
Autorze! To opowiadanie ma status archiwalnego tekstu ze starej strony. Aby przywrócić go do głównego spisu, wystarczy dokonać edycji. Do tego czasu możliwość komentowania będzie wyłączona.
Zastępy piechurów w białych mundurach szykowały się do bitwy, ostrzyły bagnety na pohybel swoim wrogom. Osiem regimentów gotowych dać ojczyźnie więcej niż tego od nich oczekiwała. Słychać było śmiechy i rozmowy, świeże oddziały utrzymane w dobrym duchu, czyste i schludne, prosto z rezerwy, dawały poczucie już wygranej bitwy.
Dowódca przezornie ustawił na tylnich flankach oddziały ciężkiej kawalerii, kirasjerów dosiadających najlepszych rumaków królestwa, uzbrojonych w połyskujące szerokie miecze oraz grube pancerze. Wysokie czapki nadawały wrażenia, że koni dosiadają olbrzymi, o dwie głowy wyżsi od przeciętnego człowieka. Władca ufał tym ludziom jak samemu sobie i wiedział, że nie zawiodą w obronie boków jego armii.
W centrum, zaraz za piechotą ustawił dwa regimenty brawurowych i odważnych huzarów. Pole bitwy było duże i lekko pochyłe, co dawało im dużo miejsca do manewrów w celu wspierania głównego natarcia piechoty. Widać było jak szabelki błyskają pomiędzy pojedynkującymi się dla rozgrzewki jeźdźcami, jak falą wdrapywali się na konie gdy wroga armia wyszła spomiędzy drzew…
***
Roderic był w drugim szeregu piechoty, dumnie wypinając grenadierskie oznaczenia na mundurze. Młody, schludnie ostrzyżony, patrzył jak pod małym wzgórzem wyrasta czarna plama wojsk nieprzyjaciela. Ciemne jak węgiel chorągwie z czerwonym, szarżującym guźcem, były dobrze widoczne mimo odległości dzielącej oba oddziały. Poprawił pas i podciągnął białe spodnie do góry. Zerknął w bok czując lekkie szturchnięcie.
– Tss – syknął Galad. – Zauważyłeś jak są ubrani? Musi im być pieruńsko gorąco w tych czarnych mundurach, co?
– Może – odpowiedział cicho drugi piechur. – Lecz na pewno łatwiej je doczyścić niż nasze. Spójrz, świeżo od kwatermistrza spodnie odebrałem razem z mundurem i już ujebane jak bym z gnojówki wyszedł.
– A zaraz będziesz cały pokryty juchą. Swoją, moją, wroga. Co za różnica czyją, zawsze trudno schodzi! A ty o błocie pieprzysz?!
Dwaj żołnierze wybuchnęli gromkim śmiechem. Obojgu przez głowy przemknęła myśl, że po drugiej stronie na pewno nie jest tak beztrosko w obliczu niechybnej zagłady, choć siły były mniej więcej wyrównane. Zrobił się mały harmider, każdy biegł na swoje pozycje, dowódcy oddziałów poczęli wykrzykiwać standardowe formułki gotujące do bitwy.
– Bagnet na broń! – usłyszał Roderic gdzieś z centrum formacji. – Sprawdzić amunicje! – zawtórował mu drugi dudniący głos, dochodzący teraz bardziej z frontu. – Baacznooość! Karabin na ramię! – słyszał już coraz więcej głosów powtarzających rozkazy i nie potrafił rozróżnić skąd dochodzą.
– Równać szeregi!
– Kompan po prawej i lewej, jest?!
– Wyrównać do lewej!
– Odstępy dwa kroki, przygotować się do ruchu w natarciu!
– Gotowość do wymarszu!
– Naprzód! Szybki marsz!
Trębacz zadął w trąbkę, chorąży dumnie kroczyli w pierwszych szeregach obok muzykantów. Marszowy rytm wybijany przez dobosza wprawiał żołnierzy w trans. Każdy kto miał pod sobą ludzi, wykrzykiwał znajomą mantrę: – Lewa… Lewa… Lewa, prawa, lewa! – nadając tempo wszystkim regimentom.
Roderic widział jak czarne wojsko rozstawia się w formacji. Wraży generał stał na granicy lasu, otoczony przez sztab generalski i przyboczną gwardię hetmana. Kilka postaci na koniach odjechało na flanki armii, zapewne gońcy roznoszący wieści o rozkazach. Ciężcy dragoni konni dumnie stąpali zaraz za oddziałami piechurów, gotowi do ataku od tyłu lub wykonania miażdżącej szarży w miejsca przerwanego natarcia. Pomiędzy nimi jechały oddziały lansjerów, każdy z długą czerwoną chustą zawiązaną na końcu lancy, istni posłańcy śmierci dla piechoty nieprzygotowanej na atak konnicy.
