione od żarłocznego blasku miasta. Ojciec leżał na podłodze przykryty kocem, chłopal siedział przy nim pilnując każdego oddechu. Nie wiedział gdzie lecą, ani co się z nimi stanie.
Zabrali ich gdzieś za miasto, do dużego kompleksu budynków. Adam nigdy wcześniej tu nie był, ale to mogła być tylko Psiarnia nr 1. Maszyna wylądowała na dachu. Pieńkowskiego położono na noszach i sanitariusze zanieśli go prosto do ambulatorium, po Adam przyszło dwóch ludzi. Szedł korytarzami rozglądając się, wszystko było nowe i czyste, czuł się przez chwilę jak bohater jakiegoś starego filmu. Iluzja rozwiała się gdy zobaczył swoje odbicie w szybie drzwi i w pierwszej chwili sam siebie nie poznał – zmienił się przez te kilka dni i nie chodziło tylko o to, że teraz był brudny, obszarpany i umazany krwią.
Mężczyźni zaprowadzili go do małego pokoiku. Jedynym wyposażeniem był stolik, dwa krzesła. Przy stoliku siedział mężczyzna, na blacie przed nim stała mała lampka – jedyne źródło światła i leżał dyktafon. Adam ledwo mówił ze zmęczenia, ale opowiedział wszystko czego zdołał się dowiedzieć. Mężczyzna często mu przerywał dopytując się o szczegóły. Później zrobili przerwę i dostał coś do jedzenia. Chłopak nie pamiętał, kiedy ostatnio jadł jakiś normalny ciepły posiłek, powinien czuć głód, ale miał wrażenie, że żołądek zmienił mu się w twardą bryłę i nie był w stanie nic przełknąć. Kiedy odpoczął przesłuchanie zaczęło się od nowa. Adam opowiadał wszystko od początku – jak poznał pierwszych chrześcijan, jak zdobył powoli ich zaufanie i w końcu został ochrzczony. Opisał dokładnie działanie i plany Hadesu. Przerwał nad ranem, tylko dlatego, że nie mógł zapanować nad ogarniającym go snem. Ktoś wskazał mu drogę do kwatery Adam rzucił się na łóżko i natychmiast zasnął. Obudzili go po kilku godzinach i znowu zadawali mu pytania, więc opowiadał wszystko jeszcze raz najdokładniej jak potrafił, chociaż wciąż był pół przytomny ze zmęczenia. Obiecali, że kiedy skończą będzie mógł zobaczyć się z ojcem.
– Jak to się stało, ze złapali ojca? – chłopak zapytał oficera, który go przesłuchiwał.
– Nie wiesz? Podstawił się. Dał się złapać.
– Jak to, dał się złapać? – nie zrozumiał Adam.
– Słuchaj, gówniarzu – powiedział mężczyzna, a w jego głosie słychać było gniew. – Przez twoje głupie zabawy w szpiega mogliśmy stracić dobrego człowieka. Masz szczęście, że udało ci się zdobyć jakieś informacje, które możemy wykorzystać. Co nie znaczy, że twój ojciec nie będzie odpowiadał za działanie bez zgody przełożonych.
– A co z tym atakiem na Jedynkę, o którym mówiłem? – zapytał Adam.
– To już nie jest twoje zmartwienie.
Rzeczywiście wieczorem przyprowadzili Pieńkowskiego do kwatery. Wyglądał strasznie ze spuchniętą twarzą, podbitymi oczami, cały pobandażowany, ale szedł o własnych siłach i nawet uśmiechnął się ostrożnie na widok syna. Ktoś przyniósł im jedzenie. Pieńkowski nic nie mówił, a Adam na razie nie chciał pytać, patrzył tylko w milczeniu jak ojciec powoli je kolację. Za oknem zachodziło słońce.
*
Podwyższenie ustawiono na powierzchni i było to całkowicie niezgodne ze wszystkimi zasadami bezpieczeństwa, ale teraz kiedy ich żołnierze maszerowali po zwycięstwo, nie musieli być ostrożni. Więzień, który uciekł nie wiedział nic o dzisiejszym ataku. Abrahma wziął całą winę na siebie, a zniknięcia Adama nikt na razie nie zaważył. Czuli się bezpiecznie.
