- Opowiadanie: Thaeron - Umarłem 7 sierpnia

Umarłem 7 sierpnia

Autorze! To opowiadanie ma status archiwalnego tekstu ze starej strony. Aby przywrócić go do głównego spisu, wystarczy dokonać edycji. Do tego czasu możliwość komentowania będzie wyłączona.

Oceny

Umarłem 7 sierpnia

Umarłem 7 sierpnia

 

Urodziłem się 7 sierpnia 2267 roku. Umarłem 7 sierpnia 2267. Żadnego światełka w tunelu, czyśćca, nieba czy piekła. Zwykła utrata świadomości. Jak sen. Mój jedyny, długi sen.

 

Mimo, iż wiedzieli, że zamiast w kołysce położą mnie w trumnie… Płakali. Mój ojciec, moja matka. Płakali, kiedy umarłem, choć jeszcze przed porodem byli świadomi, że coś ze mną nie tak. Lekarze byli przekonani, o chorobie płodu. Moi rodzice zdawali sobie sprawę, że nie zobaczą jak dorosnę. Mimo wszystko kochali mnie. Płakali…

 

Postąpili jak każdy inny przykładny obywatel. Już w trakcie ciąży moje ciało, a raczej mój mózg przepisany był do dalszego użytku; do celów eksperymentalnych. Do programu o kryptonimie ANIOŁ, mającego wykorzystywać nietknięte półkule takich jak ja, by zapewnić społeczeństwu sprawiedliwość i bezpieczeństwo.

 

Kiedy podłączyli mnie do aparatury to co ze mnie zostało jeszcze pracowało. Sam nie wiem czy uczucie wtykania we mnie nabłękitnionych kabli i poprowadzenie napięcia bolało. Chyba wsadzili mnie do jakiejś blachy, która po paru miesiącach zamieniła się w moje metalowe ciało.

 

Pewnie myślicie sobie, że jestem jak RoboCop, czy Terminator, albo jakiś inny tytułowy bohater z kultowych filmów sprzed wieków. Nic z tych rzeczy. Nie mam kontroli nad politytanową blachą, którą wy widzicie jako moje ciało. Ono żyje wedle własnych zasad, kierowane procesorem i zaprogramowanymi weń dyrektywami. Mój mózg – stanowiący jedyny żywy element tej kreatury jedynie ją napędza. To procesor podejmuje decyzje, feruje wyroki. Ten kawałek wysoce zaawansowanej technologii zaprowadza do aresztu, uwalnia, zabija. I nie myślcie sobie, że nie popełnia błędów. W razie awarii potrafi zabić bezbronną dziewczynkę, a jej pijanego agresywnego ojca zaprowadzić na wytrzeźwiałkę. Nie okazuje współczucia, nie rozumie motywów pchających ludzi do danych występków. Sprawiedliwość? Bezpieczeństwo? To coś… Ten twór, nie ma z nimi wiele wspólnego.

 

A ja patrzę na to wszystko; zapamiętuję każdy błąd. Każdą ofiarę programu, w mediach ukazywanego za geniusz współczesnej inżynierii bioelektrycznej. Widzę wszystko. Nie robię nic. Jestem więźniem blaszanych ścian, śrubek, kabli i innych podzespołów.

 

Nawet nie wiedzą, że śnie. Są przekonani o swej intelektualnej wirtuozerii.

 

Raz na kilkadziesiąt godzin podłączają mnie do jeszcze większego mechanizmu zwanego kapsułą – ładują akumulatory. A ja wtedy czytam. Wpycham się niepostrzeżenie do ich systemu i pobieram wszystkie interesujące mnie dane. Czytam w tempie niewyobrażalnym dla przeciętnego śmiertelnika. Przez te parę chwil jestem niczym bóg.

 

Chcecie wiedzieć jaki jestem?