***
Król patrzył na powoli ruszającą armię. Obok stał królewski hetman, opancerzony w staromodną płytową zbroję, wypucowaną do granic możliwości. Wielki jak dąb i oparty drugą ręką o potężny miecz dwuręczny sprawiał wrażenie staroświeckiego, jednak piekielnie groźnego rycerza. Za nimi stała grupa ludzi o uzbrojeniu podobnym, sprzeczająca się o coś ze sztabem generalskim przeznaczonym do doradzania i ochrony króla. Obie grupy stanowiły pewien kontrast, piesze oddziały hetmańskie wyposażone w starodawną lecz wciąż śmiercionośną broń, oraz nowocześni konni kirasjerzy, dobrani osobiście przez króla spośród najlepszych z tej formacji. Nieco dalej, dwa dziesięcioosobowe oddziały gońców, z fikuśnymi czapkami oraz chyżymi końmi, czekały na rozkazy do przesłania na front, gotowi do wykazania się swą odwagą tak w walce, wspierając przegrywające oddziały, jak aby pod gradem kul i w pogardzie dla śmierci dostarczać wiadomości o ważnych rozkazach.
– Królu mój – odezwał się hetman, wpatrzony w przejrzyste niebo. – Wybraliście idealną porę do walki, lecz czy to rozsądne pierwszemu wykonywać ruch?
– Zobaczymy… – odpowiedział władca wpatrzony w pole bitwy, na maszerujące regimenty. Wskazał palcem na czarnego generała. – Spójrz. Ta wredna świnia chce prowadzić swoje oddziały do boju osobiście! Nie mogę pozwolić na taką zniewagę samemu pozostając na tyłach. Panowie! – odwrócił się do swoich przybocznych. – Zdaje się, że te panienki chcą nas zabić! Co powiecie, na dowodzenie pod ostrzałem?
W odpowiedzi usłyszał entuzjastyczny i dodający otuchy okrzyk bojowy wydany przez oba elitarne oddziały. Hetman tylko westchnął zrezygnowany.
– Na co komu ta wojna… – powiedział cicho, niesłyszalnie dla króla i dalej wpatrywał w słońce leniwie sunące ku zachodowi, ku swojej zgubie jak mówili magowie. Rano odrodzi się w pełnej chwale aby zginąć ponownie wieczorem.
***
– Ognia!
– Do przodu! Nie cofać się!
– Na pohybel skurwysynom!
Wycelować, wystrzał, cofnąć o szereg, przeładować, wycelować i tak w koło. Każdy działał jak w zegarku, zsynchronizowany razem z resztą dobrze wyszkolonych marionetek posyłanych na bój. Niedawno goniec przyniósł wiadomość o tym, że sam król wkroczy do bitwy aby wspierać oddziały i pokazać swą odwagę. Dym spowijający okolicę przeszkadzał w celowaniu, mimo to każdy regiment wolno posuwał się naprzód, tworząc klin który miał wbić się w wrogą formację liniową. Żołnierze stąpali po ciałach zabitych kompanów, przyjaciół, ojców, szwagrów lub całkiem nie znanych sobie osób.
Roderic już zdołał zostawić za sobą Galada, z podziurawionym brzuchem i głową wdeptaną w błoto powstałe z mieszanki ziemi i krwi, ubitej przez ciężkie wojskowe buciory. Wojsko nie wyglądało dumnie, tak jak wcześniej. Piękne, białe mundury całe ubabrane prochem, błotem i życiodajnymi sokami. Wśród zgiełku, wystrzałów, przebijając się przez krzyki bólu i wzywania matek, usłyszał głośną pieśń podniesioną przez muzykantów, która szybko niczym pożar trawiący suchy las, ogarnęła wszystkich maszerujących.
Nasz wspaniały król,
Z zimnego Windholm!
Dał nam prostym wojskom,
Swojego słońca blask!
Nie dał nam zamarznąć,
Lecz pieniędzy to nam brak!
Marsz ! Marsz !
Bębnienie, hurra, hurra,
Hurra! Rezerwa, naprzód!
Rezerwa naprzód!
Perkusista bije w marsz,
W chorągiew wiatr dmie!
Wraz ze szczęściem i łaską,
Idziemy ku bitwie!
Gdzie kukurydza dojrzewa,
Gdzie muszkiet żebra gryzie,
Skąd wicher gorący,
Owiewa twarz straconych.
Marsz ! Marsz !
Bębnienie, hurra, hurra,
Hurra! Rezerwa, naprzód!
Rezerwa naprzód!
My jemy w bitwie pył,
W sakwach hula wiatr!
Król połyka ziemie,
Podbija cały świat!
A w domu żona,
Zapłacze li, gdy zginę.
Pociski świszczące w koło, urywany śpiew dookoła, charczenie umierających. Przez dym, biali żołnierze zobaczyli swoich wrogów w czarnych mundurach posklejanych brudem, potem i krwią. Obie armie nie różniły się nazbyt, tak samo schludnie ogoleni i zdeterminowani do wygrania bitwy, tak samo brudni i tak samo niechcący śmierci.
