.gif)
Autorze! To opowiadanie ma status archiwalnego tekstu ze starej strony. Aby przywrócić go do głównego spisu, wystarczy dokonać edycji. Do tego czasu możliwość komentowania będzie wyłączona.
Dziwne wrażenie, które sprawia budzący się dzień w stanie Floryda, jakby słońce podnosiło się z oceanu. Światło wychodzi z głębi ziemi, nie zaś z nieboskłonu, jak w innych rejonach świata. Ta inność zwiastuje inną jakość życia. To nowe zapachy, ekscytujące i pełne ciężkich westchnień, bogate w przepływające strumieniem dolary. Głębokie zapachem kobiecych ciał, obnażonych, pokrytych kropelkami potu na lśniących, naoliwionych filtrami UV kształtach.
Za dnia seks pachnie inaczej. To szybkie i zmysłowe akty w pustych korytarzach, bungalowach i przebieralniach. Pełne namiętności i wyzbyte pruderii. Zapachy wzbogacone egzotyką woni kwitnących pomarańczy. Za dnia nikt nie pyta o imię, nie męczy się zbytecznie, nie czaruje. Cała energia skupia się na doznaniu ekstazy w szybkim akcie, dopiero, co poznanego partnera. To słońce pobudza obnażone ciała urlopowiczów i wyzwala w nich pierwotne instynkty. Wystarczy spojrzenie, muśnięcie innego ciała, by krew zawrzała i spłynęła do lędźwi.
Oto Floryda. Tak ją właśnie zapamiętał Jacques Coustow. Całe swoje młode życie spędził na jej plażach, mokry od bryzy oceanu i równie słonego kobiecego potu, wymieszanego z filtrami UV.
Jakże inna jest Floryda od suchego Teksasu, w którym mieszka od jedenastu lat. Teraz wraca tu, razem ze swoimi wspomnieniami. Z piękną i bogatą żoną, która dała mu fortunę jej ojca i dwójkę udanych dzieci.
Wakacje ich życia. Tak to sobie wymyślili. Przejadą, w kupionym specjalnie na tą okazję, camperze RV, przez Stany całą rodziną, zatrzymując się wszędzie, gdzie coś ich zauroczy. Na dłużej zawitają w Miami. Tam właśnie zaczęła się historia, historia ich rodziny.
Prostą i pustą o tej porze dziesiątką, z cichym pomrukiem, przemieszczał się camper, tnąc swymi światłami resztkę mroku. Monotonna cisza po obu stronach Interstate Highwey 10 usypiała. Jacques spisywał się jednak dzielnie. Pewnie trzymał w dłoniach, wygodną kierownicę produktu firmy Winnebago z Iowy. Ekskluzywna i przestronna kabina, oddzielona zasuwanymi drzwiami od części mieszkalnej, pozwalała na swobodną konwersację i głośną muzykę, bez obawy, że zakłóci sen pięcioletniej Marcie i jej siedmioletniemu bratu, Jacques'owi Juniorowi. Ledowy monitor pozwalał obserwować z kabiny wnętrze części sypialnej. Tego udogodnienia życzyła sobie Diana,
trzydziestodwuletnia, bardzo jeszcze atrakcyjna, żona Jacques'a Coustow.
Mimo klimatyzacji, w kabinie było dosyć ciepło i Jacques czuł się niekomfortowo. Miał wrażenie, że cuchnie potem. Jego rozpięta, kwiecista, koszula jednoznacznie wskazywała na swobodę życia urlopowego. Odsłaniała dobrze zbudowany i sprężysty tors trzydziestopięcioletniego mężczyzny, tors, należący do większej całości, która, jeszcze kilkanaście lat temu, czyniła z niego boga, na plażach Florydy. Jego przyjaciele z przekąsem mówili, że Jacques częściej trzymał swego kutasa w ustach młodych dziewcząt niż w spodenkach.
Koszula swobodnie opadała na krótkie, brązowe i luźne spodenki, tylko o ton lub dwa ciemniejsze od jego mocno opalonej skóry nóg. Diana, mężnie towarzyszyła mężowi przez całą noc. Mogli przespać się gdzieś na poboczu, po wyjeździe z Mobile, gdy zapadł zmrok, ale Jacques, chciał uniknąć wzmożonego ruchu i słońca, które wyraźnie zaznaczało bliskość stanu Floryda. Postanowili, więc jechać nocą. Odpoczną w okolicach miasteczka Pensacola na Florydzie.
