- Opowiadanie: kocur - Ktoś musi pracować

Ktoś musi pracować

Autorze! To opowiadanie ma status archiwalnego tekstu ze starej strony. Aby przywrócić go do głównego spisu, wystarczy dokonać edycji. Do tego czasu możliwość komentowania będzie wyłączona.

Oceny

Ktoś musi pracować

W przydrożnej tawernie było całkiem tłoczno. Roiło się tu od różnych typów, czyhających na okazję złodziei, zmęczonych pracą chłopów, czy podróżnych, szukających miejsca na postój i odpoczynek. Przy jednym stoliku siedziała grupka młodych elfów (lub po prostu młodo wyglądających – zawsze ciężko było określić ich wiek). Gdzieniegdzie kręciły się skąpo ubrane dziewki polujące niczym wytrawni myśliwi na potencjalne ofiary, spragnione czegoś więcej, niż tylko kromka chleba i kufel piwa.

Nikt nie zwrócił uwagi na grubo odzianego krasnoluda, który wszedł do środka otrzepując ciężkie buty ze śniegu. Niewielu z nich to robiło – większość nie była na tyle zmanierowana, by przejmować się ośnieżonymi butami. Przynajmniej w ogólnym mniemaniu.

Krasnolud podszedł do baru, gdzie stał karczmarz, czyszczący ubrudzone naczynia.

– Co dla ciebie kolego? – zapytał na widok idącego w jego stronę gościa.

– Piwo. W największym, jaki pan masz, kuflu.

Krasnolud stanął przy ladzie. Z początku chciał się o nią oprzeć, ale okazała się dla niego za wysoka, na co zmarszczył z niezadowolenia czoło i zagryzł zęby. Tak było niemal wszędzie.

Rozejrzał się po pomieszczeniu, ale wszystkie stoły były pozajmowane. W zimie interes się kręcił, wielu ludzi przychodziło tu ogrzać się porządnie i zjeść coś cieplejszego, by mieć więcej sił do pracy. A i gorącą niewiastą nie gardzono, gdy przychodziły porządne mrozy.

– Zawsze tu taki tłok? – zapytał krasnolud, gdy oberżysta nalewał mu piwa.

– Często.

Krasnolud burknął coś pod nosem. Karczmarzowi to nie przeszkadzało, krasnoludy nie były zbyt towarzyskie i łatwe w obyciu z ludźmi. Jako właściciel gospody miał do czynienia z różnymi typami.

– Pierwszy raz tutaj? – zagaił mężczyzna podając kufel klientowi.

– Pierwszy. Zawsze chodziłem do "Kretowiska". To niedaleko. Ale jakieś gnoje spaliły całą budę, aż do fundamentów.

– To przykre – powiedział bez emocji karczmarz, choć w duszy wcale nie było mu przykro. Zawsze to o jedną konkurencję mniej.

– Tak. Mieli dobre piwo. – Krasnolud wziął łyk napoju, który otrzymał. Przełknął bez komentarza. – No i miało się tam znajomych. Zawsze po ciężkiej pracy dobrze było wpaść, zjeść coś porządnego, wypić…

– Mamy bogate menu.

– Nie, przyszedłem na chwilę. Mam jeszcze sporo pracy na dziś…

– Kopalnia?

– Hm?

– Pracujesz w kopalni?

Krasnolud zmarszczył brwi.

– Wiecie, jaki jest z wami, ludźmi, problem? – zapytał niezbyt grzecznym, niemal obrażonym głosem. – Taki, że jak widzicie krasnoluda, to od razu sądzicie, że wylazł spod ziemi, jak jakiś grzyb najgorszy…

– Wybacz, mamy tu sporą kopalnię i myślałem…

– I do tego za dużo myślicie. Fakt, pracuję w kopalni. Ale my, krasnoludy, zajmujemy się nie tylko tym, do cholery… Gdyby nie my, całe to wasze miasto by się rozpadło, albo jeszcze lepiej, mieszkalibyście w gliniankach, jak jakieś parszywe psy…

Krasnolud dopił jednym haustem pół kufla, po czym z hukiem odstawił go na ladę.