– Bagnety w ruch!
– Bić wroga!
– Zwarta formacja!
– Przygotować się do walki wręcz!
– Strzelać wedle woli!
Odgłos trąbki, urwany kilka sekund po rozbrzmieniu, dał sygnał do szarży.
Piechurzy mocniej chwycili broń. Wyszkoleni grenadierzy ruszyli, jak pociski wystrzelone z kolumbryny, razem za swoim regimentami w czarną otchłań nieprzyjacielskich kurtek. Czas jakby zwolnił, biała fala, podtrzymując śpiew, wpadła w czarną ścianę i wbiła głęboko. Pierwsze trupy padły, poczęły się tworzyć małe stosy ciał podziurawionych przez ostrza bagnetów. Walczący zostali rozproszeni, wyglądało to tak, jakby każdy toczył swoją własną osobistą bitwę z wybranym przeciwnikiem.
Roderic wbiegł w skotłowaną masę ludzkich ciał, krzycząc jak opętany. Dopadł do zdezorientowanego przeciwnika z odciętym uchem i wprawnym pchnięciem przebił mu płuco. Był zahipnotyzowany krzykami i jękami umierających ludzi, nawoływaniem do ataku jak i prośbami do boga o zbawienie. Dźgał już dawno nieżywe ciało aż przestało przypominać człowieka. Poszukał wzrokiem następnej ofiary. Nie musiał długo szukać, człowiek w czarnym mundurze z szablą, zapewne sierżant, rzucił się na niego tnąc zaciekle. Blok, pchnięcie, unik, sparowanie, cięcie. Nie widzieli nikogo poza sobą i walką jeden na jednego, każdy czekając na błąd popełniony przez tego drugiego. Wymarzona okazja nadarzyła się, gdy grenadier straciwszy równowagę po wejściu na jeden z wielu stosów trupów, wyłożył się jak długi. Widział uśmiech triumfu swego wroga, twarz przyozdobiona długim wąsem wyrażała przemożną radość ze zwycięstwa.
– Zbyt pewny! Ha! – wykrzyknął biały piechur i kopnął oprawce w krocze. Pisnął z bólu, upadł na kolana tylko po to, aby otrzymać potężny cios kolbą w głowę od przechodzącego obok żołnierza. Zdążył jeszcze zasalutować uratowanemu koledze, nim padł obok swej ofiary z głową przestrzeloną na wylot. Mózg obryzgał żołnierza, który ledwo powstrzymał odruch wymiotny gdy kawałki tkanki wpadły mu do szeroko otwartych ust.
– Gdzie jest ta cholerna kawaleria?! – rzucił do przebiegającego obok żołnierza.
– Omija naszych aby zgnieść dragonów! Potem wesprze nas atakiem od tyłu, chociaż pewnie jak wyrżną ciężką kawalerie to reszta ucieknie! – nieznajomy podał dłoń, pomagając wstać koledze i ruszył przed siebie w poszukiwaniu chwały bądź śmierci. Za nim z wolna ruszył Roderic.
***
Król był zmęczony bitwą. Stał na tyłach i męczył oczy oglądaniem walki, lecz nie wkroczył jeszcze do bitwy, tak jak nie uczynił tego jego wróg. Obaj stali kilka metrów za główną linią natarcia, gdzie jedyne zagrożenie sprawiały zbłądzone kule piechoty, kotłującej się przed nimi w tumanach kurzu. Hetman wraz z oddziałem udał się wesprzeć jeden z przegrywających zachodnich regimentów.
– Niech Kirasjerzy ominą pole walki i uderzą na ciężką konnice wroga – rozkazał monarcha, a goniec skrzętnie zanotował. – Lekka jazda niech wesprze natarcie piechoty, powinni oflankować wroga. Jak się poszczęści, to nim dojadę do linii walk, bitwa będzie wygrana a ten prosiak, Marcus, padnie pod moim własnym mieczem. Rozesłać!
Goniec zasalutował i posłusznie wskoczył na konia, oddalając się z małą eskortą w stronę ciężkiej jazdy królewskiej. Sam władca ruszył z miejsca wraz ze swoim oddziałem, powoli w stronę walczących piechurów.
***
Hetman przybył w odpowiednim momencie. Resztki ósmego regimentu miały się właśnie poddać, gdy on wpadł rozpędzony w cały tłum zaskoczonej piechoty wroga. Za nim podążała jak śmiercionośna chmura, elitarna straż przyboczna wymachując potężnymi dwuręcznymi mieczami, nic nie robiąc sobie z pchnięć i uderzeń bagnetów wroga. Wsparta przez niedobitki piechoty liniowej, pokonała sprawnie nieprzygotowanego i zmęczonego wroga który uciekał z pola bitwy, widząc hetmana i jego demony wojny w działaniu.