Diana, czuła już wyraźnie niedogodności nocnej podróży, starała się jednak nie usnąć. Kiedy swobodna rozmowa stawała się coraz trudniejsza, poprosiła męża by opowiedział jej o dziewczynach z Florydy. Była świadoma licznych podbojów erotycznych Jacques'a przed ich związkiem. Miała też pewność, że od chwili, gdy się spotkali, jest jedyną miłością swego faceta, jak o nim mówiła. Jacques lubił to określenie, zawsze, gdy Diana tak go określała, czuł, jak staje się pożądanym mężczyzną. Oboje nie mieli przed sobą tajemnic. Diana, odnajdywała pewnego rodzaju perwersyjną przyjemność w opowieściach męża o przebytych romansach i epizodach erotycznych. Czuła się wtedy wyjątkowa. Taki facet jak Jacques, miał każdą na skinienie palca, a wybrał ją. Wiedziała, że jest atrakcyjna i pożądana przez innych mężczyzn, ale żaden nie mógł równać się z jej facetem. Nie wiedziała tylko, że ten facet najpierw wybrał fortunę jej ojca, a dopiero w następnej kolejności jej starannie pielęgnowaną cipkę.
Jacques, z uśmiechem westchnął i zaczął opowiadać o Carroll, meksykańskiej piękności, którą potrącił kiedyś deską surfingową. Zrobił to oczywiście niechcący, ale nigdy tego nie żałował. Dziewczyna upadła na złoty piasek plaży. Kiedy pomagał jej wstać, poczuł jej zapach, a w oczach ujrzał ogień. Jego kutas zareagował gwałtownie, co nie uszło uwadze ratowanej piękności. Nim zdążył powiedzieć jak mu przykro, usta wypełnił mu wilgotny język. Miał kwaśny smak, limonki, którą właśnie jadła.
– Jesteś mi winien przyjemność, za ten cios dechą – powiedziała, gdy już uwolniła usta. Stał przez chwilę jak ogłupiały.
– Czyżbym uszkodziła ci język – zażartowała meksykanka.
– Myślę, że nie język został porażony – wydukał po chwili.
– Więc twoja szkoda jest większa niż moja – zaśmiała się dziewczyna odsłaniając szereg perlistych i idealnie równych zębów – musimy to jakoś naprawić…
Dzień zmienił się, w jednej chwili, w erotyczny amok, nasilający się z upływem każdej minuty. Samo wspomnienie o Carroll podniosło w stan gotowości jego kutasa, który bez trudu wypiętrzył luźne, brązowe spodenki. Diana kątem oka widziała, jak męskość jej faceta przyjmuje właściwą dla takiego momentu postawę. Położyła rękę na owłosionym udzie męża, na granicy nogawki i ciała. Jej jedwabna koszulka bez ramiączek swobodnie zawieszona na wysokości piersi i kończąca się niewiele dalej, poniżej ich granicy, odsłaniała, ciągle jeszcze napięty i płaski brzuch, z wyraźnie zaznaczoną wąską talią. Na biodrach, jakby od niechcenia, leżał wąski pasek materiału, który nieostrożnie można by nazwać spódnicą.
Jacques spojrzał na krągłe i jędrne piersi swej żony. Jedwab, idealnie oddawał ich kształt i nieprzyzwoicie potwierdzał, ukazując sterczące sutki, że jest jedyną osłoną tego atrybutu kobiecości. Wiedział, że również kusa spódniczka to jedynie pozorna osłoną delikatnej i soczystej brzoskwini jego Diany. W jego myślach budziło się wulgarne zwierzę. Nie odrywając wzroku od linii drogi, w lewej dłoni zacisnął koło kierownicy, prawą zaś ulokował dokładnie u zbiegu ud swej żony. Poczuł ciepło i wyraźną wilgoć przez cienki materiał, okalający biodra. W tym samym momencie dłoń kobiety znalazł drogę do chłodnych i wygolonych jąder.
