- Opowiadanie: angor - Koszmar pisarza

Koszmar pisarza

Autorze! To opowiadanie ma status archiwalnego tekstu ze starej strony. Aby przywrócić go do głównego spisu, wystarczy dokonać edycji. Do tego czasu możliwość komentowania będzie wyłączona.

Oceny

Koszmar pisarza

Jakub Kozyra siedział na fotelu w swoim mieszkaniu. Szukał pomysłu na nowe opowiadanie. Był świetnym autorem, niestety naród nie poznał się na jego talencie.

– Głupcy– wyszeptał.

Ze złością wyrzucił pustą butelkę po winie. Mimo wypicia kilku kielichów napoju Bogów, natchnienie nie przychodziło. Usłyszał kroki na schodach i przyszła jego narzeczona Monika. Pracowała jako pielęgniarka w pobliskim szpitalu i to ona utrzymywała w tej chwili rodzinę.

– Cześć kochanie.– powiedziała, kładąc torby z zakupami– wymyśliłeś coś?

– Nie.

W jej oczach dało się wyczytać wyrzut, ostatnio zrobiła mu awanturę za to, że w ogóle nie zarabia pieniędzy.

– Jeśli w ciągu miesiąca nie znajdziesz pracy-grzmiała– to odchodzę.

– Oczywiście kochanie – spuścił wzrok.– lada dzień coś znajdę.

Zwykle wtedy się uspokajała, ale on był dalej w kropce. Nic więcej nie potrafił po za pisaniem wielkich dzieł. Ona tego nie rozumiała.

– Mój ojciec poszukuję pomocnika w sklepie meblowym.– oznajmiła, gdy przebrała się i wróciła do salonu.

– Moni, jestem artystą! Artystą!- krzyknął wstając.– Ludzie oczekują na moje dzieła!

– Nie podnoś głosu!- krzyknęła– Taki z ciebie artysta, że nikt nie chce czytać twych dzieł– dodała z drwiną w głosie – śpisz dziś na kanapie!

Kuba wstał ze złością i wyszedł z domu trzaskając głośno drzwiami.

*

Spędzał wieczór w knajpie „Ogórek". Życzliwi barman Arek podarował mu jedno piwo.

– Dzięki stary.

Widać istnieją jeszcze życzliwi ludzie na tym świecie. Niestety jest ich coraz mniej.

– Weno przybądź– poprosił Jakub popijając trunek.

– Przepraszam,– wtrącił się przechodzący typ w czarnym płaszczu– czyżbym spotkał brata artystę?

– Tak, a co?– odwarknął przybyszowi.

– Po co te nerwy przyjacielu?– zapytał z życzliwy uśmiechem na ustach.– Może przysiądziesz się do mnie?

Wskazywał ręką stolik w końcu knajpy. Jakub pomyślał. Nie miał i tak nic do roboty, przynajmniej może dostanie coś do wypicia. Usiedli przy stoliku, a jego towarzysz zwrócił się do barmana.

– Dwa piwa! Andrzej jestem.

– Miło mi Jakub Kozyra.– z radością pociągnął łyk piwa.

– Pisarz?

– Tak– z dumą wypiął pierś.– Czytałeś może jakąś moją książkę? Opowiadanie?

– Przykro mi, ale nie. Co napisałeś?

Kolejny biedak, który nie wie o mojej twórczości– pomyślał.

– Wiele ważnych dzieł dla kultury narodowej.– pochwalił się z dumą.– Ostatnio wydałem świetne opowiadanie „Recydywa"-

– no może nie świetne, ale przyniosło mi trochę rozgłosu w pewnej trzecioligowej gazetce dla miłośników fantastyki– pomyślał.

– A Trylogia „Wojna Magów"?

– Przykro mi.-dopił ze swojego kufla resztki piwa i zamówił dwa kolejne– Masz problemy z pisaniem?– zapytał.

Artysta znieruchomiał. Aż tak to po nim widać.

– A ty? Kim jesteś?– postanowił przejąć inicjatywę w rozmowie.

– Artystą bracie. Muszę iść.– wstał i popatrzył z góry na swojego przyjaciela.– Jestem tutaj w każdy piątek. Wpadnij za tydzień pogadamy. Cześć

Kuba dopił piwo i ruszył do domu.

*

Noc na kanapie nie należała do najwygodniejszych. Wstał połamany, spojrzał na zegar. Była dziesiąta trzydzieści. W kuchni znalazł kartkę od Moniki: „Pojechałam do matki, wrócę wieczorem".

– Pięknie– mruknął.

Zjadł jakieś resztki z lodówki, umył się, ubrał i ruszył do miasta. Miał tam parę spraw do załatwienia. Najważniejszą sprawą była wizyta u jego wydawcy. Wsiadł do samochodu, przekręcił kluczyk i ruszył w miasto .

*

Siedziba wydawnictwa „ Tytus" mieściła się w starym budynku przy dworcu PKP. Wydawnictwo choć małe doceniło jego klasę pisarską i wydała jego trzy książki i dwa zbiory opowiadań. Właściciel wydawnictwa Adam Kisiel był bardzo dumny z podpisania umowy na książki ze swoim trzecim pisarzem. Potem było już tylko gorzej. Żadna z jego książek mimo zapewnień autora nie przyniosła zysku lecz straty.

Wszedł do budynku i zapukał do drzwi. Otwarł mu wydawca i skrzywił się na widok swojego podopiecznego.

