- Opowiadanie: writer - Zakazana księga

Zakazana księga

Autorze! To opowiadanie ma status archiwalnego tekstu ze starej strony. Aby przywrócić go do głównego spisu, wystarczy dokonać edycji. Do tego czasu możliwość komentowania będzie wyłączona.

Oceny

Zakazana księga

Napięcie w gabinecie Sir Roberta wzrastało z każdą mijającą sekundą. Mag milczał patrząc złowrogo na dziewczynę stojącą przed jego biurkiem. Jedynie grad stukający w szybę zakłócał ciszę, która wydawała się dla Cecylii wiecznością.

 

-Jak śmiałaś otwierać tą księgę?! – warknął, kładąc dłoń na brązowej okładce książki.

 

-Mentorze ja przysięgam, nie zrobiłam tego – odparła drżącym głosem.

 

-Nie łżyj do licha!

 

Cecylia umilkła, dalsza kłótnia pogorszy tylko jej sytuację. Odważyła się jednak spojrzeć Robertowi prosto w oczy. Mag, widząc brak skruchy za tak bezczelne zachowanie uderzył dziewczynę otwartą dłonią w policzek. Cecylia zachwiała się pod siłą uderzenia, ale nie upadła.

 

-Czy ja wyglądam na głupca? Jestem Arcymistrzem nekromancji w Zgromadzeniu, nie mam zamiaru tolerowaać łamania świętych prawd naszej grupy. Nigdy! – Wskazał na swoją czarną szatę i srebrną maskę na twarzy.

 

-Ale… – Dotknęła obolałego miejsca.

 

-Milcz! Johan może zaświadczyć, że widział ciebie jak czytałaś księgę. Prawda?! – zwrócił się do chłopaka stojącego za Cecylią.

 

Poprawiając ręką swą blond czuprynę podszedł do biurka.

 

-Oczywiście Arcymistrzu. – Ukłonił się nieznacznie.

 

-Powinnaś brać z niego przykład. Uniżenie przed moją osobą jest Cecylio cnotą i posłuszeństwo także. Powinnaś być wdzięczna Johanowi, że spojrzał, czy wszystko jest w porządku. Jedna, choć troszeczkę naderwana kartka, może doprowadzić do katastrofy – uśmiechnął się dumny ze swego bratanka. – Możecie odejść.

 

Dziewczyna ukłoniła się nisko i opuściła gabinet.

 

 

 

***

 

 

 

Cecylia położyła się na łóżku łkając. Nie rozumiała, dlaczego Robert jej nie wierzył i wciąż tylko ją karał. Zaciskając pięści przeklinała pod nosem, nienawidziła swego mentora i jego przeklętego bratanka. Mag przemocą odebrał ją rodzicom, traktował przez te wszystkie lata jak śmiecia, a teraz żądał przeprosin.

 

Słysząc pukanie, zerwała się na równe nogi.

 

-Proszę! – Wytarła łzy rękawem swoich szarych szat, które sięgały jej, aż do podłogi.

 

-Panienko, Sir Robert zaprasza na obiad – powiedziała młoda służąca w białym fartuchu lekko uchylając drzwi.

 

-Dziękuje Elżbieto, oznajmij dla mego mentora, że zaraz będę – odparła Cecylia.

 

Służąca skinęła głową odchodząc.

 

Dziewczyna szybko podbiegła do lustra. Poprawiając ubranie popatrzyła z przerażeniem na swoją twarz. Czarne włosy w nieładzie i czerwone oczy, tak się nie mogła pokazać. Robert uważał wszakże płacz za oznakę słabości. Rozglądając się po pokoju, spojrzała raz na szafkę w kącie a raz na własne biurko z mahoniu.

 

-Gdzie jest ten grzebień, myśl Cecylio myśl – mówiła na głos, ponaglając samą siebie.

 

Doznając po pewnej chwili olśnienia podbiegła do biurka i wysuwając ostatnią szufladę odnalazła wśród swych szpargałów błyszczący grzebyk.

 

Przeczesując szybko włosy doprowadziła je do ładu. Cieszyła się, choć raz z tego, że nie ma kręconych włosów, które są teraz modne wśród kobiet z Teilenu, można z nich zrobić ciekawe fryzury, ale z rozczesywaniem jest już gorzej. Wyszeptując proste słowa jednego z zaklęć ukryła czerwień swych brązowych oczu. Ucieknę stąd szybciej niż się dla Roberta wydaję. Zakosztuję wreszcie prawdziwego życia, przysięgam jeszcze dziś w nocy. Przyłożyła prawą rękę do serca. Miała już tego wszystkiego serdecznie dość.

