
Autorze! To opowiadanie ma status archiwalnego tekstu ze starej strony. Aby przywrócić go do głównego spisu, wystarczy dokonać edycji. Do tego czasu możliwość komentowania będzie wyłączona.
Adam obudził się nagle, ale bez żadnego wyraźnego powodu. Nie mógł już zasnąć, wstał i podszedł do okna. Długą chwilę wpatrywał się w ciemność, mocno wytężał wzrok, chciał przebić się przez czerń nocy, zobaczyć choć najdrobniejszy blask, coś, cokolwiek, co zostało ze świata, który kiedyś znał. Ciągle miał głęboko w pamięci zapisany obraz atramentowego nieba, jasnych gwiazd i bladego księżyca. W takie – bezsenne noce, wspomnienie stawało się szczególnie wyraźne, wracało do niego i wywoływało lęk. Sam już nie był pewien, czy naprawdę świat kiedyś był inny, czy może to tylko starcze urojenia. Nie pamiętał już jak rosła wieża, ani tego jak pojawiła się toksyczna mgła. Tylko to nocne, rozgwieżdżone niebo.
Za oknem wstał dzień, czarne chmury jak zawsze majestatycznie płynęły przez szarą, lepką mgłę. Odwrócił wzrok, odgonił wspomnienia precz. Teraz jest tylko samotność, starość, ból. Młodość odeszła, niepostrzeżenie znikła – wrócić do niej nie sposób. Wspominać, to tak jak za życia dać się pogrzebać, trzeba dbać o to co teraz, pomyślał i wszedł do stojącej w rogu kabiny diagnoz. Maszyna, szumiąc i popiskując, przeprowadzała skan.
– Serce zdrowe – mówiła chłodnym, kobiecym głosem – pasma zwłóknień w płucach, możesz mieć lekkie problemy z oddychaniem. Stawy wytarte, ale przecież ciągle chodzisz. Prostata lekko powiększona, ale nie na tyle by sprawiać problemy. Ogólnie rzecz biorąc, jest nieźle, w wieku osiemdziesięciu lat takie zdrowie to sukces.
– Nie! Nie jest jeszcze tak źle ze mną – westchnienie ulgi zlało się z sykiem otwieranych drzwi kabiny.
Wyszedł i zadowolony zaczął się ubierać. Włożył białą koszulę do czarnego garnituru i starannie zawiązał krawat. Przeczesał ciągle jeszcze gęste, choć całkiem już siwe włosy, wciągnął brzuch i dokładnie przejrzał się w lustrze.
– Gdyby nie pomarszczona twarz wyglądałbym jeszcze całkiem dobrze – ze smutkiem stwierdził i zdjął ze stojaka laseczkę.
Szedł korytarzem, nie napotykając nikogo, o tej porze jak zawsze było cicho, tylko rozrzucone kartki szeleściły pod nogami. Znowu ci gówniarze z naprzeciwka i ich popieprzona sztuka happeningu, pomyślał.
– Zasrani smarkacze – zaklął pod nosem. – Wrzaski po nocy i śmieci nad ranem, oto czym dla nich jest sztuka. Kto jest ich recenzentem?! Są tacy sami jak ich rodzice, pożal się boże: aktorka i reżyser VII poziomu. Żeby te brudasy choć czyści-bota wezwały… Szkoda, że wyszedłem tak wcześnie, już ja bym powiedział, co o nich sądzę.
Doszedł do szybu, nacisnął przycisk i pomyślał, że dobrze by było spotkać kogoś, komu mógłby opowiedzieć, co myśli o współczesnym świecie, kogoś kto by w ogóle go wysłuchał. Winda cicho otworzyła swoje drzwi, była pusta, tak samo korytarz kilka pięter niżej. Z trudem stawiał kroki, zagryzał zęby, walcząc z bólem kolan i złorzeczył, na idiotyczny przepis, że konsolę wolno mieć tylko w pracy.
Machnął dłonią przed czytnikiem i wszedł do pokoju recenzentów. W niewielkim, ale jasnym pomieszczeniu, przy długim białym stole, na jasnoczerwonych fotelach siedziało kilkanaście osób. Prawie nikt jeszcze nie pracował, krzyczeli, śmiali się, dyskutowali. Kiedy Adam wszedł, nieco ucichli.
– Cześć wszystkim! – rzucił Adam.
Odpowiedzieli mu niewyraźnym:
– Dzbry!
Cały skład redaktorski był młodszy, nie bardzo umieli się dogadać. Już to, że słuch na starość Adamowi nie dopisywał, utrudniało komunikację, do tego Adam miał trudny charakter, lubił zrzędzić, pouczać, potrafił nawet opierniczyć. Prawie wszyscy mieli go tu za zgreda i nudziarza.