– Właź– warknął, a gdy usiedli zadał pytanie.– Czego?

– Też mi miło, że Cię widzę.– odpowiedział Jakub– Jesteś moim wydawcą. Musisz mi pomóc, nie potrafię już pisać.

– Nigdy nie potrafiłeś. Zamykam wydawnictwo– oznajmił.

– Dlaczego? To moje ostatnie koło ratunkowe! Nie możesz!

– Mogę ty małe skurczybyku. Wszystko przez ciebie!- krzyknął i wycelował w niego palec oskarżycielsko.– Wydatki na twoje wypociny spowodowały, że bankrutuje!

– Sam jesteś sobie winien– odpowiedział Jakub bez zastanowienia.

Po chwili jednak zmykał chyżo z budynku, bo Adam wyciągnął kij z kąta.

– Nie dobrze!- krzyknął z rozpaczą. Wsiadł do samochodu i ruszył do domu.

*

– Muszę coś napisać. Muszę coś napisać.– mówił ciągle do siebie wpatrując się w pusty dokument Worda otwarty na jego monitorze.

– Boże! Pomóż mi!

Ani Bóg, ani nikt inny nie chciał mu pomóc. Monika tym bardziej. Poinformowała go, że musi sobie wszystko przemyśleć o ich związku. Kuba błagał ją o powrót. Przysięgał, że napisze cudowne dzieło życia. Nic z tego nie wyniknie. Jest zerem literackim. Podreptał do kuchni, znalazł butelkę i w ten sposób szukał weny.

Po wypiciu połowy butelki wina stwierdził, że to nic nie daje. Odszedł od komputera i usiadł przed telewizorem. Włączył go na jakimś kanale kulturalnym i zamarł. W jakimś programie jako ekspert siedział Andrzej.

– A to skubany.– mruknął i dał głośniej by go posłuchać.

Program widocznie dopiero się zaczynał, bo prowadzący przedstawiał osiągnięcia jego brata pisarza. Zwyciężał w konkursach, wydał mnóstwo książek itd. Jednym słowem idealny pisarz.

Rozmawiali o pisaniu książek, zdobywaniu pomysłów i potrzebie nowych prądów pisarzy.

– Każdy może zostać wielkim pisarzem– stwierdził Andrzej z uśmiechem na ustach.– Kultura potrzebuje nowych talentów.

– Pierdoły– wykrzyknął i wyłączył telewizor.

Podszedł do okna i popatrzył jak śnieg zaczyna padać.

*

W piątek już około piętnastej pojawił w karczmie i zamówił piwo. Usiadł przy stoliku, gdzie poprzednio siedzieli i oczekiwał na Andrzeja. Wyjął ostatni numer „Rzeźni ,gdzie pojawił się jedno z jego opowiadań. Może ktoś dostrzeże jego talent.

Czekał wiele godzi, drzemał, pił i znów drzemał. Wyciągnął telefon i sprawdził godzinę, była dziewiętnasta. O dwudziestej, gdy Jakub stracił wszelkie nadzieje pojawił się Andrzej. Podszedł do baru i zamówił piwo. Odwrócił się i dostrzegł pisarza. Ruszył z piwem w ręku i przywitał artystę.

– Cześć– powiedział podając rękę– Jak pisanie?

– Siema– odpowiedział– Do dupy. Widziałem ciebie ostatnio w telewizji.

– Ach…– przymknął oczy i powiedział.– I jak?

– Jesteś wielkim pisarzem.– przeszedł od razu do rzeczy.– Błagam pomóż mi.

– Czytałem twoje utwory.– odpowiedział wymijająco– Nie są złe, ale czegoś ci brakuje.

– Czego?– zapytał od razu.

Jego rozmówca chwilę milczał, podniósł kufel i wysączył go do dna. Strzelił palcami, a barman od razu napełniał nowe kufle.

– Wsparcia.– odpowiedział w końcu cicho.

– Co? Czyjego wsparcia?

– Jej– odpowiedział cicho.

– Kim jest ona?!- wrzasnął, wszyscy w barze na niego spojrzeli.– Przepraszam– dodał już ciszej.

– Nic się nie stało. Rozumiem twoją sytuację, miałem kiedyś takie same problemy.– powiedział cicho.

-Serio?

– Tak, tworzyłem drętwe dzieła, które były czytane przez garstkę fanów. Pisałem też dla „Rzeźni"– dodał dostrzegając gazetę na krześle obok Kuby– Potem trafiłem do „Kuźni Dzieł".

Na dźwięk największego wydawnictwa w Polsce Jakubowi serce stanęło, zadał pytanie.

– Jak tam się dostałeś? Jak cię dostrzegli?

Milczał dość trochę jakby rozważając czy powiedzieć prawdę, czy może skłamać koledze po fachu. Zdecydował się na szczerość.

– Dostrzegła mnie ona– powiedział cicho.– Może i kiedyś Ciebie powoła do pisania. Teraz wybacz muszę lecieć i tak za dużo już powiedziałem. Cześć.

Jakub skrzywił się ze smutku. Andrzeja już po chwili nie było. Czekał na niego co tydzień w każdy piątek, lecz nie on nie pojawiał się tam. W końcu stracił nadzieje i przestał odwiedzać bar. Nie dlatego, że stracił nadzieję po prostu się przeprowadził.

