- Opowiadanie: koliber - Strażniczki. Rozdział pierwszy.

Strażniczki. Rozdział pierwszy.

Autorze! To opowiadanie ma status archiwalnego tekstu ze starej strony. Aby przywrócić go do głównego spisu, wystarczy dokonać edycji. Do tego czasu możliwość komentowania będzie wyłączona.

Oceny

Strażniczki. Rozdział pierwszy.

Trzy kobiety, strażniczki Bram Niebieskich
Opętane przez chciwość i swoje zamęty
Otworzyły Bramy do Nieba
I każdego dnia siódmego tygodnia
Schodziły na ziemię by oddać się grzesznym ziemskim rozkoszom

I zgubiły klucz od Bram Niebieskich
Gdy jedna z nich próbowała się zemścić
Uwolnione zostały wszystkie zła świata
I plagi spadły na ziemię

 

Istnieją bowiem trzy nowe Strażniczki Niebieskie
By dnia najdłuższego w roku odkryć swe przeznaczenie
I powstrzymają nieszczęścia zesłane na ziemię
Choć jedna wątpliwa przeznaczenia swego będzie
Powrócą Trzy Damy na Wyżyny Niebieskie

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

Rozdział pierwszy

Alicja

 

Obudziłam się rano z niezwykle silnym bólem głowy. To cało nocne imprezowanie kiedyś mnie wykończy. Jest fajnie, póki jest zabawa, ale to samopoczucie na następny dzień. Tragedia.

Zasrany telefon. Dlaczego musi tak głośno dzwonić.

– Halo?

– Alka! Sorry, obudziłam cię! – Moja cudowna przyjaciółka, zawsze zadzwoni w porę.

– Emila, musisz się tak drzeć? Głowa mi pęka.

– O jej, przepraszam, to po tej imprezie. No dobrze, dobrze. Posłuchaj, będę u ciebie za dwie godziny. Musimy pogadać. To co się wczoraj wydarzyło między mną a Filipem to jakaś totalna porażka. Naprawdę. Przysięgam. To nic dla mnie nie znaczyło. Wierzysz mi prawda? – Czy ona zawsze musi tak paplać?

– Stara uspokój się. Nie wiem o co ci chodzi. Co z Filipem? – Głowa mi pęka, a ona musi mówić o tym dupku.

– Będę u ciebie za dwie godziny. Pa. – Odłożyła słuchawkę.

Filip. Mój jeszcze do niedawna facet. Zerwaliśmy ze sobą tydzień temu. Ciekawe co ten idiota znów zrobił. Na pewno nie zamierzam się tym przejmować, ale jeśli skrzywdził Emilę, to mu tego nie daruję. Ze mną robił co chciał. Taki maczo, co to wszystkie panny może mieć. Ze mną mu się nie udało. Ok., nie do końca. Fakt, Filip jest ucieleśnieniem marzenia każdej kobiety o mężczyźnie idealnym. Wysoki, wysportowany brunet z niezwykle niebieskimi oczami. Swoją drogą to one mnie tak w nim pociągały. Nie pasowały do niego ani trochę i skrywały w sobie jakąś tajemnicę. Nigdy się nie dowiem jaką. Może po prostu chciałam wiedzieć, że ten idiota ma jakąś tajemnicę, albo któregoś pięknego dnia okaże się, że jednak ma coś w głowie i nie myśli tylko o swoich bicepsach.

Przy nim wyglądałam jak marna imitacja kobiety. Chociaż się starałam. Na spotkania szykowałam się przynajmniej dwie godziny, co zwykle mi się nie zdarzało. Kupiłam sobie nawet czerwoną obcisłą sukienkę, która na mojej chłopięcej figurze nie koniecznie wyglądała zachwycająco, ale uwydatniała to co trzeba. Miałam ją na sobie raz, a Filip mało nie wyskoczył z siebie kiedy mnie w niej zobaczył. Starałam się też by moje krótkie, blond włosy wyglądały jakbym dopiero co wyszła od fryzjera. O ile było to w ogóle możliwe. Zapuściłam nawet dłuższą grzywkę. Emila mi podpowiedziała, że tak jest modnie. Zaufałam swojej przyjaciółce i się nie zawiodłam. Taka fryzura naprawdę mi się spodobała. Zobaczyłam całkiem inną siebie i za to mu dziękuję. Odkryłam, że też mogę być piękna. Filip zawsze powtarzał, że mam śliczną twarz, ale teraz uważam, że on mówił tak każdej.