– Spójrz tam – drżącym głosem wyszeptała Diana, wskazując na pobocze, jakieś sto, może sto pięćdziesiąt stóp przed nimi. W tym samym momencie mocniej zacisnęła dłoń na jego klejnotach. Jacques spojrzał we wskazanym kierunku. Fala gorąca przeszyła mu ciało. Przed nimi potężne, czarne psisko kryło z zapamiętaniem sukę. Ten obrazek wzbudził w nich takie pożądanie, że trzymany w dłoniach Diany kutas omal nie wystrzelił.
Sytuację uratował gwałtowny odruch kierowcy i przeraźliwy krzyk opon wielkiego campera. Wduszony do końca hamulec niemal zablokował wszystkie koła. Smród palonej gumy wdarł się do kabiny chwilę po tym, jak Jacques instynktownie ściągnął kierownicę w lewo. Zdążył jedynie zauważyć wyszczerzone zębiska wielkiej mordy, wielkiego czarnego psa i usłyszeć głuche uderzenie o maskę. Krótki skowyt. Jęk Diany, która wcześniej odpięła pasy, uderzyła, więc boleśnie o deskę brzuchem i głową o szybę, omal jej nie wybijając.
Gwałtowność wydarzenia obudziła, w części mieszkalnej, dzieci. Były przerażone, ale bezpieczne. Nic im się nie stało. Samochód obrócił się o dwieście siedemdziesiąt stopni do kierunku jazdy, pozostał jednak na pasie autostrady. Zawieszeni, pomiędzy nocą a dniem, na pustej międzystanowej dziesiątce, stali całą rodziną Coustow'owie. Zdarzenie, które zmieni ich wakacyjne plany, a może nawet ich życie.
Dwoje dorosłych ludzi przyglądało się zmasakrowanej bryle mięsa, która jeszcze chwilę temu była szczęśliwym psem, za ich plecami stał siedmioletni chłopiec i bezgłośnie płakał, drżąc na całym ciele. Kilkadziesiąt stóp za nimi mała dziewczynka wpatrywała się w coś, czego nie potrafiła nazwać. Była przerażona i zauroczona jednocześnie.
– Czym jesteś? – zapytała z naiwnością, właściwą dzieciom. Pytanie pozostało bez odpowiedzi.
– Czym jesteś?! – krzyknęła tym razem Marcie, na tyle głośno, by Diana otrząsnęła się z szoku i zauważyła brak córki obok siebie.
– Marcie – jęknęła i pobiegła w stronę córki. Nim dotarła do dziecka, jej wzrok zarejestrował coś bardzo dziwnego, coś nieznanego i przerażającego, coś, co dziwnym kształtem wyłaniało się z gasnącej, nocy.
– O kurwa! – usłyszała tuż za plecami głos męża – zabierz dzieci do samochodu. Zrób to natychmiast! – krzyknął Jacques. Wykonała rozkaz męża. Zamknęła dzieci w camperze, wróciła do swego faceta. Stał osłupiały, nawet na nią nie spojrzał. Gdy zapytała, o co chodzi, wskazał tylko w kierunku kształtu, który zafascynował ich małą córkę.
– Chryste, Dian, to nie jest suka. Ta bestia nie kryła suki. Diana, to jakaś potworność…
Diana patrzyła w kierunku dziwnego zjawiska. Jej umysł płatał dziwne skojarzenia. Nagle poczuła nieprzyzwoity wstyd. To, co widziała wyzwoliło w niej tak potężne podniecenie, że czuła, jak z jej gotowej, jeszcze przed chwilą, na przyjęcie kutasa Jaques'a cipki płynie po udach stróżka śluzu tak obfita, że przez chwilę myślała, że oddała bezwiednie mocz. Piersi zaczęły niemiłosiernie boleć. Kobieta nie potrafiła zrozumieć skąd w niej taka perwersyjna żądza. Jej wzrok sztywno utkwił w czymś dla niej niezrozumiałym.
Mężczyzna podszedł bliżej kształtu, który majaczył przed nimi. Nie mógł, a raczej nie chciał uwierzyć w to, co widział.
– Halo, słyszy mnie pani – próbował zagadnąć – halo, proszę mi odpowiedzieć, słyszy mnie pani. Co się stało?
– Jacques, ona cię nie słyszy, nie widzisz? Ona nie reaguje na nic. Diana, miała rację.
– Kurwa, Diana, o co tu chodzi? Przecież to była kobieta…
– To jest kobieta – poprawiła go Diana. Miała rację.
