
Autorze! To opowiadanie ma status archiwalnego tekstu ze starej strony. Aby przywrócić go do głównego spisu, wystarczy dokonać edycji. Do tego czasu możliwość komentowania będzie wyłączona.
Głęboki oddech
Grafoman z dysgrafią wziął głeboki oddech. Teraz tylko zapisać te dwieście czterdzieści stron powieści, zanim pstryczek elektryczek zrobi mi psikusa i na ekranie zamiast średnio troche szczęśliwego zakończenia ujrzę czarny ekran. Już. Teraz czas na papierosa zwycięstwa. Dym wchodził ciężko, ale przyjemnie rozgrzewał płuca. Mimo to pięć dni bez snu zaczęło dawać sie we znaki.
Z żarzącym sie lucky strike'em w ustach odkręciłem butelke szkockiej whisky, czekającej na okazje. Kieliszek poszedł w góre, zaś gdy wracał na swoje miejsce czułem że sen zaraz zwali mnie z nóg, upuszczę szluga na podłoge i spłonę. Komputer zaś cudem sie uratuje a ten hipisowski komedio dramat na moim komputerze cudem przetrwa, a ja będe sie cieszyć pośmiertną sławą. Dostane coś w rodzaju orderu Bohatera Związku Radzieckiego jakieś trzysieści lat po mojej śmierci, gdy władza uzna że jednak nie byłem wrogiem ludu a obrońcą spod Leningradu, pogromcą Hitlera, kapitanem Czerwonego Października i pierwszym człowiekiem w kosmosie. Jakie to zabawne że po śmierci nawet pedofil udający kogoś kim nie jest może zdobyć korone króla popu.
Ni stąd ni zowąd do uszu dobiegła mnie muzyka.
Mister Sandman, bring me a dream
Make it the cutest that I've ever seen
Dogasiłem peta w popielniczce, gdy zobaczyłem w moim pokoju Piaskowego Dziadka. -Dzieło ukończone, Grafomanie?
-Mhm. Choć nie jestem pewien czy to można nazwać dziełem. Krytycy pewnie znowu mnie zmieszają z błotem. Albo z wódką, a potem wypiją bez zagrychy. To może lepiej kopnąć w kalendarz… Im bardziej wymyślne samobójstwo tym większa sława. Może jakbym zastrzelił kilku post komuchów a na końcu popełnił samobójstwo w jakiś nietypowy sposób… Może wtedy któraś z moich książek stałaby się lekturą? Lecz znając polonistów zaczęli by to interpretować w jakiś kosmiczny sposób. A potem by uczyli że policjant zabity przez jedenastoletnią ukraińską dziwke jest metaforą prześladowania chrześcijan za czasów Nerona albo że pisząc o wilkołaku mordującym posłów w polskim sejmie myślałem o podróży Mickiewicza na Krym. Oczywiście jako zwłoki nie mógłbym przedstawić swojej wersji, jak większość pisarzy i poetów omawianych w szkole.
W między czasie Piaskowy Dziadek sypnął piaskiem i zapadłem w sen.
Wyglądała jak z filmu sado-maso dla szarych cichutkich bibliotekarek które po pracy, w lateksowym stroju masturbują sie przed obrazem wodza Tysiącletniej Rzeszy. I rzeczywiście za nią na ścianie wisiał olbrzymi obraz furhera. Mimo że w czarnym, lateksowym kombinezonie jej sylwetka wyglądała pociągająco to i tak dreszcz który przeszedł mi po plecach kiedy oblizała sie języczkiem po ustach barwy krwistej czerwieni, nie był dreszczem podniecenia. Odwróciła sie w strone obrazu a Wódz podał jej bagnet. Rozpięła kombinezon po to by następnie rozciąć bagnetem swój brzuch. Jelita rozlały sie na podłoge. Gdy jelito zaczęło pełzać po podłodze zacząłem sie cofać lecz niczym macka Cthulhu chwyciło mnie za szyje i przyciągnęło mnie do brunetki z esesmańską czapką na głowie.
-Żryj to kochasiu.
Jako że miałem pewne opory jedna z "macek" dała mi porządnego klapsa w tyłek.
-Albo jesz wątróbke po bawarsku albo bedzie kara…
Bedąc w pozycji klęczocej modliłem sie do wszystkich świętych, katolickich jak i prawosławnych o jakiś mały cudzik. Czyżby dźwięk telefonu był właśnie tym?