– A to? Co to jest? Krasnoludzki wyrób! Szkło, pierwsza klasa! Nie do zbicia, powiadam… My, krasnoludy, odwalamy za was całą ciężką robotę. Pracujemy w kopalniach, tartakach, zbrojowniach, robimy buty, broń, meble, stawiamy domy, takie solidne, nie to, co te wasze, pożal się boże… No i pracujemy w tych nieszczęsnych kopalniach, choć zawsze byliśmy w tym dobrzy i nawet to lubimy, fakt. W każdym razie, gdyby nie my, skończylibyście w lesie, mieszkając w krzakach i odżywiając się korzeniami. I pomimo tej ciężkiej roboty, którą odwalamy, w dalszym ciągu jesteśmy postrzegani jako prymitywne, durne istoty, gorsze od was. Fakt, nie chodzimy na uniwersytety, nie szkolimy się na magów, kapłanów… Ale powiedzmy wprost, ludzie nie potrzebują magii. Potrzebują za to węgla, czy złota.

Karczmarz kiwał tylko bez słowa głową, dolewając swojemu klientowi niemal bezbarwnej cieczy zwanej tu piwem. Tymczasem krasnolud odwrócił się i rozejrzał po tawernie.

– Widzisz pan tamtych?

– Tych żołnierzy?

– Tak. Mają na sobie zbroje, porządne. Krasnoludzkie. I miecze, też nasze. Gdyby nie my, na wojnę dalej chadzalibyście z naostrzonymi dzidami i maczugami.

– Bez przesady, my też robimy broń.

– Tak, widziałem tą waszą "broń"… Miecze tak kruche, jak kora z drzewa… A tarcze i zbroje wyginają się od pierwszego lepszego uderzenia. Coś takiego wstydzilibyśmy się komuś sprzedać. Krasnoludzkie wyroby są najlepsze, a wasze uzbrojenie nadaje się co najwyżej na zabawki dla bachorów…

Oberżysta nie skomentował. Po części może i nawet zgadzał się z takim stanem rzeczy. Ale nie musiał tego mówić na głos.

– O, widzisz ich – skinął głową na zajętych rozmową elfów, siedzących przy stole w kącie. – Elfy… Phi. Wielkie mi paniska. Wiesz, czym one się zajmują?

– Ci tutaj?

– Nie, elfy w ogóle.

Karczmarz pokręcił głową na znak, że nie wie. Znał takich klientów, jak ten krasnolud i wiedział, czego potrzebowali najbardziej – wygadać się. W zgodzie z zasadą "klient nasz pan" pokornie słuchał zgadzając się z każdym.

– Nic – odpowiedział krasnolud popijając swoje piwo. – Te leniwe patyczaki nie robią dosłownie nic. No bo czym się niby zajmują? Myślistwem, rybołówstwem, wyszywaniem zdobień… To praca dla kobiet, a nie dla mężczyzn. Mężczyzna powinien pracować fizycznie, do tego jest stworzony.

Rozmawiające elfy zdawały się być zbyt daleko, a w tawernie było dość gwarno, niemniej włąściciel był pewny, że słyszeli, o czym była mowa przy barze. Mieli znacznie lepszy słuch, niż można by ich o to podejrzewać. Mimo to nie zareagowali.

– Elfy… Dlaczego tak ich lubicie? – ciągnął krasnolud. – O ile nas, krasnoludów, ciężko pracujących, macie za głupich robotników, stojących na równi z byle kundlem, o tyle elfy są dla was niczym królowie. Darzycie ich sympatią i szacunkiem. Dlaczego? Co takiego wam dają? Siedzą cały czas w tych swoich zamkniętych elfich komunach, nie dopuszczając do siebie nikogo z zewnątrz, pracują tylko dla siebie. Czasem przychodzą do was żeby wykupić waszą żywność, czy inne potrzebne materiały, których sami nie mogą zdobyć. My ich nie lubimy, rzadko z nimi handlujemy. Bo my, w przeciwieństwie do nich żyjemy razem z wami. W waszych miastach. Dzielimy się z wami pracą i jej efektami. A elfy? Oni tylko biorą, nie dają nic w zamian. A na stworzonych przez nas fundamentach wy budujecie swoje miasta i opływacie w luksusy. Żyjemy z wami w komitywie, nie to, co oni. A mimo to, to właśnie do elfów macie większy szacunek, niż do nas, dlaczego?

Karczmarz wzruszył ramionami. Szczerze mówiąc niewiele go to obchodziło, ale nie dał tego po sobie poznać.

