- Opowiadanie: Limka Wrl - PODRÓŻ

PODRÓŻ

Autorze! To opowiadanie ma status archiwalnego tekstu ze starej strony. Aby przywrócić go do głównego spisu, wystarczy dokonać edycji. Do tego czasu możliwość komentowania będzie wyłączona.

Oceny

PODRÓŻ

Schodziliśmy pionowo w dół, powietrze było aż gęste od smrodu. Spróchniałe kołki improwizujące stopnie kruszyły się pod naciskiem, niektóre wyślizgiwały się spod rąk.

 

Nie wiem, dlaczego tam schodziliśmy. Na tamtą chwilę nie potrafiłam tego zrozumieć. Wszystko czego chcieliśmy – przestrzeń, słońce, dom – było w kierunku dokładnie odwrotnym, niż ten, w którym zmierzaliśmy. Było duszno, ale ja drżałam z zimna. Miałam ziemię we włosach. Żylaste podziemne konary raz po raz zahaczały moje ubrania, rozszarpując je. W końcu światełko w górze, otwór którym tu weszliśmy, zniknął na dobre. Jakiś silny magnetyzm przyciągał nas ku dołowi. Nie rozmawialiśmy. Z resztą to by tylko pogorszyło sytuację. Żadne z nas nie chciało tu być. Kto wie, być może ze złości moglibyśmy się teraz pozabijać.

 

Mijał czas. Przeszliśmy długi odcinek opuszczając się niżej i niżej. Miałam mokre czoło, otarłam je. Nawet w lichym świetle mojej lampki zobaczyłam, że dłoń była czerwona od krwi. Wyprawiało się ze mną coś złego. Nie chciałam się skarżyć, nie chciałam pogorszyć tej gównianej sytuacji. Czy nikt nie widzi, do cholery, że coś jest nie tak? Miałam ochotę się zżygać. Czy to się nie skończy?

 

Innym pewnie też nie było łatwo. Osobnik nade mną, nie wiem kto, chciałabym mówić że mój przyjaciel, ale nie, jakiś zwykły brudas, sapał coraz bardziej. Było z nim jeszcze gorzej niż ze mną. Zrzucał na mnie odłamki drewna i błoto. Pomyślałam że mógłby spaść głową w dół i wtedy byłoby mniej chociaż o tego jednego.

 

I nagle, nie spodziewałam się, on po prostu zleciał. Zsunął się po mnie, ale mocno się trzymałam, zahaczył jeszcze kogoś niżej, a potem już tylko leciał. Głową do góry. Wrzeszczał strasznie. Później minęliśmy jego ciało nabite na wyjątkowo poskręcany korzeń. Poczułam, że ja chcę żyć, wiedziałam że jest okropnie, że mamy nikłą nadzieję, ale ja naprawdę pragnęłam żyć.

 

Musimy dotrzeć do źródła cierpień, może da się to wszystko jeszcze odkręcić. Może będziemy kiedyś normalnie funkcjonować. Załamałam się. [W ustach miałam słodką krew, słone łzy, gorzki żal a na gębie kwaśną minę]. Może powinniśmy to wszystko zostawić w spokoju? Zaczęłam nucić smutną melodię. Muzyka zdychała w tej ciasnej przestrzeni. Mój głos był stłumiony i zachrypnięty. W ogóle to nigdy nie potrafiłam śpiewać. Ale nuciłam dalej. Ktoś inny też podłapał tę melodię. I jeszcze ktoś. Najdziwniejsze, że ja jej nie znałam, wymyśliłam na poczekaniu, a oni wszyscy mruczeli to samo. Tylko, że nie chodziło o śpiewanie, ale o to, żeby sobie dodać odwagi. Jestem pewna, że niejeden płakał. Maminsynki. Śpiewali wszyscy, skrzeczeli gorzej niż ja, ale cholera, wreszcie poczuliśmy się lepiej.

 

Po jakimś czasie sceneria trochę się zmieniła, zamiast pionowego tunelu weszliśmy w obrzydliwy gąszcz, labirynt kłączy rozpiętych jak pajęczyny. Nie czułam twardego podłoża pod stopami. Ktoś zdecydował, że tu odpoczniemy. Ulokowałam się na zdrewniałej łapie. O spaniu w tym fetorze nie było nawet mowy. Ale wreszcie mogłam odsapnąć. Miałam chwilę, żeby przeklinać swój los. Wszystko było nie tak. To co w przeszłości robiłam dobrego, dzisiaj obróciło się przeciwko mnie. Tak jakby bycie lojalnym nie opłaciło się. To wędrowanie, jak kara – zero sensu, mało motywacji. Tylko oddziaływanie tej siły z wewnątrz. Niszczyło nas i przyciągało. Leżałam, aż poczułam, że nie może być gorzej. Znowu ruszyliśmy.

