- Opowiadanie: chadi - Śmierć cz.2

Śmierć cz.2

Autorze! To opowiadanie ma status archiwalnego tekstu ze starej strony. Aby przywrócić go do głównego spisu, wystarczy dokonać edycji. Do tego czasu możliwość komentowania będzie wyłączona.

Oceny

Śmierć cz.2

Następne dwie godziny spędziła na posterunku policyjnym tłumacząc co właściwie zaszło na tamtej drodze i skąd się na niej wzięła. Wyjaśnienia, że zwyczajnie pojawiła się na jej środku nie przekonały nikogo i o dziwno nikt nie chciał jej w to uwierzyć. Jednak prawdziwe problemy zaczęły się dopiero gdy chcieli sprawdzić jej tożsamość, a ona nie posiadała żadnych dokumentów. Na szczęście Sam załagodził jakoś całą sytuacje.

– Co to za dziwne uczucie? – Zapytała patrząc się w sufit pomieszczenia w którym właśnie się znajdowała – Boli mnie głowa, nic mi się nie chce… Jestem taka… taka…

– Znudzona? – Zapytał Sam wchodząc do pomieszczenia – Przepraszam za to wszystko, trochę to trwało, ale możesz już iść.

Śmierć ostrożnie uniosła swoje piękne ciało czując jak strzelają jej kości. Uderzyła o wystającą nogę od stołu. Kiedyś by po prostu przez nią przeniknęła, a nie dotknęła. Poleciała do przodu wprost w ramiona Sama, który przyjął ją z wielką radością.

– Wiedziałem, że na mnie lecisz.

– Ja, wcale…

Nachylił się nad nią i ostrożnie zetknął jej wargi ze swoim . Szybko przeobraził zwykły pocałunek w o wiele bardziej namiętny. Śmierć stała jak zaczarowana, nie rozumiejąc co właściwie dzieje się w miejscu jej szczęki, oraz pod jej żebrami. Znów czuła to dziwne łomotanie środku klatki piersiowej. Miała wielką ochotę by ta chwila trwała wiecznie. Co raz bardziej podobała jej się podjęta decyzja, o zostaniu człowiekiem.

– To było… – Wyszeptała po chwili ciszy, ale Sam znów przerwał jej pocałunkiem.

– Wspaniałe?

– Chyba tak.

Sam ostrożnie złapał ją za rękę wywołując jeszcze większe rumieńce na jej twarzy, po czym zaciągnął ją do drzwi. Gdy tylko wyszli minęli się z dwójką mężczyzn. Śmierć zatrzymała się i odwróciła powoli.

Nie mogła się pomylić. To był on! Ten sam mężczyzna, który zabił tamtą młodą kobietę w opuszczonym domu.

– Kto to?! – Zapytała z lekko drżącym głosem.

Sam spojrzał i wskazał na niższego mężczyznę.

– Ten tam został oskarżony o zamordowanie swej żony, dość paskudna sprawa…

– To nie on! – Wykrzyknęła obserwując jak oboje mężczyzn wchodzi do jednej z sal. – To ten drugi, ten drugi ją zabił!

– O czym ty mówisz?! To jego adwokat, bardzo szanowany. Nie możesz tak bezpodstawnie oskarżać kogoś o morderstwo, zupełnie tak jakbyś była świadkiem!

Śmierć zamilkła. Widziała go! Była pewna, że to on! Nie mogła zrozumieć tylko czemu oskarżonym był ten drugi mężczyzna, gdy przestępca bezkarnie chodził sobie z tą wstrętną uśmiechniętą miną na wolności. Niestety nie mogła nic zrobić. Przecież chyba nie mogła powiedzieć, że widziała go jako Śmierć. To żaden dowód. Musiała szybko coś wymyślić, by wreszcie ten winny został ukarany.

– No chodź już! – Powiedział ciągnąc ją w stronę swojego auta.

– Dokąd jedziemy? – Zapytała siedząc na przednim siedzeniu.

– Do mnie. Chyba, że mam odwieść cię do domu?

– To nie pierwsza randka, więc nie mam nic przeciwko.

I tak właśnie Śmierć po raz pierwszy zakochała się, pomimo że nie rozumiała jeszcze znaczenia tego słowa. Myślała, że to dziwne coś pod jej żebrami zaraz eksploduje, a twarz spłonie jej czerwonym rumieńcem. Marzenie, o którym zawsze marzyła wreszcie się spełniło. Nareszcie mogła poznać ludzkie uczucia. Były takie wspaniałe, takie ciepłe, szczęśliwe i przepełnione radością. Życie, które w sobie posiadali ludzie musiało być naprawdę fascynujące. Móc czuć dotyk na swej skórze, ciepło innych ciał, smak jedzenia i zapach wszystkiego co ją otaczało. Coś wspaniałego. I tak minął miesiąc prawdziwego szczęścia. Powoli zaczynała się przyzwyczajać do tego życia, tylko ci tam na górze coś marudzili, że często nie wykonuję zadań na czas.

Nieszczęśliwe zegarki zaskwierczały w kieszeni płaszcza powieszonego na krześle. Były już dawno wyzerowane, a właściwie to czas zaczął już spadać na minus poniżej zera. Wcześniej coś takiego na pewno nie miałoby miejsca, ale teraz Śmierć z ludzkim ciałem potrzebowała także snu, przez co sama przyznała, że łóżko wytwarza niesamowite pole przyciągania.

– Och, zamknijcie się! – Wykrzyknęła szukając po omacku swojego płaszcza, przez co sturlała się na podłogę – Czy dzień wolnego, albo chociaż godzina to tak dużo?!

Uniosła się z podłogi przecierając ciągle zaspane oczęta i sięgnęła po zegarki. Znieruchomiała w połowie drogi. Przysunęła prawą dłoń bliżej swych oczu i obejrzała z każdej możliwej strony. To co ujrzała było straszne! Jej piękna śnieżna skóra zaczęła znikać odsłaniając kawałki szarych kości.

– Czy coś się stało? – Odparł Sam wchodząc do pokoju z tacą na śniadanie.

– Nie, nic takiego – Powiedziała chowając dłoń za plecami, mając nadzieję że inne części ciała nie uległy deformacji – Zapomniałam tylko, że mam klientkę, muszę już iść.

Ostrożnie podeszła do ukochanego, uważając by przypadkiem nie zauważył tego, że nie posiada ważnego kawałka prawej ręki. Na pożegnanie zostawiła mu gorący pocałunek na policzku. Zniknęła, chwile po zamknięciu za sobą drzwi.

