- Opowiadanie: Miłka - Chłopiec i Pani Śmierć

Chłopiec i Pani Śmierć

Autorze! To opowiadanie ma status archiwalnego tekstu ze starej strony. Aby przywrócić go do głównego spisu, wystarczy dokonać edycji. Do tego czasu możliwość komentowania będzie wyłączona.

Oceny

Chłopiec i Pani Śmierć

I

 

Piękne, stare budownictwo nie pasowało do miejsca, na które przeznaczono ten XVI-wieczny pałacyk królewski. Zatrudnieni tu sanitariusze nazywali je „żartobliwie” domem strachów, odpowiednim jednak słowem było hospicjum. W tym przypadku hospicjum dla dzieci. Wielu śmiałków, ambitnych i nieustraszonych podejmowało pracę, by po kilku wyczerpujących dniach złożyć wypowiedzenie. I tak regularnie, co cztery tygodnie w miejscowym biuletynie informacyjnym, w rubryce Poszukuję pracownika pojawiało się ogłoszenie: Hospicjum dla dzieci zatrudni sanitariuszy, opiekunów. Poszukujemy ludzi oddanych, sumiennych, z doświadczeniem itd. Nikt jednak nie wspominał o najważniejszym. Z umierającymi dziećmi powinni pracować ludzie, posiadający bogatą wyobraźnię oraz osoby nie-stąpające twardo po przysłowiowej ziemi. Tak właśnie jest, a przynajmniej tak twierdzi moja babcia – była siostra przełożona w dziecięcym hospicjum w Gardołce. Jak się tam znalazła? Nie potrafi sobie przypomnieć, pamięta za to szczególnie dobrze jednego ze swoich podopiecznych Kamila P. Te dwa lata, podczas których myła chłopca, wycierała jego krwawe wymiociny i zwilżała spierzchnięte usta, zapamiętała najbardziej z całego długiego życia. W wieku 105 lat, ta wyglądająca jak zasuszona morela kobietka, śmiała się, że jej stara znajoma Śmierć dopięła swego i pewnie siedzi teraz na brzegu jej łóżka i przekłada niebieskie koraliki.

– Babciu, jakie kolaliki? – Zgubiłam je goniąc Kamilka, mówiłam ci o tym kochana setki razy– odpowiadała babcia, dodając po chwili – Jak chcesz, opowiem jeszcze raz. I już po chwili zaczynała snuć swą niezwykła historię.

 

To były dziwne czasy. Wszyscy z wioski jeszcze przed rozpoczęciem wojny pouciekali za polską granicę, z tego co pamiętam nikt stamtąd nie wrócił. Bogacze, którzy zamieszkiwali piękny zameczek na skraju naszej wioski, uciekli również. Nasza rodzina została, nam rozkazano dbać o dworek. Kiedy wszystko się względnie uspokoiło nowa władza, zaczęła robić nowe porządki…– Babciu nie o tym, nie o tym! Opowiedz o Kamilku! -Dobrze, a więc…

Chłopca zobaczyłam jak z samochodu wynosili go rodzice. Matka nawet na niego nie patrzyła, a ojciec niósł przed sobą, jak jakieś stare klamoty, tyle ich widzieliśmy. Choroba syna, o której lekarze wyrokowali: „ nieuleczalna”, oduczyła ich miłości do dziecka. Nasz zespół miał ją zastąpić, taka transplantacja uczuć. Malca przydzielono mnie. Na świstku papieru jaki z zażenowaniem wcisnął mi jego ojciec przeczytałam: Kamil P., lat 11, waga 43 kg, wzrost 137 cm, Carcinoma pulmoni stadium 4. To wszystko, co wiedziałam o swoim nowym podopiecznym, a z tego jak wyglądał, czułam, że długo z nami nie pobędzie.

Nie pamiętam, żeby kiedykolwiek podczas tych dwóch lat samodzielnie wstał z łóżka. Podróżnik, gdyż tak go nazywaliśmy, ze względu na jego… – Mhm! – A tak wnusiu, po kolei. – Przez 3 tygodnie, od momentu przyjęcia do hospicjum, malec nie odezwał się ani słowem. Milczał do dnia, w którym poprosił o kartkę i kredki. Był to dzień tzw. małych marzeń, z promiennym i, miałyśmy nadzieję, zaraźliwym uśmiechem, roznosiłyśmy po salach przybory do malowania. Dzieci miały przedstawić to, czego najbardziej pragnęły. Rezultaty tych prac były różne, niektórzy rysowali siebie z dwiema sprawnymi rączkami, nóżkami, inni mazali swoje buzie wśród roześmianych, nienaturalnie okrągłych twarzy rodziców. Znaleźli się też tacy, którzy rysowali krzyże, kościoły, aniołki. Nam dawało to możliwość podzielenia tych dzieci na grupy. Nie wiekowe, czy ze względu na ich rozwój intelektualny, dzięki tym obrazkom wiedziałyśmy, ile jeszcze będą z nami: rok, pół czy kilka tygodni. Kamil narysował postać czarną, zakapturzoną, odwróconą tyłem i tak jakby schodzącą do jakiejś groty. Wiedziałam, przynależność: grupa nr 3. Wieczorem, kiedy wilgotnym ręcznikiem ochładzałam jego czoło, zapytałam o rysunek. Stwierdził, że jest to Pani Śmierć. Zaczęłam cicho chichotać, a zasmucony chłopiec zapytał, co mnie tak rozbawiło. Odpowiedź była prosta śmierć, kostucha takie określenia słyszałam, ale Pani Śmierć, to niespotykana odmiana i nobilitacja dla tego obrzydliwego, czasami nawet śmiesznego stworka, którego zwykłam oglądać na obrazkach naszych dzieci. – Bo ja bym chciał spotkać się z Panią Śmiercią i porozmawiać z nią w cztery oczy, ale za każdym razem jak już myślę, że uda mi się zobaczyć jej twarz, to ona odwraca się i schodzi w dół… Mogę i panią kiedyś tam zabrać– dodał poufale i zasnął.

