
Autorze! To opowiadanie ma status archiwalnego tekstu ze starej strony. Aby przywrócić go do głównego spisu, wystarczy dokonać edycji. Do tego czasu możliwość komentowania będzie wyłączona.
Człowiek jest dla nich wyłącznie sługą, stworzeniem niższej rangi, czymś co zostało stworzone tylko po to, by spełniać ich potrzeby, przemknęło mi przez myśl, kiedy po raz kolejny tego dnia po podłodze przeturlała się głowa pomarszczonej starowinki i wytknęła na mnie spuchnięty język. Gdyby ktoś jeszcze kilka lat temu powiedziałby mi, że na świecie istnieją demony, które opanują Ziemię i zrobią z ludzi niewolników, zapytałabym go u jakiego dilera kupuje towar. A jeśli wspomniałby, że ja stanę się podwójnym agentem, poszukującym rebeliantów namnażających się wśród mojego gatunku, roześmiałabym się mu prosto w twarz. Taka teoria wydawałaby mi się szczególnie zabawna, ponieważ od dziecka byłam osobą bardzo strachliwą, bojąca się własnego cienia. Ale demony znalazły na to radę, pojąc mnie każdego dnia środkami, które skutecznie przytępiały moje uczucia. Byłabym nawet z tego zadowolona, gdyby nie fakt, że przez substancje zawarte w tym „leku” z łatwością mogli mnie namierzyć, o kontrolowaniu nie wspomnę.
– Analiza, słuchasz ty mnie?!
Odwróciłam prędko wzrok od cały czas poruszającej się części ciała i zerknęłam przepraszająco na Ninę. Była to moja koleżanka z roku, poznałam ją już pierwszego dnia na uczelni, kiedy to obie spóźniłyśmy się na apel przygotowany dla nowych studentów. Tak naprawdę nie chciałam zawierać nowych znajomości w tym miejscu, czułam się nieswojo z myślą, że będę musiała łgać im w żywe oczy i wyciągać z nich informacje na temat rebeliantów. Niestety, dziewczyny nie dała się łatwo spławić i tak rozkwitło między nami coś na kształt przyjaźni.
– Co się z tobą ostatnio dzieje, dziewczyno?! – zapytała oburzona, wpatrując się we mnie swoimi brązowymi oczami z wyraźnym zniesmaczeniem. W takich momentach do złudzenia przypominała mi moją matkę, kiedy ta przyłapywała mnie na późnym powrocie do domu.
– Przepraszam, nie za dobrze dziś spałam…
– Akurat! Znowu widziałaś się z tym twoim fagasem, prawda?
Pokręciłam prędko głową, śmiejąc się cicho zażenowana. Dziewczyna nie mogła wiedzieć, że ten „fagas” tak naprawdę był moim opiekunem. Musicie wiedzieć, że podwójnych agentów nigdy nie zostawiało się bez nadzoru, zawsze sprawował nad nimi pieczę ich „tatusiek”, demon, który zaproponował im współpracę. Wielu moich pobratymców miało kiepski kontakt ze swoimi opiekunami, co powodowało, że tracili jakiekolwiek życie poza pracą. Nie mogli się z nikim wiązać, zawierać jakichkolwiek głębszych znajomości, a nawet zwykłe wyjście na zakupy bez opiekuna było niemożliwe. Ja na szczęście nie miałam tego problemu i wystarczyło tylko jedno, bardzo krótkie spotkanie w tygodniu z moim tatuśkiem, bym miała spokój.
– Słyszałaś ostatnio o zamachach przy ratuszu? – mruknęła cicho, nachylając się do mnie konspiracyjnie, zaciekawiona zrobiłam to samo.
– Nie, przecież wiesz, że siedzę całymi dniami przed książkami – skłamałam gładko, marszcząc brwi z udawanym niezadowoleniem. Dyskretnie rozejrzałam się po bibliotece, w której siedziałyśmy, ale nikogo oprócz nas i starej bibliotekarki nie było. Zwiesiłam dłużej spojrzenie na kobiecie, co prawda nie mogła nas słyszeć, była już przygłucha, a my siedziałyśmy dość daleko, lecz ostrożności nie było nigdy za wiele.
Nina odetchnęła głęboko, zakładając za ucho kosmyk złocistych włosów. Wiedziałam, że była zdenerwowana. Jakiekolwiek rozmowy o zamachach, bądź o rebeliantach były traktowane jako zdradę, a to zazwyczaj kończyło się zesłaniem do więzienia bądź na ciężkie roboty. Wystarczyło tylko jedno nieodpowiednie słowo w złym czasie, a człowiek mógł zniszczyć swoje życie oraz bliskich.