Zajął swoje miejsce. Zapadła cisza. Blokery dźwiękowe działały jak zwykle perfekcyjnie. Adam z zadowoleniem rozsiadł się w wygodnym fotelu.
– Kawa, równa miarka i łyżeczka cukru – rzucił w stronę automatu, a chwilę potem wyjął gorącą filiżankę.
Postawił ją na brzegu stołu i zamieszał. Trzy w lewo, trzy w prawo, to był jego poranny rytuał, wierzył, że bez niego dzień nie może się udać.
Odchylił się w fotelu, założył ręce za głowę i cichym cmoknięciem uruchomił komputer. Stół rozbłysł, wymruczał zwyczajowe powitanie, po czym fragment blatu podniósł się na wysokość oczu i wyświetlił na ekranie tekst bloga. Gdy Adam czytał, jego usta ułożyły się w lekki uśmiech. Komputer trafnie wybrał tekst, jakby wyczuł to przygnębienie i smutek, jakby znał ten lęk, pojawiający się co dzień rano, jakby słyszał to niewypowiedziane pytanie – ile jeszcze takich poranków zostało?
To była Ania z czwartego poziomu – tak, na nią zawsze mógł liczyć. Szybko dał okrągłe 5 punktów.
– Wpis bawi lekkością dowcipu, cieszy kunsztem narracji, zachwyca zgrabną kompozycją. To jest naprawdę sprawnie napisany tekst – podyktował.
Ech, pomyślał z zazdrością, gdybym ja w wieku dwudziestu lat tak pisał.
– Dodaj popularność i przelicz – powiedział do komputera.
Na stole wyświetlił się wykres. Moje oceny to co najmniej cztery punkty w tygodniu, liczył, do tego popularność wśród użytkowników – dziewczyna zazwyczaj zgarnia kilkadziesiąt komentarzy, czyli też złapie kilka punktów. Lada chwila dostanie trzeci poziom i przejmie ją nadkrytyka. Szkoda – niedługo przyjdzie się nam pożegnać, pomyślał ze smutkiem.
– Powinienem się cieszyć – mówił cicho sam do siebie – sprawdziłem się jako recenzent, wypromowałem kolejną osobę. Będzie żyła lepiej. Jak jej się poszczęści, jak się spodoba, trafi pod skrzydła nadkrytyki. Dostanie duże mieszkanie gdzieś tam, na najwyższych piętrach. Nigdy już tu nie wróci. Spojrzy na czyste niebo, na prawdziwe słońce i zapomni o starym człowieku, który pomógł jej się wspiąć. Do jasnej cholery! – mruknął. – Czemu jej zazdroszczę? Tfu! Stary podły obrzydliwiec! – krzyknął i zorientował się, że mówi sam do siebie.
Zamilkł speszony. Wrócił do pracy. Pochylił się nad stołem i przejechał dłonią nad blatem. Borys Marczyński z X. O! Ten to prawdziwy kaskader, stwierdził.
Ten pierdolony świat, kurwa jak ja go nienawidzę! – czytał i z każdym kolejnym przekleństwem bardziej był zniesmaczony – Żyjemy ściśnięci w klatkach, wpierdalamy syntetyczne, chujowe żarcie z produktora. Kurwa, nienawidzę tego gówna. Mówią nam, że tam, na zewnątrz jest syf – nie powietrze, że przeżyć tam nie sposób, że tylko tak możemy dać radę. Mówią – jesteś młody, rozwijaj się, trafisz tam, do tych salonów, wysoko nad toksikchmurą. Dadzą ładne mieszkanko, jedzenie ze szklarni, bawełniane ciuszki. Dadzą spokój i ciszę, abyś mógł tworzyć. Ale ja kurwa nie chcę, nic już kurwa nie chcę. Interesuje mnie tylko rozpierdol, masowa rozróba, najlepiej wojna. Rozpierdolić ten świat. To jest to czego chcę. System recenzencki, loże, redakcje, frakcje. Maluj, pisz, śpiewaj graj. Liż dupę komu trzeba, tak właśnie trafisz do nieba. Nie waż się olać systemu, bez punktów źle skończysz, zabiorą cię prosto do piekła. Znikniesz i ślad po tobie nie zostanie.
Jeśli myślisz jak ja, dawaj mi do chuja komentarze, tylko tak uda nam się upierdolić tych zjebów recenzentów. Jak uda mi się i stanę przed nadkrytyką, wygarnę im wszystko. Zobaczą w końcu prawdziwego dzieciaka. Powiem – chodźcie, pokażcie się! Inaczej zrobię rewolucję.
Jeszcze jedno. Chcę zniknięcia tego zasranego dziada. On zawsze daje mi złe oceny, jeśli wy będziecie ze mną, jego już nikt nie posłucha. Pamiętajcie! Wy ciśniecie się – jak ja -całą rodziną w jednym, małym pomieszczeniu. Ten skurwiel ma cały pokój tylko dla siebie.