Ciekawe czy ktoś jest w mieszkaniu.

Mieszkam ze studentami. Sama już skończyłam. Jestem magistrem. Magistrem zasranej politologii. Mam magistra z politologii. Politolog. Wszystko jedno, bo i tak pracuję w restauracji. I co mi przyszło, po pięciu latach męczarni? Ciepła posadka w restauracji do której zagląda dziesięć osób w ciągu dnia. Chociaż szczerze. Mi się to podoba. Rodzinny interes miłego starszego pana z Chin, który zatrudnił mnie dlatego, że poczuł we mnie jakąś magiczną siłę. Też mi coś. Moim zdaniem to trochę mu się na starość poprzewracało w głowie. Dla mnie wyszło to jednak na dobre. Płaci całkiem nieźle, więc nie narzekam. Poza tym jest bardzo sympatyczny, tak samo jak jego żona. Oboje nie mają dzieci i czasami odczuwam jakby traktowali mnie jak członka swojej rodziny.

Ja też nie mam rodziny. Jedynaczka. Rodzice zginęli w wypadku kiedy miałam siedemnaście lat. Rok spędziłam w rodzinie zastępczej, poszłam na studia i zamieszkałam w akademiku. Umiem sobie radzić i zadbać o siebie.

Pukanie do drzwi. Mogliby sobie darować. Chociaż oni.

– Proszę. – Mówię, bo co innego mam zrobić.

– Cześć Alka. – Wiolka. Moja współlokatorka. Mieszka w pokoju obok ze swoim chłopakiem. Fajna laska. Można z nią pogadać na różne tematy. Nie nudzi tak jak niektórzy. Studiuje prawo, chociaż nigdy bym tego nie powiedziała. Wygląda jak typowa blondynka z kawałów. Różowy to jej ulubiony kolor, tipsy muszą być zawsze na paznokciach. Całe szczęście, że nosi je dość krótkie. Z drugiej strony jednak, to naprawdę uczynna osoba. Lubi pomagać i ma tyle oleju w głowie ile mieć powinna. To, że lubi wyglądać tak jak wygląda to już jej osobista sprawa.

Usiadła delikatnie w fotelu. Moim ukochanym białym, ogromnym fotelu, w którym uwielbiam spędzać wolne chwile. Jej drobne ciało dosłownie się w nim chowa.

– Cześć. – Odpowiadam nie podnosząc głowy z poduszki. Rozsadza mi łeb.

– Uuuu…wiedzę, że było grubo. Kac?

– Morderca. – Mówienie też sprawia mi problem.

– Okej. Nie zabiorę ci dużo czasu, a potem zrobię ci coś ekstra. Mówię ci, kac przejdzie jak ręką odjął. – Ta to jest niesamowita. Zna takie sposoby na leczenie kaca jak nikt na świecie. Nigdy jednak nie mówi z czego robi swoje mikstury. A szkoda. Przydałaby się taka wiedza i dla mnie, biorąc pod uwagę mój tryb życia. – Słuchaj. Wiem, że lubisz takie imprezy, a ja mam dwa zaproszenia. Niestety Wojtek nie będzie mógł iść. Wiesz te wszystkie jego zajęcia i do tego nowa praca. Ma teraz urwanie głowy, a ja bardzo bym chciała tam być. Poza tym to moja przyjaciółka. Nie wypada odmówić. Może chciałabyś pójść ze mną?

– Ale o co dokładnie chodzi? – Wiola niestety ma to do siebie, że dużo gada. Jak większość moich znajomych. Szkoda, że ja to raczej mało się odzywam.

– Impreza przebierana. Pójdziesz ze mną? – I ta jej błagalna mina.

– Kiedy to będzie?