 

 

 

***

 

 

 

-Co sądzisz Johanie o wstąpieniu do Akademii? Szkoła, w Sillen była by odpowiednia? Wielu magów ze Zgromadzenia właśnie tam naucza – zapytał Robert, nakładając na swój talerz parę czerwonych krewetek w sosie.

 

-Nie wiem, czy bym się tam dostał. To przecież elitarna Akademia – odparł zaskoczony.

 

-Myślę, że byś sobie poradził.

 

Cecylia przyglądała się drzwiom gabinetu Roberta. Okno przy półce z książkami przez cały czas było uchylone. Ani trochę nie przejmował się on złodziejami, ożywione psy było idealną ochroną przed intruzami, ale nie przed osobami, które znały. Dziewczyna często się z nimi bawiła, wątpiące było, że zaczną ujadać, a co gorsze gryźć. Dalsza droga była już pestką.

 

-Cecylio! Czemu nie jesz? Powinnaś korzystać z tego wszystkiego, co tu jest póki możesz. – Zatoczył ręką nad obficie zastawionym stołem.

 

-Przepraszam mentorze, zastanawiałam się – odpowiedziała i nałożyła sobie każdej potrawy po trochu.

 

-Nad, czym można się aż tak zastanawiać podczas obiadu i patrząc ciągle w stronę mojego gabinetu? – Podniósł kieliszek z czerwonym winem upijając z niego trochę.

 

Cecylia przez chwilę namyślała się nad właściwą odpowiedzią.

 

-Nad życiem.

 

Mag spojrzał na nią z powątpieniem. Czuł, że coś knuje, tylko nie wiedział jeszcze, co.

 

-Przeczytacie mi na jutro „Przepowiednie Sittyny". Jak mówiłem wcześniej, będziecie musieli się wreszcie nauczyć podstaw prorokowania. Nauka w Akademii tuż, tuż – poinformował i powolnym krokiem ruszył ku swej sypialni na pierwszym piętrze.

 

-Chcesz przeczytać kolejną zakazaną księgę – uśmiechnął się złowieszczo. -Powiedz tylko, kiedy to się do ciebie przyłączę.

 

-Nigdy! – Wstała. Kłótnia nie była jego warta.

 

-Uważaj na byki podziemia, ponoć w czasie snu są bardzo niebezpieczne dla niegrzecznych dziewczynek – zadrwił rozsiadając się na krześle.

 

-Dla chłopczyków także, a szczególnie dla takich w pedantycznych czerwonych szatach. Może zaczniesz pracować, jako płachta na byka? – odgryzła się i z uśmiechem na twarzy odeszła od purpurowego jaśnie bratanka.

 

 

 

***

 

 

 

Krwawy księżyc wyjrzał za chmur, rozświetlając ponury las za oknem i psy upiory o czarnej sierści. Już pełnia pomyślała Cecylia. Po cichu wzięła plecak ukryty pod łóżkiem i bezdźwięcznie otwierając drzwi wyszła na korytarz.

 

Skradając się w cieniu przy ścianie powoli zeszła na dół. Drewniana podłoga potrafiła czasami cichutko zaskrzypieć, a psy głośno zawyć, dekoncentrując i strasząc tym dźwiękiem dziewczynę. Portrety i rzeźby w nocy wydawały się dziwne, tajemnicze. Można by było przysiąc, że tylko patrzą na Cecylię, śledzą ją, a gdy tylko się odwróci ożyją. Nigdy nie oglądała domu o tej porze i nie zamierza robić tego ponownie.

 

Stając przed drzwiami gabinetu wstrzymała oddech, jeśli teraz ją ktoś przyłapie to źle skończy. Zaciskając dłoń na klamce powoli je otworzyła. Nikogo na szczęście nie widząc zamknęła za sobą drzwi i przemykając jak ceń obok biurka, przykucnęła przy oknie. Robert zgodnie z podejrzeniami Cecylii nie objął ich ochroną magiczną. Dotknęła szyby chcąc popchnąć okno, ale się wstrzymała słysząc kolejny dziwny dźwięk.

