- Opowiadanie: Graphoman - Rzemieślnik

Rzemieślnik

Autorze! To opowiadanie ma status archiwalnego tekstu ze starej strony. Aby przywrócić go do głównego spisu, wystarczy dokonać edycji. Do tego czasu możliwość komentowania będzie wyłączona.

Oceny

Rzemieślnik

Witam!

Nowym jest, więc bez zbędnych ceregieli proszę o przeczytanie i ocenę.

Z góry dziękuję i pozdrawiam.

 

Do rzeczy:

 

Rzemieślnik

Cień, ciemniejszy niż wszystko wokół przemknął w zaułku wielkiego miasta. Za dnia takie uliczki wydają się tylko odstraszać swoim wyglądem, lecz gdy tylko zapada zmrok i ujawniające wszelkie tajemnice promienie słońca gasną, te niepozorne miejsca zmieniają się w gniazdo i siedzibę czystego zła, schronisko najgorszych wyrzutków społeczeństwa i nieschwytanych do tej pory psychopatów.

Każdy, kto odważy się spacerować w okolicy takiego miejsca, musi być bardzo odważny, albo bardzo głupi . Jednak nie Kasia, młoda studentka trzeciego roku socjologii. Ona nie była ani głupia, ani przesadnie odważna. Po prostu nie miała innego wyboru – musiała przejść przez tą nieciekawą okolicę, by dotrzeć do domu.

Wykłady przesunęły się nieco, pracujący chłopak nie mógł jej odwieźć, a pomysł noclegu na uczelni nijak nie przypadł jej do gustu. Tak więc trzęsąc się z zimna i – choć nie chciała tego przed sobą przyznać – ze strachu, dziewczyna jak najszybciej starała się dojść do domu, zwracając na siebie jak najmniej uwagi.

Lecz jego uwadze nie umknie nikt…

 

W jednej chwili Kasia szła prosto wąskim chodnikiem, a w drugiej leżała na wilgotnym asfalcie zaułka. Potylica eksplodowała bólem i dziewczyna krzyknęła. „Cholerne szpilki" pomyślała przez ułamek sekundy, ale coś w głębi umysłu podpowiadało inne rozwiązanie zagadkowego przemieszczenia. Próbowała krzyknąć, lecz nim wydała z siebie chociażby jeden dźwięk, pachnąca duszącym zapachem sali chirurgicznej ręka zakryła jej usta. Zupełnie porzuciła myśl o swej niezgrabności. Spanikowała, szamocząc się i próbując uciekać.

Zauważyła, że jej mięśnie nagle dziwnie zwiotczały, a ruchy stały się niemrawe, jakoby wykonywane od niechcenia. Ten ktoś musiał jej coś wstrzyknąć. Przez głowę dziewczyny przebiegło tysiąc najgorszych scenariuszy. Gwałt, okaleczenie, chore praktyki jakiegoś zboczeńca, wreszcie śmierć z ręki zwyrodnialca. Ta ostatnia myśl uderzyła w nią jak kafar, przygniatając do ziemi i na chwilę przerywając wszelkie próby uwolnienia się, tylko po to, by zaraz zacząć szamotać się ze zdwojoną siłą.

– S… Spokojnie, kruszynko… – ktoś tuż obok jej ucha szepnął ni to uspokajającym, ni to przerażającym tonem.

Spojrzała w stronę, z której dochodził dźwięk. Na tle nocnego, bezgwiezdnego nieba odrysował się kształt zdeformowanej głowy, niemalże pozbawionej szyi i otoczonej zbyt wysoko uniesionymi barkami.

Nie zdołała dostrzec rysów twarzy, ale zauważyła dziwny, biały odblask, jakoby twarz napastnika była wysmarowana tłuszczem… albo zakryta maską.

Kasia zauważyła, że jej kończyny zupełnie już się nie poruszają, a dziwny człowiek dotyka jej szyi czymś mokrym i śmierdzącym alkoholem.

– "Marker?" – przebiegło jej przez myśl.

Chwilę potem rozbłysło przerażająco jasne światło, bijące prosto z małej, LED-owej lampki przyczepionej do czoła mężczyzny.

Kasia odruchowo próbowała zamknąć oczy, lecz powieki usłuchały tylko częściowo, mrużąc się groteskowo.

Wtem poczuła, że coś zimnego i nieprzyjemnie wbijającego się w skórę dotknęło jej szyi dokładnie w miejscu, które przed chwilą znaczył marker. Umysł Kasi począł z wolna unosić się na falach oceanu szaleństwa i nieświadomości, próbując wyprzeć to, co działo się w tamtej chwili, lecz silny, rozrywający ból wyrwał ją z tego stanu stalowym szponem.