Znowu byłem w moim pokoju. Nie wiedząc czy naprawde wróciłem czy sie przeniosłem do innego snu, pobiegłem do telefonu. – Dzień dobry, czy rozmawiam z Adamem M.? – No raczej, nie inaczej. -Dzwonię z Matrixostrady S.A.. Chciałabym zadać panu pare pytań. Czy jest pan zadowolony z szybkości łącza? Czy abonament pana zadowala? Jeśli nie, mamy dla pana nową interesującą oferte… Komm zu mir mein judischer Junge zurück, ich werde dir aus deiner Arsch der Holocaust machen!
-Co do kurwy?! – rzuciłem telefonem jak oparzony. Mam już dość, jestem zmęczony. Chce… chce.. iść spać. SPAĆ.
Dopiero wiele godzin później udało sie Adamowi wyrwać z objęć Morfeusza. Ewa Braun na szczęście mu odpuściła lecz i tak pozostałe sny były iście psychodeliczne. Domyslam sie że spałem z jakieś dwadzieścia godzin. Podniosłem sie z podłogi i odłożyłem telefon na miejsce. Czułem sie jakby ktoś mnie przeżuł i wypluł. Na moje nieszczęście w korytarzu stało lustro. Wniosek? Praca choćby była naszą pasją i tak szkodzi na cere. Potrzeba mi wakacji. Ale to potem, teraz trzeba doprowadzić się do stanu używalności.
Zrzuciłem z siebie wszystkie ubrania. To są plusy mieszkania samemu. Tak własnie to. Możesz se biegać na waleta. W żadnym ubraniu nie czuje się tak naturalnie i swobodnie jak nago. Zresztą jest to przecież nawet zgodne z naturą. Człowiek zachodu zaś walczy z naturą na wszystkie możliwe sposoby, wyrzekł sie jej. Nawet jego własne ciało stało sie dla niego tabu. Czymś wstydliwym, czymś co trzeba ukrywać.
Ze starej metalowej papierośnicy wyciągnąłem elegancko skręconego jointa. Powąchałem wciągając powoli aromat w nozdrze. Głęboka woń niemal rozpiepszyła mi śluzuwki. Odmiana White Russian, tegoroczny plon. Raźnym krokiem ruszyłem w strone łazienki. Blancik i długa kąpiel, to własnie to czego mi trzeba. Skończyłem kolejną książke, momentami wypruwając sobie flaki (ŻRYJ MOJE FLACZKI MEINE LIEBE!) i zasłużyłem na wakacje. Już wiem nawet gdzie pojade, oj wiem… Przyjemny dymek, leciutki niczym chmurka przywrócił mi jasność myśli. Plan na dzisiaj: zjeść pożywne pełnowartościowe śniadanie, dać książke mojemu agentowi, zobaczyć jakie dragi mam a jakie musze zakupić, zdrzemnąć sie jeszcze troche i… ruszyć w trase!
Złapałem "chwilową" zwieche i z wanny wygramoliłem się dopiero po około półtorej godzinie. I pewnie posiedziałbym jeszcze dłużej gdyby nie męcząca gastrofaza. Wytarłem się i dalej będąc nago wszedłem do kuchni. Zmarkotniałem po otworzeniu lodówki. Miałem ochote na mega jajecznice z kiełbaską, cebulką i papryką. Niestety bedzie to sama jajecznia z piepszem. Podczas gdy stawiałem patelnie na kuchence włączyło sie radio.
– Gooooood mornig Vietnam! – zawył odbiornik. – Czy wiesz chłopcze że jajka są cholernie zdrowe? Są źródłem łatwo przyswajalnego białka, witaminy A, D, E, witaminy z grupy B, a także zawierają pierwiastki: potas, siarkę, fosfor, żelazo, cynk. – A mnie od małego straszyli że zawierają bardzo dużo cholesterolu i są niezbyt zdrowe. – Ależ to bujda! Czy wiesz że Ribbentrop jadał codziennie na śniadanie jajecznice z szesnastu jajek? – I umarł przed szcześdziesiąstką.
– No bo go powiesili. Ogółem jajka…
– Skończ już, wierze ci, niech ci będzie.
Nałożyłem jajecznice na talerz a następnie zalałem kawusie wrzątkiem.
– No kawa to na pewno zdrowa nie jest. Jesteś świadom że…
Próbowałem wyłączyć radio ale bezskutecznie. Sam fakt że przez cały ten czas nawet nie było podłączone zrobił na mnie leciutkie wrażenie. Koniec końców radio wyleciało przez okno i upadku z szóstego piętra raczej nie przeżyło. Co mi tam, sprzedam nową ksiażke to stać mnie bedzie na nowe radio.