Adam starał się nie denerwować, choć był już stary, wciąż nie mógł znieść, kiedy go atakowali. Znał swoją siłę – władza jaką miał, pozwoliła przeżyć niejeden bunt. Tylko, kiedy pierwszy z jego uczniów znikł, tylko wtedy bolało. Teraz już nie zastanawiał się, co się z nimi dzieje, ani dokąd ich zabierają. Tak było lepiej. Wszyscy recenzenci tak robili.
Spojrzał raz jeszcze na prowokacyjny tekst Borysa. Już ja zadbam o twój los, pomyślał.
– Głupawe, wulgarne i mało oryginalne. Daję minus pięć punktów – powiedział i przejechał dłonią nad blatem, autoryzując swoją wypowiedź.
– Dodaj punkty popularności i przelicz – zażądał. Ciekawe, zastanawiał się, czy już teraz poleci, czy jeszcze trochę trzeba będzie poczekać. Ile on może mieć lat? Chyba coś koło szesnastu, trochę wcześnie na zanik, pewnie jeszcze go nie wywalą, choć przecież sam się chłopak prosi.
Wyskoczył wynik. Osłupiał. Sto dwadzieścia punktów i to po uwzględnieniu oceny jaką przed chwilą wystawił.
– Podaj stan mojego konta – głos z przejęcia wiązł mu w gardle, łamał się i zanikał.
– Powtórz prośbę, wystąpił błąd, prawdopodobnie mówisz zbyt niewyraźnie – głos komputera był wyprany z wszelkich emocji.
– Wynik mój kurwa podaj! – wrzasnął.
Na ekranie pojawił się wykres, jego linia, nieznacznie falując, wiodła przez ostatni tydzień mniej więcej na wysokości trzystu punktów, na samym zaś końcu gwałtownie opadała w stronę zera. Nie wierzył własnym oczom, ale czerwona liczba przy wykresie nie kłamała. Pozostało mu 0,75 punktu. Jeśli spadnie poniżej zera będę skończony, pomyślał. Ja nie chcę, nie mogę zniknąć. Strach zjeżył włosy na głowie, ścisnął żołądek, aż mdłości poczuł, aż czarne plamy zawirowały przed oczami. Trzęsącą ręką wskazał koniec wykresu.
– Podaj oceny składowe – wyszeptał.
Na ekranie rozwinęła się lista, poraziło go to, co zobaczył. Borys ze swoim manifestem stał się niespodziewanie popularny, ciągle rosła liczba jego punktów, za to przy recenzji Adama użytkownicy systemu wstawiali prawie same minusy. Inne wpisy też go nie ratowały. Jakby się sprzysięgli, pomyślał. Kurwa, czemu nikt nie ocenia tekstów moich ludzi!?
Zerwał się, stanął, obłędnym wzrokiem spojrzał dookoła. Nikt nie zwrócił na niego uwagi. Każdy na sali siedział przed swoim ekranem. Pracowali w skupieniu, jedni rozparci w fotelu, inni lekko pochyleni, wszyscy całkowicie pogrążeni w lekturze.
– Potrzebuję pomocy! – zawołał. – Nikt nie zareagował, nikt go nie usłyszał. Pracowali odizolowani od dźwięków otocznia.
– Przeklęte blokery – mruknął. – Trącił siedzącego obok blondyna, Adam kojarzył, że niedawno chłopaka przyjęli, liczył, że da się namówić.
– Potrzebuję pomocy – powiedział głośno.
– Co? Jak? – chłopak obrócił się i spojrzał na Adama.
– Pomocy potrzebuję, oceń proszę moich.
– Mhm, a co ja z tego będę miał?
– Odwdzięczę się, obiecuję, tylko mi pomóż. Błagam!
Młodzik, kiwnął bez entuzjazmu głową na znak, że się zgadza. Adam, uśmiechnął się i już stał przy kolejnym koledze-recenzencie. Ten był starszy, wyraźnie łysiejący, tego Adam znał od wielu lat.
– Błagam – szarpnął go za ramię – pomóż mi!
– A takiego – odburknął łysawy, ja ciebie też kiedyś prosiłem, wyśmiałeś mnie. Co? Już nie pamiętasz, ja pamiętam doskonale jak nazwałeś mnie nieudolnym gówniarzem.
– Adam już go nie słuchał, już ciągnął za rękaw kolejnego.
Wieczorem, zmęczony, ledwo dowlekł się do swojego pokoju. Udało mu się ciężką pracą i żebractwem uzbierać bezpieczną, jak mniemał, liczbę punktów. Do jutra powinienem dać radę, pomyślał zadowolony z siebie.
– Łóżko! – zażądał i posłanie wychyliło się.