Wokół podwyższenia zgromadzili się ludzie z Hadesu, wychudzeni, w postrzępionych, brudnych ubraniach. Człowiek, który był kiedyś Mięcikiem, patrzył spokojnie w ich zapadnięte oczy, w których tliły się iskierki szaleństwa. Obok niego stała pośpiesznie wzniesiona szubienica. Miał na sobie tylko starą, podartą, sztywną od krwi i brudu szpitalną koszulę. Zgubił gdzieś prześcieradło, może ukradkiem zabrał je jakiś wyznawca, żeby przechować jako relikwię, a może leżało gdzieś na ulicy, porwane przez wiatr i zdeptane setkami zabłoconych butów. Nie miało to już znaczenia. Były dyrektor skulony, zgarbiony, drżał z zimna i bezgłośnie poruszał wargami, w myślach powtarzając słowa, które wydały mu się odpowiednie chociaż od nikogo ich nie usłyszał, ani nigdzie nie przeczytał: Panie wybacz im bo nie wiedzą co czynią.
Tłum się niecierpliwił. Słońce zachodziło za budynkami, zaczynało robić się ciemno i zerwał się zimny wiatr.
– Śmierć szpiegowi – krzyknął ktoś, wznosząc do góry dłoń zaciśniętą w pięść.
– Śmierć fałszywemu prorokowi – zawtórował ktoś inny.
Kolejne okrzyki wznosiły się coraz częściej, tłum poruszał się niespokojnie jak wielkie zwierze z setką oczu, wpatrzonych w swoją ofiarę. Ucichł dopiero kiedy na podwyższeniu pojawił się Turek, eskortowany przez dwóch wyrostków uzbrojonych w ciężkie pałki.
– Za trzy godziny nasi dzielni żołnierze zaatakują siedzibę wroga – Turkowi odpowiedziały okrzyki pełne euforii, ale uniósł dłoń i natychmiast zapadła cisza – a my zgromadziliśmy się tutaj żeby ukarać ostatniego wroga ukrytego w naszych szeregach. Jutro wyruszymy na drugi brzeg i ostatecznie zmieciemy z powierzchni ziemi zarazę, która niszczy ten świat!
Tłum drżał z podniecenia. Turek dał znak. Jeden z wyrostków podszedł do skazańca i założył mu na szyję pętlę z ciężkiego, grubego sznura. Nie mieli czasu na zbudowanie zapadni, były dyrektor musiał stanąć na niskim taborecie znalezionym w jednym z opuszczonych mieszkań. Wszystkie oczy głodne śmierci patrzyły tylko na niego. Tłum krzyczał.
Krzyczał tak głośno, że nikt nie usłyszał nadlatujących helikopterów. Tylko Mięcik widział ostatnie promienie słońca odbijające się od ich lśniących, owadzich odwłoków. Był spokojny.
Nie, jeszcze nie teraz, musimy chwilę trochę poczekać
O odczekali kilka minut.
Zamarł przerażony, czekając aż kule podziurawią jego ciało, nic takie jednak nie nastąpiło...
Nie mięli czasu na zbudowanie zapadni... - Hmm, a jak się mnie czas? :D
Hm, nie przepadam za opowiadaniami w odcinkach. Ponieważ ocenę treści pozostawiam na koniec, czytanie wszystkich wcześniejszych odcinków rozleniwia mnie, zwalniając z obowiązku krytyki. A potem przychodzi ostatni odcinek i trzeba to nadrobić.
Całkiem podobało mi się to opowiadanie. Jest oryginalne - trochę postapokaliptyczne, ale jest to apokalipsa delikatna: bez bomb atomowych, napromieniowania i bogowie wiedzą, czego jeszcze. To pierwszy duży plus. Świat przedstawiony jest całkiem sprawnie. Prosty w konstrukcji, ograniczony do Warszawy, wyraźnie przedzielonej Wisłą na dwie cześci. W tej prostocie widzę wskazówkę dla autorów lubujących się w wymyślaniu nie wiadomo jakich światów z dziwaczną onomastyką rojącą się od apostrofów w najmniej spodziewanych miejscach. Pokazałaś, że można budować ciekawy świat w zupełnie inny sposób i za to drugi duży plus. Sama historia bez fajerwerków, ale porządna. Prosta w konstrukcji, chociaż niepozbawiona elementu zaskoczenia. Przyznam, że niemal do końca byłem przekonany, że jednak obalą ten animalizm, a Adam dzięki znajomościom w Hadesie jakoś uratuje ojca od śmierci. Zdecydowałaś inaczej, co pokazuje, że w tej historii możliwe były co najmniej dwa diametralnie różna happy-endy. Pouczające.