– No właśnie. Nawet mi nie umiesz odpowiedzieć. Sami nie wiecie, czemu tak jest. "Elfy są takie mądre i prawe i zacne i dobre", gówno tam… Co oni dla was robią? Nic! A my? Jesteśmy dla was podgatunkiem, traktujecie nas z góry, dosłownie i w przenośni… Nawet ta pieprzona lada! Dla kogo ona jest zrobiona?! Dla ludzi! I elfów! A krasnolud to co?

Ponownie stuknął pustym kuflem o bar. Tym razem na szkle powstała niewielka rysa.

– Dyskryminujecie nas na każdym kroku, powiadam. Na każdym! Te wasze wysokie zabudowania i tak dalej… Myślicie, że jest nam łatwo w waszym wysokim świecie? Bo to jest wasz świat! To nie my jesteśmy za mali, to wy jesteście zbyt wielcy… My w naszych własnych miastach i domostwach czujemy się świetnie, nie mamy żadnych problemów… Te pojawiają się dopiero u was… Bo wy o krasnoludach wcale nie myślicie, no chyba, że jako o taniej sile roboczej, której szczytem błyskotliwości jest opowiadanie prostackich dowcipów o chędożeniu.

Jak na zawołanie do krasnoluda nagle podeszła kobieta, jedna z tych skąpo, mimo pory roku, ubranych. Wyrosła obok niego niemal spod ziemi, ale nie okazał zaskoczenia, zlustrował ją tylko niechętnie wzrokiem.

– Witaj nieznajomy – zagadała bawiąc się swoimi długimi, kasztanowymi włosami. – Masz ochotę się trochę rozgrzać?

Krasnolud prychnął tylko odwracając głowę.

– Idź w cholerę babo… Za wysoka jesteś dla mnie i za koścista. Nawet złapać nie ma cię za co…

Kobieta zrobiła urażoną minę i odeszła w poszukiwaniu innego, łatwiejszego celu. Łatwiejszego i mniej wybrednego.

– Nie była taka znowu wysoka – wtrącił się Oberżysta patrząc, jak ta odchodzi kręcąc biodrami.

– Ale chuda jak szkapa. Kobieta musi mieć trochę ciała… Wiem, wy się śmiejecie, że nasze kobiety można odróżnić tylko po tym, że mają krótsze brody od mężczyzn. Bardzo to śmieszne, doprawdy… Ale my też z waszych kobiet się śmiejemy. Bo baba musi być okrągła, inaczej jest nic niewarta i z urodzeniem dziecka nawet będzie mieć problemy, jak w udach ma za mało… Te wasze kobiety to są do niczego. A już elfie… O nich w ogóle nie wspominam. Chude to to wszystko i koślawe jakieś takie… Że to się w ogóle nie łamie wpół przy chodzeniu? Nie rozumiem, naprawdę…

Karczmarz dolał krasnoludowi piwa. Ten nie oponował, tylko ciągnął dalej.

– A te wasze konie! Bogowie, zlitujcie się! Jak można na tym jeździć? My chodzimy wszędzie piechotą, no ale my mamy na to siły, nie to, co wy…

– A jeśli macie jakieś dalsze odległości? Widziałem sam, że czasem korzystacie z wozów zaprzęganych właśnie przez konie…

– Rzadkie przypadki. Widzisz, my z reguły nie podróżujemy. Po co? Dokąd? Siedzimy tam, gdzie nasz dom i nasza praca. Wyjazdy to rzadkość, ostateczność. To ludzie i elfy lubią te bezsensowne podróże… My jesteśmy domownikami. Miejsce chłopa jest przy jego miejscu pracy, kobiecie i dzieciach, powiadam. A baby w ogóle nie powinny domu opuszczać, tylko dzieciaki chować. Mówicie, że jesteśmy głupi, ale mamy swój rozum i twardo stąpamy po ziemi. Zarabiamy na chleb ciężką pracą, której nikt nie docenia, od czasu do czasu tylko się zabawimy, jak każdy… To wy, ludzie, wiecznie szukacie problemów. I elfy. Ale one to w ogóle nie wiadomo, co mają w tych swoich głowach…

Kufel stuknął po raz kolejny.