 

Uwielbiam literaturę. Pozwala mi przeżywać wszystko to, czego sam nigdy nie miałem okazji doświadczyć. Dlatego gdy chcę poczuć się jak dziecko jestem Tomkiem Sawyerem, Oliverem Twistem, Harrym Potterem, a czasem nawet Bilbo Bagginsem, przeżywającym bardziej lub mniej przyjemne przygody.

 

Między moim sposobem czytania, a waszym jest istotna różnica. Wy czujecie się jak dana postać: współczujecie jej, śmiejecie się z nią/niej, płaczecie z nią/przez nią. Ja jestem Tomek, Oliver, Harry, Bilbo. To ja zdobywam skarb i zabijam smoka. Nie spodziewam się żebyście to zrozumieli.

 

Lubię światy inne, wykreowane przez jakichś twórców obdarzonych bogatą wyobraźnią. To moja odskocznia od szarej, smutnej codzienności przepełnionej wojną. Tak… wojną. Bo jak inaczej nazwać morderstwa, pobicia, gwałty… wojna… ludzkości z ludzkością.

 

Kiedy nie funkcjonujesz w otaczającym cię społeczeństwie dostrzegasz więcej niż jego członkowie. Często dziwisz się ich zachowaniem. Co mnie dziwi najbardziej? To że nikt nie dostrzega destruktywności ludzkiego gatunku. Wszyscy ignorują kolejne ostrzeżenia nadchodzącej katastrofy ekologicznej. Temperatury wzrastają, lodowce topnieją, oceany się rozszerzają. Przecież to takie oczywiste. Jeszcze może sto, dwieście lat, a wszystkie kontynenty będą pod wodą. Kilka milionów lat później pojawią się nowe. Narodzi się nowe życie, a ruiny ludzkości znajdą się w najgłębszych otchłaniach abisali.

 

Siedzę i odliczam pozostały mi czas. Już wiedzą. Wyłączą otaczające mnie mechanizmy. Przestanę śnić.

 

Moi drodzy rodzice, to nie jest żart. To pożegnanie. Nie kocham was, nie tęsknie, po prostu mi żal.

 

To nie wiadomość cyborga, to echo zbyt długiego snu. Sprawcie by dotarło do każdego zakątka waszego świata. Nie wszystko jest jeszcze stracone

 

 

 

<system.log> Life suport DISABLED

 

<system.log> SYSTEM ERROR!

 

<system.log> Dumping memory… FAILURE!

<system.log> DATA ERROR!

 

[Beep… beep… beep…]

 

 

 

Czy ujrzę światełko w tunelu?

Koniec

Komentarze

Hm, przepraszam, ale nie rozumiem jednak po co był niemowlęcy mózg temu cyborgowi, skoro nie brał udziału w ocenie i decyzji, to w czym? I jak on może porównywać swoje czytanie z "naszym", skoro nigdy go nie zaznał? I właściwie dlaczego rusza go samozagłada ludzkości? Jak się wykształcił, poznał język itp.?

"Pewnie myślicie sobie, że jestem jak RoboCop, czy Terminator, albo jakiś inny tytułowy bohater z kultowych filmów sprzed wieków. Nic z tych rzeczy. Nie mam kontroli nad politytanową blachą, którą wy widzicie jako moje ciało. Ono żyje wedle własnych zasad, kierowane procesorem i zaprogramowanymi weń dyrektywami. Mój mózg – stanowiący jedyny żywy element tej kreatury jedynie ją napędza."

