- Opowiadanie: selenehaggish - I nie tylko czarownice - Rozdział 2

I nie tylko czarownice - Rozdział 2

Autorze! To opowiadanie ma status archiwalnego tekstu ze starej strony. Aby przywrócić go do głównego spisu, wystarczy dokonać edycji. Do tego czasu możliwość komentowania będzie wyłączona.

Oceny

I nie tylko czarownice - Rozdział 2

– Co tak długo? – Halia stoi przy drzwiach i mierzy mnie podejrzliwym wzrokiem. Ignoruję ją i idę w stronę hebanowego stołu, gdzie siedzą pozostałe dziewczyny. Sharon myje ręce w dużej glinianej misce. Zapewne woda z bazylią.

– O, cześć. Dobrze, że jesteś. Siadaj. – Odsuwa czarne krzesło obok siebie. Zauważam, że trzęsą jej się ręce.

– Co się stało? – pytam zaniepokojona, dotykając jej dłoni, która natychmiast przestaje drżeć. Dziewczyna spogląda na mnie. W oczach ma łzy, ale stara się nie płakać.

– Miałaś rację. – Kręci powoli głową, jakby chciała zaprzeczyć swoim słowom. – Z tą piwonią chodziło o Claudię.

– Co takiego? – Patrzę z niedowierzaniem na przyjaciółki, które cicho przytakują. Przypomina mi się moja ostatnia wizja, ta z pąkiem białej piwonii. Kwiat nie zdążył się jeszcze w pełni rozwinąć, a już został zerwany i podpalony. – Zabrali ją?

– Zabrali. – Halia pojawia się tuż przy mnie. – I zgadnij, co my musimy teraz zrobić. – Pokazuje ręką na okrągły stół. Wszystko jest już uszykowane: pięć krzeseł, pięć świec, na środku oczyszczający napar z bazylii i fotografia dwunastoletniej siostry Sharon. Wzdycham ciężko i idę na swoje miejsce.

– No dobra, chodźcie.

Dziewczyny siadają w odpowiedniej kolejności. Po mojej lewej stronie Gemma, mająca dar Wody, obok niej Sharon z darem Ziemi, później Halia symbolizująca Ogień i władająca Powietrzem Lucy. Ja jestem Duchem i mogę korzystać ze wszystkich pozostałych żywiołów bez żadnych konsekwencji.

Zapalamy świece, zaczynając od niebieskiej, a kończąc na mojej fioletowej. W powietrzu unosi się moc. Czuję ją coraz wyraźniej, czuję jak krąży wokół nas, próbuje zawładnąć naszymi ciałami i umysłami. Jednak my jesteśmy profesjonalistkami, nie pozwalamy mocy nas kontrolować. To my ją kontrolujemy.

– Ziemio, Powietrze, Ogniu, Wodo, Duchu! Przyzywamy was do naszego kręgu – recytujemy wspólnie. – Udzielcie nam swojej mocy.

Świeca Halii strzela do góry silnym płomieniem. Dziewczyna zaczyna kaszleć i dusić się. Siedzące najbliżej Lucy i Sharon łapią ją mocno za ręce, przekazując swoją energię i uspokajając ją.

– Pożar! – krzyczą wszystkie trzy jednocześnie, patrząc w ten sam nieokreślony punkt za moimi plecami. Kolejna wizja, pięknie.

– Porwali piętnaście czarownic najmłodszego pokolenia. Chcą stworzyć krąg trzeciego stopnia i pozbyć się najstarszych. – Głos Halii staje się monotonny, mówi coraz ciszej. – W ten sposób zdobędą większą siłę i będą mogli zabrać się za nas.

– Chcą nas zniszczyć! – włącza się piskliwym głosikiem Lucy. – Rytuał ma odbyć się o północy, podczas najbliższej pełni w… gdzieś w…

Nagle połączenie zostaje przerwane, czarownice opadają wyczerpane na swoje krzesła. Zamykam szybko krąg, gasząc świece w odwrotnej kolejności i myję ręce w glinianej misce. Jak zawsze.

Bycie Duchem jest ogromnym wyróżnieniem, ale wiąże się również z dużą odpowiedzialnością. Jestem kimś w rodzaju szefowej, to ja odpowiadam za krąg i uwolnione żywioły. Muszę wykonywać swoje zadania rzetelnie, od początku do końca. Nawet takie głupie mycie rąk ma swoje znaczenie. Gdybym tego nie zrobiła, moc płynąca nadal w moim ciele mogłaby wyrządzić krzywdę podczas jakiegokolwiek kontaktu z drugą osobą. W moim przypadku w grę wchodzi nawet całkowity paraliż, wolę więc nie ryzykować.

