
Autorze! To opowiadanie ma status archiwalnego tekstu ze starej strony. Aby przywrócić go do głównego spisu, wystarczy dokonać edycji. Do tego czasu możliwość komentowania będzie wyłączona.
Szedłem ciemną nocą, po nie mniej ciemnej ulicy mego miasta. Właściwie nie wiedziałem dokąd i po co idę. Nie wiedziałem również, a tak właściwie nie pamiętałem skąd. Ten ruski napój Bogowa, naprawdę potrafi wyczyścić pamięć. Chodzą słuchy, że KGB podawało go tym co za dużo wiedzą, a nie wygodnie by było gdyby nagle zniknęli. Paskudne ścierwo, chyba nikt nie wie ile ma procent. I kolejny raz powtarzam sobie nigdy więcej. W dodatku pamięć to nie jedyny problem. Doznałem jeszcze uszczerbku na zębie. Było ich dwóch, ale oczywiście alkohol robi ze mnie bohatera! Jakże epicko w moich ustach musiało brzmieć, ostre „wypierdalać". Przez chwilę czułem się niczym Bogusław Linda. Potem w jednej chwili wraz z krwią wypłynęła ze mnie cała odwaga. Teraz aż boję patrzeć się do lustra. A jutro miałem zobaczyć się z Anką. No cóż, chyba będę musiał to przełożyć. Psia mać, czego ode mnie chcą o trzeciej w nocy… kto mądry o tej porze pisze SMS'y.
***
Daniel, stojąc pośród ciemnej pustki wyciągnął telefon. Na ekranie zobaczył cztery litery. Zazwyczaj na ich widok wariował ze szczęścia. Otworzył wiadomość od kontaktu: „Ania". Następnie rzucił telefon na ziemię i wbiegł do kamienicy po prawej stronie. Po drodze potrącił jeszcze starego człowieka ubranego w długi skórzany płaszcz.
***
-Warczak, co tu się do cholery właściwie stało?– rzucił typ w ciemnych okularach
-Na miejscu zdarzenia, nasi technicy…
-Daruj sobie ten żargon Warczak!
-Dobrze Panie Maćku…
-Panie oficerze Maćku! Nie zapominaj o tym.
-Więc– odetchnął ciężko– Panie oficerze Maćku. Znaleźliśmy tego tu… trupa… Miał dowód. Niejaki Daniel Dzierżyński. Wygląda na to że został pobity, jednak zginął inaczej. Skoczył stamtąd– wskazał palcem na dach dziewięcio piętrowej kamienicy– To z pewnością samobójstwo.
Glina w ciemnych okularach podniósł leżący opodal telefon komórkowy. Aż dziw, że nikt wcześniej go nie zauważył. Odczytał ostatniego SMSa:
„od ANIA
Nienawidzę Cię! Nie dzwoń więcej i nie pokazuj mi się na oczy. Z nami koniec"
Policjant wyłączył wiadomość i przeszedł w menu do połączeń.
„Ostatnie wykonane połączenie:
ANIA"
-Już drugi nieszczęśliwy romantyk w tym tygodniu– skwitował i z pełną rutyną poszedł pisać raport.
Nad ulicami Tarnowa powoli wschodziło letnie słońce.
***
Skądś to mieszkanie znam. A tak, mieszkanie Ani. Ktoś pukał do drzwi. I zobaczyłem tę piękną śpiącą królewnę. Ania otworzyła oczy. To dziwne, ale poczułem jakbym usłyszał jej myśl.
To pewnie ten idiota chce mnie przepraszać. Nie, nie daruję mu tego co powiedział tej nocy przez telefon. Nawet nie mam zamiaru wstawać by otwierać drzwi.
Aż tak ją skrzywdziłem? Ale co tutaj w ogóle się dzieje? Śnię? Skąd ja tu jestem? Pukanie nie ustawało. Nagle rozbrzmiał gromki okrzyk.
-Policja, OTWIERAĆ!
Ania najwyraźniej się zdziwiła. Świadczyła o tym mina, którą tak świetnie pamiętałem. Poza tym… czułem to. Nie wiem jak, ale to coś jakbym był połączony z jej jaźnią. Otworzyła drzwi.
-Policja, ale o co chodzi?