*

Jego związek z Moniką nie wypalił. Zostawiła go dla jakiegoś Bartka, górnika i przyjacielem rodziny. Było mu żal, nawet bardzo, ale musiał jakoś sobie wszystko poukładać. Wyjechał do Warszawy. Poczuł, że tam muszą docenić jego talent. Wynajął mały pokoik na poddaszu jakiegoś starego budynku. Opłacił mieszkanie ze swojego zaskórniaka na trzy miesiące z góry i znalazł sobie pracę, na kasie w Tesco. Może nie było to zajęcia na jego możliwości, w końcu był artystą. Niestety status artysty nie nasyci żołądka, ani nie zapewni dachu nad głową.

Podjęcie pracy i poznanie dziewczyny nie zostawiało mu czasu na pisanie. W głowie pojawił mu się pomysł na książkę. Może nie pomysł raczej początek drogi, zarys jak podążać by napisać dzieło. Zapisał to co widział oczyma duszy na kartce by przemyśleć to później. Postanowił, że weźmie dwa dni wolnego by popracować nad tekstem. Niestety okazja by się tym zając pojawiła się dopiero po miesiącu.

*

Jakub wstał raźno z łóżka. Postanowił, że zabierze się do pracy od razu. Odwołał wszystkie spotkania, które miał zaplanowane w ciągu dwóch następnych dni. Szybko zjadł śniadanie i usiadł przed komputerem. Wyciągnął kartkę z szuflady i przeczytał swoje zapiski. Po takim czasie mało mu mówiły ale się tym nie zraził. Włączył pusty dokument tekstowy i z rozkoszą zaczął pisać.

– Wreszcie!- szepnął.

Od tak dawna niczego nie napisał. Niestety po zapisaniu trzech linijek tekstu natchnienie odleciało.

– Kur..– zaklął szpetnie i zaczął krążyć po pokoju.

Nic nowego nie przychodziło mu do głowy. Ze złością usiadł przed komputerem i kontynuował pisanie. Zapisał kolejne pięć linijek i przeczytał co napisał. Tekst był niespójny i nudny. Ze złością go skasował i padł przed telewizorem. Włączył go i zaczął przeskakiwać po kanałach. Nigdzie nie było nic ciekawego. Włączył kanał kulturalny, a tam jakiś nawiedzony dziad twierdził swoje brednie o wpływie kultury.

– Całe natchnienie jakie spływa na pisarza pochodzi od kultury. To ona niczym fortuna wpływa na los artystów.

– Pieprz się!- krzyknął Kuba.

Wyłączył telewizor i zaczął krążyć po pokoju.

– Kultura -pomyślał.

Usiadł przed komputerem i zaczął pisać. Zapisał trzy strony, a potem przeczytał to co zapisał. Nie było takie najgorsze, trzeba jednak coś jeszcze dodać. Poszedł do łazienki, a gdy wrócił to spojrzał na swoje dzieło.

-Jeszcze kilka stron i będę mógł wysłać go do „Rzeźni"– przemknęło mu przez głowę. Nie liczył, że ktoś tam dostrzeże jego talent, ale odniesie jakiś sukces literacki. Mały, bo mały ale zawsze coś. Zaimponuje tym przed Żanetą.

Do wieczora zapisał kolejne dwie strony. Wypił chyba za dużo. Trochę świat mu się kręcił przed oczyma. Pisało mu się ciężko. Opowiadanie było drętwe i pisane na siłę.

– Kulturo cholerna– warknął.– W dupę p…– wyrzucił z siebie bardzo długi wywód– Myślisz, że jesteś coś warta?! Że my artyści coś Ci zasługujemy?! Zapomnij! Jestem Artystą!- zatoczył się lekko, wciągnął powietrze i wygłosił– My artyści nie potrzebujemy Cię, bo ty nie masz wpływu na nasze działania! Jesteś Niczym! Niczym!- Poczuł lekki ból w czaszce. Pomyślał, że to wpływ alkoholu, więc tym się nie przejął.– Pierdol się głupia dziwko!- wykrzyczał.

Następnie padł na ziemie i zasnął.

*

Obudził się około szóstej rano, za oknem było jeszcze ciemno. Podniósł się i popatrzył na komputer. Następnie usiadł i zaczął pisać. Nie miał z tym żadnych problemów. Ocknął się koło południa, gdy skończył pisać. Przeczytał cały tekst zachwycony historią, fabułą i całokształtem dzieła. Był z siebie bardzo dumny. Zapisał go i wysłał do redakcji „Rzeźni". Wieczorem otrzymał odpowiedź.

-„Jesteśmy bardzo zadowoleni z pańskiego opowiadania. Zostanie dołączone do następnego numeru, który jutro idzie do druku. Dziękujemy za tekst."

Ucieszyło go to i poszedł spać. Rano musiał znów wstawać do pracy na kasie. „Najgorzej– pomyślał– to wytrzymać tyle czasu bez wysikania."

*

Opowiadanie okazało się sukcesem. Otrzymał telefon od jakiegoś wydawnictwa zainteresowanego wznowieniem druku jego Trylogii. Był bardzo z siebie zadowolony. Nawet ciężka praca na kasie nie zniszczyła jego szczęścia. Umówił się na kolację z Żanetą, a jego życie odzyskało szczęśliwy bieg.