– Dwudziestego pierwszego czerwca. Dopiero za trzy tygodnie, ale pytam teraz, bo może coś sobie zaplanowałaś…

– Nie, nie. Spokojnie. Chętnie pójdę. – Alicja nigdy nie odmawia imprezy. Szczególnie jeśli wchodzi w grę impreza przebierana.

– Dziękuję. Jesteś wielka. – Wstała energicznie z fotela. – Wyglądasz paskudnie. Zaraz ci coś przyniosę.

Całe szczęście, że ona ze mną mieszka. Uratowała mnie już tyle razy przed całodniowym cierpieniem, że chyba się jej nie odpłacę.

– Proszę. – Powiedziała wchodząc już bez pukania do mojego pokoju. – Wypij od razu, bo inaczej nie zadziała. – Usiadłam z trudem. Bolał mnie każdy kawałeczek ciała. Chwyciłam szklankę z mętnym wywarem i wypiłam wszystko za jednym razem. Ohyda. Cierpkie, gorzkie, słone i kwaśne zarazem. Działanie, natychmiastowe. Ból głowy zaczął ustępować.

– Jesteś w tym mistrzynią.

– Dzięki. – Uśmiechnęła się serdecznie i wyszła z pokoju.

Teraz kiedy już jestem w stanie stać na nogach, czas się doprowadzić do porządku. Emila wpadnie tu lada chwila i zrobi mi wywód na temat mojego wyglądu. Przestałam się starać po rozstaniu z Filipem. To chyba normalne, że nie zawsze muszę wyglądać olśniewająco.

 

– Ja cię naprawdę, naprawdę bardzo przepraszam. – Przywitała mnie Emila, kiedy otworzyłam drzwi. Nie miałam pojęcia o co jej chodzi, ale była zdenerwowana. – To nie miało tak wyjść. Jeszcze tydzień temu z nim byłaś, a tu takie coś. Wybaczysz mi prawda?

– Tylko nie wiem co miałabym ci wybaczyć.

– Nie pamiętasz? – Zdziwiła się.

– Właściwie to mało pamiętam.

Weszłyśmy do mojego pokoju. Zatopiłam się w fotelu, a Emila usiadła na krześle naprzeciwko mnie.

– To opowiadaj. – Powiedziałam. Nie lubię kiedy nie wiem co się dzieję w moim otoczeniu, a tym bardziej jeśli to bezpośrednio dotyczy mnie. Ta sprawa najwyraźniej taka była. Dobrze, że zrobiłam już porządek ze sobą. Będą mogła bez jakiegokolwiek cierpienia słuchać opowieści o tym jakże strasznym wydarzeniu.

– Wczoraj na tej imprezie był Filip. – To pamiętam. Biegał za każdą laską, która miała ledwo zakrywającą tyłek spódniczkę i bluzkę z dekoltem do pępka. – Jak tańczyłaś z jakimś kolesiem podszedł do mnie. – Okej to już mi umknęło. – Ja też byłam pijana. Wiem, że to nie wytłumaczenie, ale nie wiedziałam co robię. Wiesz jaki jest Filip. Te jego oczy. Przepraszam. – Powiedziała kiedy dostrzegła moje gniewne spojrzenie. – Zaczął ze mną rozmawiać. Głównie on mówił, ja słuchałam. Zbajerował mnie tak, że nawet nie wiem kiedy to się stało. Bardzo cię przepraszam. Naprawdę bardzo.

– Co się stało?

– Pocałował mnie. – Odwróciła głowę. Było jej wstyd, a mnie przykro. Coś mnie tknęło. Jakbym poczuła się zazdrosna. Wiem, że Filip mnie zdradzał, taki typ, ale żeby wziąć się za moją najlepszą przyjaciółkę? Przegiął. – Odwzajemniłam ten pocałunek, ale na krótko. Jak się tylko zorientowałam co się dzieję, odepchnęłam go i dałam mu w pysk.

– Uderzyłaś go? – Nawet ja tego nie zrobiłam.

– Tak jakoś wyszło. Nie powinien mnie tak podchodzi. Głupia jestem, wiem. Wybaczysz mi?