 

Mózg jest tutaj jak silnik napędzający aparature. Skoro nie zaznał własnych doświadczeń i nie ma wpływu na to co robi maszyna, w której jest uwięziony to jako bierny obserwator jedyne co może zrobić to przejąć się losem otoczenia. Nie napisałem ile lat funkcjonował w tym "metalowym więzieniu", miał wiele czasu na naukę. Pamiętajmy, że ludzie wykorzystują tylko określony procent możliwości swojego mózgu. Protagonista "miniopowiadanka" jest tylko mózgiem, więc wykorzystuje go całkowicie. Nawet tak mały, ma potencjalnie większe możliwośći nauki niż osoba dorosła. Tym bardziej, że naukowo udowodnione jesto, że dzieci chwytają wiedzę szybciej niż dorośli (głównie językową). Poza tym jest to tylko, krótki tekst z zamysłem pobudzenia refleksji nad tym co się dzieje w dzisiejszych czasch. W Gwiezdnych Wojnach dajmy na to nikt nie wyjaśnia funkcjonowania statków kosmicznych, więc skoro to opowowiadanie jest takie krótkie, uważam że zbędne jest opisywania funkcjonowania "cyborga". To tylko refleksja obserwacyjna. pozdrawiam

To, siedzi w umyśle autora, zazwyczaj nie siedzi w umyśle czytelnika. Doceniając przeżycia, proszę o więcej wczucia (się).

Maniacka perseweracja ambiwalencji niekongruentnych epifenomenów

Nadal nie czaję, w jaki sposób mózg jest silnikiem. Trzymając się tej analogii, nie może zatrzymać tej aparatury? To mit, że ludzie wykorzystują znikomy procent swojego mózgu, ale niech będzie. Niezależnie jednak od chłonności mózgu, żeby się on czegoś nauczył, musi nastąpić jakiś proces uczenia, a zupełnie nie widzę na niego miejsca w tych założeniach. W "Gwiezdnych wojnach" istnienie statków kosmicznych nie stanowi zasadniczego elementu fabuły, stanowią one tylko środek transportu i narzędzia walki, tak samo, jak w naszym świecie, co ułatwia pogodzenie się z ich istnieniem w świecie fantastycznym.

Mógłbym dywagować czy statki kosmiczne w "Star Wars" nie stanowią istotnego elementu fabuły zważywszy na to, że duża część akcji to bitwy kosmiczne, a wszystkie cywilizacje opierają się tam na podróżach międzyplanetarnych. W każdym bądź razie dywagowanie nad działaniem fizycznie nieistniejących mechanizmów do niczego nie prowadzi. Literatura ma przekazywać jakąś historie, w wielu przypadkach całkowicie wyimaginowaną. A czy silnik samochodu, świadomie i z premedytacją sam może podjąć decyzję o wyłączeniu się? Dywagacje na tym polu uważam za zbędną. Niemniej dziękuję za przeczytanie i komentarz.

Wątpliwości wyrażone przez krytykę w pełni uzasadnione – po co ten mózg w ciele cyborga? Poza tym przesłanie to sterta bzdur – kompilacja lęków rodem z dziennika "Fakt".

Jak przeczytałem nasunęły mi się dokładnie te same wątpliwości, które wyraziła pacia. Mózg człowieka jako bateria dla maszyny? Jak, skoro sam organ potrzebuje naprawdę sporych ilości energii do funkcjonowania? Dokładnie to samo z jego możliwościami – człowiek wykorzystuje CAŁOŚĆ mózgu (o ile go ma, że się tak zgryźliwie wyrażę), jedynie w danej chwili działa jego część – choć może zdarzyć się i tak, że impulsy biegną przez cały organ – ale nieskoordynowane, patologiczne. A choroba padaczką się zwie. No i chyba faktycznie najważniejsze – by człowiek (mózg) się czegoś nauczył potrzebuje nauczyciela, niekoniecznie ludzkiego, ale przynajmniej jakiegoś wzorca, do którego porównując dane będzie mógł je poprawnie zinterpretować. Bardzo łatwo to zobrazować choćby na podstawie nauki czytania – dziecko poznaje literki, nauczyciele tłumaczą mu ich znaczenie, składanie w sylaby i wyrazy. Właśnie, NAUCZYCIELE, dziecko samo nie byłoby w stanie poprawnie interpretować te dziwne szlaczki i nadawać im znaczenie. Ergo – taki wyrwany mózg nie byłby w stanie rozumieć wszystkich procesów świata, na temat którego tak się wynurza, bo brakuje tu nauczyciela, który owego rozumienia by nauczył. Kurczę, a naprawdę ciekawie się szorcik zaczął, ale potem tak strasznie załamał… Według mnie po prostu nieprzemyślany. Pozdrawiam autora.