Pewnego dnia siedząc przed komputerem i pisząc nowe opowiadanie ktoś zadzwonił do jego drzwi. Trochę go to zaskoczyło, bo nikogo się nie spodziewał. Otworzył drzwi. Stał tam Andrzej.

– Cześć, mogę wejść?– zapytał.

– Wchodź.

Przeszliśmy do pokoju. Trochę zdziwiła Jakuba ta wizyta, kolega od tak dawna nie dawał znaku życia. Zwłaszcza, że ich ostatnie spotkanie nie przebiegło w zbyt wesołej atmosferze.

– Usiądź– Jakub wskazał mu miejsce na fotelu i zapytał– Napijesz się czegoś?

– Nie, dziękuję. Przeczytałem twoje ostatnie opowiadanie. Dobrze Ci poszło.

– Dzięki– odparł szczęśliwy pisarz siadając naprzeciw gościa– Co Cię sprowadza?

Gość popatrzył na mnie uważnie, a potem zwrócił się w stronę komputera.

– Znów tworzysz?

– Tak.– na twarzy autora pojawił się uśmiech– Wróciło do mnie natchnienie pisarskie. A co u ciebie?

Przez jakiś czas wymieniali się swoimi ostatnimi doświadczeniami w zakresie pisania książek. Okazało się, że Andrzej wydał nowy zbiór opowiadań, a teraz pracował nad kolejną częścią swojej serii książek o Morderczym Kręgu.

– Przejdźmy jednak do najważniejszej kwestii– przerwał wywód Kuby o jego przyszłych planach.– Moje wydawnictwo jest zainteresowane wydaniem twoich opowiadań.

Kubie odebrało dech w piersi. Najwspanialsze wydawnictwo książek fantastyczny w Polsce „Kuźnia Dzieł" zainteresowała się jego opowiadaniami. W końcu ktoś dostrzegł jego talent.

– Świetnie!- wykrzyczał -Nareszcie!

Andrzej uśmiechnął się promiennie.

– Przygotuj jakieś swoje opowiadania– odpowiedział– masz tutaj numer telefonu do dyrektora rekrutacji. Umów się z nim.

– Dzięki.

Reszta ich rozmowy minęła bardzo przyjemnie. Wymienili ogólne poglądy o wydawnictwie, sytuacji na świecie i polityce. Za oknem się ściemniło, a Andrzej wstał.

– Miło się rozmawiało, ale wiesz pora iść.

– Dzięki za wszystko– powiedział odprowadzając go do drzwi– Dobranoc.

Pożegnali się, a Jakub ruszył trochę uprzątnąć swój pokój. Przerzucił kilka opowiadań z komputera i go wyłączył.

– Pora odpocząć– mruknął.

Włączył telewizor, lecz nigdzie nic nie leciało, albo puszczali wypowiedzi polityków, albo tanie amerykańskie produkcję.

– Same nudy. – westchnął.

Wstał, podszedł do łóżka i się na nie uwalił. Szybko zasnął. Śniło mu się, że jest wielkim pisarzem odbierającym nagrodę za najlepszą książkę roku. Cała sala innych pisarzy klaskała i wiwatowała. Czuł się z siebie dumny, lecz nagle pisarze pozmieniali się w demony i ruszyły na biednego pisarza. Obudził się szybko cały spocony.

– To tylko koszmar– wyszeptał, po czym znów się ułożył i zasnął. Do rana nic mu się nie śniło

*

Umówił się na sobotę z panem Wojciechem Skrzyńskim z rekrutacji. Z nadzieją wyczekiwał tego dnia. Gdy w końcu nastał pojawił się punktualnie o dziesiątej trzydzieści pod drzwiami dyrektora.

– O już pan jest– przywitał go zaskoczony dyrektor.– niech pan wejdzie.

Jakub wszedł i usiadł na fotelu. Dyrektor okazał się miłym, starszym człowiekiem. Pan Skrzyński usiadł przed biurkiem i zapytał.

– Napije się pan czegoś?

– Nie dziękuje– odparł pisarz przyglądając się gabinetowi.

– Przeczytałem ostatnie pana opowiadanie– przeszedł od razu do rzeczy dyrektor.– muszę przyznać, że jest niezłe .

– Przyniosłem kilka innych moich opowiadań– wpadł w słowo dyrektorowi.– Jeśli pan chce może ja pan wziąć.

Dyrektor chwilę milczał zaskoczony zuchwałością gościa, który ośmielił się mu przerwać w połowie wywodu, lecz puścił to w niepamięć.

– Dobrze– odrzekł w końcu– Niech pan do da, a moi pracownicy sprawdzą ile są warte.

– Proszę– podał mu opowiadania.– O to też mój telefon.– dodał podając wizytówkę.

– Dobrze jak coś to odezwiemy się do pana.

Rozmawiali jeszcze chwilę o dawnych utworach Jakuba. Nie odniósł jednak wrażenia by wydawnictwo było chętne na wznowienie druku starych książek. W końcu dyrektor przeprosił artystę tłumacząc się obowiązkami i Kuba musiał opuścić jego biuro.

Reszta dnia minęła dla niego bardzo udanie. Załatwił wszystkie swoje sprawy i rozpoczął pisanie kolejnego opowiadania.

– Może je też przyjmą– wypowiedział swój osąd sam do siebie.

Wstał i wyszedł z domu z postanowieniem niespodziewanej wizyty u Żanety.