 

II

Aniele Boży Stróżu mój, Ty zawsze przy mnie stój, bo chcę zobaczyć Śmierci Dół. Czy jakoś tak. – Pani Rozalio, w kogo pani wierzy?– Chłopcze źle zadajesz pytanie, nie pyta się w kogo się wierzy, tylko czy w ogóle się wierzy. A ufność swoją kierujemy ku Najwyższemu. Tak jak myślałem, kolejna zagorzała wyznawczyni! Zbliża się czas odwiedzin, a ja nie mam nic, a i tak walnięte siostrzyczki w białych i sztywnym do granic możliwości uniformach uważają mnie, za umierający worek kości! Aniele Boży, Aniele Stróżu… Aniele Boży Stróżu mój! O jesteś, niby zawsze ze mną rano, wieczór, we dnie, w nocy, a kiedy cię przywołuje, to spóźniasz się jak gwiazda na bal. – Kamil nie zachowuj się jak rozpieszczone dziecko, posiadasz pewne zdolności jednak daleko Ci jeszcze do całkowitej władzy nade mną. Jestem, czego więc potrzebujesz? – Rozmawiałeś z szefem, Twoim szefem? – Tak, nie zgodził się. Wszędzie jest jakiś porządek, są dwie sfery… – Wiem, wiem. Jest strefa wyższych i niższych, lepszych i gorszych, a ja mam tylko jedno malutkie pragnienie: zejść do Groty i spotkać się ze Śmiercią. – Jesteś niepoprawny, tłumaczyłem to wiele razy. Nie można od tak ingerować w ustalony przed tysiącami lat porządek. Światłość możesz zobaczyć! Nie śmierć! A ja jestem od tego, między innymi, by małemu chłopcu wybić taki pomysł z głowy. To moja powinność, święta obietnica dana Stwórcy. – Powiedz mi biały przyjacielu… – Nie jestem biały, czemu więc mnie tak nazywasz? – W książkach wszyscy jesteście jak pościel z reklamy Persila, wybacz takie zboczenie. Tu tylko reklamy nam włączają, prawdopodobnie dzięki kolorom uaktywniają się zwoje mózgowe i rzeczywiście moim kolegom to by się przydało. – Chłopcze, masz tylko 11 lat, a Twój język, serce są zatrute okropnym jadem. – To nie jad to radość chłopca, który od 5 roku życia pluję krwią, leży w łóżku jak niemowlak i teraz ten biedny malec chce spełnić swoje jedne, jedyne marzenie. Nawet skazańcy mają prawo do ostatniego życzenia przed wykonaniem wyroku śmierci, więc jak to będzie mój śnieżnobiały przyjacielu, hę?

 

III

Kamilku spróbuj usiąść, ugnij kolana, podłóż ręce, tu w ten sposób. Dobrze, a teraz pomału… Próbowałam niezliczoną ilość razy. Nic z tego, nie mogłam go posadzić, nie chciał chodzić. Do tego schudł kilka kilo, a najgorsze były jego sny na jawie. Miał wtedy otwarte oczy, lecz jego oddech był spokojny i rytmiczny. Nigdy nie byłam przesądna, ale zaczęłam się czuć nie swojo, wchodząc do jego pokoiku. Czułam, że jest tam jeszcze ktoś, kogo nie mogę zobaczyć ani dotknąć. Koleżanki mówiły, że za dużo pracuję, urlop jednak nie wchodził w grę. Kamil w przeciągu pół roku nie urósł ani centymetra, a co drugi tydzień zapisywałam w karcie kolejne, utracone kilogramy– Kamilku, czy ostatnio gorzej się czujesz? – zapytałam kiedy waga wyświetliła 28 kg. – Nie siostro, jest coraz lepiej – odpowiedział żwawo. – Nic cię nie boli bardziej niż zwykle? Tak okropnie schudłeś w przeciągu ostatniego miesiąca. Odpowiedź była podobna jak poprzednio, więc odwiozłam go z powrotem do łóżka, by znów być świadkiem tego dziwnego stanu zawieszenia, w który popadał coraz częściej.