Ktoś ODPIŁOWYWAŁ jej głowę.

Jej usta otworzyły się w niemym krzyku, lecz nie wydobył się z nich żaden dźwięk, bo napastnik dotarł już do tchawicy.

– Pięć sekund po dekapitacji, tak? -pomyślała Kasia, przypominając sobie gdzieś zaczytany fakt dokładnie w momencie, gdy ostatnie włókno mięśniowe i skóra zostały oderwane od reszty ciała, a cały świat spowiła mgła…

 

Stwór otarł piłę o ubranie swojej ofiary i podniósł głowę za włosy, układając ją w swoich ramionach tak, jak trzyma się nowonarodzone dziecko. Pogładził swój nowy eksponat po policzku i już zaczął planować, co z nim zrobi, gdy dotrze do pracowni…

 

Głowa nadziała się na wbity w blat stołu kolec z głuchym mlaśnięciem. Utrzymywało to ją w dość niefinezyjny, ale nad wyraz pewny sposób, podczas gdy Mort zajmował się drobną… kosmetyką swoich dzieł.

Najpierw mężczyzna – zbyt niski, by uznać go za mężczyznę, a zbyt wysoki by zakwalifikować jako dziecko – zdjął drewnianą, lakierowaną maskę z twarzy, kładąc ją obok na stole.

Słoje drewna pięknie odrysowały się podczas bejcowania, tworząc osobliwy, ale i na swój sposób piękny wzór maski typowego, smutnego aktora z dawnych czasów.

Twarz Morta była groteskowo powykrzywiana, tak że ledwo przypominała ludzką. Oklapnięte powieki, zapadłe policzki i bardzo wyraźne kości czaszki nadawały mu wygląd żywego trupa, którego mięśnie zdążyły już przegnić, pozostawiając tylko skórę ciasno opinającą czaszkę.

Pierwsze cięcie było delikatne, jak muśnięcie piórka o skórę, jednak spełniło swoje zadanie, odcinając część mięśni mimicznych i sprawiając, że zastygły na twarzy wyraz przerażenia zelżał. Skóra w miejscach nacięcia odstawała, jednak nie było to wielkim problemem, bo chwilę potem kolejne wprawne cięcie oderwało następną partię mięśni, powoli odsłaniając piękną, białą kość czaszki.

Mort pracował powoli, tnąc dokładnie, nigdy nie poprawiając swojej pracy. Wszystko musiało być gotowe już za pierwszym cięciem, już za pierwszym pociągnięciem skalpela.

Kilka godzin później stała przed nim gotowa, goła czaszka z wymalowanym dokładnie nacięciem w górnej jej części.

Mort zrzucił resztki tkanki do dużego, czarnego wiadra, przemył z krwi swój blat i zabrał się za czystą i piękną zarazem pracę odcinania szczytu czerepu swojej nowej siostry…

Nim jednak chwycił za piłę, małym śrubokrętem wydrapał na czole czaszki imię. Ann. To właśnie Ann brakowało jej do kolekcji…

Otwarta czaszka wciąż miała w sobie mózg i opony mózgowe, więc Mort musiał się jeszcze trochę pobrudzić, jednak oddzielanie miękkiej, kruszącej się w dłoniach tkanki mózgu i zdzieranie opon mózgowych nie było już tak nieprzyjemną pracą jak oskórowywanie swoich ofiar.

Gdy wszystko było gotowe, Mort odmierzył odpowiednią ilość specjalnej, kostno podobnej mieszanki, wypełniając puszkę mózgową niemalże do połowy.

Zamknął czerep, przytwierdzając go drobną ilością tej samej masy i uderzył na próbę pałeczką w kość.

– Taak… TAAK! Czyste A. Jesteś genialny, Morciu… – krzyczał coraz głośniej rzemieślnik.

Mort podniósł czaszkę, nie przytrzymywaną już nijak przez stalowy bolec i zaniósł do drugiego pomieszczenia, rozświetlonego dziesiątkami gazowych lamp.

W samym jego centrum stał osobliwy ołtarzyk złożony z dokładnie trzydziestu dziewięciu czaszek, ułożonych w cztery rzędy ósemek i jedną wybrakowaną siódemkę.

Mort położył swoje nowe dzieło pomiędzy Ginnie i Harriet, dopełniając makabrycznego, lecz na swój sposób pięknego obrazu poustawianych równo czaszek.