 

Serce jej zamarło, to był stukot butów. Umykając w najbliższy kąt modliła się, żeby nie był to jej mentor. Z niepewnością spojrzała przed siebie. Przetarłszy oczy chciała wierzyć, że to tylko omamy. Johan podniósł z biurka zakazaną księgę i rozpoczął odczytywanie z niej słów zaklęcia. Wyjmując z kieszenie białą kredę przyklęk na jedno kolano i zaczął rysować pentagram, pięcioramienną gwiazdę. Ustawiając na jego wierzchołkach świece powtarzał wciąż tą samą formułę zaklęcia.

 

Cecylia patrzyła na to przerażona. Nigdy jeszcze nie widziała maga tylko z białymi gałkami ocznymi i rytuału z tak potężnym symbolem.

 

Nagle świece się zapaliły i pojawiła się śnieżnobiała łuna, z której ku zdumieniu Cecylii zaczęła się formować sylwetka mężczyzny. Chciała zatrzymać Johana, ale nienawiść, jaką do niego pałała nie pozwalała na to. Przyglądała się tylko temu bezradnie śledziła przebieg wydarzeń.

 

Duch ku ich zdumieniu postawił jedną nogę poza pentagram. Johan cały drżąc powstał wpatrując się w upiora z przerażeniem. Duch chwycił nieszczęśnika za szyje i zaczął dusić podnosząc przy tym lekko do góry.

 

Cecylia szybko działając wyostrzyła magicznie zmysł wzroku i przejrzała słowa i wskazówki zaklęcia. Nie było tam jednak nic o poskromieniu upiora, a jedyną nadzieje stanowiła niezapalna ostatnia świeca, której wcześniej nie zauważyła. Mając tylko tą szanse zapaliła ją. Duch puścił chłopaka i utkwiwszy wzrok w Cecylii zniknął. Ku jej uldze pozostał jeszcze wtedy jedną nogą w pentagramie.

 

Cecylia sama nie wiedziała, czemu pomogła Johanowi, a teraz jeszcze obok niego przykucnęła. Był blady, wyczerpany i umierający może, dlatego go uratowała. Lecz wciąż coś było z nim nie tak. Miał gorączkę i ciągle się dusił. Zaklęcia pomyślała z napięciem. Nikomu nawet swemu najgorszemu wrogowi nie życzyłaby śmierci w męczarniach.

 

Drżącą ręką zaczęła kartkować stronnice księgi, co i raz spoglądając przy tym na Johana. Wreszcie wśród pożółkniętych kartek dostrzegła dodatkową notatkę najprawdopodobniej pozostawioną przez jej mentora. Ledwo rozczytują słowa w ostatniej chwili odnalazła dopisek traktujący o przerwaniu czaru.

 

 

 

„ Demon ten jest przebiegły niczym wąż, najpierw wpuszcza swój jad mocy, który powoli zabija jego ofiarę, późniejszego niewolnika tegoż upiora. Na duchy tego pokroju nie działają żadne zwykłe zaklęcia, ale prawdziwa pradawna energia mistrzów Zgromadzenia. Jeżeli i oni zawiodą pozostaje tylko błagać o łaskę nad nieszczęśnikiem. Rzadko to jednak działa

 

 

Twój stary przyjaciel Set"

 

 

Chcąc nie chcą powtórzyła zaklęcia. Duch ponownie się pojawił, tym razem miał jednak ręce skrzyżowane na piersi.

 

-Przerwij to proszę! – jęknęła.

 

Upiór milczał, patrząc na coś w głębi pokoju.

 

Poniżając się upadła na kolana. Magowie nigdy by tego nie uczynili, szybciej zaczęliby walczyć z kimś, kto już zginać nie może.

 

-Błagam, zatrzymaj to – poprosiła prawie, że szeptem.

 

Duch się uśmiechną ukazując czarne zęby, ale potem znów się zasępił. Podnosząc prawą dłoń w geście pozdrowienie wypowiedział bezgłośnie tajemnicze słowa. Ku uldze Cecylii upiór wstrzymał zaklęcie zabijające i sam zniknął.

 

Bratanek Roberta otworzył wystraszone oczy patrząc to na Cecylie, to na śnieżnobiałą łunę, którą pozostawił demon.