– Ale tak poważnie, na serio, uderzyłaś go w twarz? – Nie mogłam w to uwierzyć. Zdezorientowałam ją.

– Yyy…no tak. Sama się zdziwiłam, że mam w sobie tyle siły, bo aż się przewrócił. Jego koledzy zaczęli się śmiać, a on uciekł. – Kocham ją. Mnie nigdy nie było stać na taki gest.

– Nie wierzę…. – Powiedziałam. Ile razy ten typ mnie wkurzył, ile razy miałam ochotę się na niego rzucić z pazurami, to moje, ale nigdy nie udało mi się zebrać w sobie tyle odwagi by to zrobić. Chyba bałam się uszkodzić jego piękną i nieskazitelną buźkę. Swoją drogą ciekawe ile czasu spędza u kosmetyczki.

– Wybaczysz? – Dopytywała.

– Pewnie. Za to co zrobiłaś potem. Powinnam cię na rękach nosić.

– Oj, nic wielkiego. Mam nadzieję, że nie nabiłam mu siniaka.

– Nie martw się. Przypudruje i będzie jak nowy. – Parsknęłyśmy obie śmiechem. Czasami nabijałyśmy się z niego, że chodzi nawet na solarium. Teraz mogę robić to bez wyrzutów sumienia.

– To co robimy wieczorem? – Zapytała Emila.

– Nie wiem jak ty, ale ja się z łóżka nie ruszam.

– Nie bądź sztywna. – Wstała. – Widzę cię u mnie. Pa. – Wyszła nie czekając na moją odpowiedź. Byłam ciekawa co takiego kombinuje i miałam nadzieję, że moje samopoczucie poprawi się całkowicie do wieczora, bo moja przyjaciółka nie daruje mi jeśli się u niej nie stawię.

 

Wiedziałam. Tak przeczuwałam. Kolejna impreza pod tytułem jestem słodka, mam długie tipsy, będę gadać o chłopakach i o niczym więcej. Miałam ochotę wyjść i trzasnąć drzwiami. Dobrze wiedziała, że nie lubię tych durnych imprez. Zawsze zapraszała mnie do siebie, niby tak tylko pogadać, a jak wchodziłam do mieszkania zastawałam tam te wszystkie jej koleżaneczki z salonu piękności. Towarzystwo do którego kompletnie nie pasowałam.

– Prosiłam cię żebyś mi tego więcej nie robiła.– Skarciłam ją na osobności.

– Alka, to nie tak jak myślisz.

– A jak?

– Nie będzie tak jak zwykle. Obiecuję.

– Jasne.

– Zaufaj mi. – Poszłyśmy do pokoju w którym siedziały wszystkie lalunie. Było ich pięć. Każda wypucowana, odmalowana i ubrana jak stróż w boże ciało. Słabo mi się robi. Dziwne było jednak to, że siedziały tu bez swoich przyrządów do upiększania się. Na stole stały kubki, chyba z herbatą, ciastka i inne przekąski. Co tu jest grane?

Emila wyszła na środek z poważną miną. Trzymała coś w rękach, książkę?

– Zebrałyśmy się tu dzisiaj.– O ho! Szykuje się coś ekstra. – Żeby na naszym pierwszym spotkaniu literackim omówić książkę…– Chyba jaja sobie ze mnie robi. To jakieś prima aprilis czy cos? – Co sądzicie o postaci głównej bohaterki? – Otworzyłam buzię ze zdziwienia. Moja przyjaciółka, która jedyną książkę jaką do tej pory przeczytała był poradnik jak dbać o idealną figurę, założyła kółko literackie ze swoimi głupimi koleżaneczkami. Nie wierzę. Jak ją kocham tak teraz przeszła samą siebie.

Książką, którą przeczytały, było oczywiście nic innego jak tandetna wersja amerykańskiego romansu, którego akcja oczywiście dzieje się na jakiejś dużej farmie, czy innym tego typu miejscu. Przez kolejne trzy godziny słucham wywodów na temat tego kto kogo bardziej kochał, on ją czy ona jego. Nie zapamiętałam imion bo były tak bzdurne, że nie zasługiwały na uwagę. Nie wiedziałam też, że można aż tak rozprawiać na temat jakiegoś pierwszego lepszego romansidła. Takie brednie to i ja bym mogła napisać. Fabuła najprostsza na świcie, bogata dziewczyna zakochuje się w biednym stajennym. Czyż to nie piękne? Aż chce się puścić pawia.