Mężczyzna sprawdził, czy wszystko jest w porządku. Czerepy stały w równych rządkach, nic nie zaburzało harmonii… Można było wreszcie zrealizować plan… Plan od lat wprowadzany w życie.

Przygasił wszystkie gazowe lampki, zapalając na wpół wypalone świece otaczające ołtarzyk.

Sprawdził, czy pięknie rzeźbiony pistolet skałkowy leży pomiędzy pierwszymi świecami po prawej, a nuty wciąż spoczywają na stojaku po lewej. Ołówek miło zaciążył w lewej kieszeni spodni, a dwie pałeczki do kotłów dały o sobie znać pod klapą garnituru.

Mort był wreszcie gotów, by spełnić marzenie swego życia.

Wyciągnął pałeczki i uderzył na próbę w czaszkę Ann.

Piękny, nieco głuchy dźwięk A rozniósł się po genialnej pod względem akustycznym sali. Uderzył następnie w Harriet i nieco nieczysty odgłos przetoczył się po starych, wilgotniejących murach.

– H, NIE B, HARRIET! – wrzasnął Mort, uderzając w czaszkę i łamiąc jej żuchwę, która rozleciała się na pół.

O dziwo poskutkowało i Harriet brzmiała już tak, jak powinna.

Mort zaczął grać.

Wpierw powoli, ważąc każdą nutę, lecz wraz z kolejnymi taktami począł przyspieszać, uderzając coraz szybciej i szybciej. Każdy dźwięk zdawał się idealnie pasować do całości, dopełniając makabrycznego, a zarazem pięknego przedstawienia.

Utwór począł tężeć, zwalniać i przytłaczać, jakoby przekazując uczucie nieskończonego ciężaru spoczywającego na piersiach kompozytora, lecz wtem głośny dźwięk wybuchł, w hali i zabrzmiały triumfalne tony, coraz silniej roznoszące się i rezonujące w powietrzu.

Ostatnia, finalna oktawa, wybrzmiała jakby ostro, ale i kojąco, kończąc utwór.

Mort odłożył pałeczki pomiędzy czaszki, wyjął ołówek i dorysował kilka ostatnich znaków.

Ćwierćnuta.

Pauza.

Pauza.

Nieudolny rysunek karabinowej kuli…

Rzucił ołówek na ziemię i chwycił pistolet skałkowy. Przystawił go sobie do głowy i pociągnął za spust.

Kilka kropel krwi padło na nuty, pokrywając tytuł delikatną mgiełką posoki.

„Danse Macabre"…

 

Koniec

Komentarze

Ale konkurs "Fantastyczny kicz" już był...

Nick masz bardzo akuratny, bo powyższy tekst jest wspaniałym przykładem grafomanii. Można się nieźle pośmiać przy co drugim zdaniu, ale mam wrażenie, że nie o taki efekt Ci chodziło.

A jeśli to miała być parodia, to stężenie idiotyzmów i tak przekracza wszelkie normy, a śmieszność tekstu nie wynika z treści, a sposobu jej podania.

 

Pozdrawiam.

ech. przed chwilą skończyłem pisać długi, inspirujący komentarz, pełen rad i konstruktywnej krytyki. na drugi nie mam zwyczajnie już siły.
rozumiem, że jesteś nowy i tak dalej, ale nie zmienia to faktu, że twój debiut nie należy do najlepszych. Masz podobny problem do mojego, kiedy zaczynałem pisać - budujesz karkołemne zdania, długie zdania, które nieumiejętnie napisane, wyglądają, krótko mówiąc, źle. Reszta błędów to taki debiutancki standard - powtórzenia, styl i interpunkcja. internet jest niestety siedliskiem najstraszniejszej krytyki we wszechświecie, więc naprawdę polecałbym przynajmniej zadbać o interpunkcyjną poprawność przed zamieszczeniem tu czegokolwiek.
2/6

Pierwszy akapit skutecznie mnie odstraszył - masz tu wszystkie blędy o jakich można pomyśleć: interpunkcja, gramatyka (radzę bys zapoznał się z zasadami lub dał tekst do przeczytania komuś, kto je zna) i logika (tu musisz sam popracować - najlepiej przeczytaj tekst kilkakrotnie w dluższych odstepach czasu). Na koniec wspomnę jeszcze, że utrudniasz sobie sprawę budując zdania o monstrualnych rozmiarach. Życzę wytrwałości.

