
Autorze! To opowiadanie ma status archiwalnego tekstu ze starej strony. Aby przywrócić go do głównego spisu, wystarczy dokonać edycji. Do tego czasu możliwość komentowania będzie wyłączona.
– Od początku wiedziałeś kim jestem – powiedziała rankiem, zbierając swoje rzeczy, by jak najszybciej opuścić dom pustelnika.
– Oczywiście, że wiedziałem – odparł. – Masz mnie za głupca? Nawet gdyby wiatry nie śpiewały mi o tobie, to widziałem twój płaszcz, miecz, a nawet medalion słońca. To oczywiste, że bym się domyślił. – Alia popatrzyła na niego gniewnie, podeszła bliżej i wymierzyła palcem wskazującym w jego pierś.
– Podglądałeś jak się przebierałam?! – zapytała ostro.
– Nie… ja…
– To gdzie niby widziałeś medalion?!
– Nie specjalnie. – Pustelnik zaczerwienił się, ale tylko na moment. – I to chwilkę przez szparę w drugiej izbie, jak przyszedłem po ziarno dla kur – wyjaśnił i nagle chwycił ją w talii przyciągając do siebie. – Nie często widuję takie cuda – powiedział zalotnie. Dziewczynę zalała fala gorąca, a wraz z nią napłynęły wspomnienia koszmarnej nocy na wschodnim szlaku. Gwałtownie odepchnęła Agira i łzy napłynęły jej do oczu. Nie potrafiła ich powstrzymać. Wylewały się z kącików oczu i spływały strumieniami po policzkach. Załkała i zakryła twarz dłońmi opadając ciężko na łóżko. Nagle poczuła się samotna i nic nie znacząca, jak ziarenko piasku na pustyni. Siły ją opadły. Agir podniósł się zszokowany. Dopiero teraz uświadomił sobie co uczynił, ale było już za późno.
– Przepraszam – wyjąkał. – Nie wiedziałem… to znaczy nie chciałem… – westchnął ciężko i nie wiedząc co ma zrobić, usiadł koło niej. Dziewczyna niespodziewanie przytuliła się do niego i jeszcze mocniej zapłakała.
– Zostanę – wychlipała, ponieważ nagle poczuła, że ten tajemniczy młodzieniec, mający na zawołanie wichry rubieży, jest jedyną osobą na świecie, której może zaufać.
Znali się ledwie dwa dni, ale Alia czuła jakby to były długie lata. Przez podróż wiatrolotem do pustelni Agira zyskała dwa dni, a gdy mężczyzna odwiezie ją potem do samego Dannew jak obiecał, zyska dodatkowo co najmniej cztery doby. Wobec tego postanowiła zostać w gościnie kilka dni, nie martwiąc się upływającym czasem. Problemy, dzięki którym wyruszyła w tą podróż pozostały gdzieś daleko poza nią. Chociaż często powracały myśli, przypominające Ravana, czekającego w zamkowych lochach, ale szybko obraz ten ustępował pola Margit, ostrzegającej przed powrotem do Kyrtos. Wiedziała, że nie powinna wyruszać za Lekanem na wschód, przed czym również przestrzegała ją wiedźma, wobec czego pozostała jej jedynie droga na północ, do biblioteki, w której być może znajdzie księgi Anahita. Ale znajdując je nie miała wcale pewności, że wskażą jej jakiś cel, jakąś drogę, którą powinna podążyć. Zdała sobie sprawę, że pobyt na odludziu, pośród sił przyrody, które słuchały tylko jej towarzysza i nie pozwalały, by ktokolwiek dowiedział się o jej pobycie tutaj, był dobrym rozwiązaniem. Jak powiedział Agir, odkąd postawiła nogę na wschodnim brzegu rzeki Mętnej, ukryła się przed tymi, co ją śledzili
O poranku, zaraz po przebudzeniu, wyruszyli w góry. Przedtem Agir wygrzebał z wielkiego kufra ubrania po matce, które Alia przejrzała i wybrała sobie spodnie i luźną tunikę, świetnie nadające się do pracy w polu. Jak się okazało, w górskiej dolinie pustelnik znalazł żyzne ziemie, na których uprawiał zboże i warzywa. Przyszedł czas żniw, a dziewczyna nie mając do tej pory wiele wspólnego z pracą rolnika, ochoczo przystała na propozycje pomocy. Po kilku minutach lotu, wylądowali na zielonej bujnej trawie, a wiatry, które ich niosły rozpierzchły się i spłynęły z powrotem ku równinom, pozostawiając ich w ciszy górskiej doliny. Wieczorem przestało padać i przez noc chmury ustąpiły, pozwalając słońcu rozświetlić przemoknięty świat o świcie. W nocy Agir poprosił swoich przyjaciół, by osuszyli jego uprawy i liczył na to, że zboże nada się już do koszenia.