Nie wiem też dlaczego wytrzymałam aż tak długo i nie wyszłam ani razu. Chyba to dlatego, że Emila przywaliła Filipowi. Czułam się jej dłużniczką. Zamierzałam jednak powiedzieć jej, że w takich spotkaniach też nie chcę brać udziału chyba, że przeczytają coś naprawdę na poziomie. Wątpię by ktoś oprócz Emili mógł to zrozumieć. Dziewczyna nie była głupia, wręcz przeciwnie była naprawdę inteligentna. Ona…Ona po prostu lubiła robić z siebie damę.

– Podobało ci się? – Zapytała kiedy byłam gotowa do wyjścia. – Wiem jak nie lubisz naszych spotkań, więc chciałam zrobić coś co ci się spodoba. Nawet nie wiesz jak długo musiałam je do tego przekonywać. Ale chyba się udało. – Tryskała radością. Zrobiło mi się głupio, że chciałam na nią naskoczyć. Starała się bym nie siedziała sama, bym miała dokąd pójść. Biedna Emila.

– Było…fajnie. – Fajnie? Od kiedy ja mówię fajnie? – Tylko…

– Tak? – Zapytała podekscytowana. Już miałam jej powiedzieć, że to też zły pomysł, ale nie mogłam.

– Mogłabym ja następnym razem wybrać coś do omówienia? – Rzuciła mi się na szyję.

– Podobało ci się! Oczywiście co tylko zechcesz!- Niech jej będzie, że mi się podobało.

Pożegnałyśmy się i mogłam ruszyć do domu. W końcu uwolniłam się od tych laleczek. Podejrzewam, że następne spotkanie kółka literackiego nie koniecznie przypadnie im do gustu. Wybiorę coś naprawdę wielkiego.

Lubię spacerować w letnie wieczory. Jest tak przyjemnie. Ciepło, czasami wieje lekki wietrzyk, na ulicach jest więcej ludzi, a mimo to panuje jakaś taka tajemnicza cisza. Idealnie.

Pamiętam jak z rodzicami często wychodziliśmy na długie przechadzki. Nasza trójka i pies, który niestety zdechł kilka miesięcy przed śmiercią rodziców.

Brakuje mi ich strasznie. Nagle zostałam całkiem sama. I w takie właśnie wieczory przypominam sobie o nich intensywniej niż zawsze. Żeby nie było, że o nich nie myślę. Myślę. Mam nadzieję, że są szczęśliwi.

Weszłam do mieszkania. O dziwo nikogo nie było. Naszym znakiem rozpoznawczym było to, że jeśli nikt nie zostawał w domu wszystkie pokoje były pozamykane. Tak też było. Poszłam więc prosto to swojego pokoju. Zapaliłam światło, rzuciłam kurtkę na łóżko i położyłam się zmęczona. Spacer mnie wykończył. Wszystko byłoby w porządku gdyby nie to, że w moim ulubionym fotelu ktoś siedział.

Zerwałam się z łóżka jak poparzona. Miałam ochotę uciekać, krzyczeć o pomoc, dzwonić na policję, ale jakaś część mnie mówiła żebym zachowała spokój.

Zakapturzona postać zdawała się wpatrywać prosto we mnie. Ręce miała splecione na kolanach.

– Kim jesteś! – Krzyknęłam zbliżając się bardziej do drzwi, żeby mieć możliwość szybszej ucieczki.

Postać wstała z fotela i jednym ruchem odsunęła kaptur z głowy.

– Alicja Wójcik? – Zapytał mnie mężczyzna o niskim, donośnym głosie. Przeszły mnie dreszcze. Skąd wie jak się nazywam? Co tu robi i kim jest?