Rozebrał się, położył, chwilę rozglądał się dookoła. Te dwa metry kwadratowe, składane krzesła i taki sam, przytwierdzony do ściany, stolik – wszystko to wciśnięte w róg pokoju – resztę miejsca zajmowała kabina diagnoz. Ciasnota, której tak nie lubił, wydała mu się teraz wyjątkowo przyjemna. To mój dom, pomyślał. Klasnął i zrobiło się ciemno.
Zamknął oczy, ale nie mógł spać. Wiercił się i przewracał z boku na bok. Wciąż pod powiekami widział ostatnio oceniane prace. Nieustannie liczył faktyczne i hipotetyczne punkty. W najdrobniejszych szczegółach planował jak rozegrać jutrzejszy dzień. W końcu zasnął.
W nocy coś nagle go obudziło. Otworzył oczy, rozejrzał się po ciemnym pomieszczeniu. Zdumiony, zobaczył, że nie jest sam. W rogu pokoju, po środku plamy światła, siedział ubrany na biało mężczyzna, cały siwy, ale o twarzy jasnej i bez zmarszczek.
– Kim, kim ty jesteś? – wyjąkał.
– Jestem stamtąd, machnął ręką w stronę okna.
– Z zewnątrz? – zdziwił się. – Tam się przecież nie da żyć!
– Z góry, jestem posłańcem nadkrytyki – wyjaśnił siwy człowiek.
– O ja cię, nigdy, nikogo stamtąd nie widziałem! – zawołał.
– Bo nas nie widać, pojawiamy się tylko raz w życiu.
– O co chodzi? – po plecach Adama przeszły ciarki.
– Twoje recenzje, opinie… W ogóle cała praca waszej loży… Słabo wam idzie.
– Jak to słabo?! – Adam, nie zważając na ból stawów, poderwał się z łóżka na równe nogi, zachwiał się nieco, ale ustał – Promowałem dziś dziewczynę, nie pierwszą zresztą…
– Lud już was nie słucha, nie wierzy wam. Widziałeś co dziś się stało?
– Co się stało? Nic się nie stało! – wrzasnął.
Gość nawet nie drgnął, spojrzał ze spokojem w oczy Adama.
– Borysa i jego szczeniacki bunt wsparło wielu młodych – powiedział.
– I co z tego, przejdzie im. – Adam cały się trząsł.
– Przejdzie, albo nie przejdzie, kto to może wiedzieć. Jesteś w takim wieku, że nie dasz rady się zmienić. Wiesz, idą nowe czasy i…
– Ale ja wciąż mam siłę, poprawię się, jestem przecież całkiem zdrowy, posłuchaj tylko maszyny diagnoz! – zawołał płaczliwym głosem.
– Musimy dbać – posłaniec zignorował skamlenie Adama – żeby liczba ludności nie przekroczyła możliwości lokalowych wieży i jednocześnie staramy się zapobiec krwawej rebelii, lub co gorsza wojnie. Dlatego wspieramy system wyboru najlepszych, najbardziej kreatywnych. Rozumiesz, na drabinie społecznej musi cały czas trwać ruch, kiedy dynamika awansów nie nadąża za zmianami w społeczeństwie, wtedy system się sypie. Sztuka wydała się nam najlepszą formą kontroli, człowiek, tworząc, jest szczęśliwszy, zmniejsza się poziom jego agresji i frustracji. Każda osoba, kreując dzieła sztuki, może lepiej zrozumieć siebie, poznać naturę swoich problemów, przezwyciężyć trudności. To z kolei poprawia relacje międzyludzkie, w warunkach jakie mamy w wieży to bardzo ważne.
– Czemu nie staracie się nas stąd wydostać? Ten świat na zewnątrz… Możecie choć próbować go naprawić. Albo pięter byście dobudowali, albo nową wieżę stworzyli. Wiesz co? Gówno warte są wasze rządy. Ten cały artystyczny reżym.
– Zawsze nas potulnie wspierałeś, nigdy nie protestowałeś – gość uśmiechnął się, odsłaniając równe, białe zęby – byłeś naszym wiernym urzędnikiem i teraz co? Wyzywasz nadkrytykę od najgorszych. Śmieszny jesteś. Chcesz, żebyśmy wspierali naukowców, chcesz powrotu społeczeństwa technicznego? Tak? Ja ci powiem, spójrz przez okno. Widzisz? Do tego doprowadziło społeczeństwo scjentystów. Nie, nie ma mowy, by tamto wróciło. Każdego, kto tylko próbuje wskrzesić naukę, empirię, technologię, musimy eliminować. Po co nam oni? Boty dbają o wszystko, same się regenerują i fabrykują. Są też produktory żywności i wystarczająco dużo energii. Mamy wszystko, aby ludzkość przeżyła. Tu wewnątrz jest bezpiecznie, nic nam nie zagraża, a radykalne zmiany, takie jak ty byś chciał wprowadzić, mogą nas zniszczyć. Zresztą nie mamy o czym dyskutować – uśmiech znikł z twarzy siwego, w spojrzeniu pojawił się chłód. – Góra już zdecydowała. Nie możemy ryzykować, trzeba ciebie wymienić, wpuścić kogoś z młodych.