Zakrwawiony sierżant wystąpił przed hetmana, zasalutował niedbale połamaną ręką.
– Sir! Melduję, nie pozostała nawet dziesiąta z całości regimentu ósmego, a połowa co żyje nie jest zdolna do walki.
– Król kazał włączyć nawet rannych do siódmego regimentu… – odpowiedział chłodno hetman, zakręcił wąsem i dodał: – Lecz króla tutaj nie ma. Widzę, że nie wszyscy nadacie się do walki. Rannym pozostawiam wybór. Albo przyłączają się do dalszej bitwy, albo niech się wycofają gdzieś gdzie będą bezpieczni. Cała odpowiedzialność spadnie na mnie. Reszta! Za mną! Musimy wesprzeć naszych braci!
***
Król widział, jak błyskotliwe zwycięstwo kirasjerów na lewej flance zakończyło się fiaskiem na prawej z powodu kontr-szarży dragonów, którzy w następnej kolejności z powodzeniem powstrzymali huzarzy wybijając dwa regimenty praktycznie w całości. Lecz widział także, jak linia piechoty szybko przemieszcza się na jego korzyść, a oddziały lansjerów szarżują w stronę kurzawy, co oznaczało przełamanie linii obrony w którymś miejscu. Niestety, gęsty dym skutecznie uniemożliwiał ocenę sytuacji walczących oddziałów. Wielkie zaskoczenie wymalowało się na jego twarzy, gdy zobaczył grupkę lekkich konnych przeciwnika wyłaniającą się z tumanów i zmierzających klinem na jego pozycje.
– Panowie, wiecie co z nimi zrobić?! – zapytał przybocznych, którzy chórem odkrzyknęli „tak!" i popędzili na spotkanie z wrogą kawalerią.
***
Roderic był wyczerpany i już dawno skończył mu się proch a ten z błota nie nadawał się do użytku. Ledwo udało mu się przeżyć atak grupy lansjerów, widział jak wbili się niczym nóż w masło w jego kompanów. Sam nie wiedział, dlaczego go ominęli i wyjechali z obłoku już rozpływającego się dymu. Lecz po krzykach wnioskował, że Kolejny oddział konnych zmierza w jego kierunku. Wtem, usłyszał zbawczy krzyk któregoś z podoficerów.
– Czworobok do cholery, czworobok! Wszyscy formować czworobok i ładować broń, na litość boską, jeśli nie chcecie zginąć, do mnie! – wrzeszczał wysoki, barczysty człowiek otoczony dużym czworobokiem, powiększającym się z każdą sekundą przez coraz to nowych żołnierzy.
Już chwilę później, Roderic stał w formacji i widział nadjeżdżającą konnicę.
– Nie dopuścić ich do króla! Jesteśmy ostatnią przeszkodą jaka dzieli ich od naszego kochanego władcy! Więc wsadźcie im bagnet w rzyć i niech zdechną na tym zawszonym polu! – nawoływał podoficer.
Kawaleria zbliżała się jakby ociężale. Lecz gdy już dotarła i wbiła w przednią ścianę formacji, wszyscy biali piechurzy jak jeden mąż rozpoczęli rzeź ludzi uwięzionych wewnątrz kwadratu.
Roderic sparował cios długą lancą i pchnął pod żebra jeźdźca który chciał go stratować po nieudanym ataku. Konny spadł z pluskiem w błoto, lecz koń kontynuował swoją drogę, boleśnie tratując grenadiera. Słychać było trzask łamanej kości a świeża krew zaczęła zastępować błoto i juchę na spodniach. Nie interesując się dalszym przebiegiem potyczki, odczołgał się z dala od walki aby opatrzyć kończynę.
***
Król stał samotnie. Oglądał swą wielką wygraną, regiment dragonów został niedawno schwytany do niewoli przez hetmana a jego przeciwnik wraz ze świtą ruszył na pomoc niedobitkom piechoty.
– Jeśli taki twój wybór synu… Znowu mnie rozczarowałeś, miałem zabić cię osobiście. – starzec pokręcił głową w dezaprobacie i czekał.
Nie wyruszył by osobiście zabić wrogiego generała. Strach przed śmiercią mu nie pozwalał.
***
– Cholerna noga, urżnąć pewnie będzie trzeba – powiedział do siebie Roderic bandażując obficie krwawiącą kończynę. – Zasrane konie, jebana wojna, niech szlag weźmie to wszystko, ko… – odwrócił głowę w lewo. Zobaczył wysoką postać ubraną w czarny płaszcz, i koronę książęcą. Zdawać się mogło, że spośród kilkudziesięciu innych ludzi kręcących się w pobliżu, tylko on ją zauważył. W ręku trzymała obnażony miecz i uśmiechała szyderczo. Podeszła do rannego żołnierza który od razu poznał z kim ma do czynienia. Był to dowódca czarnej armii, książę Marcus, syn jego króla, zdrajca własnego narodu. Lecz pomimo tego wszystkiego, był także człowiekiemm z mieczem zbliżającym się do bezbronnego żołnierza z połamaną nogą. Klinga została zatrzymana niebezpiecznie blisko klatki piersiowej.