– Gdzie jest TOM?! – Wykrzyknęła, pojawiając się pośrodku powozu cygańskiego.

Kamienna głowa stojąca jak zwykle na swoim miejscu otworzyła oczy… a raczej jedno oko, gdyż drugie leżało już zbite na podłodze, i przyjrzała się przybyłej.

– Oj, skarbie! Powinnaś więcej jeść – Odparła kpiąco – wszystkie kości ci widać, aż można je policzyć!

– To nie jest śmieszne! Gdzie jest Tom?! – Wykrzyknęła Śmierć nachylając się nad gargulcem.

– To zabawne bo o to samo chciałam się ciebie spytać. Ostatni raz widziałam go z tobą jakiś miesiąc temu. Wiesz zadzwoniłabym, no ale jak widzisz rąk mi brak.

– Cholera, na śmierć o nim zapomniałam!

***

– Naprawdę nie wiem czemu ci pomagam, po tym jak zostawiłaś mnie na cały miesiąc w swoim „domu” – Powiedział lekko oburzony Tom.

Oboje szli teraz ulicą z licznymi straganami. Musieli udać się na poszukiwanie potrzebnych składników do wywarzenia wywaru by zwrócić Śmierci jej piękną uwodzicielską i zdradziecką postać. Tom mimo upływu miesiąca nie czuł jakiejkolwiek różnicy, tam gdzie był czas tak jakby nie płynął, więc nie wywarł na nim żadnych zmian.

– Ojojoj! – Wykrzyknęła śmierć klepiąc się po kieszeni– A która to godzina?!

– Mam nadzieję, że nie moja ostatnia – Złapał ją za dłoń powstrzymując przed wydobyciem czasomierza – Już rozumiem i nie marudzę.

Śmierć spojrzała na niego pustymi oczodołami i spróbowała uśmiechnąć się szyderczo. Niestety jej kości nie były wstanie wykonać tego ruchu, przez co jej mina nie uległa jakiejkolwiek zmianie. Westchnęła z zakłopotaniem, przez co przy kolejnym kroku strzeliły jej kości. Ostrożnie przywołała swą czarną kosę i zasiadła na niej unosząc się parę metrów nad ziemią. Tom obserwował ją w skupieniu.

– No co?! – Zapytała suchym głosem – Mając tyle lat co ja, czasem kości odmawiają posłuszeństwa.

– A tak właściwie to ile masz lat?

Śmierć zatrzymała swoją kosę i spojrzała na palce u dłoni i zaczęła coś na nich wyliczać. Tom mógłby przysiąść, że było widać prawdziwą zadumę na jej twarzy. Po chwili uniosła oczodoły.

– Kobiet o wiek się nie pyta. – Odpowiedziała po dłuższej chwili przerwy.

– Nie pamiętasz?

Nie uzyskał odpowiedzi na swoje pytanie. Niechciał jej już gnębić pytaniami, gdyż coraz częściej wśród ludzi słyszał odgłosy „ Mamo ten pan gada sam do siebie” lub „ Nie zwracaj uwagi a niego, skarbie, ten pan to wariat”. Trochę go to denerwowało, ale głównie starał się skupić na znalezieniu zioła, które całkowicie przypadkiem leżało na pobliskim straganie.

Kupiec z lekkim zakłopotaniem przyglądał się swemu klientowi, który z uwagą oglądał się jego towar. Był tak dziwnie podejrzany, może to dlatego że co jakiś czas pomachiwał ręką w powietrzu jakby starał się uciszyć ducha. Niestety klientów się nie wybiera.

– Tak, to ostanie potrzebne zioło – Odpowiedział nowo przybyły wprawiając sprzedawcę w lekkie zakłopotanie.

– Czy pan mówi sam do siebie? – Zapytał sprzedawca niezbyt pewny czy chce znać odpowiedź.

– A skądże znowu! Właśnie bardzo obraził pan moją koleżankę, która mówi że nie zna pan dnia ani godziny, gdy wróci po zemstę.

Sprzedawca otworzył i zamknął usta. Ostrożnie rozglądnął się dookoła i spojrzał za ladę i pod nią, mając lichą nadzieję, że ta tajemnicza postać jest nadzwyczaj małą istotą. Niestety nikogo nie znalazł.

– Oczywiście, oczywiście. I pewnie nosi pan także głowę gargulca w tej torbie?

– A żeby pan wiedział – Odpowiedział Tom kiwając lekko rozbawioną głową.

Sklepikarz wzruszył lekko ramionami i zapakował wskazany przez „wariata” towar i z szybkością pioruna wydal mu resztę, byle tylko mieć go już z głowy.

Tom ciągle lekko rozbawiony zaistniałą sytuacją zawrócił wraz z swą niewidoczną towarzyszką do swego powozu. Rozpoczął kolejne monotonne przygotowywanie wywaru, który miał nadać tej nieczułej istocie ludzkie ciało i wszystkie jego zalety jak i wady.

– Więc mieszkasz z nim w domu?! – Wykrzyknął Tom mieszając ze sobą odpowiednie składniki – Doprawdy, zostawić cię na miesiąc, a ty już się mężczyznom do domu wpychasz!

Śmierć radośnie kiwnęła głową, przez co w całym pokoju dało się słyszeć odgłos zgrzytających kości. Ochoczo opowiadała mu o swoich nowo nabytych doświadczeniach i doznaniach. Tom słuchał tego z otwartymi ustami, co chwila wylewając odrobinę wywaru na stół czy też podłogę. Zapomniał dodać nawet magicznych zaklęć.

– Ludzkie życie jest takie wspaniałe i szczęśliwie. Powinnam się na to zdecydować dużo wcześniej! – Dodała na zakończenie swej wypowiedzi.

Tom westchnął przelewając wreszcie ukończony wywar do pucharu. Usiadł i powstrzymał kościste dłonie przed chwyceniem go.

– Czy słowa takie jak ból, cierpienie, nienawiść, smutek i gorycz mówią ci coś może?! – Zapytał.

– Nie… Ale na pewno muszą być cudowne! Musze je poznać. Tak wiele do nauki mi jeszcze zostało, no daj że ten kielich!

– Życie ludzkie, nie jest takie zabawne jak ci się wydaje!

Jego słowa zawisły w powietrzu i obiły się parę razy po czaszce Śmierci, wywołując w niej dość spore echo. Nie rozumiała tego, przecież ludzi zawsze spotykają same świetne rzeczy, mogą czuć i być szczęśliwi, dlaczego on tak nie uważa?