Pustelnik posiadał zaledwie jeden sierp, dlatego sam ścinał zboże, a dziewczynę nauczył wiązać je w snopki. Praca choć wyczerpująca, pozwoliła Alii całkowicie zapomnieć o problemach. Mężczyzna opowiadał zabawne historie, które przynosili mu kupcy, a dziewczyna w ramach rewanżu wspominała przygody, jakie przydarzyły jej się przez dwa lata służby Władcy Wichrów. Pomimo poranionych rąk i pokutych twardą słomą nóg, Alia nie narzekała. Uparcie starała się nadążyć za pustelnikiem.
Po związaniu ostatniego snopka, zmęczona dziewczyna usiadła na ziemi, nie zwracając uwagi na twarde ściernisko wbijające się w pośladki.
– Zrobiliśmy kawał dobrej roboty – powiedział Agir siadając za dziewczyną, opierając się plecami o jej plecy. Alia oparła głowę na jego ramieniu i siedziała ciężko dysząc. Patrzyli jak czerwona tarcza słońca, chowa się za zachodnimi szczytami gór. – Jeżeli pomożesz mi przez dwa kolejne dni, to skończymy żniwa i zabiorę cię do Pierwotnej puszczy, byś na własne oczy ujrzała te dziwa z moich rysunków.
– Nie wiem czy chce je wszystkie oglądać – odparła wspominając makabryczne stworzenia, składające się czasami w przeważającej części jedynie z ostrych zębów.
– Uwierz mi, że niektóre są piękniejsze od nich, są piękniejsze od wszystkiego co widziałaś do tej pory – zapewniał. – Tą rozległą puszczę zamieszkują najpiękniejsi i najstraszniejsi mieszkańcy tego świata. A zazwyczaj piękno jest tylko ułudą zwabiającą ofiarę w szpony śmierci.
– Ten świat jest ci bliższy, od świat ludzi – bardziej stwierdziła, niż zapytała.
– Być może tak jest. Nigdy nie zapuszczałem się dalej, niż do wsi położonych na południu Yrlin – zgodził się Agir.
– Nie byłeś nigdy ciekaw ogromnego świata jaki rozpościera się poza twoją równiną?
– Kupcy zawsze opowiadają mi smutne rzeczy, poza tymi kilkoma zabawnymi historiami, jakie ci opowiedziałem, słyszałem tylko o morderstwach, kłamstwach i wojnach. Ludzie, którzy mnie odwiedzają ciągle się gdzieś spieszą. Nawet ty moja piękna, za kilka dni ruszysz w swoją stronę. To nie miejsce dla mnie. Nie potrafiłbym się tam odnaleźć. – Chwilę milczeli przypatrując się potężnym górom, których kształty zaczął z wolna zanikać na tle wieczornego nieba.
– Jesteś pierwszą osobą, która wiedząc, że jestem Siewcą, traktuje mnie jak człowieka – powiedziała po chwili. – Dziś podczas pracy wyobraziłam sobie, że tak mogłoby wyglądać moje życie i… i zapragnęłam tak żyć.
– Zobaczymy jutro rano, gdy twoje ciało nie będzie chciało wstać z łóżka. Jesteś tu dopiero dwa dni i nie wiesz jakie ciężkie jest tu życie. Szybko zatęskniłabyś za światem i jego wygodami. – Nie odpowiedziała. W końcu Agir wstał i podał jej rękę.
– Chodź, musimy ruszać. Zwierzęta czekają na kolację, a i my zasłużyliśmy na kolację.
Ravan leżał nieprzytomny cały dzień i do wieczora następnego, jak dowiedział się od kucharza Jashata, który przyszedł z kolacją i tak długo tłukł miską w kraty i rzucał blaszanymi łyżkami w więźnia, aż ten się obudził.
– Musisz coś zjeść – oznajmił gdy ten wreszcie otworzył oczy. Kucharz postawił miskę z wodą za kratami celi i chochlą pchnął ją w stronę Ravana.
– Pij! – rozkazał. – No pij mówię! Na mojej zmianie nie padniesz z pragnienia.
Więzień poruszył się i zawył przeraźliwie, gdy przyschnięta do ran koszula nagle się oderwała. Padł koło miski i napił się z niej jak pies, ledwo podnosząc głowę.
– Masz tu zupę. Ma być zjedzona do rana, albo ode mnie też poczujesz razy – zaśmiał się kucharz.
– Od kiedy to kucharzowi zależy tak, by więzień zjadł zupę? – wychrypiał Ravan chłodząc plecy kojącym zimnem kamieni w podłodze.