 

 

 

***

 

 

 

Dziewczyna czuła, że i tym razem zostanie oskarżona za ten występek i stanie się tą złą. Nikłym pocieszeniem stały się o dziwo zapewnienia i wdzięczność Johana.

 

-Dziękuje Ci! Bardzo Ci dziękuje! – Uścisnął jej serdecznie rękę. – Obiecuję, nie oskarżę ciebie o to, przyrzekam – uśmiechnął się miło.

 

-Zobaczymy, ile jest prawdy w twych słowach jutro. Lepiej teraz tutaj posprzątaj, jeśli chcesz żeby arcymistrz się o niczym nie dowiedział. – przypomniała mu.

 

-Pomożesz mi? Jestem wyczerpany? – poprosił zamykając tajemną księgę.

 

-I w tym wypadku nie mam wyboru. Jakbym ciebie nie uratowała Robert oskarżyłby mnie o twoją śmierć. Teraz, jeśli ciebie nie wesprę nie zrobisz tego do rana. Ach! – Wstała zabierając się do pracy.

 

 

 

***

 

 

 

Sir Robert z westchnieniem zasiadł za biurkiem i otworzył swą obecną lekturę. Widząc porozrzucane po książce ważne notatki zaklnął pod nosem.

 

Ze złością zatrzaskując za sobą drzwi wkroczył pewnym krokiem do jadalni. Cecylia i Johan siedzieli już przy stole mieszając herbatę.

 

-Kto tym razem otworzył Zakazaną księgę! Kto?! – krzyknął.

 

-Wuju… – powiedział cicho Johan.

 

-Wstań jak do mnie mówisz, Cecylia również! – rozkazał wściekły.

 

Podchodząc do dziewczyny, niespodziewanie uderzył ją w policzek. Zdziwiona Cecylia zacisnęła zęby, aby nie płakać, powinna była wtedy uciec, a nie pomagać swemu wrogowi.

 

-Co tym razem zrobiłaś, czytałaś moje prywatne widomości?! – Był tak, blisko, że dziewczyna czuła jego przyspieszony oddech na swoim gorącym policzku.

 

-Arcymistrzu ona nic nie zrobiła, nie tym razem – powiedział odważnie Johan.

 

-Więc kto, ty?

 

-Tak, przez te wszystkie lata byłem to ja – wybełkotał.

 

Robert oniemiał, takiego wyznania swego bratanka się nie spodziewał.

 

-Wczoraj przyzwałem jednego ze sług Pana Ciemności, upiora. Nie zauważyłem, jednak, że jedna świeca w pentagramie jest zgaszona. On zaczął mnie dusić i rzucił na mnie zaklęcie powolnego zabijania. Ja…ja prawie zginąłem. Cecylia mnie uratowała. Najpierw, jak mi opowiadała, zapaliła tą brakującą święcę, a potem upokorzyła się, upadając przed nim na kolana i błagając o litość dla mnie. Duch wysłuchał jej prośby. Jak już mówiłem, Cecylia uratowała mi życie, dlatego że znalazła jedną właściwą notatkę. Mieliśmy zamiar o tym nie wspominać, ale jak widać, wyszło inaczej. Cecylia była tobie arcymistrzu posłuszna nie ja. Przepraszam – wyznał spuszczając głowę.

 

-A, co ty tam robiłaś? – zapytał się dziwnie łagodnym głosem.

 

-No, miałam zamiar uciec. Te psy to takie miłe zwierzaki – wydukała.

 

-Dziękuje, że uratowałaś mego bratanka, mimo tego jak mnie nienawidzisz. Ja na twoim miejscu bym tak nie postąpił. Zdobyć się na przebaczenie ciężko po tylu latach. Ale twoja ucieczka pozostawia wiele do myślenia. – Pogroził palcem.

 

-Johanie jeszcze dziś napisze list do twych rodziców, aby ciebie jutro odebrali. Cecylia stawisz się po południu w moim gabinecie kara ze względu na okoliczności będzie trochę inna. Porozmawiamy także o twojej dalszej nauce – powiedział.

 

-Ale Johan może jesz… – przekonywała do zmiany jego decyzji.

 

-Nie! Nikt się tak łatwo nie zmienia. – Uciszył ją. -A teraz zasiądźmy do jedzenia.

 

-Można się zmienić – wypaliła Cecylia.