– Posłuchaj, życie nie jest takie kolorowe jak ci się wydaje – Dodał Tom, usilnie broniąc kielicha z wywarem – To że spotyka cię cały czas szczęście nie znaczy, że zawsze tak będzie! Tam gdzie jest mnóstwo radości w końcu musi pojawić się ból i cierpienie! To nieodłączna część ludzkiego życia, o którym marzysz!

– A co niby złego może mi się stać?! – Wykrzyknęła lekko urażona Śmierć – Życie jest wspaniałe! Może gdybyś częściej wychodził z tej rudery to byś może to wiedział!

Nim Tom zdążył odpowiedzieć kościste dłonie mocno zacisnęły się na kielichu. Były tak potężne, że mężczyzna musiał odpuścić, lub wyłamać sobie oba barki. Wybrał pierwszą opcję i z lekką pogardą obserwował jak płyn przelewa się przez jej kości, by spłynąć na podłogę. Po paru chwilach na jej kościach zaczęła pojawiać się skóra i wygląd ciała imieniem Arietta.

– Nie zamierzam słuchać twych złudnych opinii! – Wykrzyknęła i rozpłynęła się w powietrzu.

– Idiotka! Prędzej czy później ból ją dosięgnie! Nie można przed nim uciec, tak jak i przed nią! Idiotka, będzie cierpieć bardziej niż myśli! Cierpienie jest wpisane w człowieka, jest czymś bez czego nie mógłby egzystować, a ona…. Ta cholerna Kostucha, bawi się naszym życiem nie zważając na konsekwencje, czy ona myśli, że wiecznie będzie z tym kochasiem?! Ja… Ja…

Ja chcę mieć ją dla siebie – Wyszeptały w głowie jego myśli. Zamknął usta, zdziwiony swym głosem w głowie. To była prawda, po tym wszystkim co dla niej zrobił, nie chciał nawet myśleć, że ma ją ten drugi gdy mogłaby być tylko jego. Tak naprawdę chyba wcale go nie obchodziła głupota naiwnej Śmierci, po porostu pożądał ją bardziej niż mógł się tego spodziewać.

A, ona była już daleko od powozu, czuła lekkie zmartwienie słowami przyjaciela. Może rzeczywiście miał rację? Co jeżeli ludzi spotykają także złe rzeczy? W końcu przecież widziała te wszystkie morderstwa… Czy te ofiary były wtedy szczęśliwe, czy czuły to samo co ona gdy Sam jest obok? Co to jest ból i czym jest cierpienie? Może powinna lepiej przemyśleć swoją decyzję… Ale…

Zmaterializowała się na komisariacie tuż za plecami swego ukochanego Sama. Uśmiechnęła się słodko i stwierdziła patrząc na niego, że przecież życie nie może być złe. Jest cudowne, naprawdę cudowne. Tom się mylił, na pewno się mylił… Prawda?

Ostrożnie wyciągnęła rękę i już miała go dotknąć gdy znieruchomiała w połowie drogi. Jej uwagę przyciągnęła ogromna szyba, w którą wpatrywał się w skupieniu Sam. Po jej drugiej stronie znajdowała się duża sala, a w niej trzech mężczyzn. Od razu ich rozpoznała.

– Nie zabiłem jej – Wykrzyknął rozpaczliwie jeden z mężczyzn – przysięgam, że to nie ja!

Komisarz siedzący naprzeciwko niego obserwował raz jego, a raz jego adwokata. Trochę wkurzało go, że musiał trafić właśnie na Aleksandra, uchodzącego za najlepszego w tej branży. Często z nim przegrywał na sali sądowej. Miał nadzieję, że tym razem wszystko pójdzie po jego myśli.

– Panie Klaus – Zaczął spokojnie analizując każde wypowiedziane słowo – Sam pan powiedział, że nie ma pan alibi na czas, w którym dokonano morderstwa. Miał pan również motyw: żona chciała pana zostawić i zabrać dzieci oraz połowę majątku. Dlatego właśnie pan postanowił zabić ją po cichu.

– Nie zrobiłem tego… Ja ją kochałem!

Adwokat spokojnie uciszył swojego klienta skinieniem ręki. Śmierć się skrzywiła, on miał morderstwo wypisane na twarzy, a złość i gniew w oczach. Zdawało się, że wylewa się z niego i zajmuje całą możliwą przestrzeń, ale nikt tego nie potrafił zauważyć. Ludzie już mieli to do sobie, że to co mieli tuż przed nosem nigdy nie widzieli. A on był taki… Nie ludzki.

– Panie Klaus, rozmowę proszę zostawić mnie – Odparł niezwykle przekonującym głosem – Panie komendancie, brak alibi oraz motyw nie wystarczy by oskarżyć mojego klienta. Niech pan pozwoli, że i ja zapytam co pan robił tego dnia? Równie dobrze mógłbym zabić ją ja jak i pan.

Śmierć skrzywiła się, prawda kapała z jego usta, ale nikt nie reagował. Powiedział wprost co zrobił, nawet nie wywołując żadnego cienia żalu na swej twarzy. Pytanie tylko brzmiało, dlaczego ją zabił?

– Marnuje pan nasz cenny czas, proszę zadzwonić, gdy będzie miał pan dowód.

Zakończył unosząc się z fotela. Kierując wzrok prosto w Kostuchę po drugiej stronie szyby, której nie mógł ujrzeć… prawda?

– To on zabił – Odpowiedziała nie spuszczając wzroku z mężczyzny.

– A skąd niby możesz to wiedzieć….

Sam odwrócił się szybko z ogromnym zaskoczeniem na twarzy. Nawet jeśli stało tu piękne oblicze Arietty, wiedział że nie powinno go tu być.

– Ma to wypisane na twarzy, tylko jeszcze nie wiem czemu to zrobił – Odparła. – Te oczy…

– Co ty tu robisz?! – Wykrzyknął

– Przyszłam cię odwiedzić, kochanie.

Adwokat wpatrywał się przez chwilę w lustro weneckie, zupełnie jakby widział piękną kobietę całującą się z jednym z glin po jego drugiej stronie. Wyraz jego twarzy nie zmienił się ani na chwilę. Był spokojny, przecież zadbał by nie było świadków oraz śladów.

– Otóż znaleźliśmy pewien dowód zbrodni – Odparł komisarz z szyderczym uśmiechem. Zauważył jak adwokatowi porusza się górna brew – Proszę usiąść Aleksandrze, chyba możemy przejść na ty w końcu tyle razy już się spotykaliśmy.