– A więc pełnia – zastanawia się głośno Gemma.

– Tak. – Kiwam w zamyśleniu głową. – Czyli mamy dziesięć dni, żeby coś wymyślić.

– Myślisz, że damy radę?

Nie wiem, co myślę. Szczerze mówiąc, nigdy nie byłyśmy zbyt dobre w bezpośrednich konfrontacjach z łowcami. Może to ze względu na młody wiek, krótkie wtajemniczenie lub brak doświadczenia. W końcu pełnoprawnymi czarownicami jesteśmy od dwudziestu dwóch księżyców, czyli od niecałych dwóch lat.

Halia jako pierwsza odkryła swój dar. Miała wtedy skończone czternaście lat i uważała, że to ona powinna być Duchem. Niestety, a może właśnie na szczęście, jej talent ograniczył się do kontrolowania ognia. Po roku ciszy Gemma zaczęła zmieniać kierunek deszczu i podnosić wzrokiem wodę z kałuż i szklanek, a zaraz po niej Sharon zawładnęła ziemią – wręczała nam bukiety polnych kwiatów w samym środku zimy i bezbłędnie naśladowała słowika. Później znów nastąpiło oczekiwanie, dziewczyny zgadywały która z nas – ja, czy Lucy – będzie Duchem. Wreszcie na moim przyjęciu urodzinowym zapaliłam świeczki na torcie jedynie za pomocą silnej woli, a Luce zdmuchnęła je prosząc o pomoc żywioł wiatru. Wtedy wszystko stało się jasne. Postanowiłyśmy zawiązać magiczny krąg, dzięki któremu nasza moc mogła być przez nas w pełni używana. Oprócz tego, krąg upoważnił nas do wykonywania zaklęć. Był to jeden z najlepszych, a zarazem najgorszych momentów w moim życiu.

– I jak? – Halia patrzy na mnie wyczekująco, unosząc lekko idealną brew. -Dobrze nam poszło?

– Pewnie. – Wzruszam ramionami. W kręgu zawsze dobrze nam idzie. – Musimy zorganizować jakąś pomoc do pełni, inaczej łowcy wykorzystają Claudię do stworzenia trzeciego kręgu.

– Czyli mamy dziesięć dni – powtarza słabym głosem Lucy, przecierając małą dłonią błękitne oczy. Biedna, z reguły bardzo źle znosi wizje. Większość z nich jest ściśle związana z powietrzem, przez co przychodząca moc najczęściej ją atakuje.

– Dobra. – Bogini Ognia wstaje i wyciąga z kieszeni nowy telefon w rażąco czerwonej obudowie. – Jest dwadzieścia po ósmej, czyli mam już tylko dwie godziny dla Patricka. Idę. – Przeczesuje długimi palcami sięgające bioder jasne włosy i poprawia krótką białą koszulkę. – Dobrze wyglądam?

– Jak zawsze – rzuca Gemma nie patrząc nawet w jej stronę. Blondynka robi głupią minę i macha wszystkim na pożegnanie.

– Do jutra – mówię i zbieram wszystko ze stołu. Nagle zauważam czerwony napis na fotografii. – Hej, patrzcie na to.

– "Poddajcie się, dziwki" – czyta na głos Lucy. W jej oczach pojawia się strach. – Kto to?

– Czary – odpowiadam po chwili namysłu. – Ktoś nas obserwuje.

– Niemożliwe. Przecież krąg jest bezpieczny – protestuje Sharon, która do tej pory milczała.

– Więc najwyraźniej włamywacz jest od nas znacznie silniejszy.

Sharon przygryza dolną wargę, jak zawsze kiedy się denerwuje. Zbyt wiele rewelacji jak na jeden dzień. Porwali jej siostrę, po jej domu cały czas biega policja, co chwilę dzwonią telefony. A teraz jeszcze dowiadujemy się, że mamy w kręgu intruza, który może mieć dużo wspólnego z tym całym porwaniem.

– Wiecie, co? Idźcie do domu, ja się tym zajmę. Shar – zwracam się do przyjaciółki. – Śpisz u mnie?

