- Opowiadanie: HarryAngel - ZABÓJCZE SUMIENIE

ZABÓJCZE SUMIENIE

Autorze! To opowiadanie ma status archiwalnego tekstu ze starej strony. Aby przywrócić go do głównego spisu, wystarczy dokonać edycji. Do tego czasu możliwość komentowania będzie wyłączona.

Oceny

ZABÓJCZE SUMIENIE

Todd Downey siedział odprężony w fotelu, trzymając w ręce butelkę dobrze schłodzonego piwa, z której kilka kropel spadło na dywan, tworząc na nim drobne plamy. Nie zwrócił jednak na to uwagi, gdyż jego myśli krążyły wokół czegoś znacznie ważniejszego, choć może dobrze by było, gdyby zajął się czymś błahym, co nie miałoby tragicznych konsekwencji. Lecz klamka już dawno zapadła, albo jak ktoś woli– kości zostały rzucone. Tak, to drugie określenie będzie dużo lepsze.

Kiedy kilka miesięcy temu pojechał za swoją żoną, mając poważne wątpliwości , co do jej wierności małżeńskiej, nie spodziewał się, że prawda będzie tak bolesna. Gdzieś w podświadomości tkwiła w nim nadzieja, iż może jest tylko przewrażliwionym, zakompleksionym facetem w średnim wieku, który przeżywa kryzys swojej męskości, a urojenia i podejrzliwość oraz nadinterpretacja faktów są jego nieodłącznymi atrybutami. Widział jednak jak wchodzi do mieszkania obcego mężczyzny, spędzając u niego całą noc. Todd był wtedy w delegacji, tak przynajmniej brzmiała wersja oficjalna i przez chwilę żałował, że nie była prawdziwa.

 

Jednak dał jej szansę, po raz kolejny. Czy wynikało to z jego wielkiej miłości do niej, o której był przekonany, a może jego męska duma nie pozwalała mu, spojrzeć prawdzie w oczy? Prawdopodobnie kierował się jednym, jak i drugim, chociaż słowo „szansa" nie jest chyba rozumiane przez wszystkich tak samo. Todd uważał, że chwilowe odroczenie kary śmierci dla niewiernej małżonki i zatrudnienie prywatnego, profesjonalnego detektywa, specjalizującego się w grzebaniu w ludzkich brudach, jest aktem (godnym podziwu w jego mniemaniu) miłosierdzia.

 

Kiedy po dwóch tygodniach wyjął z koperty zdjęcia, na których widać było jego żonę, oddającą się innemu mężczyźnie, poczuł w środku głęboki, przeszywający ból. W tym samym momencie, lub też kilka chwila później postanowił, iż w sprawie Dorothy będzie zarówno sędzią jak i katem. Wyrok, ze względu na przytłaczające dowody winy oskarżonej, nie mógł być inny, niż śmierć. Wewnętrzny głos, który prawdopodobnie odgrywał rolę adwokata Dorothy, mówił mu o możliwości innego rozwiązania, jak np.: rozwodu. Todd uznał, że ból, zadany mu przez żonę, czyli jedyną osobę, którą darzył prawdziwym uczuciem miłości, może ukoić tylko jej śmierć.

 

Zadzwonił budzik. Była godzina osiemnasta, a to oznaczało, że nadszedł czas wziąć sprawy w swoje ręce. Owszem można było zatrudnić do tego zawodowca, ale po pierwsze wiązało by się to z dużymi kosztami, na które obecnie nie mógł sobie pozwolić, a po drugie zemsta miałaby niepełny smak, gdyby uczestniczyłaby w tym osoba trzecia.

 

Todd dopił do końca Heinekena. Odstawił butelkę na półkę, na której znajdowała się ich spora kolekcja. Będąc już za drzwiami zawrócił i sięgnął po kurtkę, na wypadek, gdyby miało się ochłodzić, chociaż była to decyzja co najmniej dziwna, zważywszy, że na dworze panował upał i nic nie zapowiadało, aby miało się coś w tym względzie zmienić. Być może znów dała o sobie znać podświadoma reakcja, której celem było jak najdłuższe odłożenie w czasie krucjaty, której podjął się przeciwko żonie.

