- Opowiadanie: ElizabethBlacksmith - Kraina Śmierci

Kraina Śmierci

Autorze! To opowiadanie ma status archiwalnego tekstu ze starej strony. Aby przywrócić go do głównego spisu, wystarczy dokonać edycji. Do tego czasu możliwość komentowania będzie wyłączona.

Oceny

Kraina Śmierci

– Ach. Czyli jednak nie żyję – mruknęła do siebie. – Cóż, w sumie się tego spodziewałam.

Ze wszystkich stron otaczali ją ludzie. Ludzie, albo ich dusze, zależy jak na to spojrzeć. W końcu nie żyła, trafiła do Królestwa Śmierci. Ciała pozostały na ziemi. Ziemia… Tam musiała wrócić. Do Niego.

Zaczęła przedzierać się przez tłum w kierunku północnym. Wydawało jej się to logiczne, północ jest najciemniejsza, więc tam powinno znajdować się serce Królestwa Śmierci. Będzie musiała przeprawić się przez rzekę, nie tracąc pamięci, przejść koło Strażnika, nie zostając zniszczoną i w końcu, porozmawiać z bóstwami, Bólem i Śmiercią. Gdy o tym myślała wydawało się to prostą listą czynności, ale wiedziała, że to tylko pozory. Nic nigdy nie jest tak proste jak się wydaje.

Dotarła do brzegu rzeki. Nie tak ją sobie wyobrażała. Sądziła, że będzie to coś w stylu rowu wypełnionego płynącą krwią. Tymczasem rzeka była zwykła, nie różniła się niczym od wszystkich na Ziemi. Chociaż… Może była nieco czystsza.

Zaczęła przeszukiwać kieszenie w poszukiwaniu złotej monety. Jak każda czarownica wiedziała, że będzie jej potrzebna. A od Niego dowiedziała się, że na powrót też musi zachować jedną.

Przewoźnik podpłynął i dziewczyna podała mu złotą monetę. Przyjrzała się niepewnemu chybotaniu łodzi i z westchnieniem wsiadła na pokład. I tak nie żyła, więc nawet jeśli łódź miała zatonąć to niczego nie zmieni. Ważniejsze jest by nie straciła pamięci, bo wtedy już nie wróci do Świata Żywych.

Jestem Elizabeth, zaczęła powtarzać w myślach. Uniosła wzrok w górę, ku idealnej czerni nieba. Czy co to było. Jestem czarownicą. Dawniej służyłam królowej, ale to bardzo odległa przeszłość. Chciano mnie spalić na stosie, ale uciekłam. Wtedy zaczęłam życie zawodowego zabójcy, za które teraz czeka mnie kara w Lesie Morderców, jeśli nie uda mi się stąd uciec.

Łódź zakołysała się mocniej i dziewczyna chwyciła burtę. Dotarła do brzegu i pamiętała kim jest. Pierwszy sukces. Teraz przejść koło Strażnika i oszukać go, że straciła swoją tożsamość…

Przekonać go? Nie, raczej nie. Lepiej dać mu łapówkę. Tak, jak On mi kazał.

Przeszła kilka metrów szeroką kamienną ścieżką i stanęła na skraju mostu. Spojrzała w dół usiłując dostrzec co jest pod nim, ale gęsta mgła jej to uniemożliwiła.

Odgarnęła z twarzy kosmyk czarnych włosów i spojrzała na przeciwległy kraniec mostu. Dostrzegła ogromne cielsko. Wyraźnie widziała wielkie, lśniące w blasku pochodni kły i sześć ogonów. Strażnik. Czekał na śmiałka, który zdecyduje się przejść mimo zachowanych wspomnień. Nie zabiłby go, o nie. Zniszczyłby duszę, na zawsze pozostawiając świadomość na skraju mroku. Samą świadomość istnienia, bez możliwości podjęcia działania. Bo nie da się działać bez duszy. Bez ciała owszem, można. W końcu na tym polegają podróże astralne czy medytacje, ale wtedy dusza pozwala działać. Bez niej nie ma już nic.

Dziewczyna energicznie ruszyła przed siebie. Nie będzie zwlekać tylko dlatego, że niezbyt podoba jej się perspektywa utraty duszy. To nie w jej stylu. Elizabeth zawsze robiła to, co powinna, bez względu na konsekwencje. Jeśli coś ma się stać to i tak się stanie, nie ważne ile będzie zwlekać.

Od Strażnika dzieliły ją metry gdy sięgnęła do wewnętrznej kieszeni kurtki. Naprawdę wiedziała, że zginie tej nocy i dzięki temu się przygotowała. On jej powiedział jak.

Rzuciła wyjęty przedmiot w jego stronę i zręcznie zaczęła przemykać wśród cieni.