– Więc… – zaczął generał. – Czym więcej was ubiję tym bardziej poznacie się na moim ojcu? – roześmiał się szaleńczo. – Widzisz to wszystko? Tyle śmierci i zniszczenia… Mógł nie przychodzić po mnie. Mógł pozwolić mi tutaj żyć, nikogo nie mordowałem ani nie napadałem. Lecz jego arogancja przywiodła go tutaj w poszukiwaniu mojej śmierci. A sprowadził śmierć na setki osób które ginąć nie musiały. Nie sądzisz, że jest głupcem?
– Jesteś szalony.
– Ach tak? Szalony? Więc zginiesz, aby reszta zobaczyła, kto jest szalony.
Chłodne ostrze przeniknęło przez brzuch Roderica. Ciemnoczerwony płyn buchnął żołnierzowi z ust, a jego morderca odwrócił się i zaczął odchodzić ze śmiechem w ustach.
Żołnierz widział wszystko. Widział swoje życie na farmie, wezwanie do wojska, szkolenia, pierwsze bitwy, awanse. Widział śmierć i zniszczenie, domy palone jego rękami, niszczone tylko dlatego bo mieszkający w nich ludzie sprzeciwili się królowi. Był wtedy wściekły. Teraz czuł smutek. Następnie zobaczył jak zabija dziesiątki czyichś synów, ojców i braci. Jak morduje matki z powodu rozkazu. Lecz czemu wydano taki rozkaz? Mówili, że zabijają zdrajców, lecz kto był w tym lepszy? I zrozumiał, jak można zakończyć to wszystko. Miał wrażenie, że to nie on kieruje swoim ciałem lecz robi to jakaś inna, nie znana mu siła. Usłyszał szczęk zamka, wystrzał, na szczęście karabin leżący w łapach jakiegoś trupa był naładowany. Pocisk leciał, zdawało się, godzinami. Roderic już nie widział jak jego cel pada twarzą w błoto. Martwy, siedział ze strzelbą w ręce oparty o truchło konia, wpatrzony w swoją ostatnią ofiarę. Przed śmiercią zdążył jeszcze ostatni raz zasmakować żalu. Żalu, że nie uda mu się zabić drugiego potwora.
***
– Szach mat. – powiedział Marek dumnie stawiając piona na B5.
– To niesprawiedliwe tato! – żachnął się Szymek buntowniczo zakładając ręce na piersi. – Zawsze wygrywasz!
Ojciec z synem grali w szachy. Siedzieli przy małym okrągłym stoliku w pokoju Szymka zawalonym zabawkami, o ścianach wytapetowanych samochodami z filmu Auta 2. Marek przejechał ręką po długiej brodzie z wyraźnymi oznakami siwizny i chudą ręką sięgnął po kubek herbaty stojący na stole. Wzrokiem ogarniał pole bitwy, czarny król leżał przewrócony na A6 zamatowany przez pionka przedstawiającego małego żołnierzyka, w białym mundurze stojącego na baczność z karabinem na ramieniu. Wspierający go hetman na D7 stał dumnie oparty o dwuręczny miecz, a duża figurka białego jeźdźca stylizowana na kirasjera, grająca rolę wieży, chroniła piechura przed królem stojąc na polu C5.
– Cóż, kiedyś na pewno się nauczysz. No, ale już późno, idź się umyj a ja pozbieram szachy. – poczochrał gęstą czuprynę czarnych włosów dziecka i odprowadził wzrokiem latorośl krzyczącą: „kąpiel!".
Począł powoli składać grę, niechcący strącając hetmanem swojego własnego króla.
***
Do króla podszedł hetman. Sztab generalski, wraz ze świtą hetmana, był zajęty pomaganiem rannym, toteż dwie postacie stały samotnie nad polem bitwy wlepiając wzrok w zniszczenia.
– Było warto poświęcić ty… – król zacharczał. Bagnet wbity w podbródek i dosięgający mózgu szybko zakończył żywot zaskoczonego władcy.
– Z pozdrowieniami od matek i żon wszystkich żołnierzy. – powiedział zimno hetman z bólem wymalowanym na twarzy i oddalił się w stronę pobojowiska, aby pochować swoich kamratów.
---
Tekst jest raczej testem moich możliwości przy opisywaniu scen batalistycznych niż czymś ambitniejszym. No ale zdołałem wepchnąć tu moją dziecieńcą wizję szachów ;) A wszelkie nieprawidłowości co do epoki prochu są zamierzone, do reszty już można się doczepiać.