– No. – Dziewczyna uśmiecha się lekko. – Zadzwonię tylko do taty.

Nie każdy ma tyle szczęścia, co Gemma, której mama jest założycielką kręgu drugiego pokolenia i jest całkowicie świadoma potencjału magicznego swojej córki. Takiej mamie można przy wejściu rzucić krótkie „Przepraszam za spóźnienie – krąg" i wszystko jest w porządku. Mojej rodzicielce nie można. Wchodzimy do domu i już od drzwi zaczynają się pytania.

– Gdzie byłaś tak długo?

– U Gemmy – odpowiadam.

– A o której miałaś być w domu?

Spoglądam ukradkiem na telefon. Spóźniłam się dwadzieścia minut, to przecież nie jest jeszcze koniec świata. Według mnie to nawet nie zalicza się pod problem, w przeciwieństwie do intruza w naszym kręgu. Jednak mamie tego nie wytłumaczę.

– Dokładnie dwadzieścia minut temu. Przepraszam, musiałyśmy zrobić coś bardzo ważnego.

– Jak zawsze. – Kobieta nie daje za wygraną. – To już nie jest żadna wymówka.

– Wiem, ale zrozum, to było naprawdę… – Nie, nie chce mi się kłócić. – Mamo. Wiesz, że Claudia Stone zaginęła?

Na twarzy pani Dawn pojawia się cień współczucia. Nerwowym gestem odgarnia z wysokiego czoła ciemną grzywkę i patrzy na moją przyjaciółkę.

– Wiem – mówi dużo spokojniejszym tonem. – Bardzo mi przykro, Sharon. Nadal nie wiadomo, co z nią?

– Nie wiadomo. – Nastolatka spuszcza wzrok, w jej zielonych oczach znów zbierają się łzy. Są z siostrą bardzo blisko, można by je wziąć za wzór do naśladowania dla większości kłócącego się rodzeństwa.

– Może Sharon zostać u nas na noc? – Pytam, odmawiając w myślach różne znane mi modlitwy. Mama zastanawia się przez dłuższy moment i wreszcie zgadza się.

– Dzięki. – Posyłam w jej stronę najsłodszy z uśmiechów i odwracam się do swojego gościa. – Chodź, piękna.

– A gdzie ty właściwie dzisiaj byłaś? – szepta Sharon, idąc za mną po drewnianych schodach. – Wołałam cię cztery razy i dopiero wtedy mnie usłyszałaś. Jakieś zakłócenia na linii, czy co?

– U Alexandra byłam. – Wzruszam ramionami, udając, że to nic wielkiego.

– U Alexandra?!

– Cicho! – Zatykam jej usta dłonią i niemalże wpycham do swojego pokoju. – Oficjalnie byłam u Gemmy, razem z tobą. Więc proszę nie rób mi scen na środku domu. Zaraz ci wszystko wyjaśnię.

– Dobra, przepraszam – mamrocze lekko urażona i gramoli się na moje piętrowe łóżko. Zrzucam z ramienia granatową dżinsową torbę i wskakuję na poduszki obok przyjaciółki.

– Więc?

– Sama nie wiem. – Biorę głęboki oddech. – Chodzi o to, że on coś do mnie czuje, a ja nie mam pojęcia, skąd to się bierze. – Brawo, zabrzmiało bardzo inteligentnie. Sharon rozkłada ręce i wznosi oczy do nieba, czyli w tym przypadku do pomalowanego na czarno i ozdobionego drobnymi żółtymi gwiazdami sufitu.

– Być może z głębi serca – wyśpiewuje na własną wymyśloną melodię.

– Daj spokój, my się w ogóle nie znamy.

– To co ty robiłaś w jego domu, młoda damo? – Grozi mi przed nosem palcem, naśladując ton mojej rodzicielki. Uśmiecham się niewinnie.

– Jest informatykiem. Poprosiłam, żeby zrobił mi soundtrack do przedstawienia.

– Koniecznie u niego w domu, tak?

Przytakuję.