 

IV

Jak mam nie chudnąć skoro czas mija, a ja tkwię w jednym punkcie! Gdybyś kobieto była trochę bardziej domyślna… – O kogo ja widzę, cześć skrzydlaty.– Cześć!? Tak po prostu cześć? Jestem cierpliwy, wyrozumiały, wypełniam wszystkie swoje obowiązki, a ty knujesz za moimi plecami. Wbrew moim ostrzeżeniom i wbrew własnemu dobru! Modlisz się i wypraszasz spotkanie z tą… śmiercią. Wiesz, że Najwyższy zgodzi się na to, ale… – Tak wiem, Główny Dowodzący wysłuchuje próśb swoich dzieci. – Nie bluźnij i spójrz na mnie! Jestem cały szary, mój wygląd odzwierciedla stan twojej duszy, która jest nijaka, zatruta, spopielona. – Wystarczy, nie o mojej duszy będziemy dziś rozmawiać. – Tak, kończymy naszą dzisiejszą rozmowę, pomodlę się za ciebie, zrób to samo. Przekora dla samej przekory jest płonnym złudzeniem panowania nad swoim losem, zastanów się nad tym.

 

V

Zupełnie straciłam nadzieję na to, że między nami utworzy się jakakolwiek nić porozumienia, że będziemy czuli się dobrze w swojej obecności. Wydawało mi się tak do dnia, kiedy z pokoju, w którym odpoczywał Kamil, usłyszałam wołanie: Siostro Rozalio, czy możemy porozmawiać? – i głośniej – Siostro Rozalio, chciałbym z siostrą porozmawiać! Gdy podeszłam do łóżka, wskazał mi krzesło i po geście, jaki wykonał oraz spojrzeniu, które śledziło uważnie każdy mój ruch, zauważyłam ogromną pewność siebie, wręcz butę. Rozmowa, którą przeprowadziliśmy, była najdziwniejszą w jakiej dotąd uczestniczyłam. Zmniejszyliśmy mu dawkę przyjmowanych leków. Poprosiłam psychologa o konsultację. Stan w normie, żadnych odchyleń od standardowych zachowań dzieci doświadczonych ciężką chorobą – taka była odpowiedź specjalisty. Oczywiście wiedziałam, że te maluchy inaczej patrzą na otaczającą ich rzeczywistość. Mówi się, że cierpienie i choroba dodają lat, że uzupełniają w przyśpieszonym tempie bagaż doświadczeń. Jednak bagaż, który posiadał Kamil z dnia na dzień, stał się bardzo interesujący, ale i niebezpieczny.

 

VI

-Skrzydlaty, czy to prawda, że aby spotkać się z Panią Śmierci, muszę mieć pozwolenie swojego Anioła Stróża? To wszystko? Tylko ty jesteś mi potrzebny? – Tak, tylko ja… jednak to nie jest takie proste, powtarzam ci kolejny raz. Są pewne ograniczenia i konsekwencje, które… – O jakich ty konsekwencjach mówisz, umrę?! Spójrz na mnie. Przecież i tak nie wiele czasu mi już zostało, do tego rozmawiam ze swoim Aniołem Stróżem, widzę cię, a ta pokręcona ciotunia Rozalia wezwała psychiatrę na pomoc! Jakie zatem konsekwencje i ograniczenia Skrzydlaty? Nie ważę zbyt wiele, jak da się zauważyć, więc twój anielski kark nie odczułby mojej wątłej osoby. – Nie chodzi tu tylko o ciebie. – O zaczyna być coraz ciekawiej, jeśli nie o mnie, to o ciebie! Zwierz się mój przyjacielu, co ci grozi? Przestaniesz być tak bardzo anielski, czysty?… Zaczekaj nie odchodź znowu!

 

 

 

VII

Pewnego dnia siedziałam w dyżurce, dzień był bardzo spokojny, nikt nie umarł, nikt na mnie nie zwymiotował, nie pobrudził krwią. Po prostu dobry dzień. Zbliżała się druga w nocy, kiedy na starej, jeszcze przedwojennej aparaturze szpitalnej przy numerze 43, zaświeciła się czerwona lampeczka. Po kilku chwilach, zdałam sobie sprawę, że to alarm z pokoju Kamila. Pobiegłam tam co tchu i zobaczyłam jak chłopiec wymiotuje krwią, były to takie ogromne ilości czerwonego płynu, że pierwszy raz nie wiedziałam, co robić. Zawołałam lekarza i inne siostry na pomoc. Nasz doktor stwierdził, że rak postępuję coraz szybciej i zaatakował inne organy. Mnie zaniepokoiła ta ogromna ilość wydalanej krwi. Ale przecież to jest hospicjum, tu wiele rzeczy nie było normalnych, a przede wszystkim to, że umierały tu małe dzieci. Po nocnym incydencie wszystko wróciło do swojego porządku, niezmiennie jak te dziwne sny.