Widzieli przed sobą potwornie okaleczone ciało młodej kobiety. Niezwykle pięknej, mimo swego kalectwa i licznych zadrapań, zadanych pazurami i zębami spółkującego z nią psa. To nadal była piękna kobieta, a raczej pozostałości po kobiecie. Oboje w osłupieniu przyglądali się ślicznemu kształtowi dziewczyny. Jej kolor skóry wskazywał na pochodzenie latynoskie. Musiała być wysoka i bardzo zgrabna. Ktoś w bestialski sposób pozbawił rąk, poniżej stawów barkowych. Odjęto jej również nogi, w połowie długości ud, a kikuty zamocowano w drewnianej, misternie zdobionej płaskorzeźbami, przedstawiającymi różne pozycje seksualne, podstawie. Jej długie, proste włosy, chyba ciemnobrązowe, były mocno zwichrzone. Opadały swobodnie na ziemię, obok przepięknej twarzy, którą opierała się o ziemię. Ciemne, prawie czarne, oczy miała otwarte, ale bez wyrazu, płynęły z nich łzy, tworzące błotną breję na policzkach. Pochylona pozycja była efektem wymuszonym przez cielsko psa, który ją krył. Mimo, jednak, tak potwornej scenerii i sytuacji, pozycja ta eksponowała piękno jej ciała. Smukła sylwetka korpusu przechodziła ze szczupłych ramion ku górze, w wyraźnie zaznaczoną bardzo wąską talię, mocno opuszczoną w dół, przez co, uwydatniała przepiękny kształt pośladków, zwróconych ku gapiącym się na nie w osłupieniu i perwersyjnym podnieceniu Coustow'om. Pozycja ta eksponowała, starannie wygoloną, cipkę kobiety. Rozwartą jeszcze delikatnie i ukazującą aksamitną, różową barwę jej wnętrza, z którego spływała mętna, lepka ciecz, potwierdzająca pełną satysfakcję martwego już psa.
Z odrętwienia wyrwał ich głos małej Marcie, która wyszła z samochodu.
– Mamo, co to jest? To pani?
– Tak kochanie, to bardzo skrzywdzona pani – bezwiednie odpowiedziała jej matka.
– A czemu jest taka malutka i nieubrana, i czemu jest tutaj sama, ona się nie boi nocy? – pytała nadal dziewczynka, tym razem zamiast odpowiedzi, matka ujęła drżącą dłonią drobną dłoń swego dziecka i ruszyła do samochodu, w oczach miała łzy, a w sercu nieopisany strach i podniecenie.
– Jacques, zadzwoń po policję i zabierz nas stąd – rzuciła przez ramię do zdrętwiałego męża.
– Dobrze, kochanie. Daj mi coś do przykrycia tej biedaczki. – Mężczyzna nie czekał jednak na odpowiedź. Zabrał z samochodu koc i wrócił do okaleczonej postaci.
Kiedy dotknął jej ciała, by je unieść i okryć kocem, zadrżała. Z jej ust wydobył się jęk, który zmroził go jeszcze bardziej.
– Ona nie ma języka – uświadomił sobie, – kto ci to wszystko zrobił – pytał sam siebie. Otulił ją szczelnie kocem, uklęknął obok i objął ramieniem. Czuł, jak jej ciało drży, a chwilę potem wstrząsają nim konwulsje bezgłośnego płaczu.
Jacques, nie słyszał wyjących syren policyjnych wozów, ani nie widział błysku migających świateł. Trzymał w ramionach najdziwniejszą kobietę, która była przeraźliwie okaleczona, a jednak wyzwalała w nim emocje, nad którymi nie mógł zapanować. Tulił ją mocno. Bliskość jej twarzy i ciała pozwoliła mu stwierdzić, że mimo zbrukania, przez bezczelne zwierzę, miała ciało zadbane. Czuł od niej zapach psa, przez który przebijał się zapach kobiety, jej włosy pachniały świeżością. Nic nie rozumiał.
– Proszę ją puścić! – Usłyszał głos policjanta, potrząsającego go za ramię – już dobrze, jest tu lekarz, niech pan ją puści.
Puścił, rozluźnił ramiona. Wstał. Nic nie mógł powiedzieć, nie odpowiadał na pytania. Wokół biegali ludzie w mundurach, coś pokrzykiwali. Nie mógł zrozumieć ani jednego słowa.