 

-Duszy się nie zmieni, nie w przypadku magów. Johan już został opętany przez pradawną moc, nie da się tego zmienić. Dlatego właśnie zabraniałem wam czytać tak wielu książek, które przeznaczone są dla tych, którzy umieją chronić się przed tym wpływem. – westchnął.

 

-Czyli, co się ze mną stanie? – zapytał się przestraszony Johan.

 

-Czarna magia cię pochłonie, a następnie zabije i włączy w szeregi upiorów – odpowiedział Robert, drżącą ręką trzymając widelec.

 

-Nie martw się mentorze, znajdę w porę sposób, który go uwolni. Zawsze pozostaje jakieś wyjście. Zawsze – odparła odważnie.

 

-Przepraszam, przepraszam za wszystko! – powiedział Robert, jak gdyby jej nie słuchał.

 

-Mentorze, nadzieja, ona mnie poprowadzi – wyszeptała.

 

-Nawet ona może być zdradziecka. Tylko wybaczenie potrafi nas wyzwolić z wszelkich ucisków. – Dopił wino przyglądając się obrazowi na ścianie. -Żeby przebaczyć komuś, a później go uratować trzeba naprawdę wielkiego poświęcenia, którego ceną czasami i jest nasze własne życie.

 

 

 

 

 

 

 

Koniec

Komentarze

Przeczytałem całość i muszę niestety stwierdzić, że nie obejdzie się bez krytyki. Fabuła, choć w pewnym stopniu przewidywalna i mocno naciągana, nie jest całkiem do niczego. To, co kładzie ten tekst na łopatki, to cała masa najróżniejszych błędów, począwszy od niefortunnie złożonych zdań, poprzez brak interpunkcji ( przecinki stoją w najdziwniejszych miejsach ), a na zwykłych ortach kończąc. Jeśli dołożyć do tego infantylne dialogi, dostajemy raczej marny obraz całości.
Choć to, co napisałem powyżej, może zniechęcać, to nie było całkiem tragicznie. Zanim wrzucisz kolejne opowiadanie przejrzyj je kilka razy, powinieneś wyłapać większość najbardziej rzucających się w oczy błędów - całość od razu na tym zyska. Aby popracować nad stylem polecam dużo czytać i to porządnej literatury, niekoniecznie fantastycznej.
Pozdrawiam i życzę powodzenia

Wydaje mi się, że odnajduję jakiś słaby nerw - wstępny zamysł - który popchnął Cię do napisania tego tekstu. Poza tym - błąd na błędzie. Potwornie ciężko było przez to przebrnąć; niektóre konstrukcje brzmią co najmniej dziwnie, lub są po prostu błędne, przecinki pojawiają się w najmniej spodziewanych momentach (i odwrotnie), literówki, spacje, niespójna konstrukcja całości etc. Proponuję przeanalizować zdanie po zdaniu, poszukać analogii w literaturze i wyciągnąć wnioski. Plus za chęci. Pozostaje ćwiczyć, ćwiczyć i jeszcze raz ćwiczyć, a w tak zwanym międzyczasie czytać, czytać itd...

Słabo, niestety. Sama fabuła nawet nienajgorsza, ale zdecydowanie domaga się rewizji i poprawek. Zwłaszcza zakończenie wygląda jak napisane na kolanie, bez głebszego przemyślania. Dokładnie wszyscy bohaterowie zaczynają się naraz zachowowywać zupełnie inaczej niż dotąd z zupełnie niezrozumiałych (może z wyjątkiem Johanna) powodów. To zdecydowanie domaga się objaśnienia i to najlepiej nie dwoma akapitami, ale dwoma - trzema dodatkowymi scenami, które pokazałyby ich od innej strony.

Poza tym język kuleje. Dużo, dużo czytaj dobrą literaturę, dawną jak i współczesną. Byle nie tandetnych czytadeł, jakich tony teraz powstają, również w fantastyce. Pracuj nad interpunkcją (to akurat powszechny błąd - chyba co drugi Polak ma o niej pojęcie co najwyżej marne). Zaprzyjaźnij się ze słownikiem synonimów. Różnorodność to podstawa barwnego języka.