Mężczyzna ostrożnie usiadł na krześle starając się nie okazać żadnego zdziwienia, czy też obawy. Po chwili na stole znalazł się zakrwawiony nóż. Był pewny, że nie było na nim żadnych odcisków – zadbał o to. Przyjrzał się ciągle zakrwawionemu ostrzu i aż przeszła go ochota oblizania ust przypominając sobie słodki wrzask swej ofiary.

– Nigdy nie widziałem tego noża! – Wykrzyknął oskarżony.

– Ależ oczywiście, że nie. Nie ma też dowodów, że kiedykolwiek trzymał go pan w dłoniach, ale ten nóż również nie był przyczyną zgonu pańskiej żony. – komisarz uśmiechnął się szerzej – To co zabiło pańską żonę, było pazurami. Rany od noża nie były śmiertelne. Nie mamy zatem narzędzia zbrodni, ale chyba pan wie i my też gdzie możemy je znaleźć…

Śmierć mimo chęci niestety nie dowiedziała się gdzie owe narzędzie mogłoby się znajdować. Sama również była tym zaskoczona. Mogłaby przysiądź, że widziała nóż w rękach oprawcy, a raczej kilka noży…

Sam oprzytomniawszy po namiętnym pocałunku szybko wyprowadził ją na zewnątrz, gdyby ktoś ich tam przyłapał miałby naprawdę pozamiatane. Wolał nie ryzykować.

– Ej, chciałam się dowiedzieć czym ją zabił!

– Nie powinno cie tu być! Ja muszę tam wrócić, a ty tutaj zaczekaj!

Lekko urażona Śmierć usadowiła swoje piękne cztery litery na krześle pod drzwiami i z zarzuconą nogą na nogę czekała na swego kochasia. Nie była zbyt zadowolona z sposobu w jaki ją potraktował. Czekała i czekała na tyle długo by poczuć coś co chyba jednak jej się nie podobało i była to nuda. w końcu otworzyły się drzwi. Niestety nie były to drzwi w których zniknął chwilę temu Sam. Na korytarz wyszedł przygnębiony pan oskarżony i dość szczęśliwy komisarz, a za nim adwokat, który jak zwykle nic nie dawał po sobie poznać.

Aleksander odwrócił się i zmierzył wzrokiem niezwykle piękną kobietę. Doskonale wiedział, że takie mają najwięcej do ukrycia i zaoferowania. Przyglądał jej się przez chwilę nim podszedł do niej.

– Ma pani jakieś kłopoty z prawem? – Zapytał zagłębiając żółte oczy w jej – Adwokat do usług.

Wyciągnął dłoń w jej stronę. Kostucha tylko przyjrzała się jej z obrzydzeniem, doskonale pamiętała co wyczyniał nią już wiele razy. Była to chyba ostatnia rzecz na świecie jaką zamierzała dotknąć.

– Powinna pani uścisnąć mi dłoń. – Przypomniał jej o dobrych manierach

– Obejdzie się – odparła swych suchym i wyniosłym głosem.

Mężczyzna uśmiechnął się pod nosem i odszedł za swym klientem. Nie podobała jej się ta twarz i te oczy, były takie nienaturalne.

– Przepraszam, że kazałem ci czekać – odparł Sam stając za swą dziewczyną – Co powiesz na kolację „ U Luizy”

– Próbujesz mnie udobruchać? – Zapytała zapominając całkowicie o mordercy.

– Możliwe – Odpowiedział ściskając jej piękną dłoń w ręce.

Śmierć ruszyła za nim, podobał jej się ten uścisk dłoni, miała wielką ochotę by trzymał ją już tak zawsze. Ciepło jego dłoni było naprawdę miłą odmianą, od chłodnego powiewu wiatru na swych kościach. Denerwowało ją tylko to uczucie pod klatką piersiową, ale zdążyła się już przyzwyczaić. Półgodziny później oboje znajdowali się w restauracji siedząc naprzeciwko siebie.

– Zdradź mi proszę, coś ty tak się uwzięła na Aleksandra? To bardzo wpływowy adwokat, po co miałby zabijać żonę swego dobrego klienta? – Zapytał Sam, nie spuszczając oczu z jej oblicza.

– Tego nie wiem, może po prostu spytamy się go o to?

– Masz naprawdę ciekawe poczucie humoru – Powiedział. Jej twarz zwykle była bardzo poważna – Ty mówisz serio? Mam iść do niego i spytać: „ Przepraszam bardzo, czemu zabił pan żonę swego klienta?!”

Śmierć nie wyczuwając w jego głosie sarkazmu i nie znając również znaczenia tego słowa wzruszyła tylko ramionami.

– Warto spróbować.

– Ech, może zmienimy temat. – Sam poddał się ciężko wzdychając – Czy jest coś co chciałaś dziś robić?

Śmierć lekko się zamyśliła, było wiele ciekawych rzeczy, które planowała zrobić gdy dostanie już swe ludzkie ciało i na pewno nie było tam ujęcia kryminalisty i rozmyślania nad jego motywami. Już miała odpowiedzieć, gdy wyczuła wibracje w kieszeni. Ostrożnie wyjęła zegarek, w którym czas niebezpiecznie blisko zbliżał się do zera.

– Przepraszam, na chwilę – Powiedziała udając się w kierunku łazienki.

Pstryknęła palcami i stanęła po środku ciemnego i opuszczonego zaułka, po środku niego leżała kobieta. Kostucha nachyliła się nad jej ciałem, które ledwo jeszcze dyszało. Przyjrzała się ogromnym ranom na brzuchu, przez które było widać jej wnętrzności.

– Nie wygląda to za dobrze…

Ranna odparła jej cichym jękiem konania i wyzionęła ducha. Przewodniczka dusz przywołała broń i wymierzyła w zdziwioną duszyczkę.

– Nie mam czasu na tłumaczenia, rozumiesz to prawda? – Zapytała pociągając za spust.

– Ja wiedziałem, że z tobą jest coś nie tak!

Podskoczyła w stronę tego głosu. Nie miała wątpliwości do kogo należał.

Z cienia wynurzył się Aleksander, adwokat i zarazem seryjny morderca. Co jak co, ale śmierć doskonale o tym wiedziała. Wyciągnął prawą dłoń, po której spływała krew. Było w niej coś nie tak, to pewnie przez te wielkie i długie szpony, z których ostrożnie zlizał resztki krwi.

– Wilkołak?! – Odparła.

– Jesteś Śmiercią i dziwi cię to? – Spytał podchodząc bliżej – Czy nie powinnaś być no… chudsza? Do tego jesteś niezwykle atrakcyjna.