*

Minęły dwa tygodnie od jego rozmowy z wydawcą, ale nie dostał żadnej odpowiedzi. Stracił, więc jakąkolwiek nadzieje na wydanie swych książek. Nie miał jednak zbyt wiele czasu na płakanie nad tą sytuacją. Znalazł inną lepszą pracę, a jego związek dobrze się układał.

Nie starczało mu czasu na pisanie. Uznał, że i tak był marnym pisarzem, więc kultura narodowa bez niego sobie poradzi. Pewnego dnia jednak, gdy był na zakupach szukając prezentu na urodziny dla swej ukochanej usłyszał, że ktoś do niego dzwoni. Odebrał telefon i usłyszał głos,

– Dzień Dobry Pan Jakub Kozyra?

– Tak, o co chodzi?

– Informujemy, że pana opowiadania znalazły uznanie w oczach wydawnictwa. Dziś o dziewiętnastej zapraszam do willi naszego prezesa przy ulicy Konstytucji 13 na przyjęcia wydawnicze.

Kobieta się rozłączyła, a pisarz stał zaszokowany wiadomością. Wrzasnął radośnie, a wszyscy ludzie popatrzyli na niego zdziwieni. On jednak pędził już przez sklep ku swojemu fiacikowi. Musiał się przecież przygotować do spotkania swojego życia.

Wparował do domu zjadł coś i z niesmakiem stwierdził, że jeszcze pięć godzin do spotkania. Nie umiał jednak usiedzieć na miejscu. Czuł się zbyt podekscytowany. To była wreszcie okazja jego życia

*

Na miejsce przybył przed dziewiętnastą. Musiał ostatni kilometr przejść pieszo, bo nie wypadało mu podjechać pod tak luksusową wille swoim fiacikiem. Przy wejściu stał ochroniarz, który sprawdził jego dane osobowe i czy jest na liście gości.

– Proszę wejść– powiedział, gdy okazało się, że wszystko jest dobrze.

Pisarz był onieśmielony widokiem i urządzeniem budynku.

– Jakub!- krzyknął Andrzej na widok dawnego kolegi.– Witaj! Słyszałem, że dołączysz do naszego wydawnictwa.

– Tak mam taką nadzieję– odpowiedział trochę speszony pisarz.

Andrzej zapoznawał go z kolejnymi osobami. Było tutaj wielu znanych pisarzy, malarzy, aktorów i piosenkarzy. Szybko osoby mu się pomyliły, ale był tutaj wśród największych. W końcu dopchał się do stołu z przekąskami. Jednak z ekscytacji nie potrafił nic przełknąć, więc tylko wziął kieliszek szampana.

– Chodź!- podszedł do niego Andrzej obejmując w pasie jakąś młodą dziewczynę.– Prezes by chciał ciebie poznać.

Ruszył za kolegą, ale szedł jak w amoku zaskoczony tą propozycją. Prezes, czyli starszy pan stał na tarasie przyglądając się bawiącym się ludziom na dole.

– Panie prezesie– podszedł do niego Andrzej.– To jest Jakub Kozyra, o którym panu mówiłem– podali sobie dłonie.– Zostawię was teraz samych.

Odszedł i szepnął coś swoje towarzyszce, a ta zachichotała.

– Podejdź bliżej chłopcze– powiedział miłym tonem staruszek– Czytałem twoje opowiadania. Muszę przyznać, że bardzo mi się podobały.

– Naprawdę?– zapytał szczerze wzruszony pisarz.

– Tak, ale czeka Ciebie jeszcze dużo pracy– upomniał twórcę.– . Jesteś potrzebny kulturze.

Jakuba trochę zaskoczyło to stwierdzenie i błysk, który pojawił się w oczach wydawcy. Skądś go zaczął kojarzyć, lecz nie potrafił sobie przypomnieć. Zapewne widział go w którymś z programów, jakie ogląda.

– Chodźmy do mojego biura– zaproponował– podpiszemy od razu umowę. Dobrze?

– Tak!- Artysta od razu zapomniał o rozważaniach i ruszył sztywnym krokiem.

Biuro znajdowało się na piętrze, na końcu korytarza. Wygląd biura oszołomił Jakuba. Na środku stało wielkie czarne biurko i do niego podeszli. Prezes wyciągnął umowę i podał ją pisarzowi. Ten przeczytał ją pobieżnie. Podpisywał już kiedyś podobną, więc niczego się nie obawiał. Sięgnął do kieszeni swojej marynarki i z przykrością stwierdził, ze nie zabrał długopisu.

– Proszę– powiedział wydawca podając mu pióro.

Jakub szybko podpisał umowę, a także kopię i oddał pióro wydawcy.

– Bardzo miło mi Ciebie powitać w naszych skromny progach wydawniczych.– Jest jeszcze taka jedna mała formalność– zauważył wydawca.

– Co się stało?– zapytał zaniepokojony.

– Ach nic wielkiego chłopcze– uspokoił go.– Każdy nowy pisarz w naszych szeregach musi przejść taki chrzest. Coś jak zaprzysiężenie. Taka mała formalność dla powitania nowego pisarza.

– Kiedy?– zapytał.

– W przyszłym tygodniu,– odpowiedział mu z uśmiechem-w tajemniczym miejscu, przyślemy po ciebie samochód w niedzielę.– widząc jego minę dodał– Nie bój się to taka zabawa z okazji przywitani nowego członka.