Tekst wydał mi się interesujący z uwagi na realia - choć jak się po kilku wersach okazało, to nie do końca - i batalistyczną tematykę, ale niestety, nie udało mi się dobrnąć do końca. Największy problem masz z całą pewnością z przecinkami, których nagminnie brakuje, bądź stoją w nieodpowiednim miejscu. Styl nie jest najgorszy, choć bezwątpie powinieneś popracować nad warsztatem, gdyż niektóre zdania wydają się dziwacznie zbudowane, czasami przesadzasz z przydawkami - choc to może być już moje czepialstwo. Nie można także zapomnieć o błędach logicznych i tu najbardziej w oczy rzuciło mi się: "zasalutował niedbale połamaną ręką.". Ja rozumiem, że to środek bitwy, żołnierze są pochłonięci walką i napompowani adrenaliną, ale niedbałe salutowanie złamaną ręką to dla mnie przesada.
Reasumując, nie jest źle, ale radzę poświęcić kilka wieczorów i przysiąść nad zasadami interpunkcji. Rzecz jasna dużo czytać i pisać, aby pracować nad warsztatem. Tekst oceniłbym na jakieś 3+/4
Pozdrawiam serdecznie
Cóż, co do złamanej ręki to może prawda, nigdy mi się nic nie złamało i ten wymysł oparłem wyłącznie na tym co widziałem w telewizji. Tam to się wydawało możliwe ^^ No, ale będę pamiętał o tym na przyszłość. Ale widzę, że przecinki znowu mnie pokonały a myślałem, że wszystkie są dobrze ustawione. Nad warsztatem to ja pracuję cały czas, poprzez pisanie właśnie tekstów bez większej fabuły w bliżej nie określonym świecie. Jedynie żałuje, że sam siebie ograniczyłem poprzez tą szachownicę (eleminuje to wszystkie taktyki tamtego okresu oraz bardzo ważne oddziały w każdej takiej armi, armaty), lecz znalazłem właśnie te stare szachy w szafie i tylko one chodziły mi po głowie. Może następne opowiadanie będzie lepsze ;)
Pozdrawiam.
aż po majestatyczną koronę która za czasów swej świetności odbijała promienie światła, w kamieniach szlachetnych i wypolerowanym złocie - nie można odbijać w, można tylko od czegoś, no i przecinków chyba brak.
zadumie poprawił - chyba lepiej by było pogładził.
oddziały ciężkiej kawalerii, kirasjerzy dosiadający najlepszych rumaków królestwa, uzbrojeni - chyba kirasjerów uzbrojonych.
dwa regimenty brawurowych i odważnych huzarzy - to samo co wyżej, w języku polskim są przypadki.
choć siły były mniej więcej wyrównane. Zrobił się mały harmider - tu jest jakiś problem z kompozycją co mają siły wyrównane do harmidru.
wprawiał żołnierzy jak w trans - chyba w trans, bez ‘jak'.
przez krzyki bólu i wzywania matek - tu jest jakaś niezręczność, nie napisałeś kto wzywa te matki i w pierwszej chwili pomyślałem, że są tam jakieś matki.
nie chcący - imiesłowy przymiotnikowe z nie piszemy łącznie.
kontr szarży - poprawnie pisze się kontr-szarży.
co znaczyło przełamanie linii obrony - co oznaczało.
Chłodne ostrze przeniknęło przez brzuch Roderica. Ciemnoczerwony płyn buchnął żołnierzowi z ust - jeśli przeniknęło, to jakim cudem zrobiło krzywdę?
Ogólnie opis bitwy taki sobie, moim zdaniem mało dynamiczny i nieco chaotyczny, no i w fantastyce wiele juz bitw opisano, trudno tu zrobić cokolwiek nowego, ty nawet nie spróbowałeś. Z tymi szachami to nawet fajnie ci wyszło, coś oryginalnego, choć trochę.
" Król stał na wzgórzu. Błoto i pył pokrywały go w całości, od wysokich kawaleryjskich oficerek, poprzez bogato zdobiony ornamentami i pozłacany kirys, aż po majestatyczną koronę która za czasów swej świetności odbijała promienie światła, w kamieniach szlachetnych i wypolerowanym złocie."
Kogo / co pokrywały błoto i pył? Króla czy wzgórze? A korony to rąbkim plascza nie chcialo się jego królewskiej mości albo jakiemuś słudze przetrzeć? Leniuchy ...
(...) dwa regimenty brawurowych i odważnych huzarzy.
O kogo tu chodzi? Huzarów czy husarzy?
A na telewizję, filmy itp. uważaj, bo sporo bzdur wciskają.
----------
Trenuj, trenuj, Waldemarze. Słownik interpunkcyjny, słownik ogólny języka... Myślę, że warto.
Adamie, chodziło oczywiście o huzarów ^^ Husarz to ciężka jazda i w tym wypadku kompletnie nie pasował mi do ogólnego obrazu. Ale w takim razie chyba źle odmieniłem. A co do brudnej korony, to po prostu jakoś mi to tak pasowało do wyglądu króla przed bitwą. Może faktycznie trochę za bardzo zaszalałem, wszak to korona, ale myślę, że gdyby nie był zajęty przygotowaniem wojska to by ją ładnie wyczyścił.