Śmierć cofnęła się unikając dotyku zakrwawionej dłoni na swym policzku. Aleksander cofnął ją szybko i uśmiechnął się po raz pierwszy szyderczo.

– Prawdziwe parszywe oblicze, to ciało idealnie pasuje do takiej chłodnej postaci jak ty. Myślałem, że nie zostawiam świadków, a tu proszę zapomniałem o przewodniczce dusz.

– Przepraszam bardzo, ale czemu zabił pan żonę swojego klienta?

Adwokat – morderca wybuchnął śmiechem przywracając swoje pazury do zwyczajnych rozmiarów.

– Naprawdę myślisz, że ci powiem? – Zbliżył się jeszcze bliżej, mając coraz większą ochotę pocałować ją – Przekonaj mnie.

Cofnęła się parę kroków w tył i uderzyła plecami o ścianę. To coś pod żebrami znów zaczęło bić szybciej, ale była pewna że nie było to to samo uczucie jakie odczuwała w obecności Sama, było zupełnie inne.

– Nikt nie zdoła przede mną uciec – odparła dziwiąc się temu jak drżał jej głos.

– Doprawdy? Zawsze musi być ten pierwszy raz – Oparł rękę tuż koło jej głowy i zbliżył się jeszcze bardziej – Ja, nie zamierzam uciekać przed tobą.

Strzeliła mu prosto w brzuch, niestety kula przeleciała przez wszystkie jego wnętrzności nie uszkadzając żadnego z nich. Wyleciała z niego i wbiła się w pobliską ścianę.

– Chyba zapomniałaś, o zasadzie numer jeden – Nachylił się jeszcze niżej – Nie możesz skrócić, ani przedłużyć życia.

Zamknął oczy nie mogąc powstrzymać ochoty dotknięcia wargami jej wspaniałych ust, gdyby tylko mógł dałby się zabijać codziennie by przychodziła po niego tak piękna i zdradziecka istota, niestety miał tylko jedno życie, które mimo wszystko bardzo sobie cenił. Jego usta, ku niezadowoleniu swego właściciela nie znalazły niczego co mogły by pocałować. Otworzył oczy by nie ujrzeć jej słodkiego oblicza.

– Uciekłaś? – Powiedział sam do siebie – I tak wkrótce się spotkamy.

Zmaterializowała się w kabinie ubikacji i wzięła głęboki oddech. To uczucie, jakkolwiek ludzie je zwali, wydawało jej się niezbyt przyjemne, mimo wszystko ciągle napawało ją fascynacją. Zacisnęła palce u rąk, teraz pojawiło się coś nowego. Coś co jej się podobało – pragnienie zwycięstwa, górowania nad tym cholernym wilkołakiem. Dorwie go, tego była pewna i sprawi że będzie cierpiał bardziej niż mógłby się tego spodziewać, ale na razie czeka na nią coś ważniejszego.

Wyszła i wróciła do Sama popijającego herbatę.

– Zawsze chciałam pójść do wesołego miasteczka – Powiedziała zapominając o całym Bożym świecie.

– Pani życzenie jest dla mnie rozkazem.

Rozkoszując się niezwykłym smakiem pizzy wprost nie mogła się doczekać, kiedy wreszcie pójdą do lunaparku. Zanim dostała to wspaniałe ludzkie ciało, często oglądała w nocy ten wspaniały wynalazek ludzkości. Podobał jej się, gdyż wszyscy byli tam szczęśliwi, każdy szedł z tym słodkim uśmiechem na ustach, a ona spacerowała między nimi nie dostrzeżona. Z miną nie mogącą wyrażać czegokolwiek.

Uradowana chwyciła jego dłoń i z szerokim uśmiechem skierowała się do źródła swych marzeń. Oczywiście jak zwykle zapomniała, że teraz musi płacić za wejście, ale w końcu od czego miała Sama. Złapała mocno go za rękę bojąc się, że zgubi go gdzieś w tym całym tłumie.

– To gdzie moja piękna pani chce pójść? – Zapytał z uśmiechem patrząc na podniecenie na jej twarzy.

– Wszędzie, chcę spróbować wszystkiego! – Odparła uradowana.

Nic, ani nikt nie mogło opisać jej szczęścia. Zawsze marzyła, że pewnego dnia ktoś z nią tu przyjdzie i będzie ją tulił tak jak to robiły wszystkie pary, że już nigdy nie będzie sama, że znajdzie kogoś komu wreszcie powie dwa słowa.

– Nie będziesz się bać? – Zapytał wskakując do kolejki górskiej. Podał rękę Śmierci.

– Bać? To uczucie?! Musi być fascynujące! W końcu ci ludzie nie bez powodu tak krzyczą, nie? Często ich nasłuchiwałam. – odpowiedziała zajmując miejsce obok Sama – Jedźmy! Jedźmy!

– Powinnaś być blondynką…

– Słucham?

– Ach, nic nic. Przychodziłaś tu? – W jego głosie było słychać nutkę zazdrości – Z kim?!

Uśmiech znikł z jej twarzy na to pytanie. Wagonik zaczął powoli ruszać, by wjechać na stromą górę.

– Sama, zawsze byłam sama…

Sam spojrzał na jej smutną minę, zrobiło mu się naprawdę przykro z jej powodu, dopiero teraz odkrył, że nic tak naprawdę o niej nie wiedział.

Wagonik wjechał wyżej, a oczom pasażerów ukazał się ogromny zjazd w dół. Do tej pory nie robiło to wrażenia na śmierci, ale gdy poczuła silny wiatr na swej twarzy i to jak coś co zawsze biło tak szybko podchodzi do gardła wydała z siebie cichy pisk, który idealnie skomponował się z chórem wrzasków pozostałych pasażerów. Zmrużyła oczy, nie myślała, że ciało może dać jej takie wspaniałe doznania. Sam mocno chwycił ją za rękę i z rozbawieniem dołączył się do chóru pisków, tworząc wspaniałą piosenkę, która zmieniała się w śmiech przy podjazdach pod górę.

– Spokojnie nie jesteś sama – Powiedział dodając otuchy towarzyszce – I w dóóóóóóół!

Pasażerowie wydali z siebie kolejny wspólny wrzask, wychodziło im to coraz lepiej i coraz bardziej wpasowywali się w rytm.