– Powiedzmy, że jesteś specjalnie traktowany ruchaczu księżniczek – wyszeptał kucharz i ruszył ze swoim wózkiem przez korytarz.
Tej nocy ból stał się nie do zniesienia. Więzień cały w gorączce szybko opróżnił naczynie z wodą i zupą. Potem zapadł w sen, podczas którego szarpały nim konwulsje i przechodziły dreszcze. Rankiem gorączka nie ustępowała. Jak przez mgłę zobaczył kata, który wszedł do celi, wtarł jakieś specyfiki w plecy i kazał połknąć jakieś paskudztwo. Zostawił bańkę z wodą i wyszedł. Kolejne dni zlały się w jedno. Więzień nie potrafił powiedzieć jaka jest pora dnia, a zapytany o swoje imię, pewnie musiałby się zastanowić nim odpowie. Pod wieczór gorączka ustąpiła, ale ból nieustannie pulsował.
W nocy nie spał przywołując wspomnienia wolności, które teraz wydawały się być tak odległe. Wspominał swoje złodziejskie życie i dzień w którym poznał Sefinę. Ten dzień był zaczątkiem jego kłopotów i sprowadził go tutaj.
Pomyślał sobie, że gdyby pierwszego dnia kat zasypał go gradem ciosów Chłostem, to przynajmniej ukróciłoby jego męki. Przez niego dziewczyna, mogąca wieść dostatnie życie u boku jakiegoś księcia, zamiast opływać w luksusy została dziwką i sama stała się luksusowym towarem dla innych. Nie mógł sobie tego darować, a jednocześnie złapał się na tym, że naprawdę mu na niej zależało. Nie na jej pieniądzach, ale na zabawnej i pięknej dziewczynie jaką była Sefina.
Wspominał słowa kata, mówiące, że nie ma praktycznie żadnych szans na wyjście cało z tej sytuacji. Z każdą minutą bardziej godził się z wyrokiem kata i powoli żegnał z życiem. Nadzieja gasła.
I właśnie wtedy pojawił się on – tajemniczy głos w głowie. Jakaś obca jaźń, próbująca przejąć kontrolę nad jego ciałem podczas tortur.
– Kim jesteś? – zapytał więzień w myślach, raczej sam do siebie i był tym bardziej zdziwiony, gdy uzyskał odpowiedź.
– To w tej chwili nie istotne – słowa wpłynęły do umysłu Ravana. – Ważne jest byśmy obaj wyszli stąd cało.
– Jak? – Nadzieja znów zakiełkowała w sercu więźnia.
– Oddaj mi kontrolę nad swoim ciałem – odpowiedział głos i uprzedzając kolejne pytania dodał. – Nie ma innego sposobu, zginiemy obaj… A w każdym razie ty na pewno.
– Co się ze mną stanie? – pytał Ravan czepiając się nawet najmniej sensownego pomysłu.
– Nie będziesz nic czuł, obleje cię mrok, tak jak podczas biczowania, ale sam musisz mi zezwolić na całkowite wniknięcie mojego ducha do tego ciała, sam nie mam tyle mocy, by siłą cię do tego zmusić i utrzymać kontrolę na dłużej.
– Odzyskam je z powrotem? – zapytał więzień. Jeżeli cała ta rozmowa okaże się tylko jego snem, jakimiś majakami w gorączce to czeka go śmierć. Taki sam skutek osiągnie, leżąc bezczynnie i oczekując nadejścia kata, który zada mu cztery ciosy Chłostem wyrywając kolejne kawałki mięsa z ciała. Przystając na tak bezsensowną propozycję wewnętrznego głosu przynajmniej zyskiwał nadzieję, a ta rozlewała się w nim, kojąc umysł.
– Jeżeli zdołamy się stąd wydostać, to tak, po jakimś czasie twoje ciało będzie mi zbędne i odzyskasz świadomość – odpowiedział głos. – Nie stracisz na tym, jeżeli przystaniesz na nasz układ i pożyczysz mi ten kawałek mięsa na kilka dni, w zamian możesz zyskać wiele więcej. – Ravan nic nie odpowiedział. Jego milczenie było przyzwoleniem.
Wbrew temu co powiedział Agir, dziewczyna z każdym dniem bardziej wsiąkała w powolne pustelnicze życie i bez słowa skargi, przejmowała coraz więcej obowiązków gospodarza. Jej świat szybko ograniczył się do niewielkiego podwórza. Alia zrozumiała, że tak naprawdę nigdy nie chciała być Siewcą, to otoczenie i nauki w Chmurnym Zamku ukształtowały w niej ówczesny światopogląd. Teraz spodobało jej się spokojne życie z dala od ludzi, za jedynego towarzysza mając przystojnego młodego mężczyznę, który często dyskretnie się jej przyglądał. Świadomość, że jakiś mężczyzna łakomie patrzy na jej ciało, przywoływała tylko niechciane wspomnienie ze szlaku i dziewczyna wolała się w takich sytuacjach oddalić do innej pracy. Nie zamierzała kusić towarzysza walorami swojego ciała. Sama też odpędzała od siebie często nachodzące ją pikantne myśli.