Dzięki za przeczytanie i komentarze. Postaram sobie wziąć wszelkie rady do serca.
Pozdrawiam.
Pomysł jest fajny i nietypowy. Literacko kuleje wykonanie. a tak jest prawie zawsze. Kompozycujnie natomiast jest to niezle pociągnięte - czytelnik dowiaduje się, o co chodzi, na samym końcu. Gdyby to opowiadanie przepracować, poprawić opis, nasycić szczegółami, gdzieś tam od niechcenia przy okazji dać wskazówkę, że głowny wątek narracji to fikcja ... byłoby bardzo dobrze.
Ktoś bije pionka - scena smierci jednego zdwóch kumpli jest w tekście w ogóle nie wygrana.
Bardzo fajny tytuł - daje wskazówkę, o co chodzi, a jednoczesnie jest mylący - pole bitwy to też jakaś szachownica.
Po jakimś czasie warto chyba do tego tekstu wrócić.
Pozdrowienia.
Cóż, kiedyś pewno wróce do tego tekstu, kiedy stwierdze, że mam wystarczające umiejętności aby napisać go w pełni poprawnie. A to może to trochę potrwać :>
Będę się czepiał ;-)
Złota korona z kamieniami waży pieruńsko dużo. Wiem, że w bajkach i na obrazkach to fajnie wyglada, ale w takich koronach nie dało się normalnie chodzić, a tym bardziej walczyć wręcz. Złote korony władcy nakładali na uroczystości, na których głównie siedzieli na tronie, ewentualnie powooooli szli w pochodzie. Na wszystkie inne okoliczności, nosiło się na głowie różne zamienniki, wyróżniające króla. Rozumiem jednak, że to twoja dziecięca wizja, jak napisałeś.
Absolutnie nie znam się na broni, więc mnie poprawcie, jakbym się mylił, ale poszczególne części oręża nijak, jak dla mnie, nie pasują epokami do siebie. Ciężki miecz, szabla, karabin. Nawet jeśli, jak piszesz, ten miecz to relikt przeszłości; ale szabla i karabin? A potem jeszcze coś o atakowaniu pod obstrzałem. Na koniach? Tak to walczyli polscy ułani na początku Drugiej Wojny Światowej, wiadomo z jakim skutkiem.
Piszesz, że nieprawidłowości z epoką prochu są zamierzone, ale mi to i tak przeszkadza.
Co do scen batalistycznych- nie znam się na tym, pozostawiam ocenę innym.
Wyjaśnienia -> Szabla była używana do... W sumie nigdy nie przestałą być w użyciu, nawet teraz szkoli się oficerów w walce szablą. Do tego, w wieku XVIII to szable były podstawową brońą konnicy (szaserzy Napoleona, Huzarze, oczywiście do tego zwykle była lanca i pistolet :)). Dlaczego karabin? Bo karabin to bynajmniej nie mosin nagat. Karabin nie oznacza też AK czy beryla (to są karabinki). Za to karabin gładkolufowy wzoru 1777 lub an IX z wieku XVIII już jest opisywanym przeze mnie karabinem ^^
Kirasjerzy to nietypowa formacja, która walczyła w zbrojach (głównie kirysach) i wysokich hełmach. Uzbrojenie stanowił zwykle ciężkie szerokie miecze. Czasami też małe puklerze, potem zamienione na stalowe pseudo-karwasze. Wystarczy trochę poszukać, aby się dowiedzieć, że z powodzeniem walczyli w czasach prochu.
Co do dwuręcznego miecza -> to jest za to moje odstępstwo od realiów.
Teraz do ataku pod ostrzałem -> całkowicie nie rozumiem. Atak konno na piechotę liniową to najlepszy sposób na pozbycie się piechoty. Przykład -> nasi polscy Husarze (na początku swojego istnienia, przez prawie 7 lat ich pancerze były tak dobre, że niektóre prochowe bronie nie potrafiły ich przebić). Za to kiedy piechota ustawiała się w czworobk/czworościan, to konnica dostała wciry. Jednak trudno jest zawrócić konia w szarży, zwłaszcza, jak przed sobą masz kilkumetrowy drąg. Co do ułanów też nie rozumiem, bardzo dobra jazda tylko, że kiedyś ktoś pokazał ich jako idiotów atakujących niemieckie czołgi lancami (fakt atakowali czołgi, lecz nie lancami tylko rzucali w nie ładunkami wybuchowymi lub koktajlami mołotowa).
Co do korony, to fakt, że w insygniach się po bitwie nie chodzi :P Ale jednak pan król nie walczył wręcz, przez większość opowiadania stoi lub się przemieszcza powoli.