 

Po tym odpoczynku zostawiliśmy kolejnego trupa. Udusił się, wcale mnie to nie dziwi. Słabo widziałam ale nie był chyba jeszcze taki stary. Mógłby dłużej pożyć.

 

Co to za przewrotna wszechmoc, która ma przynosić szczęście ludzkości, a wyniszcza jednostki? Nie wiedziałam, czy aby na pewno chcę się poddać takiej sile. A jednak nadal szłam. Wspinałam się, przeciskałam tam gdzie wszyscy. Czego my szukamy? Byłam zdezorientowana. Czy to ma być duże? Czy ma zęby? Czy wyjaśni nam sens wędrówki?

 

Wydawało mi się dziwne, że szliśmy, choć żadne z nas nie znało drogi. To Coś przywoływało nas do siebie. Złapaliśmy dobre tempo. Zaczęłam wierzyć, że zdążymy dotrzeć na miejsce przed śmiercią.

 

Ale wtedy coś nam przeszkodziło, mogłam się spodziewać. Zaatakowały nas ohydne, smoliste stworzenia. Wyglądały jak wielkie insekty, z pulsującymi odwłokami i oślinionymi paszczami. Przysięgam, że na moich oczach zżarły kogoś. Podobno rana po ugryzieniu tego stworzenia nigdy się goi. Większość z nas rozbiegła się w różne strony.

 

Zostałam zaatakowana. Zanim zabiłam tę pokrakę, zdążyła mi odgryźć wskazujący i środkowy palec. Przebiłam je dzidą i uciekłam nim dopadły mnie inne. „Uciekłam" to za duże słowo. Odczołgałam się trochę i ukryłam w ciasnej szczelinie. Moja lampka zgasła. Bałam się. Bolało mnie wszystko. Brakowało mi tych palców. Dlaczego mnie tak cholernie boli? Nie wiem ile tam siedziałam, nie mam pojęcia. Siedziałam aż ucichło. Zrobiło się pusto. Wylazłam na czworaka, po omacku szukałam. Nieważne czego, ważne że szukałam. Okazało się, że ktoś jeszcze był tak mądry jak ja i teraz wynurzył się, po bitwie. Dotknęliśmy się. Swoich twarzy. Nie znałam go, ale miło było wiedzieć, że to ktoś podobny do mnie. Nie byłam sama. To już jest coś. Nie gadaliśmy. Wiedzieliśmy, że trzeba po prostu iść. Większa część mojego ubrania pozostawała na wystających korzeniach, byłam prawie goła. Moja upierdliwa rana sączyła się i cuchnęła. Ciekawe, że jeszcze to czułam.

 

Dotarliśmy do pieczary. Niewielkiej, takiej ot, sobie pieczary. Czy to cel naszej podróży? Było tu jakoś inaczej. Jaśniej. Coś niebieskiego majaczyło mniej więcej w centrum. Czy to ta moc która ogarnia tyle istnień? Podeszliśmy oboje.

 

Na środku jaskini zobaczyłam coś, co wyglądało jak placek z błękitnej galarety. Zadyndała zabawnie gdy jej dotknęłam. Gdzie to smoczysko, którego się spodziewałam? Gdzie to śmiercionośne narzędzie którego szukałam? Usiadłam z wrażenia. Byłam zawiedziona. Rozczarowana? Galareta! Kupa niebieskiej galarety.

 

Wyszukałam dłoni tego drugiego, tak, po prostu wzięłam go za rękę i zapytałam szeptem:

 

– Może powinniśmy byli zwyczajnie wyjść na zewnątrz?

 

 

 

Jestem zakochaną myślą o chłopaku. Znajduję się w głowie pewnej dziewczyny. Znam ją dobrze, o tak. Szlag mnie trafiał, kiedy błądziłam w jej mózgu, nie wiedząc w czym tkwi problem. Trudno ratować umysł, gdy złamane jest serce.

Koniec

Komentarze

"...spod rąk, niektóre kruszyły się pod naciskiem..." - zmień kolejność, w tej chwili to ręce kruszą się pod naciskiem.