– Podobno burmistrz miał podpisać z Nimi jakąś umowę, która miałaby ograniczyć ilość uczących się. – Splotła ze sobą dłonie, chciała przede mną ukryć ich drżenie. – Odmówił, wiesz jakby zareagowaliby ludzie, ale oni nadal naciskali na niego, podobno grozili mu. I.. Jeden z ochroniarzy burmistrza powiedział, że w ratuszu jest bomba. Tylko, że oni nadal nie odpuszczali. A potem… Potem wszystko wybuchło, nikt nie wie co się stało.
Spuściła wzrok na stół zawalony notatkami, przy którym siedziałyśmy. Ja za to zerknęłam w stronę babcinek główki podgryzającej jeden z regałów.
– Następnego dnia wybili wszystkich ocalałych urzędników na środku rynku – dokończyła, najwyraźniej zebrawszy w sobie siły. Pochwyciła moją dłoń, mocno ją ściskając. – Czy to kiedyś się zmieni, Ania?
Nie, to się nigdy nie skończy, pomyślałam z goryczą, to tylko od nich zależy, czy podarują nam wolność. Pomimo swoich myśli z uśmiechem odwzajemniłam uścisk i skinęłam głową. Póki mieli nadzieję, życie nie było takie paskudne.
Westchnęłam głęboko, spoglądając z nieskrywaną niechęcią na drzwi prowadzące na dwór. Wyjątkowo nie chciałam opuszczać ciepłego wnętrza mojej siedziby uniwersyteckiej, ale to już był czas najwyższy powrotu do domu. Raz kozie śmierć, pomyślałam sfrustrowana i z zaciśniętymi z całych sił szczękami wymknęłam się na zewnątrz. Było przeraźliwie zimno i od razu ruszyłam w drogę, modląc się w myślach o szybko drogę powrotną. Naciągnęłam mocniej kaptur na głowę, kiedy lodowaty wiatr owiał moje plecy. Nigdy nie przepadałam za zimą, ale teraz, kiedy ludzie bali się wychodzić na ulicę, mroźne, styczniowe wieczory stawały się jeszcze bardziej irytujące. Nie było zakazu, który uniemożliwiał mieszkańcom przebywanie na dworze po zmroku, aczkolwiek każdego kto zdecydował się na nocną przechadzkę, traktowano jak potencjalnego zamachowca. O tej porze w mieście można było spotkać tylko demony, a nie był to miły widok.
Przystanęłam na chwilę pod jedną z witryn sklepowych. Uśmiechnęłam się gorzko do swojego odbicia w brudnej szybie. Spod kaptura wystawały króciutkie, rude włosy, niegdyś były moją prawdziwą dumą. Pomimo, że nie były długie i nie tworzyłam z nich finezyjnych fryzur, uwielbiałam je. Na wyraźnie zaróżowionych od zimna policzkach z ledwo można było dostrzec piegi, którymi obsypane było moje ciało. Nie byłam typowo ładna, a to sprawiało, że ludzie nie zwracali na mnie zbytniej uwagi.
– Kiedy to się zaczęło? Kiedy wszystko ukradli? – szepnęłam cicho do siebie, zmarzniętymi palcami dotykając popękanych warg. Gwałtownie pokręciłam głową i szybko ruszyłam dalej przed siebie. Nie mogłam robić zamieszania.
Doskonale wiedziałam w jakim momencie rozpoczęło się całe zniewolenie. Pamiętałam jak siedziałam z siostrami i bawiłam się z nimi lalkami, ojciec oglądał telewizję. Przerwano transmisję, miało być wygłoszone priorytetowe przemówienie prezydenta. Byłam wtedy dzieciakiem, trudno było mi zrozumieć potok słów, które wygłaszał mężczyzna. Jedyne co pojęłam to, że całkowitą kontrolę nad człowiekiem przejmują jakieś stworzenia i że opór może nam wszystkim zagrozić. Wtedy ludzie zaczęli masowo wychodzić na ulicę, chcieli dowiedzieć się o co chodziło w tym wszystkim, niektórzy krzyczeli coś o końcu świata, inni wyklinali na niedorzeczny żart. Długo ten stan rzeczy nie trwał, bo już godzinę po wystąpieniu prezydenta zjawili się oni. Dumni, potężni, o lodowatych spojrzeniach i szlachetnych rysach twarzy. Do złudzenia przypominali ludzi, jedyne co ich odróżniało to kolor oczu, wszyscy mieli czerwone tęczówki i była jeszcze ta dziwna aura. Kiedy człowiek stawał blisko nich odczuwał strach, który z każdą chwilą coraz bardziej się nasilał, wiele razy zdarzało się, że przy demonach ludzie umierali ze strachu. Nikt nie wiedział skąd się wzięli, nikt nie chciał pytać.