Dziękuję za konstruktywną krytykę :) również pozdrawiam.

Silnik jest urządzeniem przetwarzającym energię mu dostarczoną na energię mechaniczną (najczęściej) i przesyła do innych urządzeń, które ją wykorzystują. Mózg zaś wysyła drogami zstępującymi informację 'zakodowaną' w zmianie potencjałów komórkowych, nie zaś energię np. mechaniczną. Od przełożenia tej informacji na działanie są już inne organy. Dlatego też nazwanie mózgu silnikiem jest tutaj badzo nieczytelne, by nie rzec – błędne. Mózg pracuje zgodnie z zasadą ekonomii, co widać ładnie w metodach obrazowania jego pracy, np. fMRI. Za sloganem o 'procencie wykorzystania mózgu' stoją tak naprawdę doniesienia badawcze o charakterze bardziej funkcjonalnym, niż strukturalnym – o jego plastyczności oraz możliwości tworzenia się nowych połączeń synaptycznych o charakterze kojarzeniowym – podstawowym zysku uczenia się. Dlatego też kompletnie nie rozumiałem zamysłu autora tekstu, lecz widzę, iż jest on oparty na nikłej wiedzy o mózgu i jego działaniu. Stąd też zamieszanie w tekście i niejasności – co do czego i dlaczego. Nawet jako jedna duża metafora, nie jest to ani na jotę przekonujące. Poza tym, prawdopodobnie publicystyczno-dydaktyczny zamysł pokazania świata, czy też chęć wzbudzenia refleksji, zamienia się w końcówce w wywnętrzenia moralizatorskie autora, co przy małej czytelności samego pomysłu i jego błędnym ujęciu, zupełnie zabija jakąkolwiek wartość literacką tekstu.

Maniacka perseweracja ambiwalencji niekongruentnych epifenomenów

Doceniam uwagi. Dziękuję, za rozwinięte i szczegółowe komentarze. Pozdrawiam

Piąty akapit jest Twoim największym błędem, Autorze. Moim zdaniem, oczywiście. Skoro o wszystkim decyduje procesor (co samo w sobie dziwi mnie niebotycznie: naprawdę sam procesor czy jednak jego oprogramowanie?), do czego jest potrzebny żywy mózg?    No, zawsze możłiwe, że czegoś tam się nie doczytałem…

Przeczytałam, ale nie trafiło do mnie i nie poruszyło mnie. Podobnie jak poprzednicy nie bardzo rozumiem zasadę – po co uszkodzony płód przerabiać w maszynę, co taki niewykształcony mózg noworodka może w ogóle zdziałać? Nie kupuję tego pomysłu.

"Nigdy nie rezygnuj z celu tylko dlatego, że osiągnięcie go wymaga czasu. Czas i tak upłynie." - H. Jackson Brown Jr

"Sam nie wiem czy uczucie wtykania we mnie nabłękitnionych kabli i poprowadzenie napięcia bolało".– mózg nie posiada receptorów bólowych. Gdyby można było dotknąć mózgu, człowiek by tego nie poczuł. Coś mi się zdaje, że bohater nie powinien znać w ogóle uczucia bólu a tym bardziej o nim rozprawiać. Samo opowiadanie – nie moja tematyka. Dziwne.

Ot, taka tam sobie smutna refleksja na dlosami ludzkości ubrana w konwencję SF. Refleksja może nie tyle nie najlepsza, co zwyczajnie nienowa. 

Nowa Fantastyka