Pewną bolączką tego tekstu są moim zdaniem postacie. Stale czegoś mi w nich brakowało. Pod koniec trzeciej części zaczynało mi brakować starszego Pieńkowskiego. Kiedy dość nieoczekiwanie znów się pojawił, miałem nadzieję, że odegra jakąś większą rolę w tej historii. Niestety sprowadziła się ona do posiadania nazwiska, które zapewniło Ci łatwe i bezbolesne rozwiązanie historii. Adam również pozostawia trochę do życzenia. Pewnie chciałaś uczynić go zwykłym szarym chłopcem. Jeśli tak, to Ci się udało, ale ja jednak od głównego bohatera oczekuję trochę kolorków. Zdecydowanych poglądów (aż się dziwię, że przez ten pobyt w Hadesie żdanych sobie nie wyrobił), wyraźnego charakteru, specyficznych zachowań czy powiedzonek. Innym postaciom brakuje tego również, ale wobec faktu, że są to postaci drugoplanowe aż tak to nie razi. Z drugiej strony, biorąc pod uwagę całą historię: szarą i trochę nijaką z założenia, nie mogę się zdecydować, czy wada to czy może po prostu tak miało być.
Jeszcze za Hades miałem Cię pochwalić. Pomysłowa to nazwa dla tego miejsca, czy może raczej społeczności. Ludzi wygnanych ze świata żywych i gnieżdżących się pod ziemią. I którzy - jak na zmarłych przystało - nie mieli już nigdy powrócić. Dobre to było. Tu plus.
Summa summarum wrażenia z lektury mam bardzo pozytywne (o czym świadczy poniekąd długość tego komentarza). Nie mogę się tylko zdecydować, czy należy Ci się ode mnie 5 z plusem, czy jednak z minusem? Niech będzie po prostu 5. :)
Dziękuję Świętomirze za lekturę, wyczerpujący komentarz i ocenę.
Co do zakończenia - czy zwycięstwo Hadesu, biorąc pod uwagę ich metody działań, to byłby tak naprawdę happy-end? To jest taki świat, w którym szczęśliwe zakończenia zdarzają się tylko w bardzo małej skali.
Jeśli chodzi o wyrazistość postaci - tak masz rację, postaram się to uwzględnić w kolejnych tekstach, z tym że z Adamem właśnie o to chodziło, że on nie miał żadnych konkretnych poglądów, po prostu opierał się na prostej kalkulacji, co mu się w danej chwili bardziej opłaca, animalizmu ani nie kochał, ani nie nienawidził, troszczył się o własny tyłek i tyle. Dopiero kiedy zobaczył ojca w Hadesie coś się w nim trochę zmieniło. Przynajmniej tak to wyglądało w mojej głowie ;).
Dzięki jeszcze raz!
Smutna kobieta z ogórkiem.
Rozpatruję happy-endowość z punktu widzenia bohaterów, a nie świata w ogóle. Poza tym czy animalizm naprawdę był dużo lepszy? Ok, są ludzie, którzy wolą umierać/zabijać za prawdę i tacy, którzy wolą po prostu żyć. Nie chcę wdawać się w oceny moralne. Zwłaszcza, że nie dowiedzieliśmy się w końcu, jak miałby wyglądać świat rządzony przez Hades. Ale dla bohaterów - zwłaszcza w kontekście, co teraz o nich napisałaś - szczęśliwsze byłoby chyba zwycięstwo Hadesu niż śmierć z czyichkolwiek w sumie rąk.
Aha, "kalkulator", że tak to ujmę, jakim chciałaś uczynić Adama, też przecież może być nadzwyczaj kolorowy! ;)
Teraz mnie korci, żeby zmienić zakończenie, dać wygrać Hadesowi i pokazać jak powoli Turek zmienia się w bezwzględnego, cierpiącego na paranoję tyrana, który ma swoją własną prawdę.
Nom, masz rację z tym kalkulatorem. :)
Smutna kobieta z ogórkiem.
(...) zmienić zakończenie, dać wygrać Hadesowi i pokazać jak powoli Turek zmienia się w bezwzględnego, cierpiącego na paranoję tyrana, który ma swoją własną prawdę.
Po pierwsze: Turek już jest tyranem i już ma jedynie słuszne poglądy, kieruje się jedynym prawdziwym dobrem.
Po drugie: praktycznie każda rewolucja kończy się dyktaturą --- tyle, że pod nowymi hasłami.