 

Po pół godzinie znalazł się u celu swej podróży. Zaparkował samochód po drugiej stronie ulicy i ze spokojem obserwował drzwi wejściowe do kilkupiętrowego, ceglanego budynku, w którym znajdowało się mieszkanie, gdzie jego ukochana drwiła sobie z siódmego przykazania.

 

Czas płynął powoli, a Todd miał nawet wrażenie, że stanął w miejscu. Jedyne czego pragnął, to mieć to już wszystko za sobą, gdyż bezczynne siedzenie ze swoimi myślami, sprawiało, że miał coraz mniej chęci, aby uczynić to co zamierzał, a na rezygnację nie mógł sobie pozwolić.

 

Po chwili zdecydował się wyjść z samochodu. Udał się w kierunku pobliskiego kiosku. Kupił paczkę fajek i zapalniczkę. Wrócił do wozu. Ponownie siedział, obserwując budynek, tym razem delektując się smakiem świeżo zakupionego tytoniu. W oparach dymu, wspominał wszystkie lata spędzone z Dorothy i kiedy w związku z tym, na jego twarzy pojawił się sentymentalny uśmiech, postanowił przerwać tę podróż do przeszłości, gdyż coraz głośniej odzywały się w nim wyrzuty sumienia, chociaż tak naprawdę jeszcze niczego nie zrobił.

 

Zza rogu wyszła długowłosa blondynka. Miała na sobie delikatną, kolorową sukienkę, a na ramieniu małą torebkę. Mocny makijaż, z charakterystycznie pomalowanymi ustami czerwoną szminką, nadawał jej drapieżnego wyglądu. Szczupła sylwetka, jędrne i kształtne piersi oraz długie nogi, sprawiały, że żaden mężczyzna nie przechodził na ulicy obok niej obojętnie. Todd patrzył na nią zahipnotyzowany, tak jak w dniu, kiedy pierwszy raz ją ujrzał. Kiedyś myślał, że miał wiele szczęścia żeniąc się z tak piękną kobietą. Teraz wiedział już, że było to jego przekleństwem.

 

Poczekał, aż kobieta wejdzie do budynku. Kiedy tylko zniknęła za drzwiami, wysiadł z samochodu. Wyjął kluczyki z kieszeni i otworzył bagażnik. Panował w nim niezły bałagan, jednak nie przeszkodził mu w odnalezieniu skórzanego pokrowca, w którym znajdował się Magnum 44. Odwrócił się, poczym skierował swój wzrok w lewą i prawą stronę. Chciał upewnić się, że nikt z przechodniów nie zauważy czegoś podejrzanego. Jednak tego dnia ulica była całkowicie opustoszała, jak gdyby ktoś pomagał mu w realizacji planu.

 

Trzymał broń w prawej dłoni i przyglądał się jej intensywnie. Na jego twarzy pojawił się uśmiech. Przypomniał sobie, że to Dorothy namówiła go do wyrobienia sobie pozwolenia na broń. Chciała czuć się bezpiecznie w domu. Cóż za ironia losu!

 

Zastanawiał się, czy sześć nabojów mu starczy. Wychodziło po trzy na głowę, gdyż wykluczył jej uczestnictwo w orgiach. I choć życie pokazało już, że niczego nie można być pewnym, są jednak pewne granice przyzwoitości.

 

Schował kaburę pod skórzaną kurtkę i ruszył przez jezdnię. Był tak pochłonięty całą akcją, iż nie zwrócił uwagi na nadjeżdżający samochód, który w ostatnie chwili zahamował. Kierowca zaczął trąbić nerwowo, pukając się po głowie. Todd sięgnął odruchowo do kieszeni, lecz w porę się opanował. Kiedy znalazł się na chodniku po drugiej stronie, przeraził się swoją reakcją. Poczuł się tak, jakby ktoś inny kierował jego poczynaniami.