– Co zrobicie ze mną? – Twarz Adama wykrzywił strach.
– Chcesz szczerej odpowiedzi?
– Tak.
– Przykro mi – głos gościa wyprany był z wszelkich emocji – czeka cię śmierć.
– Jest jakaś szansa? – zapytał cicho, łapiąc resztki nadziei.
– Kto wie? – posłaniec nadkrytyki potarł czoło – Może i jest jeszcze dla ciebie ratunek – spojrzał uważnie na Adama i zagryzł wargę, znać było, że się zastanawia, waha, że nie jest pewien, czy powinien jeszcze coś więcej powiedzieć. – Tak – stwierdził po długiej chwili namysłu – Tak, zawsze byłeś nam wierny. Myślę, że zasłużyłeś na to pytanie.
– Pytaj. Powiem wszystko.
– Dziwni jesteście tu na dole – siwy nie od razu przeszedł do rzeczy – czasem skrywacie coś wielkiego, naprawdę niesamowitego i nikomu niczego nie pokazujecie. Powiedz mi. Masz coś dla mnie? Schowałeś może swoje opus magnum, odkryjesz przede mną coś, co pozwoli mi zabrać ciebie na górę?
Adam nie odpowiedział. Usiadł zrezygnowany. Smutek i przerażenie zawładnęło myślami, teraz wiedział, że zmarnował całe swoje życie, nie stworzył niczego, żadnej powieści, sztuki, wiersza, czy innego wartego wspomnienia dzieła. Nie miał nic, co mógłby teraz pokazać, milczał i z niemym błaganiem wpatrywał się w siwego.
Długo tak siedzieli naprzeciw siebie. Adam nie wiedział jak to się stało. Po prostu wszystko otuliła ciemna nicość i głęboka cisza.
Próbował otworzyć oczy – bezskutecznie. Pragnął wstać – nie mógł ruszyć ani ręką, ani nogą, nawet palcem. Umarłem, pomyślał z przerażeniem. To koniec. Chciał krzyczeć – nie dał rady wydobyć z siebie głosu. Chciwie złapał w płuca haust powietrza, po czym gwałtownie je wytchnął. Paraliż ustąpił. Rozwarł szeroko oczy. W pokoju było jasno, na zewnątrz nastał dzień. Po głowie kołatały się jeszcze strzępy słów i niewyraźne, pojedyncze obrazy, wciąż czuł przenikający, nieokreślony lęk. Zamknął oczy. Znów je otworzył.
– To tylko zły sen – westchnął z ulgą. – Ja żyję! – zawołał na głos i uśmiechnął się szeroko, dawno nie był taki szczęśliwy.
Wstał i jak każdego ranka wszedł do kabiny diagnoz, maszyna przyjaźnie zaszumiała. Przymknął oczy i ze spokojem czekał na wynik diagnozy.
Nagle zabłysło i zawarczało. Ciałem wstrząsnęło. Bezwładne osunęło się po szybie kabiny. Nienaturalnie wykręcone, z rozrzuconymi rękami, zastygło na podłodze.
Głowa zatrzymała się oparta o drzwi, otwarte oczy patrzyły gdzieś w dal, usta lekko się uśmiechały, cała twarz stała się taka spokojna.
Raz jeszcze wewnątrz maszyny rozbłysło. Z Adama pozostała już tylko kupka ciemnoszarego proszku.
Przyznam, że naprawdę spodobało mi się to opowiadanie. Bardzo fajnie przedstawiłeś dosyć oryginalny pomysł. Całość od razu budzi skojarzenia z dzisiejszym systemem oceniania wszelakich dzieł, znanym chociażby z YT, gdzie wszystkim zależy tylko i wyłącznie na jak największej ilości pozytywnych głosów. Zakończenie pozostawia zaś refleksję, że często nam samym zdarza się oceniać innych krytycznie, samemu nie mając nic lepszego w dorobku.
Czasem brakuje przecinków, szczególnie pod koniec. Niektóre dłuższe zdania osobiście oddzieliłbym kropką i rozłożył na dwa. Na przykład: "Prawie nikt jeszcze nie pracował, krzyczeli, śmiali się, dyskutowali." - kropkę postawiłbym po "pracował".
Generalnie udane opowiadanie, które może się podobać. Oby tak dalej.
Pozdrawiam
Dobre. Przyznaję pięć punktów i idę sprawdzić stan mojego konta :p
(...) teraz wiedział, że zmarnował całe swoje życie, nie stworzył niczego, żadnej powieści, sztuki, wiersza, czy innego, wartego wspomnienia dzieła. Nie miał nic, co mógłby teraz pokazać, (...).