Zarzucone 2c-b, czyli bardzo sympatyczna psychodeliczna fenyloetyloamina zaczęła już działać gdy szykowałem sie do wyjścia. Przez chwile zagapiłem sie w lustro. Tak dawno sie nie goliłem że aż zapomniałem jak wygląda moja twarz. KTO TO KURWA JEST?! – Poszło pytanie gdy maszynka do golenia poszła w ruch. Założyłem ciemnoniebieskie lenonki i wyszedłem raźnym krokiem. Usłyszałem nadjeżdżającą winde zanim nacisnąłem magiczny przycisk. Czyli spotykamy sie sytuacją której nie lubie. Ta niezręczna cisza, ten krępujący moment gdy dwoje prawie obcych ludzi spędza czas razem w ciasnym zamkniętym pomieszczeniu. TSZZZZ
– Dzień dobry pani Krystyno! (piepszony moher, wnuk pewnie musi chodzić trzeźwy a ty zamiast dać mu pieniążki na SKO to na R.M. wydajesz) – powiedziałem z uśmiechem. Ahh ta miłość do ludzi która ogarnia czasem człowieka po psychodelikach.
– A dzień dobry, dzień dobry. – odpowiedziała mniej miło, z krzywym uśmiechem, jakby zjadła coś kwaśnego.
TSZZZZ, tss. Popełniłem błąd biorąc głęboki wdech nosem. Nie wiem czy to zapach moczu w windzie czy zapach starego człowieka.
– Zawiódł mnie pan, panie Adamie. Myślałem że porządny z pana chłopiec. Znałam nawet twoją babcie, gdyby ona wiedziała…
– Ale o co właściwie chodzi? – zapytałem leciutko rozdrażniony.
– O książki! O książki chodzi! Wnuczek pokazał mi jedno z pańskich dzieł, TFU! – spluneła za siebie żółtą starczą śliną – Te przekleństwa! Ta erotyka! Czy pan w ogóle chodzi do kościoła? A jeszcze te wszystkie szatańskie narkotyki! Tak dobrze pan je zna, jakbym sam pan brał! Zobaczy pan, od tego wstrzykiwania sobie maryhuaniny w żyłe to najpierw pan wyląduje na ulicy, a potem na cmentarzu! Ale komunalnym, bo na katolicki to żaden ksiądz pana nie wpuści, już ja sie o to postaram. Ja już wiem skąd te wulgaryzmy młodzież bierze. Z takich książek jak pańskie.
– Taa… jakby młodzież w ogóle czytała cokolwiek…
– Co pan tam burczy pod nosem?
– Nic, nic. A propo wulgaryzmów, chyba każdemu autorowi zależy na oddaniu realiów… Toż ruski gangster bedąc rozdrażnionym to chyba wiadomo że powie "nie wkurwiaj mnie", a nie "prosze nie wprowadzaj mnie w zakłopotanie". Jak to w ogóle brzmi? Jakby właśnie wrócił z kursu asertywności… – lecz ona coś odburknęła, odchrząknęła i dalej mnie nie słuchała.
Skupiłem wzrok na jej antence od beretu która sie ruszała jakby szukała fal radiowych. Gdy winda zatrzymała sie na parterze wystrzeliłem jak z procy. Wychodząc z klatki schodowej odważyłem się na kolejny głęboki oddech. Tym razem zapach był o wiele milszy. Końcówka lata z odrobiną jesieni. Chyba mój ulubiony zapach. Owe osiedle zaś nie należało do moich ulubionych, masa dresów wymieszana ze skinami. Choć na jedno wychodzi bo ci drudzy to dresi którzy znaleźli sobie parszywą ideologie by nadać sens swojemu żałosnemu życiu. Masz dłuższe włosy? JESTEŚ ZDRAJCĄ NARODU LEWACKA KURWO. A Kościuszko to niby łysy był, tak? A sorry, żeby oni chociaż wiedzieli kto to był. W każdym razie osiedla sobie nie wybierałem, ale skoro babcia zostawiła mi w spadku tu mieszkanie, to trzeba korzystać. A hołota dała mi spokój od kiedy wiedzą że zawsze chodze z rewolwerem, który mile mi ciążył obecnie w kieszeni skórzanej kurtki. Choć gdyby wiedzieli że mój dziadek był Żydem, to mogliby nie odpuścić. Wchodząc na parking minąłem grupke tych pseudo narodowców. Jeden z nich kiedyś połamał matce żebra jak na wigilie podała karpia po żydowsku.
Ciemnozielony garbus miał problem z zapaleniem, lecz czułem tak kurewski spokój umysłu że nawet atak zombie i inwazja Armii Czerwonej nie wytrąciłaby mnie z równowagi. Automobil w końcu jednak zapalił. Ja również. Ruszyłem moim psychodelochodem ulicami Białegostoku. W między czasie wykonałem telefon do mojego agenta żeby załatwił sprawe z książką. Bierze sobie pewien procent z zysków (które i tak są niewielkie, tak to już sie powodzi grafomanom w Kraju Nadwiślańskim) ale potrafi wytargować naprawde dobre warunki. Ledwo skończyłem rozmowe a juz byłem pod domem Serdecznego Znajomego.