@Eferelin Rand

Dzięki za ocenę, liczę się z każdą, nie ważne w jakiej formie napisaną. I jeśli chciałeś mnie obrazić, to Ci się nie udało, bo to bardzo trudna sztuka.

I nie, to nie miała być parodia. Ani to tekst specjalnie poważny, ani zabawny. Ot, przelanie na papier(elektroniczny, ale zawsze) pomysłu, który mi wpadł do głowy.

@vyzart

Rozumiem i popieram - nie ma się co przemęczać, bo długaśne komentarze zdecydowanie za często bywają pomijane, albo krytykowane.

To nie jest mój debiut. No, powiedzmy, że pierwszy(ale nie dam głowy) tekst na tej stronie.

Ale piszę od jakiegoś czasu. Ze trzy, może cztery lata.

Długie zdania - moja przywara, z którą i tak nieźle zawalczyłem, bo zdarzały mi się potwory na 6-7 linijek. To już na szczęście zażegnane, choć jak widać niektórym wciąż to bardzo przeszkadza...

Powtórzenia - nie wyłapałem tak dużo, a przynajmniej nie takich, które się rzucają w oczy.

Styl - nie do końca wiem co masz na myśli. Pewnie dlatego, że sam nie jestem w stanie ocenić swojej pracy pod tym kątem.

Interpunkcja - a któż nie ma z tym problemów? Czasem powstają takie potworki językowe, że do rozplątania ich trzeba komputera kwantowego i zespołu naukowców...

Internet siedliskiem najstraszniejszej krytyki... Cóż, w sumie racja i doskonale tego dowodzicie;) Nie mam Wam tego za złe, absolutnie nie. Chociaż osobiście wolę krytykę popartą argumentami, a nie jakąś notką, którą de facto można wstawić do każdego tekstu, który się pojawi, tak jest ogólna...

@|PP|

Znam te podstawowe zasady, przerwy po napisaniu, sprawdzanie. I o ile z interpunkcją i gramatyką jakoś mogę przeżyć, bo to się zdarzyć mogło, tak logiki nie pojmuję. Przynajmniej mnie wydaje się wszystko logiczne i poukładane...

Monstrualne zdania - było o tym wyżej.

A za życzenia wytrwałości dziękuję, zawsze się przydadzą.

Nie będę się tu nijak bronił i kombinował, ale otrzymywałem zupełnie inne oceny z innych źródeł. Myślę, że dość obiektywnych i nie wahających się przed totalnym zmieszaniem z błotem słabego tekstu.

Nie mówię też, że Rzemieślnik, ani moja twórczość(tfurczość lepiej pasuje do mojego popartego nickiem grafomańskiego stylu) jest jakiś genialny. Przeciwnie, cały czas ćwiczę, kombinuję i piszę, żeby stać się lepszym pisarzem(grafomanem), czy człowiekiem ogólnie.

Wzniośle, podniośle, epicko, kiczowato.

To ja się już zamknę. Dziękuję za oceny, jak by ktoś jeszcze miał ochotę przeczytać, to proszę bardzo.

Graphoman

Czy Michał, jak wolicie.

Nie chciałem Cię obrazić i jeśli takie odniosłeś wrażenie, to przepraszam. Ale żeby nie było, że chciałem się wyżyć bez powodu, poniżej zamieszczam parę uwag, dlaczego uważam ten tekst za fatalny.

"Cień, ciemniejszy niż wszystko wokół przemknął w zaułku wielkiego miasta. Za dnia takie uliczki wydają się tylko odstraszać swoim wyglądem, lecz gdy tylko zapada zmrok i ujawniające wszelkie tajemnice promienie słońca gasną, te niepozorne miejsca zmieniają się w gniazdo i siedzibę czystego zła, schronisko najgorszych wyrzutków społeczeństwa i nieschwytanych do tej pory psychopatów." - Już pierwsze zdanie jest złe. Co to jest cień ciemniejszy niż wszystko wokół? To nie ma sensu, takie masło maślane. Skoro sugerujesz w kolejnych zdaniach, że była noc, to jak ta postać przemykająca ciemnym zaułkiem mogła być od niego ciemniejsza? Chyba po prostu jej nie było widać. Sformułowania takie jak "gniazdo zła", czy "siedziba czystego zła" są niezbyt trafne, ze względu na ich kiczowatość i sztampowość, a poza tym zabijają klimat horroru i wywołują raczej uśmiech (bo miał to być horror, prawda?). Zwrot "nieschwytanych do tej pory psychopatów" też jest zły, bo sugeruje, że normalną rzeczą jest, że po mieście ganiają bandy psycholi, których nieskutecznie bez przerwy ktoś goni, co jest absurdem.