 

Stał jeszcze dziesięć minut przed domofonem, zanim zdecydował się nacisnąć przeklęty numer 23. Czekał w napięciu na głos człowieka, który raz w tygodniu dotykał nagich piersi ( i nie tylko) Dorothy. Kiedy ostatnio on to robił? Już nawet nie pamiętał ich kształtu. Czy był sam sobie winien? Zaniedbał się i był już za mało atrakcyjny? Spojrzał na swój brzuch, który w ostatnim czasie nabrał niepokojąco dużych rozmiarów.

„To nie powód, żeby pierdolić się z innym facetem"– próbował się pocieszyć. Wyżył się na przycisku od domofonu, naciskając go po raz drugi. „Pewnie zaczęli robić to, tuż po zamknięciu drzwi"– pomyślał i zacisnął mocno pięści. Kiedy wciąż nikt nie odpowiadał, postanowił zadzwonić pod inny, pierwszy lepszy numer. Tym razem się udało.

 

– Halo– powiedział zniekształcony głos przez domofon.

 

– Kurier, proszę otworzyć– powiedział tak pewnym głosem

 

Todd, że przez chwilę poczuł się jakby nim naprawdę był. W odpowiedzi usłyszał brzęczący dźwięk. Chwycił za klamkę, by po chwili znaleźć się na klatce schodowej.

 

Było tu zimno, a w powietrzu unosił się przykry zapach wilgoci. Idealnie do tej scenerii pasowałby jeszcze pełzający po podłodze szczur, którego przebiegający cień, ujrzał przez chwilę oczami wyobraźni. Schody wyglądały, jakby miały się zaraz zapaść.

 

„Co za melina"– zdobył się na osobisty komentarz i nie mógł się nadziwić, jak jego żona mogła go zdradzać z jakimś lumpem, bo któż inny mógł tutaj mieszkać? Skoro miała tak niski gust, to wystawiało również jemu bardzo kiepskie świadectwo. Mimo wszystko pocieszał się tym, że on chociaż mieszkał w normalnej dzielnicy, w mieszkaniu gdzie nie odpadał tynk ze ścian. Ale czy to naprawdę go satysfakcjonowało? Nie. Ale próbował oszukać samego siebie, udając, że nie ma sobie nic do zarzucenia. Zapewniał materialny byt, ciężko pracując, tym samym spełniając jedyny w jego mniemaniu obowiązek głowy rodziny. O potrzebach i relacjach między ludźmi w związku wiedział tyle co nic. Raz na pół roku zabierał Dorothy na kolację do restauracji, która niewiele różniła się od okolicznych barów szybkiej obsługi. W drodze powrotnej do domu kupował jej bukiet róż i białe wino. Cały arsenał wielkiego romantyka!

 

Wejście na trzecie piętro zajęło mu kilka minut. Nie śpieszył się, starając się odrzucać myśl o każdym zbliżeniu ich ciał, których ilość rosła z każdą sekundą. Choć miało to być jego pierwsze ( i ostatnie) morderstwo, z zadziwiającym spokojem zbliżał się do jego wykonania. Nie miał teraz czasu na analizę, jednak jego zachowanie budziło w nim niepokój.

 

Sięgnął do kieszeni, by upewnić się, co do posiadania broni. Kiedy poczuł jej kształt na dłoni, wiedział, że nie ma już odwrotu.