– A ta wasza cała polityka… Szkoda słów. Nie dbacie o nic i nikogo, a już o krasnoludy zwłaszcza. Tylko, żeby zarobić, to was właśnie interesuje. Władza i złoto. A ciężką pracą to niech się zajmą te tępe krasnoludy, które głośno bekają, przeklinają, plują pod siebie i nie potrafią pić piwa bez rozlewania. Prawda jest taka, że traktujecie nas jak zwierzęta, choć gówno o nas wiecie. A my się do polityki nie pchamy, bo nas ta cała zabawa kompletnie nie interesuje… Może to i błąd, może wtedy ktoś by się nami zainteresował.

Karczmarz zastanowił się. Krasnolud wśród rządzących? To by była nowość. Czy takie coś w ogóle było dopuszczalne? Pewnie nie. A może i nawet nikt nigdy takiej możliwości nie zakładał.

– Ja tam się polityką nie interesuję – powiedział czyszcząc ostatni brudny kufel.

– I słusznie. W politykę bawią się najwięksi złodzieje, powiadam. To już prymitywny kieszonkowiec ma więcej godności i odwagi, bo kradnie osobiście i niewiele. A tamci… Ech, szkoda mojego gadania.

Krasnolud rzucił na ladę kilka miedziaków. Szynkarz zgarnął je szybko do sakiewki. Było za mało, ale nie upominał się o więcej, nie było warto. Niech ten krasnolud lepiej się stąd wynosi, nim ktoś go usłyszy i dojdzie do wniosku, że należy samemu go wyrzucić… Awantura to ostatnie, czego tu chciał.

– Piwsko było paskudne, ale lepsze to, niż nic – skwitował krasnolud pozwalając sobie na radosne beknięcie, po którym odwrócił się i skierował do wyjścia mamrocząc coś pod nosem.

Miał jeszcze sporo roboty na dziś. W końcu, ktoś musi pracować, żeby ludzie mogli się bawić. Nie było to sprawiedliwe, ale świat jest już tak urządzony i jakoś trzeba to znieść…

W tawernie po jego wyjściu niewiele się zmieniło.

Koniec

Komentarze

Roiło się tu od różnych typów, szukających okazji złodziei, zmęczonych pracą chłopów, czy podróżnych, szukających miejsca na postój i odpoczynek.

Krasnolud podszedł do baru, gdzie stał barman, czyszczący ubrudzone przez licznych gości naczynia. – A to pogrubione moim zdaniem jest zbędne. Skoro karczma była pełna gości, o czym piszesz wyżej, to logiczne, że koleś tych naczyń sam nie ubrudził. Co do słowa bar i barman, też nie bardzo pasują. Za współczesne. Szynkarz, karczmarz…

Tyle jakoś mi się rzuciło o ślepia.
Uśmiałem się przy tym tekście. Naprawdę, co jak co, ale ten rozżalony krasnolud wyszedł Ci naprawdę zabawnie.

Zaufaj Allahowi, ale przywiąż swojego wielbłąda.

"Roiło się tu od różnych typów, szukających okazji złodziei, zmęczonych pracą chłopów, czy podróżnych, szukających miejsca na postój i odpoczynek" - powtórzenia to twój wróg.
"spragnione czegoś więcej, niż tylko kromka chleba i kufla piwa." - spragnione kufla, ale spragnione czegoś więcej, niż kufel
"Krasnolud podszedł do baru, gdzie stał karczmarz, czyszczący ubrudzone naczynia.
- Co dla ciebie kolego? - zapytał na widok idącego w jego stronę krasnoluda." - powtórzenia to twój wróg v2. Słowo "krasnolud" napewno ma wiele synonimów, które aż proszą się, aby ich użyć.

Jeśli miałbym być szczery, to jestem zaskoczony. Opowiadanie nie ma właściwie fabuły, z obiektywnego punktu widzenia jest o niczym. Mimo to podobało mi się. Sam nie wiem dlaczego.
Tak czy inaczej, sądzę, że twój debiut na stronie wyszedł ci całkiem zgrabnie.

A mi jak zwykle ukradło formatowanie

Roiło się tu od różnych typów, szukających okazji złodziei, zmęczonych pracą chłopów, czy podróżnych, szukających miejsca na postój i odpoczynek.