– Kto tam? – zapytał przez domofon przy bramce gdy nacisnąłem przycisk.
– Ja.
– Co za ja?
– Grafoman.
Już przy wejściu uderzyła mnie silna woń kadzideł. Serdeczny Znajomy uściskał mnie w drzwiach. Chyba był tak samo trzeźwy jak ja.
– Czego ci trzeba dobry człowieku ? – położył mi ręke na ramieniu. Widać po nim było że jest nieźle "skwaszony". Podałem mu kartke.
– Człowieku, dużo tego! – odpowiedział ze śmiechem – Ale da sie zrobić. Zaczekaj.
Usiadłem w pokoju pełnym psychodelicznych i hipisowskich malunków. Ogółem cały jego dom wyglądał rodem z lat sześćdziesiątych. Biedak nie ogarnął jeszcze że hipisowska rewolucja sie skończyła.
– Robisz jakąś impreze i mnie nie zaprosiłeś? – spytał gdy w końcu stoczył sie ze schodów.
– Nie, to tylko dla siebie. Jade na małe wakacje. – dałem walute i wziąłem to co trzeba.
– Ale wiesz, jakbyś miał ochote na jakąś wspólną grzybową podróż czy coś takiego…
– Tak tak, wiem gdzie cie znaleźć – uśmiechnąłem sie troche wymuszenie i zamknąłem za sobą drzwi.
Podróż w podróży
O świcie siedziałem już w moim zielonym wojowniku szos, który zabrał mnie w niejedną podróż po czasie i przestrzeni. Oczywiście w duecie z psychodelikami. O tej porze ulice Białegostoku były puste niczym jelita po środku przeczyszczającym, więc nie stwarzałem zagrożenia dla ruchu. Gdy juz opuściłem miasto pomyślałem że czas na jakiś drogoumilacz. Rzuciłem mape Bieszczad na tylne siedzenie i jedną ręką otworzyłem czarną walizke leżącą na siedzeniu pasażera. A była to bardzo cenna walizka, niczym piracka skrzynia pełna skarbów. A do tych skarbów należała meskalina, lsd, 2c-b, dużo grzybków różnych gatunków, kilka butelek absyntu, torba zioła, hasz i wszystkie rodzaje prezerwatyw jakie zna ludzkość. Zawachałem się zanim wziąłem kartonik z lsd do ust, z powodu podobizny Lenina na blotterze. Po chwili wziąłem kolejne cztery przypominając se o tolerancji.
– Czy one nigdy nie śpią? – pomyślałem obserwując nierządnice babilońskie przy drodze. Chodzące ludzkie toalety. Choć niektórych podnieca takie upodlenie. Znałem kiedyś dziewczyne którą podniecał seks za pieniądze. Równie dobrze mogłaby przeznaczyć te pieniądze na biedne dzieci lub na używki dla mnie. To mogłyby być nawet pieniądze z Monopoly, poprostu podniecał ja ten rodzaj perwersji, puszczania sie za pieniądze. Plus dla niej że chociaż miała tyle odwagi by spełnić swoje fantazje, w przeciwieństwie do znudzonych żon i innych kobiet które raz na jakiś czas, czy to raz na tydzień czy to raz na półroku, fantazjują seksie analnym, grupowym czy nawet gwałcie. Faceci zresztą też, lecz większość ludzi skrywa to w sobie, często bojąc sie co na to powie partner czy partnerka. Część z tych osób zaryzykowała i dostała opierdol od partnerki/partnera a część też zaryzykowała i… nie żałowała spełnienia swoich fantazji. Lepiej zaryzykować niż być niespełnionym do końca życia. Ale ważne jest by nie zatracić sie w tym. Niestety zbyt często mam wielką pokuse poddać sie całkowicie pożądaniu, przejść na jebaną ciemną strone mocy, zatracić sie w tym. Ale wiem też, że to nie byłoby dobre, zatraciłbym siebie… zatraciłbym swoje uczucia i człowieczeństwo. Szkoda mi ludzi którzy przekroczyli już tą granice… ale czasem i mnie ciągnie by ją przekroczyć. Taka już moja podatność na uzależnienia. Seks, poker, nikotyna, alkohol i dragi. Na szczęście jeśli chodzi o te ostatnie to spożywam samo dobro. Rozszerzające świadomość, mniej szkodliwe od alkoholu dobro.