"...Nie wiem dlaczego tam schodziliśmy..." - przecinek przed "dlaczego" gdzieś uciekł?

"Wszystko czego chcieliśmy - przestrzeń, słońce, dom - było w kierunku dokładnie odwrotnym, niż ten do którego zmierzaliśmy." - brakuje przecinka przed "do którego", samo stwierdzenie "było w kierunku" jest dziwne. W kierunku można iść, biec, ale nie być. Może inaczej "Wszystko ... potoczyło się inaczej, niż zamierzaliśmy"

"...moje ubrania rozszarpując je..." - znów brak przecinka przed "rozszarpując". Od tej pory nie zwracam już uwagi na interpunkcję - widać, że masz tu trochę do poprawy

"... przyciągał nas w jedną stronę, ku dołowi." - nie kombinuj, "przyciągał nas w dół" w zupełności wystarczy

"pogorszać" - czego robić? Może "pogarszać"

"zeżygać" - j.w.

"...W ustach czułam słodką krew, słone łzy, gorzki żal tego, że tam schodzę..." - do kompletu brakuje jeszcze czegoś kwaśnego. A na serio - krew zazwyczaj jest słodka, łzy słone, a żale przeważnie gorzkie - zbędne oczywiste oczywistości w opisach szkodzą.

Tyle w kwestiach technicznych - z grubsza. Inni wyłapią pewnie więcej.
Co do samech historii - nie kupuję pomysłu. Myśl wędrująca przez jakąś jaskinię, tunele, brudne, zabójcze i ogólnie nieciekawe... Umysł dziecięcia emo to jest, czy co?

Jeśli mam być szczery - nie podobało mi się.

Pozdrawiam

Złościć się to robić sobie krzywdę za głupotę innych.

Ja też nie bardzo ogarniam o co tu biega. Jakaś mysl łażąca po móżgu, jakieś demony, ale po co to wszystko? PO co znaleźli tę galaretę, kim byli ci inni ludzie? Niejasne to wszystko cholernie.

Zaufaj Allahowi, ale przywiąż swojego wielbłąda.

Po pierwsze, Tyraelx, ośmielę się nie zgodzić z twoim pierwszym spostrzeżeniem.
Po drugie:
"było w kierunku dokładnie odwrotnym, niż ten do którego zmierzaliśmy" - ponoć mówi się "w kierunku". Ze sformułowaniem "do kierunku" jeszcze się nie spotkałem. Zakładam, że jest błędne, a nawet jeśli nie, brzmi nieciekawie.
"Było duszno, ale ja drżałam." - "ale" chyba nie pasuje. Wiem, że to czepialnictwo, ale to zdanie sprowadza się do tego: "Z reguły nie drżę, gdy jest duszno, ale tym razem mi się zdażyło". "Ale" to spójnik wyrażający kontrast, a poczucie duszności nie ma nic wspólnego z drżeniem.
"Ktoś inny też podłapał tą melodię" - klasyka. "Tę melodię".
"Siedziałam aż nie ucichło" - to zdanie znaczy: "siedziałam, aż zrobiło się głośno". Tego "nie" chyba jednak nie powinno tam być.

Po trzecie, strasznie zgrzyta mi nadmiar kolokwializmów. Zleciał, wylazł, zeżarł, goła, leżeć plackiem. Może to tylko moje prywatne gusta, ale mnie one gryzą.
Po czwarte, opowiadanie jest dobre. Emocjonalne, tajemnicze, trochę mroczne, trochę brudne. Na pewno nie wszystkim się spodoba, ale naprawdę nie jest złe. Stylistycznie powyżej średniej. Zdecydowanie dobrze, jak na portalowy debiut.
Jest tylko jeden problem. Zakończenie niszczy i miażdży absolutnie wszystko. Każde pozytywne odczucie, które zrodziło się we mnie podczas czytania, zniknęło, kiedy dotarłem do końca. Zakochana myśl o chłopaku? Serio?
Ech, szkoda, bo tekst naprawdę jest niczego sobie, zakończenie niestety zmusza mnie do wbicia głowy głęboko w biurko.
3/6

vyzart, oczywiście masz rację z tym ośmieleniem ;) - przeczytałem "które" a nie "niektóre" - mea culpa.

Złościć się to robić sobie krzywdę za głupotę innych.