 

Zbliżając się do drzwi, wyciągnął rękę w kierunku dzwonka. Coś jednak w ostatniej chwili go powstrzymało. Przystanął i zaczął przyglądać się małej szparce, przez którą wypadał promyk światła z mieszkania. Czyżby w pośpiechu, kierowani chęcią zaspokojenia swej rządzy, zapomnieli o zamknięciu drzwi? Uśmiechnął się drwiąco, gdyż wiedział bardzo dobrze jakie korzyści płynęły z popełnionego przez nich błędu. Gdyby musiał dzwonić, lub też pukać do drzwi istniało ryzyko, że mężczyzna nie wpuściłby go do środka. Wtedy Todd musiałby by go załatwić na klatce schodowej, a echo strzału na pewno rozniosłoby się po całym budynku, uruchamiając alarm wścibskich lokatorów, którzy z chęcią podzieliliby się swoimi obserwacjami z miejscową policją.

 

„ Gdybyś twój kochaś miał trochę więcej oleju w głowie, może byś tak marnie nie skończyła"– powiedział w myślach, uchylając szerzej drzwi wejściowe. Zajrzał do środka. Pusty przedpokój, na końcu którego znajdowała się łazienka. Kiedy Todd upewnił się, że para kochanków znajduje się w innym pokoju, wykonał kilka kroków dalej, po chwili stojąc już obydwiema nogami na czerwonym dywanie.

 

Usłyszał jakby szmer, może śmiech. Sięgnął po broń, gotowy do użycia jej w każdej chwili. Zbliżając się do drzwi, znajdujących się po prawej stronie, za którymi prawdopodobnie znajdowała się sypialnia, słyszał coraz wyraźniej dźwięki, które wcześniej docierało do niego w trudnej do sklasyfikowania formie. Były to odgłosy, wydawane przez dwoje kochanków.

 

Trudno było mu tak stać i tego słuchać. Gotów do przerwania igraszek, zastanawiał się jeszcze nad formą pozbawienia ich życia. Czy wejść i patrzeć na ich przerażone twarze, rozkoszując się tym widokiem? A może załatwić sprawę szybko i bez zbędnych rytuałów? Z racji braku czasu do namysłu, wybrał opcję drugą. Nacisnął delikatnie klamkę, poczym otworzył energicznym ruchem drzwi.

 

Oboje leżeli w łóżku, które całe chodziło od ich namiętnej ekspresji cielesnej. Spod kołdry wystawały tylko ich mocno zbliżone do siebie głowy. Nagle, zorientowali się, że ktoś przygląda się ich igraszkom. Zamarli w bezruchu, wyglądając teraz jak para manekinów.

 

Młody mężczyzna z kilkudniowym zarostem, który prawdopodobnie zapuścił go, by ukryć swój wiek, patrzył przerażonym wzrokiem na lufę broni, skierowanej prosto na niego. Todd poczuł się fantastycznie, widząc strach i przerażenie malujące się na jego twarzy. Był panem życia i śmierci. Przez te kilka sekund nie znalazł w sobie ni krzty litości, co utwierdziło go w przekonaniu, że musi pociągnąć za spust.

 

Kochanek Dorothy nie zdążył wydobyć z siebie żadnego dźwięku. Leżał z otwartymi ustami, do których spływała stróżka krwi z dwóch otworów, zdobiących teraz jego czoło. Pokój wypełnił się kobiecym krzykiem. Ponętna blondynka powoli, niepewna tego co ujrzy, zaczęła się odwracać. Todd uznał, że strzał w tył głowy będzie odpowiedni dla tej wywłoki, ponieważ nie zasłużyła sobie na to, by ujrzeć twarz swojego kata.

 

Jej głowa opadła na klatkę piersiową niedoszłego kochanka. Ze względu na dużą ilość krwi wyglądało to dosyć makabrycznie, choć na swój sposób była w tym obrazie nuta romantycznej tragedii. Todd nie wzruszył się jednak tym widokiem, wychodząc po prostu z pokoju, jakby nic wielkiego się nie wydarzyło.