Po chwili namysłu która trwała mniej niż ćwierć sekundy wziąłem na język kolejny kartonik. Hipisowska ambrozja, trudne dziecko Alberta Hofmanna. Broń dzieci kwiatów przeciwko systemowi. System zaś w odwecie zdelegalizował to co było używane jako cudowne lekarstwo przez terapeutów i to co wyzwalało ludzkie umysły. Teraz, słuchając "San Francisco" Scotta Mckenzie w moim oldschoolowym garbusie czuję nostalgię. Nostalgie za czasami w których nie żyłem ponieważ urodziłem sie później. Czasami gdy coś w ludziach sie przebudziło. Love and peace for everyone. Wolna miłość, zbiorowości gdzie wszystko jest wspólne, i przedewszystkim muzyka. Muzyka która zacierała różnice między ludźmi.
Jak oparzony zmieniłem szybko piosenkę na piosenkę z pierdolnięciem, zanim ten nostalgiczno-melancholijny nastrój pochłonie mnie całego. Jadąc, starałem sie też nie zwracać uwagi na zakazane mordy na plakatach wyborczych. Jadę mając nadzieje że w Bieszczadzkim zaciszu będe z dala od tego całego wyborczego bałaganu. Niektórzy mówią że to najważniejsze wybory od wielu lat. Mówią też że przyniosą wielkie zmiany. Możliwe, zawsze przecież może być gorzej. Sam też nie mam zamiaru wybierać między pieskami Unii Europejskiej, konserwatywnymi białymi katolikami, postkomuchami i cyrkiem Palikota. Najrozsądniejszą opcją są "korwiny" lecz to jest opcja skazana na niepowodzenie. Mimo że 80 procent Polaków zgadza sie z ich poglądami to i tak znowu zdobęda 2-3 procent głosów. A i to nie dziwne skoro nawet nie wpuszczają ich do telewizji i nie chcą puszczać ich spotów. A podobno cenzury w Kraju Nadwiślańskim już nie ma. Być może JKM miałby większe poparcie gdyby był mniej ekscentryczny i popracowałby nad dykcją. Co z tego że mądrze gada jak jąka sie co słowo? A szkoda, bo jeżeli ktoś już miałby sie sprzeciwić Unii Europejskiej to na właśnie on. Tak jak kiedyś byliśmy zależni od Moskwy tak teraz jesteśmy zależeni od Brukseli. Może jestem paranoikiem ale czuje że to w przyszłości przerodzi sie w przyjazny, nowoczesny totalitaryzm. Wszystko małymi kroczkami. Ogłupienie społeczeństwa, monokultura, za jakiś czas zaczną nas znakować kodami kreskowymi czy chipami, ciągłe monitorowanie niczym w Truman Show i najmniejszy szczegół oczywiście musi sie zgadzać z przepisami unijnymi. Nie możesz sie odlać jeżeli twój mocz nie bedzie leciał pod takim kontem na jaki zezwalają przepisy unijne.A jeżeli powiedzą ci że wiewiórka to warzywo i rośnie w dziupli to tak jest i już.
– Nie dojdzie do tego bo proletariat znowu powstanie by walczyć z kapitalistycznym terrorem.
– Co do kurwy?!- pomyślałem.
– Yy aae?! – powiedziałem
Lenin siedzący z tyłu zachowywał stoicki spokój w przeciwieństwie do mnie.
– Nie widziałeś tabliczki "zbrodniarzom przeciwko ludzkości do automobilu wstęp wzbroniony"?!
– Ja zbrodniarzem? Wyzwoliłem przecież lud pracujący.
– Ciągle gadasz o tym ludzie pracującym. Spójrz na swoje ręce, delikatne jak pupa niemowlaka. Nigdy nawet nie pracowałeś!
– Jeśli masz zamiar mnie tu zbrodniażować to zacznij od Stalina. Ten gruziński bydłojebca nie powinien dość do władzy. Józek sie przydawał jeśli trzeba było komuś spuścić łomot lub otworzyć słoik z ogórkami na zagryche, ale to Trocki miał przejąć władze po mnie…
– Wyżalisz sie komuś innemu ty rosyjsko-kałmucko-żydowsko-niemiecko-szewdzki ojcu chrzestny czerwonej zarazy. Wysiadka! – Zatrzymałem sie na poboczu, lecz go i tak już nie było w samochodzie. Zapaliłem papierosa by uspokoić nerwy. Ledwo zdążyłem sie zaciągnąć by zaraz wszystko wykaszleć. W strone mojego samochodu szedł ktoś wyglądający tak unikalnie że mógłby robić za jednoosobową mniejszość etniczną. Pomarańczowe buty,rozwiązane sznurowadła , spodnie jak u Alladyna, dżinsowa kurtka, na głowie zas kilka dredów i jakieś niebieskie pasemka. Do fryzury brakowało mu tylko przyklejonej gumy do żucia. Jeszcze większe było moje zdziwienie gdy jak gdyby nigdy nic otworzył drzwi i wsiadł.