Śmierć obróciła na chwilę głowę, by ujrzeć małą dziewczynkę, która z uśmiechem na ustach obserwowała piszczących ludzi. Wyciągnęła mała rączkę i pomachała jej. Śmierć patrzyła na to zdziwiona, nikt jeszcze nigdy nie witał się z nią z taką radością, a przecież ledwie parę dni temu przyszła zabrać bliską jej osobę. Odpowiedziała jej machnięciem widzialnej już dłoni. Była naprawdę szczęśliwa, ten świat wreszcie ją zaakceptował. Szkoda, że nie wiedziała, że zaakceptował tylko jej sztuczną ludzką postać a nie to kim była naprawdę.

Była śmiercią skazaną na samotność…

– Ale była jazda! – Wykrzyknął i spojrzał na minę Arietty – Ale masz fryzurę, wszystkie włosy sterczą ci na głowie!

– Włosy? – Śmierć spojrzała na swoje odbicie w szybie– No tak, wcześniej nigdy nie musiałam o nie dbać bo ich nie miałam… A ja myślałam, że polerowanie czaszki to zajmujące zadanie, ale to jest o wiele, wiele gorsze!

– Mnie się bardzo podobają, są bardzo oryginalne! Powinnaś częściej się tak czesać! Miło czasem oderwać się od tej monotonności w policji.

Śmierć zacisnęła pięści i spojrzała w ziemię. Poczuła jak coś dziwnego zbiera jej się w oczach, nie zaznała tego dotychczas. Wyciągnęła rękę i ostrożnie otarła oczy, były tak dziwnie podejrzanie mokre.

– Nigdy wcześniej tak świetnie się nie bawiłem. – Dodał Sam.

– Woda z oczu? – Przerwała mu Arietta patrząc na lekko wilgotne palce.

Samowi zniknął uśmiech z twarzy i szybko spojrzał na twarz swej uroczej towarzyszki.

– Łzy? Ty płaczesz?!

– Nie wiem, ale dlaczego?

Policjant stanął naprzeciwko niej i objął ją ramionami. Przytulił mocnej do siebie. Mógłby już tak pozostać na zawsze, naprawdę nie miałby nic przeciwko temu . Tym bardziej, że wielu innych mężczyzny przyglądało mu się z zazdrością.

– Może ze szczęścia? – Zapytał ocierając jej twarz z łez.

Śmierć znów lekko się uśmiechnęła, czując szczęście przepełniające jej wnętrze, już nie puste. Jej decyzja o zostaniu człowiekiem, stawała się coraz trafniejsza i wspanialsza. Nie żałowała jej, tym bardziej że…

– Kocham cię – Powiedziała pełnią swych uczuć, kierowanych głosem z nowo nabytego serca, chcącego znów eksplodować.

Jej twarz oblała się lekki rumieńcem. Zawsze chciała to komuś powiedzieć, ale nie tak sobie palnąć. Tylko tak prosto z siebie i z prawdziwym ludzkim uczuciem. Nie czekając na odpowiedź obdarzyła go namiętnym pocałunkiem swojej miłości. Ta chwila miała być idealna, ale wszystko się posypało gdy wyczuła w kieszeni znajome wibracje.

– Przepraszam – Wyjąkała ciągle lekko rumiana – Muszę iść pomóc mamie. Spotkamy się w domu.

– Ale…

Nie zdążył jej złapać. Mógłby przysiąc, że przed chwilą widział jak jego słodka Arietta rozpływa się w powietrzu, ale przecież było to nie możliwe. Na pewno coś mu się przywidziało. Kobiety rozpływające się w powietrzu – a to zabawne!

Pojawiła się w domu, gdzie na powitanie została upaprana sporą ilością krwi wydobywającej się z tętnicy dość znajomego kupca. Uśmiechnęła się do niego szyderczo, gdyż wreszcie on mógł ją zobaczyć.

– No kogo widzą tu moje piękne oczodoły?! Czy to nie pan co mnie obraził i do tego teraz zepsuł najważniejszy moment w moim jakże długim życiu!

Kupiec lekko zdezorientowany spojrzał na kobietę z podłogi, zapominając, że z jego ręki sączy się dość spora ilość krwi. Ta kobieta naprawdę przyćmiewała wszystko w koło. Był tak oczarowany, że umarł z pięknym uśmiechem na ustach.

– Przepraszam, ale co pani robi w moim domu? – Zapytała dusza sprzedawcy unosząc się z ciała.

– Jestem Śmiercią – Wysyczała przez zęby wyciągając swoją broń.

Kupiec zmierzył ją oczyma swej duszy.

– Nie do końca tak cię sobie wyobrażałem, chociaż to oblicze pasuje do ciebie idealnie.

– Nie uwierzy pan, ale nie jest pan pierwszym, który tak twierdzi – Dodała zmieniając magazynek i mierząc w duszę – Nie spyta pan czy nie powinnam mieć kosy?

– A powinienem?

Śmierć wzruszyła ramionami.

– Wszyscy o to pytają, staramy się iść z duchem czasu, o bez urazy. Tak praca, rozumie pan. Prawda?

Strzeliła wysyłając duszę do innego świata, dopiero wtedy przypomniało jej się, że miała go zganić za jego ranne zachowanie. Jednak chyba ta niefortunna śmierć, była wystarczającą karą za tę jakże bolesną zniewagę. Czy nikt nie wiedział, że śmierć ma swoje uczucia? No przynajmniej jak ma ludzkie ciało.

Podeszła do kranu i ostrożnie zmyła z siebie krew ofiary przypadkowego skaleczenia się w rękę, gdzie skaleczenie to chyba trochę niezbyt udane słowo w tymże przypadku. Gdy tylko doprowadziła się do ładu i składu teleportowała się pod dom swego ukochanego Sama.

– Już jestem skarbie. – Powiedziała uradowana popychając drzwi.

Jej uśmiech znikł, gdy odkryła że przedpokój jest wywrócony do góry nogami. Nie wiedziała co to ma oznaczać, ale brak odpowiedzi od Sama bardzo ją zaniepokoił. Szybko wpadła do najbliższego pokoju.

– Jest i nasza piękna Śmierć!

Znała ten głos, tylko jedna osoba umiała zawrzeć w nim tyle agresji i nieczułości, aż ciarki przeszły jej po plecach. Czego on mógł od niej chcieć czemu tak na nią się uwziął?! Każdy normalny człowiek… lub wilkołak znając prawdę powinien trzymać sie z dala ode mnie.