 

VIII

Mam jej już coraz mniej, jestem coraz słabszy. Kiedy na mnie spojrzysz, kiedy będę mógł cię ujrzeć całą? – Chłopcze. Wierzysz w prastare zabobony, mniej krwi – nie jestem przecież wampirem, a może jeszcze chcesz zobaczyć mnie z kosą? Ha, ha! Tak bardzo pragniesz naszego spotkania, czemu? – Chciałbym się z tobą zobaczyć, bo modlitwa do mojego Stwórcy nic nie pomogła, wierzę w Niego, ale nie wierzę już w bezgraniczną miłość i ślepe zawierzenie. Gdyby był taki wspaniały nie pozwoliłby mi tak cierpieć!- Nie potrafisz kłamać, a jeśli to naprawdę twój jedyny powód, wymarz sobie spotkanie z wróżką z bajki. – Nie odchodź, proszę. – Chcesz mnie zobaczyć na złość dla Głównego Dowodzącego? – Nie, ale… wszyscy opowiadają o pośmiertnym spotkaniu z Nim, o jakimś ratunku i świetle w tunelu, a ja bym chciał spotkać się z Tobą, nikt Cię nie widział, a przynajmniej nikt o tym nie mówi. Jesteś największą tajemnicą i najbardziej niechcianym gościem, a ja właśnie chciałbym być Twoim… – Och, mój mały buntowniku, czy Twój skrzydlaty stróż wie, czego żądasz, zna twoje pragnienia? – Tak, ale jest nieznośnie uparty! Ciągle mówi o jakichś konsekwencjach i ograniczeniach… – Oczywiście. A co dokładnie? – Żadnych konkretów, ciągle ucieka jakby się czegoś bał, może Ty mi opowiesz o tych skutkach mojego „widzi mi się”? – Powiem, wszystko opowiem ci w swoim czasie, pod jednym warunkiem, nie wypytuj o to skrzydlatego, bądź dla niego miły jak nigdy dotąd, a ja zjawię się w odpowiednim momencie.

Raz…, dwa…, trzy pobudka. – Siostro Rozalio, mogę siostrę prosić?

 

 

IX

Bardzo nie lubiłam patrzeć na tego malca, gdy był w tym stanie. Jego dziwna nieobecność przerażała mnie. Z drugiej jednak strony chciałam się dowiedzieć, gdzie wędruje ten chory dzieciak. Zapytałam go pewnego wieczora, co się z nim wtedy dzieję, gdzie znika. Opowiedział niesamowitą historię, o rozmowach z Aniołem Stróżem, o marzeniu spotkania ze śmiercią, o dziwnej rozmowie z nią. Zwariował, na pewno zwariował. Słuchałam dalej, Kamil ożywił się i jak automat zaczął wyrzucać słowa, te układały się w coraz bardziej niedorzeczne zdania, a ja nie mogłam go zatrzymać. – Siostro, a może siostra pójdzie ze mną?

 

X

– Niech się Pani na mnie nie gniewa, ta kobieta jest naprawdę w porządku, wydaje mi się, że nawet uwierzyła w to wszystko, co dzieję się w moich drugim świecie i nie pomyślała, że chemia poprzestawiała mi w głowie. – Jesteś nieodpowiedzialny Kamilu. Nikt nie powiedział, że pozwolę ci zejść do Groty, a ty chłopcze już wycieczki grupowe organizujesz?! Naprawdę myślisz, że ci uwierzyła? – Tak, właśnie tak. Sama zaproponowała, że zejdzie za mną w podziemia, bym czuł się pewniej. – A więc kolejna miłosierna i dobra duszyczka… – Coś Pani mówiła? – Nie, absolutnie. Rozumiem Cię nawet, potrzebujesz mieć kogoś z krwi i kości przy sobie, gdy będziesz przemierzał moje Królestwo. – Czyli godzisz się na moje zejście do Groty? – Oczywiście, ale musisz nauczyć swoją towarzyszkę przechodzenia w ten świat. Jest zdrowa i starsza od ciebie, możesz więc napotkać pewne trudności. A jak Ci idzie ze skrzydlatym?– Nie pojawił się od kilku dni. – Pojawi się, oj jeszcze się pojawi.