Krasnolud podszedł do baru, gdzie stał barman, czyszczący ubrudzone przez licznych gości naczynia. – A to pogrubione moim zdaniem jest zbędne. Skoro karczma była pełna gości, o czym piszesz wyżej, to logiczne, że koleś tych naczyń sam nie ubrudził. Co do słowa bar i barman, też nie bardzo pasują. Za współczesne. Szynkarz, karczmarz…

Tyle jakoś mi się rzuciło o ślepia.
Uśmiałem się przy tym tekście. Naprawdę, co jak co, ale ten rozżalony krasnolud wyszedł Ci naprawdę zabawnie.

Zaufaj Allahowi, ale przywiąż swojego wielbłąda.

Napisane dość dobrze, lecz nie rozumiem wymowy tego tekstu. Przyszedł, ponarzekał, poszedł i niestety nic z tego nie wynika. Zabrakło zgrabnego zakończenia bo językowo podobało mi się.

większość nie grzeszyła manierami na tyle, by przejmować się ośnieżonymi butami - to mi się jakoś nie podoba; nie pisze się w ten sposób.

Językowo - jak na debiut - jest dobrze. Ale opowiadaniu brakuje fabuły. Przydałoby się kilka scenek, czy wydarzeń, albo chociaż innych niż krasnolud i słuchający go karczmarz, rozmówców, które nakreśliłyby nieco bardziej obiektywny obraz Twojego świata. Pamiętaj, że czytelnik go nie zna, musisz mu go jakoś pokazać. Tymaczasem jedyne, co robisz to serwowanie mu opinii jednego rozżalonego, skrajnie nieobiektywnego krasnoluda. I to jest główny błąd i brak. Warsztatowo dobrze, ale koncepcja - do poprawki. Powodzenia życzę.

Acha, jeśli ktoś jest skromnie ubrany, to znaczy, że jego ubiór zakrywa prawie całe ciało, a przynajmniej te jego części, które w powszechnym odczuciu zakryte być powinny. W przypadku ubrania "skromny" jest przeciwnieństwem określenia "skąpy".

Czyta się dobrze, wyrzuty krasnoluda są ciekawe i uzasadnione, ale... No właśnie. Jak już wspomniano, opowiadanie kończy się nijako. Już lepiej by było, gdyby bohater pod koniec monologu schlał się na umór, zachowywał jak nieokrzesany knur, sprowokował bójkę i tym samym potwierdził stereotypy, którym wcześniej gorliwie zaprzeczał. Byłaby jakaś przekora w zakończeniu, a teraz jest po prostu... no, zwykłe zakończenie.

Witam.

Na początek powiem, że tekst przypadł mi do gustu - mimo że a) jak już inni wspomnieli, brakuje mu odpowiedniego zakończenia, b) pan krasnolud zdążył mnie potężnie znudzić narzekaniem. Gdyby opowiadanie było dłuższe, nie wykluczam, że w którymś momencie dałabym sobie spokój. Bo poza monotonnymi dialogami coś powinno się jeszcze w nim wydarzyć!

Kilka kwestii technicznych:
"- Tak, widziałem tą waszą "broń"..." -> waszą broń.

"- A jeśli macie jakieś dalsze odległości? Widziałem sam, że czasem korzystacie z wozów zaprzęganych właśnie przez konie..." -> Ojej. Zdajuję, że chodzi o jakieś dalsze odległości do pokonania, a poza tym to nie konie zaprzęgają wozy, tylko ludzie zapręgają konie do wozów.

"A my się do polityki nie pchamy, bo nas ta cała zabawa kompletnie nie interesuje... Może to i błąd, może wtedy ktoś by się nami zainteresował.
Karczmarz zastanowił się. Krasnolud wśród rządzących? To by była nowość. Czy takie coś w ogóle było dopuszczalne? Pewnie nie. A może i nawet nikt nigdy takiej możliwości nie zakładał.
- Ja tam się polityką nie interesuję - powiedział czyszcząc ostatni brudny kufel."

-> Pilnuj powtórzeń, już samo to znacząco wpłynie na poprawę Twojego warsztatu, który poza tym jest niezły.

Pozdrawiam i życzę sukcesów w przyszłości. ; )

"Nigdy nie rezygnuj z celu tylko dlatego, że osiągnięcie go wymaga czasu. Czas i tak upłynie." - H. Jackson Brown Jr

Nowa Fantastyka