Szybko zapaliła światło by ujrzeć swego ukochanego, przytrzymywanego przez tego obrzydliwego adwokata – mordercę– wilkołaka. Trzymał te swoje długaśne pazury niebezpiecznie blisko szyi Sama. Mina pojmanego policjanta nie wyglądała za ciekawie, przynajmniej wiadome było, że nie poddał się bez walki. Niestety szanse jego jako człowieka, przeciwko wilkołakowi były naprawdę znikome.

– Puść go! – Krzyknęła czując jak jej serce znów dziwnie przyśpiesza.

Tak, to był strach i przerażenie, tylko niestety ona nie umiała ich rozpoznać, ale jednego była pewna wcale jej się nie podobały. Dopiero teraz mogła zrozumieć jak bardzo prorocze były słowa Toma. Zaczęła podejrzewać, że rzucił na nią klątwę.

– Uciekaj – Wysyczał z siebie Sam, przez co pazury zbliżyły się jeszcze bliżej jego szyi.

Wilkołak z szyderczym uśmiechem obserwował wyraz twarzy śmierci. Nie mógł jej zabić, tylko Śmierć Śmierci była zdolna to zrobić. To kościste ciało w ciele anioła działało mu lekko na nerwy, wszystko to na co pracował tyle lat mogło pójść na marne, gdyż ona wszystko widziała.

– Miałaś rację – Powiedział szyderczo uśmiechnięty Aleksander – To ja jestem mordercą. Przyznaję się bez bicia to ja zabiłem żonę swego klienta. Pamiętasz jak pięknie krzyczała?!

Całe ciało Arietty zaczęło nagle drżeć a język odmawiał posłuszeństwa i dziwnie plątał się jej w ustach. Widok bliskiej jej osoby w tej sytuacji bardzo ją martwił, ale czuła, że wszystko będzie dobrze. Nie wiedziała i nie rozumiała co właściwie dzieje się z jej ciałem, ale jednego była pewna – ocali go za wszelką cenę. Chociaż w sumie ona nie miała nic do stracenia, no po za ukochanym.

– Dlaczego… – Wtrącił się zdezorientowany Sam.

– Dla pieniędzy! – Ku zdziwieniu Śmierci, ten głos był jej. – Cholerni ludzie, dla pieniędzy zrobią wszystko!

Teraz kolejne uczucie zaczęło ją rozpalać od wewnątrz. Zbiła dłonie w pięści i zmarszczyła brwi. Coś wewnątrz niej gotowało się i chciało eksplodować roznosząc wszystko w koło w drobny mak.

– Brawo! W tym zawodzie, czasem trzeba sobie trochę dopomóc. – Powiedział wilkołak oblizując usta – A po za tym uwielbiam patrzeć na krew i słuchać jęki swych ofiar. O tak!

Sam lekko się skrzywił czując trzy ostre szpony drugiej ręki przeciąganej po jego policzku. Krew powoli wyciekła z ran, barwiąc pazury na czerwony kolor. Arietta uczyniła parę kroków w ich stronę.

– Nie tak prędko pani śliczna! – Wykrzyknął przyciskając mocniej pazury do szyi Sama.

Śmierć znieruchomiała w połowie drogi. Zbyt bardzo bała się, że zaraz wypłynie z niego ta ohydna czerwona ciecz. Wiele razy widziała już takie rany, nie było na nie żadnego ratunku.

– Czym ty jesteś? – Wykrzyknął Sam, kierując pytanie do oprawcy.

– Jego to nie dotyczy! –Wyprzedziła wilkołaka Śmierć– Puść go!

– Moje morderstwa były idealne! – Wykrzyknął znów wbijając pazury głębiej w policzek mężczyzny, tym razem udało mu się dotrzeć do jego wnętrza – Idealne! Zapomniałem tylko, że ty wszystko widzisz przychodząc po duszyczki! A potem co, dostajesz to ludzkie ciało, którym możesz wszystko zepsuć!

Kostucha skrzywiła się. Dopiero teraz przypomniało jej się, że wilkołaki widzą przez ściany, a także mają świetny słuch.

– Więc słyszałeś… – Wyszeptała cicho pod nosem.

Aleksander uśmiechnął się złowieszczo.

– „ To on zabił”? Jakbym mógł tego nie słyszeć?! – Aleksander oblizał swe usta – I przyznam że musisz nieźle całować.

Sam czując się lekko ignorowany zaczął się szarpać, lecz próżny był jego wysiłek. Silne ramiona wilkołaka był zbyt potężne dla policjanta, który pewnie oszukiwał na testach policyjnych. Do tego musiał uważać na te pazury, znajdujące się niebezpiecznie blisko jego szyi.

– Nikomu nic nie powiem. Zrobię co zechcesz! Proszę puść go!

Odpowiedział jej tylko upiornym i kpiącym śmiechem.

– Co cię tak bawi?!

– Ty i twoja głupota. Naprawdę myślisz, że po słowach jakie tu padły pozwolę ujść mu z życiem? By mnie wydał? Dwadzieścia lat zabijałem, okradałem i oszukiwałem swych klientów by stać się najlepszym i teraz gdy osiągnąłem sukces mam zmarnować te wszystkie lata?

Łzy znów zaczęły napływać jej do oczu, całe jej ciało trzęsło się, a serce biło przeraźliwie szybko. Po raz pierwszy uświadomiła sobie, że może go stracić, że gdy ona będzie żyć i żyć on umrze a ona przyjdzie po niego. Wcześniej jakoś to do niej nie docierało. Na szczęście miała jeszcze jeden haczyk w rękawie.

– Puść go – Pstryknęła palcami, a w jej dłoniach pojawił się czarny płaszcz – Bo zdradzę ci ją! Datę twej śmierci!

Nic się nie stało. Aleksander nawet nie drgnął na te słowa. Nie tego oczekiwała śmierć. Myślała, że jak zwykle usłyszy krzyk rozpaczy i błagalne prośby, a on po prostu w ogóle na to nie zareagował. Zapadła długa cisza, w której słychać było dwa szybko bijące serca.

– Czekam. – Odpowiedział jej Aleksander.

Śmierć rozdziawiła usta i wyciągnęła zegarek. Miała nadzieje że blefuje. Spojrzała na tarczę czarnego czasomierza.

– Zostało ci dokładnie – Chwila ciszy jednak nikt jej nie powstrzymuje – sześć lat – ciągła cisza nic się nie dzieje – Nie powstrzymasz mnie?!

– Sześć lat i co dalej? – Zapytał zaciekawiony Aleksander.

– Ej, co to ma znacz… – wtrącił się Sam.

Śmierć zamilkła, nie rozumiała już niczego. Nie tak powinien na to reagować. Patrzyła na niego osłupiała, nie była już w stanie doczytać ostatnich dat.