-Znała pani Daniela Dzierżyńskiego?
-Tak, ale już go nie znam. Co on znowu zwojowa… zaraz… jak to znała?
-No znała– powiedział typ w ciemnych okularach– facet skoczył z kamienicy na Lwowskiej, zaraz po tym jak dostał od pani tego SMSa o trzeciej. Ale to chyba już dla pani nie problem, sądząc po jego treści.
Co za gnida. Zaraz go do cholery… Ale… nagle coś sobie uświadomiłem. Mnie nie ma. Ja nie żyję. Jestem duchem? Spróbowałem popatrzyć się pod siebie. To dziwne uczucie, jednak nic się nie stało. To tak jakbym obserwował ekran telewizora. Jakiś niedorzeczny film… Nie, nie mogę być duchem. One mogą się poruszać. Już wiem! Stałem się jakąś pieprzoną metafizyczną kamerą. I co Boże, fajnie ogląda Ci się transmisję LIVE? Jeśli tak wygląda to Twoje życie po śmierci, to…
Nagle wróciłem do „rzeczywistości", o ile można to tak nazwać. Byłem w łazience. Ania ocierała łzy chusteczkami higienicznymi. Policji chyba już nie było. Spróbowałem przemówić, jednak nawet sam siebie nie usłyszałem.
Co ja zrobiłam. Zabiłam go. Przecież on mi tylko powiedział, że jest z kolegami i pije za moje zdrowie. Mówił że mnie kocha. Nienawidziłam gdy pije. Ostatnio zdarzało się to coraz częściej. Chciałam mu dać nauczkę. Przeginał… Jednak… Ja go kocham! Słyszysz Daniel, kocham Cię!
Słyszałem. Nie mogłem jednak odpowiedzieć. Cierpiałem chyba nawet bardziej niż ona. To było nie do zniesienia. Widziałem, co jej zrobiłem… A nawet łzy uronić nie mogłem.
***
Ania ubrała się i wyszła. Podążałem za nią, jak obiektyw kamery na statywie. Przynajmniej mogłem na nią patrzyć, to poniekąd mnie koiło. Szła przed siebie, zupełnie bez celu. Po chwili zaczęła biec. Słyszałem jej myśli. Bolało mnie to, co jej zrobiłem. W końcu siadła na ławce i zaczęła szlochać.
Pamiętam to miejsce! Siedziała na ławce, przed tą kamienicą. Skąd ona wiedziała, że to tu? A może nie wiedziała? Powoli przestawała płakać. Nagle z klatki wyszedł dziwny facet. Skądś go pamiętam. Wiem! Ostatnia osoba spotkana przed śmiercią.
-A więc to Ty?– rzekł do Ani
-Kto ja? Kim pan jest? O co chodzi?– Odpowiedziała jąkając się
-Człowiekiem…
O co mu chodzi? Jeśli zrobi jej krzywdę, to nie wiem jak ale zabiję tego dziada!
-Chodzę już tyle po tym świecie, że wiem jaką potęgę ma wasza kobieca intuicja. To się zdarzyło tutaj, próbowałem go powstrzymać ale jestem za stary by biegać po schodach…
Ania próbowała coś powiedzieć, zamiast tego zalała się łzami.
-Musisz wiedzieć jedną rzecz dziecko, on nigdy nie umrze!
-Ale jak…– Ania wysiliła się na te dwa słowa, po czym znowu zalała się łzami.
-Istnieje ciągle w Twojej jaźni. Ludzie, którzy się kochają łączą się w jedność. Stanowią nierozerwalny monolit. Póki Ty żyjesz, on dalej jest. Miłość z dwóch bytów tworzy jeden. Nierozerwalny.
Co to za facet? Mówi mądrze, jestem. Ale… to cholernie dziwne. Poza tym, skąd on to wie?
-Ale…– Nie potrafiła powiedzieć nic więcej
-Dziecko, nie musisz nic mówić. Po prostu wysłuchaj. Wiem, że jest Ci ciężko. Ale czy nie czujesz wciąż jego obecności. Silnego męskiego ramienia, który cię obejmuje? Możesz… możesz… poczuć jego byt i miłość teraz znacznie bardziej. On również… Jednak… Musisz przestać się za to obwiniać, a on obwiniać siebie.