Strażnik wyczuł słodki zapach. Nie mógł go pomylić z niczym innym. Jego umysł wypełniło tylko jedno słowo: czekolada. Nie zastanawiał się jak to możliwe, że czuje jej zapach czy skąd się tam wzięła. Po prostu była, a on chciał ją zjeść. Z przyjemnością pochylił się nad brukiem i wielkimi łapami zaczął przesuwać po kamieniach w poszukiwaniu źródła niebiańskiego aromatu. Przez to nie zauważył odzianej w czerń postaci, która szybko i bezszelestnie przebiegła koło niego.

Elizabeth była już po drugiej stronie mostu, ale nie przestawała biec. Musiała się spieszyć, żeby wrócić na Ziemię. Im dłużej będzie w Królestwie Śmierci tym będzie to trudniejsze. Wypadła zza rogu i niemal zderzyła się z dwoma mieszkańcami tej krainy.

– A gdzież to się spieszy nasza zbłąkana duszyczka? – zaśmiał się jeden z nich. Miał chropowaty głos.

– Pewnie do Lasu Morderców – odezwał się drugi. - Spójrz na nią, na pierwszy rzut oka widać co to za numer. To czujne spojrzenie, bezszelestny krok… I ilość broni, którą ma przy sobie. Dziwne, że nie straciła pamięci tego wszystkiego. No, duszyczko, jak tego dokonałaś? I jak oszukałaś Strażnika?

– Co za różnica jak to zrobiła, zabierzmy ją szybko do Lasu to zdążymy jeszcze na partyjkę pokera.

– Chcę rozmawiać z bóstwami – odezwała się dziewczyna. Wiedziała, że jeśli trafi do Lasu to zmarnuje czas.

– O, duszyczka nawet mówi! I to co jeszcze! Przedstawia nam czego chce… A to ci dopiero! – mężczyzna zaczął się śmiać pocierając swoje rogi długim ogonem. Na jego końcu wyrastał jadowy kolec. – Niestety, duszyczko, próśb nie będziemy słuchali.

Drugi z mieszkańców podziemia chwycił Elizabeth za nadgarstek i pociągnął za sobą. Dziewczyna zignorowała ból wbijających się w skórę pazurów i sięgnęła po zatknięty za pasem nóż. Jednym płynnym ruchem zatopiła ostrze w ciele trzymającej ją istoty, a ta osunęła się na kamienną ulicę z wyrazem bezbrzeżnego zdumienia wymalowanym na martwej twarzy.

– Nie pozwolę na to by jakiś demon mnie dotykał – wycedziła przez zaciśnięte zęby.

Pierwszy stwór wpatrywał się chwilę w towarzysza po czym machnął ogonem w stronę Elizabeth. Dziewczyna zręcznie uchyliła się przed ciosem i wyciągnęła przed siebie nóż. Rozległ się krzyk bólu demona, który stracił fragment ogona. Wściekły rzucił się na przód atakując Elizabeth długimi rogami. Dziewczyna odskoczyła w bok i rzuciła nożem. Trafiła w odsłonięty brzuch potwora. Stal wbiła się głęboko w ciało, a czart niemal natychmiast osunął się na ziemię.

Dziewczyna rozejrzała się. Uliczka była pusta, ale z oddali słyszała zbliżające się kroki. Musiała się spieszyć. Wyrwała z brzucha demona nóż i nie zawracając sobie głowy czyszczeniem go, uciekła w ciemność nocy.

Tym razem zachowywała większą uwagę. Sprawdzała czy nikogo nie spotka w uliczce, w którą miała zamiar skręcić, przystawała przy każdym mijany zaułku i nasłuchiwała. Dokładnie wiedziała dokąd zmierza. Nad miastem górowała grafitowa wieża, na której szczycie płonął ogień. Tylko tam mogły spędzać czas bóstwa. Uśmiechnęła się triumfalnie gdy stanęła na skraju placu koło wieży. Dotarła tak daleko… Teraz jeszcze tylko na szczyt.

Pewnie nie mają windy.

Rozejrzała się uważnie i przebiegła przez plac, starając się zlać z otaczającą wszystko ciemnością. Przystanęła przed drzwiami wierzy. Na zewnątrz nie było nikogo, ale dzięki mocy wiedziała, że w środku siedzą dwa demony. Odetchnęła głęboko i gwałtownym ruchem otworzyła drzwi jednocześnie szepcąc zaklęcie. Demony zerwały się z krzeseł, na których siedziały grając w pokera i ruszyły w stronę dziewczyny. Chwilę później musiały zająć się gaszeniem swoich płonących ubrań.

Dziewczyna szybko koło nich przebiegła. Zaklęcie poskutkowało, demony gasiły swoje ubrania, a ich krzyki przyciągnęły jeszcze wielu strażników wieży chcących wiedzieć co się stało. Za chwilę odźwierni powiedzą o niej i zostanie podniesiony alarm, ale to nie ważne. Jeśli będzie miała szczęście dotrze już na górę.