 

XI

Czy ja zawsze musze być taka dobra – pytałam siebie za każdym razem, gdy Kamil próbował wprowadzić mnie w stan, który przyprawiał mnie o gęsią skórkę. Niestety, ciekawość zwyciężyła. Wszystko, co dziecko opowiadało wydawało mi się takie nieprawdopodobnie, a jednak chłopak jak najbardziej poważnie podawał wiele szczegółów, przytaczał rozmowy. Gdybym wtedy komuś o tym powiedziała, wywołałoby to burzę śmiechu. Po prostu chciałam wierzyć w te niestworzone historie. Pierwsza próba snu na jawie skończyła się niepowodzeniem. Podobnie jak druga, trzecia i kolejne. Kamil był coraz bardziej podirytowany, gdy nie potrafiłam skupić się wystarczająco, by przejść, przez jak je nazywał wrota światów. Po chyba już dwudziestej porażce zdecydowałam się zarzucić te dziwaczne i niedorzeczne próby. Trochę spokojniejsza wróciłam do domu, przekręciłam klucz w zamku i chciałam zapalić światło, niestety zobaczyłam tylko krótki błysk. Pięknie, żarówka się przepaliła – jeszcze tego dziś brakowało. Zamknęłam za sobą drzwi i poczułam to dziwne „coś”, co nie pozwalało mi wchodzić do sali, gdzie mój podopieczny trwał w stanie zawieszenia. Uśmiechnęłam się z politowaniem dla samej siebie i mojej wybujałej, często płatającej niewybredne żarty wyobraźni, ale mimo wszystko, przesadnie ostrożnie weszłam do środka. Pewnie jakieś spięcie w kamienicy, mówiłam głośno, pstrykając włączniki w sypialni i łazience. W mieszkaniu nadal było ciemno, weszłam po omacku do kuchni, wiedziałam, że moja współlokatorka, która wyjechała na kilka dni do chorej matki, zgromadziła niezły zapas świeczek w szufladzie pod zlewem. Z przyzwyczajenia pstryknęłam ten włącznik i nie wiem, co mnie bardziej zdziwiło, że żarówka rozświetliła moją staromodną kuchnie, czy że przy oknie stał wielki mężczyzna w szarej sukience z wielkimi skrzydłami zasłaniającymi lodówkę.

 

XII

– Coraz mniej mi się tu podoba, przejścia stają się męczące. Chcesz mnie wystraszyć, bym zrezygnował z moich planów? – Nie. Muszę cię oswoić. To tylko namiastka tego, jak będziesz się czuć w moim Domu. Paskudne uczucie prawda? – Nie nastraszysz mnie. – Tak wiem, wiem. Jesteś nieustraszonym młodzieńcem, który z dumą i odwagą stawi czoło Śmierci. – PROSZĘ SIĘ ZE MNIE NIE ŚMIAĆ!- Nie unoś się tak chłopczyku i powiedz lepiej jak ci idzie z szanowną Rozalią?– No właśnie nie idzie, miała Pani rację, jej kondycja zdrowotna jest na tyle dobra, że nie ma tego czegoś, co… – Powiem ci czego, to się nazywa ból, cierpienie, ta kobieta jest szczęśliwa, a ludziom szczęśliwym nie potrzebna jest znajomość innego, gorszego świata, ale pamiętaj ona jest twoją przepustką do mojego Królestwa. – Proszę dać mi jeszcze kilka tygodni. A tak w ogóle, to gdzie jest ten mój Anioł Stróż?

 

XIII

Mężczyzna, skrzydła, a może to Anioł myślałam, tylko ten szary łach, który miał na sobie. Czy święci nie mają białych, zapierający dech w piersiach szat? Zastanawiałam się nad tym i nie zauważyłam kiedy mój dziwny gość, zbliżył się na tyle, że mogłam policzyć jego blizny na twarzy. Był bardzo przystojny i nieźle wkurzony. – Nie podoba mi się tutaj. Wasze domy są takie zagracone i mało praktyczne. – usłyszałam szorstki głos. – To też nie jest szczyt moich marzeń, ale chyba nie rozmowa o wystroju wnętrz sprowadza Pana do mego domu? – zapytałam. – Jest pani opiekunką małego Kamila, chłopca chorego, zgorzkniałego i bardzo specyficznego. Mojego podopiecznego bardziej uważałam za dziecko nieszczęśliwe niż specyficzne, ale… – Nie chcę być niegrzeczna, ale czy Pan nie uważa, że powinien się przedstawić? I wytłumaczyć mi, co jest z moim światłem, gdyż domyślam się, że to Pana sprawka.– Wy ludzie zawsze widzicie tylko rzeczy, których obecności nie da się zaprzeczyć, jakby nic więcej nie istniało. Jestem Aniołem Stróżem Kamila, chłopca chorego na raka, a który ma marzenie spotkania ze Śmiercią, Pani już o tym wszystkim wie i w związku z tym oczekuje pomocy. Chcę byś dla jego, swojego i mojego dobra odwiodła go od tego pomysłu.– wyrecytował spokojnie skrzydlaty gość.– Anioł Stróż?! Nie no tego za wiele, na początku Kamil o tych spotkaniach z Panem, a teraz tu, w moim domu… – Zaraz, zaraz czyli mój podopieczny miał rację? On naprawdę z Panem rozmawia?– Tak.– odpowiedział bez wahania.