– W domu najlepiej się pracuje, wiem z doświadczenia. – Inna sprawa, że z pewnej niewyjaśnionej przyczyny bardzo chciałam tam pójść i miałam wręcz nadzieję, że sam to zaproponuje. Nie mówię tego na głos, unikając tym samym śmiertelnego gniewu dziewczyny. My, czarownice, mamy pewne reguły jeśli chodzi o dobieranie sobie chłopaków. Właściwie „reguły" to zbyt małe słowo. Mamy zakaz wiązania się ze zwykłymi śmiertelnikami. Chodzi o to, że dzieci z takiego związku nie są czystej krwi czarownicami i nie są też do końca ludzkie. Później mamy takie przypadki mediów lub niecałkiem normalnych kobiet biegających z kryształowymi kulami po cygańskich namiotach. I chociaż osobiście nie uważam tego za żadną hańbę i zdecydowanie jestem za legalizacją związków typu czarownica-człowiek, to cóż znaczy moje skromne zdanie wobec najważniejszej Rady Wtajemniczonych i ich pokręconego prawa. Bardzo, bardzo niewiele.

– No dobra, wybaczam ci. Ale chwila… – Sharon marszczy swój mały nosek i zastanawia się nad czymś. – Informatyk, mówisz?

– No tak.

– O Boże, Rosalie Dawn! Umawiasz się z Alexandrem Laurethem?! – Łapie mnie za ręce i potrząsa nimi mocno. – Tym Alexandrem?!

Zdejmuję powoli jej dłonie ze swoich ramion i odsuwam się. Robię poważną minę i spokojnym, opanowanym głosem odpowiadam:

– Tak, właśnie z nim. Jakiś problem? – Przyjaciółka piszczy i rzuca we mnie fioletowym jaśkiem. Nie wytrzymuję i zaczynam się z niej śmiać. Chwytam szybko drugą poduszkę i oddaję cios.

– On jest boski! Czemu nic nie mówiłaś?

– Bo umówiłam się wczoraj w szkole i nie chciałam, żebyście już od razu męczyły go niedyskretnym gapieniem się na każdej przerwie. To miała być tajemnica, przez jakiś czas przynajmniej.

– O, ty! Gadaj mi tu, co jeszcze miało być tajemnicą?

– Na przykład to, że świetnie całuje – wypalam, zanim zdążę pomyśleć.

– Co takiego? Całujesz się na pierwszej randce?

– Oj, Shar. To nie była randka…

– No to tym bardziej! – Przerywa mi. – Nie wiem, co ty sobie wyobrażałaś. Nie tak cię wychowałam!

Próbuje zachować powagę, ale średnio jej to wychodzi. Śmiejemy się dłuższą chwilę. Uspokajam się pierwsza i z bolącymi policzkami zaczynam się tłumaczyć.

– Ale to nie tak, wcale nie chciałam go pocałować. – Bzdura. – No a przynajmniej to nie ja zaczęłam. Ja tylko… uległam. – Wzruszam ramionami, nie wiedząc co powiedzieć. No bo jak to wyjaśnić? Utopił mnie w swoich czarnych oczach i mógł ze mną zrobić, co mu się żywnie podobało? Zaczarował? Chwilunia, od czarowania to tutaj jestem ja.

– Dobrze, że cię wezwałam, bo nie wiadomo w czym jeszcze byś mu uległa – podsumowuje mnie najlepsza przyjaciółka.

– Dzięki wielkie.

– Żartuję. Ale tak serio, wiesz przecież, że nie możesz z nim być.

Wiem. I chociaż nie do końca mam pojęcie, co właściwie czuję do tego chłopaka, ta świadomość mnie dobija. No bo co, jeżeli on jest tym jedynym? Jeżeli, jakimś cudem, to on jest moim przeznaczeniem i zostawię go tylko dlatego, że tak wymyśliła sobie jakaś wiekowa wiedźma? Okropne. I zdecydowanie niesprawiedliwe.

– Zawsze możesz wymienić z nim krew i uczynić go swoim wiecznym kochankiem – sugeruje Sharon uśmiechając się szeroko.

– Jasne. I będziemy żyli długo i szczęśliwie, dopóki nie spalą nas na stosie.

– Nie spalą…

– Wiem – wtrącam. – Bo nie będę z nim wymieniać krwi, ani nic takiego.

– A szkoda. – Dziewczyna z gracją zeskakuje z łóżka na podłogę i w tym samym momencie do pokoju wchodzi moja mama z brązowym ręcznikiem przewieszonym przez ramię.

– Dalej, dziewczyny. Myć się i spać, bo jutro czeka was szkoła.

– Właśnie miałam zamiar. – Mój gość posyła pani domu słodki uśmiech i odbiera ręcznik z jej wyciągniętej ręki. – Dziękuję uprzejmie.