Uspokojony Jakub ruszył na dalszą część zabawy. Nie pamiętał od jak dawna tak dobrze się nie bawił. Nie pamiętał tylko kiedy dotarł do domu i co zrobił z samochodem. Ale nie miało to teraz znaczenia.

*

W niedziele wstał i ubrał się w swój garnitur. Nikt mu nie powiedział o której po niego przyjadą, więc postanowił być od rana gotowy. Niestety trochę się przeliczył, bo samochód przyjechał dopiero o siedemnastej. Była to skromna czarna limuzyna. Wsiadł, a kierowca bez słowa pojechał w dal. Limuzyna miała zaciemnione szyby, więc nic nie widział co się dzieje wokół, ani dokąd jedzie. Jechali przez jakąś godzinę. W końcu limuzyna stanęła, a szofer otworzył drzwi.

-Jesteśmy na miejscu Panie– powiedział kłaniając się.

Wyszedł i z zaciekawieniem stwierdził, że jest lesie. W kolejnej chwili stracił przytomność, a cztery osoby wyłoniły się z krzaków i zabrały go. Szofer popatrzył jak go odnoszą, splunął i wsiadł do samochodu. Po chwili już go nie było

*

Odzyskanie przytomności nie należało do najprzyjemniejszych. Było mu zimno i siedział na czymś wilgotnym.

– Co jest?– zapytał słabym głosem.

– Cisza!- huknął na niego stojący obok dziwny facet ubrany w czerwoną szatę i maskę. Wepchnął mu knebel w usta.

Teraz dopiero przyjrzał się gdzie jest. Siedział w małym pomieszczeniu. Obok były drzwi, a zza nich dobiegł go czyjś głos. Widać ktoś przemawiał.

Siedzieli tak przez chwilę. Ktoś w końcu otworzył drzwi, a dwóch jego ochroniarzy poprowadziło go do głównej Sali.

– Jestem w jaskini– pomyślał, lecz w następnej chwili przeraził się i doszło do niego w jakiej jest sytuacji– Jestem udupiony.

Cała jaskinia była zatłoczona przez postacie ubrane w czerwone szaty i maski. Na podwyższeniu stała osoba ubrana tak samo, lecz mająca złotą maskę. Za nim znajdował się posąg jakiejś kobiety o surowej twarzy. W ręce trzymała książkę.

– Widać arcykapłan tej wiary– przemknęło mu przez głowę przypatrując się prowadzącemu tłum– Chyba nie złożą mnie jako ofiarę.

Zanieśli go na podwyższenie i położyli na kamiennym stole. Arcykapłan odmawiał przez chwilę jakieś modlitwy, a potem cały tłum zaśpiewał jakiś hymn. Nagle coś do niego dotarło, gdy kapłan znów poprowadził modlitwę.

– Skądś cię znam– nagle go olśniło– Wydawca!

Próbował wydać z siebie jakiś odgłos, a następnie się poruszyć, lecz więzy i knebel spełniały swoje zadania wzorowo.

– To pewnie ten chrzest, nie mam się czego bać– pocieszał sam siebie.

W końcu uroczystości dotarły do końca, a kapłan go odwiązał i wyciągnął mu knebel. Odetchnął z ulgą.

– Witaj Jakubie– powitał go ściągając maskę, reszta tłumu poszła za jego przykładem. Wiele twarzy ukrytych dotychczas pod maskami widział na przyjęciu.

– Cześć. – odpowiedział uśmiechając się.

– Czy jesteś gotowy wstąpić do naszego bractwa?!- zapytał krzykiem kapłan.

– Tak!- odkrzyknął .

– Czy przysięgasz wierność naszej bogini?!

– Tak!- fajna zabawa– przeszło mu przez głowę

– Powstań więc i ubierz swoją szatę.

Ktoś mu podał czerwoną szatę, a kapłan dał mu sygnał i podążył za nim do komnaty obok. Tam się ubrał, a wydawca usiadł obok niego.

– Fajna impreza– stwierdził uradowany Jakub.– Jak wpadliście na taki fajny pomysł z przebieraniem się i taką inscenizacją?

– Jak to?! To ty nic nie wiesz?– zapytał z przerażeniem na twarzy.

– O czym?

– Zabije Andrzeja!- krzyknął rozłoszczony– Przyprowadzić mi go – polecił komuś z boku.

Andrzej po chwili się zjawił zdejmując maskę. Przywitał Jakuba, ale zaraz jego uśmiech zniknął, gdy dostrzegł minę wydawcy.

– Głupcze!- naskoczył na niego od razu.– On nic nie wie! Miałeś go przygotować!

– Przepraszam– mruknął Andrzej– Zapomniałem.

– O czym wy do cholery mówicie– do rozmowy wtrącił się Kuba, który nie wiedział o czym mówią. Obaj popatrzyli na siebie, a Andrzej powiedział.

– Naprawdę to nie była inscenizacja. Jesteśmy tajnym bractwem ukrytym pod pozorem wydawnictwa i innych kulturalnych instytucji.

– Co?!- Jakub nie wierzył w to co słyszy.– Jakim bractwem?!

– Służymy jej.– odpowiedział mu wydawca i skierował wzrok na pomnik widoczny przez drzwi.– Jest naszą boginią.

– O kim wy do cholery mówicie?!- nie wytrzymał artysta.

– O kulturze– odpowiedział mu wydawca..