Po trzech dniach żniw padła wykończona na łóżko. Jej ciało nie przywykłe do ciężkiej pracy fizycznej odmawiało posłuszeństwa. Leżała nie mogąc poruszyć żadną kończyną, aż nadszedł sen.
We śnie miotała się niespokojnie. Do głowy napłynęły koszmary. Jakieś postaci z przeszłości, których nie potrafiła rozpoznać. Ich pojawienie się napawało ją bliżej nieokreślonym lękiem. Pobliźnione blade twarze umarłych mówiły do niej i choć nie rozumiała słów, całość brzmiała jak ostrzeżenie. Wiedziała, że zna ich wszystkich, ale coś blokowało jej umysł przed nazwaniem zjaw ich imionami.
W pewnym momencie jedna z twarzy wyostrzyła się z tłumu i stanęła tuż przed Alią w jej śnie. Był to długowłosy starzec, w którego oczach widać było niespotykaną głębię, mądrość i zmęczenie nieznośnie długą egzystencją. Na początku nie rozpoznała go. Jednak po chwili umysł nabrał trzeźwości myślenia i zaczął przeszukiwać w pamięci imiona umarłych, a potem żywych, do których mogłaby twarz należeć. Dopiero po jakimś czasie uświadomiła sobie, że zna tego starca z ksiąg, jakie czytała na naukach w Chmurnym Zamku. Natychmiast dopasowała do niego imię.
– Kaonea Erytelwys O’on… KEO’on – wypowiedziała je w myślach, na co twarz starca poruszyła się. Czarodziej otworzył szeroko oczy i zaczął taksować wzrokiem Alię. W końcu jakby rozpoznając dziewczynę, wypowiedział jej imię. Nie poruszył przy tym ustami, od razu wlewając słowo do jej umysłu.
- Musisz stać się silna i to nie tylko mocą jaka pozostała jeszcze w naszym świecie, ale i duchem. Bo nadchodzą ciężkie czasy, które przetrwają jedynie najsilniejsi z nas… Z was. – Słowa czarodzieja były dokładnie tymi samymi, jakie powiedziała do niego Margit, gdy Alia spotkała ją w Rydool.
– Co mam zrobić by taką się stać? – zapytała w myślach.
– To od ciebie zależy czy będziesz nam ziarnem na mąkę, czy plewą, którą trzeba będzie odsiać wraz z innymi. Musisz podejmować decyzje, ponieważ dzień żniw jest bliski – powiedziała zjawa, natychmiast rozpływając się w mroku.
Niespodziewanie wraz z nią zniknął także cały sen. Otwierając oczy, dziewczyna uświadomiła sobie co ją obudziło. Były to krzyki na zewnątrz mieszkania. Natychmiast wstała i zarzucając na siebie jedynie skąpą tunikę, wybiegła z budynku. Zatrzymała się na chwilę by zlokalizować źródło krzyków.
Nagle coś przeleciało ze świstem koło niej i z impetem wbiło się w ścianę. Było to miecz Siewcy. Jej miecz, który pozostał na rubieżach, gdy wichry Agira cisnęły go w dal. Teraz najwyraźniej zwróciły go właścicielce, a to oznaczało, że pustelnik jest w niebezpieczeństwie.
Wyrwała głownię miecza z drewnianej ściany i ruszyła na tyły domu, skąd dobiegały krzyki. Słysząc wśród nich Agira, przyspieszyła. Skręciła za rogiem i stanęła przed trzema mężczyznami pochylonymi nad rannym pustelnikiem. Widząc liczne cięte rany, z których sączyły się strużki krwi, dziewczyna krzyknęła. Dopiero wtedy napastnicy ją zauważyli. Wszyscy jak jeden mąż otworzyli szeroko usta, widząc młodą dziewczynę w krótkiej tunice, zakrywającej jej ciało ledwie po połowę ud. Delikatna tkanina nie była w stanie zasłonić kształtu krągłych piersi i szczupłej sylwetki. Alię znów przeszył dreszcz, gdy poczuła na sobie ich spojrzenia, ale tym razem gorący gniew rozpływał się w żyłach, nadając umysłowi trzeźwość myślenia, a ciału, gotowość do walki.