"Wykłady przesunęły się nieco, pracujący chłopak nie mógł jej odwieźć, a pomysł noclegu na uczelni nijak nie przypadł jej do gustu." - to też jest absurd. Ja rozumiem, że fabuła wymaga, żeby bohaterka wracała do domu na piechotę, ale musi być do tego racjonalny powód, a nie taki jak przytoczony. W życiu nie słyszałem, żeby ktoś spał na uczelni, bo chłopak/dziewczyna nie mógł danej osoby do domu odwieźć. Tu też nasuwa sie pytanie dlaczego Kasia nie wzięła taksówki lub chociaż nie pojechała autobusem, skoro musiała przemierzać rejony pełne morderców, psycholi i innego pomiotu Zła. Lepiej chyba stracić parę złotych niż zostać zgwałconym lub zamordowanym.

"W jednej chwili Kasia szła prosto wąskim chodnikiem, a w drugiej leżała na wilgotnym asfalcie zaułka. Potylica eksplodowała bólem i dziewczyna krzyknęła. „Cholerne szpilki" pomyślała przez ułamek sekundy (po co ten "ułamek sekundy", a po nim już w ogóle nie myslała?), ale coś w głębi umysłu podpowiadało inne rozwiązanie zagadkowego przemieszczenia ("zagadkowe przemieszczenie" to dziwaczne sformułowanie do opisania tej sytuacji. Całe to zdanie jest zbędne.) Próbowała krzyknąć (Jak to próbowała? Przecież dwa zdania wcześniej napisałeś, że krzyknęła. Niekonsekwencja.), lecz nim wydała z siebie chociażby jeden dźwięk, pachnąca duszącym zapachem sali chirurgicznej  (takie galopujące, przerośnięte metafory nie tworzą klimatu. To zdanie będzie o wiele lepsze bez słów oznaczonych kursywą). ręka zakryła jej usta. Zupełnie porzuciła myśl o swej niezgrabności (a gdzie wcześniej myślała o niezgrabności?). Spanikowała, szamocząc się i próbując uciekać (Ale przecież z całego fragmentu wynika, że ona leży na ziemi. To niby jak próbowała uciekać? Pomijam już fakt, że nie wiem jak ta ręka zakryła jej usta, skoro dziewczyna leży na chodniku na plecach, co sugerują pierwsze dwa zdania - potylica eksplodowała bólem w wyniku upadku, tak przynajmniej wynika z tekstu). "

I cały tekst jest tak napisany. W sposób zupełnie nieprzemyślany, przez co zamiast horroru wyszła krwawa parodia.

"Ktoś ODPIŁOWYWAŁ jej głowę.
Jej usta otworzyły się w niemym krzyku, lecz nie wydobył się z nich żaden dźwięk, bo napastnik dotarł już do tchawicy.
- Pięć sekund po dekapitacji, tak? -pomyślała Kasia, przypominając sobie gdzieś zaczytany fakt dokładnie w momencie, gdy ostatnie włókno mięśniowe i skóra zostały oderwane od reszty ciała, a cały świat spowiła mgła..." - Jeszcze tylko zwrócę uwagę na to. Przytoczony fragment jest idiotyczny. Po pierwsze, skoro gość upiłował jej szyję do tchawicy to już nie żyje, bo ma poderżnięte gardło. To, co pomyślała Kasia, jest po prostu śmieszne. Ktoś jej odpiłowuje głowę, a ona sobie rozmyśla o zaczytanych faktach dotyczących dekapitacji?! Widzisz, jak to brzmi? A fakt, że dziewczyna zachowuje świadomość i sobie rozmysla, aż do momentu upiłowania "ostatniego włókna mięśniowego", trzeba tylko pozostawić bez komentarza.

Teraz słowo wyjaśnienia. Nie opisałem się tak po to, żeby Cię pognębić, ale po to, żeby pokazać, że opowiadanie, fabułę, a także każde zdanie, należy przemyśleć, bo inaczej pojawią się takie głupoty, jak wymienione powyżej. Na przyszłość staraj się używać prostszych zdań. One są lepsze, niż takie rozbudowane do granic możliwości. Uważaj też z metaforami. Z nimi nie ma co przesadzać, bo można sie łatwo przejechać.

Praktyka czyni mistrza.

Pozdrawiam.