Uśmiechnął się do mnie serdecznie, a ja w tym samym momencie poczułam się słabo. Zrobiło mi się ciemno przed oczami. Ciemno…

 

 

 

Powoli wracała mi świadomość. Powieki miałam ciężkie, ale za wszelką cenę musiałam sprawdzić czy śniłam, czy to wszystko działo się naprawdę. Pokazujący się obraz wciąż był zamazany. Chciałam wstać, ale kręciło mi się w głowie. Jak to możliwe, że zemdlałam. Nie ja. Nie ja. Ja jestem twardzielką. Ja nie mdleję. Do tej pory…

Może nie zemdlałam, a po prostu spałam. W końcu wykończyło mnie te kilka godzin z nadętymi lampucerami.

Przestało mi się kręcić w głowie. Usiadłam na łóżku, przetarłam zmęczone oczy i rozejrzałam się po pokoju.

Nikogo w nim nie było. Mogę odetchnąć z ulgą. Tylko sen. Tylko.

Tylko dlaczego muszę jeszcze wstawać zgasić to cholerne światło. Moim jedynym oświetleniem w pokoju, przynajmniej tym aktualnie działającym jest lampka na biurku. Jak dla mnie wystarczająca.

Ale tego to tutaj nie było. Może Wiolka położyła tę kopertę kiedy spędzałam czas z moją kochaną przyjaciółką i jej cudownymi koleżankami.

„Droga Alicjo,

Nie pamiętasz mnie, to jasne. Ba, nawet mnie nie znasz, chyba że matka Ci coś o mnie opowiadała. Opowiadała?

Zmarłam kilka lat przed Twoimi narodzinami. Wiedziałam jednak o Twym przyjściu na świat. Opowiadała mi o Tobie moja babka, przed swoim odejściem. Powiedziała jak będziesz miała na imię i że nie doczekam Twojego przyjścia na świat.

Pewnie zastanawiasz się jak to możliwe i co to za brednie, ale proszę Cię nie odkładaj tego listu zanim nie przeczytasz go do końca.

Nazywam się Wincenta Żórawska i jestem Twoją babką. Nasza rodzina jest bardzo…wyjątkowa. Przekonasz się o tym w swoim czasie. Mam nadzieję tylko, że nie odziedziczyłaś charakteru po ojcu, bo znając go pewnie za chwilę rzucisz tym listem, albo go porwiesz na drobne strzępy. Proszę nie rób tego. Dziwne, ale zobaczyłam go w takiej sytuacji. To zabawne…"

O czym ta kobieta mówi? Moja babcia? Przecież ona…nie żyje. Tak samo jak moi rodzice. Ten list? Co to ma do cholery być?

„…Dobrze wyjaśnię Ci zatem o co w tym wszystkim chodzi. Nasza rodzina została wybrana. Wybrana do czynienia bardzo ważnej powinności. Raz na jakiś czas, w zależności od tego co się dzieje TAM na górze, jedna kobieta musi dołączyć do wybranek. Takich sytuacji nie było za wiele, bo do tej pory Strażniczki spisywały się na medal. Mam nadzieję, że dalej się spisują i nie będziesz musiała zajmować miejsca którejś z nich.

Mowa tutaj o Strażniczkach Bram Niebieskich. Bram chroniących nie tyle co wejścia do Nieba, ale chroniących ludzkość przed zagładą. Jeśli zostaną otwarte, stanie się rzecz najstraszliwsza, jeśli Strażniczki zawiodą, ludzkość czeka bardzo tragiczny los.. Można jednak temu zapobiec. Do tego właśnie jesteś stworzona Ty. Twoim zadaniem jest chronić ludzi. Chronić świat przed zniszczeniem.

Wiem, ciężko w to uwierzyć, ale się postaraj.

Mimo, że wszystko jest TAM wiadome, wszystko zarazem jest niewiadome, a Strażniczki to istoty mające własną wolę, nie są podporządkowane nikomu.

Nasza rodzina zawsze była dumna z tego,, że możemy odegrać tak ważną rolę. Moim zadaniem było poinformowanie Ciebie o tym kim jesteś. Musiałam jednak zrobić to w taki sposób. Wiedziałam, że umrę przed Twoim przyjściem na świat.