Agir sam zaskoczony widokiem dziewczyny, ciął najbliższego przeciwnika w poprzek klatki piersiowej i natychmiast się odczołgał, nim ktokolwiek zauważył, że się w ogóle poruszył. Alia ruszyła na pomoc, z rozpędu napadając na osiłka z dwuręcznym toporem. Gdy ten sparował cios, dziewczyna nie czekając na jego kontrę, okręciła się wokół własnej osi i nabrawszy rozpędu zasypała go gradem ciosów. Mimo, iż przeciwnik był powolny, to z gracją blokował uderzenia drzewcem swej broni. Kilka uderzeń spadło na jego ramiona, ale nie zdołały się przebić przez gruby skórzany pancerz nabijany metalowymi płytami.
Dziewczyna dawno nie brała udziału w podobnej walce. Ten pojedynek nie przypominał walk Alii z przeszłości, kiedy to kładła mieczem po kilku zbrojnych na raz, większych nawet od tego tutaj. Cały pojedynek wyglądał niczym taniec z ostrzem. Wtedy nie myślała. Jej ciosy wypływały z wnętrza, z serca. Teraz pracował umysł. Nie mogła się skoncentrować, odnaleźć dawnej siebie w tej walce. W pewnym momencie zawahała się, co przeciwnik niezwłocznie wykorzystał, uderzając ją drzewcem w twarz. Odrzucona silnym ciosem, upadła z rozciętą wargą. Olbrzym niezwłocznie wziął zamach zza ucha i spadł na Alię z góry. Ta w ostatniej chwili odtoczyła się na bok unikając ciosu. Topór wbił się w ziemię. Napastnik nie tracił czasu na podnoszenie broni. Kopnął dziewczynę w brzuch, gdy ta wsparta na rękach próbowała wstać. Znów upadła. Cios zaparł jej dech w piersi. Gdy spazmatycznie usiłowała zaczerpnąć powietrza, osiłek podszedł do niej i jak od niechcenia kopał raz po raz, trafiając to w żebra, to w ręce, którymi osłaniała twarz. Wyczekała odpowiedniego momentu i poderwała się na równe nogi ignorując ból. Sypnęła przeciwnikowi garść piasku w oczy i kopnęła z tyłu w kolano, dzięki czemu mężczyzna zwalił się na ziemię. Nie próbował oczyścić oczu, ponieważ dobrze wiedział, że Siewca zaatakuje od razu, dlatego bił pięściami powietrze, polegając na słuchu. Przymrużonymi oczami próbował wypatrzeć jakiś ruch.
Alia odnalazła swój miecz i bezceremonialnie wbiła go w klatkę piersiową przeciwnika, bez trudu unikając jego pięści. Z ust osiłka wyrwał się jęk zaskoczenia. Ręce zacisnęły się na ostrzu miecza próbując go wyszarpnąć. Trud okazał się próżny. Już po chwili ciało zamarło w bezruchu, na zbroczonej świeżą krwią ziemi.
Dopiero teraz dziewczyna spojrzała na Agira, który ostatkiem sił parował uderzenia przeciwnika, co chwila się potykając się i gubiąc rytm. Siewca podbiegła na walczących i ściągnęła na siebie uwagę napastnika. Ten odwinął się, by jednym uderzeniem wykończyć dziewczynę, ale popełnił poważny błąd, odsłaniając przy zamachu korpus. Alia błyskawicznie wykorzystała szansę i wbiła swój miecz głęboko w ciało mężczyzny. Ten krzyknął przeraźliwie. Krzyk szybko zmienił się w straszliwy bulgot. Mężczyzna upadł i tarzał się po ziemi z szeroko rozwartymi oczami, nie przyjmując do wiadomości, że za chwilę umrze. Jak każdy. Życie szybko z niego uchodziło, a szeroko otwarte oczy już po chwili zaszły mgłą. Ciało przestało się ruszać. To był koniec.
Po minie leżącego Agira, Alia widziała, że pokaz takiej bezwzględności podczas walki zrobił na nim duże wrażenie. Kucnęła obok niego. Nie zwracając uwagi na to, że zdejmując z siebie tunikę odsłania prawie wszystkie walory swojego ciała, zaczęła drzeć ją na pasy. Agir potrzebował natychmiastowej pomocy. Sprawnie zatamowała skrawkami materiału najpoważniejsze rany, by ograniczyć dalszy ubytek krwi. Podczas opatrywania ran, pustelnik stracił przytomność.
Dziewczyna położyła rannego na szerokiej desce i ciągnąc za jeden koniec przetransportowała do drzwi domu. Potem przełożyła sobie jego ramię przez kark i zawlokła na łóżko, gdzie i sama padła ze zmęczenia i bólu.