 

Po opuszczeniu budynku zastanawiał się czy uda mu się wsiąść do samochodu przed przyjazdem policji. Udało mu się. Wrócił do domu i czekał cały dzień na stróża prawa, który poinformuje go o zatrzymaniu, uruchamiającym całą skomplikowaną procedurę, zakończoną wyrokiem dożywotniego pozbawienia wolności. Nie żeby podniecała go wizja wspólnych kąpieli pod prysznicem z nowymi kolegami, jednak miał zdrową świadomość swojego czynu i kary, którą całkowicie rozumiał i chciał na siebie przyjąć. Życie bywa jednak bardzo złośliwe i gdy człowiek czegoś bardzo chce, wtedy właśnie tego nie dostaje. Mogą coś o tym powiedzieć niedoszli samobójcy, którzy zamiast przenieść się na drugi świat, zostali roślinami przykutymi do wózka. A wszystko przez to, że kula przeleciała kilka centymetrów w złym kierunku.

 

To co ucieszyłoby nie jednego mordercę, gnębiło Todda i zżerało go od środka. Mijały dni, a sprawa morderstwa dziwnie przeszła niezauważona. Na próżno szukał jakiejś wzmianki o zabójstwie w lokalnej gazecie, w którą teraz zaopatrywał się codziennie. Stojąc przy oknie i obserwując ulicę ani razu nie zauważył nawet patrolu policji. Ta cisza nie pozwalała mu spać. Cierpiał z powodu zaburzonego porządku, który został mu wpojony za młodu. Jeśli przewinisz – musisz liczyć się z konsekwencjami. Wtedy tylko możesz stać się mężczyzną, jeśli jesteś gotów je ponieść.

 

Nie mógł odnaleźć się w tym świecie, w którym mordercy chodzą na wolności, nawet wtedy, gdy był on jednym z nich. Do początkowej bezsenności dołączyły majaki i przewidzenia. W nocy śniła mu się Dorothy, choć przez dobrych kilka chwil zawsze myślał, iż widzi przed sobą jej ducha.

 

Którejś nocy obudził się cały zlany potem. W środku czuł, że musi się z kimś podzielić historią swojego czynu, nie mogąc dłużej wytrzymać w tej samotności. Nie stać go było na to, by zadzwonić na komisariat i przyznać się do wszystkiego, jednak postanowił wykonać telefon do swojego kuzyna, który prawdopodobnie po usłyszeniu jego słów, wyręczy go.

 

W słuchawce zamiast męskiego głosu usłyszał automatyczną sekretarkę, która prosiła o zostawienie wiadomości. Todd uznał, że to nawet lepiej.

 

– Zabiłem Dorothy– powiedział na wstępie, poczym nastąpiła długa cisza. Przerwał ją stłumiony płacz. Tak. Na jego twarzy pojawiły się delikatne krople łzy, których ilość wciąż rosła. Poczuł ucisk w gardle i nie był w stanie wypowiedzieć już żadnego słowa. Odłożył słuchawkę na widełki i skulił się w kącie, zakrywając twarz dłońmi.

 

Nazajutrz rano Mike, jego kuzyn wrócił do domu z nocnej zmiany. Wziął prysznic, a później udał się do kuchni, by przyrządzić sobie obfite śniadanie. W drodze między łazienką, a kuchnią spostrzegł palące się czerwone światełko na telefonie. Nacisnął przycisk. Kobieta, a raczej automatyczny sekretarka poinformowała go, że ma dla niego jedną nieodebraną wiadomość. Po sygnale usłyszał głos Todda.

 

Kiedy nagranie się skończyło stał chwilkę w zadumie. Spojrzał na kalendarz, wiszący na ścianie w przedpokoju.

 

„To już trzecia rocznica, a on wciąż obwinia siebie za ten nieszczęsny wypadek"– pomyślał, poczym postanowił do niego oddzwonić.

 

 

Koniec

Komentarze

Za dlugie zdania na poczatku troche meczyly. Potem bylo lepiej, ale "namietna ekspresja cielesna" mnie osobiscie rozwalila - calkiem jak glowny bohater... ups, bez spoilerow. Nie moge oceniac, gdybym mogl - 3/6
Sorry za brak polskich znakow, ale komputer niepolski i Win niepolski :-( 

Nowa Fantastyka