Alicjo, czytasz ten list dlatego, że istnieje pewna przepowiednia mówiąca o tym, że Strażniczki popełnią wielką zbrodnię i potrzebne będą ich zastępczynie.. Chciałam Cię jakoś na to przygotować, a ta forma wydała mi się najlepsza. Przynajmniej w tej sytuacji.

Nie wiadomo jednak co zrobią, także nowe Strażniczki muszą być na to przygotowane. Żałuję bardzo, że nie mogłam Ci tego opowiedzieć osobiście. . Już widzę jak trzymałabym Cię przy tym za rękę. Zaraz się rozkleję. Mam nadzieję, że Ty nie jesteś taką beksą jak ja. Wybacz mi proszę, że nie ma mnie w tym ważnym dla Ciebie momencie.

Paweł, którego pewnie już poznałaś, skoro czytasz ten list, jest opiekunem Wybranek. Mam nadzieję, że nie sprawił Ci kłopotu. Bywa trochę dziwny, ale jest naprawdę miły.

Pamiętaj Kochanie, że bardzo Cię kocham. Mimo, że nie mogłam Cię poznać wiem, że jesteś dobrą osobą. Pewnie podobną do swojej mamy. Moja córka była naprawdę piękna, jednak jej nie było dane poznać sekretu naszej rodziny. Nie każdy się do tego nadaje. I nie każdy ma do tego prawo. Moja matka też nic o tym nie wiedziała, a babcia surowo zabroniła mi o tym mówić.

Postaraj się to sobie poukładać w głowie. Moja droga, to się dzieję naprawdę.

Paweł pomoże Ci i pozostałym Strażniczkom kiedy będzie taka potrzeba.

Raz jeszcze. Kocham Cię Alicjo.

Twoja Babcia."

– I jak? – Usłyszałam za sobą męski głos. Odwróciłam się pospiesznie.

Stał przede mną ten niby Paweł z listu. Uśmiechał się, a wyglądał jak George Clooney i James Dean w jednej osobie. Ciekawe. Był nawet przystojny, wysoki i wcale nie taki stary. Aż dziwne, że znał babcie. Powinien mieć teraz z sześćdziesiąt lat. Nie ważne. I tak działa mi na nerwy.

– Czego chcesz? – Odpowiedziałam pytaniem.

– Myślałem, że będziesz milsza. Kobiety w waszej rodzinie zwykle są uprzejme. – Usiadł w moim fotelu.

– Wyjdź stąd bo inaczej wezwę policję. – Uprzedziłam.

– Chyba nie myślisz, że uwierzą ci w to co im powiesz?

– A kto powiedział, że powiem im prawdę? Część prawdy wystarczy, a brzmi ona tak, że jakiś walnięty facet, którego nie znam, nachodzi mnie w domu. To w zupełności wystarczy.

– Dobra jesteś. Ale zanim by zdążyli przyjechać, już dawno by mnie tu nie było.– Naprawdę był pewny siebie. Dziwiłam się, że wcale się go nie boję. Może przez ten list?

– Powiesz mi w końcu o co ci chodzi i kim jesteś?

– To Wincenta ci tego nie wyjaśniła? Myślałem, że napisała tam wszystko co powinnaś na razie wiedzieć. – Uśmiechnął się szeroko, a ja najchętniej przestawiłabym te jego śnieżnobiałe ząbki.

– Chyba nie chcesz mi powiedzieć, że te brednie to prawda?!

– Właśnie to chce ci powiedzieć. Jesteś do niej bardzo podoba. – Zbił mnie z pantałyku. Babci nie widziałam na oczy. Oprócz kilku starych czarnobiałych fotografii, które swoją drogą były bardzo niewyraźne.

– Nie zmieniaj tematu! – Zgniotłam list w ręku. – To jakiś absurd! Z jakiego szpitala uciekłeś? – Paweł roześmiał się głośno.