1. Jeżeli w tym świecie wszystko zależy od dodatniej punktacji za wszelkiego rodzaju twórczość, to jakim sposobem bohater został cenzorem?
2. Jeżeli dostawał punkty --- mowa o trzystu dodatnich --- to za co je dostawał? Za same opinie?
Poza tym dobre, naprawdę dobre opowiadanie. Aluzyjnie, ale celnie, sugeruje, że nasze powodzenie życiowe zaczyna zależeć od, pardon, duperel i ocen nie wiadomo kogo.
W tym świecie jest podział na artystów i recenzentów i każdy dostaje noty za swoja pracę. To jest w tekście np tu: za to przy recenzji Adama użytkownicy systemu wstawiali prawie same minusy
Heh, choćbym myślała i sto lat, nie wpadłabym na taki pomysł, na jaki ty wpadłeś. Dlatego wielki szacun. Krótkie i treściwe, zwracające uwagę na coraz powszechniejszy element naszej rzeczywistości - ocenianie i bycie ocenianym. Na to, że oceniamy już nie tylko "dzieła", ale i oceny tych dzieł. Komentarze do tekstów i komentarze komentarzy. I ta ciągła potrzeba bycia ocenianym. To ciągłe sprawdzanie, czy ktoś skomentował, polubił, kliknął +1, czy przy naszym opowiadaniu pojawiła się czerwona gwiazdka ;) Zresztą, to wszystko widać nie tylko w internecie, ale i np. w TV - "zawód" jurora w jakimś talent show to najbardziej pożądana fucha wśród celebrytów :) I wszędzie rankingi, TOP 5, TOP 10, TOP 100. W Twoim tekście świetnie wykorzystałeś te motywy. Opowiadanie świetne. Super.
Co mogę powiedzieć? Bardzo przejmujący tekst. Porządnie napisany kawałek literatury, który skłania do przemyśleń. Gratuluję.
5/6
Do Redil - możesz mi wskazać te brakujące przecinki. Chociaż parę zdań dla przykładu, bo patrzę i nie widzę, chyba ślepy jestem.
@PomrocznieJasny - bo to nie jest jakiś szczególnie irytujący brak przecinków. Bardziej wynika on pewnie z pośpiechu, dlatego już nie wymieniałem, co by się na siłę nie czepiać, bo nie ma to najmniejszego wpływu na odbiór tekstu.
"Na ekranie rozwinęła się lista, poraziło go to, co zobaczył."
"...trzeba dbać o to, co teraz..."
"...cokolwiek, co zostało ze świata..."
Pogrubiłem przecinki, które moim zdaniem powinny się znaleźć w tych miejscach.
W pierwszym wypadku masz rację całkowitą - tu przecinek byc musi. W drugim wypadku mz przecinek jest zbędny, w trzecim mam wątpliwości, sam nie wiem. Wielkie dzięki za komentarz i uwagi.
fajne, wizja z zacięciem diagnostycznym.
oby wszystko nie poszlo w tym kierunku.
pozdrawiam :)
Podobalo się: oryginalny pomysł, dobre wykonanie, ciekawa historia. Pozdrawiam!
Ciekawe nawiązanie do fantastyki utopijnej, chociaż sam pomysł nie wydaje mi się zbyt świeży. Bohater również nie zachowuje się jak przystało na swoje doświadczenie i podeszły wiek. Mimo niedoróbek czytało się dosyć przyjemnie...
Wpis bawi lekkością dowcipu, cieszy kunsztem narracji, zachwyca zgrabną kompozycją. To jest naprawdę sprawnie napisany tekst. :-) I dlaczego nie mogę wstawić oceny? Czyżby najniższy level mnie dopadł? Jeśli myślisz jak ja, dawaj mi do chuja komentarze, tylko tak uda nam się upierdolić tych zjebów recenzentów.
Autor przedstawia w ciekawy sposób krytykę systemu, tak naprawdę każdego (nie tylko w sferze krytyki literackiej). W tym również systemu korporacji i pracy w korporacji, gdzie jest "góra", którą widuje się raz w życiu i ci maluczcy na najniższym piętrze, oddani korporacji na rzec pracy dla niej, kosztem własnego życia, ideałów, poświęcając własne telanety, oddani idei, gdzie na koniec "góra" robi delete, nawet po niemal 60 latach pracy dla nich. Niepotrzebny element z niższego piętra - delete i po człowieku. Tak to widzę - aktualnie zdeletowany.