Autorze, nie chcąc pozostawić bez komentarza Twojego pytania o potknięcia logiczne zabierałem się za czytanie tekstu ponownie. Na szczęście rzuciłem okiem na komentarz Eferelin Rand, który wyręczył mnie wskazując w swoim komentarzu błędy logiczne, a nazywając je po prostu "absurdami". Pozdrawiam!

@Eferelin Rand

Gdzież, nie odniosłem takiego wrażenia. Ciekaw tylko byłem, dlaczego tak to skrytykowałeś. I dziękuję za rozpisanie się.

"Co to jest cień ciemniejszy niż wszystko wokół? To nie ma sensu, takie masło maślane. Skoro sugerujesz w kolejnych zdaniach, że była noc, to jak ta postać przemykająca ciemnym zaułkiem mogła być od niego ciemniejsza?"

Nie wiem jak Ty, ale ja w życiu nie widziałem idealnej ciemności. Zawsze pada jakaś odrobina światła, czy to z lamp ulicznych, czy z jakiegokolwiek innego źródła. Ludzka sylwetka, czy cokolwiek innego umieszczonego w takim środowisku jest zwyczajnie ciemniejsze od całej reszty. Najlepiej to widać przy ruchu.

"Sformułowania takie jak "gniazdo zła", czy "siedziba czystego zła" są niezbyt trafne, ze względu na ich kiczowatość i sztampowość, a poza tym zabijają klimat horroru i wywołują raczej uśmiech (bo miał to być horror, prawda?)"

Może i tak? Nie dyskutuję, to chyba kwestia gustu, a dla mnie tylko zwyczajne sformułowanie...

"Zwrot "nieschwytanych do tej pory psychopatów" też jest zły, bo sugeruje, że normalną rzeczą jest, że po mieście ganiają bandy psycholi, których nieskutecznie bez przerwy ktoś goni, co jest absurdem."

A czemu tak sądzisz? Skąd wiesz, czy Twój sąsiad nie jest jakimś psychopatą i nie kolekcjonuje wygarbowanych skór kotów, którymi oblepia ściany?

Na co dzień może być zupełnie "normalny" i dopóki mu totalnie nie odwali raczej go nie złapią. Może i tak z bohaterem było?

"W życiu nie słyszałem, żeby ktoś spał na uczelni, bo chłopak/dziewczyna nie mógł danej osoby do domu odwieźć."

OK, czyli od teraz wszystko wykładam łopatologicznie, zaznaczając na czerwono ironię...

'Tu też nasuwa sie pytanie dlaczego Kasia nie wzięła taksówki lub chociaż nie pojechała autobusem, skoro musiała przemierzać rejony pełne morderców, psycholi i innego pomiotu Zła. Lepiej chyba stracić parę złotych niż zostać zgwałconym lub zamordowanym."

Może miała blisko? Albo w nocy autobusy kursują bardzo rzadko?

Jak bym wyjaśniał każdą taką drobną wątpliwość, do każdego najdrobniejszego wątku, który w sumie nie ma większego znaczenia(jak bym zaczął z perspektywy mordercy to byś nigdy nie wiedział, dlaczego, co, jak i którędy ta dziewczyna szła), to opowiadanie rozrosłoby się do stu stron maszynopisu...

"(po co ten "ułamek sekundy", a po nim już w ogóle nie myslała?)"

Nie, później już nie myślała O TYM, bo wpadł jej do głowy inny pomysł, wyjaśnienie sytuacji...

"("zagadkowe przemieszczenie" to dziwaczne sformułowanie do opisania tej sytuacji. Całe to zdanie jest zbędne.)"

Co do określenia się zgodzę, ale co do zbędności zdania nie. To łączy przypadek i niezdarność z atakiem mordercy...

Nie sądzę, żebyś zaraz po przewróceniu się miał idealny obraz sytuacji i wiedział, czy ktoś Cię napada, czy nie...(zakładając, że dzieje się to z zaskoczenia)

" (Jak to próbowała? Przecież dwa zdania wcześniej napisałeś, że krzyknęła. Niekonsekwencja.)"

Słucham?

Czy to, że na początku powieści napiszę, że główny bohater miał 5 lat(przedstawiam dzieciństwo), a pod koniec napiszę, że umiera w wieku 90 lat to też niekonsekwencja?

Bo na tej zasadzie Twój tok rozumowania działa...

"(takie galopujące, przerośnięte metafory nie tworzą klimatu. To zdanie będzie o wiele lepsze bez słów oznaczonych kursywą)."