– Masz piękne cycki – do uszu dziewczyny dobiegł słaby męski głos. Kręciło jej się w głowie, a całe ciało paliło potwornym bólem. Otworzyła oczy. Świat zawirował, koncentrując się wreszcie na leżącym obok niej Agirze, który groteskowo uśmiechał się do niej, wykrzywiając przy tym napuchnięte wargi. Dopiero po chwili dotarł do niej sens wypowiedzianych słów, ale i tak nie znalazła w sobie sił, by zareagować na perfidny komentarz. Mimo to uśmiechnęła się, widząc go żywego.
Leżeli tak dłuższy czas, od czasu do czasu wymieniając jakieś uwagi. W końcu Alia zebrała się w sobie i wstała, okrywając swą nagość pledem. Wyszła do drugiego pokoju obmyła się z zaschniętej krwi i ubrała w sukienkę należącą niegdyś do matki Agira.
Przyniosła pustelnikowi wody, kawałek suszonego mięsa i jabłka, ale ten tylko wypił wodę i zaraz zapadł w niespokojny sen. Silnie gorączkował, a dziewczyna cały czas czuwała przy nim zbijając temperaturę zimnymi okładami i zwilżając usta wodą.
Przez kolejne dwa dni leżał nieprzytomny, majacząc w gorączce, aż ta wreszcie ustąpiła. Przez ten czas Alia opuszczała izbę, w której leżał pustelnik, tylko po to by zająć się jego inwentarzem. Była przy nim obecna cały czas. Nocą kładła się obok i czasami zapadała w płytki sen, z którego wybudzał ją nawet najmniejszy ruch Agira. Nie wyspana, za dnia przysypiała na krześle, ale walczyła ze snem odpędzając go zimną wodę, którą przemywała twarz.
Agir obudził się nocą i zobaczył Alię śpiącą w pełnym ubraniu w jego łóżku. Jej ciało w miejscach nie zakrytych sukienką poznaczone było licznymi siniakami. Nawet w słabym blasku wpadającego do izby światła księżycowego, zobaczył jak jest wyczerpana. Oczy zaczerwienione z niewyspania, teraz zamknięte, przy tym świetle wyglądały jak dwie czarne dziury. Mimo to nadal uważał, że jest piękna. Twierdził tak odkąd ją zobaczył na pustkowiu. Od razu zapragnął spędzić z nią resztę życia, ale potem zobaczył czarny płaszcz i miecz, który pokazała mu z bardzo bliska. Natychmiast rozpoznał w niej Siewcę. Przedstawiciela wybrańców Władcy Wichrów, tak znienawidzonych przez jego ojca. Tą nienawiść wlewano w Agira od dzieciństwa. Przesiąkł nią, gdy wreszcie śmierć zabrała rodziców i pozostał sam. Potem na własnej skórze przekonał się, że Siewcy nie są z natury źli. Wiedział także, iż Alia nie jest dziewczyną, z którą mógłby się związać. Siewcy nie zawierali małżeństw, przynajmniej nigdy o tym nie słyszał.
Później opowiedziała mu o bandytach, którzy ją zgwałcili na szlaku. To był argument, po którym Agir wolał wycofać się z zalotów. Wiedział, że nic nie wskóra, ale gdy poznawał dziewczynę lepiej, ta z każdym dniem zdawała mu się być w coraz mniejszym stopniu Siewcą. Dlaczego do tej pory nie użyła swojej mocy? Nawet podczas walki. Może później ją o to zapyta. Teraz gdy leżała tak obok niego, w niczym nie przypominała Siewcy. Była Alią. Była dziewczyną, która w pełnym słońcu, wbrew swej delikatnej naturze wraz z nim żniwowała przez pełne trzy dni. Była dziewczyną, która ochoczo pomagała mu w gospodarstwie. Była to przede wszystkim osoba, która uratowała mu życie.
Podniósł rękę i syknął z bólu. Pogłaskał ją po włosach, delikatnie, by się nie obudziła, potem przysunął się bliżej i objął dziewczynę ramieniem zdrowej ręki. Ta instynktownie się przytuliła. Pustelnik patrzył na nią długo, aż przed świtem zasnął spokojnym już snem.
Wczesnym rankiem obudziła się w ramionach pustelnika. Wyplątała się z objęć i wstała energicznie szczerze zaskoczona.
– Dzień dobry – wymamrotał Agir z zamkniętymi oczami.
– Dawno się ocknąłeś? – zapytała zmieszana.
– W nocy – odpowiedział. – Nie chciałem cię budzić.
– Nawet o tym nie myśl! – krzyknęła na niego, gdy ten próbował się podciągnąć wyżej i wstać z łóżka. Posłuchał się swojej opiekunki opadając na posłanie.
– Ile byłem nieprzytomny?