Po chwili szybkiego marszu dotarłam pod drzwi mojej kamienicy. Bez ociągania się, wbiegłam po schodach i wkroczyłam do mieszkania. Z samego dołu dało się wyczuć jego obecność.
– Stało się coś, Algo? Byłeś tu przecież wczoraj. – krzyknęłam w głąb domu, zdejmując z siebie ubranie wierzchnie.
Pociągnęłam nosem wyczuwając charakterystyczny zapach. Zmarszczyłam brwi niezadowolona, nienawidziłam, kiedy przychodził do mnie przesiąknięty krwią, później nie mogłam pozbyć się tego zapachu przez kilka następnych dni.
– Tatuśku, mógłbyś się odezwać.
Wsunęłam się do salonu, ale widok, który ujrzałam zupełnie mnie sparaliżował. Na podłodze leżał mój opiekun w plamie krwi z nienaturalnie powykręcanymi kończynami. Jego czerwony oczy wpatrywały się we mnie smutno.
– Mówiłam, żebyś nie spotykała się ze swoim fagasem, Analiza…
Z wielkim wysiłkiem uniosłam wzrok na Ninę, siedzącą na kanapie. Uśmiechała się do mnie promiennie, zadowolona z mojego zdziwienia. Paskudne życie i paskudna nadzieja, pomyślałam, przymykając oczy.
Przeczytałem całośc i muszę się przyznać, że chyba nie zrozumiałem ( pewnie przez zmęczenie, brak dostatecznej koncentracji i ból oczu ) co się wydarzyło w samej końcówce. Przypuszczam, że zabójstwo 'opiekuna' miało coś wspólnego z faktem, że bohaterka jest podwójną agentką, ale brak mi pewności i siły, żeby wczytać się raz jeszcze.
Co jednak najważniejsze, czytało mi się całkiem przyjemnie i obeszło się bez większych zgrzytów, za co należą się Autorce pochwały. Tekst jest stosunkowo krótki i niewiele się w nim dzieje, ale końcówka zaskakuje i zwiastuje kłopoty, więc szkoda, że całość się kończy w najciekawszym momencie. Jeśli miałbym się czegoś uczepić, to pewnie tych demonów, które naprawdę niewiele różnią się od ludzi. Wydaje mi się, że możnaby im poświęcić nieco więcej miejsca, np. opisać ich 'prawdziwą' formę, którą przyjmują po śmierci. Ale to tylko moje czepialstwo.
Musisz jeszcze popracową nad interpunkcją, bo w kilku miejscach brakowało przecinków. Nie jestem w tej sprawie ekspertem, ale może któryś z Użytkowników, lepiej obeznany z tematem, zechce wytknąć Ci poszczególne błędy.
Mi się podobało.Jak na debiut, to całkiem przyzwoicie. Jeśli zechcesz wrzucić coś jeszcze, raczej nie ominę Twojego tekstu. Poniżej zamieszczam kilka drobnostek, które wynotowałem sobie podczas lektury.
Pozdrawiam
'stronę babcinek główki' - pewnie miało być babcinej
'zaróżowionych od zimna policzkach z ledwo można było' - "z" jest niepotrzebne
'Jedyne co pojęłam to, że całkowitą kontrolę' - jakoś tak niezgrabnie to brzmi. Wiadomo o co chodzi, ale można by to napisać inaczej. Ja dodałbym jeszcze jedno "to" - "Jedyne, co pojęłam, to to, że (...)". Ale to sprawa kosmetyczna.
Apel dla studentów? Domyślam się, że koleżance jeszcze trochę do studiów brakuje?
Tekst taki typowo nastolatkowy. Niemalże schematycznie. Za to całkiem dobrze napisany, pomimo kilku wpadek, kore łatwo możnaby wyłapać przy bardziej uważnej korekcie.
www.portal.herbatkauheleny.pl