Uważam, że to kwestia gustu. Dla niektórych to może być bardziej obrazowe. A chodziło mi o ukazanie tego zapachu środków dezynfekujących.

"(Ale przecież z całego fragmentu wynika, że ona leży na ziemi. To niby jak próbowała uciekać?"

No tak. A czy fakt, że leżysz na ziemi i ktoś chce Ci coś zrobić nie sprawia, że próbujesz wstać i uciec?

Dziwny z Ciebie człek w takim razie...

" Pomijam już fakt, że nie wiem jak ta ręka zakryła jej usta, skoro dziewczyna leży na chodniku na plecach, co sugerują pierwsze dwa zdania - potylica eksplodowała bólem w wyniku upadku, tak przynajmniej wynika z tekstu). ""

Tego też nie wiesz?

No to wyobraź sobie scenę z kursu pierwszej pomocy. Osoba nieprzytomna leży na ziemi, na plecach, ratownik klęka przy jej/jego lewym boku.

Wyobraź sobie teraz, że ratownik szuka wyrostka mieczykowatego(zakończenie mostka) dowolną ręką(prawą najlepiej) i przyciska tę rękę do klatki piersiowej.

Zatrzymaj ten moment w pamięci. Wytnij rękę w tej pozycji. Przenieś ją wyżej, aż do ust. Zastartuj film od nowa.

Da się?

Żeby komuś zakryć usta nie trzeba stać za daną osobą...

"I cały tekst jest tak napisany. W sposób zupełnie nieprzemyślany, przez co zamiast horroru wyszła krwawa parodia."

Króciutka adnotacja. To miało być krwawe. I wciąż nie widzę "nieprzemyślanowości".

" Przytoczony fragment jest idiotyczny. Po pierwsze, skoro gość upiłował jej szyję do tchawicy to już nie żyje, bo ma poderżnięte gardło."

Dokładnie, ma poderżnięte gardło. Ale to nie znaczy, że straciła świadomość. Bo to się dzieje w mózgu, a zanim nastąpi niedotlenienie i utrata przytomności to kilka sekund minie. Po dekapitacji za pomocą gilotyny głowy żyły jeszcze przez jakiś czas - jakiś gość mrugał ponoć tak długo, jak mógł i wyszło około pięć sekund.

"To, co pomyślała Kasia, jest po prostu śmieszne. Ktoś jej odpiłowuje głowę, a ona sobie rozmyśla o zaczytanych faktach dotyczących dekapitacji?! Widzisz, jak to brzmi? A fakt, że dziewczyna zachowuje świadomość i sobie rozmysla, aż do momentu upiłowania "ostatniego włókna mięśniowego", trzeba tylko pozostawić bez komentarza."

Myślę, że w pewnym momencie przestało to mieć dla niej znaczenie. Wiedziała, że umrze, dopadła ją apatia, a wtedy taka myśl może być całkiem prawdopodobna...

"Teraz słowo wyjaśnienia. Nie opisałem się tak po to, żeby Cię pognębić, ale po to, żeby pokazać, że opowiadanie, fabułę, a także każde zdanie, należy przemyśleć, bo inaczej pojawią się takie głupoty, jak wymienione powyżej."

Rozumiem i dziękuję. Ja odpisując, nawet jeśli tak to może wyglądać, nie chciałem być niemiły, czy się jakkolwiek odgryzać, jeno wytłumaczyć co - według mnie - źle pojąłeś, albo ująłeś.

Rozumiem też, że opowieść trzeba przemyśleć. Trzeba, bo inaczej, jeśli pisze się "na żywioł", wychodzą okropne kwiatki.

Ale to opowiadanie było przemyślane. Sprawdzone, nie tylko przeze mnie i nikt się nie dopatrzył jakichś wielkich błędów.

Może chodzi o to, że starasz się sięgnąć za głęboko? Łapiesz jedno zdanie, analizujesz je totalnie wyrwane z kontekstu i idziesz dalej. Nie o to chyba chodzi.

Nikt tak chyba tekstów literackich nie czyta. Przynajmniej ja sobie tego nie wyobrażam...

"Na przyszłość staraj się używać prostszych zdań. One są lepsze, niż takie rozbudowane do granic możliwości."

Pisanie zbyt krótkich zdań za to brzmi okropnie, tekst wydaje się pourywany, postrzępiony, nie idzie się w niego... "wczytać".

Krótkie zdanka są świetne do akcji, szybszych fragmentów.

Dłuższe do prowadzenia narracji.