   Na środku jaskini leżała plackiem błękitna galareta. Zadyndała wesoło gdy jej dotknęłam.
   Quetzalcotalu Złotopióry, podtrzymaj mnie, bo spadam z krzesła.
   Leżeć może coś, co ma określony kształt i określoną postać. Przewrócone krzesło leży, drzemiący na kanapie facet leży, kartka papieru leży na stole... Jasne? Miło mi, że tak. Galareta, jako coś półpłynnego, niestałokształtnego, może uformować placek, leżeć jak nieforemny albo i foremny placuszek, cokolwiek w tym rodzaju. > Na środku jaskini zobaczyłam coś, co wyglądało jak placek z błękitnej galarety. < Dalekie od ideału, ale z całą pewnością już lepsze...
   Zadyndać może coś, co wisi. Zwisa z czegoś, na czymś jest zawieszone. Jakim cudem zadyndała lażąca na dnie jaskini galareta?
   Po czym można poznać, że galarecie jest wesoło? Nie chodziło Ci aby o "zabawnie"?
   Rp.: siedemnaście dobrze napisanych książek, słownik języka polskiego, słownik ortograficzny, słownik interpunkcyjny. Stosować naprzemiennie raz dziennie po sto stron / haseł.

Cudowna prowokacja. Wyrazy uznania.
Pozdowionka.

RogerRedeye dziękujęza wsparcie, potrzebuję tego =)

AdamKB my się już spotykamy po raz wtóry =) widze że się naczytałeś o Aztekach =) poprawię to co cię razi w oczy =) pracuję zawodowo i niestety nie mam czasu czytać tyle ile mówisz, ale na prawdę stram się. Poza tym nie skupiałam się aż tak bardzo na pisowni, bo wiedziałam że i tak mnie poprawisz. =) Było to uzewnętrznienie się artystyczne, po prostu ze mnie spłynęło, stąd ten dziwny język. Poza tym... jakbym się nie starała to i tak ktoś zawsze coś znajdzie, ech ta krytyka.

w ogóle to dzięki chłopaki za zainteresowanie, obawiałam się tego co tutaj usłyszę. jako faceci myślę że macie inne spojrzenie na to opowiadanie. dla mnie też nie jest to tym, co do końca chciałam, ale to było po prostu natchnienie. jeden wieczór, dwie godziny... to opowiadanie nie mogło być inne, musiało być takie.

vyzart, moje myśli są kolokwialne stąd tyle tych słów w tekście. nie zmienię tego. tak czułam i tak napisałam. nie jestem drobiazgowa, ale poprawiłam wszystko co mogłam =) dziękuję że nie była to z twojej strony miażdżąca krytyka. przykro mi że nie podoba ci się zakończenie, jeśli to cię pocieszy to mi też nie do końca ono pasuje. to miało być coś zupełnie innego. ale tak wyszło i tak ma być. jestem tylko zakochaną dziewczyną. cóż ja więcej mogłam wymyślić? (spokojnie rozkręcę się) męskie pisanie jest trochę inne. wolę męskie pisanie. uczę się. obiecuję że zakończeniem następnego opowiadania będziesz zachwycony.

Fasoletti to ma być niejasne, ja sama się w tym gubię, ale ja to mam w głowie. i tak dzięki za koment

TyraelX nastęonym razem jak ci się nie będzie podobało to nie pozdrawiaj, jest mi to zbędne =) mimo że za nic mnie nie pochwaliłeś uwzględniłam twoje uwagi - czuj się zaszczycony. zwróć szczególną uwagę na to zdanie ze smakami. pasuje? chyba się już powtarzam, ale to opowiadanie po prostu nie mogło być inne. ja też bym chciała czegoś więcej. to był artystyczny zryw i cieszę się że przynajmniej cieszy się pewnym zainteresowaniem.

Droga Autorko, naprawdę dobrze się czujesz? Pytam jak najbardziej powaznie, bez kpiny.

Ok, Autorko - może to faktycznie jest prowokacja z twojej strony, ale co mi tam, napiszę: pozdrawiam niezależnie od tego, czy tekst był wyśmienity, średni czy zły. To, że staram się być uprzejmy nie ma zupełnie żadnego związku z treścią prac. Nie krytykuję, bo lubię się znęcać nad autorami i cieszy mnie wytykanie błędów innym - krytykuję, aby inni mieli szansę te błędy wyeliminować. Może się mylę, ale taka jest idea tego portalu. Sam oczekuję tego samego - pod warunkiem, że są jest to krytyka uzasadniona i konstruktywna. Ja jestem świadomy niedoskonałości swoich tekstów, Tobie życzę tego samego. I odrobiny dystansu też. Jeśli napiszesz dobre opowiadanko - możesz być bardziej niż pewna, że Cię za nie pochwalę. Trzymam za to kciuki.
Niezależnie od tego, czy to dla Ciebie zbędne, czy nie - POZDRAWIAM ;)

Złościć się to robić sobie krzywdę za głupotę innych.