Zrobiło się jasno. Dzień pokonał mroki nocy ostatecznie. Jacques drżał, zrobiło mu się zimno. Ktoś wziął go pod ramię i zaprowadził do jego samochodu i położył na łóżku. Poczuł lekkie ukłucie w ramię. Świat odpłynął za zamkniętymi powiekami.
Kolega miał w rękach książkę? Zwyczajną książkę, w której są akapity, partie dialogowe? Jeśli tak, niech Kolega łaskawie upodobni swe dzieło do tekstu, dajacego się czytać bez bólu oczu i zgrzytu szarych komórek...
Całe swoje młode życie spędził na jej plażach, mokry od bryzy oceanu i smaku kobiecego, równie słonego potu, wymieszanego z filtrami UV, w ustach. zły styl, szczególnie z tym kobiecym smakiem.
Odsłaniała dobrze zbudowany i sprężysty tors trzydziestopięcioletniego mężczyzny, tors, który należał do większej całości, która jeszcze kilkanaście lat temu czyniła z niego boga na plażach Florydy.
hmm, większej całości?
Nie wiedziała tylko, że jej facet najpierw wybrał fortunę jej ojca, a dopiero w następnej kolejności jej starannie pielęgnowaną cipkę. nie chciałabym, zeby mnie tak ktoś nazwał, ale cóż, to tak na marginesie.
Świat odpłynął za zamkniętymi powiekami. zły styl.
i, czy prawie cały ten tekst musiał być o pierdoleniu?
Formatowanie, masakra. Jak to będzie po ludzku wyglądać, to być może tu wrócę, a na razie idę coś innego przeczytać.
Zaufaj Allahowi, ale przywiąż swojego wielbłąda.
Dziękuję Koledze w imieniu własnym i innych zaintertesowanych.
Fas, możesz wracać.
Pikapika -> cóż, zapewne taki okres w życiu...
Serio. Rozumiem, że to wstęp, bo coś tam było o odmienieniu życia rodziny. Pożyjemy, zobaczymy. Pol Saju, popoprawiaj interpunkcję, na ile zdołasz i zdążysz, i popraw tę nieszczęsną, powtarzającą się w co drugim opowiadaniu dozorczynię a to krwi, a to innego płynu. Powtórzenia też przydałoby się skasować.
już od wstępu tekst mnie szczerze powiedziaszy zniechęcił. niektóre zdania są pokrętne i wymagają kilkukrotnego przeczytania, a to zaburza rytm i generalnie zniechęca. stylistycznie jest kiepsko - możnaby poprawić chociaż wspomniane przez przedmówców powtórzenia.
erotyczny klimat tekstu, mi osobiście, nawet przypadł do gustu (w końcu rzadko jest okazja przeczytać to coś o takim zabarwieniu), ale tej erotyki jest trochę za dużo i jest mimo wszystko pokazana trochę nieumiejętnie. momentami zniechęca i śmieszy, miast rozbudzać wyobraźnię czytelnika.
co do fabuły.... hmm.... uznajmy, że to tylko wstęp, a fabuła znajdzie się w nastepnej części. mam rację?
tak czy inaczej czeka cię jeszcze wiele pracy, nad stylem i warsztatem. trening czyni mistrza, więc do dzieła
serdeczne dzięki za kromkę słowa... Może dalej będzie miej boleśnie...
Nie wiem, czy zdajesz sobie sprawę, Autorze, że na tę stronę wchodzą także dzieci. Dziesięcio- jedenastolatki. A treści twojego opowiadania są... sam wiesz jakie. Zastanów się, czy portal NF jest odpowiednim miejscem do publikacji twoich fantazji erotycznych.
Osobiście nie jestem fanem takiej hmmm... literatury.
Bezczelny pies mnie rozłozył na łopatki :P
Ogólnie to ja lubię takie teksty, ociekające tanią pornografią i przemocą. I pod tym względem było spoko. Tylko niektóre zdania są strasznie zagmatwane, a i zaimki nieraz niepotrzebnie wstawiasz. A kutasa naprawde można okreslić wieloma innymi słowami, nie tylko kutas.
Zaufaj Allahowi, ale przywiąż swojego wielbłąda.