– To również rozmawiał z tą Śmiercią– wyszeptałam.– Może Pani to powtórzyć? Z kim rozmawiał?!- To Pan jest stróżem tego zagubionego chłopca, więc chyba ktoś zaniedbał swoje obowiązki! – odwróciłam się na pięcie. Nie wiedziałam, czy to bardziej wstyd przed przyłapaniem mnie na zauroczeniu owym mężczyzną, czy strach przed tym, z czym mam teraz do czynienia. – Proszę na mnie spojrzeć, niech się Pani odwróci – jego głos zabrzmiał nagle bardzo przyjemnie kojąco. – Wierzysz we mnie, nie uciekłaś z krzykiem, nie próbowałaś we mnie niczym rzucić, a to już dużo znaczy, to ułatwi nam współpracę.– uśmiechnął się delikatnie, ale po chwili wrócił do swojej poważnej roli. – Przejdźmy do konkretów. Wie Pani, czym grozi spotkanie osoby żywej ze Śmiercią? Tak, to jest możliwe. Zdarza się bardzo rzadko, nikt o zdrowych zmysłach nie żąda tego. Ludzie chorzy, szczególnie dzieci nie potrafią odróżnić dobra od zła. Cierpienie tak wielkie, sprawia, że chcą umrzeć szybciej, skrócić swoje bóle. I wydaje im się, tak jak Kamilowi, że ta wspaniała Śmierć uleczy go ze wszystkiego i doda trochę pikanterii w trudnym, znienawidzonym życiu. Nie chodzi jednak tylko o chłopca. – Czy ja naprawdę muszę tego wszystkiego słuchać? Proszę nie wtajemniczać mnie w te sprawy, jestem z tego świata, inne mnie nie interesują!

– I dlatego próbowała Pani wejść w stan zawieszenia umożliwiający… – Tak, wiem! Myślałam, że to wygłupy małego chłopca. Nie chciałam sprawiać mu zawodu, przecież ten malec już pomału odchodzi. Chwileczkę, powiedział Pan, że nie chodzi tylko o Kamila?

– Dziecko, które zobaczy Jej twarz, umiera przedwcześnie. Czuję się wtedy bardzo osamotnione i nieszczęśliwe, tak jakby wszystkie najgorsze uczucia kilkunastu dorosłych osób skumulowały się i uderzyły z podwójną siłą w małego człowieka. Umiera, a wraz z nim jego Anioł Stróż, Skrzydlaty, który w przypadku naturalnego zgonu, towarzyszy swojemu podopiecznemu w każdym miejscu, do którego się dostanie jego dusza. Jeśli natomiast zginę, w sposób jaki chce wybrać Kamil, jego duch trafi najprawdopodobniej do strefy Cienia, beze mnie. – To dlaczego skoro to prawda, nie powiesz mu tego wszystkiego?! Ten chłopiec rzeczywiście jest nieszczęśliwy, ale nie na tyle szalony, by się tak narażać!- zaczęłam krzyczeć, ale w tym samym czasie, Anioł jednym, szybkim ruchem zamknął mi usta swoją dłonią. – Nie mogę mu tego powiedzieć, każdy człowiek ma wolną wolę. Mogę tylko prosić, modlić się, a jeżeli podopieczny nie słucha swojego Anioła, nie możemy zrobić nic ponad to – jego dłoń cały czas zamykała moje usta, a kiedy się cofnął zapytałam – Czego konkretnie chcesz ode mnie? – CHCEMY byś wpłynęła na chłopca, jeszcze nie jest za późno. Skoro zaproponował wspólne zejście do Groty, musiał Ci zaufać… bardziej niż mnie. Zastanów się nad tym, a ja wrócę jak będziesz gotowa. Skończył zdanie i już go nie było. Mieszkanie zapłonęło jasnym światłem, prąd wrócił. Nie spałam całą noc, za dużo wrażeń jak na 24 godziny. Z samego rana pobiegłam do Kamila. Nasza rozmowa potoczyła się bardzo nieudolnie, gdyż chłopiec od razu zorientował się, że wiem o wiele za dużo i to nie od niego.

 

XIV

-Aniele Boży Stróżu mój! Przyjdź proszę Cię.– Zmieniłeś zdanie Kamilu?– Dlaczego to robisz, czemu nie chcesz bym spotkał się ze Śmiercią?! Jakie konsekwencje? Jeśli tak bardzo chcecie bym zrezygnował z mojego pragnienia, to wytłumacz, co NAM grozi? – Kamilu zaufaj mi, nie przekraczaj więcej tej granicy, a wszystko będzie dobrze. – Zaufaj mi, zaufaj, zaufaj, gadanie! Czemu rozmawiałeś z panią Rozalią? Teraz ty kombinujesz coś za moimi plecami, nieładnie skrzydlaty. – Nie powinieneś wciągać w to innych ludzi. Żyjesz, należysz do porządku stworzonego przez Najwyższego, nie narażaj swojej duszy.– Skrzydlaty… użyję pierwszy raz tego słowa, pieprzysz i to tak, że nie mogę Cię słuchać! Zawiodłeś mnie swoim mętnym, ale jakże dyplomatycznym tłumaczeniem. Zaufaj, to wszystko, co możesz mi powiedzieć?… Milczysz, a więc dobrze! Nie chce byś więcej się pojawiał i przychodził do mnie!

