
Autorze! To opowiadanie ma status archiwalnego tekstu ze starej strony. Aby przywrócić go do głównego spisu, wystarczy dokonać edycji. Do tego czasu możliwość komentowania będzie wyłączona.
W maleńkiej osadzie Tasko, zagubionej wśród głębokich dolin, gór i lasów nieszczęścia nie miały racji bytu. Mieszkańcy wiedli żywot spokojny i dostatni. Tylko starsi pamiętali jeden epizod, nieprzyjemną rysę na tle idyllicznej historii wioski. Była to dziwna opowieść o tym, jak raz po długiej tułaczce wrócił do domu Rask, przezywany Muchomorem. Będąc dzieckiem stronił od rówieśników, zamknięty w sobie chadzał własnymi ścieżkami i niewiele więcej dałoby się o nim powiedzieć. Zapamiętano jedynie, że miał niezwykły zwyczaj zbierania muchomorów w okolicznych lasach. Gdy Rask dorósł, chciał dostać się na uczelnię nauk magicznych, znajdującą sie daleko hen za górami, w nieomal mitycznej krainie Antaria. Jednakże nikt inny nie nosił się z podobnymi planami, gdyż Tasko miała własną szkołę i wszystkim ona wystarczała. Ale Rask uparł się i po kłótni z rodzicami uciekł z domu. Tak naprawdę to nikt nie wiedział, dokąd się udał.
Po dwóch latach nieobecności Rask powrócił z dobrowolnego wygnania. Skierował się do swojego domu, a tam przyjęli go z otwartymi ramionami uszczęśliwieni rodzice. Tylko oni go kochali.
Przez to, że Rask był uważany za człowieka odstającego od normalności, odludkiem i dziwakiem, nie miał przyjaciół ani znajomych, nikt nie zwracał na niego uwagi.Stąd też cała sprawa pozostaje do tej pory w sferze luźnych domysłów i interpretacji. Zachowało się zaledwie jedno świadectwo, rzucające nieco światła, a jest nią zeznanie wioskowej zielarki, pani Wakuszki. Oczywiście złośliwcy nie omieszkali mówić, że doznała ona halucynacji po spożyciu własnych wywarów, pełnych tajemniczych ingrediencji.
Pani Wakuszka, szukając pewnych ziół, zapuściła się w głąb lasu i niemalże wpadła na olbrzymiego, zielonkawego muchomora. Spojrzała w górę i zobaczyła Raska, siedzącego na pierścieniu łodygi, wznoszącej się niby drzewo na kilkanaście metrów i zakończonej rozłożystym parasolem, który ocieniał całą polane. Przerażona uciekła czym prędzej. W swojej chatce sama utwierdzała się w przekonaniu, że legła przywidzeniu, więc nie powiedziała nikomu o gigantycznym grzybie. Jej niewiarygodna przygoda nabrała znaczenia dopiero po zagadkowej śmierci Raska, która nastąpiła w dzień później. Wówczas to ośmieliła się opowiedzieć o tym, co zobaczyła w lesie. Spora gromada ciekawskich wybrała się do miejsca, gdzie miał rosnąć wielgachny grzyb. Nie znaleziono jednak niczego nadzwyczajnego, z wyjątkiem gołego placu przyciemnionej ziemi.
Kiedy znachor dokładnie zbadał martwe ciało Raska, znalezione na skraju lasu, stwierdził z całą stanowczością, iż młodzieniec uległ zatruciu po spożyciu śmiertelnej dawki muchomora sromotnikowego.
Śmieszny ten tekst nie jest na pewno, przynajmniej dla mnie. Koleś musiał mieć naprawdę pojemny żołąd, swoją drogą.
Zaufaj Allahowi, ale przywiąż swojego wielbłąda.
Nie mam pojęcia, o co tu chodzi. Całe szczęscie, że opowiadanie było krótkie.
1/6
"Przez to, że Rask był uważany za człowieka odstającego od normalności, odludkiem i dziwakiem, nie miał przyjaciół ani znajomych, nikt nie zwracał na niego uwagi"- uważany za odludka i dziwaka
Takie sobie. Ani poważne, ani wesołe. Kwestia końcowa wcale mnie nie ruszyła. Sorry.
tak jak nie do końca zgadzam się z nazywaniem "czarnego kwadratu na białym tle" sztuką, tak również mam problem z nazwaniem tego tekstu "opowiadaniem". być może wykracza to poza moje możliwości pojmowania, ale tak jak przedmówcy, nie mam bladego pojęcia o co tu tak właściwie chodzi. jeśli miał to być zabawny tekst z powalającą puentą, to autor niestety odniósł sromotną porażkę.
cóż, co by nie powiedzieć tekst jest również oryginalny. tyl tylko że w sensie "niespotykanie nielogiczny"
Jak dla mnie to jest tekst o niczym.
www.portal.herbatkauheleny.pl