Limka napisała: (...) moje myśli są kolokwialne stąd tyle tych słów w tekście. nie zmienię tego. tak czułam i tak napisałam.
Jeśli dobrze zrozumiałem, nie masz zamiaru podejmować walki z kolokwializmami. Twoja sprawa. Zauważ jednak, że większość czytelników preferuje teksty operujące językiem zwanym literackim.
Przy okazji: nawet pisząc esemesy można rozpoczynać zdania wielkimi literami...

Adam, można, tylko po co? =D Mniejsza o to, nie jestem drobiazgowa. Drogi Adamie, wyjątkowo w tym tekście zastosowałam kolokwializmy. Jestem osobą która lubi się wyrażać ładnie i całymi zdaniami, ale to opowiadanie w ogóle ma taki styl. wiesz że nawet nie przeklinam? Nie wiem co preferuje większość czytelników =) Ale słucham i się uczę

Tyrael konstruktywna krytyka to też pochwała, a tobie nic się nie podobało. Ale pomyślałam sobie, że skoro włożyłeś wysiłek żeby skomentować to "beznadziejne" opowiadanie, to już jest dla mnie dobry znak.
Brakuje mi dystansu do siebie, taka już jestem =) i się przejmuję. i się może trochę za dużo nagadam, ale widzisz, poprawiłam co nieco.
Dziękuję za pozdrowienia =D

Roger - daje radę ;)

Adam, można, tylko po co?
--------------
Jestem osobą która lubi się wyrażać ładnie i całymi zdaniami, (...)
--------------
Właśnie po to. Żeby udowodnić prawdziwość powyższego twierdzenia.

Doskonale. Droga Autorko, byłem o tym przekonany, choć tak nie do końca... Po prostu -- chcialem się upewnić. Najzupelniej satysfakcjonująca odpowedż.
Pozdrowionka.

Matko boska... Przez cały czas byłam pewna, że to wszystko może mieć jednak jakiś sens, być jakąś dziwną metaforą, a potem ten ostatni akapit zwalił mnie z krzesła... Jeśli nie masz dwunastu lat NIE PISZ TAKICH RZECZY!!!

www.portal.herbatkauheleny.pl

Suzuki, dlaczego nie? To jest dziwna metafora... Nie mam dwunastu lat, tylko trochę dziecinne myślenie. To wszystko było bardzo spontaniczne i nie do końca przemyślane. Ale ja to miałam w głowie. Z resztą sama przyznaj, że nie spodziewałaś się, że tak to się skończy. uważaj przy spadaniu z krzesła - możesz sobie krzywdę zrobić.

Roger jeszcze nie mam samobójczych myśli jak coś. Cóż za troska =P

Adam, chyba ważniejsze od tago jak się mówi, ważniejsze jest jak się mówi? idąc dalej ważniejsze od tego co się mówi, jest to, co się robi. Więc widzisz, sposób wyrażania jest na końcu mojej listy =D

a tak propos dobrych książek... miałeś coś konkretnego na myśli? =) Bo ostatnio mam do czynienia z fascynującą książką: Bezrobocie - podstawy teoretyczne =) i przyznam że mnie ona nie satysfakcjonuje

Więc widzisz, sposób wyrażania jest na końcu mojej listy.
Aby nie przeczysz własnym słowom?
Bo ostatnio mam do czynienia z fascynującą książką: Bezrobocie - podstawy teoretyczne =) i przyznam że mnie ona nie satysfakcjonuje.
Temu się ani trochę nie dziwię. Diariusza sejmowego też nie polecam...
Miałem na myśli niemal dowolne pozycje, dobrze napisane lub tak samo przetłumaczone. A jakie, to nie powiem, bo dobór rodzaju lektury zależy od preferencji osobistych.

adam wszystko pod kontrolą, nie popadajmy w skrajności...

po prostu szukam czegoś do poczytania, ale jak tak stawiasz sprawę to coś sama wreszcie znajdę =)

Limka Wrl - TUTAJ znajdziesz dużo pozycji, które może przykują Twoją uwagę.

Złościć się to robić sobie krzywdę za głupotę innych.

aż za dużo =)

ciężko coś wybrać =)

Nowa Fantastyka