– Podobasz mi się. – Po tych słowach wyraz jego twarzy spoważniał. – Posłuchaj. Sytuacja jest o tyle poważna, że musimy działać. Niedługo poznasz kolejne Strażniczki, a do tego czasu proponuję ci żyć tak jak dawniej. Może z wyjątkiem tego pijaństwa. Nie przystoi tak ważnej dla świata osobie upijać się co weekend.

– Nie mów mi co mam robić. – Miałam ochotę rzucić się na niego z pazurami.

– Będzie trudniej niż sądziłem. – Westchnął głośno. – W takim razie zostawię cię samą. Masz czas by to sobie przemyśleć i wyciągnąć wnioski. Tym czasem, żegnaj Alicjo Wójcik. Do zobaczenia wkrótce. – Nie ruszył się z fotela. Powoli po prostu zaczął znikać. Jakby ktoś wymazywał go gumką.

Musiałam to sprawdzić. Ktoś chyba robił sobie ze mnie jaja. Kiedy zniknął całkowicie podeszłam do fotela i pomachałam rękę w miejscu gdzie jeszcze przed chwilą siedział Paweł. To nie możliwe. Przecież to przeczy wszystkiemu w co wierze.

Teraz to chyba już w nic nie wierzę.

Ktoś otwiera drzwi.

– Wiolka! – Ucieszyłam się na jej widok jak nigdy. Weszła do mieszkania w towarzystwie pół przytomnego Wojtka. – O ho! Grubo!

– Daj spokój. Musiałam go ciągnąć przez pół miasta. Prosiłam żeby nie pił.

– Pomogę ci. – Wiolka była drobnej budowy, a Wojtek całkiem potężnym mężczyzną. Cała scena wyglądała komicznie. Chwyciłam go z drugiej strony i po chwili rzuciłyśmy go na łóżko.

– Dzięki. – Powiedziała.

– Słuchaj. – Wpadłam na pewien pomysł. Muszę jak najszybciej zapomnieć o tym co się przed chwilą wydarzyło. Nie jestem gotowa by się teraz nad tym zastanawiać.– Jest jeszcze dość wcześnie. Masz ochotę się trochę zrelaksować i pogadać?

– Myślałam, że nie zapytasz. – Uśmiechnęła się serdecznie.

Wyciągnęłam z lodówki whisky i colę. Wzięłam kostki lodu i zaniosłam wszystko do pokoju. Wiem, że to nie jest zbyt dobry pomysł na rozwiązywanie problemów. Poza tym jest weekend, a co weekend, jak określił to szanowny pan Paweł upijam się, więc czemu i nie tym razem.

– To zdrowie! – Powiedziałam podnosząc szklankę do góry.

Koniec

Komentarze

Ładnie to się czyta. 

Logiczny zgrzyt- list od babki ze strony matki. Nie powinny mieć tego samego nazwiska; chyba że i babcia i mama były pannami. A nie były- przynajmniej matka.
Co do treści- czytało się lekko. Z oceną zobaczę, jak poczytam dalej.

Dzięki za zauważenie błędu, od razu poprawiłam. 
 Czekam na ocene. 

Sporo błędów w zapisie dialogów. Popraw, póki czas.

Bez sensu jest wrzucać kilka tekstów w przeciągu tego samego dnia, bo nikomu nie chce się czytać. To tak na przyszłość.

Nie dam rady, przepraszam. Przez paplanie nastolatek dostaję torsji. Będę wredna. Patrząc po tekście, daję ci szesnaście-siedemnaście lat. Ta część (nie będę czytać następnych) jest napisana idealnie według schematu: imprezująca panienka, przyjaciółka, były chłopak, zakapturzona postać, zemdlenie. Pewnie później będzie dużo przystojnych wampirów/demonów/itp. I ten mega grafomański "wiersz" na początku... Litości...

Ze swojej strony mogę Ci tylko życzyć, żebyś szybko ze spisywania swoich fantazji przeszła na pisanie prawdziwych tekstów.

No to teraz, żeby nie było, że jestem tylko i wyłacznie wredna: wiem, że takie teksty są w modzie i mają duże grono nastolackich czytelniczek. Jak do takiego grona celujesz, to się moim komentarzem nie przejmuj. 

www.portal.herbatkauheleny.pl

Nowa Fantastyka