I ten patos w końcowej postawie Cecylii o mało nie odrzucił mnie od komputera. Takie kwestie domagają się zupełnie innego ujęcia, bez wielkich słów, które łatwo się wypowiada i najczęściej brzmią sztucznie ("nadzieja, ona mnie poprowadzi", "znajdę w porę sposób, który go uwolni" itd.). Trzeba bardzo uważać z opisem tego typu scen, bo łatwo popaść w grafomanię. Na to niestety zakrawa zakończenie całkiem nieźle zapowiadającej się opowieści. Dużo pracy przed Tobą, ale nie zrażaj się. Może jeszcze będą z Ciebie ludzie. :)

No to jedziemy:
"zakłócał ciszę, która wydawała się dla Cecylii wiecznością." - proponuję zmienić na coś w stylu: "która zdawała się trwać wieczność". Cisza jest ciszą i nie może nagle stać się wiecznością. Może natomiast trwać wiecznie.
"które sięgały jej, aż do podłogi." - "które sięgało aż do podłogi". No chyba, że ta podłoga należała do Cecylii, albo była częścią jej ciała.
"oznajmij dla mego mentora" - "oznajmij memu mentorowi". Oznajmia się komuś coś, nie coś dla kogoś.
"Cieszyła się, choć raz z tego, że nie ma kręconych włosów, które są teraz modne wśród kobiet z Teilenu, można z nich zrobić ciekawe fryzury, ale z rozczesywaniem jest już gorzej. " - przeciętny czytelnik, jak sądzę, zdaje sobie sprawę, że rozczesywanie kręconych włosów nie należy do najłatwiejszych zabiegów. Nie ma sensu stwierdzać oczywistego. Zdanie skróciłbym do "Cieszyła się, choć raz z tego, że nie ma kręconych włosów, które były modne wśród kobiet z Teilenu"
"Ucieknę stąd szybciej niż się dla Roberta wydaję. Zakosztuję wreszcie prawdziwego życia, przysięgam jeszcze dziś w nocy." - po pierwsze, "niż się Robertowi wydaje". Po drugie, z następnego zdania wynika, że bohaterka "jeszcze tej nocy coś przysięga". Myślę jednak, że chodziło ci o treść w stylu: "Przysięgam, że jeszcze dziś w nocy zakosztuję prawdziwego życia". Względnie, możnaby po prostu zastosować poprawną interpunkcję: "Zakosztuję wreszcie prawdziwego życia, przysięgam, jeszcze dziś w nocy" lub " Zakosztuję wreszcie prawdziwego życia, przysięgam. Jeszcze dziś w nocy". Sądzę jednak, że pierwszy zasugerowany przykład brzmi chyba najlepiej.
"ożywione psy było idealną ochroną przed intruzami" - "były"
"Dziewczyna często się z nimi bawiła, wątpiące było, że zaczną ujadać, a co gorsze gryźć." - przykro mi, ale zwrot "wątpiące było" prawdopodobie nie istnieje w języku polskim. Chodziło ci chyba o "wątpliwym było" lub "wątpliwe było". Zamiast budować zdania poczwórnie złożone, może warto byłoby napisać kilka krótszych i bardziej sensownych? "Dziewczyna często się z nimi bawiła. Była pewna, że nie zaczną ujadać, ani tym bardziej gryźć".
"-Chcesz przeczytać kolejną zakazaną księgę - uśmiechnął się złowieszczo. -Powiedz tylko, kiedy to się do ciebie przyłączę." - warto byłoby zaznaczyć, kto wypowiada tę kwestię, bo z tego zapisu wynika, że mówi ją mag, a nie bratanek.
"Nigdy nie oglądała domu o tej porze i nie zamierza robić tego ponownie." - "zamierzała" - czasami narracji nie można sobie tak po prostu żonglować. Jeśli używasz czasu przeszłego, musisz się go, niestety, trzymać.
"przemykając jak ceń obok biurka" - "cień"
"Dotknęła szyby chcąc popchnąć okno, ale się wstrzymała słysząc kolejny dziwny dźwięk." - "popchnąć" nie jest synonimem "otworzyć".
"Wyjmując z kieszenie białą kredę przyklęk na jedno kolano i zaczął rysować pentagram, pięcioramienną gwiazdę" - po pierwsze, "przyklęknął". Po drugie, każdy wie, czym jest pentagram - nie stwierdzamy oczywistości. Po trzecie, robił to wszystko po ciemku? I bohaterka, która ukryła się w mroku, mimo rzeczonego mroku, wszystko widziała?
"Duch się uśmiechną ukazując czarne zęby" - "uśmiechnął"