Obaj popatrzyli po sobie ponuro, a wydawca podjął temat.

– Kultura jest naszą boginią. Jesteśmy jej wyznawcami. Każdego z nas po kolei wezwała przed swoje oblicze…

– W zamian za różne ofiary daje nam natchnienie do tworzenia wielkich dzieł. Służymy jej, a ona daje nam wenę. – wpadł mu w słowo Andrzej.

– Od dawna tak istniejecie? Ludzie by przecież gadali?!

-Nasze bractwo w Polsce istnieje od czternastego wieku. Należeli tutaj wszyscy najwięksi artyści w historii Polski. Teraz my przejęliśmy pałeczkę.

– Nie można się do nas zapisać– wpadł w słowo Andrzejowi Prezes.– To ona wybiera kto jest godzien dostać się pod nasze skrzydła. Teraz zapragnęła byś ty do nas dołączył.

Jakub poczuł się niewyraźnie. Mama go ostrzegała by nie zadawał się z sektami.

– I tylko pisarze tutaj należą?

– Nie– odpowiedział Andrzej– każdy artysta: pisarze, malarze, aktorzy i tak dalej. Każdy kto coś tworzy należy do niej.

Zapadła dłuższa chwila milczenia, a Jakub zadał pytanie, którego najbardziej się obawiał.

– A co musicie w zamian jej podarować?

Znów zapadła cisza. Obaj milczeli, jakby sprawdzając kto się pierwszy złamie i odpowie. Padło na Andrzeja.

– Oddajemy się jej.

– Czyli?– dopytał Jakub.

– Zależy czego od ciebie zażycz sobie bogini.– odpowiedział teraz prezes– Czasami są to siły życiowe, czasami inne poświęcenie. Cena jakkolwiek jest duża, ofiara nie jest łatwa, a nasza bogini należy do wybrednych. Jednak nagroda za swe poświęcenie jest olbrzymia.

– Czyli co?

– Dzieła– odpowiedział cicho Andrzej, a prezes pokiwał głową.– Wena do stworzenia najwspanialszych dzieł. To dzięki niej zacząłeś na nowo tworzyć świetnie opowiadania.

– Jak to? Nic jej nie dałem!- zaprotestował.

– Sama sobie wzięła powołując Ciebie– odpowiedział cicho wydawca, a gdy zobaczył spojrzenie Jakuba dodał– Monikę.

Długo milczał rozpatrując swoją sytuację. Nie interesowało go już Monika. Obaj jego rozmówcy milczeli wpatrzeni w swoje dłonie.

– Dołączysz do nas?– zapytał prezes,

Teraz na Jakuba przyszła kolej nic nie odpowiadać. Zastanawiał się. Andrzej dostrzegł jakby jego wahanie więc przemówił.

– Jesteś artystą. Możesz tworzyć, bogini da ci wenę byś stał się wielkim pisarzem. Nie chciałeś nigdy czegoś więcej niż marne życie?

– Dobra– odparł Jakub, ten marny argument do niego przemówił. Miał dość wiecznego życia w biedzie. Ponadto obawiał się jak zareagują, gdy im powie, że są chorzy psychicznie.. Jutro umknie, gdy w końcu go wypuszczą.– Mam powtórzyć przyrzeczenia?

– Nie musisz.– odpowiedział prezes.

Nagle coś się Jakubowi przypomniało.

– Czy zdarza się, że ktoś ginie?

– Tak– odpowiedział cicho wydawca.– Czasami Bogini wzywa, któregoś z jej sług ku sobie i nigdy już nie wraca do tego świata. Jednak pozostaje po nich dawna chwała i dzieła, które dalej pamięta ludzkość. Czasami zabiera, gdy ktoś poprosi o za dużo, a czasami z własnego kaprysu. Dalej chętny?

– Tak– odpowiedział z niepokojem.

Następnie wyszli. Prezes ogłosił, że jest nowym członkiem, a artyści zebrani u dołu przywitali tą decyzję owacjami. Wydawca ściskał chłopaka.

– Jesteś mój– usłyszał. Nikt jednak nie zareagował, więc wydedukował, że to w jego głowie.

– Jesteś gotowy iść na spotkanie z naszą Boginią?– zapytał prezes.

– Tak!- krzyknął znudzony Jakub.

Prezes zaprowadził go do bocznej nawy. Tam był ciąg małych cel. Wprowadził Kubę do jednej. Było tam łóżko i mniejszy posąg bogini.

– Tutaj spędzisz noc– powiedział.– Bogini sama do Ciebie przyjdzie gdy zostaniesz sam.

Wyszedł zamykając drzwi, a Jakub usiadł na łóżku.

– Pierdoły– mruknął nie wierząc zbytnio.– Głupia sekta.

Położył się i zaczął układać swoją historię.

– Jakubie!- dobiegł go głos, a on podskoczył na łóżku. Rozejrzał się, lecz nic nie dostrzegł, więc położył się z powrotem.

– Jakubie!- powtórzyło się wołanie, tym razem wstał i krzyknął.

– Kto mnie woła?!

– Ja– głos dobiegł teraz z strony posągu.

Oczy w posągu świeciły na niebiesko. Nagle padł na ziemię i przeniósł się w jakby inny wymiar. Wszystko było niebieskie, a przed nim pojawiła się piękna kobieta wyglądająca tak samo jak postać na posągu. Widział jej majestat i wielkość.