Bojąc sie odezwać do tego czegoś, siedziałem paląc papierosa nerwowo.
– Jedziesz pan czy nie? – zapytał
– Gdzie mam jechać?
– No łapałem stopa a pan żeś sie zatrzymał.
No i ruszyłem. Jakbym powiedział temu odklejeńcowi że nie zatrzymałem sie dla niego, ale po to żeby wysadzić Lenina to sam bym wyszedł na odklejeńca.
– Gdzie mam cie wysadzić?
– Powiem panu jak bedziemy na miejscu.
– Kurwa, a co jeśli to jakiś psychol który rzuci sie na mnie z zębami na jakimś odludziu? Albo jeszcze gorzej, może to zwolennik Palikota. Biorąc pod uwage jego wygląd może jedno i drugie. – pomyślałem
– Słucham? – zapytał
– Słucham słucham?
– Pan powiedział to na głos.
– Powiedziałem?
– Tak
– Kurwa, dopiero początek drogi a już jestem ućpany po uszy.
– Znowu pan to powiedział.
– Wcisnąłem mocno pedał gazu.
– Czy nie jedziemy za szybko? – zapytał odklejeniec
– Jesteś z gestapo?
– Z czego? – chłopak był zdezorientowany i troche wystraszony gdyż samochód jechał coraz szybciej.
– Z policji? Z tajnych służb? Straży pożarnej!? Odpowiadaj! Albo zabije nas obu! Skurwesyny nie wezmą mnie żywcem!
– Nie, nie! Nie jestem! Jestem uczniem!
– Kłamiesz!
– Nie, przysięgam! Wybrałem sie na grzybobranie! Niech pan zwolni bo obaj zginiemy!
Garbus wydał dźwięk który przypominał dźwięki przypominające awarie pralki więc musiałem stanąć tak czy owak. Gdy tylko samochód stanął młody wybiegł z samochodu tylko po to żeby zaraz mieć bliskie spotkanie z asfaltem. A mama mówiła żeby nie chodzić z rozwiązanymi sznurowadłami. Pomogłem mu wstać. Z zakrwawionym nosem wyglądał jeszcze gorzej.
– To już nie chce mnie pan zabić?
– Oh, nie bierz tego osobiście. Jestem poprostu ostrożny – uśmiechnąłem sie rozbrajająco.
Gdy on przytykał chusteczke do nosa ja na skraju łąki leżącej przy drodze ujrzałem znajomy krztałt. Podszedłem bliżej. Tak, oko mnie nie myliło.
– Czy mówiąc że jedziesz na grzybobranie miałeś na myśli… TE grzybobranie? – gdy chłopak podszedł bliżej uśmiechnął sie na widok łysiczki lancetowatej.
Zbieraliśmy w milczeniu. Skupieni podczas tego świętego rytuału. To nie przypadek że samochód zatrzymał sie akurat tutaj. Jeżeli grzyb chce żebyś go znalazł, sam cie zaprowadzi. Po godzinie Psychodeloman i Odklej usiedli na łące i zajęli sie konsumpcją. Wcześniej sobie nieznajomi, teraz połączył ich grzyb. Każde spotkanie z grzybem jest świętością. Z każdej podróży wraca sie doświadczeniem. Czasem są to srogie lekcje ale te są najbardziej godne zapamiętania. I potrafią wiele zmienić w naszym życiu.
– Musze ruszać dalej. Dasz sobie rade?
– Tak… zostane tu jeszcze troche. Tu jest pięknie. Mamy piękny poranek.
Bez słowa skierowałem sie ku samochodowi. Na początku staruszek nie chciał zapalić lecz w końcu dał z siebie wszystko.
Lublin, bardzo sentymentalne miasto. Podczas studiów zdążyłem je dobrze poznać. To miała być niespodzianka lecz zanim zdążyłem zaparkować samochód przed zadbanym białym domkiem niczym z amerykańskiego snu, Prosty wyszedł przed dom.
– Dalej jeździsz tym złomem? – zapytał śmiejąc sie
– Stary, to mój pierwszy samochód, sentyment pozostaje. – uściskaliśmy sie.– To miała być niespodzianka.