Takie sobie to opowiadanie. Z początku nawet niezłe, ale zakończenie bardzo mi się nie podoba. Mam wrażenie, że z całego tego opowiadania istotne są cztery ostatnie akapity, a całą resztę możnaby spokojnie wyrzucić do kosza. Postarałbyś się przekazać tę myśl jakoś mniej wprost. Poniżej kilka konkretnych uwag.
1. Szedłem ciemną nocą, po nie mniej ciemnej ulicy mego miasta.
Zupełnie nie podoba mi się to zdanie. Szczerze pisząc uważam, że jest koszmarne. Już lepiej napisać "Ulica, po której szedłem, była równie ciemna, jak sama noc", albo coś takiego. Ale tego rodzaju porównania w ogóle są dość oklepane. Nie zaczynałbym w ten sposób, chyba, że chcesz skutecznie odepchnąć czytelnika od swojego tekstu.
2. Chodzą słuchy, że KGB podawało go tym co za dużo wiedzą, a nie wygodnie by było gdyby nagle zniknęli.
Wiedzieli. Następstwo czasów się kłania.
3. Było ich dwóch, ale oczywiście alkohol robi ze mnie bohatera! Jakże epicko w moich ustach musiało brzmieć, ostre „wypierdalać".
A to bardzo fajne. Więcej takich. :)
4. Zdaje się, że policjant nie powinien tak po prostu podnosić telefonu. Wiesz, najpierw zdjęcia miejsca zdarzenia, odciski palców i tym podobne formalności. Poza tym trochę za szybko odnaleźli dziewczynę. Teoretycznie jest to możliwe, ale w praktyce wymagałoby od policjantów pewnego wysiłku. Rozumiesz, zerwać z łóżek pracowników sieci telefonicznej, skłonić ich do podania danych osobowych. Zresztą do tego prawie na pewnoi potrzebny jest nakaz sądu. W każdym razie nie wyobrażam sobie, by policjant, który tak obojętnie przechodzi przez miejsce śmierci ("kolejny romantyk") kłopotał się tak pilnym szukaniem telefonu osoby, która najprawdopodobniej nie ma ze sprawą prawie nic wspólnego.
Dzięki za uwagi. :) To moje pierwsze opowiadanie, które w ogóle uznałem za jako tako doprowadzone do końca. Na przyszłość będę starał się unikać tych błędów.
Teraz aż boję patrzeć się do lustra. – Ciężko do lustra zajrzeć. Przeglądać się w lustrze, spoglądać w lustro.
-Już drugi nieszczęśliwy romantyk w tym tygodniu- skwitował i z pełną rutyną poszedł pisać raport. – Nie rozumiem pojęcia, pójść z pełną rutyną. Chodziło ot o, że napisanie raportu było rutynową czynnością? Jeśli tak, to strasznie mętnie to opisałeś. Zdanie do przeredagowania.
Oprócz tego spacje przed niektórymi myślnikami Ci umknęły.
To ja tyle dodam do uwag Świętomira. Końcówka dziwna, urywa się jakby nagle.
Zaufaj Allahowi, ale przywiąż swojego wielbłąda.
Dzięki za uwagi Fasoletti. ;) Na pewno będą pomocne.
Ja się czepię do zlepku dwóch zdań, postawionych obok siebie:
"Doznałem jeszcze uszczerbku na zębie. Było ich dwóch, ale oczywiście alkohol robi ze mnie bohatera"
Dla mnie to sugeruje domyślnie: było ich dwóch zębów; mimo, że to niegramatyczne.
Powód samobójstwa też jakiś dziwny. Z początkowej charakterystyki Daniela, nie wynika, żeby był aż tak wrażliwy. Aż do końca miałem nadzieję, że to będzie morderstwo.
Lekko się rozczarowałem.
Ode mnie 3
Cieszę się, że opublikowałem tutaj to swoje pierwsze opowiadanie, ponieważ otrzymałem wiele cennych rad. :) Następnym razem na pewno będzie nieco lepiej. :)
Przeczytałem, błędy już zostały wymienione. Opowiadanie nie przypadło mi do gustu, ale de gustibus non est disputandum ;)