Mam nadzieję, że teraz już rozwiałem Twoje wątpliwości co do uzbrojenia :)
Pozdrawiam.
bronią* a nie brońą :O Kiedyś wynajmę hakera aby dopisał bez zgody twórców strony kod dający możliwość edytowania komentarzy
Atakowanie piechoty prez kawalerię w sytuacji, kiedy piechota strzela z karabinów / muszkietów, a często jest wspomagana przez artylerię, należalo do podstawowych zadań kawalerii, z ktorej jazda musiala sie wywiązać i się wywiązywala - co prawda z róznym skutkiem, w zalezności od kawalerii i okresu histori. Przywołana husaria w najlepszym okresie swojego istnienia ( trwajacym bardzo długo ), nie robila najczęściej nic innego, jak robijala zwarte i głębokie szeregi muszkieterów, oslaniane prze pikinierów i kornety rajtarów.Albo też przełamywała prędko i skutecznie szeregi piechoty moskiewskiej, osłanie przez przez pikinierów i wyposazonych w berdysze ( J.Ch.Pasek). Miażdżące sukcesy husarii, będącej jazdą świetnie wyszkoloną, nowoczesną, zgraną, optymalnie uzbrojoną i dowodzonoą przez rotmistrzów i hetmanów, którz zęby zjedli na wojnie, zmusiły Szwedów do zmiany taktyki rajtarów ( odejście od nieeefektywnego karakolu) i przezbrojenia piechoty w dłuższe muszkiety o wiekszym kalibrze, co gwarantowało lepszy dystans efektywnego ostrzału. Taka reforma, mimo sporadycznych sukcesów, nadal nie dawało Szwedom gwarancji sukcesu. Ale trzeba też pamiętać, że hetmani przywizywali wielką wagę do wyposażania husarii w broń palną - minimum dwa pistolety na każdego jeźdzca, a minimum jedna sztuka broni długiej na poczet. Surowo nakazywały to instrukcje hetmańskie, a husarz tego przestrzegali - we własnym interesie. Chodziło o to, żeby husaria była jazdą uniwersalną, zdolną do dzialania w każdych warunkach ( tak było pod Kłuszynem).
Podobnie było ze slynną szarżą lekkiej brydgady w casie woljno krymskiej, kiedy Anglicy szarżowali skutecznie na rosyjskie forty, obsadzone piechotą i artylerią, a straty wcale nie byly takie duże.
Autor ma rację z oceną plskiej kawalerii w 1939r. Konie sluzyły po prostu do przemieszczania się, a nie do walki ! Polska Kawaleria spisała się bardzo dobrze w walce z niemiecką bonią pancerna, dzięki wyszkoleniu, dyscyplinie i dobremu wyposażeniu w armaty ppanc ( walki pod Mokrą) - i nie tylko tam. Wyruszając na wojnę 1939r, polska kawaleria lance zostawila w koszarach - wiedziano, że nie będą przydatne.
Ten nieszczęsny film to " Lotna" Andrzeja Wajdy - według żródel od początku wysmiewany przez krytyków i historyków za idiotycną sceną, w ktorej ulan rąbie szablą lufę niemieckiego czolgu, w roli którego nota bene podobno wystąpił T-34.
Dugar- jak już napisałem, nie znam się na historii broni palnej (ani białej, ani żadnej innej). Nie jestem kompetentny, żeby dyskutować z tobą na ten temat. Napisałem tylko, jak odebrałem twój opek. Wydaje mi się, że przeciętny zjadacz chleba, na przykład ja, widząc słowo "karabin", kojarzy je tak, a nie inaczej; a Ty swój tekst nie umieszczasz na stronie dla wojskowych, tylko ogólnym poratlu.
Jeżeli masz na myśli broń palną używaną w XVIII wieku, może warto by było zaznaczyć to jakoś w tekście. Tak samo, można by było dać znać, w jakiej epoce historycznej dzieje się akcja; bo ta nieszczęsna korona ukierunkowała moją jaźń, gdzieś na głębokim Średniowieczu. Chyba że wolisz pisać domyślne opowiadania i zamieszczać pod nimi sążniste przypisy :-).
Raczej nie sądziłem, że ktoś może źle zrozumieć. Gdybym chciał zrobić wojskowy wykład to bym napisał jakie nosili buty dokładnie, opisał mundury do każdego guzika i karabiny z nazwami i datami produkcyjnymi :P
Po prostu pomyślałem, że biorąc wypadkową wszystkich tu opisanych rzeczy, można się domyślić o czasie akcji (gdybym nie wiedział sam to bym strzelał między XVI a XVIII wiek). Akurat wszystko co tutaj napisałem, wziąłem z tego co mnie nauczyli na historii w szkole. Ale jeśli naprawdę było tak trudno z tym tekstem, to przepraszam ^^
Następnym razem postaram się jakoś bardziej doprecyzować.
Pozdrawiam.