Szybko przemierzała schody, choć starała się zachować ostrożność. Zza usytuowanych co kilka metrów drzwi w każdej chwili ktoś mógł wyjść.

Jednak miała szczęście. Na schodach nikt się nie pojawił, dzięki czemu spokojnie dotarła do komnaty na szczycie wieży.

– Co to tu robi? – spytał młodo wyglądający chłopak na jej widok. Ból.

– Nie wiem – odpowiedziała mu kobieta. Śmierć. – Zrzućmy ją z góry i już.

– Chwila, mam ofertę – Elizabeth odezwała się nim bogowie zdążyli wprowadzić zamiar w czyn.

– Tak? – spytał Ból. – Dlaczego sądzisz, że nas zainteresuje?

– Bo raz pozwoliliście na ziemię wrócić pewnemu mężczyźnie. Obiecał wam, że zniszczy ludzkość. A ja wiem, że może się z tego wycofać. Dacie radę wtedy zmusić go do zmiany zdania? On nie boi się śmierci, tym go nie zmusicie.

Na twarzy kobiety pojawił się lekki uśmiech.

– A ty go zmusisz czy sama pozbędziesz się ludzi?

– Ludzkości nie zniszczę, a jego nie zmuszę. Jednak sądzę, że dam radę go przekonać. Zrobi to, czego będę chciała.

Ból i Śmierć wymienili spojrzenia. Jego rubinowe oczy i jej jasno szare wyrażały to samo. Oferta była ciekawa. Wiedzieli, że jeśli ludzkość nie zostanie zniszczona nie będą w stanie zapanować nad Ziemią. Anioły na to nie pozwolą. A jeśli On nie dotrzyma słowa…

– Zgoda. Możesz wrócić na Ziemię, ale jeśli nie dotrzymasz słowa to Las Morderców będzie całkiem miłym miejscem w porównaniu do tego co cię czeka. A teraz odejdź nim zmienimy zdanie.

– Dziękuję – Elizabeth skłoniła się i wyszła.

Tym razem spokojnie przemierzała ulice miasta. Nikt nie miał prawa jej zatrzymać, nawet przerażający Strażnik na moście. Gdy dotarła nad rzekę podała monetę przewoźnikowi wsiadła na pokład. Na środku rzeki łódź zakołysała się niespokojnie. Dziewczyna chwyciła burty, ale nie zdołała odzyskać równowagi. Woda, która otoczyła jej ciało była zimna. Elizabeth walczyła przez chwilę o utrzymanie się na powierzchni, jednak mokre ubranie szybko pociągnęło ją na dno.

Leżała na czymś. Było jej wygodnie i przyjemnie ciepło. Czuła, że na jej twarz pada blask księżyca. W powietrzu unosił się miły zapach olejków. Uśmiechnęła się lekko i otworzyła oczy. Nocne niebo było usiane gwiazdami, a księżyca w pełni nie przesłaniała nawet najmniejsza chmurka. Spojrzała w bok i dopiero wtedy uświadomiła sobie na czym leży.

Stos pogrzebowy. Ktoś zbliżał się by go podpalić. Elizabeth zerwała się na nogi i rozejrzała dookoła. Wokół stosu zgromadziło się koło dwudziestu osób, które wpatrywały się w nią z wymalowanym na twarzach wyrazem zdumienia. Pochodnia wypadła z dłoni osoby mającej podpalić stos i teraz gasła leżąc w wilgotnej trawie.

Jednak Elizabeth szukała tylko jednej osoby. On tam był. W jego czarnych oczach błyszczało lekkie rozbawienie.

– Nie sądziłem, że wrócisz w takim stylu – zaśmiał się gdy szybko do niego podeszła.

– Lubię robić wrażenie.

Koniec

Komentarze

Całość czy część? (to byłby ciekawy początek, bo tak pozostawione opowiadanie i to "zniszczenie ludzkości" jakoś mi się nie kleją. Ale rozumiem, że od czegoś trzeba zacząć).
Ładne, ciekawie opowiedziane. Szczególnie ujęła mnie koncepcja tej rzeki pozbawiającej pamięci.
Niestety duże problemy z interpunkcją.
Pewne partie tekstu wymagają dopracowania.
Ogólnie na duży +
Pozdrawiam
Krustis 

No dobra, może nie takie "duże". ;)

Wyrwała z brzucha demona swój nóż i nie zawracając sobie głowy czyszczeniem go uciekła w ciemność nocy. - wyrzuć "swój", wiadomo do kogo należał.