---------------------
Przykro mi, ale nie podzielam w całości zdania Świętomira. Były już postapokalipsy "osadzone lokalnie", w tym w Warszawie --- chociaż to mam za plus. Niestety, brak przesłanek do wnioskowania, co zamieniło świat w małe piekiełko, bardzo mi przeszkadza. Odwrót, sterowany odwrót od znanej nam formy do prymitywu animalizmu nie znajduje w moich oczach uzasadnienia innego poza dążeniem do zniszczenia resztek tak zwanego człowieczeństwa --- ale w jakim celu, nie potrafię wykoncypować niczego poza starym trikiem: prymitywami łatwiej rządzić, wystarczy do tego siła. Do sprymityzowania i regresu cywilizacyjnego z kolei nie po trzeba wzorowania się na --- w tym przypadku --- psach czy, ogólniej, psowatych. Apokalipsy jako punktu startowego takich uwsteczniających przemian też na dobry ład nie potrzeba...
O postaciach krótko i też nie pochwalnie: są, bo są, ani polubić, ani znielubić...
Dla równowagi napiszę, że tekst mógłby stanowić punkt wyjścia do większej, bogatszej w treści formy. Pomyślisz nad tym? Zrąb konstrukcyjny już masz, i nie jest to fundament kiepski.
Hm, mam swoją wizję tego skąd wziął się animalizm i jak to wszystko dokładnie wyglądało. Powiem tylko tyle, że nie sądzę żeby takie rzeczy jak animalizm musiały mieć od początku do końca jakiś jasny, racjonalny, logiczny cel. Wręcz przeciwnie.
Większa, bogatsza w treść forma, czemu nie? Oczywiście po przemyśleniu tematu jeszcze raz i uwzględnieniu wszystkich uwag.
Turek już jest tyranem i już ma jedynie słuszne poglądy, kieruje się jedynym prawdziwym dobrem.
Cieszę się, że tak to widzisz, o to mi chodziło.
Dzięki za uwagi.
Smutna kobieta z ogórkiem.
Powoli sobie czytam, jestem po pierwszej części. Obiecuje skomentować jeśli przebrne całość!
ta sygnaturka uległa uszkodzeniu - dzwoń na infolinie!
Dobra, powiem, że końcówka lekko mnie rozczarowała, ale naprawdę lekko, mogłoby się tam przydarzyć coś mocniejszego. No i momentami mi przeszkadzały jakieś zadziory stylistyczne, ale to się każdemu zdarza.
Ogólnie moim zdaniem odwaliłaś kawał dobrej roboty :) Dla mnie i historia, i założenia, i postaci są całkowicie wiarygodne, do tego barwne i interesujace. A już motyw Mięcika dodaje takiego smaczku, że ostatnią część łyknęłam na raz :) Podobało się, bardzo :)
www.portal.herbatkauheleny.pl
Dzięki! Cieszę się, że Ci się podobało. :)
Mam nadzieję, że Russ się nie poddał.
Smutna kobieta z ogórkiem.
@Virginia
Russ zaginął gdzieś pomiędzy własnymi tekstami a perturbacjami życia coddziennego. Ale jestem jakoś po 2 części, więc skończe, bądź spokojna koleżanko.
ta sygnaturka uległa uszkodzeniu - dzwoń na infolinie!
to tak. Podoba mi się pomysł, nie podoba wykonanie. Za samą animalistyczną warszawe, hades, wielki kryzys i wątek wiosek masz piąteczkę.
Postacie też mi spasowały. Płaskawe, ale to taka troche powieść parabola. Ale niestety tekst, napisany przeciętnie,
roi się od literówek i czeskich błędów, a dialogi są jakieś takie bezosobowe.
Widzi mi się to tak:
fabuła 5
warsztat ogólny 4-, gdybyś to wydrukowała sobie znalazłabyś nieszczęsne kalectwa znaków
dialogi 3+, jak dla mnie nie miałaś styczności z podobnymi charakterami.
Chętnie przeczytam następne próby.
ta sygnaturka uległa uszkodzeniu - dzwoń na infolinie!
Dzięki za lekturę i uwagi.
To już taka moja choroba, że zjadam litery i przekręcam wyrazy, nawet kiedy piszę ręcznie.
Smutna kobieta z ogórkiem.
Kiedy pisze zawsze myle i z e co jest dziwne bo nei sąsiadują na klawiaturze. Ale po przeczytaniu w druku znajdziesz to łatwo.
ta sygnaturka uległa uszkodzeniu - dzwoń na infolinie!
A dziękować, to ja mogę za niezły tekst. Niech cię nie zwiedzie czas lektury.
ta sygnaturka uległa uszkodzeniu - dzwoń na infolinie!