– Twój gruchot hałasuje na pół miasta, a ja dźwięk jego silnika znam na pamięć. Dobra, wchodź. Na pewno mamy dużo do obgadania. Widze że jesteś w podróży. – dodał gdy weszliśmy do domu.
– Tak, jade w Bieszczady, potrzebuje troche wakacji…
– Chodziło mi o twoje oczy, i o te źrenice jak pięciozłotówki.
– Ah taak. To taaka… podróż w podróży.
– Jak ci sie układą z tą no… Jolą? – zapytałem
– Wiem, że nigdy jej nie lubiłeś, ale nie jest taka zła jak zawsze ci sie wydawało.
– Człowieku, zrobiła z ciebie pantofla.
– Gdy gadaliśmy ostatnio miałeś wiecej nie wypominać mojego tak zwanego nudnego życia.
– Czego sie napijesz? – zmienił temat otwierając barek,
– Niczego, ale to może ty skorzystajesz z mojego… barku? – nieczekając na spodziewaną niezdecydowaną odpowiedź skoczyłem do samochodu.
Prosty. Człowiek który towarzyszył mojemu psychodelicznemu rozdziewiczeniu. Teraz sam potrzebował przełomu. Czułem to, widząc, niegdyś wolnego ducha, teraz uzależnionego od firmy i siedzącego pod obcasem kobiety.
To było liceum. Szykowała sie kolejna popijawa przy ognisku. I wyglądałoby to jak każde inne ognisko. Napilibyśmy sie, powygłupiali w pijanym uniesieniu, następnego dnia budząc sie z kacem i słabym echem tamtych chwil. Lecz Prosty zaproponował mi grzyby. Wbrew proroctwom znajomych wcale nie oszaleliśmy, nie uciekaliśmy przed wyimaginowanymi smokami ani nic z tych rzeczy. Podczas gdy towarzystwo sie zataczało, rzygało i piepszyło, my radowaliśmy sie każdym naszym oddechem, dziękując za życie. Podczas gdy oni ze swojej alko podróży wynieśli tylko kaca, ja wróciłem z doświadczeniem i wnioskami. Uporządkowałem swój system wartości, uporządkowałem siebie. Skutki uboczne zażycia psylocybiny? Przestałem być kolejną cegiełką w murze. Dla mnie to jak najbardziej pozytywny skutek uboczny ale dla systemu nie. System nie lubi wyzwolonych umysłów. Dlatego psychodeliki wrzuca do jednego worka razem ze śmieciami zostawiając masie alkohol i tytoń uśmiercający rocznie miliony osób.
Wróciłem z walizką do domu, Prosty siedział w fotelu. Wyglądał jak zakochana trzynastolatka czekająca na pierwszą randke.
– Wiesz, od tamtej meskaliny którą spożyliśmy, dwa lata temu, nic sobie nie zarzucałem.
– Jolka nie patrzyła na to przychylnym okiem, racja?
– Wiesz że jest troche stereotypowa. Dla niej bez różnicy czy to psychodeliki, opiaty czy dopalaczowy szajs. Wiesz, propaganda i telewizja robi swoje.
– Domyślam sie, aczkolwiek telewizji nie oglądałem od bardzo, bardzo dawna. Nie potrzebuje jej. – Położyłem walizke na stole. – O której wraca twoja kochana żonka?
– Jakoś późnym wieczorem, pojechała w odwiedziny do matki. Mi sie udało jakoś wymigać mówiąc że musze zrobić porządek z jakimiś papierami do firmy.
– Więc… częstuj sie mój bracie. – otworzyłem walizke.
Zostawiłem go skwaszonego, pływającego w muzyce a sam ruszyłem do kuchni. Gdy otworzyłem lodówke dopadła mnie jeszcze większa gastrofaza. Czemu moją lodówka tak nie wygląda? Może dlatego że została wyprodukowana za komuny i ma wieczny deficyt towarów.
Oblizując usta sięgnąłem po serek pleśniowy i oliwki, lecz ręka zatrzymała sie w powietrzu gdy usłyszałem szloch. Zostawiając lodówke otwartą szybko ruszyłem do pokoju.
– Stary, co ci? – Prosty siedział na podłodze, zasłaniając twarz rękoma. – Hej, hej! – dałem mu dwukrotnie lekko z liścia – Otrząśnij sie! – Podniosłem go z podłogi i posadziłem na kanapie. Prosty w jednej chwili ochłonął. Wyglądał jakby doznał oświecenia.
– Ubieraj sie, szybko. – zerwał sie z kanapy.
– Ale dokąd…?
– Jak dalej jesteś głodny, to weś coś z lodówki. Ba! Możesz wziąć wszystko. Zaczekaj tu na mnie.