– Dwa dni. Ale nie martw się, wszystkim się zajęłam – dodała pospiesznie uprzedzając jego pytanie. Na usta Agira powrócił szeroki uśmiech.
– Byłabyś świetną gospodynią – powiedział.
– Zaraz przyniosę śniadanie, bo przecież nic nie jadłeś, ale masz się nie ruszać z łóżka – nakazała i wyszła. Zaraz wróciła z kawałkiem mięsa, który wręczyła pustelnikowi. Kubek z wodą postawiła na szafce koło łóżka.
– Kim oni byli? – zadała pytanie, od dawna cisnące się na usta. Agir westchnął, zaczerpnął łyk wody i zagryzając mięsem opowiedział co się wydarzyło przed dwoma dniami.
Agir wstał skoro świt. Wichry oznajmiły mu z wieczora, że od Yrlin zmierzają ku niemu kupcy. O tej porze roku mógł to być jedynie Hysterston Gool z Atlinolu, wiozący Yrlińskie wino na wyspę Rachele, gdzie trafiało na stoły profesorów tamtejszego uniwersytetu. Yrlińskie wina były cenionymi trunkami, lecz nie każdy mógł sobie pozwolić na ten luksus. Dlatego nie zdziwiła pustelnika wieść, że Goolowi towarzyszy dwóch zbrojnych, zapewniających ochronę cennego towaru.
Wyszedł na zewnątrz i zauważył nadciągający ku niemu wóz kupiecki. Wyszedł na spotkanie, witając ze szczerym uśmiechem na ustach, starego znajomego. Jednak już od początku, zwykle wesoły krępy kupiec po czterdziestce, nie podzielał jego entuzjazmu. Był cichy i zdawkowo odpowiadał na pytania Agira, który koniecznie chciał się dowiedzieć świeżych wieści ze świata.
– Mamy problem Agirze – powiedział wreszcie Hysterston, gdy znaleźli się nieopodal skromnego gospodarstwa pustelnika.
– Co masz na myśli? Czyżby Siewca renegat rozszerzał swoje działania nad rzekę Graniczną? – zgadywał Agir, widząc zatroskaną twarz kupca, na której malowały się mieszane emocje. Nie trzeba było się długo przyglądać, by zauważyć, że coś go trapi.
– Nie o to chodzi – zaprzeczył i wycelował palcem wskazującym w pustelnika. – Chodzi o ciebie.
– O mnie? – zapytał ze zdziwieniem Agir.
– Widzisz, w królestwie zawrzało. Jakie ono długie i szerokie, a pewnie i dalej mówi się tylko o tym, że Siewcy utracili swą moc kontrolowania wichrów, a tym samym nie są w stanie kształtować pogody – wyjaśnił, ale Agir tylko wzruszył ramionami.
– Co mnie to obchodzi? – zapytał i w tej chwili zrozumiał to, co następnie Gool ubrał w słowa.
– Zostałeś prawdopodobnie jedyną osobą na świecie, która jest w stanie kontrolować pogodę rozkazując wiatrom.
– Ja im nie rozkazuje – sprostował odruchowo.
– Namiestnik Yrlin, Rade’ll nakazał mi przyprowadzić cię przed swoje oblicze – powiedział kupiec. – Wysłał mnie, bo wierzył, że zdołam cię przekonać byś udał się tam dobrowolnie.
– Rade’ll… To on wygnał mojego ojca z kraju, a teraz co? Marzy mu się przesunięcie granicy Yrlin poza rzekę i nagle przypomniał sobie o mnie? Chce wypowiedzieć wojnę Urgel? Powiedz na co jestem potrzebny temu starcowi? – pytał Agir, gdy zatrzymali się na wydeptanym podwórzu pustelnika.
– Nie mylisz się. Żądza władzy namiestnika jest znana na całym świecie, ale kraj jest zbyt słaby by stawić czoła choćby najbliższemu sąsiadowi, ale nie doceniasz jego głodu Agirze. Rade’ll już ma szczegółowy plan, którym chce zawojować cały świat. Po śmierci Władcy Wichrów…
– Co?! – krzyknął pustelnik. – Władca Wichrów nie żyje?
– Tak. To dlatego Siewcy utracili swoją moc, a namiestnik posłał po ciebie. Bo widzisz on ma plan, a ty jesteś jego głównym elementem…
– Pieprzysz Gool! Obydwaj dobrze wiemy, że nie pójdę z tobą do Yrlin! – przerwał Agir. Kupiec pokręcił przecząco głową.
– Musisz ze mną iść i błagam cię, zrób to po dobroci, bo jak nie to… – urwał i wskazał dwóch zbrojnych, którzy podeszli bliżej. Jeden z nich dużo niższy od Agira, ale szeroki w ramionach i potężnie zbudowany. Liczne szramy i blizny wskazywały na to, że był zaprawiony w boju. Teatralnie zwarzył miecz w rękach.