Koniec

Komentarze

Ziemia, ogień, wiatr, woda... Ruszaj Kapitanie Planeto. Wybacz, głupie skojarzenie, ale zawsze mi się nasuwa, kiedy czytam teksty o magii z użyciem żywiołów, gdzie cztery osoby posiadają po jednym żywiole, a piąta jest "specjalem". 
Nastolatkowe urban fantasy to nie do końca mój klimat, więc nie będę oceniał. Nadmienię tylko, że w przypływie skojarzeń wyguglowałem W.I.T.C.H. (taka kreskówka, którą kilka lat temu oglądały wsztstkie młodsze nastolatki) i muszę Ci powiedzieć, że w założeniach bardzo mocno podchodzisz pod tamtejsze pomysły.

Co do opowiadania: razi mnie, że pięć koleżanek nagle odkryło swoje moce, w dodatku w tak korzystnym układzie. Zbyt łatwo poszło.
Nie rozumiem też, dlaczego mając takie wieści po prostu nie pobiegły do bardziej wprawnych wiedźm, żeby te załatwiły sprawę. Szczególnie, że mają je pod ręką. Nielogiczności trzeba w jakiś sposób tłumaczyć (zwykle mówi się wtedy o Wybrańcach i przepowiedniach). ;)

Pozdrawiam 

Ojej... nie widziałam nigdy W.I.T.C.H. :(

Ja też nie, ale jako zjawisko popkulturowe jest mi znany. ;)
Nie przejmuj się W.I.T.C.H-em, to akurat bardzo schemat ograny, bo stary jak świat. Bardziej zajmujące powinno być rozgryzanie dwóch dalszych uwag. Chyba, że masz to już rozwiązane w dalszych częściach. Ewentualnie możesz uznać je za błahe, jeśli faktycznie piszesz dla nastolatek. :) 

"Jednak my jesteśmy profesjonalistkami, nie pozwalamy mocy nas kontrolować" "Może to ze względu na młody wiek, krótkie wtajemniczenie lub brak doświadczenia. W końcu pełnoprawnymi czarownicami jesteśmy od dwudziestu dwóch księżyców, czyli od niecałych dwóch lat." - hola, hola, albo ktoś jest profesjonalistą, albo nie ma doświadczenia. Nie można być niedoświadczonym profesjonalistą.
 
No, co by nie powiedzieć, nastoletni duch bije tu z kazdego skrawka tekstu. Dopisać jeszcze ze dwieście stron i zrobi furorę wśród nastolatek. Jakby jeszcze rozwinęło się to w kierunku romansu paranormalnego to już w ogóle. Poza tym to z niecierpliwością czekam na pojawienie się pierwszego wampira.
Cóż, żarty żartami, ale w gruncie rzeczy to opowiadanie wcale nie jest źle. Naprawdę rzadkim zjawiskiem są debiutanci, którzy już na wstępie znają zasady pisowni dialogów i interpunkcji. Z całego serca dziękuję ci, że wbrew powszechnie panującej arogancji, narcyzmowi i lenistwu, ogarnęłaś zasady poprawnej pisowni przed publikacją własnego tekstu, a nie po.
Tematyka, niestety, nie jest dla mnie. Opowiadania młodzieżowe (zwłaszcza kierowane do nastolatek) raczej mnie nie pociągają i często nawet śmieszą. Jednak, nawet jeśli ten tekst jest tylko kawałkiem nastoletniej fantastyki, to przynajmniej dobrze napisany kawałek nastoletniej fantastyki.
Kied opublikujesz kilka dalszych rozdziałów, podrzucę ten tekst mojej ukochanej do przeczytania. Ona lubi takie rzeczy. 

vyzart

"Jednak my jesteśmy profesjonalistkami, nie pozwalamy mocy nas kontrolować" - chodzi o kontrolowanie mocy.
"Może to ze względu na młody wiek, krótkie wtajemniczenie lub brak doświadczenia. W końcu pełnoprawnymi czarownicami jesteśmy od dwudziestu dwóch księżyców, czyli od niecałych dwóch lat." - chodzi o konrontacje z łowcami.
Dwie różne sprawy ;)
Ale dzięki. Miło, że zauważyłeś tu coś dobrego, mimo że tematyka Ci nie odpowiada ;)

Nowa Fantastyka