– Mam nadzieje że jesteś pewny co robisz. – powiedziałem patrząc podejżliwym wzrokiem, gdy wrócił z plecakiem i gitarą.
– Człowieku! Nigdy nie byłem bardziej pewny. – zaśmiał się wręcz dziecięcym śmiechem.
– Patrząc na kurz na twojej gitarze, dedukuje że nie była ostatnio używana.
– To prawda, nie miałem dla niej czasu ostatnio… lecz stara miłość nie rdzewieje.
– Powiesz mi dokąd mam cie zabrać?
– Poprostu jedź w swoją strone, wytłumacze ci wszystko w samochodzie. – po tym jak wrzucił gitare i plecak do samochodu wszedł do swojego ogrodu i roztrzaskał wszystkie krasnale ogrodowe o chodnik. W przeciwieństwie do jego sąsiadów oglądałem tą scene z rozbawieniem.
– Nigdy ich nie lubiłem – wyjaśnił kiedy wsiadł do samochodu.
Jechaliśmy w milczeniu prawie godzinę a ja cierpliwie czekałem aż Prosty podzieli sie tym co siedzi w jego głowie.
– Zatrzymaj sie tutaj. – rzekł w końcu. – Między byciem nieszczęśliwym a nie byciu szczęśliwym jest różnica. Ja zaś nie jestem szczęśliwy. Praca w firmie, despotyczna żonka, spotkania z jej nudnymi przyjaciółmi, domek z białym płotkiem i piepszone krasnale w ogródku. Nie czyni mnie to szczęśliwym. Czuje sie… następną cegiełką w murze.
– Więc co zamierzasz robić?
– Nie wiem. I to właśnie jest najlepsze, że nie wiem.
Psychodeloman nie próbował go zatrzymać, a Prosty nie oglądał sie za siebie kiedy on odjeżdżał.
C.D.N.
Ciekawi mnie, czy ktoś to przeczyta do końca.
Od pewnego czasu stwierdziłem, że wszelkie zatrważające zboczenia seksualno - flakowo - osobowe są śmiertelne nudne, i co z tym zrobić... ze swej strony mogę jedynie poradzić poćwiczyć trochę nad przecinkologią.
Na pewno nie przeczytam w całości. Tak zwane przeskanowanie wystarczy. Literówki, polskie znaki, przecinki, pseudodowcipy, co kto chce. Jak u autorów fantasy założenie, że wszystko wolno, bo czarami się załatwi, tak tutaj też wszystko dozwolone, bo facet psycho. W rzeczywistości, jak napisał Lassar, szybciutko wieje nudą. Takie zapładnianie kotki przy pomocy szczotki.
Przeczytałem całość, choć było ciężko. Dużo błędów interpunkcyjnych i źle sformułowanych zdań bardzo utrudnia odbiór tekstu. Rozumiem, że przeważa tu tematyka narkotycznego transu i takich też rozmyślań, ale nie zwalnia to z zasad poprawnej polszczyzny.
Historia taka o. Ani ziębi, ani grzeje. Ogólnie odebrałem tekst jako manifest wyzwolonego ćpuna, który jest ponad "zmechanizowanym" społeczeństwem i jego przyziemnymi problemami. No i oczywiście agitacja za JKM :D
Tragedii nie ma, ale odpuściłbym sobie C.D.N., jeśli ma być w takim samym stylu.
PRZEPRASZAM
Nie masz za co. Pierwsze koty za płoty. Zdarza się.
Ciężko... Nie dałem rady przebrnąć przez tekst. Życze wytrwałości w kolejnych próbach.
Cóż, chyba rzeczywiście autor nie spał przez kilka dni faszerując się narkotykami, zanim popełnił to 'wiekopomne dzieło'. Odrzuciło mnie po kilkunastu linijkach lektury. Wracałem kontrolnie w różnych miejscach, ale początkowa opinnia tylko się utrwalała.
Mam nadzieję, że opisana historia nie ma odniesienia do życia autora, bo to'coś' powyżej opisuje, jak wypaczony umysł narkomana spostrzega świat rzeczywisty. Tak powstają posiadacze 'wyzwolonych umysłów' kryjacy się w melinach, śmierdzacy niemytym ciałem i brudną bielizną, na granicy śmierci głodowej, umierajacy z wycieńczenia i chorób przenoszonych brudną igłą.
Zero fantastyki.
Krytyka krytyką ale w powyższym komentarzu jest tyle ignorancji że aż głowa mała
"Zobaczy pan, od tego wstrzykiwania sobie maryhuaniny w żyłe to najpierw pan wyląduje na ulicy, a potem na cmentarzu!" w tym fragmencie właśnie polewam z takiej ignorancji, ah ah