Drugi ze zbrojnych był podobnego umięśnienia co pierwszy. Jednak był dużo wyższy od pustelnika. Prawie o głowę. Uśmiechał się złośliwie, przenosząc wzrok to na swój topór, to na Agira.
– Chcesz mnie zastraszyć? Co sam z tego masz? Ile ci zapłacił?!
– Wystarczająco. – Kupiec wzruszył ramionami. – Chodź ze mną dobrowolnie… Proszę – dodał po chwili zastanowienia.
– Nigdy! – warknął i splunął kupcowi pod nogi. – Uważałem cię za przyjaciela Yrliński psie.
– Brać go! – rozkazał Gool. Agir nawet nie drgnął, gdy najemnicy ruszyli ku niemu. Kiedy znaleźli się w połowie drogi zerwał się potężny wiatr, który wyrwał mniejszemu ze zbrojnych miecz, wbijając go w burtę wozu. Drugi najemnik był silniejszy i nie dał się zaskoczyć. Topór nadal tkwił w jego rękach. Wziął zamach i przeszył powietrze wielkim ostrzem. Agir z łatwością uniknął ciosu, gdyż ten wcale nie miał go trafić. Przecież nie chcieli go zabić. Prawdziwy cios został natychmiast wymierzony drzewcem topora i celnie trafił ofiarę w pierś.
Agir zdążył się odczołgać nim padł kolejny cios. Rzucił się ku ostrzu, które nadal tkwiło w drewnianej burcie. Właściciel miecza był pierwszy przy wozie, ale pustelnik znienacka uderzył go łokciem w kark i ten oszołomiony padł.
Mając broń w rękach Agir od razu poczuł się pewniej i zaatakował olbrzyma. Jednak niespodziewany ból w lewym ramieniu zakończył przedwcześnie jego atak. Ból wywołany był innym ostrzem, trzymanym przez samego Goola. Wściekłość i żal, aż kipiały w pustelniku. Zmierzył wzrokiem człowieka, którego do niedawna uważał za przyjaciela i zaatakował. Ten bez problemu odparował kilka pchnięć Agira i ciął go płytko w poprzek klatki piersiowej. Potem padł cios na lewe udo pustelnika, ale został odbity i ześliznął się po skórzanych spodniach. Padały kolejne ciosy, tak z jednej jak i z drugiej strony, lecz tylko te zadawane przez krępego kupca dosięgały celu rozorując klatkę piersiową i ramiona Agira. Kilka ciosów dosięgło także nóg, tworząc głębokie rany, z których stróżkami sączyła się krew.
– Mówiłem, że i tak pójdziesz ze mną – powiedział Gool. – Gdzie są twoje wichry, czyżby cię opuściły?
– Nie weźmiesz mnie żywcem – wydyszał pustelnik i upadł na ziemię.
– I wtedy zjawiłaś się ty – zakończył opowieść. – i uratowałaś mi życie. Dziękuję. – Alia machnęła ręką.
– Ty zrobiłbyś dla mnie to samo – odparła. – Jednego nie rozumiem. Gdzie właściwie podziali się twoi przyjaciele?
– Byłem uzbrojony, a one nie rozumieją, że się jedynie broniłem. Nie pomogłyby mi, ponieważ uznałyby mnie za jednego z napastników. – wyjaśnił. – Nie znają mnie tak jak ty. Dla nich jestem zlepkiem uczuć i prostych komunikatów. Wichry nie myślą… Nie potrafię tego wytłumaczyć.
– Dobrze, rozumiem. To znaczy chyba rozumiem – powiedziała. – Rozumiem też, że nie tylko Rade’ll wie gdzie cię znaleźć. Języki kupców są długie i na pewno wkrótce przybędzie więcej takich jak ci z przed trzech dni.
– Wyruszę z tobą na północ, polecimy przez góry do tego twojego Dannew – zaproponował Agir.
– Chcesz się pchać w paszczę lwa?
– Myślisz, że ktoś będzie się spodziewał po mnie takiego ruchu? – zapytał.
– Podróż w moim towarzystwie jest niebezpieczna, zresztą twoje też nie jest nieskazitelne. Ściągniemy na siebie wszystkie plagi świata – powiedziała zatroskana.
– Mamy siebie – stwierdził Agir i pochylając się pocałował dziewczynę w policzek.
Daję znać, że śledzę twoją opowieść. Literacko jest lepiej (albo ja się przyzwyczaiłem :-)). Kilka potknięć znalazłem, głównie braki przecinków, ale nie chce mi się teraz ich szukać. Logicznych zarzutów też tym razem nie mam.
Powodzenia w pisaniu :-)