Przystanęła przed drzwiami wierzy. - błąd ortograficzny

Demony zerwały się z krzeseł, na których siedziały grając w pokera i ruszyły w stronę dziewczyny by po chwili przystanąć i zająć się gaszeniem swych płonących ubrań. - zmień to zdanie,  brzmi dziwacznie

Dobre opowiadanie, podobało mi się. Może trochę za krótkie, dodałbym trochę wiecej opisów krainy po drugiej strony rzeki. Ale pomysł i wykonanie na plus.
Pozdrawiam

Mastiff

"Po prostu była, a on chciał ją zjeść. Z przyjemnością pochylił się nad brukiem i wielkimi łapami zaczął przesuwać po bruku w poszukiwaniu źródła niebiańskiego aromatu" - jeszcze z mojej strony. Przecinków miejscami brakuje.
Tekst cierpi na straszny niedomiar opisów. I, moim zdaniem, jest wyprany z klimatu. W zaświatach powinno być albo strasznie, albo obco, albo groteskowo śmiesznie. Było wszystkiego po trochu, ale niczego wystarczająco. W zasadzie, to cały czas zapominałem o tym, gdzie się znajduje bohater. 
Chociaż, jak na debiut, to przyzwoicie.

"Ze wszystkich stron otaczali ją ludzie. Ludzie, albo ich dusze, zależy jak na to spojrzeć. W końcu nie żyła, trafiła do Królestwa Śmierci. Ciała pozostały na ziemi. Ziemia... Tam musiała wrócić." - Konstrukcja tekstu, gdzie nowe zdanie zaczyna się ostatnim wyrazem poprzedniego, średnio mi się podoba. Nie wiem czy można to nazwać błędem, czy raczej tylko moją przywarą.
"Z przyjemnością pochylił się nad brukiem i wielkimi łapami zaczął przesuwać po bruku w poszukiwaniu źródła niebiańskiego aromatu" - Dwukrotne powtórzenie tego samego wyrazu w jednym zdaniu, kłuje trochę w oczy. Tak sądzę przynajmniej.
"Im dłużej będzie w Królestwie Śmierci tym będzie to trudniejsze." - Jak wyżej. Nie można byłoby spróbować czegoś w stylu: "Im dłużej pozostanie w Królestwie Śmierci, tym powrót będzie trudniejszy"?
"Pierwszy demon wpatrywał się chwilę w towarzysza po czym machnął ogonem w stronę Elizabeth. Dziewczyna zręcznie uchyliła się przed ciosem i wyciągnęła przed siebie nóż. Rozległ się krzyk bólu demona, który stracił fragment ogona." - Jestem pewien, że istnieje wiele synonimów dla rzeczowników "demon" i "ogon". Wiem, że to musi brzmieć jak kompletne czepialstwo z mojej strony, ale naprawdę wierzę, iż powtórzeń należy unikać.
Poza tym, "koło" nie jest zbyt wdzięcznym synonimem słowa "obok" czy "przy".

Opowieść jest całkiem fajna. Nie powala na kolana, ale przeczytać można bez zgrzytów. Jakoś tak tylko nie trafiają do mnie realia, w których istnieją windy, grywa się w pokera i pali na stosach. Trąci mi tu lekkim anachronizmem.
Pomysł miły dla oka. Przemieszanie elementów różnych mitologii, moim zdaniem, wyszło ci całkiem zgrabnie.
4/6

Mary Sue :)

www.portal.herbatkauheleny.pl

a mnie klimacik się podobał.
jednak parsknąłem śmiechem przy diable biorącym na rogi.
ale czytało się fajnie.
pozdrawiam :)

Czytało się całkiem fajnie, nie powiem. Tylko bogowie Śmierć i Ból trochę mnie drażnią. Przydałyby się im jakieś imiona. Chyba, że "Śmierć" i "Ból" są nimi, ale raczej nie. Imiona tego typu groźnych bogów zwykle były tabuizowane; nie wymawiano ich na głos, dlatego nie powinny być tożsame z pospolitym rzeczownikiem określającym ich dziedzinę.

Poza tym jak dla mnie trochę bezosobowi ci Twoi bogowie. Chciałbym dowiedzieć się o nich więcej, bo nie wyglądają mi wiarygodnie (nie w sensie istnienia, oczywiście, tylko w sensie istnienia hipotetycznej społeczności, która mogłaby ich czcić). I zgadzam się, że zaświatom brak klimatu. Zdecydowanie dodać więcej opisów. Tylko nie hurtowo. Akapit tu, akapit tam, po trochu, rozumiesz.

Superowe. Szczerze to żal mi Elizabeth. Chcieli ją spalić.No tak, ludzie niszczą to czego nie rozumieją. A czarownicy na pewno nie rozumieli. Według mnie, imiona "Ból" i "Śmierć" są idealnie dobrane do bogów Krainy Śmierci. A jeśli chodzi o interpunkcję i sens zdań, to nie jest tak źle.
Pozdrawiam.

Nowa Fantastyka