Prezesi i kadra zarządzająca każdej dużej firmy czy korporacji na głęboko w dupie swoich podwładnych. Te zwykłe szara małe robaczki mają jedno zadanie i jeden cel - zapied....lać i lizać dupsko prezesom, dyrektorom, kierownikom - każdego dnia, rano i wieczorem. Oni zaś płacą ochłapy, zwiększając co miesiac normy do wyrobienia. Po tylko by konto w raju podatkowym rosło w ciąż do góry. To jedna warstwa tego opowiadania.
Druga zaś - to że my wszyscy kiedyś obudzimy się z ręką w nocniku, i powiemy: kurde balans, przecież mogłem wstać rano i napisać jakiś tekst - zaznaczyć swój ślad na tym pieprzonym padołku.
Jest nawet takie powiedzenie: "Kiedy chcesz coś robić, po prostu zacznij to robić".
Skoro wszechświatem rządzą prawa fizyki, to nami też - na przykład "Prawo przyciągania" - mamy czasem szereg nieszczęść, bo przyciągamy te negatywne rzeczy. Przyciagajmy pozytywne, wtedy wszystko się zmieni.
Świetne opowiadanie, bardzo trafnie ująłeś temat. Szybko się czyta, ale długo zostanie w pamięci. Lubię takie opka, jak u Zajdla czy u Dicka. Nie dam Ci piątki, bo zasługujesz na więcej.
Pozdrawiam
"Wszyscy jesteśmy zwierzętami, które chcą przejść na drugą stronę ulicy, tylko coś, czego nie zauważyliśmy, rozjeżdża nas w połowie drogi." - Philip K. Dick
Zaczynając czytać trochę się wystraszyłam, bo pracuję od sierpnia na opowiadaniu opartym na podobnym pomyśle, czy raczej podobnej inspiracji, ale na szczeście ja poszłam w całkiem inną stronę. Nie mogę też nie przyznać, że tekst potwierdza dużo moich przemyśleń i w pewnym stopniu ośmiesza tu nas wszystkich :)
Jednak, jeśli mam być szczera, to w sumie nie zrobił na mnie wrażenia. Jest taki ni w pięć, ni w dziesięć. Jak na szorta za długi i zbyt rozwleczony, a na pełnowymiarowe opowiadanie po prostu brakuje mu fabuły, a szkoda, bo i warsztat i potencjał jest.
www.portal.herbatkauheleny.pl
@ Suzuki M. Dłuższe być nie mogło, trochę się namęczyłem aby okroić do minimum fabułę. Dłuższe mało kto chce czytać, to jest internet - nie papier. Dziękuję wszystkim za komentarze, najbardziej mnie cieszy mnogość interpretacji jakie mieli czytelnicy.
To trochę smutne, jak się zubaża tekst, bo "długiego nikt nie przeczyta". Chociaż ja jestem zdania, że jak tekst jest dobry, to żadna długość mu nie zaszkodzi (np. ostatni tekst Andrzeja Trybuły, czy "Ja, Gniewko" Gwidona). Ale rozumiem też Twoje podejście. Tylko jak dla mnie to jest wybór pomiędzy soldnym tekstem, a kilkoma komentarzami więcej.
www.portal.herbatkauheleny.pl
Tekst jest solidny. Trzyma sie kupy. Oszczędna fabuła nie przyćmiła problemu. Nie wiem jak ty, ja chcę dotrzeć do ludzi, chcę żeby mnie czytali - idę więc na pewne ustępstwa, przy czym nie kupuję ludzi tekstami łatwymi, lekkimi i przyjemnymi. Nie zależy mi na wielu komentarzach, choć wartościowe zawsze są pożądane - szczególnie te krytyczne i rzeczowe, dzięki nim sie uczę.
Co do Twoich komentarzy, należysz do loży, od Ciebie wymagam więcej. Zastanów się, czy pisanie o tekście, bądź co bądź fabularnym ( bo Proust to nie jest) - brakuje mu fabuły - jest sensowne. No i ten termin pełnowymiarowe opowiadanie, ile wydarzeń ma liczyć fabuła, żebyś uznała je za pełnowymiarowe? Termin ten wzięłaś z jakiejś teoretycznoliterackiej pozycji, czy też moze wymyśliłaś je sama? Pozdrawiam
Wymagam więcej? No proszę Cię... A nie możesz powymagać od tych członków loży, którzy nie komentują w ogóle? To nie jest mój obowiązek :)
Tekst trzyma się kupy, ale solidny nie jest. Zaledwie liznąłeś, zasygnalizowałeś problem, ale nie wykorzystałeś go na maksa. Że rzucę cytatem: "urwałeś kurze złote jaja". Temat "pełnowymiarowe opowiadanie" nalezy do mnie, aczkolwiek nie wiem, czy ktoś inny się nim też nie posługuje. A wywodzi się stąd, że od groma osób publikujących na tej stronie wykazuje się straszną niecierpliwością: spisują każdy pierwszy lepszy pomysł, nei czekajac, aż dojrzeje, aż wykluje się z niego coś wartościowego. Większość tekstów tytaj to monotematyczne szorty, które się czyta, a potem się szybko zapomina. Osób, które piszą prawdziwe opowiadania, z przemyślaną, złożoną fabułą i pełnokrwistymi bohaterami, takie, które się pamięta przez długi, długi czas i które się czyta z wypiekami na policzkach, jest tutaj naprawdę garstka. Większość produkuje na ilośc, nie na jakość.