 

XV

Kamil był na mnie bardzo zły. Przez kilka kolejnych dni nie chciał w ogóle rozmawiać. Anioł również się nie pojawił. Podjęłam decyzję. Po kilkutygodniowych próbach wchodzenia w stan zawieszenia udało się. Znalazłam się na środku jakiejś ulicy, budynki były jakby znajome, ale miasta, w którym byłam, nie znałam. Noc, bardzo silny i przeszywający wiatr, bezchmurne niebo, ale bez gwiazd. Zupełny mrok, ludzie przechodzący obok trącali mnie boleśnie, zupełnie nie zwracając na mnie uwagi. Kiedy przestałam się rozglądać, poczułam nasilający się ból w skroniach. A zaraz po nim przyszło to okropne poczucie klęski, cierpienia, bólu, same najpaskudniejsze uczucia, których nigdy, przez 26 lat nie doświadczyłam. Gdy podniosłam wzrok zobaczyłam, że ulica, która wcześniej była zatłoczona, opustoszała zupełnie. Równie szybko spostrzegłam zbliżającą się, zakapturzoną postać, sunącą bardzo wolno w moją stronę. To co miała na sobie mimo nasilającej się zamieci pozostawało niewzruszone. Byłam w takim stanie, że nie potrafiłam się ruszyć i mimo że nie widziałam twarzy tej czarnej zjawy, wiedziałam, że to Śmierć. Nie bałam się jej i kiedy już była na wyciągnięcie ręki… poczułam szarpanie za ramię i głośne nawoływanie. Gdy się ocknęłam, leżałam na podłodze przy łóżku Kamila, a Anioł, który kilka tygodni wcześniej zaskoczył mnie w kuchni, delikatnie głaskał po twarzy. Zemdlałam ponownie, po czym obudziłam się już w swoim mieszkaniu. Skrzydlaty stał przy oknie i patrzył na krople deszczu wściekle atakujące szyby. – Czemu to zrobiłaś? Czemu mnie nie posłuchałaś?– zapytał, a ja po raz kolejny poczułam przeszywający mnie smutek, który nie pochodził ode mnie. – Chciałam zobaczyć, czemu Kamil odwrócił się od Was? – odpowiedziałam, ale Stróż uznał to za mało przekonywujące i krzyknął, że otworzyłam Jej jakąś drogę, chciał dodać coś jeszcze, ale tylko spojrzał na mnie i zniknął. Zostałam sama, długo powstrzymywane łzy mogły się teraz uwolnić jedna, dwie, a potem już nie pamiętam jak długo płakałam. Obudziłam się na mokrej poduszce, z rozmazanym tuszem na policzkach. Ubrałam się czym prędzej i poszłam do hospicjum. Kamila zastałam w dziwnym stanie, nie śnił na jawie, a przynajmniej nie tak jak zazwyczaj. Podeszłam do łóżka i pogłaskałam go po twarzy. Mój dotyk podziałał na niego, jak zapalona zapałka przyłożona do ciśnienia dozowanego z łatwopalnych kosmetyków. Chłopiec złapał mnie za nadgarstek i przyciągnął do siebie, drugą ręką złapał za kark i przysunął moją twarz do swojej. Uścisk był tak silny, że krew zupełnie przestała dopływać do prawej dłoni, za nic nie mogłam się uwolnić. Kiedy moja twarz przyległa do jego, poczułam obcy oddech wdzierający się do mojego organizmu, a kiedy ten zimny dreszcz przeszył całe ciało, przeniosłam się do innego miejsca. Nie była to jednak ulica, na której wcześniej spotkałam Śmierć. Teraz wraz z Kamilem znaleźliśmy się na kamiennej pustyni. Niebo nad nami było barwy czarno-czerwonej. W centralnym punkcie, w złotych odcieniach mieniła się tarcza, która wyglądem przypominała wielkie koło fortuny. Dokoła nie było nic więcej, wszędzie szare skały, wielkie głazy. Gdy się odwróciłam zauważyłam przepaść, dosłownie tuż za naszymi stopami. Okropny ból rozsadzał mi czaszkę. Wróciło również poczucie beznadziei. Stałam z moim podopiecznym, rozglądając się w około, gdy nagle poczułam delikatne szarpanie za rękaw. Przed nami zaczęła wyłaniać się ogromna kamienna grota zastawiona wielką płytą. Odsunęła się z wielkim hukiem. Zaraz potem zobaczyliśmy Ją. Kobieta w czarnej sukni, tylko tyle mogłam o niej pomyśleć, nie była ani piękna, ani brzydka. Nie mogłam określić jej wieku, ani stara, ani młoda. Żadnych robaków, wystających kości, gnijących tkanek, jak przedstawiali ją ludzie na przestrzeni wieków. Uśmiechała się, ale czy to był przyjazny, czy