Przede wszystkim, nie masz bladego pojęcia o interpunkcji. Rozumiem, że czasem może człowiekowi zabraknąć przecinka w zdaniu czy dwóch - nikt nie jest doskonały. Co innego jednak brak przecinka, tam gdzie trzeba, a co inneto usilne stawianie ich tam, gdzie być ich nie powinno. Przed podjęciem dalszych prób pisarskich, polecam zapoznać się z http://so.pwn.pl/zasady.php?id=629734.
Poza tym, masz problemy z poprawną odmianą. Spotykam tu naprawdę liczne błędy, od interpuncyjnych, przez literówki, do ortografów, ale tyle błędów w odmianie nie widziałem już dawno. Pozostaje tylko zalecić ci czytanie dużej ilości książek i zapoznanie się z zasadami poprawnej polszczyzny.
Ponadto, masz w tekście kilka literówek. Te są najstraszniejszymi błędami ze wszystkich. Naprawdę. Literówkie świadczą o tym, że nie chciało ci się przejrzeć własnego tekstu przed publikacją, a to jest już brak szacunku dla czytelnika.
Masz również tendecję do porywania się na zdania tysiąckrotnie złożone. Po co? Nie lepiej użyć kilku prostszych zdań i sensownie przekazać włąsną myśl, niż porywać się na coś, nad czym nie do końca się panuje?

Pomijając błędy, stylistycznie nie jest źle. Masz zadatki na dobrą pisarkę, ale musisz nad sobą pracować. Widać, że niespecjalnie łapiesz jeszcze o co chodzi w rzemiośle pisarskim, ale ja twierdzę, że masz potencjał.
Fabularnie również jest nie najgorzej. Osobiście, moralizatorska końcówka zupełnie nie przypadła mi do gustu, ale pomysł reszty tekstu naprawdę nie jest zły. Mógłby być bardziej dopracowany, przemyślany i w ogóle, ale - powtórzę po raz kolejny - mimo wszystko sądzę, że masz potencjał.
Tak więc ćwicz, zaprzyjaźnij się z zasadami jezyka polskiego i czytaj porządne książki.
To tyle ode mnie, jeśli w jakiś sposób cię uraziłem, przepraszam. Uważanie początkujących autorów nie jest moim zamiarem.

Bez przesady, aż tak źle nie jest. Da się przeczytać. Z pewnością, gdy autor usunie błędy tekst zyska na atrakcyjności.

  

 

 Dzięki za komentarze. Wielkie dzięki vyzart za wszystkie rady i poświęcony czas na przedstawienie moich największych błędów. W żaden sposób mnie nie uraziłeś. Takie rzeczy jak ortografia, interpunkcja itp. od zawsze stanowią dla mnie nie mały problem. Czytam różne książki, ale do starszej literatury nie lubię zaglądać zniechęciły mnie niektóre lektury szkolne. Spróbuję jednak może w bibliotece znajdę coś ciekawego.

Pozdrawiam



Zapomnij o lekturach szkolnych. Problem z nimi polega głównie na tym, że musisz je przeczytać. To powoduje automatyczną, odruchową niechęć. Zapewniam Cię, że jeśli sięgniesz po te książki z własnej inicjatywy, podejście będzie zupełnie inne. Wiadomo, jedne spodobają Ci się bardziej, inne mniej, ale przecież nie inaczej jest z współczesną literaturą, prawda? Ja tak miałem z Mistrzem i Małgorzatą np. Kiedy musiałem ją przeczytać w liceum, zupełnie mi się nie podobała; męczyłem ją i męczyłem sto lat. Na studiach wróciłem do niej, bo znajomi mówili, że to wpaniała kiążka, a ja niewiele nawet z niej zapamiętałem poza głową Berlioza (?) turlającą się po torach tramwajowych. :p Więc wróciłem do niej i bardzo mi się podobała. Może musiałem do niej dorosnąć, ale myślę, że istotną rolę grało również to, że tym razem nie czytałem jej pod przymusem. ;)

Ja "Mistrza i Małgorzatę" teraz czytam. Obejrzałam pewien film dokumentalny na Discavery Historia o celu jej powstania i autorze. Zaciekawiło mnie i mogę spokojnie przyznać, że jest to dobra i ciekawa książka.

Nowa Fantastyka