Tutaj masz atrakcyjny pomysł, masz warsztat i co robisz? Sygnalizujesz, że taki problem może się pojawić, po czym zabijasz głównego bohatera. I to jest Twoja "fabuła"? Jeśli pokazujesz, że stać Cię na dołączenie do tej garstki piszącej prawdziwe teksty, po czym sam przyznajesz, że idziesz pod łatwą publiczkę, to raczej nie spodziewaj się poklasku z mojej strony.
www.portal.herbatkauheleny.pl
Nie spodziewam się poklasku. Nie napisałem też, że idę pod łatwą publiczkę, byłbym wdzięczny - jeśli mnie chcesz cytować , rób to dosłownie. Oczekuję rzetelnej oceny, Twoje brak fabuły, pełnowymiarowe opowiadanie, prawdziwe teksty - źle świadczą o jakości Twojej krytyki. Bohatera zabijam, żeby historia miała wydźwięk, zanim to robię przedstawiam go, zarówno indywidualnie jak i na tle innych ludzi, pokazuję jego podejście do systemu, każe mu dyskutować i walczyć o życie. Fabuła faktycznie jest jednowątkowa, to sie nazywa nowela - pisało ten gatunek wielu wielkich literatury polskiej. Cóż, oni pewnie nie pisali literatury prawdziwej, bo o tym jakie teksty są prawdziwe decydujesz tylko Ty. Zauważę jeszcze, że większości komentujących opo sie podobało, do tego powstały również liczne interpretacje, czyli jest w jakiś tam sposób uniwersalne. No, ale masz prawo do własnego zdania. Ja i tak dalej będę robił swoje.
A dlaczego świadczą źle o jakości mojej krytyki? :)
www.portal.herbatkauheleny.pl
Brak fabuły - juz pisałem, mylisz pojęcia, fabułę z wydarzeniami, czy też ze zwrotami akcji.
Pełnowymiaroiwe opowiadanie - trudno to uznać za sformułowanie dotyczące estetyki tekstu, jest to termin, który mętnie tłumaczysz do tego przy tłumaczeniu piszesz tak, że wygląda, że wiesz więcej o autorach niż oni sami o sobie. Dobra krytyka omija problem autorstwa, skupia sie na tekstach.
Prawdziwy tekst - sformulowanie o wysokim stopniu ogólności, nie wnosi komplenie nic, służy pokazaniu, ze to my mamy rację. Np. Nie jesteś prawdziwym polakiem - w ustach nacjonalisty.
Ja Ci piszę, że uważam, że stać Cię na więcej i że mogłeś ten tekst napisać o wiele lepiej, a Ty się oburzasz, że sie nie znam, bo wszystkim innym się podobało, a mi nie :) I tak to wygląda :) Może za tydzień-dwa jeszcze raz zerkniesz i stwierdzisz, że może faktycznie miałam trochę racji ;P
www.portal.herbatkauheleny.pl
Jak rozumiem odnieść się do racjonalnych argumentów jst trudno, lepiej bawić się we wróżbitkę i wróżyć z mojej głowy. Cieszę się, że wiesz lepiej ode mnie, co ja myślę :) Może kiedyś porzucisz te fantastyczne metody krytyki i przy okazji nie babędziesz pisać - można lepiej, bo to banalne - każdy tekst można napisać lepiej.
Twój jedyny argument to to, że moje argumenty są nieracjonalne, więc trafił swój na swego :) A ten tekst to tak, jakbyś miał okazję pojechać na Hawaje, a pojechałbyś do Międzyzdrojów :) Dla mnie to głupota, ale Ty tak wolisz, więc się i tak nie dogadamy. Miłego dnia :)
www.portal.herbatkauheleny.pl
Miłego dnia. Dziękuję za dyskusję.
Rewelacyjny pomysł. Bardzo mi się spodobała przedstawiona przez Ciebie wizja. Napisane jest nieźle, ale można je jeszcze dopieścić - zwykła kosmetyka, tu i ówdzie literówka, czasem lepiej podzielić zdanie wielokrotnie złożone na osobne i krótsze zdania.
Przeczytałem z przyjemnością.
Pozdrawiam.
Witaj!
Jak przedmówcy napisali. Naprawdę dobrze napisane i rewelacyjnie oryginalne. Przyznaję pięć punktów i wróżę rychły wjazd na górę. ;)
Pozdrawiam
Naviedzony