złośliwy uśmiech– nie wiedziałam. Nie czułam nic, patrząc w Jej stronę. Wskazała na nas ręką i przywołała do siebie. Nie było mowy o sprzeciwie. Grota śmierdziała wilgocią. Jedyne co widzieliśmy to dwa stopnie przed nami, wszystko inne było pogrążone w mroku. Schodziliśmy w dół, niżej, niżej, coraz niżej. Po długiej wędrówce zaczynało się rozjaśniać. Stopniowo, aż nagle zobaczyliśmy przed sobą mężczyznę schodzącego tyłem ze schodów. Bacznie się nam przyglądał i uśmiechał, pierwszy raz od momentu pojawienia się w tej dziwnej krainie ogarnęło mnie przerażenie. Gdzie zniknęła Śmierć, zadawałam sobie to pytanie. Mężczyzna odpowiedział, że to on jest tym, kogo szukam. No pięknie, jeszcze ten dziwak potrafi czytać w myślach. To gdzie jest ta … i stało się coś dziwnego, mężczyzna z wzrokiem wbitym w naszą dwójkę odwrócił się i ujrzeliśmy twarz kobiety. Śmierć była kobietą i mężczyzną! Dwie osoby w jednym ciele, jak najmocniejsza i najbardziej tragiczna z talii starożytnych, wróżbiarskich kart, o których kiedyś opowiadała mi babcia. Z jednej strony twarz króla, z drugiej damy. Kobieta spojrzała na chłopca i przywołała go do siebie. Zauważyłam, że schody się kończą i jedynie wąski strumyczek oddzielał nas od ogromnego pałacu zbudowanego jakby z płomieni. Wszystko było ogniem. Widok zapierający dech w piersiach, chory fantazmat, a zarazem coś zjawiskowego. I nagle usłyszałam głos z tyłu głowy: To ostatni moment na ucieczkę, nie jest za późno, weź chłopca i uciekajcie, jeżeli przekroczycie ten strumyk, nie pomogę wam, jesteśmy straceni! Uciekaj! Byłam na tyle zasłuchana, że nie poczułam kiedy Kamil puścił moją rękę i przeskoczył dwa stopnie, jeszcze dwa i znajdzie się za strumieniem. Rzuciłam się za nim i złapałam za skrawek szpitalnej koszuli, zdołałam tylko oderwać kawałek materiału. Chłopiec był już po drugiej stronie. Martwy, ale jednocześnie żywy. Stał, przyglądał mi się, ale już przynależał do tamtego świata i znowu to samo uczucie – nie czułam nic patrząc na to dziecko. Wyciągałam jeszcze ku niemu ręce, ale nie reagował. Za to Śmierć, chwilę mojej nieuwagi, wykorzystała natychmiast. Rzuciła się z wściekłym wrzaskiem, próbując przeciągnąć mnie przez strumień. Udało jej się jedynie zerwać moje niebieskie koraliki, które miałam na szyi. I tylko tyle pamiętam, zaraz potem obudziłam się w swoim łóżku, w mieszkaniu w Gardołce. Wciąż bolała mnie głowa i ciągle jeszcze głęboko odczuwałam pustkę po kimś/czymś, nie wiedziałam jednak, co takiego utraciłam. Nie spałam przez kilka nocy, aż piąta doba przyniosła mi ukojenie. Tak przynajmniej myślałam, ale gdy tylko usnęłam pojawił się ten stwór o dwóch obliczach. Strona kobieca uśmiechała się do mnie, a twarz mężczyzny, gdy zwracała się w moją stronę, w czarnych oczach odbijała postać uwięzionego Anioła. Matko! To ten Skrzydlaty, Anioł Stróż Kamila!- przypomniałam sobie. Zaraz jednak obraz ten znikał i znów musiałam oglądać te bezbarwne, ułożone w uśmiech usta. W dłoniach kobiety zauważyłam moje korale, mechanicznie przesuwane przez nienaturalnie długie palce. Była to pierwsza, ale nie ostatnia wizyta niechcianego gościa w moich snach. Skrzydlaty miał rację, otworzyły się drzwi, których nie zdołałam zamknąć do tej pory. Mam już 105 lat i czuję, że jeszcze wiele razy będę opowiadała tę historię.

Koniec

Komentarze

Na Twoim miejscu, Miłko, natychmiast wszcząłbym starania (u dj jajko) o bezszmerowe usunięcie tego tekstu. Nie dlatego, że kiepski, ale dlatego, że należy go poddać solidnemu przeglądowi i "remontowi", których i potrzebuje, i jest wart. Zgoda, że temat nie należy do rewelacyjnych nowości, ale wydaje mi się, i to silnie, że zasługuje na przedstawienie w "czystej" postaci, co podniesie jego walory.

AdamKB ma rację - remont. Wyszczególnij dialogi, które są tak ciekawe.Pozdrawiam.

Nowa Fantastyka