– Czego pragniesz Jakubie?– zapytała. Usta się jej jednak nie otwierały.

– yyy…– Jakub zbaraniał nie wiedząc co powiedzieć.

– Pokaże ci coś.– powiedziała, a on się przeniósł.

Przemknął wszystkich największych autorów tworzących dzieła. Nad każdym czuwała bogini. Widział wielką chwałę twórców, ofiary jakie jej składali w zamian za możliwość tworzenia. Przemknął później przez wszystkie epoko świata, obserwując jak twórcy od starożytności do teraz tworzą dzieła. Wszystko trwało jednak bardzo krótko, a on wrócił przed oblicze swej pani.

– Czego pragniesz?– powtórzyła zapytanie.

– Dzieła– odpowiedział cicho, a później powtórzył głośniej.– Dzieła mojego życia, najwspanialszej książki jaką mogę stworzyć.

– Jesteś pewien?– odparła.

– Tak.

– Niech się dzieje wola nieba– przeszło mu przez głowę.

– Cena będzie wysoka– ostrzegła– będzie to koszmar pisarza.– dodała, a później artysta stracił znów przytomność.

*

Nagrodę dla najlepszego pisarza polskiej fantastyki rozdawano w Poznaniu w Teatrze Polskim. Jakub Kozyra nominowany do nagrody najlepszej książki roku za dzieło „Wojna na Północy" siedział w pierwszym szeregu. Książka wydana pół roku temu sprzedała się już w nakładzie pięciuset tysięcy egzemplarzy. Na mównicę wyszła prowadząca i przemówiła.

– Komisja przeliczyła głosy w kategorii na najlepsza książkę z gatunku fantastyki roku.– zawiesiła głos ukazując kopertę.– Nagrodę tą otrzymuje… Jakub Kozyra!

Pisarz wstał wśród aplauzu publiczności wkroczył na scenę i odebrał nagrodę. Ucałował prowadzącą i podał rękę prowadzącemu. Stanął przed mównicą, a oklaski ucichły.

– Chciałbym wszystkim podziękować, którzy postanowili mi dać szansę na stworzenie tego dzieła– pokraśniał wydawca,– tym, którzy mi pomogli– tutaj zwrócił się do swojej narzeczonej– Cena za napisanie tej książki była olbrzymia, ale było warto!.

Publiczność znów biła brawo, a on wracał na swoje miejsce.

Cena był bardzo wysoka– przemknęło mu przez myśl wspominając spotkanie z boginią sprzed roku. Wzdrygnął się, gdy usiadł i pomyślał : Koszmar pisarza.

Koniec

Komentarze

O jeżu kolczasty, jak można tyle błędów napakować? Toż to opowiadanie o koszmarze pisarza jest złym snem czytelnika, jako tako obznajmionym z polszczyzną... Przykro mi, ale to się nie nadaje do niczego. Niczego poza napisaniem od nowa.

- Nie dobrze!- krzyknął z rozpaczom. Wsiadł do fiacika i popruł do domu. - Doczytałem dotąd i odpadłem. Podpisuję się ręcami i nogami pod komentarzem Adama.

Zaufaj Allahowi, ale przywiąż swojego wielbłąda.

Niestety, ja również nie dały rady doczytać tego tekstu do końca. Ilość błędów wszystkich kategorii powaliła mnie na kolana.

"Wszyscy jesteśmy zwierzętami, które chcą przejść na drugą stronę ulicy, tylko coś, czego nie zauważyliśmy, rozjeżdża nas w połowie drogi." - Philip K. Dick

Na początek wrzuć do worda. Następnie zlikwiduj powtórzenia. Przeczytaj jeszcze raz i spróbuj wyeliminować pozostałe błędy. Pozdrawiam!

Czy to jest koszmar pisarza? Tak koszmar, kiedy wytykają błędy, ale dobrze, że są tacy którym chce się przeczytać i zauważyć te wszystkie niedociągniecia.

Słabo. Popraw literówki - to raz. Włącz myślenie podczas pisania i nie sadź kwiatków w stylu "wciąż siedząc przy komputerze, ktoś zastukał w drzwi" - to dwa. Przemyśl koncepcję utworu - to trzy. Całokształt fabuły przekonuje o tym, że albo nie masz bladego pojęcia o funkcjonowaniu wydawnictw literackich (piszę Ci to ja, który sam mam nader blade ;)), albo celowo napisałeś tak nie trzymającą się - za przeproszeniem - kupy historię, żeby coś pokazać lub rozśmieszyć czytelnika. W pierwszym przypadku, doinformuj się, zanim zaczniesz pisać ("risercz" największym przyjacielem pisarza), w drugim - dopasuj język do treści.

Mimo wszystko jednak pozwolę  sobie nie zgodzić się z przedmówcami. Uważam, że tekst da się przeczytać. W bólach, ale da się. I nie jest do końca beznadziejny. Trzeba go napisać od nowa, to fakt, ale niekoniecznie zapomnieć. I tylko jedna mała rada: mało kto jest takim geniuszem, by od razu pisać teksty doskonałe, nikt nie ustrzeże się błędów mniej lub bardziej poważnych, nie mówiąc już o literówkach. Ale autor, który nawet nie przejrzy własnego tekstu przed publikacją nie może oczekiwać, że ktokolwiek przeczyta więcej niż jeden jego tekst. Powodzenia.

Nowa Fantastyka