– No co jest?! Nie powiesz mi? A, to szkoda. Sześć lat powiadasz? Nawet nie wiesz jaki użytek można zrobić z tą wiedzą! – Wykrzyknął uradowany Aleksander.

– Ale, ty… powinieneś…. się… bać – Wydukała coraz bardzie przerażona Śmierć.

– Bać?! A niby czego?! – Zawołał wilkołak – Dzięki tej wiedzy, wiem, że mogę robić co zechce bo i tak nie zginę! To cudowne, nie uważasz?!

Kostuchę zatkało całkowicie. Tak jak długo żyła nie spotkała się z osobą chcącą poznać datę swej śmierci i cieszącej się z niej jak dziecko, które dostało cukierka. Nie taka powinna być reakcja. Ten wilkołak był nienormalny. Nagle poczuła jak coś wibruje w kieszeni jej płaszcza.

Super – pomyślała – jak zwykle ludzie to mają wyczucie czasu z umieraniem. Zawsze w jak najmniej odpowiednim momencie! A bogowie znów będą wściekli jak na czas zadania nie zrobię. Co teraz?! Co mam robić?!

– Chce usłyszeć końcówkę! – Przerwał jej myśli Aleksander.

Śmierć niechętnie wsadziła rękę do kieszeni, gdy Sam postanowił skorzystać z okazji do ucieczki. Wykorzystał zdezorientowanie wilkołaka i ze wszystkich sił uderzył łokciem w brzuch swego oprawcy, ten zachwiał się i przez nieuwagę wypuścił ofiarę ze swych szponów. Mężczyzna ruszył w stronę ukochanej.

Kostucha uniosła swe przerażone oczy pełne łez prosto na twarz ukochanego.

– Sam, nie!

Widząc jak Aleksander wyciąga broń i mierzy w głowę jej ukochanego spróbowała się poruszyć i przeszkodzić mu. Jednak jej ciało nawet nie drgnęło, nie mogła się poruszyć nawet jeśli tak bardzo tego pragnęła. Mogła tylko stać i patrzeć. Nie mogła zmienić tego, że na zegarku z napisem Samuel Woter czas niebezpiecznie szybko zbliżał się do zera. Nie była wstanie go zatrzymać. Nie może przedłużyć, ani zatrzymać czasu. Nawet jeśli tego pragnęła z całego serca, musiała bezradnie patrzeć na jego śmierć. Po jej policzkach ściekły gorące łzy rozpaczy i bólu.

– Sam!

Jej przeraźliwy krzyk zagłuszył dźwięk wystrzelonego naboju i odbił się tysiącami ech po pomieszczeniu. Zegarek wysunął się jej z dłoni i spadł na ziemię zerując się. A ona z szeroko otwartymi oczami patrzyła jak upada martwe ciało osoby, której wyznała miłość.

– O jak mi przykro! – Zadrwił z niej Aleksander – Chociaż, nie. Wcale nie jest mi przykro. Możesz zawyć tak jeszcze raz? To było wspaniałe!

Osunęła się na kolana patrząc na ciało ukochanego, w którym nie było już życia. Jej szczęście wreszcie się skończyło i przeobraziło się w prawdziwe cierpienie. Wydała z siebie gorący jęk cierpienia zalewając podłogę łzami. Była głupia. Powinna słuchać Toma, ale teraz było już za późno. Nie mogła już cofnąć swych uczuć i tych dwóch słów jakie mu wypowiedziała. Uniosła wzrok by spojrzeć na zdziwioną duszę unoszącą się z ciała.

– Przepraszam – Wyjąkała cicho z siebie.

Aleksander śmiał się w najlepsze podziwiając przedstawienie, nawet jeśli nie mógł zobaczyć duszy i tak bawił się przednio.

– No na co czekasz?! Zastrzel go!

– Czy ja? – Zapytała zdziwiona dusza Sama.

– Tak, Sam. Umarłeś z mojej winy – Wychlipała przez łzy a w jej dłoniach pojawiła się broń Śmierci.

Z trudem przełykała łzy i znosiła to bolejące uczucie w sercu. Nie miała wyjścia musiała odesłać go na drugą stronę.

– Co to ma znaczyć?! – Zawył patrząc wprost w lufę broni.

– Jestem Śmiercią. Przepraszam, naprawdę przepraszam. Nie chciałam by to tak wyszło. Teraz muszę cię stąd odesłać.

Sam nie wierząc jej słowom wyciągnął dłoń, która przeniknęła przez jej piękny policzek i wyszła drugą stroną.

– To żart?! Śmierć powinna mieć kosę!

– Jakże to romantyczne! – Zawył Aleksander, ale nikt nie zwracał na niego uwagi.

Śmierć wytarła łzy, mimo, że było to bezcelowe gdyż i tak nie chciały przestać płynąć.

– Staramy się być nowoczesne. Dlatego broń zastąpiła nam kosy. Staramy się iść z duchem czasu, rozumiesz to prawda?!

Patrzyła mu prosto w zaskoczone oczy, które najwyraźniej nic nie pojmowały.

– Nie, nic nie rozumiem! – wykrzyknął oburzony – To żart! To tylko sen!

– Przykro mi Sam.

– Tobie jest przykro?! A on – wskazał na Aleksandra – Co będzie z nim?!

Śmierć spojrzała na wilkołaka i wzruszyła ramionami. Przecież nie mogła go skrzywdzić, nawet jeśli tak bardzo tego pragnęła była bezsilna.

– Nie mogą przedłużyć, ani skrócić życia! – Wykrzyknęła zapłakana – Przepraszam.

Uniosła się powoli na swych drżących nogach ciągle zalana łzami istnej rozpaczy swojej bezsilności, ale po raz ostatni. Tak po raz ostatni chciała się z nim pożegnać. Nagle zrozumiała, że to cierpienie jest warte tego szczęścia spędzonych razem chwil, których już nikt nawet Aleksander im nie odbierze. Zbliżyła swoje wargi do duszy i ostrożnie pocałowała go. Nawet jeśli nic nie czuła i lekko w niego wnikała, uznała to za najwspanialszy pocałunek na świecie.

– Dziękuję i żegnaj – Przyłożyła broń do jego serca iż trudem przełykając łzy dodała: – Taka praca, rozumiesz to prawda?

Strzeliła.

Koniec

Komentarze

Prawie wszystkie moje uwagi do pierwszej części pozostają w mocy.

Babska logika rządzi!

Nowa Fantastyka