Super-długie są ogólnie złe, tu się zgodzę. Chyba, że ktoś chce pisać parodię w tym stylu...

"Uważaj też z metaforami. Z nimi nie ma co przesadzać, bo można sie łatwo przejechać."

Tutaj też się zgodzę. W końcu to opowiadanko, a nie wiersz. Chociaż wrzucić czasem coś z tej parafii nie zaszkodzi, tak sądzę.

"Praktyka czyni mistrza."

Zdecydowanie;)

"Pozdrawiam."

To ja również i życzę nam obu pojednania, bo jakoś ostro i agresywnie się nasza "znajomość" rozpoczęła;)

Graphoman

"Nie wiem jak Ty, ale ja w życiu nie widziałem idealnej ciemności. Zawsze pada jakaś odrobina światła, czy to z lamp ulicznych, czy z jakiegokolwiek innego źródła. Ludzka sylwetka, czy cokolwiek innego umieszczonego w takim środowisku jest zwyczajnie ciemniejsze od całej reszty. Najlepiej to widać przy ruchu. "
To ja tylko się skromnie nie zgodzę... a na poparcie moich racji proponuję ci wizytę w Poznaniu - w "Dark Restaurant" - byłem w niej kiedyś, niezapomniane przeżycie. A i jedzenie smaczne.

No, chyba że miałeś na myśli wyłącznie "ciemności uliczne"... :)

Złościć się to robić sobie krzywdę za głupotę innych.

Głupio trochę, że moich postów będzie zaraz więcej, niż oceniających, ale tak, chodziło mi o taką ciemność, jaka może panować w jakimś zaułku.

Chociaż i ogólnie z fizycznego punktu widzenia substancja absorbująca 100% światła nań padającego nie istnieje.

Jeśli tekst nie broni się sam, żadne tłumaczenia autora tego nie zmienią.
Swoją drogą, podpisuję się pod komentarzami Eferelina.

Wiedziałem, że ktoś wytoczy ten najpotężniejszy, odwieczny argument. Tekst ma się bronić sam.

W sumie się zgadzam, ale jeśli widzę, że ktoś kompletnie czegoś nie zrozumiał... a, co się będę produkował, Wy i tak wiecie wszystko najlepiej i wszystkich z błotem tylko zmieszać chcecie.

Róbcie tak dalej, a to forum, portal, miesięcznik, czy co to tam jest upadnie z kretesem.

Ja już na pewno nic tu nie zamieszczę. Ku Waszej uciesze, bo nie będziecie się musieli ze mną użerać, ani katować moimi tekstami.

Dziękuję bardzo za uwagę, do-nie-widzenia.

P.S. Ale pisać nie przestanę, na to nie liczcie...

Piszę ten "pees" tylko dlatego, żeby nie dać Wam satysfakcji ze zgnojenia i odepchnięcia od pisania kolejnego ambitnego początkującego;)

Miłego dnia.

Zdaje się, że w pierwszym zdaniu jest też błąd gramatyczny, powinno być - przemknął przez zaułek, a nie w zaułku.
A ciemniejszy cień, a nadal widoczny określa się jako kontur.
Bronił bym jednak fragmentu, kiedy Kasi odpiłowują głowę, a ona sobie w myślach przytacza fakty dotyczące dekapitacji. Znany jest fakt, że w stanie totalnego szoku człowiek może myśleć o bardzo dziwnych rzeczach, pewnie każdemu coś się takiego przydarzyło, choć oczywiście nie w tak drastycznej formie.Ale to po prostu kwestia sporna.
A samo opowiadanie, pomijając błędy, nie podobało mi się, nie lubię psychopatów

TyraelX - co to za "Dark Restourant"? Jestem poznaniakiem, a nie mam pojęcia.

@Agroeling - knajpa, w której jesz w absolutnych, czytaj: ABSOLUTNYCH ciemnościach. I żeby było ciekawiej - nie wiesz, co jesz :D. Wcześniej oczywiście kelner cię pyta, co lubisz, czego nie lubisz i czego nie możesz jeść ze względów zdrowotnych. A później dajesz się zaskoczyć kucharzowi :)
Knajpa jest na Garbarach, pod "Pod złotą jabłonią" - polecam, byłem 2 razy i się nie zawiodłem.
Najlepiej wygooglaj sobie. Nie ma co spamować i offtopować tutaj :)

Złościć się to robić sobie krzywdę za głupotę innych.

Dzięki za informację. Ciekawe to, choć nie wiem, czy się skuszę.

Nowa Fantastyka